Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X

Elais nie kłamał, o czym przekonałam się już wieczorem i przez kilka kolejnych nocy. Po kilkunastu nocach jego nieobecności, zaczęłam się naprawdę martwić. Chciałam ponownie go zobaczyć i najchętniej już nigdy nie pozwolić mu odejść, lecz zostać z nieśmiertelnym przez wieczności lub jeszcze dłużej, na co z pewnością nie pozwalało mi moje ludzkie życie. Ciągle jednak miałam nadzieję, iż wampir da mi swoją krew i pozwoli bym razem z nim cierpiała, jeśli naprawdę taka okaże się egzystencja, którą sam wiedzie.

Bardzo szybko uświadomiłam sobie, a właściwie utwierdziłam się w swoim wcześniejszym przekonaniu. Oczywiste stało się dla mnie, iż nie potrafię bez niego żyć. Jego nieobecność była tym samym czym brak powietrza dla zwyczajnego człowieka. Z drugiej strony musiałam egzystować w tym upadlającym stanie tylko z jednego powodu: obiecał, że wróci. Nie powiedział kiedy, ale zawsze dotrzymywał słowa, dlatego nie obawiałam się przyszłości. Poza tym przyrzekł zabić mnie, jeśli zapragnie odzyskać wolność i nie wątpiłam, iż nie zawaha się przed zrobieniem tego. Dla niego byłam zwykłą dziewczyną, może jeszcze nie kobietą, która swymi błaganiami niemal zmuszała go do pozostania przy niej. Czy mogłam zatem chcieć czegoś więcej niż irytacji i pragnienia uwolnienia się?

Mimo to ponownie odrzuciłam swoją dumę, zupełnie zapominając o jej istnieniu. Nie była mi potrzebna lub raczej nie miała szans istnieć w obliczu wampira, który co prawda nigdy nie pokazał mi, iż uważa mnie jedynie za człowieka, lecz nieświadomie okazywał to każdym najdrobniejszym gestem. Czułość, niekiedy mylona z nadmierną wręcz troską, doprowadzała mnie do szału, ale nie mogłam nic zrobić. Dla niego wszak byłam słaba i krucha. Nie zmieniła tego nawet spędzona z nim noc, podczas której na chwilę zapomniał...

W końcu kilkanaście dni po ostatnich odwiedzinach Elaisa, nie wytrzymałam. Musiałam odzyskać swoje serce... i życie, a doskonale wiedziałam w jaki sposób to zrobić. Dlatego poszłam do rodziców i szybko skłamałam, że wychodzę do koleżanki i wrócę bardzo późno. Oczywiście nie obyło się bez kłamstwa, iż ktoś na pewno mnie odprowadzi. Tak rzeczywiście mogło się stać, ale eskorta tej istoty z pewnością nie należała do bezpieczniejszych. Właściwie to on stanowił największe zagrożenie.

Szybko wybiegłam z domu, żałując w myślach, że nie posiadam takiej mocy jak wampiry, która pozwoliłaby mi uniknąć wielu minut zbędnego tłumaczenia. Niestety musiałam zachowywać się jak człowieka, a przynajmniej przywrócić choćby cząstkę dawno utraconego człowieczeństwa i na powrót stać się nieskażonym mrokiem dzieckiem. To okazało się najtrudniejsze, tym bardziej znając powód wyjścia z domu. Gdybym nie wiedziała i postanowiła kierować się przed siebie, byłoby mi łatwej, a naturalnie także trafiłabym na Ulicę Cieni. Tam był mój rzeczywisty dom, ludzie mieszkający w niepozornych budynkach- przyjaciółmi, a ich nieśmiertelni goście- rodziną. I tak jak więzów krwi, tak i ich nie mogłam się wyprzeć. To należało do praw tego świata, znacznie silniejszych od ludzkich.

Starałam się jak najszybciej pokonać tą drogę, która wydawała mi się wiecznością. Dla mnie nie miała końca. Raz po raz niczym duch w rocznicę swej śmierci, wracałam tam i od nowa przeżywałam pierwsze spotkanie z Elaisem. Chodziłam tam jednak częściej niż jakaś mara o wykrzywionym śmiercią obliczu, a do czego nie przyznawałam się wampirowi. Mimo to wiedział. Najprawdopodobniej nie chciał się przede mną zdradzić tą wiedzą, ale jedno słowo, czułe spojrzenie wystarczyło bym się domyśliła. W końcu znałam go bardzo dobrze, jeszcze przed spotkaniem na polanie... On także pochodził z przeszłości i miał coś wspólnego z Nauczycielem. Niestety nie wiedziałam co.

Czasami gdy pozwalałam myślom swobodnie przepływać przez głowę, pojawiały się jakieś wspomnienia, które były zbyt niezwykłe, by mogły do mnie należeć. Przez jakiś czas podejrzewałam nawet, iż to dzięki krwi Elaisa. Wszak nie jeden raz leczył mojej rany upuszczając kroplę wieczności na naruszoną skórę. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, lecz gdy w mej głowie zaczęło brzmieć niczym echo czyjeś imię, zbyt niewyraźne i odległe, bym mogła sobie coś o nim przypomnieć, czułam się jakbym była gdzieś daleko, w przeszłości, w której nigdy nie żyłam. Wtedy też zaczęłam zastanawiać się jaki wpływ ma na mnie krew wampira.

Stanęłam na końcu czarnej drogi, poruszając lekko nogami, by móc słyszeć trzeszczenie drobnych kamieni. Dźwięk ten uspokajał mnie, chociaż powinno być inaczej. Mimo to cieszyłam się wyczuwając pod stopami żwir. Poczułam nieodparte pragnienie by go dotknąć, poczuć palcami nierówne żłobienia w niedużych kulkach. Końcu jednak wyrzuciłam przed siebie zawartość zaciśniętej pięści, nie zauważając nawet, iż jeden z kamyków przeciął mi skórę, a raczej wbił się we wnętrze dłoni.

Ruszyłam przed siebie, nie rozglądając się na boki. Bałam się, że w jednym z okien zobaczę dawcę lub, co gorsza, wampira, którym mógł być także mój Elais. Przez chwilę nawet zrobiło mi się żal mieszkających tu ludzi. Odizolowani od normalnych ludzi i normalnego życia. Im już nigdy nie będzie dane być kimś zwyczajnym. Będą żyć dość długo, dopóki jakiś wampir nie zakończy ich istnienia, wysysając najmniejszą kropelkę krwi z starych już ciał. Kiedy się to stanie? Chyba nikt tego nie wie, nawet sami nieśmiertelni.

Zatrzymałam się w pół drogi, gdy zobaczyłam wyłaniającą się z mroku postać. Przez chwilę miałam nadzieję, że to Elais i wtedy moje serce zaczęło bić coraz szybciej aż zatrzymało się gwałtownie, jakby z niechęcią do dalszego życia. Rozumiałam je, a raczej ono wiedziało co czuję. Dlatego też nieczułe na urodę obcego, powróciło do swojego normalnego tempa. Przez ułamek sekundy chciałam się odwrócić, pamiętając ilu mam wrogów wśród nieśmiertelnych oraz o tym, gdzie się znajduję, lecz nic nie zrobiłam. Stałam wyprostowana, gotowa na ewentualną walkę.

Nagle poczułam lekkie muśnięcie zimnego powietrza, a ponieważ nie było wiatru, od razu zrozumiałam, co się stało. Odwróciłam się, a raczej spróbowałam to zrobić, gdy stojąca za mną postać, złapała oburącz moją głowę i przytrzymała ją, uniemożliwiając odwrócenie się. Podejrzewałam, że zaraz przez ciszę przedrze się krótki trzask łamanych kręgów mego karku, lecz nic takiego się nie stało, a ucisk, choć nieco zelżał, ciągle uniemożliwiał poznanie wampira, co do czego nie miałam najmniejszych wątpliwości.

-Nie bój się i nie próbuj mnie uderzyć- usłyszałam tuż przy uchu znajomy głos Geriona. Ciepła skóra zetknęła się z moją szyją, lecz nie zareagowałam. To nie były jego wargi, a poza tym Elais chyba nie byłby aż tak niehonorowy by kazać komuś innemu się mną zająć. Gerion chyba zdawał sobie z tego sprawę. Chociaż... Być może wiedział coś, o czym ja nie miałam najmniejszego pojęcia.

-Co tutaj robisz? A może powinnam zapytać jak smakowała kolacja?- odparłam bez cienia ironii w głosie.

Zanim odpowiedział odwrócił mnie w swoją stronę, po czym uniósł nieco moją głowę i zmusił do patrzenia sobie w oczy.

-Ze mną wszystko w porządku, ale zdaje się, że ty jesteś spragniona...- odpowiedział spokojnie z szelmowskim uśmiechem- ...wampirzej krwi- dodał po chwili, mówiąc z naciskiem.- Co się stało? Powiedz mi, jeśli nie chcesz bym czytał w twoich myślach.

-Nie musisz tego robić. Szukam Elaisa. Nie wiesz gdzie jest?

-Właśnie o to pytam- odrzekł ku mojemu zdziwieniu.- Byłem ciekawy cóż takiego się stało, że już cię nie odwiedza, a nieznośnie dużo czasu spędza ze mną- dodał, ale nie wyglądało na to, iż przeszkadza mu obecność tworu Ashera.- W jego myślach nie jestem w stanie czytać- ciągnął dalej- dlatego chciałem się tego dowiedzieć od ciebie, lecz wygląda na to, że ty też nie wiesz. Naprawdę nawet nie domyślasz się dlaczego on to robi?

-Niestety nie mam najmniejszego pojęcia- odpowiedziałam szczerze.

-Może w takim razie...

-Nie- przerwałam mu stanowczo.- On mnie nie zostawi. Nie złamie swojej obietnicy- mówiłam z naciskiem próbując przekonać bardziej siebie niż jego. Tak usilnie chciałam wierzyć w to, iż dotrzyma danego słowa.

-Wierzę ci- powiedział, głaszcząc mnie po głowie w geście pocieszenia, zupełnie jak małe dziecko, którym przecież już od dawna nie byłam. Dla niego jednak moje siedemnaście lat nic nie znaczyło. Sam przeżył znacznie więcej.- Porozmawiam z nim i dowiem się, dlaczego to robi- obiecał.

-Czy ty jesteś inny niż Elais?- spytałam, patrząc mu z nadzieją w oczy.

-Do czego zmierzasz? Chcesz mojej krwi?

-Nie. Pragnę byś przynajmniej ty dotrzymał danego słowa- odparłam.

Uśmiechnął się z ulgą, lecz zobaczyłam w jego oczach coś jeszcze. Coś jakby... Nie! Nie mogłam w to uwierzyć. W jaki sposób miałabym sprawić mu zawód? Czy to możliwe, że chciał ofiarować mi swoją krew?

-Na pewno z nim porozmawiam. Powiem mu, żeby się z tobą zobaczył.

-Nie. Poproś go, by dotrzymał obietnicy i zabił mnie. Poproś go w moim imieniu o śmierć.

Gerion stanął jak sparaliżowany, zupełnie jakby nie dotarły do niego moje słowa. Być może wydawały mu się zbyt niesamowite, by mogły być prawdą. W końcu bardzo rzadko spotyka się żywą istotę, która dobrowolnie rezygnuje z życia, a za samobójczynię się nie uważałam. Wiedziałam, że mogę i chcę zginąć tylko z jednego powodu. Bez Elaisa bowiem moje życie nie ma sensu. Już wcześniej o tym wiedziałam, ale potrzebowałam czasu, by człowieczeństwo odkryło to, co zostało uwięzione w głębi serca. Spotkanie wampira było kluczem do tego więzienia, które już nigdy nie miało się zamknąć.

-Czy jesteś tego pewna?- zapytał nadal wahając się przed odejściem.

-Swojej śmierci? Chyba niczego bardziej nie pragnęłam. Oczywiście wolałabym wieczne życie, ale jeśli Elais nie chce mi dać swojej krwi, to chyba nie mam wyboru.

-Niekoniecznie on musi to zrobić...- zaczął nieśmiało, co było do niego niepodobne, lecz ja szybko mu przerwałam zanim zdążył dokończyć to, co tak bardzo chciałam usłyszeć. Niestety właśnie pragnienie, któremu nie mogłam się oprzeć, a które byłoby złamaniem przyrzeczenia, zmuszało mnie do wtrącenia się. Ja także, tak jak Elais, zawsze dotrzymywałam słowa, a przynajmniej bardzo się starałam to robić.

-Kiedyś Elais powiedział mi, że jedynie totalny głupiec lub wariat dałby mi swoją krew. Nikt normalny podobno tego nie zrobi, zatem zamilknij zanim sam siebie obrazisz. Wcześniej oczywiście wcale tak nie uważałam i jesteś chyba ostatnią osobą, którą posądziłabym o brak inteligencji, lecz teraz rozumiem co miał na myśli. Poza tym obiecałam, iż zginę tylko z jego ręki. To jemu oddałam swoje życie i tylko on może mi je odebrać. Wybacz zatem to, co powiedziałam przed chwilą...

-Nie szkodzi- tym razem Gerion mi przerwał.- Rozumiem cię, a przynajmniej staram się to zrobić. Muszę jednak przyznać, że mi ulżyło?- Spojrzałam na niego zdziwiona.- Nie możesz żyć, a jeśli Elais nie chce dać ci swojej krwi i zabronił robić tego innym, to twoja śmierć jest oczywista. Na szczęście nie będziesz protestować- wyjaśnił aż nazbyt szczerze.

-Tego nie powiedziałam- odparłam spokojnie. Widząc nieme pytanie w jego oczach, dodałam- Będę protestować, gdyż nawet przeznaczenie nie jest tym, z czym nie staram, się walczyć. Nie będę się jednak opierać. Z jego ręki przyjmę nawet najgorszy ból.

-Już kiedyś słyszałem te słowa, ale nie znałem osoby, która je wypowiedziała.

-Jak zatem...

-Ktoś mnie tego nauczył. Powiedział mi o swoim tworze, który zawsze to powtarzał. Dlatego też się cieszę. W takim razie najwyższa pora bym poszedł po Elaisa. Nie powiem mu o czym rozmawialiśmy. Sama musisz to wszystko wyznać. Z pewnością bardzo zainteresuje go to, co masz do powiedzenia.

Gerion miał właśnie zniknąć, gdy rzuciłam jeszcze:

-Nie mam zamiaru jeszcze umierać.

-Nikt tego nie chce- odparł z uśmiechem, po czym znikł, korzystając ze swej mocy.

Zostałam sama, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdy nagle usłyszałam znajomy głos:

-„Nie powinnaś być w tym miejscu sama. Za chwilę przybędą tu nieśmiertelni"- powiedział Gerion. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, iż w rzeczywistości go tutaj nie ma, a jedynie jego głos rozbrzmiewa w mojej głowie. Jednakże niezależnie od tego gdzie się obecnie znajdował, miał rację, dlatego oddaliłam się od Ulicy Cieni wybierając wcale nie bezpieczniejszą polanę. Bez obaw przekroczyłam granicę światła i wkroczyłam w mrok.

Było zimno, lecz mimo to odgarnęłam śnieg z betonowego pierścienia studni i usiadłam na nim, czując jak mróz dotyka każdego zakamarka mego ciała. Nie przejęłam się tym, chociaż w głowie kręciło mi się coraz mocniej i naprawdę zaczęłam obawiać się o swoje zdrowie psychiczne. Mój umysł coraz gorzej znosił prawdę, której niegdyś pragnęłam. Teraz nie byłam już niczego pewna. Wiedziałam jedynie, iż nie chcę być zmuszoną do powrotu do świata ludzi. Dla mnie bowiem nie było już tam miejsca.

Cieszyłam się, że na czas zimy wzbogacono dawną studnię o swoistą pokrywę. Dzięki temu mogłam położyć się na niej. Moja głowa od razu opadła bezwiednie, zwisając z pozostałości po kiedyś zapewne użytecznym obiekcie, a teraz całkowicie zapomnianym, a jedynie stanowiącym niebezpieczną pułapkę. Jednakże ani wcześniej ani tym bardziej wtedy nie skojarzyłam tego jak wyglądam, leżąc na niej właściwie plecami, gdyż nogi i głowa zwisały nie podtrzymywane przez wolę i mięśnie. Po jakimś czasie ktoś odwiedził ten „ołtarz" i zapragnął mieć na własność jego krwawą ofiarę.

Jak przez mgłę patrzyłam na pochylającą się nade mną oczy. Powieki miałam do połowy przymrużone, lecz nie zdawałam sobie z tego sprawy. Mimo to doskonale widziałam błyszczące w ciemnościach białe kły wampira i twarz wykrzywioną ohydnym grymasem. Był spragniony. Powoli zbliżał swoje obrzydliwe dla mnie usta do mojej szyi, by przyssać się niczym natrętny komar i wysysać powoli życie ze słabego ciała.

Nagle na jego miejscu zobaczyłam Elaisa. To jego twarz przyjął wcześniej czarnowłosy wampir, który teraz stał się blondynem o anielskim wyglądzie. Dzięki swojej mocy ukradł postać mego ukochanego anioła zagłady. Zapragnęłam pogłaskać go po policzku, czułym gestem niczym dotknięcie skrzydłami motyla przesunąć koniuszkami palców po gładkiej skórze, czując przenikający od niej chłód wieczności. Nie mogłam jednak tego zrobić. Nie byłam w stanie uczynić tak prostego gestu, jak unieść ręki. Moje ciało leżało nieruchome na ołtarzu bez jakiejkolwiek siły czy kontrolowane przez kogoś lub też coś.

Usta wypowiedziały niewyraźnie czyjeś imię. Umysł z trudem je sobie przypomniał, lecz wraz z tym wspomnieniem powrócił mi przed oczy obraz Elaisa. Ponownie uśmiechał się do mnie tajemniczo zupełnie jakby zapowiadał cos pięknego, kolejną tajemnicę, którą będziemy dzielić. Jego wargi układały stale to samo słowo: wieczność, a ręce coraz bardziej zbliżały się do bezwładnego ciała.

Po chwili zaklęcie nieśmiertelnego przestało mieć nade mną jakąkolwiek kontrolę, a na miejscu wyobrażenia Elaisa znowu pojawił się niewyraźny obraz obcego wampira.

-„Nie możesz tego zrobić"- powiedziałam, wiedząc, iż właśnie w tej chwili na pewno czyta w moich myślach.- „Nie zmusisz mnie bym złamała swoją obietnicę. Tylko on może mnie zabić."

Z trudem przychodziło mi układanie zdań i przesyłanie ich bezpośrednio do przybysza w postaci bardzo wyraźnych myśli. Właściwie wątpiłam by mi się to udało, dlatego zdziwiłam się gdy odpowiedział, wymawiając każde słowo powoli, z wyraźnym naciskiem:

-Czy on jest tego wart? Jesteś pewna, że chcesz dla niego zginąć? Już nigdy nie odzyskasz życia. Stracisz je, a Elais zostawi cię tak jak innych. Zapomni o tobie.

-„Co daje ci prawo tak mówić? Znasz go aż tak dobrze, by wypowiadać te słowa i ostrzegać mnie?"- próbowałam protestować.

-Znam go dłużej niż ty- odpowiedział.- Nie ufaj mu, gdyż zostawi cię, gdy tylko nadejdzie odpowiedni ku temu moment.

-„Co masz na myśli?"

-Jeśli nie uda ci się zatrzymać wiatru, nie zatrzymasz i jego. Zatem porzuć go i wybierz życie, nim w pełni przestaniesz być człowiekiem.

-„Nie mogę tego zrobić"- odparłam zasmucona i desperacja w głosie.- „Już nigdy nie będę człowiekiem. Poza tym wybrałam śmierć. Mogę zginąć tylko z jego ręki. Nie chcę umrzeć jako staruszka, która przez całe swoje życie była obcą wśród obcych."

Przez chwilę milczał. Nie byłam nawet pewna czy nadal tutaj jest, lecz gdy poczułam ciepły oddech na swojej szyi, oczy były już zbyteczne. Teraz jego głos dochodził z bliska. Wraz z każdym wymówionym słowem, ciepłe wargi muskały mą skórę tuż przy pulsującej tętnicy. To musiało doprowadzać go do szału, lecz o dziwo nie wbił swoich kłów w me ciało, docierając do źródła życiodajnego płynu.

-Dlaczego to robisz?- zapytał, ale nie czekał na odpowiedź.- W swoim uporze przypominasz mi pewną wampirzycę. Jej także wydaje się, że kogoś kocha, lecz to nieprawda. My nie jesteśmy zdolni do miłości. Dla nas nie istnieją uczucia. Porzuć więc nadzieję i zrezygnuj z bezsensownego uporu. Nic dobrego on nie przyniesie, a jeśli została w tobie choć odrobina człowieczeństwa, pomyśl o swojej rodzinie. Chyba nie chcesz ich ranić...

-„Nie"- odparłam krótko, nie siląc się na żadne wyjaśnienia.

-Powinienem już iść. Poza tym pamiętaj, że nie jest tu bezpiecznie i większość wampirów chce cię zabić. Dla nich jesteś bardzo kłopotliwym człowiekiem. Jedynie opieka Elaisa i Geriona ich powstrzymuje. Gdyby nie oni, zabiłbym cię- ostatnie słowa wycedził przez zęby.

-„Nie zrobiłbyś tego. Zdaje się, że mój upór coś ci przypomina. Gnębią cię wspomnienia tamtej wampirzycy i wbrew temu co mówisz, chcesz by nadal pozostawała nieugięta. Podoba ci się to. Właśnie dlatego mnie nie zabiłeś. Tak naprawdę nie chciałeś tego zrobić, a nie, jak sam sądzisz, powstrzymuje cię opieka najsilniejszych wampirów. Czyż nie tak?"

Gdybym mogła, uśmiechnęłabym się. Niestety ciało w dalszym ciągu zdawało się należeć do kogoś innego. Nawet usta nie słuchały poleceń płynących z mózgu i nie poruszały się. Mimo to chyba zrozumiał moją mściwą radość. Nawet go to nie dziwiło.

-Jesteś naprawdę taka jak ona. Chciałbym byście się kiedyś poznały- w jego głosie brzmiała radość i rozbawienie.- To byłoby zapewne fantastyczne. Niestety ja nie mogę jej tego przekazać. Dla niej jestem martwy i nic tego nie zmieni. Sam popełniłem samobójstwo na jej oczach. Oczywiście mówię to wszystko w przenośni, gdyż jak sama widzisz, a raczej się domyślasz, jestem wampirem. Jednakże także my możemy umrzeć. W noc naszych narodzin dla ciemności, stajemy się martwi dla świata i ludzi.

-„Nie musisz mi tego mówić"- odpowiedziałam pozornie urażona.- „Mimo to nie mogę złamać danego słowa. Chcę zginać z rąk Elaisa. Obiecał mi, że zabije mnie zanim odejdzie. Przyjmę zadaną przez niego śmierć niezależnie od tego, co będzie później."

-Czego tak naprawdę pragniesz? O czym marzysz?- zapytał nagle.

Uśmiechnęłam się w duszy, lecz nie odpowiedziałam. Zresztą nawet gdybym po chwili chciała to zrobić, jego już i tak nie było. Odszedł tak nagle jak się pojawił bez żadnego choćby najmniejszego pożegnania i dlatego nie byłam pewna czy tylko mi się nie śnił, tym bardziej gdy poczułam czyjąś obecność. Nie musiałam zgadywać kto przybył na polanę, lecz mimo to nawet nie przyszło mi do głowy, iż właśnie obecność Elaisa zmusiła wampira do ucieczki. Znacznie później bowiem poznałam tą historię.

Chciałam wstać i godnie powitać nieśmiertelnego, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Początkowo zdziwiłam się i podejrzewałam nawet, że jest to sprawka wampira, jednak on wydawał się być zdumiony w równym stopniu co ja. Dopiero po chwili, która wydawała mi się wiecznością, przypomniałam sobie, iż coś takiego miało miejsce. W tym samym momencie poczułam palący moje wnętrze żar. Powoli rozprzestrzeniał się po całym ciele aż rumieniec wykwitł na moje policzki.

-Chciałaś mnie widzieć?- odezwał się niepewnie Elais. Z całej jego postaci biła niesamowita wręcz bezradność. Także głos złamywał się w niektórych momentach. Nie komentowałam tego tylko po to, by go nie rozdrażnić. Od razu zauważyłam, że już jest w złym humorze, czego nie starał się nawet ukryć.

Powoli i ostrożnie uniosłam głowę. Sił starczyło mi jedynie na to, bym przez kilka sekund patrzyła prosto w oczy wampira. Później ponownie straciłam władzę nad wszystkimi członkami, nadal leżąc na studni niczym na ofiarnym ołtarzu.

-Odpowiedz- mruknął zirytowany. Mimo to nadal się nie odzywałam, chociaż problem poruszania ustami miałam już za sobą. Inne powody zmuszały mnie do milczenia.

Nie wiem co wcześniej myślał Elais o moim stanie. Być może uważał, że tylko udaję, ale starałam się jak najszybciej odrzucić tą myśl. Z pewnością nie należała do najmilszych. Po chwili jednak wampir podniósł mnie i trzymając moje bezwładne ciało, ponownie wyszeptał mi do ucha, tym razem już spokojniejszym tonem:

-Powiedz mi, dlaczego chciałaś mnie widzieć.

Nie wiem w jaki sposób udało mi się zmusić usta do mówienia, ale zdołałam powiedzieć:

-Obietnica.- Już w myślach dodałam- „Chciałeś złamać dane słowo. Dlaczego nie przychodziłeś. Gdyby nie Gerion..."

-Byłem zajęty- odpowiedział chłodno tonem porównywalnym z panującym zimnem.

-„Dlaczego to zrobiłeś? Martwiłam się. Myślałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Byłam przerażona. Błagam cię..."

Nie dał mi dokończyć.

-Czego ode mnie oczekujesz?- spytał smutnym głosem, na dźwięk którego poczułam bolesne ukłucie w sercu.- Dlaczego nawiedzasz mnie niczym uparta zmora z przeszłości i nie pozwalasz zapomnieć? Czego ty ode mnie chcesz?

-„Zatem jestem dla ciebie zmorą, upiorem? Chyba powinnam podziękować ci za ten wątpliwy komplement"- zakpiłam.- „Jedyne czego pragnę to byś dotrzymał swojej obietnicy. Natomiast jedyną osobą, o której marzę, a której obraz mam zawsze przed oczami, jesteś ty. Odpowiadasz za to, co się ze mną stało. Nie możesz teraz nic na to poradzić."

-Nic nie rozumiesz!- wykrzyknął i z trudem powstrzymał się od potrząśnięcia mną. Już nawet czułam jak napina mięśnie, lecz szybko zdołał się uspokoić.- Nieśmiertelność jest straszna- powiedział nagle.

-„Dlaczego nie pozwolisz mi samej zadecydować?"- odparłam. W tym samym momencie w mojej głowie zaczął brzmieć znajomy już głos. Nie mogłam go zagłuszyć własnymi myślami, dlatego postanowiłam milczeć i słuchać kolejnej lekcji nauczyciela.

Możesz wybrać życie lub śmierć. Od ciebie zależy, na co się zdecydujesz, lecz zanim odpowiesz, w jednym zdaniu zawierając wszystko na temat swojej przyszłości, zastanów się. Nie pozwól by instynkt mordercy podyktował ci odpowiedź, gdyż nie ma już odwrotu z raz obranej ścieżki. Idziesz nią do końca ku wieczności lub zagładzie.

Mimo to nie wahałam się ani chwili, mówiąc do Elaisa:

-„Ofiaruj mi swoją krew. Pozwól, że sama zadecyduję czy chce umrzeć czy żyć wiecznie."

Nie wiedziałam czy się waha czy po prostu nie chce odpowiedzieć. Dopiero po chwili odezwał się, a jego słowa zirytowały mnie jeszcze bardziej niż wcześniejsze milczenie.

-Nieśmiertelność jest straszna- powtórzył. Nagle zapragnęłam stanąć na własnych noga i odejść jak najdalej od niego. Wyczuwałam zagrożenie bijące od wampira, wyraźne niczym uderzenia serca. Niestety byłam całkowicie zależna od Elaisa. Moje ciało nie chciało mnie słuchać. Buntowało się przeciwko rozkazom mogącym je uratować.- Ten bal nie był dobrym pomysłem. Źle zrobiłem zabierając cię na niego- ciągnął dalej tym samym smutnym tonem.- Teraz nawet ci, którzy tamtej nocy nie słyszeli twojego wołania, wiedzą o twym istnieniu. Dla nich już jesteś martwa.

-W jakim sensie?- zapytałam. Przez przejęcie nie zauważyłam, że moje usta poruszają się, choć dźwięki które z nich wychodzą nadal były bardzo niewyraźne.

-Nie wiem. Prawdopodobnie każdy ma na myśli coś innego. Jedni chcą cię zabić, a inni uważają, iż dam ci swoją krew. Głupcy!- dodał szybko zanim zdążyłam wydać z siebie na wpół zduszony okrzyk radości.

-Dlaczego?- zapytałam krótko.

-Ten temat możemy już zakończyć. Nie ma potrzeby dłużej o tym mówić tym bardziej, że znasz moją odpowiedź.

-Może i tak- zawahałam się- ale ciągle nie wiem dlaczego nie chcesz tego zrobić. Nie należysz do wampirów niezadowolonych ze swego bytu. Prawdopodobnie już wcześniej kogoś zamieniłeś- powiedziałam to, mając nadzieję, iż zaprzeczy. Nie wydał jednak z siebie najmniejszego westchnięcia.- Wprost przeciwnie: zdajesz się tym bawić. Dla ciebie świat to plac zabaw, gdzie niczym dziecko możesz robić wszystko co chcesz. Ludzie nie znaczą więcej niż małe laleczki. Czy taki jest powód twojej odmowy? Właśnie z powodu mojej niskiej pozycji wśród ziemskich istot nie chcesz dać mi swojej krwi?

-Wiesz, że nie o to chodzi- odpowiedział ze złością, którą starał się ukryć. Doskonale było widać, iż mu się to nie udało.- Gdyby każdy wampir brzydził się ludźmi, nie byłoby kolejnych nieśmiertelnych. To tak samo jakby wszyscy ludzie nienawidzili dzieci. Wtedy ich rasa także nie przetrwałaby. Oczywiście są wśród nas tacy, którym szczególnie niemiły jest człowiek, ale to nieliczna grupa głównie członkowie klanu Red.

-Przejdź do rzeczy- popędziłam go zsiniałymi ustami. Właściwie cudem było, że mnie rozumiał, gdyż nie tylko mówiłam niezrozumiale, lecz także bardzo cicho. Na szczęście był obdarzony bardzo dobrym słuchem.

Spojrzał na mnie zdezorientowany jakby właśnie obudził się ze snu, lecz szybko podjął przerwany wątek.

-Powód, dla którego nie chcę cię przemienić, ofiarować ci swojej krwi jest całkiem inny i sam niechętnie się do niego przyznaję. Muszę szczerze powiedzieć, iż pierwszy raz coś takiego czuję. Waham się, a w ciągu mojego wieloletniego życia zdarzyło mi się to zaledwie kilka razy z tego ponad połowa od momentu poznania cię. Wcześniej nie poświęciłbym więcej niż to konieczne człowiekowi, którego zamierzam przemienić, ale z tobą jest inaczej.

-Czuję się zaszczycona- odparłam cierpko. Nie rozumiałam po co mi to mówi. Jeśli chciał mnie zdenerwować, to mu się to udało.

-Ty nadal niczego nie rozumiesz?- spytał z uśmiechem. Błyskawicznie przytaknęłam głową, a raczej chciałam to zrobić. Odpowiedź na pytanie czy mi się udało uzyskałam wraz z kolejnymi słowami nieśmiertelnego.- Nie wiem jak to określić, ale chyba zależy mi na tobie. W innym razie nie zastanawiałbym się nawet chwili. Ale- zaczął uprzedzając moje myśli- nie staraj się teraz wywołać mojej nienawiści do siebie. Wtedy być może nie będę się wahał, lecz zabiję cię bez jakiejkolwiek możliwości na ratunek. Jedynie wieczna krew zagwarantuje ci życie.

-Zatem nie ma dla mnie ratunku?- powiedziałam z nutką kpiny w głosie. W rzeczywistości jednak wcale nie było mi do śmiechu, a wręcz czułam się okropnie przybita jakby ktoś nałożył mi na barki ogromny ciężar. Inną sprawą było, że obecnie nawet nie stałam na własnych nogach, lecz spoczywałam w bezpiecznych objęciach Elaisa. O dziwo wcześniej do tego stopnia pochłonęła mnie rozmowa z nim, że nie zdawałam sobie z tego sprawy.- A jeśli podstępem spróbuję zdobyć twoją krew?- rzuciłam agresywnie.

-Nie uda ci się to- odpowiedział spokojnie.

Zaśmiałam się, lecz szybko powróciła dręcząca powaga.

-Powiesz mi czym byłeś zajęty?- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Powoli odzyskiwałam władzę nad swoim ciałem, ale mimo wszystko nadal było tego niewiele, chociaż już sam fakt, iż mogę mu patrzeć prosto w oczy stanowił pewne pocieszenie. Dlatego też od razu zauważyłam gdy pojawiły się w nich iskierki rozbawienia.- Kłamałeś?!- wykrzyknęłam na wpół z zaskoczeniem, a na wpół z radością.- Nie wierzę! Rycerz Świętego Graala dopuścił się kłamstwa. To brzmi niczym melodia dla moich uszu. Proszę cię... Nie błagam cię skłam jeszcze. Chcę nasycić tym uszy i karmić się wspomnieniem tego przez kolejne lata aż do smutnej i samotnej śmierci na starość.

Nagle spoważniał. Od razu to zauważyłam i zrozumiałam co takiego w rzeczywistości powiedziałam. Dla mnie nie było przyszłości, chociaż może źle się wyraziłam. Dla mnie nie było starości. Mogłam na zawsze pozostać wiecznie młoda lub umrzeć jako nastolatka. Chyba żadna z tych opcji nie była zbyt optymistyczna i nie zachęcała do życia. Mimo to chciałam trwać... jedynie przy boku Elaisa.

-Dlaczego jesteś smutny?- spytałam naiwnie. Miałam nadzieję, iż odpowie coś całkiem innego niż to, o czym przed chwilą pomyślałam.

-Nie mogę ogrzać twojego ciała- odezwał się po chwili, całkowicie zmieniając temat. Jednakże pomimo tego nie odczułam spokoju, a wręcz przeciwnie: wydawało mi się, że moje ciało napięło się boleśnie.- Otacza mnie chłód wieczności i dlatego nie mogę dać ci ciepła, którego pragniesz. Powinnaś wrócić do ludzi, znaleźć człowieka, który cię ogrzeje. Ja nie mogę być tą osobą. Nigdy nią nie będę.

-Jeśli chodzi ci o zimno to ja wcale...- urwałam. Nie chciałam już więcej kłamać i udawać, iż nie rozumiem. Doskonale wiedziałam, co ma na myśli i właśnie to mnie przerażało.- Ja też...- powiedziałam po chwili.- Mnie też otacza chłód, jednak nie wieczności, lecz mego serca. Już nigdy nie będę człowiekiem, którym niegdyś byłam. Dla mnie nie ma ratunku wśród ludzi, a nie chcę umrzeć. Boję się śmierci. Przeraża mnie to wszystko. Czasem zamiast ciebie... Wydaje mi się, że na twoim miejscu stoi najgorsze oblicze śmierci. Także teraz...- te ostatnie słowa nie powinny nigdy dotrzeć do wampira. Widziałam jak jego twarz się zmienia, a po jego wcześniejszym rozbawieniu nie pozostaje nawet najmniejszy ślad. Zamiast niej jednak nie przyszła złość, lecz bezgraniczny smutek istoty, która utraciła wszystko co posiadała. Wydawało mi się niemożliwe, by ktoś aż tak cierpiał.

-Chyba powinienem odprowadzić cię do domu- powiedział, patrząc przed siebie otępiałym wzrokiem i zręcznie unikając mojego spojrzenia.

-Nie- odparłam spokojnie.- Zbyt wiele razy uciekaliśmy. Czasem ty, a bywało też, iż ja chowałam się przed tobą, chociaż miałam znacznie trudniejsze zadanie. Teraz pora wszystko wyjaśnić. Mamy naprawdę wiele rzeczy do przedyskutowania.

-Chyba lepiej zrobimy jeśli przełożymy to na inny termin. Teraz jesteś zbyt zmęczona, by rozmawiać, a zdaje się, że gdy już zaczniemy tak szybko nie skończymy.

-Założysz się?- rzuciłam mu wyzwanie.

Roześmiał się i pogłaskał mnie po głowie, a ja chociaż zazwyczaj nie lubiłam gdy ktoś traktował mnie jak małe dziecko, to z chęcią przyjęłam ten czuły i pełen troski gest.

-Nie wiem czy zauważyłaś, ale masz bardzo wysoką gorączkę. Odprowadzę cię do domu. Tam na pewno ktoś się tobą zajmie. Ty masz takich ludzi...- urwał jakby obawiał się przed wypowiedzeniem jakiegoś słowa.

-Tak. Chyba masz rację- odpowiedziałam nieobecna myślami. W rzeczywistości bowiem mój umysł znajdował się bardzo daleko. W momencie, gdy Elais pogłaskał mnie po głowie, jakieś wspomnienie pojawiło się na ułamek sekundy przed moimi oczami. Trwało to jednak za krótko bym mogła coś więcej się o nim dowiedzieć, choć wysilałam siły do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam gdy leżałam w swoim łóżku, a wampira już nie było.

Zatem on jest kluczem do wspomnień, przebiegło mi przez głowę, lecz od razu po tym zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro