Rozdział V
Konsekwencje tamtej nocy jeszcze długo podążały za mną niczym cień, a właściwie stały w miejscu, gdyż zachorowałam. Byłam zmuszona leżeć w łóżku. Tylko to powstrzymało mnie przed szukaniem wampira. Chociaż może coś jeszcze... Bałam się go, ale nie za to co zrobił, a co widziałam na własne oczy. Odczuwałam palący wstyd przypominając sobie tamto spotkanie z nim. Byłam nawet szczęśliwa, iż gorączka skrywa co drobniejsze szczegóły. W tamtym momencie nie byłam w stanie ich poznać. Wspomnienie, ciągle żywe w moim umyśle, uniemożliwiało mi ponowne zobaczenie nieśmiertelnego. Nie oznaczało to jednak, iż tego nie chciałam.
Najgorszym problemem okazała się jednak złamana ręka. Na szczęście nie było to zbyt poważne, chociaż lekarz zapytał mnie cicho kto zmiażdżył mi kości i dał jasno do zrozumienia, iż w przeciwieństwie do moich rodziców nie wierzy w wersję, którą podałam, gdyż tak nie wyglądałoby złamanie spowodowane upadkiem z schodów. Na szczęście w najmniejszy nawet sposób nie dał tego po sobie poznać przy reszcie, dlatego jako jedyny domyślał się prawdy. Sam jednak nie wiedział w jak niesamowitych okolicznościach doznałam takiego urazu.
Wydawałoby się, że z tego powodu powinnam znienawidzić Elaisa, lecz ja o dziwo pragnęłam ponownie go ujrzeć. Nawet sny, w których po setki razy mordował tatą dziewczynę, a potem zamierzał to samo zrobić ze mną, nie zmieniły moich marzeń. Być może dlatego, że budziłam się zanim zdążył zakończyć moje życie. Nie chciałam tego wiedzieć. Niestety wszelkie próby skontaktowania się z nim za pomocą telepatii spełzły na niczym. Oczywiście wiedziałam, iż nie posiadam takich zdolności, dlatego w pełni liczyłam w tym momencie na wampira. On jednak nie chciał się ze mną skontaktować, gdyż ani razu nie usłyszałam w swojej głowie wytęsknionego głosu.
Przeklinałam swe ludzkie ciało, które zmuszało mnie do odpoczywania. Nie chciałam tego. Wolałam uciec z domu, byle tylko móc ponownie spotkać nieśmiertelnego. W tym względzie nie miałam najmniejszych szans, o czym bardzo szybko się przekonałam; straż była doprawdy doskonała. Tylko dlatego posłusznie wykonywałam wszystkie polecenia, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Pomimo zdziwienia mojej rodziny nie odpowiadałam na ich nieme pytania, a oni bali się głośno pytać w obawie przed ponownym powrotem „dawnej mnie", co nigdy nie nastąpiło i zapewne już się nie stanie. Nie mogłam tego zrobić po zmianie jaka zaszła we mnie zaledwie kilka dni po mych siedemnastych urodzinach.
Wysiłek i niekiedy zaciskanie zębów pomogło. Pod dobrą, wręcz doskonałą opieką szybko wróciłam do zdrowia, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Nie powiedziałam, iż nadal odczuwam zawroty głowy, a moje ciało na zmianę płonie i kostnieje. Nie zdradziłabym się też dobrowolnie ze swoją chorobą, lecz nie byłam w stanie utrzymać się na nogach i to było głównym powodem, dla którego zostałam „uwięziona" w domu. W innym wypadku, gdyby tylko siły mi na to pozwoliły, nie dałabym po sobie niczego poznać.
W końcu nieco uspokojeni rodzice mimo wszystko z wątpliwościami zostawili mnie pod opieką siostry i wyjechali, a ja nie musiałam włożyć wielu wysiłków w przekonaniu ostatniego członka rodziny do opuszczenia domu. Oczywiście gdybym nie udawała w pełni zdrowej, nie byłoby nawet mowy o samotnej nocy, tym bardziej iż tylko ja wiedziałam, że nie będę sama. Musiałam kogoś spotkać. Czułam się okropnie nie widząc tak długo wampira, lecz nie miałam możliwości ponownego wymknięcia się na polanę. Tam bowiem chciałam go spotkać i poczuć, iż wszystko jest jak dawniej. Zapomnieć o dokonanym przez niego morderstwie.
Wyszłam z domu, a właściwie wybiegłam z niego, wcześniej coraz bardziej się niecierpliwiąc, czekając na zachód słońca. Oczywiście wiedziałam, że nic ono nie robi nieśmiertelnym, ale z czystego przyzwyczajenia poczekałam aż na dworze zrobi się ciemno, a ja niezauważona przemknę przez Ulicę Cieni, której to zaczynałam nienawidzić.
Im bliżej byłam miejsca przeznaczenia, tym dziwniej się czułam. Teraz zawroty głowy zawdzięczałam nie tylko wysokiej gorączce, lecz czemuś innego, czego źródła nie znałam. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że jest to sprawka Elaisa, lecz nie rozumiałam jaki miałby mieć w tym cel. Jeśli chciał mnie ukarać mógł to zrobić o wiele boleśniej, a nie bawić się w subtelne niszczenie mego organizmu czy też psychiki, w czym okazał się mistrzem. Sam nawet nie wiedział jak bardzo mnie zmienił, dopóki nie zaczęłam tego zauważać. Bardzo szybko zrozumiałam, iż już nigdy nie będę należeć do świata ludzi. Jego pojawienie się tamtej pamiętnej nocy najważniejszej ze wszystkich późniejszych było ostatecznym wyrokiem dla mego człowieczeństwa. Śmierć, głosił niemy sędzia.
Ulicę Cieni pokonałam jak najszybciej mogłam, nie próbując nawet udawać spokojnego spaceru. Po prostu pobiegłam, by minąć domy dawców bez patrzenia na nie, a tym bardziej nie być zmuszoną do oglądania tła niedawnych wydarzeń i morderstwa. Jednakże nawet tak bolesne wspomnienie nie powstrzymało mnie od znalezienia się na polanie. Zanim jednak przystąpiłam do przyzywania wampira, musiałam coś zrobić.
Taniec czarownicy. Czytałam o nim. Wtedy moja wyobraźnia podsunęła mi przed oczy fascynujące i kuszące obrazy, którym nie potrafiłam się oprzeć. O ileż jednak inaczej jest widzieć kogoś wirującego bez wytchnienia zupełnie niczym w szale od siebie samego. W magię wierzyłam, ale wątpiłam by miała się ujawnić akurat podczas moich amatorskich praktyk. Nie miałam jednak nic do stracenia, więc rozebrałam się tak szybko jakby liczyły się sekundy, po czym ułożyłam ubrania w jednym miejscu... i na tym skończył się mój racjonalizm.
Jeśli kiedykolwiek wcześniej zastanawiałam się czym jest obłęd, to właśnie w tamtym momencie poznałam odpowiedź. Niczym kierowana jakąś niewidzialną siłą zaczęłam się obracać coraz szybciej aż wirowałam w szalonym pędzie. Obraz przed oczami zlał się w jedną różnokolorową plamę, z której nie potrafiłam wyróżnić nawet jednego elementu dopóki nagle nie pojawiło się coś nowego. Zatrzymałam się błyskawicznie tylko po to, by upewnić się w swoich przypuszczeniach.
Od razu napotkałam rozbawiony wzrok wampira, który wpatrywał się we mnie wygłodniale. Był bardzo blady, a jego oczy zapadły się, co całkowicie mnie zaskoczyło. Jeszcze nigdy, nawet w czasie jego głodu, nie widziałam żeby był w tak złym stanie. Wyglądał jakby go pobito, chociaż na twarzy nie miał tego żadnych śladów. Mimo to wierzyłam, iż stan w jakim się znajduje jest sprawką innego nieśmiertelnego.
Zbliżyłam się do niego nadal wirując, tym razem jednak spokojniej i wolniej niż wcześniej, po czym zmusiłam go by się do mnie przyłączył. Zamknęłam zimną dłoń wampira w swoich dłoniach, po czym ponownie przyśpieszyłam niemal ciągnąc go za sobą. Nie rozumiałam dlaczego zachowuje się tak dziwnie, gdyż głód nie mógł być przyczyną aż takiej powolności i zachowania podobnego do mojego, gdy spałam nie więcej niż trzy godziny.
-Ty żyjesz...- powiedziałam by się ze mną zgodził i przestał mnie przerażać. Wyglądał naprawdę strasznie. Nie miałam nawet pewności czy to co mówię jest prawdą, a gdy zatrzymał się gwałtownie jeszcze bardziej się przeraziłam. Byłam pewna, że mnie złapie i uratuje od upadku, co już niejednokrotnie się zdarzało, lecz on przewrócił się, a ja wraz z nim.
Leżeliśmy na trawie. Nie miałam zamiaru się podnosić, chociaż było mi bardzo niewygodnie i zimno. Lekki przymrozek w postaci białego szronu na trawie boleśnie szczypał moją odsłoniętą skórę, lecz mimo to nie wstałam. Przysunęłam się bliżej Elaisa. W chwili gdy kładłam głowę na jego klatce piersiowej, zasyczał z bólu.
-Co się stało? Bardzo dziwnie się zachowujesz. Zupełnie jakbyś nie żył- powiedziałam, przyglądając mu się podejrzliwie.
-Ja już od dawna nie żyję- odparł ze smutkiem w głosie.
-Jeśli nadal jesteś obrażony o to, co powiedziałam to przepraszam.
Chciałam dotknąć jego policzka, czyli zrobić coś o czym marzyłam podczas ostatniego tygodnia. Nie cofnął się, ale gdy moje palce zbliżyły się do gładkiej skóry nieśmiertelnego, zamknął oczy zupełnie jakby sprawiło mu to ból. Nie odsunął się, jednak widziałam z jakim trudem się przed tym powstrzymuje.
-Elais...- wyjąkałam. Zrezygnowałam z pytania, które samo cisnęło się na usta, gdy zobaczyłam jak gwałtownie napina mięśnie. Bez chwili wahania jednym szybkim ruchem podciągnęłam czarną koszulkę, którą miał na sobie, a to co zobaczyłam wywołało bolesny skurcz serca.- Kto ci to zrobił?- spytałam wściekła, patrząc na świeże rany. Były to krótkie nacięcia o równych brzegach, co oznaczało, iż zadano je czymś bardzo ostrym.- Kto ci to zrobił?- powtórzyłam, podnosząc się. Nie chciałam zadawać mu więcej bólu.
Milczał jakby w obawie przed tym czy może mi to powiedzieć. Nie dziwiłam mu się. Widząc moją wściekłość zapewne bał się, iż mogę zrobić coś głupiego. Było to bardziej niż prawdopodobne. Rzeczywiście w chwili szału chciałam ukarać tych, którzy skrzywdzili nieśmiertelnego, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że za rany odpowiadają wampiry. Nie miałam z nimi szans, o czym wiedziałam, lecz rzadko kiedy pod wpływem impulsu podyktowanego przez złość zwracamy uwagę na takie „drobnostki" jak nasze szanse w walce. Dlatego też pragnąc zemsty, wręcz błagałabym o śmierć. Gdybym tam poszła, wróciła na Ulicę Cieni, niewątpliwie zginęłabym.
-To kara- powiedział po chwili z wyraźnym trudem. Najwyraźniej uznał, iż zdoła mnie jakoś powstrzymać. W jego stanie było to jednak niemożliwe.- To kara za zabicie dawcy. Oprócz tego nie mogę się nimi posilać przez...- zamilkł próbując przypomnieć sobie okres drugiej części kary.
-Dlaczego twoje rany się nie zagoiły? Wydawało mi się, że wszystko powinno zniknąć niemal od razu.
-W innym przypadku, tak- odpowiedział. Mówił z trudem. Miałam wyrzuty, iż zmuszam go do takiego wysiłku, który jemu w tym momencie musiał się wydawać nieziemski, lecz chciałam dowiedzieć się wszystkiego o okrucieństwie nieśmiertelnych.- Tych ran nie zadano zwykłą bronią, ale tą skradzioną czarownicom. Na szczęście magia nie jest potężna, gdyż wtedy zostałyby mi blizny i na pewno nie byłbym w stanie chodzić.
-Teraz też nie wyglądasz najlepiej- odparłam cierpko.- To był sztylet, prawda?!- wykrzyknęłam nagle. Wampir obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem.- To są rany po sztylecie, ale nie cięto cię nimi, jeśli wybaczysz mi to dosadne stwierdzenie, tylko wbijano w ciało- dokończyłam z żalem. Chciałam pocałować każdy najmniejszy ślad jego kary, ale przypomniałam sobie, iż sprawia mu to ból, więc zrezygnowałam. Zamiast tego leciutko musnęłam palcami jego policzek.
-Skąd to wiesz?- zapytał zdumiony.
-Albo mieli bardzo szeroki sztylet albo wbijali go głęboko- powiedziałam, ignorując jego pytanie.- To co uważałam wcześniej za niegroźne nacięcia jest ranami kłutymi. Nie pytaj skąd o tym wiem- uprzedziłam go.- Można rzec, że mam do tego wrodzony talent. Ile to trwa?
-Od tygodnia, każdej nocy- odpowiedział zawstydzony.
Nie zareagowałam, choć czułam, iż początkowa złość zamienia się w trudną do ukrycia furię. Nie chciałam jednak jeszcze bardziej go martwić i zmuszać do podejmowania wysiłków tym bardziej, że zrozumiałam na czym polega prawdziwa kara Elaisa. Jeśli od tygodnia był w takim stanie i z trudem się poruszał, to z pewnością nie mógł się posilać. Dla niego polowanie było po prostu niemożliwe, co oznaczało, iż nie posilał się od jakiegoś czasu. Obawiałam się czy nie od rozpoczęcia kary.
-Tydzień...- powiedziałam zamyślona.- Kim się ostatnio posilałeś?- zapytałam pełna obaw. Bałam się usłyszeć to, co mi się wydawało, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy odpowiedział:
-Trzy dni temu.
Nie było to tak dawno, lecz z tego co wiedziałam, to wampiry posilały się codziennie. Każdej nocy musiały bowiem dostarczył swoim żyłom, choć kroplę „żywej" krwi. Jeśli się tak nie stało, cierpieli. Nawet nie chciałam myśleć jak czuł się w tym momencie Elais.
-Boli cię?- spytałam nieco naiwnie, lecz z prawdziwą troską.
Milczał, co okazało się bardziej wymowne od tysiąca słów. Tylko dlatego postanowiłam coś zrobić, ubierając się przed tym, gdyż moje ciało coraz bardziej kostniało z zimna. Widziałam cały czas wygłodniały wzrok wampira, który z niechęcią patrzył jak zasłaniam kolejne części nagiej skóry mimo wszystko cienkim materiałem. Gdy skończyłam, upewniając się, iż moja szyja jest odsłonięta, powiedziałam:
-Posil się mną.
Z trudem powstrzymałam się od uśmiechu, widząc jego zdziwioną minę, lecz sytuacja nie zachęcała do radości, dlatego kąciki moich ust zaledwie drgnęły.
-Posil się mną- powtórzyłam, gdyż Elais zdawał się mi nie wierzyć. Nie dziwiłam się. Sama z trudem siebie rozpoznawałam. Wcześniej za nic w świecie nie pozwoliłabym mu się mną posilić, choćby z samego faktu, iż wraz z mą krwią do jego łowy przepłyną wszystkie myśli, a mój umysł nie będzie miał przed nim żadnych tajemnic, nawet tych ukrytych w podświadomości.- Nie jestem czarownicą, a jej krew byłaby z pewnością o wiele lepsza, ponieważ wyparłaby z twego ciała magię, lecz dzięki posileniu się mną będziesz mógł zapolować na kogoś innego.
-Wiesz, że mogę cię niechcący zabić?- spytał spokojnie, chcąc się upewnić czy zdaję sobie sprawę z zagrożenia.
-Mam nadzieję, iż tego nie zrobisz, ale oczywiście biorę coś takiego pod uwagę. Niestety później nie będę w stanie cię powstrzymać. Ty sam musisz wiedzieć, kiedy przestać. Biorąc pod uwagę wielosetletnie doświadczenie, powinieneś wiedzieć gdy zbliżę się już do śmierci.
-To się stanie od razu po tym jak zacznę pić.
-W takim razie wybierz najniższą granicę. Nie chcę umrzeć, ale pragnę ci pomóc.
-Dlaczego to robisz?
-Przecież przed chwilą powiedziałam...
-Dlaczego pragniesz mi pomóc?- przerwał mi.- Złamałem ci rękę i... zrobiłem inne rzeczy. Tymczasem ty sama oferujesz mi swoją krew.
-Tego niestety nie mogę ci powiedzieć. Sam powinieneś się domyślić, a najlepiej gdybyś zrozumiał i poczuł to samo względem mnie. W tym momencie nie rozumiesz co to bezinteresowność, a i ja dopiero niedawno się tego dowiedziałam. Po spotkaniu ciebie zaczęłam rozumieć pewne rzeczy, których jako człowiek nie uznawałam. Tak, wiem, że nadal jestem człowiekiem- dodałam szybko, widząc, iż zamierza zaprotestować- ale już nie takim samym jak wcześniej. Nigdy nie powrócę dawna ja. Chyba powinnam się z tego cieszyć.
Musiałam go podeprzeć, gdyż zaczynał się chwiać i niewiele brakowało by się przewrócił.
-Pośpiesz się. Wyglądasz i chyba czujesz się coraz gorzej- powiedziałam.
Ratując go przed upadkiem, złapałam go i objęłam ramionami, dlatego wystarczyło by nieznacznie się obrócił, a mógł bez najmniejszych problemów dosięgnąć ustami do źródła życiodajnego płynu. Zamknęłam oczy, czując jego oddech na skórze i wciągałam w nozdrza zapach nieśmiertelnego ciała. Gdy wydawało mi się, że ostre niczym igły kły przebiją moją skórę, poczułam jak coś ciężkiego pada na me ramiona. Otworzyłam oczy zdziwiona spojrzałam na ciemny płaszcz, który jeszcze przed chwilą miał na sobie wampir.
-Marzniesz- powiedział, po czym ponownie zbliżył twarz do pulsującej tętnicy.
-Kocham cię, Elais- wyszeptałam w chwili, gdy kły przebijały skórę.
Ból był jedynie na początku. Zaraz potem bowiem działanie wampirzej śliny oszukało zmysły, a za zaczęłam odpływać w błogą aczkolwiek śmiercionośną nieświadomość. Od tamtego momentu byłam całkowicie w rękach wampira. Wiedziałam, że zginę, jeśli on nie zdoła się powstrzymać.
Elais z trudem powstrzymywał się przed zadaniem mi bólu. Nie chciał pić szybko, lecz irytowało go czekanie aż kolejna porcja, zdawałoby się, wolno płynącego strumienia szkarłatu wpłynie do jego gardła i ugasi kilkudniowe pragnienie. Jeśli jednak zacząłby ssać z pewnością cierpiałabym bardziej niż teraz, gdy krew swobodnie opuszczała moje ciało w zabójczym wręcz tempie, jako że przeciął tętnicę. Drżał na całym ciele, ale mimo to wytrzymywał, cały czas uważając by zatrzymać się przed granicą decydującą o mojej śmierci.
Muszę przyznać, iż proponując mu swoją krew bałam się, że nie zdoła powstrzymać się i na czas zrezygnować z wypicia więcej. Nawet nasyconemu wampirowi ciężko jest zostawić swoją ofiarę przed jej śmiercią, nie mówiąc nawet o tym od jak dawna Elais się nie posilał. Dlatego też moje przeżycie było bardzo niepewne. Zrozumiałam jednak i poczułam coś, co wcześniej wielokrotnie potępiałam i tylko z tego powodu tak bardzo ryzykowałam, nie okazując nawet odrobiny strachu.
Mimo wszystko znacznie różniłam się od tamtej dziewczyny zabitej przez nieśmiertelnego, która była przyzwyczajona do dawania swojej krwi wampirom. Była też pewna, iż nikt nie może jej zabić, gdyż spotka go za to kara. Tak też było, a ona umarła nieświadoma tego jak blisko śmierci się znajduje. W obliczu jej straty rany zadane Elaisowi wydawały się niewystarczające. Przede wszystkim podstawowa różnica między tamtym dawcą a mną polegała na tym, że ja swoją krew mogłam dać tylko jednemu wampirowi. Nikomu więcej.
W miarę jak krew opuszczała moje ciało, zapadałam się coraz głębiej. Pośród pomieszanych i niejasnych myśli znalazła się też ta mówiąca o piekle. Rzeczywiście bałam się, iż właśnie tam zmierzał. Tak przynajmniej się czułam. Jednakże zanim to się stało wampir niechętnie, z wyraźnym ociąganiem odsunął usta od mojej szyi. Rany na niej natychmiast się zagoiły, gdyż tuż przed tym jak nieśmiertelny odsunął usta od skóry, kłem przeciął swój język, a jego krew ponownie wyleczyła wszelkie urazy.
Nie byłam w stanie nawet podnieść ręki, by się co do tego upewnić. Wampir, widzą moje wysiłki, powiedział:
-Nie ma żadnego śladu. Niestety za długo zwlekałem i jesteś bardzo wyczerpana. Poza tym nie powiedziałaś mi o jednym.- Spojrzałam na niego zdziwiona.- Jesteś chora. Naprawdę mogłaś przypłacić to życiem. Nie marnuj i nie narażaj tego, co masz tylko jedno.
-Słyszałeś?- zapytałam cicho o to, co wyrwało mi się gdy przecinał kłami moją skórę. Teraz było mi ogromnie wstyd, gdyż wampir, a już na pewno Elais nie był odpowiednią osobą, której można wyznawać miłość. Poza tym sama nie byłam już pewna tego, co powiedziałam. Tak mi się wydawało, lecz w tej kwestii aż nazbyt często się myliłam. Teraz być może także. Jak bowiem kochać nieśmiertelnego?
Nie odpowiedział, chociaż nie wyglądało by zastanawiał się nad odpowiedzią. Znał ją i jak najbardziej nie chciał mi tego wyznać. Dzięki temu od razu domyśliłam się co uważa. Poczułam piekący ból w sercu, lecz to mogło spowodować nagłe rozrzedzenie krwi, chociaż wątpiłam w takie wyjaśnienie. Znałam prawdę, ale nie chciałam jej przyjąć.
-Przepraszam- powiedział nagle.- Omal nie spowodowałem twojej śmierci. Naprawdę tego nie chciałem. Obiecałem w końcu...
-Przyrzeknij...- przerwałam mu.- Przyrzeknij, że mnie zabijesz. Nie dzisiaj, ale wkrótce.
-Dlaczego o to prosisz?- zapytał zszokowany.
-Zabij mnie zanim zacznę się starzeć- odpowiedziałam cicho. Na nic więcej moje ciało nie chciało się zgodzić.
-Ależ ty masz przed sobą młodość. Nie starzeje się w wieku dwudziestu czy nawet dwudziestu pięciu lat- zaprotestował.
-Zabij mnie zanim odejdziesz...
Zrozumiał. Wiedział, co mam na myśli. Pragnęłam zginąć gdy zacznę się starzeć i niedołężność zmusi mnie do zdania się na czyjąś pomoc, a jeśli czegoś się obawiałam to właśnie tego. Bałam się być od kogoś zależna i on o tym wiedział. Jednakże nie tylko to mogło spowodować pragnienie śmierci. Cóż bowiem znaczyła młodość bez Elaisa?
Szybko zorientowałam się, że jestem od niego całkowicie uzależniona. Zaledwie kilka dni gdy nie mogłam słyszeć jego głosu wydawało mi się wiecznością. Nie wyobrażałam sobie swojej przyszłości bez niego, a oczywiste było, iż mnie opuści. Nieśmiertelny nie jest w stanie zostać dłużej przy jednym człowieku. Zanim zatem zaczęłabym się starzeć, on opuściłby mnie, a ja zostałabym już całkiem sama. Od dłuższego czasu bowiem towarzystwo zwykłych ludzi okazywało się niewystarczające.
-Dlaczego sądzisz, że miałbym to zrobić?- spytał w odpowiedzi na moje myśli.
-Ponieważ jestem jedynie człowiekiem, a ty istotą, która nigdy nie umrze. Poza tym jesteś piękny niczym anioł, a ja nadal z trudem wierzę w twoje istnienie. To niemożliwe by żył... czy nawet nie żył- szybko się poprawiłam- taki mężczyzna.
Mówiłam to czego nigdy nie wcześniej nie odważyłabym się powiedzieć jedynie przez mętlik w głowie, podobny do tego wywołanego przez alkohol. Wszystkie myśli zdawały się mieszać ze sobą a w końcu nie wiedziałam co powinnam zachować dla siebie, mimo iż było prawdą. Nie miałam także pewności czy wampir sam już nie poznał prawdy, a wolałam by usłyszał to z moich ust zamiast jako myśl błądząca wśród wspomnień jego wcześniejszych ofiar.
-Nie opuszczę cię- powiedział zdecydowanie najprawdopodobniej z powodu wdzięczności za otrzymaną krew lub też jej bezpośredni wpływ na niego.
-Obiecaj, że mnie zabijesz, gdy nadejdzie ten moment. Przysięgnij- nalegałam.
Czułam, że odpływam w nicość. Mówiłam z coraz większym trudem, a ciało niemal całkiem przestało mnie słuchać. Nic już nie widziałam, gdyż nie miałam nawet siły podnieść powiek. Jednakże słuch w dalszym ciągu okazał się niezawodny, chociaż nawet wargi przestały się poruszać i wydawać z siebie określone dźwięki układające się w słowa. Było ich tak dużo. Tak wiele chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam, dlatego pragnęłam słuchać jego cudownego głosu teraz z brzmiącego z czułością, której wcześniej nie posiadał. Najbardziej jednak pragnęłam usłyszeć jego przysięgę, będącą równocześnie zaprzeczeniem słowa danego samej sobie.
-Obiecuję- powiedział z głębokim westchnieniem.- Teraz jednak powinnaś wrócić już do domu, a raczej ja powinienem cię tam zabrać.
Poczułam ten charakterystyczny podmuch powietrza towarzyszący przenoszeniu się z jednego miejsca do drugiego i zorientowałam się, że jesteśmy w moim domu. Od razu wampir położył mnie na moim miękkim łóżku i właśnie zamierzał odejść, gdy zawołałam:
-„Nie idź!"
Miałam nadzieję, że to poskutkuje, co jednak było możliwe tylko dzięki jego zdolnościom. Najwyraźniej chciał usłyszeć mój głos, gdyż usłyszałam, iż się zatrzymuje.
-„Zostań ze mną jeszcze przez chwilę"- dodałam.
-„Masz rację. Powinienem przy tobie czuwać dopóki nie odzyskasz przynajmniej części sił."
-„Nie... Zostań ze mną z innego powodu. Nie odchodź, a przynajmniej nie rób tego dzisiaj."
Poczułam jak siada obok mnie. W tym samym momencie delikatnie uniósł moją głowę i położył ją na swoich kolanach, po czym delikatnie głaskał mój policzek koniuszkami palców, w których płynęła teraz moja krew. Dzięki temu nie były tak zimne jak zazwyczaj, lecz zdawały się niemal ludzkie. Sprawiły, że przez chwilę zapomniałam, iż wampir już od dawna nie żyje. Od wielu lat...
Milczał. Nie miałam nawet siły spojrzeć mu w oczy, by w nich wyczytać o czym myśli. Jednakże moje powieki jak i reszta ciała zdawała się należeć do kogoś innego. Czułam się jak posąg: bez możliwości jakiegokolwiek ruchu lub powiedzenia czegokolwiek. Na szczęście nieśmiertelny posiadał zdolność, która rozwiązała ten problem. Zanim jednak odzyskałam trzeźwość umysłu, straciłam przytomność. Nie wiedziałam nawet kiedy się to stało. Nagle ocknęłam się przerażona, lecz szybko zauważyłam, że Elais ciągle przy mnie jest, więc nie trwało to długo.
Spróbowałam coś powiedzieć, ale usta nie poruszały się, a z gardła nie wydobył się nawet jeden dźwięk. Dlatego musiałam ponownie liczyć na wampira i jego moce.
-„O czym myślisz?"- spytałam.
-Jesteś człowiekiem i krótko żyjesz. Nie jest ci dana wieczność- powiedział smutno w normalny sposób. Mój słuch był jedynym w pełni działającym zmysłem, a Elais chyba zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo lubię słuchać jego głosu. Nie tego rozbrzmiewającego w mojej głowie, lecz słów kształtowanych przez doskonałe usta nieśmiertelnego.
-„Na to jest pewna rada"- zauważyłam trzeźwo, pomimo okropnego mętliku w głowie, uniemożliwiającego mi szybkie odpowiedzi. Niekiedy musiałam chwilę pomyśleć zanim udało mi się zdobyć na jakąś odpowiedź. Wraz z upływem czasu i coraz większą ilością krwi błyskawicznie wytwarzaną przez komórki, myśli porządkowały się.- „Przepraszam, że cię tu trzymam. Teraz, gdy masz już siły, możesz posilić się kimś jeszcze."
-Nie zrobię tego, a przynajmniej nie dzisiaj.
-„Dlaczego?"- zdziwiłam się. Nie odpowiedział, więc zrobiłam to za niego.- „Chcesz jeszcze bardziej poznać moje myśli. Jak to jest gdy ma się w głowie uczucia innych? Przeszkadza ci to? Nie należę do osób o czystych myślach"- dodałam rozbawiona, przypominając sobie o czym niejednokrotnie myślałam, a co teraz dowiedział się Elais. Równocześnie byłam tym przerażona, lecz wydawało mi się to śmieszne.
Z trudem wyobrażałam sobie mój głos rozbrzmiewający w jego głowie i głoszący te wszystkie wyznania, które chciałam mu powiedzieć, a już na pewno nie potrafiłam odgadnąć jak zareaguje na moje argumenty przekonujące go do ofiarowania mi swojej krwi. To wszystko miałam wykorzystać później. Tamten moment był czystym przypadkiem i złośliwością losu. Nie mogłam nawet zobaczyć jego miny, gdy słyszał to wszystko.
-To nawet zabawne- odpowiedział po chwili, ale w jego głosie nie słyszałam rozbawienia.- Rozmawiam z tobą, równocześnie słysząc te wszystkie myśli, których mi nigdy nie zdradziłaś. Niektóre są zabawne.
-„Nigdy nie uważałam siebie za zabawną osobę. Wręcz przeciwnie: wydawało mi się, iż jestem czasem bardzo nudna. Poza tym przecież już dawno powinieneś to wiedzieć. Nie masz najmniejszych problemów z czytaniem w moich myślach."
-Twoje argumenty mnie śmieszą, a czytać w twoich myślach nie miałem zamiaru. Zdarzyło się to tylko raz i na pewno nie zagłębiałem się aż tak bardzo w twym umyśle. Oczywiście mogę uciszyć twe myśli, gdyż to jest niezbędna umiejętność dla każdego wampira. Gdybyśmy nie potrafili w ten sposób zapominać, najprawdopodobniej już dawno wielu z nas oszalałoby pod wpływem tych wszystkich cudzych wspomnień.
-„Nauczył cię tego twój stwórca?"
-Nie- odpowiedział smutno.- On mnie niczego nie nauczył. Dał mi swoją krew i odszedł zanim jeszcze zdążyłem się przebudzić jako nieśmiertelny. Nie wiedziałem nawet kim się stałem. Byłem całkowicie zdezorientowany. Na szczęście znalazł się ktoś inny...
-„On ci pomagał? Kto to jest i kto tak okrutnie cię potraktował?"
-Chodzi ci o tego, który podarował mi to życie? Czy aby na pewno jest to takie złe? Chyba sama tak nie uważasz. Jeśli tylko potrafi się zabijać i egzystować ze świadomością ilu się uśmierciło, a także czerpać zadość z posiadanych mocy to wieczna krew wydaje się błogosławieństwem, chociaż pierwotnie miała być przekleństwem. Tym też była dla Kaina.
-„Więc to prawda?! Kain był pierwszym wampirem?!"
-Tak. On naprawdę cierpiał z tego powodu. Widział jak ludzie umierają, a sam nie potrafił zginąć. Dopiero wiele tysięcy lat później zrozumiał, właściwie przez czysty przypadek, że może innych skazać na ten sam los i stworzyć sobie towarzysza. Później to samo spotkało wielu innych, niektórzy z nich nie zasługują nawet na uwagę jak ten wampir, który próbował cię zabić. Jednakże wszyscy ci, posiadający w sobie krew samego Kaina byli bardzo potężni.
-„Co się z nimi stało?"
-Nie wiadomo. Nikt nie zna żadnego starożytnego. Najprawdopodobniej przestali istnieć, lecz nie wiadomo w jaki sposób miałoby się to stać. Nikt nie zdołałby ich teraz zabić. Mam na myśli nie tylko łowców, lecz także inne wampiry.
-„A ty? Ile miałeś lat gdy cię przemieniono i kto to zrobił? Wiem, w którym roku narodziłeś się jako wampir, ale nie mówisz nic o swoim śmiertelnym życiu."
Jeśli jest coś o co nie powinno się pytać jakiegokolwiek wampira, to właśnie o jego śmiertelne życie. Jednakże przy Elaisie czułam się tak swobodnie, że zapomniałam o tym nakazie. Poza tym on nie należał do nieśmiertelnych cierpiących z powodu swojej egzystencji, co bardzo często się zdarzało. Tylko dlatego odważyłam się wspomnieć o jego przeszłość.
-Zostałem przemieniony mając dwadzieścia cztery lata.
-„Czyli urodziłeś się w 1406"- podsumowałam.
-Pamiętasz to?- zdziwił się.- Tak czy inaczej masz rację. Przemienił mnie Asher. On należał do wampirów, które pod wpływem wspomnień innych ludzi z czasem zaczynają czuć się coraz gorzej aż dotyka ich choroba psychiczna. U mego stwórcy trwało to kilkaset lat. Wtedy też na skraju swojego szaleństwa dał mi swoją krew ratując w ten sposób od niechybnej śmierci. Gdyby nie on, umarłbym i to wcale nie z jego przyczyny. Mój wróg zaatakował mnie z nożem i zadał śmiertelną ranę. Wtedy on mnie znalazł i dał swoją krew, uprzednio wypijając tą resztkę, która we mnie została. Ukrył mnie w lesie i odszedł, a ja cierpiałem, umierając.
-„To straszne."
-Może to tak wygląda i z pewnością było, ale gdy się obudziłem czuwał przy mnie Gerion. On stał się moim ojcem i zachowywał się jak stwórca. Poniekąd był nim, gdyż to on stworzył Ashera i ponosił wszelkie konsekwencje jego zachowań. Nie powstrzymał go jednak, gdy ratował moje życie i za to jestem mu wdzięczny.
-„Czy oni żyją?"
-Asher nie. Chciał ujawniać istnienie wampirów przed ludźmi i dlatego około tysiąc pięćsetnego roku został uśpiony przez Medeę. W 2002 obudziła go pewna dziewczyna, chyba było jej na imię Eris, a później sama go uśmierciła już na zawsze.
-„Zatem jest teraz łowcą? A może wampiry przemieniły ją? W końcu oddała im dużą przysługę."
-Nie żyje- uciął krótko.- Na ironię losu zabiła się zaraz po śmierci Ashera. Ona go kochała. To całkiem zabawne- powiedział siląc się na rozbawiony ton, co mu się jednak nie udało.- Sama nigdy nie zabiła nikogo i nienawidziła morderców, a pokochała jednego z nich. Co najgorsze on był jej celem. Później naturalnie mogła przyjąć krew wampira, ale odmówiła aż nazbyt dosadnie. Wbiła sobie w serce ten sam sztylet, którym zaledwie minutę wcześniej zabiła swego ukochanego na jego własną prośbę.
-„Byłeś przy tym?"- spytałam współczująco.
-Nie, ale to wszystko widział Gerion. Nie potrafię wyobrazić sobie co czuł. Widział wiele śmierci, ale wtedy umierał jego twór. Musisz wiedzieć, że obecnie Gerion jest drugim w kolejności najstarszym żyjącym wampirem. Narodził się w 500 roku.
-„Kto w takim razie jest jeszcze starszy i jak długo musi już żyć?"
-Settia. Ona jest jedyną starożytną, która nadal istnieje, choć obecnie pogrążyła się w letargu. Ona otrzymała wieczną krew tysiąc lat przed Gerionem.
Zakręciło mi się w głowie, gdy to usłyszałam. Wydawało mi się niemożliwe żyć tak wiele lat, widzieć tak dużo różnych kultur i być świadkiem tych wszystkich wydarzeń. To musiało być niezwykłe. Zaczęłam zastanawiać się jaka jest ta osoba, gdy Elais przerwał moje rozmyślania.
-To chyba najokrutniejsza wampirzyca jaka żyje. Nawet Renuka nie jest aż tak zła i żądna krwi. Poza tym ona ma uczucia w przeciwieństwie do Settii. Oprócz tego mają ze sobą wiele wspólnego.
Wiedziałam kim jest Renuka. Założycielka klanu Red, która zabiła całą swoją rodzinę od razu po przemianie. Tego samego oczekuje od innych. Jej ulubienicą jest Keria, chociaż przez jakiś czas był nim Villo. Doprawdy ciekawe stosunki panowały między tą trójką. Wampir mi o nich opowiadał, a ja chłonęłam te wiadomości jak zawsze gdy mówił o nieśmiertelnych. Bardzo szybko zorientowałam się też, że postacie, o których pisałam, istnieją naprawdę, lecz wcześniej byłam tego nieświadoma. Także ich historie jakimś sposobem znalazły się w mojej głowie, a później przeniosłam je na papier.
-Elais. To ty, prawda?- spytałam go w przyszłości.
-Tak. Znałem cię już wcześniej. Raz natknąłem się na ciebie, gdy razem z przyjaciółką przyszłaś na polanę. Odeszłaś zawiedziona, a ja nie mogłem nic zrobić, gdyż nie powinienem ujawniać się tamtej dziewczynie. Ty, w przeciwieństwie do niej, byłaś pewna swoich pragnień. Ona wahała się aż ostatecznie zrezygnowała. Jest w końcu człowiekiem. Gdybym wyszedł wtedy z ukrycia, musiałbym ją zabić, a ty nigdy byś mi tego nie wybaczyła.
-Dlaczego zatem mnie się ujawniłeś?
Miałam nadzieję, iż odpowie, że da mi swoją krew, więc mógł pokazać mi prawdę. Jego odpowiedź zaskoczyła mnie, lecz nie tak bardzo jak się tego spodziewał.
-Przecież powiedziałem, że cię zabiję- odparł nieco zirytowany jakby powtarzał to codziennie. Rzeczywiście często mówił, iż zginę, gdyż znając prawdę nie mam prawa żyć. Wiedziałam o tym i nie buntowałam się, co nie oznacza, że nie próbowałam zmienić jego zamiarów. Mógł mnie oczywiście zabić, ale potem dać swoją wieczną krew i skazać na niekończące się potępienie. Tego pragnęłam.
Wróciłam do rzeczywistości, na chwilę zapominając o Settii i Renuce.
-„Lubisz Geriona, prawda?"- ciągle porozumiewałam się z nim poprzez telepatię. Powoli jednak odzyskiwałam władzę nad swoim ciałem, lecz moje usta nadal z trudem formowały słowa.
-On się mną opiekował i pokazał mi czym jest byt wampira. Nie musiał tego robić. Mógł mnie zabić wraz z Asherem, ale tego nie zrobił, chociaż miał do tego prawo. W tym przypadku nikt nie mówiłby o zakazie zabicia swego tworu. Najdziwniejsze jednak, że zostawił jeden ze swoich tworów tak jak mnie Asher, podczas gdy mną się zaopiekował jak swoim własnym dzieckiem. Nie wiem dlaczego to zrobił.
-„Gdzie jest teraz Gerion?"
-Prawdopodobnie jeszcze w tamtym domu. Był jednym z tych, którzy wymierzali mi karę, a teraz to na niego spadł obowiązek znalezienia kolejnego dawcy.
-„W takim razie złóż moją kandydaturę"- powiedziałam pewnie.
-Czy jesteś pewna, że chcesz oddawać swoją krew każdemu wampirowi, który do ciebie przyjdzie? Niektórzy z nich są bardzo brutalni i zanim wreszcie się posilą zadadzą ci niewyobrażalny ból zarówno fizyczny jak i psychiczny. Nie muszą cię zabijać, byś sama zaczęła pragnąć śmierci. Im to sprawia przyjemność.
-„Odwołuję to, co wcześniej powiedziałam. Poza tym ty jesteś jedynym, któremu pozwoliłabym się napić swojej krwi."
-Czuję się zaszczycony.
Na darmo próbowałam wychwycić ton ironii w jego głosie. Najwyraźniej mówił szczerze, w co z trudem wierzyłam. Miałam jednak dość kłótni i byłam wyczerpana. Powinnam spać, ale obecność wampira jak najbardziej nie pomagała mi zasnąć. Gdy tylko myślałam, iż miałabym zmarnować chwile spędzone z nim na rozmowie na sen, od razu powracała trzeźwość umysłu, dlatego z niechęcią przyjęłam jego słowa.
-Powinnaś teraz odpocząć. Będę przy tobie czuwał do rana.
-Dobrze- zgodziłam się, gdyż wiedziałam, iż nie wygram. Nie tym razem.- Obiecaj jednak, że obudzisz mnie przed swoim odejściem.
-Śpij już- odparł, nie odpowiadając na moje pytanie.
Nie miałam zamiaru go posłuchać przed uzyskaniem odpowiedzi. Nagle jednak straciłam wszelki kontakt z otoczeniem, co z pewnością sprawiła moc wampira. W innym przypadku tak szybko bym nie zasnęła.
Gdy się obudziłam, byłam przykryta ciepłym kocem, a Elaisa już nie było. Nie wiedziałam kiedy wyszedł, ale z pewnością zrobił to niedawno. Zawsze dotrzymywał danego słowa, dlatego nie chciał dać mi obietnicy, że poczeka aż się obudzę.
Rozejrzałam się po pokoju. Na szafce leżała mała, biała karteczka, a na niej napisano zaledwie kilka zdań starannym pismem z pewnością nie należącym do nikogo w obecnych czasach. Wyglądał natomiast na bardzo stary, czemu się nie dziwiłam.
Prosiłaś, żebym obudził cię, kiedy będę wychodził, dlatego to robię- listownie. Chyba nie masz mi tego za złe. Tymczasem odpoczywaj, gdyż straciłaś dużo krwi. Zobaczymy się wieczorem.
Więc jednak masz poczucie humoru, pomyślałam, przypominając sobie pewien żart. Wtedy żona także obudziła męża taką karteczką, która oczywiście nie zadziałała. Muszę jednak przyznać, że wampir doskonale wybrnął z sytuacji.
Zastanawiałam się co będzie dalej. Elais zawsze dotrzymywał słowa. To mnie cieszyło, lecz martwiło zarazem, gdyż równocześnie oznaczało to, że nieśmiertelny naprawdę mnie zabije. Nie rozumiałam jednak na co czeka. Już dawno mógł to zrobić. Oboje doskonale wiedzieliśmy, iż nie mam z nim najmniejszych nawet szans, dlatego moja śmierć była już przesądzona. Pozostawało tylko czekać aż nadejdzie ten moment i wampir ostatecznie zadecyduje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro