Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

Stwierdzenie, iż bardzo dobrze odpoczęłam u Elaisa byłoby fałszem. Dzięki jego pomocy uspokojeni rodzice sądzili, że jestem w sanatorium, gdzie leczą moje schorowane ciało, co było naturalnie kłamstwem. Być może znalazłoby się w tym choć trochę prawdy, gdyż naprawdę troskliwie się mną opiekował. Zatrudnił nawet kucharkę. Sam nie umiał wszak przygotowywać ludzkich posiłków i nie było mu to potrzebne. Z odrobiną wstydu przyznał, iż potrafi jedynie zrobić kanapki i inne tego typu, czyli bardzo proste rzeczy.

Nic zatem nie stało na przeszkodzie bym mogła wypocząć jak jeszcze nigdy w swym krótkim ludzkim życiu. Byłam w pełni spokojna nie tylko dzięki wolnemu od szkoły, którego to wyjaśnieniem zajęli się już rodzice, lecz także poczuciu bezpieczeństwa. Chyba nigdzie na świecie nie było równie bezpiecznego miejsca. Jedynie tam nie mógł mnie skrzywdzić żaden wampir, nie licząc naturalnie Elaisa. Jego jednak nie musiałam się bać. Gdyby chciał mnie zabić w najbliższym czasie, nie poświęcałby tyle czasu na mój powrót do zdrowia. On tymczasem zdawał się mieć całkiem przeciwne plany. Nie wiedziałam jak zamierza tego dokonać, ale najwyraźniej chciał bym nadal żyła, chroniąc mnie przed swymi pobratymcami, a szczególnie jednym z nich, tym który dał mi czarną różę oraz swoim własnym przyrzeczeniem podpisanym wieczną krwią w obecności Starszyzny. Znacznie później zobaczyłam ten kontrakt, jeśli mogę się tak wyrazić, lecz nie zniszczyłam go. Nadal spoczywa w najpilniej strzeżonym miejscu.

Dni były nad wyraz monotonne i głównie z tego powodu stałam się rozdrażniona. Jedynie odwiedziny Elaisa ratowały zirytowane kobiety od mojej złości, co przyjmowały z niezwykłą ulgą. Starały się nawet przychodzić w trakcie lub po jego odwiedzinach i w pełni to rozumiałam. Niestety niezależnie od moich chęci nadal na nie krzyczałam i obrzucałam coraz to wymyślniejszymi obelgami. W końcu stało się to uciążliwe zarówno dla mnie jak dla nich, lecz jedynie ja znałam powód i lekarstwo na moje zachowanie.

Odprawiłam kobietę, która przyniosła mi jedzenie. Poczekałam jeszcze aż usłyszę jej kroki po schodach, co trwało dość długo. Najwyraźniej czekała przy drzwiach w obawie, że lada moment ją zawołam. Gdy nic takiego się nie stało, odeszła spokojna, nieświadoma mych planów.

Powoli wstałam z łóżka, uważając by rana ponownie się nie otworzyła. Żal mi było stracić to, co udało mi się osiągnąć w ciągu kilku dni tym bardziej, iż zaklęcia Faith naprawdę poskutkowały i usunęły magię z mego ciała. Dzięki temu dość szybko odzyskałam siły, choć to okazało się właśnie najgorsze. Gdybym była wyczerpana nawet przez myśl nie przeszłoby mi wstać, nie wspominając już nawet o tym, że nie byłabym w stanie tego zrobić. Na nieszczęście dla większości domowników rezydencji Elaisa (jak większość starych wampirów nie mógł przeprowadzić się do mniejszego domu, który wydawał mu się niczym wobec niegdysiejszych dworów) mój zwyczajny temperament dał o sobie wielokrotnie znać.

Poszukałam jakiś butów, lecz nigdzie ich nie znalazłam. To doprawdy irytujące być uważaną niemal za inwalidkę, podczas gdy nie wstaje się jedynie z powodu zakazu. Naturalnie udało mi się wywalczyć chodzenie do łazienki, choć ona i tak przylegała do pokoju i była z nią połączona drzwiami. Elaisowi naturalnie nie było to potrzebne, nie licząc wanny, lecz musiał dbać o pozory dla zatrudnionych u siebie ludzi. Poza tym dla mnie okazały się te przyrządy niezbędne, jak zresztą dla każdego człowieka.

Ostrożnie uchyliłam drzwi, sprawdzając czy nikogo nie ma na korytarzu. Gdy okazało się, iż jest pusty, wyszłam z pokoju i przemykając, kierowałam się w stronę wyjściowych drzwi. Wiedziałam, że w ten sposób nie zwiodę wampira. Jako człowiek nie potrafiłam nawet minimalnie ukryć swojej obecności. Zdradzał mnie zapach, odgłos ostrożnie stawianych kroków i aura, która choć była w mniejszym natężeniu niż ta nieśmiertelnych, to mimo wszystko zbyt widoczna dla wampira, który bez problemu potrafił ją u siebie kontrolować. Na szczęście Elais wyszedł z domu, a oszukanie kobiet nie stanowiło najmniejszego problemu. Jedynie pewien mężczyzna stanowił dość niejasne zagrożenie.

Nudziłam się okropnie leżąc i nic nie robiąc tym bardziej, iż wampir zabronił mi pisania. Gdyby chciał, mógłby sprowadzić komputer. Miał nie tylko wystarczającą ilość pieniędzy, lecz także nieograniczone wręcz możliwości. Wszystko to zawdzięczał nieśmiertelności. Jako człowiek nie należał do biednych, a jego majątek zgromadzony poniekąd dzięki sprzedaży antyków, które były w istocie meblami z jego dzieciństwa, znacznie zwiększył ilość posiadanych pieniędzy. Także trafne inwestycje stanowiły niezaprzeczalne źródło dochodów nie lubiącego zwyczajnej, ludzkiej pracy wampira.

Elais powiedział mi także o innych sposobach nieśmiertelnych na zdobywanie majątków, znacznie częściej teraz wykorzystywanych. Wystarczyło bowiem wprowadzić odpowiednie zmiany w testamencie oraz umyśle jakiegoś bogatego człowieka, a później ewentualnie zabić jego rodzinę, jeśli takową posiadał już otrzymywało się całe oszczędności, dom lub też inne rzeczy. W ten sposób utrzymywała się większość młodych wampirów. Te starsze najczęściej zgromadzały majątek tak jak Elais.

Wiedziałam, że w tym momencie w domu znajdują się jedynie ludzie, chociaż co do jednego mężczyzny miałam poważne wątpliwości. Ilekroć go spotykałam lub tylko przechodziłam obok niego ogarniał mnie dziwny niepokój, jakby lada moment miał się on na mnie rzucić. Poza tym jego wzrok był przerażający. W małych, wiecznie przymrużonych oczach odzwierciedlało się pragnienie mordu i czegoś jeszcze, czego albo nie chciałam albo też naprawdę nie wiedziałam. Być może prawda była dla mnie zbyt niesamowita, bym bez trudu w nią uwierzyła, a równocześnie otaczająca go aura miała w sobie coś wampirzego, jednak fizycznie nie zdradzał żadnych cech nieśmiertelnych.

Ostrożnie otworzyłam drzwi wejściowe i wyszłam na zewnątrz w cokolwiek nieodpowiednim stroju. Co prawda otrzymałam pozwolenie, a właściwie je wywalczyła, że mogę ubierać się już normalnie, a nie w przedziwne koszule nocne lub inne tego typu rzeczy, lecz wątpiłam by cienka koszula na guziki podobną do tych, które nosił Elais, odpowiadała na zimowy mróz, nie wspominając nawet o wieczornej porze. Mimo to wyszłam z domu uprzednio odnajdując swoje buty.

Zawsze niecałą godzinę po zachodzie słońca Elais udawał się na polowanie. Później spotykał się z Gerionem lub innymi wampirami. Dzięki temu wiedziałam kiedy wróci. Pod tym względem cechowała go niezwykła wręcz monotonia, do której wcześniej wątpiłam by był zdolny. Nigdy wszak nie zachowywał się tak samo. Każdej nocy gdy przybywał, robił coś innego. Raz nawet przyniósł pełno płatków róż, które rozsypał niczym deszcz po podłodze. Wtedy też po moich gorączkowych zapewnieniach, iż nic mi się nie stanie, kochaliśmy się, a ja starałam się ukrywać jak tylko mogę prawdziwy ból przy każdym ruchu. Było to jednak związane z paskudną pamiątką po Kerii, a nie poczuciem jak wypełnia mnie powoli i ostrożnie aż w końcu przestaje nad sobą panować, co najbardziej mnie cieszyło.

Kłamałabym mówiąc, iż nie przejmuję się wyjściami Elaisa. Nie lubiłam gdy mnie zostawił i skazywał na potworną nudę, lecz nic nie mogłam na to zrobić. Nie chciałam zabronić mu wyjść i więzić niczym zabawkę, na co i tak by się nie zgodził. Poza tym z okrutną świadomością zdawałam sobie sprawę z tego, że wampir potrzebuje krwi. Jeśli nie posili, ja stanę się jego ofiarą, a tego chyba najbardziej się obawiałam. Wszak nie po to tyle wycierpiałam i walczyłam o swoje życie, by teraz zginąć jak jedna z licznych ludzi, których spotkał na swej drodze.

Przechadzałam się po odśnieżonych uliczkach pośród krzaków róż, próbując sobie wyobrazić jak wyglądają na wiosnę lub lato. Z pewnością wtedy ogród musiał stanowić niezwykły widok, a ja poczułam nagle przeogromną chęć uciec stąd i ukryć się dopóki nie będzie mi dane zobaczyć tych kwitnących róż. Tymczasem zdawałam sobie sprawę, iż niedługo, być może za kilka dni będę musiała opuścić to miejsce i wrócić do świata ludzi, szkoły wraz ze wszystkimi problemami zwykłej nastolatki, przed którymi nie ochroni mnie żadna magiczna moc czy przekleństwo Kaina.

Byłam zbyt zajęta rozmyślaniem by usłyszeć trzeszczenie śniegu zapowiadające zbliżanie się prawdziwego ludzkiego potwora jakich wiele chodzi po dzisiejszym świecie. Nie zdążyłam w porę zauważyć jak podchodzi niezdarnie się skradając. O jego obecności dowiedziałam się dopiero gdy z ogromną siłą powalił mnie na ziemię.

Z moich płuc wyrwał się krzyk zaskoczenia, chociaż wcale nie miałam takiego zamiaru, a już na pewno nie chciałam błagać o litość. Ten mężczyzna, jeden z ludzi pracujących w domu Elaisa, nie znał mnie. Dlatego też nie spodziewał się kopnięcia, które trafiło go w przyrodzenie. Zdążyłam przeczołgać się do tyłu o zaledwie kilka metrów, cały czas usilnie próbując wstać, gdy nagle zwalił się na mnie całą masą swego obleśnego ciała. Okazała się ona dla mnie zbyt ciężka, a mężczyzna za silny bym mogła coś zrobić.

-Zobaczysz jak ci to dobrze zrobi. Ten twój paniczyk jeszcze nigdy cię tak nie wyruchał- wysapał odsuwając zamek spodni i rozrywając moją koszulę. Kilka guzików odprysło i poleciało na dość znaczną odległość.

-A skąd ty to możesz wiedzieć obleśna świnio?!- odpyskowałam, po czym naplułam mu w twarz.

Siarczysty policzek omal nie pozbawił mnie przytomności, a na pewno wywołał mroczki przed oczami, uniemożliwiając patrzenie. Po chwili mój wzrok powrócił do normy, lecz nawet wtedy gdy czarne plamy raz po raz przesłaniały mi widok wykrzywionej w grymasie nienawiści twarzy mężczyzny, walczyłam zaciekle gryząc go i kopiąc, zanim nie unieruchomił moich nóg. Wtedy też poczułam jak jednym szarpnięciem ściąga ze mnie spodnie. Tego było już stanowczo za wiele!

-„Elais! Gdziekolwiek jesteś, przybądź tu jak najszybciej! Błagam cię!"- wykrzyczałam nieme wołanie.

Nie czekałam więcej niż kilka sekund, gdy poczułam jak ciężar zostaje ze mnie natychmiast zdjęty. Usłyszałam trzask łamanych gałęzi i być może kości. Spojrzałam w stronę skąd dochodziły te odgłosy, lecz zdążyłam jedynie zobaczyć jak wampir jednym szybkim ruchem przekręca głowę mężczyzny, czemu towarzyszył charakterystyczny odgłos. Zaraz potem odrzucił od siebie ciało i zbliżył się do mnie.

Spodziewałam się, że posypią się na mnie wymówki za wyjście z domu i narażenie się na niebezpieczeństwo, a później wzywanie go i błaganie o pomoc, lecz nic takiego się nie stało. Elais podszedł do mnie powoli, jakby chciał mieć czas na ocenienie tego, co zrobił mi mężczyzna, po czy, gdy już znalazł się wystarczająco blisko, objął mnie dysząc ciężko, jak po długim biegu. Jego ręka rozpoczęła wędrówkę po moich włosach, przesuwała się coraz niżej po szyi, biuście aż zatrzymała się na ranie. Za jej przykładem podążyły usta nieśmiertelnego, lecz one nie skupiły się na opatrunku. Zsunęły się nieco niżej i zaczęły ssać mój sutek.

Nie miałam sumienia powiedzieć mi, iż jest zimno i nie powinnam na wpół rozebrana leżeć na zimnym śniegu. Poza tym nie było mi zimno, a wręcz przeciwnie. Oblała mnie nagła fala gorąca, której nie mógł ostudzić śnieg, a jedynie doskonałe ciało wampira, którego tak rozpaczliwie w tej chwili pragnęłam. Tylko on mógł zaspokoić żar płonący w mym ciele.

Zanim zdążyłam się zorientować, leżeliśmy w ogromnym łożu Elaisa, gdzie przeniósł nas za pomocą swojej mocy. Usta wampira znajdowały się wszędzie, a jego dłonie powoli aczkolwiek skutecznie pozbawiały mnie kolejnych części garderoby. Czułam chłodne dłonie pieszczące każdy nawet najmniejszy zakamarek mego ciała. Wiedziałam, iż przed nimi nie ma żadnych tajemnic, dlatego nie opierałam się. Pozwalałam by poznawał mnie jeszcze bardziej, jeszcze dogłębniej.

Gdy wszedł we mnie ostrożnie w obawie przed sprawieniem mi bólu, poczułam niewysłowioną radość. Równocześnie usłyszałam ciche, nie przeznaczone do moich uszu słowa.

-Tak boje się cię stracić- Elais najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, iż mówi to głośno, a ja nie miałam zamiaru mu tego uświadamiać. Zamiast tego wyszeptałam cicho do jego ucha:

-Kocham cię i nigdy się to nie zmieni. Każdego dnia, każdej nocy nawet gdy jestem blisko śmierci myślę tylko o tobie. Nie opuszczaj mnie... Nigdy...

Wampir uśmiechnął się z czułością, po czym opadł wyczerpany na łóżko, zamykając mnie w swoich ramionach. Długo tak leżeliśmy w milczeniu zanim nieśmiertelny odważył się przerwać miłą dla ucha ciszę, mówiąc nie całkiem bez pretensji:

-Nie powinnaś była wychodzić. On mógł ci coś złego zrobić. W domu bał się innych, ale gdy tylko wymknęłaś się na zewnątrz, poczuł się bezkarny. Mógł cię naprawdę skrzywdzić.

-Wiem- przyznałam bez walki- ale ja już nie mogę dłużej leżeć. Nudzę się. Oczywiście uwielbiam spędzać z tobą czas- dodałam szybko, widząc jak radość znika z jego twarzy- jednak jestem niespokojnym duchem, który nienawidzi tak długo leżeć bezczynnie w łóżku. Gdybyś częściej powtarzał to, co przed chwilą...- próbowałam nadać swojemu głosowi roześmiany ton.

-Wiedziałem, że nie zdołam cię na zawsze zatrzymać- powiedział z powagą.- Jesteś zmienna jak wiatr i nigdzie nie możesz na dłużej zabawić. Dlatego nie powinnaś być wampirzycą. Wieczność zabije cię tak jak innych.

-Nie zapominaj o jednym. Kocham cię i to w przeciwieństwie do wielu innych rzeczy jest wieczne. Moje uczucia do ciebie nigdy się nie zmienią. Chcę na zawsze być z tobą. Nie zostawiaj mnie lub przynajmniej dotrzymaj danej mi obietnicy.

Patrzył na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Nagle zaczął szeptać udręczony, pełnym żalu głosem:

-Dlaczego cię spotkałem? Dlaczego życie nie może być tak łatwe jak wcześniej? Z jakiego powodu ja jako jedyny z wampirów cierpię?

Przesadzał. Inni nieśmiertelni zmagali się z podobnymi problemami. Nie tylko jemu znane było niekiedy bardzo kłopotliwe uczucie miłości i chęć ochronienia ukochanej osoby przed wszelkim zagrożeniem, a równocześnie okrutna świadomość tego, iż samemu jest się jej najgorszym wrogiem.

Ze zdziwieniem poczułam jak po moim policzku spływa łza. Nie zauważyłam, że zaczęłam płakać, nawet gdy kilka łez spadło ma moją dłoń. Już tak dawno tego nie robiłam. Wiele czasu minęło odkąd ostatni raz byłam aż tak smutna. Tymczasem wystarczyło kilka słów ukochanego anioła zagłady, bym nie potrafiła się opanować i powstrzymać od płaczu.

Płakaliśmy obje, zamknięci w swoich prywatnych światach, do których nie mieliśmy nawzajem wstępu. Coś takiego jak zaufanie nie istniało. Zastępowała je niepewność i ostrożność. I chociaż tak bardzo chciałam to zmienić, to nie mogłam. Cały czas napotykałam jego opór zupełnie jakby obawiał się, iż mogę go skrzywdzić, wykorzystać to czego dowiem się podczas szczerych rozmów. Dlatego tak ostrożnie dobierał słowa, kontrolując czy przypadkiem nie powiedział za dużo. Równocześnie nie zauważał, że ze mną jest wprost odwrotnie: zwierzałam mu się, bojąc się czy chce mnie słuchać.

W jednej chwili zapomniałam o wszelkich ograniczeniach i wewnętrznych zakazach. Położyłam dłonie po obu stronach jego głowy, wplatając palce w blond loki i zaczęłam scałowywać łzy z jego policzków. Wodziłam ustami po całej twarzy nieśmiertelnego, obsypując ją zachłannymi pocałunkami i mając niejasne aczkolwiek przerażające przeczucie, że mnie opuści. Dlatego w kilku gestach pragnęłam przekonać go, by tego nie robił. Chciałam pokazać mu co naprawdę czuję, a czego nie chcą zdradzić niewystarczające słowa.

W końcu odpowiedział na mój błagalny pocałunek, który wydawał się trwać niesamowicie długo. Czułam się jakbym dotknęła wieczności i całowała jej zimne usta, gładząc dłońmi nieśmiertelne ciało. Jednakże gdy kątem oka spojrzałam na zegarek zobaczyłam, iż jego wskazówka niewiele się poruszyła. Minęła nie więcej niż minuta. Mimo to chłód wieczności przeniknął do mego ciała. Zadrżałam pod jego wpływem.

Elais spojrzał na mnie zdziwiony i zmartwiony. Jego oczy zdradzały okrutną wręcz wiedzę. Zdawał sobie sprawę co się stało. Drżenie mojego ciała było zbyt widoczne, by go nie wyczuł.

Odsunął się ode mnie. Nie wiedziałam czy z obawy o siebie czy pragnienia chronienia mnie. Osobiście wolałam to drugie, lecz jedna z rzeczy, których dowiedziałam się o nieśmiertelnym była właśnie jego zmienność. Nigdy nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Wbrew wszelkim pozorom nie był stale poważnym mężczyzną, chociaż początkowo tak mi się wydawało. Bywały jednak momenty gdy zapominał o swoim statusie społecznym i śmiał się, a wyglądał wtedy bardzo ludzko. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Z trudem powstrzymywałam się od przytulenia do niego.

Elais bardzo różnił się od mojego ideału wampira, a raczej był takim, jakim chciałam go widzieć. Nie podobali mi się schematyczni nieśmiertelni prezentowani w filmach grozy lub też komediach wyśmiewających dzieci nocy. Jednakże ludzie, który odpowiadali w ten sposób o wampirach, otrzymywali ciężką karę. Niekiedy kończyło się to chorobą psychiczną. Częściej jednak koszmarami sennymi lub na jawie, pozbawiającymi nieszczęśnika wszelkiej chęci do życia. Naturalnie nikt nie powiązał tych dolegliwości z istotami narodzonymi dla ciemności, gdyż one po prostu nie istniały. Tak przynajmniej sądzili ograniczeni ludzie.

Siedziałam na odległość ramion od Elaisa, na tyle daleko bym nie mogła go dotknąć gdybym tego chciała. Nie było jednak takiej obawy. Bałam się do niego zbliżyć. W jego oczach czaiło się ostrzeżenie przed jakimkolwiek gestem. Wystarczyło najmniejsze drgnięcie bym żałowała tego przez ten krótki czas, w którym będzie mnie zabijał. Aż za dobrze widziałam płonący w jego oczach ogień, żar, którego nie zdołam ugasić jako człowiek.

Pragnął czegoś innego i dobrze o tym wiedziałam. Niestety nie mogłam mu tego ofiarować. Ciągle byłam śmiertelnikiem, a on najwyraźniej nie miał zamiaru tego zmieniać. Niestety...

-Już ci mówiłem- zaczął, a płomień w jego oczach zgasł zastąpiony przez bezgraniczny smutek.- Nie jesteś w stanie ogrzać mego zimnego ciała. Zamiast tego i ciebie przeniknął chłód wieczności. Uwierz mi, że tego nie chcę. Powinnaś o mnie zapomnieć i wrócić do swego świata ludzi. Jedynie wśród swoich jesteś bezpieczna. Tam żaden wampir nie będzie miał wstępu. Jeśli obiecasz mi spokój, zagwarantuję ci bezpieczeństwo.

-Innymi słowy: nie dotrzymasz swojej obietnicy, ale będziesz miał mnie z głowy- podsumowałam bezlitośnie.- Tego pragniesz?

-Nic nie rozumiesz- ciągnął udręczonym tonem.- Nie chcę cię zabijać, nawet jeśli później miałabyś stać się takim pustym ciałem bez duszy. W tym wypadku moc nie jest błogosławieństwem, lecz przekleństwem. My jesteśmy potomkami Kaina noszącymi jego odwieczne znamię. Patrzymy na śmierć, a sami nie możemy zginąć. Nigdy...

-Twoim zdaniem wampiry nie mają duszy?- zapytałam, ale nie czekałam na odpowiedź.- Sądziłam, iż jesteś inteligentny, niestety jak widzę nie różnisz się od ludzkich głupców. Podobieństwo jest wręcz uderzające- zakpiłam, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Jemu najwyraźniej także. Patrzył na mnie z dręczącą powagą, ale nic nie mówił. Po zaledwie kilku sekundach pełen współczucia wzrok stał się irytujący. Nie mogłam lub też nie odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy. Przerażało mnie to czego mogę się z nich dowiedzieć.

Powoli wstałam, cały czas czując na sobie jego wzrok już nie pełen pożądania, lecz pragnienia, niesamowitej ochoty skosztowania mojej krwi. To jednak nie było najgorsze. Przez ułamek sekundy, podczas którego zauważyłam go kątem oka, zobaczyłam błysk podniecenia zupełnie jakby miało się wydarzyć coś niezwykłego, a dla mnie z pewnością bolesnego.

Podążył za mną zanim zdążyłam wejść do łazienki, by zmyć z siebie wszelki ślad obcowania z nim. Wiedziałam, iż tego pozostawionego w mej duszy nie uda mi się w żaden sposób pozbyć czy przynajmniej zatuszować. On był wieczny i miał istnieć dłużej niż me śmiertelne życie. Chyba nie istniał człowiek, który po spotkaniu nieśmiertelnego potrafiłby powrócić do swego normalnego życia, jeśli w ogóle miał taką możliwość. Mnie została ona podarowana, lecz ja doskonale wiedziałam czego pragnę., a te pragnienia znacznie różniły się od planów Elaisa. Chociaż może nie aż tak bardzo...

Kierowała nim brutalna siła, gdy złapał mnie za ramię i szarpnął z niesamowitą siłą. Nie zdołałam uchronić się od upadku, lecz nie miałam najmniejszego zamiaru leżeć u jego stóp. Ukorzenie się przed nim i zaakceptowanie jego potęgi było dla mnie gorsze od wszelkiego bólu, dlatego szybko wstałam, ignorując myśl o karze, która może mnie za to spotkać. Jednakże dopiero stojąc przed nim niemal na baczność powróciła choć odrobina dawnej odwagi. Mimo to także nic nie mówiłam, krzyżując z nim spojrzenia. Nie zamierzałam przegrać tej walki. Była jedną z licznych i być rutyna mogła okazać się zbawienna. Oczywiście mogło być też na odwrót.

Patrzyłam mu prosto w oczy. Zanim zdążyłam sobie przypomnieć ostatni pojedynek tego typu i to jak blisko śmierci się wtedy znalazłam, zostałam złapana w pułapkę. Jej opuszczenie było niemożliwe bez pomocy Nauczyciela. On tymczasem od dawna nie dawał znaku życia, jeśli w ogóle można tak powiedzieć o kimś kto istnieje, lecz nie wiadomo czy nadal żyje. Możliwości było doprawdy wiele, a drogi ucieczki znikome. Nie mogłam jednak zaprzestać walki. Teraz bowiem stawka toczyła się o moje życie, a przeciwnikiem był nieśmiertelny o wiele potężniejszy od pragnącego gwałtu mężczyzny czy nawet Kerii. Poza tym im tak naprawdę nie zależało na mojej śmierci. Wampirzycy także...

Poczułam jak nagle grunt znika spod moich stóp zupełnie jakby się zapadł. Zaraz też ja sama zaczęłam spadać coraz niżej. Elementem powtarzającym się do jakiegoś czasu w moich snach i podczas starć z Elaisem była nieprzenikniona dla oczu ciemność. Nienawidziłam jej, lecz mimo to nie zaczęłam bać się nocy. To tak jakby obawiać się własnej matki, a tego nie byłabym w stanie znieść.

Nagle zahamowałam gwałtownie i zawisłam w nieprzeniknionej ciemności. Sama jak zawsze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro