Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

Czasami bywało, iż rodzina coraz bardziej zamartwiała się dziwnym stanem w jakim się znajduję. Rozpoczynali wtedy kolejne próby przywrócenia mnie do świata ludzi, lecz wszystkie okazały się bezcelowe. Już nic nie mogło przywołać dawnej mnie jeszcze sprzed powoli postępującej przemiany. Należy od razu dodać, że głupcy, którzy uważają jakoby odejście Elaisa miało coś zmienić, mylą się. Dla mnie ludzie nie byli niczym więcej niż dla wampirów. Byłam z nimi związana tak samo jak nieśmiertelni, do których przecież nie należałam. Mimo to cała moja dusza pragnęła wchłonąć, a raczej zostać wchłoniętą przez ciemność, bym mogła iść poprzez wieki wraz z moim ukochanym aniołem zagłady.

Jedną z takich prób, były zakupy z moją starszą o rok siostrą. Nie można powiedzieć, że wraz z przemierzaniem kolejny raz tej samej drogi i upływie bezlitosnego czasu, byłam znudzona. Wręcz przeciwnie: z każdą chwilą czułam się coraz lepiej, a humor mi się poprawiał. W końcu niemal poczułam jak proces otaczania mego serca przez mrok ustaje, lecz bardzo szybko powrócił, co stało się w momencie pojawienia się nieśmiertelnego. Zanim to jednak nastąpiło niemal siłą zaciągnęłam siostrę do jednego ze sklepów.

Długo patrzyłam na wystawę i zdający się błyszczeć za przejrzysta szybą przedmiot, nim podeszłam do sprzedającej kobiety i poprosiłam o dawno przeze mnie pożądaną rzecz. Przez chwilę obawiałam się, że ostrze jest jedynie na pokaz i na pewno nic nim nie przetnę, lecz gdy przesunęłam delikatnie palcem po gładkim metalu, na moim opuszku od razu pojawiła się kropla krwi. Poza tym gdy niepewną dłonią objęłam rękojeść sztyletu, dopasował się on do niej zupełnie jakby był dla mnie zrobiony. Dlatego też nie wahałam się ani chwili dłużej.

Dopiero gdy odeszłyśmy od sklepu, gdzie na wystawie nadal spoczywała pokaźnych rozmiarów kolekcja najróżniejszych broni, siostra się odezwała, zupełnie jakby bała się to zrobić wcześniej, widząc obłąkańczą wręcz satysfakcje w mych oczach. Być może tak właśnie było, gdyż zauważyłam, iż coraz więcej osób patrzy na mnie ze zdziwieniem równym przerażeniu. Ocknęłam się dopiero słysząc jej głos.

-Czy boisz się śmierci?- spytała.

Minęła chwila zanim otarło do mnie to pytanie, a jeszcze więcej czasu nim ułożyłam w myślach sensowną odpowiedź.

-Samego momentu śmierci, nie, ale boję się co będzie potem. Nasze życie przypomina jedną wielką fortunę. Dostaniesz to, co przypadnie ci, gdy pokręcisz kołem. Tak samo jest chyba po śmierci. Nie wiesz co się z tobą stanie i nie masz możliwości się tego dowiedzieć. Możesz trafić do piekła, a to podobno straszne miejsce- odpowiedziałam, uśmiechając się sceptycznie. Prawda była taka, iż nie wierzyłam ani w piekło ani w szatana. Oczywiście istniał i istnieje Lucyfer- były archanioł, ale on nie jest szatanem i nigdy nie mogłam w to uwierzyć. Dla mnie zawsze stanowił wyobrażenie cudownej istoty, niezwykle pięknej jak na archanioła przystało i na pewno niezależnej oraz odważnej. W końcu nie każdy miałby odwagę zbuntować się przeciwko Bogu.

Znacznie gorzej miała się moja wiar w Boga. Właściwie było to zbyt skomplikowane by jasno wyjaśnić mój stosunek do religii. Wiedziałam, że chrześcijaństwo jest i to dla niego wielu ludzi straciło niegdyś życie. Jednakże z trudem potrafiłam wyobrazić sobie tak egoistycznego Boga, który pragnąłby stale od swych wyznawców dowodów ich miłości do niego i poświęcenia. Czy oby na pewno można nazwać dobrym kogoś, kto w ramach próby skazuje człowieka na cierpienie lub, co gorsza, nakazuje mu zabicie własnego syna? Odpowiedź na to pozostawiam innym. Niech zastanowią się nad tym sami.

-A ty?- zapytałam po chwili milczenia.

-Boję się, iż okaże się, że Bóg istnieje. To nie oznacza dla mnie nic dobrego. Dla ciebie zresztą też. Chyba będziemy na siebie skazane przez wieczność.

-Nie. Moje przeznaczenie jest inne. Twoje także, ale jeszcze o tym nie wiesz. Na pewno ni trafisz do piekła, nie tylko dlatego, że ono nie istnieje, lecz także ponieważ ty tam nie pasujesz. W gruncie rzeczy jesteś dobrym człowiekiem, chociaż usilnie starasz się to ukryć.

-Nie praw mi tylu komplementów na raz, bo się zarumienię- powiedziała ze śmiechem.- Ale chyba masz rację. Naszym największym grzechem jest pragnienie życia. Obie chcemy z niego jak najwięcej brać, jak najlepiej wykorzystać ten krótki czas dany ludziom.

-Przypominasz mi pewną osobę. Ona także niedawno to komuś mówiła- odrzekłam, nie zdradzając, iż mam na myśli siebie. Przed oczami niczym film przewijała się rozmowa, podczas której padły z moich ust te słowa. Doskonale pamiętałam reakcję Elaisa... i jego odpowiedź.

Nagle usłyszałam znajomy głos. Byłam do tego stopnia pochłonięta swoimi myślami, że dopiero po chwili uświadomiłam sobie, iż nie pochodzi on z mojej głowy, lecz zza pleców siostry. Spojrzałam w tamtą stronę i zaniemówiłam. Musiałam wyglądać naprawdę dziwnie, gdyż ona także obróciła się i patrzyła na przybysza ze zdziwieniem, próbując odgadnąć dlaczego tak zareagowałam na jego przybycie. Ona jednak nie wiedziała kim jest przypominający anioła młody mężczyzna. Dla niej był jedynie przystojnym obcym, dla mnie natomiast...

-Co tutaj robisz, Elais?- spytałam go uprzejmie, starając się nadać mojemu głosowi jak najbardziej obojętny ton. Nie chciałam, by siostra zauważyła czy raczej usłyszała w nim zdenerwowanie. Jednakże dokonanie tego było niemal niemożliwe, tym bardziej gdy przypominała mi się scena sprzed zaledwie kilku dni. Sylwester. Nowy rok jeszcze nigdy nie zaczął się tak wspaniale i niezwykle. Pierwszy raz mogłam szczerze przyznać, iż naprawdę doskonale się bawiłam, chociaż to słowo niezbyt trafnie opisuje tamtą noc. Ona była po prostu magiczna i cudowna.

-Nie przedstawisz mnie?- upomniał się z uśmiechem, co wydało mi się śmieszne, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Opanowało mnie dziwne uczucie porównywalne do tego wywołanego przez alkohol.

-To jest Elais- posłusznie zwróciłam się do siostry.- Mój...- urwałam. Co miałam w końcu powiedzieć? Nie spotykałam się z nim, a przynajmniej nie w tym jednym konkretnym sensie. Musiałam jednak przyznać, iż niczego bardziej nie pragnęłam. O tym też później mu powiedziałam. Być może nie dosłownie, ale trzeba by być głupcem, żeby się tego nie domyślić, a wampir z pewnością do nich nie należał.

-Spotykam się z twoją siostrą- powiedział nagle ku zdziwieniu mojemu i jej. Musiałam wyglądać naprawdę dziwnie, gdyż siostra ponownie spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc. Moja mina z pewnością przeczyła jego słowom.

-Przepraszam cię, ale muszę z nim porozmawiać. Chyba sama zaczynam coraz mniej rozumieć z tego wszystkiego- dodałam szczerze, wątpiąc by moje słowa doczekały się odzewu z jej strony, dlatego też zdziwiłam się, gdy zaczęła odchodzić. Wcześniej uczyniła znak ręką na pożegnanie.- Ty to zrobiłeś?- zapytałam go po chwili.

-Dlaczego uważasz, że wszystko jest moją sprawką?- odparł cierpko.- Może powinnaś zacząć doceniać swoją rodzinę, a także ludzi, którzy cię otaczają.

Jego słowa podrażniły jeszcze nie zabliźnioną ranę i przypomniały mi niedawne wydarzenie. Szłam do szkoły w dobrym humorze z postanowieniem poprawy mego zachowania. Wierzyłam, że mi się uda dopóki tuż przed lekcją nie zaczęłam się kłócić z przyjaciółką, która w rzeczywistości nic złego nie zrobiła. Ja jednak nagle stałam się niczym rozjuszone zwierzę- drapieżnik, pragnący złapać od dawna ściganą ofiarę.

-Nic mnie to nie obchodzi!- krzyczałam co chwilę, ignorując słowa dziewczyny. W rzeczywistości nadal nie wiem, co wtedy do mnie mówiła, gdyż złość zdawała się nie tylko oślepiać mnie, lecz także całkowicie oszukiwać słuch. W końcu udało mi się usłyszeć:

-Nie rozumiem co się z tobą dzieje. Zachowujesz się coraz dziwniej. Naprawdę cię nie poznaję, zupełnie jakby ktoś zmieniał cię od środka.

Sama nie wiedziała jak blisko jest prawdy, a ja nie czułam się w obowiązku powiedzenia jej tego. Należała do jednych z najbardziej religijnych osób, które znałam, więc jej reakcja na istnienie wampirów była aż nazbyt oczywista. Jeśli oczywiście wcześniej nie stwierdziłaby mojej choroby psychicznej i uwierzyła mi, to nieśmiertelnych uznałaby za twory szatana, które w zamian za duszę dostały od niego moc. Dla niej z pewnością nie byłyby to istoty boże i w tym mogłabym się nią zgodzić, ale jeśli oni nie zostali stworzeni przez Boga, to człowiek również. Czym bowiem różnili się od ludzi, którymi niegdyś byli? Czyż nadal nie ma ludzkich morderców, pragnących upodobnić się do Wszechmogącego, mogą odbierać życie lub je dawać?

Nie odzywając się ani słowem pociągnęłam Elaisa za rękę i zaczęłam iść w znanym sobie kierunku, w stronę parku, gdzie często spotykałam się niegdyś z Faith. Idąc z nim za rękę, kątem oka zauważyłam zazdrosne spojrzenia innych kobiet rzucane mi niczym włócznie. Prawdopodobnie niegdyś by mnie to zabolało, a może też i nie, lecz teraz z pewnością nie zwracałam na to uwagi. Mimo to nie mogłam nie zauważyć ich min i nie dziwiłam się temu, choć bawiły mnie ich reakcje. Gdyby tylko wiedziały czyją rękę teraz trzymam... Oczywiście niezwykle przystojnego mężczyzny, lecz na wyglądzie kończyło się jego podobieństwo do anioła. Był brutalny- prawdopodobnie, nieobliczalny- na pewno, ale przede wszystkim był wampirem. Każdej nocy ruszał na łowy, by zabić kolejnego człowieka. Pewnego razu mogłam to być ja.

Gdy doszliśmy do parku, usiadłam na ławce, a on zrobił to samo, przyglądając mi się uważnie. Przez jakiś czas nie reagowałam, lecz w końcu zirytowało mnie jego uważne spojrzenie, śledzące nawet najmniejsze drgnięcie mego ciała, które zdarzały się coraz częściej. Najbardziej jednak martwił mnie wyraz jego oczu: smutny, świadczący o wielkim cierpieniu.

-Powiesz mi wreszcie o co chodzi i dlaczego patrzysz na mnie zupełnie jakbyś mnie nie widział. Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że się zakochałeś.

-Być może tak się stało- odparł smutno, a ja poczułam jak ogromny miecz przebija na wylot moje ciało i serce. Chyba musiałam dać temu wyraz, gdyż wampir spytał mnie zaniepokojony:

-Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej.

Jego głos sprawił, że się ocknęłam i zauważyłam spoczywającą na mojej piersi własną dłoń przyciśniętą do ciała, zupełnie jakbym chciała ochronić to co zostało z mego niemal w całości pochłoniętego przez ciemność serca. Dusza także zdawała się być czymś odległym. Znalazłam jeszcze jeden argument przeczący zarzutom chrześcijan jakoby wszystkie złe istoty miał zawrzeć pakt z szatanem. Ja sama czując się jak nieśmiertelny, niemal straciłam świadomość swojej duszy. Przez krótką chwilę, która jednak wydawała się być wiecznością, całkowicie zagubiłam się w świecie.

Co ja tutaj robię?, brzmiało pytanie w mojej głowie.

Potrząsnęłam nią i to o dziwo pomogło. Powróciłam do smutnego życia w szarym świecie, które zmieniło się po spotkaniu nieśmiertelnego. Mimo to ciągle dziwnie się czułam, a bolesna świadomość samotności stała się bardzo przytłaczająca i kłopotliwa.

-Dlaczego przyszedłeś?- spytałam, chcąc przerwać uciążliwą ciszę, zmuszającą mnie do rozmyślania. Wolałam coś robić niż zastanawiać się nad niepewną przyszłością. Wiedziałam, że długo tego nie wytrzymam. Niestety wampir nie miał chyba ochoty na rozmowę, czego w ogóle nie rozumiałam, gdyż nie odpowiadał, a w jakim innym celu mógł chcieć się ze mną spotkać?

Elais, nadal milcząc i patrząc na mnie tym swoim żałosnym, pełnym współczucia wzrokiem, który tak mnie irytował, podniósł rękę i dotknął nią rany, a raczej tego co z niej zostało. Nad lewą piersią bowiem nie było już nawet najmniejszego śladu po naszej wspólnej nocy.

-Czy to boli?- zapytał ze smutkiem.

-Masz na myśli ranę? Nie, ona...- nie dał mi dokończyć.

-Miałem na myśli to- powiedział trzymając dłoń na wysokości mego serca. Nie zważałam na to, iż wyglądamy bardzo dziwnie, a większość patrzy na nas ze zgorszeniem, nie licząc nielicznych mężczyzn rzucających sprośne uwagi. Dla nich mogło mieć to coś wspólnego z seksem- brutalnym fizycznym zbliżeniem, dla mnie jednak było to wspaniałe doznanie.

Dotyk delikatnych, kształtnych palców doprowadzał mnie niemal do ekstazy i nie chciałam by zabierał rękę. Wzięłam jego dłoń w swoje i mocniej przytuliłam co ciała, chcąc ogrzać wiecznie zimne ciało nieśmiertelnego. Jednakże jego duszy nie mogłam w żaden sposób pomóc. Nie byłam w stanie, z czego z niechęcią, lecz zdawałam sobie jasno sprawę.

-Czujesz? Moje serce bije. Do niedawna nie wiedziałam dlaczego. Wydawało mi się, iż wszystkim będzie beze mnie lepiej. Teraz tak nie myślę, bo wiem dla kogo zostałam stworzona. Jeśli istnieje coś takiego jak przeznaczenie, a czego wcześniej nie chciałam i nie uznawałam, to wiem, że z pewnością w dniu moich narodzin zostałam dla ciebie poświęcona. Nie ma nikogo innego i nigdy nie będzie. Nie każdy mógł zostać moim aniołem zagłady, ale ty nim jesteś. Dlatego nie bój się. To ja jestem jedyną osobą, która powinna się obawiać. Zostawisz mnie, chyba że...

-Nie dam ci swojej krwi- odpowiedział od razu, lecz nie z takim uporem jak zazwyczaj. Wydawało się, iż to, co wcześniej tak bardzo zabraniało mu przemienić kogokolwiek, powoli zostaje odrzucone. Jeśli tylko udałoby mi się odpowiednio wykorzystać czas i moment... Tak zrobiłabym kiedyś. Teraz nie o to mi chodziło. Dla mnie także znajomość z Elaisem okazała się zbawienna. Stałam się dojrzalsza i tylko dlatego nie próbowałam wykorzystać stanu, w jakim się znajdował. Postanowiłam zatem czekać aż będzie gotowy mnie zabić. Od niego zależało co zrobi potem.

-To już twoja decyzja. Moją odpowiedź znasz- odparłam spokojnie.

-Dlaczego ty nie chcesz tego zrozumieć? Przecież już tyle razy pokazywałem ci nasz świat. Ty jednak ciągle uparcie trwasz przy swoim. Nic dla ciebie nie znaczą ludzie, do których sama należysz. Dlaczego nie chcesz zrozumieć?

-A dlaczego ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że już zrozumiałam. Dlaczego dla ciebie ciągle jestem nic niewiedzącym człowiekiem. Wiem przez co musisz przechodzić by zdobyć pożywienie i jaką egzystencje wiedziesz. Wiem to wszystko. Przestań więc wysuwać te śmieszne argumenty, gdyż znam ciebie i przynajmniej kilku twoich pobratymców.

Kłamałam i miałam tego świadomość. Nie wiem czy poznanie Kerii i Renuki lub też zamienienie kilku słów z Gerionem i próbę zabicia mnie przez innego wampira można nazwać znajomością, ale tak czy inaczej poznałam ich imiona, a oni moje, chociaż w przypadku klanu Red nie było to chyba zbyt dobrym pomysłem.

-Nie rozumiesz, że ja nie mogę na powrót stać się człowiekiem?- ciągnęłam dalej.- Dla mnie skończyło się życie ludzi. Poza tym, o ile się nie mylę, to żaden człowiek nie może wiedzieć o istnieniu wampirów. Gdy się to stanie, czeka go albo śmierć albo wieczne życie. W tym przypadku jednak decyzja nie należy do istoty z rasy ludzkiej, lecz do nieśmiertelnego. Zadecyduj więc i nie każ mi więcej czekać na odpowiedź. To nie jest miłe, gdy twoje życie raz przechyla się w jedną, a raz w drugą stronę niczym wahadło.

-Czy ciebie nigdy nie boli serce? Naprawdę nic nie czujesz?- spytał, całkowicie ignorując to, co wcześniej powiedziałam.

Wiedziałam o czym mówi. Bynajmniej nie miał na myśli fizycznego bólu, lecz uczuć. Nie rozumiałam jednak do czego zmierza, dopóki nie spojrzałam w jego oczy. Od razu wszystko stało się jasne. Ta cała rozmowa, jego dziwny nastrój, tajemnicze słowa i przede wszystkim ogarniający także i mnie smutek.

-Nie- odpowiedziałam bez wahania.- Dziękuję ci.- Spojrzał na mnie zdziwiony, więc mówiłam dalej.- Dziękuję ci za tą bliskość, której jeszcze nigdy nie czułam. Oczywiście było przywiązanie do rodziny, lecz te uczucia całkiem się od siebie różnią. Właściwie powinnam cię za to nienawidzić, ale nie potrafię. Kocham cię i ponoszę tego wszelkie konsekwencje.

-Źle ulokowałaś swoje uczucia. Ja nie jestem osobą, którą można kochać. Nigdy nie odwzajemnię twojej miłości. Dla mnie nie istnieje takie słowo. Dlatego chyba najlepiej będzie jeśli odejdę.

-Nie!- wykrzyknęłam szybko, łapiąc go za ramię i ściskając mocno, chociaż Elais nie zdążył się nawet podnieść z ławki.- Nie możesz tego zrobić. Nie opuszczaj mnie- mówiłam szybko, by nie zdążył odejść.

Wampir uśmiechnął się ewidentnie rozbawiony moją reakcją. Nie wiedziałam co w tym śmiesznego, lecz jego kolejne słowa wiele wyjaśniły.

-Nie miałem na myśli odchodzenia na zawsze, ale teraz nie mam już czasu. Jest dzień, a to stanowczo nie jest moja pora doby. Zobaczymy się później- powiedział, uśmiechając się.

-Przyjdziesz wieczorem?- zapytałam z nadzieją w głosie.

Nagle posmutniał, dzięki czemu znałam jego odpowiedź zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

-Nie dziś i nie jutro. Przez jakiś czas się nie zobaczymy.

-Dlaczego?!- krzyknęłam, lecz usłyszało mnie zaledwie kilku ludzi w parku. Elaisa już nie było.

Niechętnie wróciłam do domu, świadoma tego jak bardzo nudne będą kolejne noce bez jego towarzystwa, którego zawsze pragnęłam. Najbardziej jednak interesowało mnie, a raczej martwiło, dlaczego wampir nie będzie mnie odwiedzał przez kilka lub kilkanaście nocy. Miałam nadzieję i niemal modliłam się to, by było to powodem jakiś ważnych spraw, które musiał załatwić. Innej myśli bym nie zniosła.

Z tym nastawieniem, próbując wmówić sobie ważne obowiązki Elaisa, wróciłam do domu, gdzie mój dziwny stan został od razu zauważony. Nie zadałam sobie jednak najmniejszego nawet trudu, wyjaśniając dlaczego tak jest. Cóż bowiem miałam powiedzieć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro