Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Wolfstar AU niemagiczne


No więc tak

Przybyłam kolejnym pomysłem, który próbowałam realizować ale niestety ja jak to ja nie mogę tego dokończyć a jak piszę to więcej usuwam niż dopisuję. 

Jednak dziś trochę inaczej. Jeżeli ktoś jest zainteresowany musi przeczytać ten tekst który napisałam, dopiero pod nim dam to co chciałabym aby było opisane dalej. 

Zasady takie jak zawszę!

+Pamiętajcie że to co napisałam może być zmienione na wasz styl pisania!+


Początek:

Choroby, które występują w tej książce [aby nie było niezrozumienia].

𝐒𝐜𝐡𝐢𝐳𝐨𝐟𝐫𝐞𝐧𝐢𝐚— ciężka choroba psychiczna dotykająca ok. 20 milionów ludzi na całym świecie. Schizofrenia charakteryzuje się zaburzeniami myślenia, percepcji, emocji, języka, poczucia siebie i zachowania. Typowe doświadczenia obejmują halucynacje (słyszenie głosów lub widzenie rzeczy, których nie ma) i urojenia (utrwalone, fałszywe przekonania). Na całym świecie schizofrenia wiąże się ze znaczną niepełnosprawnością i może wpływać na życie rodzinne i zawodowe. Choroba jest jednak uleczalna- leczenie lekami i wsparcie psychospołeczne jest skuteczne. W niektórych obszarach mózgu zaczyna brakować (neuroprzekaźniki) dopamina, serotonina i noradrenalina, co odpowiada za wystąpienie tzw. objawów negatywnych (ubytkowych), jak np. sztywność emocjonalna, zubożenie myślenia, czy brak odczuwania przyjemności. Z kolei halucynacje (omamy) i zaburzenia myślenia to objawy pozytywne (wytwórcze) i związane są ze zbyt wysokim stężeniem dopaminy w określonych strukturach mózgu.

(𝐙𝐞𝐬𝐩𝐨́ł 𝐧𝐚𝐝𝐩𝐨𝐛𝐮𝐝𝐥𝐢𝐰𝐨𝐬́𝐜𝐢 𝐩𝐬𝐲𝐜𝐡𝐨𝐫𝐮𝐜𝐡𝐨𝐰𝐞𝐣) 𝐀𝐃𝐇𝐃—ujawnia się dość wcześnie zazwyczaj do 5. roku życia. Dziecko nie jest wytrwałe w swoich działaniach, szybko się nudzi nowym zajęciem czy zabawką. Zaczyna wykonywanie kilku czynności naraz i żadnej z nich nie kończy. ADHD występuje u 4-8% dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Częstość tego schorzenia maleje z wiekiem – w kolejnych 5-letnich grupach wiekowych jest niższa o 50%. Niektóre cechy zespołu utrzymują się jednak nawet w wieku dorosłym (60%). Do pewnego czasu istniało przekonanie, że ADHD częściej występuje u chłopców, jednak obecnie coraz więcej informacji wskazuj na to, że dziewczynki równie często cierpią na zespół nadpobudliwości psychoruchowej. W przeciwieństwie do chłopców, u których zwykle dominującą rolę odgrywają objawy nadpobudliwości, u dziewcząt częściej przeważają zaburzenia koncentracji, przez co mogą zostać w ogóle niezdiagnozowane lub zdiagnozowane błędnie.

𝐃𝐞𝐩𝐫𝐞𝐬𝐣𝐚— to choroba, która może dotknąć osoby w każdym wieku. Smutek czy dołek psychiczny, w jaki zdarza nam się wpadać od czasu do czasu to normalne elementy codziennego życia emocjonalnego. To naturalna reakcja organizmu na niepowodzenia czy rozczarowania. Kiedy jednak uczucie pustki i rozpaczy zawładnie Tobą, nie mija i nie pozwala Ci cieszyć życiem jak dotychczas, może się okazać, że cierpisz na depresję. Jest naprawdę dużo rodzajów depresji i ich przyczyn.

𝐀𝐧𝐨𝐫𝐞𝐱𝐢𝐚 𝐧𝐞𝐫𝐯𝐨𝐬𝐚 (jadłowstręt psychiczny) — jest zespołem chorobowym, który polega na świadomych ograniczeniach w przyjmowaniu pokarmu, co powoduje sukcesywny spadek masy ciała i osiągnięcie wymarzonej, szczupłej sylwetki. Jednakże nie zawsze jest to świadome zachowanie.

𝐏𝐚𝐫𝐚𝐠𝐞𝐥𝐢𝐚— zjawisko spontanicznego, bardzo silnego i niepohamowanego (nawet pomimo silnych starań) śmiechu w nieadekwatnej sytuacji.

<~~~>


Kilka słów wiecznie wesołej Hope Lupin wystarczyło, by w mniej niż godzinę jej mąż, jak i ja wygodnie siedzieli w aucie, rozmawiając i śmiejąc się przy opowiadaniu różnorodnych historii. Hope była kobietą bardzo wesołą, z wiecznym uśmiechem na twarzy. Kochała opowiadać historie o magicznych stworzeniach, a ja natomiast uwielbiałem ich słuchać. Choć miała swój miły charakter, była też bardzo stanowcza i nadopiekuńcza. Mimo tego mój ojciec Lyall Lupin, jak i ja kochaliśmy ją najmocniej na świecie. Lyall natomiast był biznesmenem, który mimo sporej ilości pracy znajdował czas dla swojej rodziny.

Tak samo, jak w ten weekend, w który mieliśmy wyjechać na wspólną wycieczkę, odwiedzając naszych dalekich krewnych od strony ojca, małżeństwo Dumbledore. Nie wiedziałem o nich zbyt wiele, jedynie to, co opowiadali rodzice. Na pewno nazywali się Albus i Minerva, byli starsi niż rodzice i prowadzili dość popularną szkołę z internatem.

W połowie drogi, która mijała nam spokojnie, gdzie Hope podśpiewywała sobie piosenkę lecącą w radiu, a Lyall pilnował jezdni, przysnąłem oparty o szybę, lecz nie na długo. Obudził mnie wrzask matki, a po chwili głośne odgłosy, które spowodowały, że piszczało mi w uszach. Strasznie kręciło mi się w głowie i nie mogłem otworzyć oczu, aby zobaczyć, co się stało. Czułem, że coś spływa mi po twarzy i coraz bardziej odczuwałem rozrywający ból całego ciała. Przytłumiony hałas oraz pisk. Starałem się powoli otworzyć oczy. Wszystko działo się strasznie wolno, lecz ja dalej nie rozumiałem.

„Co się stało? Gdzie mama i tata?"

Nic później nie pamiętam. Obudziłem się w pustej sali szpitalnej, cały w bandażach i niemogący się ruszać. Pół mojej twarzy było zabandażowanej, przez co nie widziałem na lewe oko. Pielęgniarki, które do mnie przyszły powiedziały, że obudziłem się po pięciu dniach. Wyjaśniły, że najbliższe dni spędzę tutaj. Nic więcej nie chciały powiedzieć, a jedynie kazały czekać na rodzinę i lekarza. Przed wyjściem zapytałem, czy mogłyby mi rozłożyć łóżko tak, abym mógł choć trochę siedzieć, na co się zgodziły.

Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna ubrany w biały fartuch. Za nim weszła starsza pani o brązowych włosach spiętych na górze głowy. Miała lekki uśmiech na twarzy i lekko widoczne zmarszczki. Ubrana była w czarną suknię, a na nią miała zarzuconą dużą ciemnozieloną chustę zakrywającą ramiona i plecy. Zaraz po niej do pomieszczenia wszedł mężczyzna z sięgającą za ramiona brodą. Tak jak kobieta, był ubrany na ciemne kolory i na jego twarzy malował się pocieszający uśmiech.

— Dzień dobry chłopce. Jestem twoim doktorem. Szybko cię zbadam i zostawię z rodziną, abyś mógł z nimi porozmawiać. Oczywiście nie długo, bo nie możesz się przeciążać— jak powiedział, tak zrobił.

Krótką chwilę zajęło mu zbadanie mnie i skontrolowanie tabliczek przyczepionych do mojego łóżka. Para, która przyszła z nim do mojej sali stała cicho, obejmując się i przyglądając ze smutkiem w oczach.

— Będę już wychodził. Proszę go nie przeciążać, musi odpoczywać. Jeżeli jego organizm dalej będzie w tak szybki sposób się regenerować, za dwa lub trzy tygodnie go wypiszemy— zwrócił się do pary, a ci przytaknęli. Gdy doktor stał już przy drzwiach, odwrócił się do mnie i dodał: Chciałem ci jeszcze złożyć moje kondolencje, przykro mi chłopce.

„Co?! Jakie kondolencje? Czy oni...?" zapytałem sam siebie i patrzyłem głupio w drzwi, za którymi zniknął lekarz. Potrząsnąłem głową, to nie mogła być prawda. Spojrzałem na tę dwójkę przede mną i czekałem, aż któreś z nich się odezwie. Zrobił to mężczyzna:

— Nie wiem, czy nas pamiętasz, ale jestem Albus Dumbledore, a to moja żona Minerva- przedstawił się.— Kiedyś już się widzieliśmy, ale byłeś za mały, żeby nas zapamiętać. Jak się domyślasz, jesteśmy twoją jedyną najbliższą rodziną— powiedział wszystko powoli, uważając na każde słowa.

To prawda. Nawet jeżeli ich nie znałem, to małżeństwo było jedyną częścią rodziny, która nie odwróciła się od mojego ojca i matki. Nie byłem pewny, czemu moi rodzice zostali sami, ale zawsze mówili, że tylko Dumbledore'owie nas nie opuścili.

— Miło mi cię widzieć Remusie, choć okoliczności nie są zbyt przyjemne—przemówiła kobieta łagodnym głosem.

„Skoro oni tu są, to gdzie rodzice?" panikowałem. Spojrzałem w oczy mężczyźnie, który westchnął, podchodząc bliżej mojego łóżka i oparł się o nie rękami. Jego żona natomiast usiadła na skraju łóżka, wbijając we mnie posępny wzrok.

— Pięć dni temu, gdy jechaliście do nas w odwiedziny mieliście wypadek— zaczął mężczyzna. — Auto ciężarowe wjechało w was, a przyczepa zmiażdżyła połowę auta...- wyjaśnił mężczyzna z opuszczoną głową.— Ledwo cię wyciągnęli, a jedyną osobą, która przeżyła, jesteś ty Remusie...

„Nie nie nie! Tylko nie to! To nie prawda!" zacząłem kręcić głową i krzyczeć w myślach. Łzy ciekły strumieniami z moich oczu, mocząc bandaże. Nie mogłem opanować drżenia rąk.

„Oni nie mogli umrzeć, to nie prawda..." Chciałem krzyczeć i błagać ich, aby powiedzieli, że to wszystko jakiś głupi żart, lecz nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa. Usłyszałem szloch pani Minervy, a po chwili poczułem, jak kobieta przysuwa się bliżej mnie i bierze mnie w ramiona.

— Tak bardzo mi przykro, drogie dziecko. Pomożemy ci. Już spokojnie. Damy sobie radę—powtarzała cały czas, głaszcząc moje plecy.

***

W szpitalu przeleżałem jeszcze trzy tygodnie. Pani Minerva i Pan Albus odwiedzali mnie prawie codziennie i dotrzymywali towarzystwa. Jako że byli moją jedyną rodziną, którą 'znałem' zaproponowali mi, abym z nimi zamieszkał. Na początku się nie zgadzałem, nie chcąc dodawać im obowiązków, lecz Minerva postawiła na swoim i jakimś cudem mnie przekonała. (Czasami zastanawiałem się, czy przypadkiem Minerva i Hope nie są spokrewnione). Albus opowiadał, że będę mieszkał z nimi w szkole i gdy będę w stanie do niej wrócić, w każdej chwili będę mógł dołączyć do odpowiedniej klasy.

Przez ten czas lekarze zdążyli zdjąć mi z głowy bandaże, zamieniając je na wielkie plastry, zakrywające jeszcze nie do końca zrośnięte rany. Zostaną mi po nich pewnie okropne blizny... Moje ręce dalej były w bandażach tak samo, jak brzuch i klatka piersiowa. Na szczęście z nogami wszystko było już w porządku. Doktor najbardziej martwił się o mój stan psychiczny związany z utratą rodziny i tak wielkimi zmianami, przez co, co kilka dni odwiedzał mnie psycholog i rozmawiał ze mną. Przepisane zostały mi leki na uspokojenie, choć nie do końca wiedziałem, czemu.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, gdy w końcu wypuścili mnie ze szpitala, było pojechanie i odwiedzenie grobu moich rodziców. Niestety w dzień pogrzebu nie mogłem się tam pojawić, przez co czułem się okropnie. Poprosiłem moich opiekunów o zostanie samemu. Gdy oddalili się, po prostu siedziałam i płakałem do czasu, gdy ciocia Minerva (tak kazała na siebie mówić) nie przyszła po mnie i nie pomogłam mi dostać się do auta, gdzie czekał wujek Albus.

W następnym czasie trwała moja przeprowadzka do szkoły małżeństwa Dumbledore. Dom, w którym mieszkałem, gdy żyli rodzice, nie był sprzedany został zostawiony pod moją dyspozycję, tak samo, jak cały majątek mojej rodziny po ukończeniu pełnoletności. Samo przebywanie w tych ścianach bolało mnie, tak wiele wspomnień... Próbowałem tego nie okazywać. W końcu miało być lepiej. Prawda?

***

Od wypadku minęło już szesnaście miesięcy, do szkoły chodzę piętnastu. Po wprowadzeniu się do wujostwa nie miałem co robić. Przyjaciół nigdy nie miałem, jeżeli już, to znajomych z klasy, więc całymi dniami czytałem przeróżne książki i się uczyłem. W takim trybie przetrwałem miesiąc. Po wielu rozmowach z ciotką Minervą i jej mężem pozwolili mi zacząć naukę w ich szkole w odpowiedniej klasie. Okazało się, że z wielu przedmiotów jestem do przodu, więc nie było tak źle, jak przypuszczałem. Ludzie w szkole patrzyli na mnie ze współczuciem, inni podlizywali się, ponieważ byłem rodziną dyrektorów szkoły, jeszcze inni natomiast patrzyli na mnie krzywo z powodu moich ran.

Drugiego maja obchodziłem swoje szesnaste urodziny.

Wujek i ciocia z samego rana złożyli mi życzenia i wręczyli prezent, jakim okazała się wielka książka o kosmosie. Byłem naprawdę szczęśliwy, ale i tak było ze mną coś nie tak. Mój uśmiech był inny i nie chodziło tu o blizny, które wykrzywiały moje usta. Ten uśmiech po prostu wydawał się mniej prawdziwy. Tak jakby powoli umierał, wraz ze mną. Starałem się to ignorować, jak również inne objawy, na przykład brak chęci do spożywania jedzenia. Od wypadku nie miałem apetytu, mogłem zjeść tylko lekkie śniadanie i wytrzymać na tym cały dzień. Czekolada stała się dla mnie niejadalna. Po zjedzeniu jej wymiotowałem niemalże od razu. Oczywiście moi opiekunowie wiedzieli o tym, tak samo, jak mój psycholog, z którym spędzałem każde czwartkowe popołudnia. Stwierdzona została u mnie anoreksja, co spowodowało panikę ciotki. U mnie natomiast obwinianie się za to wszystko, co ich przeze mnie spotyka... Dostałem odpowiednio zaplanowaną listę posiłków, które musiałem spożywać i starałem się tego przestrzegać, choć nie zawsze dawałem radę.

Na ostatnim, przed rozpoczęciem się wakacji, spotkaniu z psychologiem byłem pewien, że widziałem zakrwawionego kruka, siedzącego na parapecie za oknem. Gdy doktor Wastir spytał, czy coś się stało, a ja oderwałem wzrok od stworzenia, aby spojrzeć na mężczyznę, ptaka już nie było. Ani śladów krwi... Niczego. Tak jak ostatnim razem.

— Nie, nic. Coś mi się przewidziało— odpowiedziałem, delikatnie się uśmiechając, aby bardziej potwierdzić swoje słowa.

— W takim razie możemy zakończyć nasze spotkanie, Remusie. Na razie jednak chciałbym, aby twój wuj i ciocia przyszli tu i coś ogłosili, dobrze?— zapytał, wstając i idąc powoli do drzwi, aby wpuścić czekających za nimi opiekunów.

Zazwyczaj przychodziłem sam z Minervą, ale skoro był tu jej mąż, musiało być to coś ważnego. Po otwarciu drzwi małżeństwo weszło do niezbyt dużego pomieszczenia i za pozwoleniem lekarza usiadło na małej kanapie, na której wcześniej on siedział. Lekarz stanął za nimi. Przez chwilę panowała cisza. Zastanawiałem się, co chcą mi powiedzieć, a oni pewnie, jak przekazać mi tę informację.

— To może ja zacznę— odchrząknął doktor. — Moja, jak i kilku innych przychodni, organizuje obóz letni. Polegać to będzie na tym, że osoby w przedziale wiekowym czternaście-osiemnaście lat, których rodzina zgadza się, wyjeżdżają na całe wakacje z nami na obóz. Niezależnie od tego, jaka jest tej osoby przypadłość. Cały wycieczka będzie nad stawem z wynajmowanymi domkami, lasem dookoła, a godzinę drogi na pieszo, miasto...- mówił mężczyzna, patrząc na mnie, a ja coraz bardziej bałem się tego, co nastanie.

— ... Chcielibyśmy, abyś z nimi pojechał— rzekł Albus, ściskając rękę żony.— To niecałe dwa miesiące. Może poznasz fajnych znajomych?

— Nie chcę tam jechać...— powiedziałem bardzo cicho, spuszczając głowę w dół.

—Remus...-powiedziała łagodnie ciocia, wstając i podeszła do mnie. Przykucnęła przede mną i złapała moje ręce.— ... Wiem, że jest ci ciężko. Nie spędzasz czasu z nikim w swoim wieku... masz problemu zdrowotne i...— westchnęła i pokręciła lekko głową, jakby zaprzeczała sama sobie.— Chciałabym, abyś tam pojechał. Tylko ten jeden raz, dobrze?

Miałbym pojechać na dwa miesiące z nieznanymi ludźmi w las. Spróbować zaprzyjaźniać się z kimkolwiek i nie zepsuć swojego zdrowia jeszcze bardziej. Plan na wakacje bardzo atrakcyjny.

—Dobrze...pojadę— powiedziałem cicho, podnosząc wzrok i patrząc na Minerve, która uśmiechnęła się i ścisnęła moje dłonie, które trzymała.

***

[tu niestety usunęłam kawałek przez co w skrócie naprze co tam było:
opis gadania Minevry czy wszystko ma, opis jak jest ubrany, że ma 2 torby jedną z ubraniami drugą z książkami jadą i dojeżdżają do miejsca. Remus wysiada, wyjmując torby i uderza się głową w auto]

—Nic ci nie jest?— zapytał wuj, podchodząc po mnie i zabierając tę cięższą torbę przy okazji zamykając drzwi auta. Szybko zaprzeczyłem i stanąłem obok niego i jego żony patrząc w stronę peronu. Wszystko wyglądało zwyczajnie oprócz kruka, który siedział na jednej z lamp tak jak ostatnio cały we krwi. Zignorowałem go jednak tak jak kilkanaście poprzednich razy, zdążyłem się do tego przyzwyczaić.

—Możemy iść?— zapytała ciotka, patrząc na mnie, wyczekując odpowiedz.

—Możemy— odpowiedziałem cicho i patrzyłem, jak małżeństwo trzyma się za ręce i idzie trochę przede mną. Gdyby nie ten wypadek mógłbym właśnie patrzeć na moich rodziców trzymających się za rękę. Moglibyśmy jechać na wspólne wakacje... Gdyby tylko mógł razem z nimi odejść, czy mógłbym być razem z nimi szczęśliwy?

Kruk, którego wcześniej ignorowałem, wzniósł się w powietrze i przeleciał nade mną. Jestem pewien, że w momencie, gdy był nad moją głową ktoś coś powiedział, lecz nie zrozumiałem ani słowa.

— Remus, idziesz?— zapytała Minerva odkręcając się do mnie. Szybkim krokiem dogoniłem ich i w ciszy szliśmy do stacji.

Po znalezieniu odpowiedniego miejsca na peronie do Albusa podszedł mój opiekun i zaczął z nim uzgadniać rzeczy, które wcale mnie nie interesowały. W pewnym momencie jednak doktor odezwał się do mnie.

— Jak chcesz Remusie, to weź swoje torby i wejdź do wagonów. Nasze są te ostatnie— wskazał ręką na kilka ostatnich wagonów pociągu.

— W takim razie tak zrobię.— powiedziałem spokojnie, poprawiając torbę na ramieniu. Spojrzałem na wuja, wyczekując tego aż odda mi drugą torbę. Albus podszedł do mnie, zdjął torbę, stawiając ja koło ich nóg, a później objął mnie. Moje ciało automatycznie całe się spięło, a gdy zrozumiałem co się dzieje nie miałem czasu na żadne reakcje, bo starszy już mnie puścił.

— Dasz radę, młody. Jak cos to dzwoń.— powiedział uśmiechnięty. Chciał już dać miejsce swojej żonie na pożegnanie mnie, lecz zamiast odejść kawałek dalej zaczął przegrzebywać swoje kieszenie.— Zapominałbym...— powiedział, wyjmując dłoń pełną cukierków.— ...chcesz może cytrynowego dropsa?

— Tym razem podziękuje wujku— odpowiedziałem jak najpoważniej. Albus kochał te cukierki i za każdym razem próbował wszystkich na nie namówić. Niestety niezbyt mu się to udawało.

— Przesuń się cytrynowy maniaku— odezwała się ciocia, przepychając swojego męża, tak aby dostać się do mnie. Gdy była już naprzeciw mnie, przytuliła się i zaczęła szeptać.

— Jak coś to powiadom opiekunów, a po ciebie przyjedziemy. I nie siedź cały czas w książkach, spróbuj się z kimś zaprzyjaźnić. Jedz dobrze i jeżeli ktoś ci będzie dokuczał to masz moje pozwolenie, aby go uderzyć— powiedziała wszystko, przy ostatnim zdaniu przyciszyła głos i lekko się zaśmiała. Odsunęła się ode mnie, uśmiechając się z lekko.

—Dobrze, ciociu— odpowiedziałem i pochyliłem się, podnosząc torbę leżącą pod moimi nogami. Po założeniu jej na ramię spojrzałem na wujostwo i prawie nie zauważalnie się uśmiechnąłem.— Do zobaczenia za dwa miesiące.— Po tych słowach odwróciłem się od nich i ruszyłem do wskazanych wagonów.

Gdy wchodziłem do wagonu, chciałem odwrócić się i zerknąć w stronę wujostwa, lecz tego nie zrobiłem. Wagony były przedzielone na kilaka części, a pośrodku przechodził wąski korytarz. Wszystko było w brązowo czerwonych barwach, co grało ze sobą dość dobrze.

Po przeszukaniu kilku przedziałów znalazłem jeden pusty i w nim chciałem zostać, aż do końca podróży. Wszedłem do małego pomieszczenia z dwoma naprzeciwległymi siedzeniami, na których łącznie zmieści się około czterech osób. Nad siedzeniami były kratki, na które położyłem swoją torbę z ubraniami. Usiadłem na miejscu przy oknie, a obok siebie położyłem drugi bagaż z książkami. Wyciągnąłem tą, którą czytałem w aucie i otworzyłem na zaznaczonej stronie, ciesząc się ostatnimi chwilami ciszy.

Niestety jak na pechowca przystało, długo nie nacieszyłem się moim spokojem. Drzwi przedziału otworzyły się a przez nie "wleciał" brązowowłosy okularnik. Wszedł z takim impetem, że omal nie upuściłem książki ze strachu. Chłopak miał ciemne włosy i okrągłe okulary. Na twarzy widniał szeroki uśmiech, a w jego orzechowych oczach widać było iskry radości. W rękach trzymał dwie wielkie torby, na plecach za to był średniej wielkości plecak. Trzaskają za sobą drzwiami, rzucił torby na siedzenie naprzeciw mnie, a zaraz później sam na nie wskoczył i dopiero po chwili, gdy wygodnie rozsiadał się na fotelu, zobaczył mnie i podskoczył.

—Na gacie Merlina i skrzata z szafy, jak mnie przestraszyłeś stary!— wykrzyczał, a chwile później zaczął się śmiać co było dość dziwną reakcją na strach.— Hahaahaha...przepraszam, no nie mogę normalnie...hahaaha... następnym razem się odezwij czy coś koleś! Hahahha... Jakbym ci padł na zawał, to podczas tych dwóch miesięcy zanudziłbyś się na śmierć!— krzyczał, wymachując rękami przez śmiech, pod koniec powoli się uspakajając— Ah... przepraszam, jestem James Potter mam szesnaście lat, ADHD i paragelie, ale to szczegóły! Jestem wysyłany na takie obozy dość często, wiesz? Choć na niektórych jest naprawdę spoko! A ty? Jak się nazywasz? Ile masz lat? Ooo...! I na co chorujesz? Nie chce wyjść na wścibskiego, ale mój drogi kolego jednak chce trochę o tobie wiedzieć!...— i tak mówił i mówił przez dość długi czas, ja w tym czasie próbowałem zebrać w sobie całą odwagę, jaką posiadałem na czas obecny i spróbować mu przerwać. Niestety nowo zapoznany chłopak nie zwracał uwagi na to, co próbowałem powiedzieć— ...no i dlatego wylądowałem w tej przychodni, no ale dalej nie rozumiem, czemu wyrzucili mnie z poprzedniej. Przecież kilka żartów, jak podpalenie włosów czy wybuchnięcie krzesła to nie jest złe, ale śmieszne...

— James— zwróciłem się do niego ponownie, cichym głosem. Znów nie reagował. Cały czas gestykulując, opowiadał o żartach robionych na personelu szpitali czy szkoły.

Westchnąłem zrezygnowany, ponownie otwierając książkę i zaczynając czytać, czekając aż osoba siedząca przede mną przestanie prowadzić swój monolog. Podczas czekania pociąg zdążył wyruszyć, co oznaczało że czekało mnie około czterech godzin podróży z ciemnowłosym chłopakiem.

— Dobra czekaj— powiedział James przerywając w środku swojej opowieści. Westchnąłem cicho przymykając książkę i podniosłem wzrok na towarzysz podróży.- Nie dałem ci dojść do słowa, Prawda? Przepraszam za to mam tak czasami. No dobra nie czasami dość często. Zaczynam opowiadać i nie daje ludziom chwili na odpowiedź...

— Jest dobrze, James— odpowiedziałem szybko zanim się rozkręcił.— Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie. Nazywam się Remus Lupin miło mi cię poznać— wyciągnąłem rękę w jego stronę, a on złapał ją bez zawahania.

—James Potter, ale to już wiesz. Również miło mi cię poznać— uśmiech nie schodził mu z twarzy, mówiąc te słowa.

Zważając na to zenie jestem najlepszy w rozmowach z ludźmi nasze początki rozmów nie były najlepsze. Większość tematów rozmów zaczynał James, choć zastanawiając się dłużej to wszystkie rozmowy zaczynał on. Nie patrzył na mnie krzywo z powodu blizn, nie dopytywał gdy nie udzielałem dokładnej odpowiedzi. Nie raz śmiał się w nieodpowiednich momentach i nie mógł przestać. Innym razem próbował położyć się na kratach na torby, co nie udało mu się bo wchodząc spadł na podłogę. Pani sprzedająca przekąski przyszła do nas przerażona, a on udając że nic się nie stało dalej leżąc na podłodze poprosił o kilka batoników. Przez całą podróż nie przeczytałem nawet jednej strony książki i nie zdawałem sobie sprawy że czas tak szybko leciał, bo po kolejnej historii ciemnowłosego przyszedł do nas jeden z opiekunów i powiedział:

— Za pięć minut będziemy na miejscu, przygotujcie się chłopcy— i znikł za drzwiami prawdopodobnie przekazując informacje dalej. 

[Słów 3355]

Koniec 

Wiem że to perfekcyjne nie było i przepraszam za o najmocniej jak umiem!

Dla osób zainteresowanych:

Cały shot (lub krótka książka ale bardziej stawiałam na to 1 ) dzieje się w świecie niemagicznym. Remus po stracie rodziców zostaje z jedyną rodziną jaką zna, niestety jego psychika pada. Na całe wakacje wyjeżdża z swoim doktorem i innymi osobami nad jezioro. W pociągu poznaje Pottera, po wysiadce na stacji oddalonej od ich noclegu o prawie godzinę drogi ruszają w tamtą  stronę.  Opiekunowie przeznaczają domki dla 8 osób [Tu chciałabym dodać mój inny pomysł. Cały dom jest bliźniakiem więc tak naprawdę jedno mieszkanie ma 4 osoby, w domu mieszkają sami chłopczyc. Więc to mieszkanie na 4 osoby mogliby dostać James, Peter, Syriusz i Remus. Dalszy pomysł to to aby były tylko 2 pokoje więc Remus mógłby dostać pokój z Syriuszem]

Tam zapoznaje się z Syriuszem. 

Wszystko będzie napisane jakby był to jakiś pamiętnik Remusa który trafił do rąk Syriusza.

Na samym końcu pamiętnika będzie list od Remusa dla Syriusza w którym prosi go aby żył za nich dwóch i wierzy w niego bo tym razy nie jest sam, ma przyjaciół choć jego już nie ma.

„...Wiesz co jest najśmieszniejsze? Chyba się w tobie zakochałem. Tak bardzo nie chce ginąć i cię opuszczać. Nie mogę przestać o tobie myśleć, nawet teraz gdy została mi jedynie godzina do mojego ostatniego zachodu słońca. Tak bardzo chciałbym spędzić ją z tobą. Tak bardzo cię przepraszam. Nie wytrzymam więcej. On każe mi to zrobić już od dawna. Myślisz że gdyby nie ja dalibyśmy rade być razem? Mógłbym być twoim przyjacielem, który wspierałby cię zawsze gdy tego potrzebujesz? A może pozwoliłbyś mi być kimś więcej?

...

Powoli zaczyna świtać. A ja zapomniałem o czymś wspomnieć.

Ostatnie dwa miesiące były najlepszymi które przeżyłem. Mam nadzieje że Rogaś i Szczur pomogą Ci gdy mnie nie będzie.

Mogę cię prosić o ostatnią obietnice?

Przeżyj i żyj za mnie i za siebie. Zostań sławnym muzykiem i zwiedzaj świat! Bądź wolny, tak jak zawsze pragnąłeś!

R.L."

^Kawałek listu, który można wykorzystać.

Tutaj jest szybki opis postaci (no tak jakby):

Remus ma wypadek samochodowy. Ma on 15 lat. (w dalszych losach 16) W tym wypadku dostaje te blizny i traci rodziców przez co przygarnia go dalsza rodzina Dumbledore. Małżeństwo (Drops i McSztywna są małżeństwem i dalszą rodziną Remusa) ma własną prywatna szkołę. Remus jest zamkniętym w sobie (dla niego ) oszpeconym dzieciakiem który nie ma znajomych w nowej szkole. Małżeństwo wysyła go na letnią terapie na którą ten zgadza się pod pretekstem że jeżeli mu się po tej polepszy to nigdzie go już nie wyślą.

Syriusz to 16letni nastolatek z bogatszej rodziny której nienawidzi. Gdy w wieku 14 lat spowodował pożar (zamierzał w nim zginąć ) w domu ( przez co lego lewe ramie jest pokryte wielką blizna po oparzeniu) rodzina wysłała go na terapie tylko po to aby się go pozbyć. W lato wysyłają go na kolejne terapie a on nie ma siły już się im sprzeciwić.

Remus i Syriusz spotykają się na tym samym letnim obozie i dzielą pokój z 2 innych dzieciaków w ich wielu (James i Peter ).

Przez te 2 miesiące Remus bardzo się otworzył i mógł nazwać tą 3 przyjaciółmi. Wcześniej ponury i źle nastawiony na wszystko Syriusz stał się okropnym żartownisiem i znalazł najlepszego przyjaciela Jamesa

(James ma ADHD i paragelie. Nie chce brać leków na ADHD, co roku jeździ na takie obozy.

Peter natomiast uzależniony był od komputera i gier. Jego rodzice siłą kazali mu tu przyjechać)

Koniec końców wyjdzie na to że Syriusz zakocha się w Remusie a ten popełni samobójstwo przez głos/kruka który zaczął go do tego prowokować. 

No i cóż. 

Wiem że to jest strasznie poplątane, ale mam nadzieje że ktoś zrozumie. Jeżeli jednak ktoś przekona się aby to napisać a nie ogarnie niektórych kwestii to proszę pisać!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro