Rozdział VIII
Nie będę opisywać kolejnych trzech tygodni, pozostałych do nowego roku, który to świętowałam o dziwo z Elaisem. Właściwie każda noc wyglądała tak samo. Rozmawiałam wtedy z wampirem o najróżniejszych sprawach. Czasem były to błahostki, gdyż przekonałam się, iż mogę z nim rozmawiać nie tylko na poważne tematy. Bardzo często też nieśmiertelny usiłował przekonać mnie podczas naszych rozmów do zmiany zdania. Nie wiem jak mógł sądzić, że po spotkaniu go jestem w stanie wrócić do dawnej nudnej rzeczywistości. Dla mnie było to aż nazbyt oczywiste.
Wtedy jeszcze próbował zwrócić mi moje człowieczeństwo. Porzucił to, gdy uświadomił sobie, iż jest to niemożliwe co stało się właśnie w nocy rozpoczynającej kolejny rok, w którym wiele się zmieniło. Tamtej nocy bowiem ostatecznie uświadomiłam mu, że już nie jestem człowiekiem. Jednie do niego należała zatem decyzja, co z tym zrobić. Miał dwa wyjścia i w obu zadawał mi śmierć. Jednakże ja nie chciałam na tym spocząć. Pragnęłam śmierci z jego rąk i krwi płynącej w nieśmiertelnych żyłach mego anioła.
Właśnie podczas jeden z licznych rozmów, Elais zapytał mnie:
-Dlaczego nie spotykasz się już ze swoją przyjaciółką. O ile się nie mylę kiedyś widziałaś się z nią prawie codziennie.
Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie o kim mówi wampir. Musiałam przyznać mu rację, choćby przez fakt tej „niepamięci". Rzeczywiście minęło już sporo czasu odkąd ostatni raz z nią rozmawiałam. Było to jeszcze przed spotkaniem nieśmiertelnego, gdy tak samo jak ona marzyłam o wiecznej krwi nie będącego w stanie umrzeć mordercy.
-To było kiedyś- odpowiedziałam po chwili.- Teraz wszystko się zmieniło. Już nic nie jest jak dawniej.
-Ona także pragnie nieśmiertelności. Jesteś egoistką i nie chcesz by się czegokolwiek domyśliła, a już na pewno wiedziała o moim istnieniu. Wtedy na pewno robiłabyś wszystko, by mnie nie spotkała- powiedział pewnie.
-Masz rację w obu sprawach- odparłam spokojnie.- Jestem egoistką, lecz jak zapewne sam zauważyłeś, wcale mi to nie przeszkadza. Co się natomiast tyczy jej pragnienia nieśmiertelności to chyba znacznie trudniejsza sprawa. Pamiętaj, że znam ją lepiej niż ty. Rzeczywiście pragnie nieśmiertelności, lecz często jest tak, iż pożądamy czegoś, a gdy to dostajemy nagle staje się całkiem inne niż było w naszych wyobrażeniach. Wynika to z niewiedzy o naszym celu. Takie też jest myślenie Faith. Pragnie żyć wiecznie, ale dla niej są uciążliwe nawet te krótkie ludzkie lata.
-Masz na myśli nacięci na jej rękach?
-To także. Ona zbyt wiele razy wzywała do siebie śmierć. Z coraz większym trudem wyciągano ją spod jej kosy, która coraz bardziej zbliża się do szyi mojej, jak to sam określiłeś, przyjaciółki. Śmierć nie chce dłużej czekać. Jest coraz bardziej niecierpliwa, dlatego stale chodzi za Faith i czeka aż nie znajdzie się nikt kto zdoła ją kolejny raz uratować. Jak zatem sam widzisz ona nie pragnie życia, lecz śmierci. Ofiarują ją Faith, jeśli będę mogła. W końcu obiecałam się nią opiekować i nigdy jej nie zranić. Dając jej krew, zwiększę jej cierpienie aż pozwoli się zabić zwykłemu łowcy.
-Pamiętaj, że ty też jesteś człowiekiem- powiedział, ale zrobił to bardziej z przyzwyczajenia niż prawdziwej potrzeby. Już przyzwyczaił się do mojego sposobu mówienia i właściwie nie reagował, gdy wypowiadałam się jakbym była nieśmiertelną.
-Już raz ci powiedziałam, iż nie jestem człowiekiem. Nie wiem dlaczego. Z pewnością nie przez to ciało, gdyż ono jest chyba jedyną ludzka cząstką we mnie. Całą resztę bowiem oddałam na zawsze ciemności.
-Dlaczego tak sądzisz?- spytał bez przekonania. Sam najwyraźniej dziwił się, iż o to pyta.
-Tak powiedział mi Nauczyciel. Jeszcze nie wiem kim on jest. Zdaje się pochodzić z przeszłości, ale ja dowiem się kim był i czy nadal żyje. Jeśli nie...- urwałam smutna, chociaż nie wiedziałam dlaczego nagle do oczu napłynęły mi łzy.
-Co czujesz do tego głosu, który słyszysz w swojej głowie?- zapytał cicho Elais.
-Co czuję?- zdziwiłam się.- Nie wiem. Jedynie czasem przypominam sobie jego nauki, lecz są tak niewyraźne jakby pochodziły sprzed wieków, a to przecież niemożliwe. Mimo to szanuję i być może nawet podziwiam osobę, która mi to mówi. Poza tym ilekroć słyszę ten głos w swojej głowie, zaczynam czuć się jak w domu, a konkretnie jakbym trafiłam tam po bardzo długiej wędrówce. Nie wiem dlaczego ani tym bardziej kim jest ta osoba, ale jestem pewna, że ją znam.. lub znałam- dodałam po chwili zastanowienia.
-To może być jakiś wampir, który chce sobie z ciebie zażartować.
-Nie. Na pewno tak nie jest. Nauczyciel to ktoś bliski, a przynajmniej tak mi się zawsze wydaje. Uwielbiam słuchać jego głosu. Ma takie czułe brzmienie, zupełnie jak ojciec.
-Kochasz go?
-Jak mogę to stwierdzić. Nie widziałam go ani też nie wiem kim jest. Poza tym- zaczęłam widząc smutną minę Elaisa, której nawet nie starał się ukryć- ja już mam swojego ukochanego. Ilekroć patrzyłam na ulicę cieni, marzyłam o tym, iż spotkam tam wampira. Za każdym razem wyobrażałam sobie jak wyłania się z ciemności i zabiera mnie ze sobą do swego królestwa nocy. Ty nim jesteś. Niestety nawet w swoich marzeniach nie wyglądałeś tak pięknie, nie byłeś tak doskonały. Jednakże to ty na zawsze zostaniesz moim aniołem zagłady. Tylko dla ciebie mogę opuścić świat ludzi i wkroczyć na drogę ciemności. Dla nikogo innego nie byłabym w stanie tak się poświęcić. Ale jak sam powiedziałeś, jestem egoistką.
-Niezupełnie to miałem na myśli...
-Nie tłumacz się. W pełni się z tobą zgadzam. Jak zwykle miałeś rację. Mylisz się jednak w jednej sprawie. Nie powiem ci o co chodzi i nie czytaj w moich myślach, by poznać odpowiedź. Sam musisz się tego dowiedzieć.
Przez chwilę był skupiony tak bardzo, iż nie zauważył jak sięga po moją dłoń. Uniósł ją i obrócił wnętrzem do góry, po czym zaczął delikatnie całować żyły widoczne pod cienką skórą nadgarstka. Poczułam chwilowe pieczenie, gdy ostrożnie wbił swoje kły w moją rękę, ale nie wydałam siebie nawet najmniejszego odgłosu. Wampirza ślina błyskawicznie złagodziła wszelki ból.
Nie przeszkadzałam Elaisowi, który się mną posilał. Wiedziałam jednak, iż w rzeczywistości nie potrzebuje krwi, a jest to swoisty pocałunek jego zazwyczaj zimnych, a teraz ciepłych ust. Czerpałam przyjemność z pieszczot warg nieśmiertelnego i bez obaw poddawałam się działaniu umysłu Elaisa, który pozwalał mi całkowicie się zrelaksować.
W końcu wampir niechętnie i z wyraźnym ociąganiem odsunął usta od mego nadgarstka i swoją krwią zasklepił świeże rany. Dopiero wtedy podniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy.
-Na tym polega nasze pożądanie- powiedział nagle.
Wydawało mi się jakby czas się zatrzymał. Nawet moje serce przestało bić, a przynajmniej nie słyszałam jego rytmicznych uderzeń. Gdy się jednak wsłuchałam w ciszę, zauważyłam, że uderzenia są coraz szybsze, zupełnie jakby serce chciało upuścić me ciało, które nie stanowiło dla niego dostatecznego schronienia. W końcu to ja byłam tą, pragnącą jego śmierci.
-Jeśli zatem ja jestem twoim aniołem zagłady, to kim jest twój nauczyciel?- odezwał się.
-On jest kimś z przeszłości- odpowiedziałam wtedy jak i ponownie 31 grudnia 2004 roku.
Pozostało sześć godzin do północy, gdy wszystkie zegary wybiją dwanaście uderzeń i rozpocznie się nowy rok, podczas którego wiele się wydarzy. Nie tylko poznam kolejnych nieśmiertelnych, lecz także odbędą się dwie wielkie wojny, a właściwie bitwy związane nie tylko z wampirami, lecz także innymi istotami. To wszystko jednak miało się dopiero wydarzyć.
-Musimy iść. Oni nie będą na nas czekać- powiedział nagle Elais.
-Możesz mi łaskawie wyjaśnić o co chodzi? Gdzie iść i jacy oni?- dopytywałam się.
-Nie mówiłem ci?- zdziwił się.- Nieważne. Sylwester spędzisz ze mną. Jest pewien bal przypominający te dawniejsze. Co roku jak na ironię losu wampiry go organizują. Za każdym razem jest tak samo. Pod tym względem jednak nikt ni chce iść z duchem czasów. Ubieramy się w starodawne stroje i zakładamy maski.
-I mówisz mi o tym dopiero teraz?! Jak sobie to wyobrażasz? Po pierwsze nie mam stroju ani niczego innego o czym mówiłeś. Po drugie rodzice nic nie wiedzą i...
-O nic się nie martw- nie dał mi dokończyć.- Twoimi rodzicami sam się zajmę, a suknię już przygotowałem. Maskę także. Jest nawet osoba, która pomoże ci się przygotować. Tylko dlatego przyszedłem tak wcześnie.
-Nie mogłeś wcześniej o tym wspomnieć? Wystarczyłoby jedno zdanie. Poza tym jakim prawem decydujesz za mnie?- nie mogłam powstrzymać się od buntu, chociaż o niczym bardziej nie pragnęłam jak uczestniczyć w balu wampirów.
-Teraz już za późno. Chyba nie masz zamiaru zawieść swoich rodziców i odpowiadać na pytania dotyczące odwołania planów, które miałaś od miesiąca?
-Jesteś okropny- powiedziałam ze śmiechem, po czym pozwoliłam by mnie objął i przeniósł nas do... Nawet nie wiedziałam gdzie idziemy, dlatego gdy zobaczyłam miejsce pełne antyków, pomyślałam, iż już jesteśmy w budynku, gdzie miał odbyć się bal. Zdziwiłam się zatem, gdy Elais powiedział:
-To mój dom.
Zaparło mi dech w piersiach. Wszystko wyglądało pięknie. Każdy wzór na materiale był misternie wykonany, a meble zachwycały swoim pięknem. Od razu rozpoznałam w nich cechy charakterystyczne baroku. Z pewnością też były bardziej ozdobne niż praktyczne. Mimo to złote zdobienia przyciągały mój wzrok, a stojąca w roku rzeźba omal nie spowodowała u mnie zawały. Znałam ją aż za bardzo. Eros budzący pocałunkiem Psyche. Gdy tylko ją zobaczyłam, podeszłam do niej i delikatnie dotknęłam policzka skrzydlatej postaci. Przypominała nieco Elaisa. Byłam nawet pewna, iż wampir także ma tak wspaniale ukształtowane ciało.
Zachwycona rzeźbą nie zauważyłam, jak do pokoju weszła jeszcze jedna osoba. Dopiero chrząknięcie zmusiło mnie do odwrócenia głowy. Obok nieśmiertelnego stała bardzo młoda dziewczyna. Podejrzewam, iż była nie więcej jak kilka lat starsza ode mnie.
-Ona zajmie się przygotowaniem cię do balu- powiedział wampir, wskazując na dziewczynę.
Zaprowadził nas obie do pokoju zapewne wcześniej przygotowanego specjalnie na tą okoliczność, gdyż były w nim najróżniejsze rzeczy potrzebne zarówno do ułożenia fryzury jak i ubrania mnie. Ciągle jednak nie widziałam sukni, którą wybrał dla mnie Elais i właśnie to najbardziej mnie martwiło. Nie znałam jego gustu, a tym bardziej nie wiedziałam jak ubierają się wampirzyce na takie okoliczności.
Dopiero gdy wyszedł, odezwałam się do dziewczyny:
-Od dawna go znasz?- zapytałam, patrząc na drzwi, za którymi zaledwie sekundę temu zniknął Elais.
-Wcale. Dzisiaj przyszedł do naszego zakładu i powiedział, że potrzebuje na wieczór jednej ze stylistek. Specjalnie po mnie zadzwoniono, gdyż nikogo innego nie mieli. Wszyscy byli już miesiąc wcześniej umówieni. On natomiast zapłacił tak dużo, iż zrobiono wyjątek. Masz szczęście. Nie tylko bogaty, ale też przystojny- powiedziała z rozmarzeniem.
Chciałam ją poprawić, lecz się powstrzymałam. Nie musiała w końcu wiedzieć tego co ja, iż wampir jest piękny. Określenie przystojny pasowało do mężczyzny, a nie nieśmiertelnego. Jego uroda bowiem była tyle poetycka i delikatna co silna i niebezpieczna. Z jego zdawałoby się delikatnego ciała promieniowała siła, lecz może tylko ja to widziałam.
-To tylko...- zawahałam się.- Masz rację. Chyba naprawdę mam ogromne szczęście.
Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami, po czym przystąpiła do dzieła. Wiedziałam już, iż jest stylistką, a dzięki kolejnym pytaniom dowiedziałam się co ma ze mną zrobić. Miała ułożyć jakąś niezwykłą fryzurę z moich długich blond włosów i zrobić mi makijaż. Osobiście nie lubiłam nosić na twarzy tej „maski", ale zgodziłam się na nią pod warunkiem, iż nie będzie próbowała przyciemniać mi skóry. Jedynie jej odcień upodabniał mnie do wampirów.
Gdy zobaczyłam co dziewczyna robi z moimi włosami, początkowo przestraszyłam się. Było niestety za późno na wszelkie zmiany tym bardziej, że nieśmiertelny przyszedł już dwa razy i prosił byśmy się pośpieszyły, a raczej by zrobiła to stylistka, gdyż moje zadanie polegało jedynie siedzeniu i zgadzaniu się na wszystko. Jednakże gwałtowny bunt odezwał się we mnie, kiedy zaczęła spinać moje włosy w misterny kok. Ona w przeciwieństwie do mnie nie wiedziała kto organizuje bal, a obnażanie szyi w obecności wampirów samej będąc człowiekiem wydawało mi się zbytnim prowokowaniem losu. Niestety nie mogłam już protestować.
Po raz trzeci drzwi się otworzyły, lecz zanim Elais zdążył wejść do pokoju, dziewczyna szybko dobiegła do niego i zmusiła go do wyjścia. Zdążyłam usłyszeć jak mówi:
-Zostało jeszcze ubranie. Za chwilę zobaczy pan końcowy efekt.
-Dobrze, ale naprawdę się pospieszcie. Już i tak jesteśmy spóźnieni- rozległ się głos wampira.
Chciałam spojrzeć na zegarek, ale brutalnie mnie go pozbawiono. W końcu jednak dowiedziałam się, że minęły już ponad dwie godziny.
-Teraz pora na najlepsze- powiedziała dziewczyna, wyciągając z dużej, pięknie zdobionej szafy suknię. Na chwilę naprawdę zaparło mi dech w piersiach. Miałam bowiem przed sobą przepiękny strój, dokładnie taki jaki chciałam sobie kupić, a którego nie potrafiłam nigdzie znaleźć. Wampir okazał się ode mnie lepszy w poszukiwaniach.
Suknia składała się praktycznie z dwóch części, a raczej na to wyglądało, gdyż obie były ze sobą nierozerwalnie połączone. Dół był szeroki i cały czarny. Znacznie wcześniej w momencie gdy Elais powiedział mi o rodzaju przyjęcia i panujących na nim zasadach obawiałam się, iż będę potrzebowała do swojego stroju specjalnego metalowego stelażu. Na szczęście obyło się bez tego. Górą natomiast był czerwony gorset, którego prawdziwa barwa jedynie miejscami była widoczna za ściśle przylegającą do niego czarną koronką. Wyglądało to tak jakby niektóre płatki zazwyczaj czarnych róż były czerwone.
-A teraz wstrzymaj oddech- odezwała się po chwili.- Zobaczysz coś pięknego.
Po jej błyszczących oczach domyśliłam się, iż mówi o biżuterii. Mimo iż nie należałam do osób, które się nią zachwycają to musiałam przyznać, że kolczyki, łańcuszki wraz z wisiorkami i pierścionki robiły niesamowite wrażenie. Tym bardziej, iż wszystko było ze srebra.
Zaczęłyśmy razem wybierać coś odpowiedniego i pasującego do stroju. Ja w milczeniu, dziewczyna za każdym razem wybuchając zachwytem. W końcu zdecydowałyśmy się na zaledwie jeden pierścionek, a właściwe srebrną obrączkę i małe kolczyki w postaci wiszących łańcuszków, które cały czas łaskotały mnie w szyję. Gdy przyszła pora na wisiorek, byłam nieugięta. Poszukałam swojego ubrania i wyciągnęłam z kieszeni spodni krzyżyk. Przypomniałam sobie jak znalazłam go na poduszce zapakowanego w czerwony papier i czarną wstążkę. Było to dokładnie w dzień wigilii i chociaż spędzałam święta u babci, Elais odnalazł mnie tam i podarował to wraz z karteczką dziwnej treści.
Niech ten krzyż ochroni cię przed złem i losem gorszym niż śmierć.
Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy raczej być zła. Od razu zrozumiałam o czym pisał Elais. Los gorszy niż śmierć to byt wampira, a wszelkie zło to w tym przypadku on oraz inne wampiry. Przed nieśmiertelnymi chciałam mieć ochronę, lecz tylko dlatego, iż to on miał być tym, który zada mi śmierć. Nikt inny nie miał do tego prawa. Poza tym od dawna wiedziałam, że krzyże ani inne artefakty nie są w stanie ochronić mnie przed wampirami. Ich nie może nic powstrzymać, a już na pewno nie to, co niegdyś uważano za najlepszą broń przeciwko nim. W rzeczywistości bowiem nigdy nie działały.
Chciałam zawiązać krzyżyk na rzemyku, ale tym razem to dziewczyna zaprotestowała. Powiedziała, iż to rani jej poczucie estetyki. Prychnęłam urażona, lecz gdy wyciągnęła niezbyt szeroką czarną wstążkę i zawiesiła na niej wisiorek, a następnie przewiązała nią pośrodku moją szyję, musiałam się z nią zgodzić. Dlatego też pochwaliłam jej pomysł, po czy obie poszłyśmy do pokoju, chociaż nie mogłam powiedzieć, że buty na wysokim obcasie ułatwiały mi chodzenie. Planowałam nawet w myślach co powiedzieć gdyby ewentualnie wampir chciał ze mną zatańczyć.
Nie zdążyłam wymyślić żadnej wymówki, gdy w korytarzy natknęłyśmy się na zniecierpliwionego nieśmiertelnego. Zamierzał iść do nas i kolejny raz poganiać pedantyczną wręcz stylistkę, lecz wszelkie komentarze lub też narzekania nigdy nie zostały wypowiedziane. Patrzył natomiast na mnie z wyrazem zdziwienia i może nawet fascynacji, ale z pewnością nie tego, co pragnęłam zobaczyć w jego oczach.
-Wyglądasz jak wampirzyca- powiedział do mnie szeptem tak, by dziewczyna tego nie usłyszała.
Ponownie przyglądałam się rzeźbie, gdy Elais poszedł odprowadzić ją do drzwi. Tym razem jednak zobaczyłam coś innego w postaciach Erosa i Psyche. Już nie okazywali sobie miłości, a przynajmniej nie tak, jak wszystko to widzieli. Uświadomiłam sobie dlaczego Elais trzymał kopię też rzeźby w domu. Oczywiście była piękna chyba nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Jednakże jedynie uważny obserwator chociaż minimalnie związany z wampirami mógł zauważyć pragnienie krwi w oczach anielskiej postaci. Dla mnie rzeźbiarz przedstawił moment tuż przed posiłkiem nieśmiertelnego, podobnego do Elaisa.
Usłyszałam za sobą kroki po kamiennej posadzce, ale nie odwróciłam się. Delikatnie dotknęłam ust Erosa i przesunęłam po nich palcami. To samo chwilę później zrobiłam z wampirem, zanim przeniósł nas na miejsce balu, którym okazał się dom potężnego Geriona.
Od razu moim oczom ukazał się wystrój podobny do tego w domu Elaisa. Także meble wyglądały niemal identycznie, a przynajmniej także posiadały cechy charakterystyczne dla stylu rokoko. Widziałam zaledwie małą część prawdziwego wystroju, gdyż wampir przeniósł nas na długi korytarz, który kończył się ogromnymi drzwiami ze złotym ornamentem. W ich stronę zaprowadził mnie Elais, specjalnie idąc wolno, gdyż zdawał sobie sprawę, że nie jestem przyzwyczajona do butów na wysokim obcasie, tym bardziej, iż ten był jeszcze niesamowicie wąski.
W duchu klęłam na niego za ten wybór, lecz zapomniałam o przekleństwach, gdy zauważyłam rzeźby ustawione przy ścianach. Gdyby połączyć je linią utworzyłyby zygzak, z czego bardzo się cieszyłam. Gdyby bowiem stały parami jedna naprzeciwko drugiej wyglądałoby to nie lepiej niż wojsku. Na szczęście ten, który urządzał ten dom wykazał się naprawdę dobrym gustem.
Dopiero gdy napatrzyłam się na kilkanaście tych samych kopii rzeźb Dawida Michała Anioła, wyglądających niczym strażnicy tego przejścia, zwróciłam uwagę na dwóch mężczyzn stojących przy drzwiach. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, iż są wampirami. Obaj byli niesamowicie piękni i młodzi. Ubrani byli tak samo jak Elais w czarne garnitury i białe koszule, ale do tego mieli niebieskie żaboty, które bardzo mnie zainteresowały. Zapytałam o to Elaisa.
-Oni należą do klanu Blue. W przeciwieństwie do innych afiszują się z tym, a raczej muszą to robić. My nie mamy obowiązku noszenia złotych krawatów lub innych akcentów tego koloru, gdyż nie wymaga tego Gerion. Jednakże założyciel Blue ustala własne prawa. Jednym z nich jest właśnie pilnowanie wejścia. Później ktoś ich zmieni.
-To okropne...- zaczęłam, ale musiałam zamilknąć, gdyż zbliżyliśmy się do strażników. Nie miałam jednak najmniejszej wątpliwości, iż słyszeli naszą rozmowę. Jak każdy nieśmiertelny byli obdarzeni bardzo dobrym słuchem.
-Witaj, Elais. Wiesz, że jesteś spóźniony, prawda? Gerion już kilka razy o ciebie pytał. Jeśli jeszcze raz tu przyjdzie, chyba stąd ucieknę- powiedział jeden z nich nie poświęcając mi nawet jednego spojrzenia. No cóż... Dla niego byłam wszak tylko człowiekiem, istotą nie wartą uwagi.
W momencie gdy tak pomyślałam, poczułam mocny uścisk ręki wampira. Uspokoiłam się nieco i zrelaksowałam, chociaż nadal przerażała mnie obecność aż tylu wampirów. Wcześniej znałam zaledwie jednego, a to i tak niedługo. Teraz natomiast miałam być wpuszczona do klatki tygrysów. Miałam tylko nadzieję, że już coś jadły, a mój opiekun okaże się naprawdę dobry.
-„Nie jesteś gorsza przez to, iż nie masz w sobie wampirzej krwi. Ich interesują jedynie bogaci ludzie w momencie, gdy potrzebują kolejnego członka"- usłyszałam w swojej głowie jego czuły głos.- Byłem zajęty. O Geriona się nie martwcie. Zaraz się z nim spotkam. Muszę mu kogoś przedstawić- dodał już na głos do wampirów.
Dopiero wtedy obaj spojrzeli na mnie z obojętnym, a raczej nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam co pomyśleli o człowieku na ich balu ani czy Elaisa nie spotka za to kolejna kara, lecz postanowiłam chwilowo się tym nie przejmować. Nie chciałam by nieśmiertelni zauważyli mój strach i coraz szybsze bicie serca.
-Miło mi was poznać- powiedziałam, wyciągając w ich stronę rękę. Napotkałam ich zdziwione, a Elaisa rozbawione spojrzenia, lecz bez wahania wzięli moją rękę i ucałowali jej wierzch. Oczywiście wampir uprzedził mnie o zasadach panujących na tym balu, lecz mimo to gest ten zawstydził mnie. Starałam się nie dać tego po sobie poznać i chyba mi się to udało.
-Hadr i Asdar- przedstawił siebie i swojego towarzysza jeden ze strażników, po czym ponownie zwrócił się do Elaisa- Teraz rozumiem dlaczego odważyłeś się to zrobić.
-Tak- odpowiedział zamyślony.- Ona jest tego warta.
Nie rozumiałam o co chodzi ani co też znaczą te tajemnicze słowa i nie zamierzałam zajmować się nimi tej nocy. Postanowiłam wykorzystać ją na zabawę. Dopiero następnego dnia zastanawiałam się co też miał na myśli Hadr, a o czym doskonale wiedział mój towarzysz. Byłam jednak pewna, iż nie chodzi o nic przyjemnego.
W końcu strażnicy otworzyli ogromne drzwi, a moim oczom ukazała się najpiękniej przystrojona sala jaką kiedykolwiek widziałam. Cały sufit tonął wręcz w czarnym materiale, którzy tworzył z błyszczących fałd niebo. Przeciwne kąty lub też ściany były połączone ze sobą wysoko wiszącymi szkarłatnymi grubymi wstęgami, a do nich przyczepiono czarne róże z dużymi kolcami widocznymi nawet dla moich ludzkich oczu. Zdziwiło mnie to, dlatego szepnęłam do Elaisa:
-Myślałam, że czarne róże nie istnieją.
-Tak. One w rzeczywistości były czerwone, lecz pomalowano je na czarno.
Mogłam się z tym zgodzić, więc wróciłam do oglądania sali. Przy ścianach stały długie stoły. Razem tworzyły kwadrat, w którego środku było dużo miejsca na tańczenie i dopiero wtedy zaczęłam się naprawdę bać. Przypomniałam sobie słowa wampira, mówiącego o tym przyjęciu. Jeśli zatem wszystko było jak dawniej to tyczyło się to także tańców. Przez chwilę w momencie paniki próbowałam przypomnieć sobie walc wiedeński, którego uczyła mnie niegdyś koleżanka. Okazało się to bardzo trudne. Nie byłam w stanie odtworzyć w myślach najprostszych kroków. Zamierzałam właśnie powiedzieć o tym Elaisowi, gdy zbliżył się do nas mężczyzna.
-To ty!- wykrzyknęłam niezbyt mądrze. Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę, lecz po chwili nieśmiertelni odwrócili głowy jakbym była niegodna ich uwagi. Poczułam piekący ból w sercu wywołany przez złość. Moja twarz nie zdradzała jednak żadnych uczuć, z czego byłam dumna.
-Znasz go?- spytał Elais.
-Tak- odpowiedziałam nie patrząc w jego stronę. Całą uwagę poświęciłam stojącemu naprzeciwko nas przepięknemu mężczyźnie.- Spotkałam go po tym jak złamałeś mi rękę. Wracając do domu wpadłam na niego, dosłownie. Zaproponował mi spacer, ale za bardzo bolała mnie ręka. W innym przypadku...- urwałam i przestraszona spojrzałam na swojego towarzysza. Wbrew moim obawom nie był zły, lecz wyraźnie rozbawiony. Po chwili zaczął się otwarcie śmiać. Gdy przyłączył się do niego spotkany przeze mnie wcześniej wampir, ponownie kilka zaciekawionych spojrzeń utkwiono w naszej niezwykłej trójce.
-To jest Gerion- powiedział Elais, widząc moje zdziwienie. Wtedy ja także zaczęłam się śmiać. Nie było to może zbyt mądre, ale wydawało mi się ironią losu spotkanie nieśmiertelnego, o którym tak często mówił mój anioł zagłady i nie wiedzieć, iż już się go widziało, a nawet rozmawiało z nim chwilę.
-Przepraszam, że się wtedy nie przedstawiłem, ale byłaś zbyt zajęta uciekaniem przez tym strasznym wampirem- powiedział, nadal się śmiejąc.- Chyba nie masz nic przeciwko jeśli zrobię to teraz?- dodał i nie czekając na odpowiedź, chwycił moją rękę w swoją kształtną, lecz zimną dłoń i pocałował jej wierzch. Tym razem byłam już na to przygotowana, dlatego żaden rumieniec nie wykwitł na moją twarz.
-To jest Aruna- odpowiedział za mnie Elais.
Obdarzyłam go zdziwionym spojrzeniem, lecz nic nie powiedziałam. Zastanawiałam się jednak dlaczego użył mojego pseudonimu. Nie musiałam przynajmniej próbować zgadnąć skąd go znał, gdyż to wydawało mi się oczywiste. Ponownie czytał w moich myślach i jak zawsze wykorzystał to, co w nich znalazł.
-To ciekawe- odpowiedział całkowicie bez ironii.- Drugiej Aruny jeszcze nie ma. Jest za to wściekły Kaket. Zdaje mi się, że powiedział, iż jeśli za chwilę się nie pojawi, zabije ją tym razem ostatecznie. Może jednak zadowoli się jej imienniczką.
Wcześniej Elais mówił mi jak czasem nazywa się tamtą wampirzycę. Większość mówi o niej „wybranka róży", gdyż pomimo tego, iż otrzymała czarną różę, mającą zapowiadać jej śmierć, złamano jedno z praw wampirów i dziewczyna nie zginęła, a nawet stała się nieśmiertelną. Co prawda prawo czarnej róży mówi, że jeśli człowiek zabije wampira, to ma prawo przeżyć, lecz ona otrzymała krew zanim to zrobiła, a już po otrzymaniu symbolu śmierci. Mimo to nikt nie chciał karać Kaketa, gdyż wina nie wydawała się aż taka straszna. Poza tym stworzył on naprawdę wspaniałą nieśmiertelną.
-Może teraz powiesz mi dlaczego przyprowadziłeś człowieka? Mnie osobiście to nie przeszkadza, ale wiesz co będzie, gdy zobaczy ją Renuka lub Keria.- powiedział ze smutkiem.
Wampir nie zdążył odpowiedzieć, gdy jakaś kobieta o czarnych włosach stanęła przed Gerionem i zawiesiła mu na szyi ręce. To samo zrobiła podobna do niej nieśmiertelna z Elaisem. Obie ostentacyjnie mnie ignorowały, lecz na mnie nie robiło to wrażenia, a wręcz poczułam dziką satysfakcję gdy zobaczyłam wściekły wzrok mojego towarzysza. Gerion wyglądał natomiast na zakłopotanego i nieco złego z powodu zachowania Renuki, gdyż nią była tuląca się o jego piersi kobieta.
Gerion delikatnie odsunął od siebie założycielkę klanu Red. To samo, jednak mniej delikatnie zrobił Elais, po czym objął mnie ramieniem. Nie wiedziałam co chciał przez to pokazać, że do niego należę czy będzie mnie chronił. Szczerze miałam nadzieję na to drugie. Nie chciałam by zachowywał się jak mężczyzna lub, co gorsze, dumny nieśmiertelny, posiadający swojego ludzkiego niewolnika. Oboje wiedzieliśmy, iż nim nie jestem.
Keria urażona zbliżyła się do Renuki i objęła ją, powstrzymując w tej sposób od rzucenia się na Geriona. Rzeczywiście założycielka Red wyglądała jakby chciała rozerwać go na strzępy. Nawet byłam w stanie ją zrozumieć. Została w końcu w jakiś sposób upokorzona przed nic nie wartym człowiekiem, a to rzadko który wampir dobrze znosił. Na szczęście czuły uścisk jej tworu zdziałał cud i mięśnie Renuki rozluźniły się, choć oczy nadal ciskały iskry.
-Przyprowadziłeś ją jako przekąskę?- wysyczała tyleż słodko co zjadliwie Renuka, patrząc na mnie i pogardą i obrzydzeniem.
-Renuka- upomniał ją zrezygnowany Gerion. Domyślał się, że tak będzie i właśnie tego się obawiał. W chwili obecnej nie było chyba dwóch okropniejszych i bardziej niemiłych wampirów na tej sali od tej pary, którą łączyły dość skomplikowane stosunki. Wcześniej był jeszcze Villo, także twór Renuki, lecz obecnie nikt nie musiał się o niego martwić.
-Nie- odpowiedziałam za niego stanowczym tonem.- Jestem tutaj by denerwować takich nieśmiertelnych jak ty. Na szczęście jesteście już wymierającą rasą.
Gerion spojrzał na mnie zdziwiony, lecz za zasłoną tego zobaczyłam w jego oczach to samo co u swego anioła zagłady: podziw i dumę. Chyba jeszcze nie było człowieka, który z taką odwagą przeciwstawiłby się Renuce i przeżył. Oczywiście zarówno jedno jak i drugie zawdzięczałam swoim towarzyszom, gdyż z pewnością nie dyskutowałabym w ten sposób z wampirzycą gdyby ich tutaj nie było.
-Chyba twój pan nie poinformował cię o wszystkim. Obecnie żyje dość dużo wampirów. Musisz zdobyć nowe informacje albo będziesz w tyle.
-Nie pomyliłam się. Miałam natomiast na myśli wampiry takie jak ty. Ich na szczęście nie jest dużo. Wtedy naprawdę zaczęłabym nienawidzić tą rasę.
-Jesteś odważna. Zobaczymy jak będziesz rozmawiać na osobności, gdy stracisz swoją eskortę.
-Być może, ale ja przynajmniej nie mam problemów ze stosunkami rodzinnymi. Ty zdaje się miałaś jakieś kłopoty w...- nie zdążyłam dokończyć, gdy pięść Renuki niebezpiecznie zbliżyła się do mojej twarzy. W ostatniej chwili przed ciosem ochronił mnie Elais, zatrzymując rękę wampirzycy swoją silną dłonią. Mimo to poczułam jak serce bije mi coraz szybciej. Z trudem zatem powiedziałam- Jeśli tak bardzo drażni cię moje towarzystwo, możesz stąd odejść. I jeszcze jedno: Elais nie jest moim panem- dodałam dobitnie.
Przez chwilę nieśmiertelna patrzyła na mnie w milczeniu. Miała mord w oczach. Zdawałam sobie sprawę, iż jedynym co ją powstrzymuje przed zabiciem mnie jest obecność dwójki najpotężniejszych wampirów, a przynajmniej jej czołówki. Gdyby nie oni, moja krew zabarwiłaby czarną marmurową posadzkę.
-Nie rozumiem jak możesz pozwalać, by twoja niewolnica była aż tak zarozumiała. Zacznij ją lepiej wychowywać, bo ma o sobie za duże mniemanie- odezwała się do Elaisa, po czym odeszła zanim ktokolwiek zdążył jakoś ripostować.
Odprowadziłam ją wściekłym spojrzeniem.
-To było odważne... i głupie- powiedział Gerion. W jego oczach za pozorną surowością dostrzegłam jednak podziw. Zapewne rzadko zdarzało się by ktoś miał odwagę przeciwstawiać się Renuce. Ona naprawdę należała do niebezpiecznych. Jednakże gdy tylko odeszła naprawdę zaczęłam się bać.
-Gdyby was tutaj nie było, nie miałabym odwagi powiedzieć nawet jednej czwartej tego. Miałam ogromne szczęśnie. W końcu nie każdy może się pochwalić tak silną eskortą- odparłam, śmiejąc się nerwowo.
Strach z powodu konfrontacji przyszedł dopiero po chwili. Zorientowałam się o tym, gdy Elais objął moje drżące ciało, starając się by nikt nie widział stanu w jakim się znajduję. To było bardzo niebezpieczne. Znajdowałam się wszak w towarzystwie wampirów. Dla nich byłam jedynie posiłkiem. Jeśli okażę choć odrobinę strachu, zabiją mnie i będą mieli do tego pełne prawo. Stanę się bowiem ofiarą, a one zawsze umierają. W końcu nauczyciel mówił mi: Nigdy nie okazuj strachu. Robią to jedynie ofiary, a ty nią nie jesteś. Stań się drapieżnikiem i porzuć obawy. Zapomnij o wszelkich naukach.
Wiedziałam, że jego słowa nie są naukami. On jedynie pokazywał mi w jaki sposób oddać ciało we władanie instynktom drapieżcy. Jednakże nawet gdybym to zrobiła, wynikłoby to tylko pod wpływem impulsu. Nic więcej. Wtedy zapewne nie pamiętałabym nawet jednego słowa z licznych nauk. Nie takie było jego zadanie. Nauczyciel chciał wpoić mi zaufanie do zmysłów. To im, a nie umysłowi, miałam pozwolić kierować swym ciałem. Czy to zrobiłam, zależało jednak w pełni ode mnie.
-Musisz się uspokoić- szepnął mi do ucha Elais. W jego głosie nie brzmiało zniecierpliwienie czy irytacja, lecz obawa. On także zdawał sobie sprawę z zagrożenia.
-Z chęcią. Podejrzewam, iż byłoby to łatwiejsze gdybym mogła się choć trochę napić. Niestety boję się pytać o zawartość tych butelek- powiedziałam wskazując na liczne napoje ustawione na stołach.
-Niepotrzebne- odpowiedział spokojnie nieco rozbawiony.- To wino. Chyba rzeczywiście lepiej będzie, jeśli wypijesz jeden kieliszek.
-Jeden?!- wykrzyknęłam bezgłośnie.- Ja potrzebuję całej butelki.
Nieśmiertelny zaśmiał się cicho, a w jego ślady poszedł przysłuchujący się naszej rozmowie Gerion, po czym obaj poprowadzili mnie do stołu. Nie mogłam powstrzymać się od rzucenia pełnego złośliwej satysfakcji spojrzenia Renuce i jej towarzyszce. W końcu nie każdy mógł się poszczycić spacerowaniem pod rękę z dwoma tak silnymi i przystojnymi wampirami. Ja pod tym względem należałam do prawdziwych szczęściarzy, więc po mojej wcześniejszej nieśmiałości nie pozostał nawet ślad.
Gerion, pełniący rolę gospodarza, gdyż to w jego domu odbywał się bal, nalał mi do kieliszka wina, które zbyt szybko wypiłam. Mimo to z wyraźną chęcią wzięłam kolejną porcję zbawiennego na nerwy napoju. Zaczęło mi się kręcić w głowie, co bardzo mnie zdziwiło. Jeszcze nigdy żadne wino tak na mnie nie działało. Zrozumiałam dlaczego tak jest, gdy spojrzałam na datę wypisaną na zielonym szkle. Oniemiałam i szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w datę, próbując obliczyć ile lat ma alkohol. Udało mi się to zaledwie pośrednio, gdyż ani mój już nieco zamroczony umysł z trudem radził sobie z liczbami, a tym bardziej dość dużymi, mającymi przynajmniej trzy zera.
-Dostałem to kiedyś w prezencie tak jak i całą piwnicę wraz z resztą domu- powiedział do mnie z uśmiechem Gerion.
Zrozumiałam co miał na myśli. Albo podstępem wydobył od właściciela dom, odpowiednio zmieniając testament lub zwyczajnie zabił człowieka. Miałam jednak nadzieję, iż wino nie pochodzi z tego miejsca, lecz z bardzo daleka. Oczywiste było dla mnie, iż wampiry nie mogą długo żyć w jednym mieście, gdyż po jakimś czasie sąsiedzi zaczynają coś podejrzewać. Za każdym razem zatem nieśmiertelni zostawiają wszystko i zrywają wszelkie kontakty. Dla nich nie ma czegoś takiego jak przyjaźń z ludźmi.
-Smaczne- wymruczałam. W mojej głowie coraz mocniej szumiało, a i ruchy stały się ostrożniejsze, kroki stawiałam z większą uwagą i znacznie wolniej. To jednak nie powstrzymało mnie od przyjęcia któregoś z kolei kieliszka wina od coraz bardziej rozbawionego moim zachowaniem wampira.- Próbujesz mnie upić?- zapytałam zalotnie, wypijając wino.
-Tak- odpowiedział szczerze uśmiechając się łobuzersko.
Tym razem zbawienne aczkolwiek zgubne procenty przyjęłam nie ja, lecz Elais. Wyciągnął kieliszek z rąk Geriona, rzucając mu urażone spojrzenie.
- Już dość wypiłaś- upomniał mnie, pomagając mi stać prosto. Zdenerwowałam się, bo nie byłam aż tak pijana, żeby nie móc ustać na własnych nogach bez czyjejś pomocy, dlatego urażona odsunęłam się od niego. Zrozumiał co chciałam mu przez to powiedzieć.
-Chodź- ponownie się do mnie zwrócił.- Jeszcze nie tańczyłaś, a z tego co wiem walc wiedeński jest jedynym, który znasz. Zgadza się?
-Tak, ale nie sądzę...
-Sama jesteś sobie winna- przerwał mi, lecz szybko dodał uspokajająco- Podobno w dużej mierze kroki kobiety zależą od partnera, a raczej od tego czy umie on poprowadzić swoją partnerkę. Pozwól, że sprawdzę tą teorię.
-Dobrze, ale jeśli przewrócę się na środku sali lub zrobię coś innego równie głupiego sam także na tym ucierpisz i wydasz się na pośmiewisko.
-W takim razie muszę cię złapać, zanim to nastąpi- odrzekł pewnie, prowadząc mnie na sam środek sali, gdzie kilka par już ustawiło się do tańca. My także zajęliśmy miejsce, jak na złość, na najbardziej wyeksponowanym miejscu, gdzie byłam widoczna z każdego końca sali. Przez chwilę myślałam nawet, że Elais zrobił to specjalnie, ale starałam się odrzucić tą myśl, co bardzo szybko mi się udało.
Zagrała muzyka płynąca z instrumentów, którymi władali zdolni ludzie. Osobiście byłam pewna, iż na balu za rozrywkę odpowiadać będzie orkiestra, gdyż płyty CD nie pasowały mi ani do tego miejsca, ani żadnego nieśmiertelnego. Dlatego też przynajmniej to nie wywołało u mnie zdziwienia, a nawet przyjęłam to z pełnym zrozumieniem.
Pary ruszyły niczym motyle poruszając się lekko po marmurowej podłodze. Nie słyszałam ich kroków i nie zdziwiło mnie to. Były wszak drapieżcami, a oni nie mogą przecież zdradzić swojej obecności. Atakują z ukrycia i niespodziewanie. Nagła śmierć zadana przez doskonałe ręce mordercy i usta wieczności odbierające życie. Tym właśnie były i są wampiry... i będą, tak samo jak od wieków istnieją choroby, a nawet gdy uda się jakąś wyleczyć to zostaje odkryta inna. Oczywiście nieśmiertelni obraziliby się za nazwanie ich tak i dlatego miałam nadzieję, że żaden z nich nie czytał w moich myślach.
Gdy przerwałam rozmyślania i rozejrzałam się po sali zauważyłam coś na co powinnam już wcześniej zwrócić uwagę. Wszystkie oczy były wpatrzone we mnie. Niektórzy odwracali wzrok, gdy napotykałam ich spojrzenie, lecz większość śmiało i bez żadnej krępacji patrzyła mi w oczy z wyrazem złości, irytacji lub ciekawości. Tylko kilka osób patrzyło na mnie z sympatią, a był to Gerion, Priam oraz kilka innych wampirów. Powiedziałam o tym Elaisowi, używając być może zbyt wulgarnych słów.
-Nie powinnaś się temu dziwić- odpowiedział.- Jesteś dla nich piękna, choć w tym momencie widzą jedynie płynącą w tobie krew. Dla nich składasz się jedynie z żył, tętnic i serca. To ich pociąga. Mnie też...- dodał cicho.
-Przecież mówiłeś, że cię nie podniecam- odparłam brutalnie.
Nie odpowiedział, więc uznałam to jako zgodę na atak. Przystanęłam gwałtownie tak, że Elais omal na mnie nie wpadł. Zachwiał się nawet niebezpiecznie, lecz ostatecznie uratował przed upadkiem zarówno mnie jak i siebie. Spojrzał na mnie zdziwiony, a jego coraz szerzej otwarte oczy znajdowały się bliżej z każdą sekundą, gdy pozornie delikatnym gestem zmusiłam go do schylenia głowy. Był ode mnie sporo wyższy, dlatego dopiero po chwili jego szkarłatne usta stały się dla mnie osiągalne. Gdy już wystarczyło, że stanę nieco na palcach, pocałowałam go.
Minęła chwila zanim bezwładne usta wampira odpowiedziały na mój pocałunek, a jeszcze dłużej nim uświadomił sobie co w rzeczywistości zrobiłam. Dopiero po jakimś czasie poczuł w moich ustach smak krwi wypływającej z języka, który sama naumyślnie przygryzłam. Wtedy zaczął odczuwać prawdziwą rozkosz i naprawdę mnie całować, ssąc mój język, a nie obojętnie odpowiadać na moje gesty błagające o odrobinę czułości.
Czułam jak po ciele przebiegają mi dreszcze nie wywołane ani strachem, ani wypitym alkoholem, lecz prawdziwą mocą pocałunku wampira. Wcześniej nawet nie domyślałam się, że drzemie w nim aż taka namiętność, całkiem różna od ludzkiej. Z trudem wyobrażałam go sobie jako kochanka i ostatecznie mi się to nie udało, gdyż nawet moja wyobraźnia miała pewne granice, których nie byłam w stanie pokonać. Elais należał właśnie do tego co znajdowało się za barierą mego ludzkiego umysłu.
-Chodźmy stąd- powiedziałam cicho, przerywając na chwilę pocałunek. Zaraz jednak ponownie przylgnął do moich ust, tłumiąc wszelkie protesty. Cokolwiek chciałam wcześniej powiedzieć, stało się nieważne. Całą uwagę poświęciłam Elaisowi, pragnąc okazać mu całą czułość, którą chciałam mu przekazać od poznania go zaledwie kilkanaście dni po moich urodzinach. Z zamkniętymi oczami oddawałam mu się z całą ofiarnością, nareszcie pojmując prawdziwe znaczenie słowa „niewolnica", wiedząc, iż on nigdy tego nie zrobi, że nie zdarzy się dzień gdy będzie w pełni do mnie należał. Wtedy jednak o tym nie myślałam. Wszystko stało się bardzo odległe. Zostało jedynie jego coraz chłodniejsze ciało i niecierpliwe ręce, którym świadomie nie pozwalałam posunąć się dalej.
Nagle muzyka umilkła. Chciałam zobaczyć co jest tego powodem. Jednakże gdy otworzyłam oczy, ciągle nie przestając go całować, zobaczyłam nie ogromną salę pełną wampirów, lecz sypialnię Elaisa, obok której wcześniej zaledwie przechodziłam. Mimo to od razu rozpoznałam ogromne barokowe łoże z czarną jedwabną pościelą. Tam też poprowadziłam wampira, idąc do tyłu i patrząc mu stale w oczy. Poruszał się jak kot- drapieżnik tuż przed polowaniem. Ja zapewne wyglądałam tak samo, uważnie obserwując najmniejszy ruch jego ręki i powolne, ostrożne kroki. Wystarczyło jedno niepotrzebne drgnięcie ciała, by jedno z nas stało się ofiarą, a drugie łowcą. Jednakże ani ja, ani tym bardziej on nie chcieliśmy stracić swojej pozycji.
Siadając na łóżku, nadal patrzyłam mu prosto w oczy i uśmiechałam się prowokująco, czekając aż zrobi to samo co ja. Gdy także ostrożnie wsunął się na łóżko, zerwałam kontakt wzrokowy celowo przegrywając tą walkę. Nie zależało mi by w tej chwili być drapieżnikiem. Te jeden raz, w tej jednej sytuacji zgadzałam się na rolę ofiary. W końcu tego pragnęłam. Tak naprawdę bowiem wygrałam zwabiając go tutaj i niemal zmuszając do postępowania zgodnie w moimi oczekiwaniami. Jednakże udało się.
Teraz już nic go nie powstrzymywało. Szybko rozpiął zamek sukni, omal jej nie rozrywając. Ja także byłam nie mniej niecierpliwa. Ściągnęłam z niego marynarkę. Nie miałam jednak wystarczająco cierpliwości by odpinać guziki koszuli, dlatego szarpnęłam jej poły. Małe przedmioty odskoczyły w różnych kierunkach. Jeden musnął mój policzek, lecz nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi.
Przylgnęłam do piersi Elaisa, wędrując językiem po jego gładkiej skórze. Przesuwałam się wyżej, aż ponownie dotarłam do kształtnych ust i ruchliwego języka nieśmiertelnego. W tym czasie jego dłonie błądziły po całym moim ciele. Nie zorientowałam się nawet kiedy nie miałam na sobie sukni, a jedyne co zostało to niewielki krzyżyk- podarunek od wampira.
Nagle moje wargi zaczęły rozpaczliwie szukać usta Elaisa, które podążały teraz tą samą drogą co wcześniej jego ręce. Na chwilę zatrzymały się na mojej poruszającej się tętnicy. Byłam pewna, że nieśmiertelny zacznie się mną posilać rezygnując z intymnego nastroju jakim dla mnie on z pewnością był, chociaż posilanie się przez niego mną także miało w sobie wiele namiętności. O dziwo jednak złożył na mej szyi pocałunek, po czym powoli przesunął wargi po mojej skórze aż dotarł do piersi.
Zatrzęsłam się gwałtownie i sapnęłam cicho, gdy jego dłoń dotarła do najwrażliwszego punktu. Nie wiedziałam jakie doświadczenia seksualne ma za sobą wampir zarówno w swoim śmiertelnym jak i wampirzym życiu, ani też do jakiego stopnia może kochać jak ludzie. Gdy jednak poczułam jego męskość zrozumiałam, że nieśmiertelni nie różnią się tym wcale od ludzi, chociaż stosunek seksualny z nimi jest niezwykłym doznaniem. Z pewnością było to o wiele wspanialsze doznanie niż stosunek z człowiekiem, lecz nie mogłam być tego pewna, gdyż kochałam się jedynie z Elaisem. Mimo to podświadomie czułam, iż z nikim innym nie mogłoby być mi tak cudownie jak z nim. W końcu to jego kochałam...
Moje ciało napięło się boleśnie. Poczułam jak unoszę się gwałtownie, po czym nagle opadłam na łóżko bez sił, szukając wzrokiem wampira. Zauważyłam go jak kładzie się obok mnie. Wsunął mi ramię pod głowę, co przyjęłam z wdzięcznością.
-Mówiłeś przecież...- zaczęłam, ale wymawiałam słowa z trudnością, gdyż Elais ponownie, tym razem delikatnie całował moją szyję. Tysiące mrówek przebiegało po moim ciele, a skóra cierpła w miejscu, którego dotknęły jego wargi.
-Ciii- powiedział, zamykając mi usta pocałunkiem. Odwzajemniłam go, po czym przesunęłam rękę w dół po jego wyrzeźbionych mięśniach. Był już gotowy do kolejnego zbliżenia, ale poczekał na mnie, okazując cierpliwość i powoli ponownie rozpalając moje ciało. Błędem było myślenie, iż wszystko potoczy się tak samo. Teraz było inaczej. Całował mnie w inny sposób, a i moje ciało nie reagowało tak samo jak wcześniej.
W końcu wyczerpana leżałam bez ruchu z głową wpartą na jego piersi, niezdolna do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Jedyne o czym marzyłam to sen zbawienny dla mego zmęczonego ciała i głowy, w której nadal szumiało. Tym razem jednak z innych powodów. Ostatnim co pamiętałam była dłoń nieśmiertelnego, wędrująca z czułością po moim ciele Oddałam się ufnie temu gestowi i zasnęłam spokojna. Wiedziałam, że już niczego nie muszę się obawiać.
Obudziłam się bardzo wcześnie. Nie wiedziałam ile spałam, ale patrząc na moje samopoczucie musiały być to nie więcej jak trzy godziny. Oczywiście mogłam mieć kaca i wcale by mnie to nie zdziwiło, dlatego ostrożnie wstałam z łóżka, by nie obudzić Elaisa. Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz.
Na dworze panowały ciemności, lecz mimo to od razu zauważyłam oświetlone jedynie światłem księżyca krzaki róż. Nie umiałam jednak określić jakiego są koloru. Oglądałam zatem dalej ogród w całkowitym milczeniu. Potrzebowałam trochę czasu dla siebie i głównie z tego powodu zachowywałam się tak ostrożnie w obawie przed obudzeniem wampira. Oczywiście zamierzałam to zrobić i to po niedługim czasie, jednak najpierw musiałam wiele rzeczy przemyśleć.
Otworzyłam szklane drzwi i wyszłam na balkon. Od razu uderzył mnie chłód, a moje ciało boleśnie szczypał mróz. Nie zwróciłam jednak na to większej uwagi, dopóki coś ciepłego i przyjemnie miękkiego nie opadło delikatnie na moje ramiona. Odwróciłam się nieobecna myślami i zobaczyłam za sobą całkiem nagiego nieśmiertelnego. Jemu w przeciwieństwie do mnie nie przeszkadzało zimno, a mróz znaczył tyle co puste słowa. Nie znał bolesnego kłucia skóry w zimie ani dreszczy podczas gorączki. Być może kiedyś...
-Powinnaś wejść do środka. To nie jest zbyt ciepłe- wskazał na czarną narzutę, którą szczelnie mnie okrył.
Posłusznie weszłam do środka, ale długo jeszcze stałam przy oknie, wpatrując się w wieczorne niebo i jasne gwiazdy. Elais milczał, świadomy mojego pragnienia. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Naprawdę nie miałam chwilowo ochoty na żadne rozmowy niezależnie od ważności tematu. Gdyby powiedział chociaż jedno słowo, wybuchnęłabym złością.
Próbowałam usilnie przypomnieć sobie jakieś słowa nauczyciela, lecz w głowie miałam całkowitą pustkę zupełnie jakby tamten tajemniczy mężczyzna po prostu znikł i nie pozostawił po sobie najmniejszego nawet śladu.. Ostatecznie zrezygnowałam z tego i odwróciłam się od wieczornego krajobrazu, po czym podeszłam do łóżka, na którym siedział wampir. Gdy stanęłam tuż przed nim, wtulił twarz w moje podbrzusze, a ja objęłam jego głowę rękami.
-Żałujesz?- zapytał, starając się spojrzeć mi w oczy, jednak ja unikałam jego wzroku.
-Nie- odpowiedziałam po chwili. Widocznie nie zabrzmiało to zbyt pewnie, gdyż nieśmiertelny odparł:
-Powiedz mi to prosto w oczy.
Dopiero wtedy na niego spojrzałam z całą czułością na jaką było mnie stać. Uklękłam przed nim, przez co ponownie stałam się od niego niższa i zaczęłam mówić.
-Przecież wiesz, że ty jesteś moim aniołem zagłady. To o tobie marzyłam tak długo i ty pojawiałeś się w moich marzeniach. Nikt inny... Z nikim innym nie mogłabym tego zrobić. Decyzja zatem była prosta. Zastanawiam się jednak, co będzie potem. To mnie martwi. Przyszłość jest taka zamazana, jeszcze bardziej niż przed spotkaniem ciebie. Ale ogromnie cieszę się, że ze mną teraz jesteś- dodałam szybko.
-Dziękuję ci- powiedział, całując mnie krótko i szybko.- dziękuję ci, że pokazałaś mi jak kochają ludzie. Nigdy przedtem żaden człowiek...
-Nie jestem człowiekiem- zaprotestowałam przerywając mu gwałtownie.- Masz jednak rację: moja miłość jest w pełni ludzka. Właśnie dlatego zastanawiam się co będzie potem, kiedy mnie zostawisz...
-Nie zrobię tego- odparł urażony.
-Tak ci się teraz wydaje- odpowiedziałam smutno.- Ty jesteś wieczny. Dla ciebie nie istnieje coś takiego jak czas, a dla mnie... No cóż. Lata mijają bardzo szybko. Tego się właśnie boję. Moja ludzka część nakazuje mi wierzyć i być pewną twego odejścia. Wieczność nie może bratać się z śmiertelnością.
-Do czego zmierzasz?- spytał, przyglądając mi się podejrzliwie.
-Daj mi swoją krew- odpowiedziałam spokojnie.
-Nie ma mowy!- wykrzyknął zdecydowanie, lecz szybko przybrał chłodny, obojętny ton.- Nie skażę cię na tą egzystencję.
-Czy to nie jest zwyczajny egoizm i zazdrość? Sam nie wydajesz się narzekać- ripostowałam.
-Bo jestem mordercą. Dla mnie nie istnieją wyrzuty sumienia i skrupuły.
-Dlaczego więc nie pozwolisz bym sama także oceniła co dla mnie istnieje, a co nie?- mówiłam spokojnie, choć przychodziło mi to z coraz większym trudem.
-Nie wiesz czym naprawdę jest byt nieśmiertelnego. Wydaje ci się czymś cudownym, lecz to nieprawda. Przestań zatem nawet próbować mnie przekonywać, gdyż tylko tracisz czas- dodał dobitnie, kończąc rozmowę.
Chwycił moją rękę i chciał pociągnąć mnie na łóżko, ale ja się oparłam i cofnęłam kilka kroków do tyłu. Obdarzył mnie urażonym spojrzeniem. Widziałam, że jest wściekły, lecz także rozbawiony. Zrozumiałam dlaczego, gdy powiedział:
-Nie zachowuj się jak dziecko. Nie masz pięciu lat, więc przestań stosować zagrywki charakterystyczne dla tego wieku.
-Masz rację- odparłam.- Nie będę się teraz upierać ani obrażać, ale nie myśl, że robię to dla ciebie. Gdybym bowiem odsunęła się, ukarałabym sama siebie- wyjaśniłam, odrzucając głowę do tyłu, by włosy odsłoniły moje piersi i delikatnie opadły na plecy.
Zbliżyłam się do łóżka, rzucając spojrzenie w stronę niewielkiego przedmiotu wystającego z kieszeni leżącej na podłodze marynarki wampira. Przez chwilę zastanawiając się czy nie zabrać małego sztyletu, właściwie nożyka. Był cienki i dość długi, zważając na jego wielkość. Najwidoczniej nieśmiertelni nawet na balu swoich pobratymców nie czują się na tyle bezpiecznie, by zrezygnować z broni. A może to tylko przyzwyczajenie.
-Nawet nie próbuj- ostrzegł mnie Elais.
Zignorowałam go i podeszłam do rzuconego niedbale ubrania. Wyciągnęłam z niego sztylet. Od razu dopasował się do mojej ręki, lecz ledwie to zauważyłam, obserwując napinające się mięśnie wampira. Nie ufał mi, co było aż za bardzo widoczne. Odsunął się nieco do tyłu, gdy wsunęłam się na łóżko i uważnie obserwował każdy mój krok. W połączeniu ze świadomością swojej nagości, poczułam się naprawdę zawstydzona, lecz nie zrezygnowałam z wcześniejszego zamiaru. Delikatnie przesunęłam ostrze po skórze tuż nad lewą piersią, zostawiając na niej krwawą linię, na której od razu skupił się wzrok nieśmiertelnego. Jednakże przysunął się do mnie dopiero gdy rzuciłam sztylet w przeciwległy kąt pokoju.
Usta Elaisa od razu odnalazły źródło krwi i przylgnęły do niego, ssąc niecierpliwie. Sprawiało mi to ból, ale oprócz jednego syknięcia, nie dałam tego po sobie poznać. Poza tym kiedy wampir to zrozumiał, przestał być aż taki niecierpliwy. On także wiedział, że nie mam zamiaru pozwolić mu się mną posilić, a jedynie podniecam go jeszcze bardziej. Sam w końcu powiedział, iż wampiry pożądają krwi, a nie człowieka. Ja zatem mu to ofiarowałam.
Ponownie badał ustami całe moje ciało, nawet jego najmniejszy zakamarek. Ono także przestało mieć dla niego jakiekolwiek tajemnice, tak jak wcześniej umysł. Przez chwilę nawiedziła mnie myśl, iż teraz naprawdę nie ma powodu by ze mną zostawać, skoro poznał mnie już zupełnie. Nie miałam przed nim tajemnic, więc zapewne stałam się dla niego nudna. Wcześniej przynajmniej me ciało... Myśl była tak uporczywa i straszna, że cała zdrętwiałam, co nie uszło uwadze Elaisa.
-Co się stało?- zapytał, odsuwając mnie na odległość ramion i patrząc zdziwionym wzrokiem.- Skrzywdziłem cię?- dodał, mając na myśli jakieś skaleczenia lub kolejny ból tak jak w trakcie picia mojej krwi. Nic takiego się nie stało, a cierpienie wynikało z psychiki i obawy o przyszłość.
-Nie- odpowiedziałam szczerze- ale to zrobisz. Już niedługo zostawisz mnie. Teraz naprawdę nie masz żadnego powodu by ze mną być.
-A ty znowu o tym- powiedział rozdrażniony, lecz w jego oczach zobaczyłam czułość.- Dlaczego miałbym to zrobić?- spytał już spokojniej.
-A dlaczego miałbyś zostawać, skoro nawet moje ciało tak dobrze znasz. Umysł też...- dodałam ze smutkiem.
Roześmiał się nie rozbawiony, lecz uspokojony.
-Bałem się, że to coś gorszego- odparł szczerze.- Przecież już obiecałem, iż cię nie zostawię. Nie wierzysz mi? Właściwie rozumiem, bo wampiry nie są...
-Nic takiego nie mówiłeś- przerwałam mu.- Przyrzekłeś zabić mnie, gdy postanowisz odejść. To nie to samo- zaprotestowałam.
-Chyba masz rację- powiedział po namyśle.- W takim razie- mówił podchodząc do leżącego na podłodze sztyletu- złożę kolejną obietnicę. Przyrzekam na swoją krew- naciął swój nadgarstek- iż nigdy cię nie opuszczę. Zostanę z tobą do śmierci, w zależności od tego czyja nastąpi jako pierwsza.
-To chyba oczywiste- odrzekłam cierpko.
-Niekoniecznie- odparł tajemniczo, ale nic więcej na ten temat nie powiedział.- Czy teraz jesteś już spokojna?- zapytał.- Możemy wrócić do tego co zaczęliśmy?
-Jesteś taki jak inni mężczyźni, a ja myślałam, że się od nich różnisz- mówiłam rozbawiona, robiąc mu obok siebie miejsce na łóżku.
-A mi się wydawało, iż jestem przynajmniej lepszym od nich kochankiem
-Tego z pewnością nie mogę ci zaprzeczyć. Poza tym chyba masz rację. Wróćmy do tego co przerwaliśmy- dodałam, całując miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widniało głębokie nacięci. Teraz jednak nie było po nim najmniejszego śladu. Wyglądało to tak jakby się nigdy nie zdarzyło, nie licząc niewielkiej plamy na podłodze.
Więc tyle jest warta twoja obietnica dana mi przed chwilą, pomyślałam smutno, zdając sobie sprawę, iż to nie jego wina. Mimo to czułam się źle do momentu gdy wargi wampira dotknęły mojej skóry. Wtedy też ponownie o wszystkim zapomniałam i oddałam się tej chwili, która mogła nigdy się nie powtórzyć. I właśnie tego się wtedy najbardziej obawiałam.
Gdy wstałam kilka godzin później, było już południe. Wampir przeniósł mnie na miejscu tuż przed moim domem, by wyglądało to jakbym naprawdę wracała z imprezy, na którą rzekomo poszłam. Na pytania gdzie spędziłam noc, odpowiedziałam, iż u koleżanki, co rodzice przyjęli z wyraźną ulgą. Nie chcieli bym wracała późno sama do domu. Gdyby jednak wiedzieli jaka jest prawda, woleliby zobaczyć mnie spacerującą o północy po niebezpiecznych okolicach niż w łóżku równie groźnego wampira. Wszak on mógł mnie bardziej skrzywdzić niż człowiek. On bowiem zadawał śmierć, a później ofiarowywał wieczne życie.
Chwilowo spokojna położyłam się do łóżka i zasnęłam, nie niepokojona przez nikogo.
Byłam pewna, że przyśni mi się Elais i nie myliłam się. W śnie był jednak ktoś jeszcze: dwóch tajemniczych mężczyzn o czarnych włosach i obdarzonych niezwykłą urodą oraz przepiękna kobieta mająca także czarne, lecz bardzo długie sięgające jej za łopatki proste włosy. Cała ta trójka była związana z moją przeszłością. Podejrzewałam, że wiele czasu upłynie zanim ich poznam i dowiem się kim są. Jednego byłam jednak pewna: gdy ich zobaczyłam poczułam do nich sympatię, a nawet pokochałam ich. A to był tylko sen...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro