Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

Leżałam w łóżku i patrzyłam jak pielęgniarka spełnia moją prośbę. Chciałam odpoczywać w całkowitych ciemnościach lub po prostu nie patrzeć na oślepiające słońce, którego światło odbijało się w śniegu niemal raniąc moje oczy.

Nadal byłam słaba. Duża utrata krwi i ciągle nie zrośnięta rana- powód zmartwienia wszystkich lekarzy, nie dawała mi spokoju. Co prawda w szpitalu byłam zaledwie kilka dni, lecz w ciągu tego czasu powinno się coś zmienić tymczasem pamiątka po Kerii nadal się nie goiła. Wszyscy myśleli, iż o tym nie wiem, lecz ja wielokrotnie podsłuchiwałam rozmowy zdziwionych lekarzy i równie zmartwionego Elaisa, by wiedzieć, że nie jest dobrze. Wampir nie potrafił nawet ukryć swojego niepokoju, co wcale nie pomagało mi odpoczywać, a wręcz jeszcze bardziej mnie martwiło. Gdyby nie on, wcale nie przejęłabym się swoimi urazami.

Nie rozumiałam dlaczego Elais wcześniej nie wpadł na to, iż broń Kerii mogła być wykonana przez czarownice. Niejednokrotnie zdarzało się, że nieświadome niczego wiedźmy wytwarzały dla nieśmiertelnych broń. W tym przypadku także tak było. Co najgorsze jedynie ktoś obdarzony magią mógł mnie wyleczyć, a raczej żadna z Domu nie byłaby chętna tego zrobić. Wszak związałam się z wampirami, nawet jeśli nadal nie otrzymałam ich krwi. To jednak niewiele zmieniało sytuację. Jedynie gdyby udało nam się przekonać jakąś czarownicę, co równało się jej wyrzuceniu z Domu, lub też znalazło kogoś całkiem innego, obdarzonego mocą, byłabym uratowana. Niestety nie znałam nikogo takiego. Nikt w moim otoczeniu nie zdradził się takimi zdolnościami. Chyba, że...

-Co powiesz o Faith?- zapytałam nagle.- Potrafisz stwierdzić czy posiada jakąś magiczną moc?

-Ma ją- odpowiedział ku mojemu zdziwieniu. Nigdy nie pomyślałabym, iż poświęcił jej aż tyle uwagi.- Nie jestem jednak pewien czy to wystarczy. Renuka zamówiła prezent dla Kerii u naprawdę potężnej czarownicy, tymczasem twoja była przyjaciółka nie pobierała nawet odpowiednich nauk.

-A gdzie niby miałaby je pobierać? W stowarzyszeniu wiedź i czarowników świata?- zakpiłam.- W rzeczywistości ludzi nie ma czegoś takiego jak magia, wampiry lub wilkołaki. U nas jest jedynie nauka- dodałam cierpko.

-Masz rację, ale skądś musiała otrzymać tą moc. Ktoś z jej przodków także był czarownicą lub czarnoksiężnikiem.

-Ja niestety żyję zbyt krótko by ci to powiedzieć, ale może ty wiesz...

-Nigdy się tym nie interesowałem. Osobiście chciałbym wykorzystać swoją moc i w ten sposób zmusić czarownicę do wyleczenia cię, lecz to niemożliwe. Wszystkie z Domu posiadają zbyt wielką moc i są od dzieciństwa uczone jak opierać się wampirom. Ja tymczasem nie mam czasu by sprawdzać je w poszukiwaniu najsłabszego ogniwa.

-Znajdź zatem kogoś niezwiązanego z Domem.

Zamyślił się rozważając moje słowa. Nie zauważył nawet, iż niecierpliwie stuka palcami w blat szafki stojącej tuż przy moim łóżku. Sam siedział na jego brzegu, drugą ręką obejmując moją dłoń. Nacisk nieco się wzmocnił, dlatego podniosłam jego doń do góry i delikatnie pocałowałam jej wnętrze. Od razu zrozumiał, lecz nadal mnie nie puszczał.

Bawiłam się jego włosami, pozwalając by gładkie kosmyki przelatywały mi między placami. Na to też nie zwracał uwagi, jak mi się wcześniej wydawało. O tym, iż jednak zdaje sobie sprawę z tego, co robię dowiedziałam się, gdy spojrzał mi prosto w oczy z wyrazem rozbawienia na twarzy i czegoś jeszcze, co wydawało mi się zbyt nieprawdopodobne bym mogła w to uwierzyć.

Ustawił moje łóżko tak, że leżałam, a nie prawie siedziałam, po czym rozchylił brzegi pasiastej koszuli, którą nazywałam więziennym uniformem. Musiałam ją jednak nosić, gdyż opatrunek wymagał ciągłego zmieniania, a w ten sposób zajmowało to tylko kilka minut. Wystarczyło odpiąć kilka guzików, co właśnie zrobił wampir. Brzegi ubrania od razu zsunęły się w moich piersi.

-Elais!- wykrzyknęłam zdumiona.- Z chęcią bym to zrobiła, ale nie teraz. Wiesz, że rana może się w każdej chwili otworzyć. Przykro mi. Może później...- zaproponowałam nieśmiało, ciągle pamiętając tamtą sylwestrową noc. Mogłam z całą pewnością stwierdzić, iż były to najwspanialsze chwile mego życia.

Wampir był wspaniałym kochankiem i chociaż wcześniej nie miałam żadnych oświadczeń seksualnych, to byłam pewna, że wielu mogłoby się ze mną zgodzić. Gdyby nie jego obojętność lub wręcz niechęć do kontaktów z ludźmi w bardzo szybkim czasie mógłby poszczycić się lepszym dorobkiem niż słynny Casanova. On jednak nie był tym zainteresowany, chociaż... Kochał się ze mną i chciał tego jeszcze zanim nacięłam swoją skórę, a po moim ciele popłynął podniecający go szkarłat.

-Nie o to mi chodzi- syknął, lecz w jego głosie dało się wyczuć rozbawienie.- Przestań myśleć tylko o jednym i zacznij zastanawiać się nad swoim zdrowiem. Twoje ciało nie jest nieśmiertelne. Tymczasem wygląda na to, iż jestem jedynym, który chce skupić na nim swoją uwagę.

-To brzmi wspaniale!- wykrzyknęłam uradowana.- Powiedz mi jednak co zamierzasz, gdyż sam powiedziałeś, że nie mogę teraz liczyć na upojne nocne godziny z tobą- dodałam.

Nie musiało upłynąć wiele czasy, gdy wampir zrozumiał, że żartuję. Już sam fakt, iż był ranek, a nie noc, jak mówiłam świadczył o tym. Elais roześmiał się, a ręce spoczywające na moim ciele zaczęły drżeć raz po raz muskając moją coraz bardziej rozpaloną skórę i doprowadzając mnie tym samym niemal do szaleństwa.

-Nie rób tego- nagle spoważniałam. Widząc nieme pytanie w jego oczach, dodałam- Jeśli nie przestaniesz mnie w ten sposób dotykać, rzucę się na ciebie, a wtedy nic ci nie pomoże.

Jego początkowe zdziwienie ponownie zmieniło się w śmiech. Tym razem jednak odsunął dłonie. Od razu zaczęłam tego żałować, lecz nie mogłam cofnąć wcześniej wypowiedzianych słów. Częściowe pocieszenie stanowiło patrzenie na radość nieśmiertelnego. Jego klatka unosiła się i opadała gwałtownie, sprawiając w ten sposób, iż Elais wyglądał niemal jak żywy. Poza tym posilał się, więc nie był tak śmiertelnie blady jak zazwyczaj.

-Jeśli już skończyłaś żartować, to chyba mogę przystąpić do dzieła- starał się przybrać poważny ton, lecz nie powróciła cała jego powaga, a w kącikach ust nadal igrał uśmiech.- Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie powiem ci, że po raz kolejny zamierzam posłużyć się swoją krwią.

-Ale czy to zadziała? Taka rana jest naprawdę duża... i głęboka.

-Jeszcze nigdy nie próbowałem wyleczyć czegoś takiego. Muszę od razu cię uprzedzić, byś nie robiła sobie wielkich nadziei. Rana nie tylko jest bardzo poważna, lecz także zadana magicznym orężem.

-To brzmi jak gra fantasy- uśmiechnęłam się.

-Ale nią nie jest. Nie masz kilku żyć, a i to jedno znalazło się w niebezpieczeństwie. Jeśli więc mogłabyś chociaż przez chwilę zachować powagę, spróbuję coś z tym zrobić- powiedział odklejając plastry i ściągając przesiąknięty krwią opatrunek. Rana co prawda nadal krwawiła, lecz nie było to aż tak poważne. Czasem nawet zasklepiała się na kilka godzin, lecz wtedy robiłam coś, przez co ponownie się otwierała. Tak więc sytuacja wydawała się wręcz beznadziejna.

Nie chciałam patrzeć na ohydne dla mnie szwy, dlatego uniosłam nieco głowę i wpatrywałam się w twarz Elaisa, znajdującą się tuż nad moim ciałem. Wampir siedział na łóżku okrakiem, przez co z jeszcze większym trudem starałam się zachować powagę. Niestety przegrałam walkę z narastającym w moich płucach śmiechem, gdy usłyszałam jego poważny głos:

-Rozluźnij nieco mięśnie.

Zaczęłam się śmiać, a raczej najwłaściwsze byłoby stwierdzenia, iż po prostu wybuchłam śmiechem, patrząc na coraz bardziej zdziwionego Elaisa. Po chwili jego niepewność zamieniła się w złość, a ja nagle poczułam ostry ból. Wiedziałam co on oznacza: ponownie rana się otworzyła i tym razem w pełni za to odpowiadałam. Wiedziałam wszak, iż nie wolno mi się śmiać. Ta nauczka powstrzymała mnie od wszelkiej wesołości, lecz oboje wiedzieliśmy, że jest to tylko chwilowe.

Elais starł moją krew, nie przestając przy tym karcić mnie. Słuchałam tego wszystkiego z przymrużeniem oka, a słowa tak szybko wpadały do mojej głowy jak z niej wypadały. Nie musiałam przecież zaśmiecać umysłu tego typu rzeczami.

-Dobrze. Już nie będę się śmiać, ale gdybyś widział jak to wyglądało. Przez chwilę myślałam nawet, że jednak zmieniłeś zdanie- skwitowałam całe jego kazanie. Tym razem nie spotkałam się z pozytywną odpowiedzią.

Wampir bez słowa naciął swój nadgarstek, z którego kilka krwi pociekło prosto na moją ranę. Nie musieliśmy długo czekać na reakcję. Szkarłat nieśmiertelnego zaczął się pienić, po czym nagle wyparował w dosłownym znaczeniu tego słowa. Po sekundzie nie pozostał po nim żaden ślad, a moja rana zaczęła obficiej krwawić.

Elais od razu zaczął wycierać krew, lecz nie szło mu to zbyt dobrze. Był zszokowany, co od razu zauważyłam. Dłonie mu drżały, a usta zmieniły się w wąską linię. Niemal nie widziałam jego warg.

-Podejrzewaliśmy, że tak się stanie- powiedziałam spokojnie.- Musisz zatem sprowadzić Faith. Zobaczymy czy coś zdziała. Jeśli nie, będziemy dalej się zastanawiać co zrobić.

-Jesteś pewna, że mam ją tutaj sprowadzić?- niedowierzał mi wampir.

-Jeśli moc kumuluje się w dłoniach, możesz przynieść mi jej ręce- odparłam obojętnie.

Zanim znikł, zdążyłam usłyszeć jak szepcze sam do siebie:

-W co ja się wpakowałem. Ona jest gorsza od...- imienia już nie usłyszałam, gdyż wampir skorzystał ze swej mocy i przeniósł się w poszukiwaniu Faith. Ja tymczasem postanowiłam zaczekać. Wątpiłam by miało mu to zająć dużo czasu. Rozluźniłam się i zamknęłam oczy.

Nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Dopiero gdy czyjś głos szeptał jakieś zaklęcia brzmiące jak monotonna pieśń, otworzyłam oczy. Od razu zobaczyłam pochylającą się nade mną Faith. Drgnęłam niespokojnie i już chciałam zacząć się tłumaczyć, gdy wzmożony uścisk Elaisa powstrzymał mnie od tego. Przeniosłam na niego zdziwiony wzrok.

Nie musiał nic mówić. Gdy ponownie spojrzałam na Faith, zauważyłam coś dziwnego, a raczej bardzo prawdopodobnego w tej sytuacji. Oczy dziewczyny były mętne i szkliste. Wydawała się być ciałem pozbawionym duszy, całkowicie pustym w środku. W ten sposób wyglądały ofiary hipnozy wampirów. Oczywiste stało się zatem, dlaczego nie muszę się tłumaczyć. Ona po prostu nic nie będzie z tego pamiętała, jeśli naturalnie nieśmiertelny pozwoli jej przeżyć.

Gdy już się uspokoiłam, całą uwagę poświęciłam dziwnemu uczuciu, które miałam od momentu przebudzenia. Czułam mianowicie jakby coś wędrowało wraz z mą krwi w stronę rany i następnie wypływało, a raczej zostało wysysane niczym trucizna. Określenie to było nad wyraz trafne. W istocie bowiem magia, którą skażona była broń Kerii rozprzestrzeniła się po mym ciele niczym trucizna wędrując żyłami do każdej nawet najmniejszej komórki ciała. Jednakże w przeciwieństwie do wampirów nie odbierała mi sił, jak było to choćby w przypadku Elaisa, lecz kumulowała się jedynie na ranie, uniemożliwiając jej gojenie się. Nie na mnie wszak stworzono magiczny oręż. Byłam przecież tylko człowiekiem.

Po jakimś czasie wydającym mi się wiecznością, Faith odjęła ręce od mego ciała i odsunęła się od łóżka. Zaraz na jej miejscu pojawił się Elais, który zgrabnie i bez najmniejszego problemu przeskoczył łóżko.

-Nic się nie stało. Chyba jednak Faith nie ma aż tak dużej mocy- powiedziałam zawiedziona.

-Wręcz przeciwnie. Z moją drobną pomocą udało jej się usunąć z rany magię. Teraz wystarczy trochę poczekać. Mógłbym od razu cię wyleczyć, ale ci lekarze naprawdę by się wtedy zdziwili, a musisz jeszcze trochę tu odpocząć. Przez te kilka dni straciłaś w sumie dość dużo krwi. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie bym zabrał cię do siebie...

Chyba zauważył nadzieję w moich oczach, gdyż urwał. Nie musiał kończyć.

-W pełni popieram ten pomysł!- wykrzyknęłam z entuzjazmem.

-Co zatem zrobimy z twoją przyjaciółką?- zapytał poważniejąc.

-Nie zabijaj jej jeśli nie musisz. Wyleczyła mnie za co powinniśmy być jej wdzięczni.

Nie wiem co wtedy pomyślał sobie Elais. Jego twarz była obojętna niczym rzeźba wykuta z kamienia. Nie pojawił się na niej nawet najmniejszy grymas czy uśmiech. Być może uważał, iż stałam się milsza lub przynajmniej zaczęłam choć odrobinę szanować ludzkie życie. Postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu. Nie wiedziałam jak zareaguje gdy powiem mu, iż sama ją zabiję, gdy już da mi swoją krew. Jeśli tego nie zrobi. Faith przeżyje, lecz gdy tylko narodzę się dla ciemności, nic już nie powstrzyma nieuchronnej Śmierci od zabrania swej oblubienicy.

Przypomniało mi się jak niegdyś Faith mi się zwierzała. Słuchałam jej wtedy z troską i zainteresowaniem, równocześnie mówiąc o swoich pragnieniach. Była jedyną, która wiedziała, że chcę się stać wampirzycą i jako jedyna w pełni to rozumiała. Byłam pewna, iż nigdy mnie nie zdradzi i nie pomyliłam się. Tymczasem to ja okazałam się zdrajcą. W podły sposób wyrzekłam się wszystkiego co niegdyś nas łączyło. Najgorsze jednak było to, iż nie czułam z tego powodu najmniejszego żalu. Przyjmowałam wszystko ze stoickim spokojem, obojętna na wszystko.

Tym razem ze wszystkich sił starałam się walczyć z ogarniającą mnie sennością i czekać na Elaisa, który musiał oprowadzić Faith i przerwać hipnozę, czyli jego wpływ na nią. Czułam jednak jak ciało odmawia mi posłuszeństwa, a powieki robią się coraz cięższe. Nie wiedziałam czy to z powodu utraty krwi czy braku snu, lecz szybko zasnęłam. Ten drugi powód od razu odrzuciłam. Jeszcze nigdy nie spałam tak wiele godzin na dobę. Zdarzyło mi się to pierwszy raz.

Miałam nadzieję, że po ocknięciu ujrzę pokój Elaisa wraz z jego barokowym wystrojem. Większość mebli wampira była w stylu rokoko. Także ogromne łoże, które tak często pojawiało się w moich powieściach. Śmiało mogę przyznać, iż osobiście marzyłam o ogromnym łożu z czarnym baldachimem, na którym oddawałabym się upragnionej rozpuście wraz z niesamowitym kochankiem. Pragnienie to jeszcze nigdy nie było tak prawdopodobne do spełnienia. Jak na złość byłam tak wyczerpana, iż nawet przez myśl nie przeszłoby mi powtórzyć sylwestrową noc.

Nie potrafiłam ukryć zawodu, gdy zobaczyłam nad sobą biały sufit i tegoż samego koloru ściany. Na ich tle wyróżniał się woreczek z szkarłatną cieczą. Od razu rozpoznałam w niej krew. Osobiście miałam już dość podłączania mego ciała do całej skomplikowanej aparatury i systemu rurek doprowadzających pożywienie i krew. Jeśli czegoś najbardziej nienawidziłam w szpitalu i wyróżniało się to spośród wszystkich ponurych akcentów utrzymywanych w czystości i obrzydliwej wręcz bieli, to właśnie igieł szczególnie gdy wbijano jej w moje ciało.

Przez uchylone drzwi rozpoznałam kłócącego się z wystrojem szpitala ubranego na czarno Elaisa. Rzadko to robił. Częściej zakładał białą koszulę i czarne spodnie, co tak bardzo kochałam, lecz tym razem nie miał na sobie nic jasnego. Może poznał moją nienawiść do śnieżnobiałych rzeczy i dlatego na jakiś czas zmienił styl ubierania się. Chyba najbardziej chciałam przyjąć właśnie tą wersję.

Niewiele słyszałam, gdyż akurat w tym momencie jakaś nadgorliwa kobieta zabrała się za sprzątanie korytarza głośną maszyną do mycia podłogi. Miałam wielką ochotę wstać i zniszczyć ten przyrząd, lecz na szczęście dla wielu osób nie mogłam tego zrobić bardziej ze względu na ludzką dumę. Wyobraziłam sobie bowiem jak będę wyglądała w swoim „pasiaku" trzymając w rękach woreczek z krwią i chwiejąc się z wyczerpania.

Na szczęście sprzątaczka oddaliła się na tyle bym zdążyła usłyszeć ostatnie słowa oburzonego lekarza, a później spokojną odpowiedź wampira.

-Nie może jej pan zabrać! Jeśli rana znowu się otworzy, ona może nawet zginąć! Tu ma fachową pomoc. Proszę przynajmniej poczekać aż rana zacznie się goić. Wtedy wypiszemy zwolnienie. Teraz proszę się jeszcze wstrzymać- ciągnął zrezygnowany.

-Główną zasadą na podstawie której funkcjonuje ten szpital jest nie zadawanie pytań. To należy do waszych obowiązków. Poza tym to jej prywatna decyzja, a ja mam zamiar spełnić jej prośbę. Jeśli zatem ta instytucja ma nadal funkcjonować, radzę przestrzegać głównych zasad.

Nawet gdyby lekarz chciał coś jeszcze powiedzieć, to nie mógł tego zrobić, gdyż Elais wszedł do mojego pokoju i zamknął za sobą drzwi, pokazując w ten sposób, iż rozmowa została zakończona. Od razu gdy przekroczył próg pomieszczenia, utkwiłam w nim pytające spojrzenie.

-Nie chciał cię wypuścić. Twierdzi, iż masz gorączkę i przez to wygadywałaś różne dziwne rzeczy. To być może prawda, lecz ty chyba jesteś pewna swojej decyzji?- ostatnie zdanie było już pytaniem do mnie. Nie czytał w moich myślach i byłam mu za to bardzo wdzięczna, jednak myślałam, że zna mnie lepiej. Spędziliśmy wszak ze sobą kilka miesięcy niemal codziennie się spotykając. Prawda była taka, iż nadal prawie nic o nim nie wiedziałam, a to co czasem udawało mi się wychwytywać było niewystarczające.

-Mam gorączkę, ale swoją decyzję bardzo dobrze przemyślałam. Swoją drogą byłam pewna, że obudzę się już w twoim domu- przyznałam szczerze.

-Byłoby tak gdyby nie ten głupiec- odparł ze złością skierowaną na lekarza.

-Ależ on jest specjalistą w swojej dziedzinie i czuje się odpowiedzialny za swoją pacjentkę. Nie sądzę też jakoby rozmowa z nim coś zmieniła. Ona uważa nas oboje za wariatów nie znających się na medycynie. Być może ma rację, chociaż ty sam posiadasz znacznie skuteczniejszy lek na wiele dolegliwości.

Nic na to nie odpowiedział, ale uśmiechnął się ze zrozumieniem równocześnie nieobecny myślami. Najwyraźniej nad czymś się zastanawiał, a ja nie zamierzałam mu w tym przeszkadzać. Nagle jednak przypomniałam sobie coś, o czym wcześniej zapomniałam, a o co koniecznie musiałam go zapytać.

-Mógłbyś wyciągnąć coś z szafki?- poprosiłam go.

-Tak, ale powiedz mi co to...- nie dokończył, gdy tylko otworzył drzwiczki. Od razu zrozumiał o co mi chodzi. Nie było to zbyt trudne.

-Mógłbyś się dowiedzieć od kogo to jest?- powiedziałam patrząc na czarny wazon spoczywający w jego rękach. W nim stała róża, zaledwie pączek, którego zakwitnięcie nie oznaczało niczego dobrego. Tak jak Elais doskonale znałam ten symbol. Właśnie ta wiedza tak mnie przerażała, choć starałam się to ukryć. Już zbyt wiele uczuć ujawniłam wampirowi, a obiecałam sobie nigdy tego nie robić. Niestety w jego obecności wszelkie długo układane, misterne plany od razu odchodziły w zapomnienie.

-Zabiję ją!- wykrzyknął nagle nieśmiertelny po dość długiej chwili milczenia.- Zabiję ją i pozwolę by konała w największych cierpieniach.

-O kim mówisz?- spytałam zdziwiona jego nagłym wybuchem.- Czyżbyś miał kochankę i to ona chciała mnie zabić. Może ja o czymś nie wiem? Masz żonę, dzieci?- starałam się by mój głos nabrał ironicznego tonu, lecz udało mi się to tylko częściowo. W istocie bowiem obawiałam się odpowiedzi. Oczywiście nie miał żony, ale wystarczyło by posiadał wampirzą kochankę, a moje życie już było w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż tuż po spotkaniu z nim.

-Jeszcze pytasz?! A kto sprawił, że się tutaj znalazłaś?!

-Ale to przecież nie Keria. Jestem tego pewna tylko nie pytaj mnie skąd to wiem.

-Może ona nakazała ci w to wierzyć. Jako człowiek nie jesteś odporna na jej sztuczki.

-Nazwij to kobiecą intuicją lub przeczuciem, szóstym zmysłem czy czymś tego typu, ale to nie Keria dała mi różę. Gdyby tak było, nie prosiłabym cię byś dowiedział się czyja to sprawka. Ktoś najwyraźniej bardzo pragnie mojej śmierci. Zapewne jest niezadowolony z tego, co się teraz stało.

-Wielu nieśmiertelnych chce byś umarła. Nie tylko bowiem opisujesz nasze zwyczaje, w które na twoje szczęście nikt nie wierzy, lecz także znasz wampiry, a to nie powinno się zdarzyć. Miałaś już dawno nie żyć. Istniejesz jedynie dzięki mojej i Geriona opiece.

-W takim razie dziękuję ci za to, a teraz powiedz czy możemy stąd odejść. Nie podoba mi się ta nieskazitelna biel. Wolę wystrój twojej sypialni.

-Ty chyba nigdy nie przestaniesz żartować- westchnął z rezygnacją, ale i rozbawiony.- Mam inne sposoby na opuszczenie tego miejsca niż drzwi. Biedacy chyba będą niepocieszeni. Niepotrzebnie wystawili straż w białych kitlach.

-Wiesz co najbardziej w tobie kocham?- zapytałam nagle, gdy pierwszy szok minął.- Poczucie humoru, którego tak bardzo nie chcesz przede mną ujawnić. Poza tym jesteś doskonałym kochankiem- dodałam już swobodniej.- Inni także powinni mieć możliwość przeżycia tego, co ja w łóżku z tobą.

-Chyba tego nie chcesz?- spytał z obawą.

-Nie. Masz rację. Wolę monopol na tego typu rzeczy. Poza tym jesteś moim aniołem zagłady i nigdy o tym nie zapominaj. Nie wolno ci choćby na sekundę o tym zapomnieć.

Nic więcej nie powiedziałam, gdyż pochylił się nade mną i pocałował mnie, a chwilę później byliśmy już w jego sypialni, gdzie spędziłam kolejne kilka dni zbyt krótkie bym mogła w pełni się tym nasycić. Poza tym wątpiłam, iż wieczność wystarczy mi na znudzenie się Elaisem. On był wieczny i moje zainteresowanie nim także. Nic nie mogło tego zmienić. Właśnie dlatego wiedziałam, iż decyzja o mojej śmierci będzie dla niego bardzo trudna. Jedynie z tego powodu powstrzymywał się jeszcze i starał się zyskać nieco więcej czasu. Niestety wskazówki zegara nieuchronnie się poruszały, a kolejne uderzenia wybijały mijające godziny.

Cieszyłam się, że moja śmierć będzie najprawdopodobniej najtrudniejszą decyzją, którą musiał kiedykolwiek podjąć. Znacznie łatwej jest bowiem decydować o sobie samym i własnym życiu niż o przyszłości innej osoby. Nigdy bowiem nie wiemy co będzie dla niej najlepsze. Na nieszczęście dla nas obojga, ja doskonale wiedziałam czego pragnę. Pozostało mi jednak przekonanie o tym Elaisa, który nagle być może po raz pierwszy w swym długim życiu zachowywał się jak bohater.

Niech do diabła pójdzie wszelka cnota!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro