Rozdział 14
Na wstępie przepraszam za tak długą przerwę. Wierzcie lub nie, ale mimo że jest początek roku szkolnego, to mam już na koncie kilka napisanych sprawdzianów a nawet popraw xDD Napięty grafik = brak możliwości pisania. Od jakichś dwóch tygodni sypiam po trzy godziny dziennie, chyba że przyjaciółka mnie wcześniej pogoni ;) Liczę więc na zrozumienie i zapraszam na rozdział :*
– Jak się dziś czuje moja ulubiona pacjentka? – Usłyszałam ten irytujący, wesoły głos tego debila zwanego lekarzem. Minął dopiero tydzień naszej kretyńskiej umowy, a już miałam dość tej jego radości!
– Jak gówno. Po cholerę o to codziennie pytasz – prychnęłam. Dzisiaj szczególnie nie miałam ochoty na... czyjekolwiek towarzystwo. Dzisiaj mijały równe dwa lata, odkąd straciłam najlepszą przyjaciółkę, przez co denerwowało mnie dosłownie wszystko. Chciałam być sama, chyba nie jest to szczególnie dziwne.
– Z grzeczności. – Wzruszył ramionami i znowu się szeroko uśmiechnął. Cholerny wesołek!
– Skoro już się dowiedziałeś, możesz sobie iść.
– Zwiększyć ci dawkę leku przeciwbólowego? Domyślam się, że mięsień dalej cię boli po operacji. – Dla wyjaśnienia, lekarze operacyjnie zszyli mój mięsień. Oczywiście dalej odczuwałam ból pomimo leków.
– Zwiększ jeśli to nie problem – mruknęłam pod nosem.
– Coś jeszcze? – zapytał, gdy grzebał przy kroplówce.
– Chcesz mi pomóc? – Pokiwał głową. – To wyjdź... – gdy zobaczyłam, że chce się odezwać, dodałam – proszę.
Teraz bez słowa kiwnął głową i postanowił zgodnie z moją prośbą wyjść. Mimowolnie odetchnęłam. Wiem, że cały czas mi próbował pomóc, ale momentami miałam wrażenie, że przesadza. Zwłaszcza że dzisiaj miałam szczególnie parszywy nastrój. Chciałam go spędzić sama...
– Mordko... – Chyba jednak nie będzie mi to dane.
– Nie czaj się, wejdź –westchnęłam, gdy w drzwiach dostrzegłam Bruce'a. Jego obecność byłam w stanie znieść, może wręcz w pewnym sensie jej potrzebowałam. W końcu on wiedział co czułam w tej chwili...
– Zgaduję, że pamiętasz... – odezwał się przygaszonym głosem, gdy tylko siadł na stołku przy moim łóżku.
– Niestety tak – mruknęłam podobnym tonem.
– Mogę z tobą zostać? Chyba oboje tego dzisiaj potrzebujemy.
– Ty możesz. – Delikatnie się podniosłam i wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Od razu ją chwycił i ścisnął. Obecnie tylko na tyle było mnie stać ze zwichniętym barkiem i złamanym nadgarstkiem. Wszystko mnie cholernie bolało.
– Jak się tu trzymasz? Ten lekarz dalej truje ci dupę?
– Tak – mruknęłam. – Nie odpuszcza ani na chwilę. Przychodzi z tym irytującym uśmiechem, pyta jak się czuję i co u mnie.
– Co odpowiadasz? – Dostrzegłam w jego oczach rozbawienie.
– Że jest bez zmian i może już sobie iść – prychnęłam na co Bru bezczelnie parsknął śmiechem. – To nie jest śmieszne idioto! – obruszyłam się. – On serio myśli, że zmieni moje nastawienie w ten rok – burknęłam pod nosem.
– Pomęczy się trochę i zrozumie, że jesteś zbyt uparta i dumna. Chyba że... – zawiesił się na chwilę – może dasz mu szansę?
– Żartujesz, prawda? – zapytałam niedowierzając. On doskonale wiedział o całej tej umowie jak i o tym, że nigdy, NIGDY nie pozwolę temu natrętowi czegokolwiek wskórać.
– Nie. Myślę, że mogłabyś mu pozwolić... coś zmienić – gdy zobaczył, że chcę się odezwać, szybko dodał. – Zrób to dla Alice.
Tym zamknął moje usta na dłuższą chwilę. Nie wiedziałam, jak na to odpowiedzieć. Zawsze w chwilach, gdy chciałam się poddać, po prostu odpuścić sobie wszystko, przed oczami stawała mi ona, jej szeroki uśmiech i w głowie rozbrzmiewały jej słowa. Pamięć o niej przywracała mnie do rzeczywistości, w której dalej żyłam i zyskiwałam siłę do dalszego funkcjonowania. – Pamiętasz, co zawsze mówiła przed Tym? Gdy widziała, że jesteśmy w stanie skrajnego załamania a ona ciągle była w stanie cieszyć się życiem? – Mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam.
– Powtarzała, że kiedyś nasze rodziny i krzywdy nam wyrządzone nie będą naszymi przeszkodami czy ograniczeniami. Że kiedyś będziemy po prostu wolni... wolni jak nikt inny na świecie. – W jednej chwili w oczach stanęły mi łzy. Od dawna starałam się zakopać te słowa głęboko wśród wspomnień, o których chciałabym zapomnieć. Tak jak ją kochałam, tak przez te słowa momentami chciałam ją ukatrupić. Kiedyś... myślałam, że ona będzie pierwszą, która zawalczy o swoją wymarzoną wolność.
– Wiem, że nie lubisz wspominać przeszłości, bo się o to wszystko obwiniasz – zaczął – ale powinnaś wiedzieć lepiej ode mnie, czego dla nas pragnęła do ostatniej chwili. Sama była w tragicznym stanie psychicznym ale nigdy nie postawiła swojego dobra ponad nasze. Nie potrafię sobie wyobrazić lepszej przyjaciółki.
– Od kiedy tak mądrze mówisz? – parsknęłam równocześnie psując chwilę.
– Odkąd usłyszałem, że prawie umarłaś. Przez tą jedną sekundę myślałem... – zawiesił głos i przymrużył powieki.
– Myślałeś, że sama to sobie specjalnie zrobiłam. – Podniósł na mnie zbolały wzrok.
– Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak wielką ulgę poczułem gdy dowiedziałem się, że to był wypadek. Równocześnie zacząłem się zastanawiać, czy byłabyś do tego zdolna.
– Nawet jeśli czasem o tym myślę... to wiem, że nie byłabym w stanie zrobić tego tobie. Widziałam jak znosiłeś odejście Alice. Nie potrafiłabym się zabić ze świadomością, że pociągnę cię na samo dno.
– Wiesz, że kiedyś myślałem tak samo? – zapytał niby rozbawiony ale widziałam po nim, że sprawia mu ból wspominanie o tym.
– O czym ty mówisz?
– Nie radziłem sobie z odrzuceniem przez Camden'a. Nie mogłem nawet ci się wyżalić, bo nie wiedziałaś, że byłem w jakimkolwiek związku. Dusiłem to w sobie i powoli niszczyłem się od środka. Chciałem zakończyć ten ból, to cierpienie... Ale wtedy stanęłaś mi przed oczami ty z czasu, gdy wspólnie opłakiwaliśmy Al. Nie mogłem ci tego zrobić. Wiem, że wtedy nie cofnęłabyś się przed niczym...
– Niechętnie muszę ci przyznać, że masz rację – mruknęłam pod nosem przygnębiona. Jak ja mogłam wtedy nie dostrzec jego cierpienia? Tego, jak bardzo mnie potrzebował, nawet jeśli nie potrafił tego przyznać? – Kurczę, od dawna nie rozmawialiśmy o tych dniach, gdy wspólnie siedzieliśmy zamknięci w moim pokoju przez dwa tygodnie i próbowaliśmy zapomnieć. Właściwie to chyba jeszcze nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
– Pewnie masz rację – odparł z ponurym uśmiechem. – Ale wydaje mi się, że wybraliśmy do tego odpowiedni dzień. Nie powinniśmy omijać tematu Al, nawet jeśli nas to tak bardzo boli. Chciałaby, żebyśmy ruszyli dalej.
– Wiesz, że nie potrafię. – Spojrzałam przed siebie pustym wzrokiem. – Nie jestem w stanie odczuwać szczęścia, którego jej zabrakło. Mogłam jej pomóc, mogłam jej wtedy pomóc, nie doszłoby do tego...
– To nie była twoja wina...
– A czyja?!
– Tego bydlaka, który jej to zrobił! – Natychmiast zamilkłam. O tym chłopaku nie rozmawialiśmy od czasu, gdy Alice nam o wszystkim powiedziała po licznych próbach dotarcia do niej. Nie poruszyliśmy tego tematu już ani razu, myśląc, że to ona będzie kiedyś gotowa dać sobie pomóc. Niestety, nie doszło do tego...
– Nie wspominaj o nim. Żałuję, że nie wiem kim dokładnie był. Wykastrowałabym skurwiela i wepchnęła mu jego pieprzonego fiuta do gardła – warknęłam na skraju wybuchu.
– Musiałabyś się bardzo pośpieszyć, albo zrobiłbym to pierwszy...
– Czemu nie próbowaliśmy z nią porozmawiać o tym chociaż drugi raz? Może byśmy byli w stanie jej pomóc?
– Teraz jedyne co możemy dla niej zrobić, to zawalczyć o wolność. – Niestety miał rację. Czemu dopiero teraz, po dwóch latach dotarło do mnie na czym zależało Al? Powinnam o tym wiedzieć nawet lepiej niż Hemmo. Jednak to jemu udało się uświadomić mnie w tej kwestii. Alice, chyba nadeszła pora, żebym zaczęła swoją walkę o wolność, w którą ty zawsze wierzyłaś i którą ceniłaś ponad wszystko!
– Masz rację – westchnęłam. – Dzisiaj, w dniu rocznicy, obiecajmy coś sobie. – Posłał mi zaciekawione spojrzenie. – Wyruszmy wspólnie na poszukiwania wolności... Dla Alice.
– Dla Alice – odpowiedział i starł łzę z mojego policzka. Następnie najdelikatniej jak tylko potrafił objął mnie. A ja zaczęłam tonąć w jego ramionach, czując słone łzy w oczach. Ale równocześnie poczułam się, jakbym zrzuciła z pleców ciężar, którego resztki stopniowo wyparowywały z mojego organizmu wraz z głośnym szlochem i kolejnymi porcjami łez. Pomogły mi w tym ręce przyjaciela oplatające moje ciało i poczucie bezpieczeństwa towarzyszące mi od chwili, gdy spojrzał na mnie z tym błyskiem w oku. Wtedy pierwszy raz poczułam, że może być lepiej. Może się wszystko zmienić. Ale muszę zrobić jedno...
– Walka rozpoczęta – wyjąkałam z trudem. Bru doskonale zrozumiał o co mi chodzi, co udowodnił minimalnym zacieśnieniem uścisku...
***
– Czy i tym razem będzie wielkim faux pas z mojej strony gdy zapytam, jak się czujesz? – Ponownie do mojego pokoju zawitał Aaron.
– Tym razem nie. – Posłałam mu nieco wymuszony uśmiech.
– Chwila, jestem w tym pomieszczeniu kilka sekund i jeszcze nie rzuciłaś kąśliwą uwagą, sarkazmem ani prychnięciem? Co się stało?
– Musiało coś się stać, żebym stała się milsza? – prychnęłam pod nosem.
– No, jednak nie jest tak źle. – Mrugnął w moim kierunku jednym okiem.
– Czemu tak bardzo musisz mi utrudniać próbę dobrego zachowania?
– Wybacz, chyba nabrałem paru twoich nawyków. Ale wracając, dobrze się czujesz?
– Nie jestem pewna – mruknęłam i uniosłam na niego wzrok.
– To znaczy? Boli cię coś?
– Postanowiłam dać ci prawdziwą szansę.
– To serio coś z tobą nie tak.
– Myślałam, że o to ci chodziło. – Niewątpliwie jego słowa mnie zdziwiły. – Zdecyduj się czego ode mnie oczekujesz.
– Zależy mi na twojej współpracy ale nie spodziewałem się, że uda mi się to stosunkowo szybko osiągnąć. Mogę wiedzieć, co było twoim czynnikiem zapalnym?
– Stara przyjaciółka – mruknęłam pod nosem.
– Chętnie ją poznam. Muszę jej kiedyś podziękować, że nakłoniła cię na zmianę zdania.
– Raczej nie będzie to możliwe – stwierdziłam, przy okazji maskując ból, który sprawiało mi każde słowo.
– A czemu?
– Od dawna nie mamy bliskich relacji. Ona... – język ugrzązł mi w gardle – wyjechała. Dawno temu.
– To czemu twierdzisz, że przez nią zmieniłaś zdanie?
– Odpuść ten temat. Nie chcę o niej rozmawiać. A już na pewno nie z tobą – warknęłam, tracąc panowanie.
– Dobra, małymi kroczkami. – Wysunął ręce w geście obronnym.
– To co, od czego zaczynamy?
Wiem że krótko, ale chciałam coś koniecznie dodać. Długo mnie tu nie było, zgaduję że sporo osób odpuściło czytanie tego czegoś... Ale liczę że ktokolwiek został i przeczekał mały kryzys. ^^ Na dzisiaj tyle. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale mam nadzieję że w miarę szybko coś wyskrobię. (Tak w ogóle to wiem, że fabuła rozdziału nieco wymuszona, ale liczę że docenicie fakt, że w ogóle coś się pojawiło)
Do napisania, kochani!! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro