Prolog
Na wstępie chciałabym prosić o wyrozumiałość i całkowicie szczere opinie. Pierwszy raz odważyłam się opublikować cokolwiek, a chcę się rozwijać- nie cofać w kwestii pisania. Rozdziały będą się pojawiać zależnie od motywacji, czyli komentarzy. Miłego czytania :)
Kolejne wyzwiska... Kolejne obelgi... i znowu poniżenie, śmiechy... Czemu własna rodzina mnie aż tak nienawidzi? Od zawsze starałam się nie dawać im do tego powodu. Nie sprawiałam problemów, dobrze się uczyłam... a nagrodą za to był koszmar zgotowany przez moich rodziców. Całe moje życie od zawsze było koszmarem. Nienawidziłam go całym sercem. Moja własna rodzina mnie zniszczyła...
Kolejne nieprzespane noce, zawody życiowe, rozczarowania, wylane łzy, litry wypitego alkoholu, wypalone papierosy... Nigdy nie byłam w stanie poczuć tej tak zwanej "radości życia", bo niby kiedy? Pomiędzy wyzwiskami? A może gdy wysłuchiwałam, jak wielkim rozczarowaniem jestem i że codziennie żałują, że nie zdecydowali się na aborcję? Za ich sprawą, od zawsze czułam, że jestem jedną wielką pomyłką. Moje wady się namnażały, moja podświadomość podsuwała mi coraz gorsze myśli na mój temat...
Każde światełko w tunelu okazywało się być kolejną porażką. Kiedy aż tak zawiniłam, że zostałam całkowicie skreślona? Na początku wierzyłam, że być może zakochanie będzie w stanie uratować resztki wraku, którym jestem. Ale nadeszło kolejne rozczarowanie. Odbiło się na mnie jeszcze gorzej, niż poniżanie przez rodziców.
Mijały lata mojego nijakiego życia. Kiedy już dawno straciłam nadzieję na poprawę, pojawiła się niewielka iskra. Ta iskra bez mojej wiedzy i zgody, powoli stawała się sensem mojego nędznego bytu. Aż w końcu, ta niepozorna iskra o przenikliwych, ciepłych, niebieskich oczach, gęstych, czarnych włosach, promiennym, szczerym uśmiechu i umięśnionym, powalającym ciele zawładnęła moim umysłem i już tam pozostała... nieświadomie mnie w sobie rozkochując...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro