Rozdział II
Nie pamiętam bym kiedykolwiek tak źle spała. Oczy cały czas zamykały się niemiłosiernie, lecz gdy tylko kładłam się z zamiarem zaśnięcia, nagle czułam się wypoczęta. Wrażenie to mijało po wstaniu z łóżka i ponownym zajęciu się codziennymi prostymi czynnościami, mającymi odwrócić moją uwagę od spotkania wieczorem.. W rzeczywistości przez kilkanaście godzin od szóstej rano do dziesiątej wieczorem wegetowałam, starając się przynajmniej na chwilę przestać myśleć o wampirze. Okazało się to jednak bezcelowe.
Ten czas oczekiwania wydawał mi się wiecznością. Nie mogłam skupić na niczym uwagi, nie mówiąc nawet o chwilowym śnie. Bałam się, iż wampir może nie do końca dotrzymać słowa i przyjść w czasie gdy będę spała nieświadoma jego obecności, a bardzo tego nie chciałam. Nie ufałam mu w najmniejszym nawet stopniu, więc nie było mowy bym odważyła się przy nim zasnąć. Niestety to mi właśnie groziło, gdyż czułam się coraz bardziej wyczerpana. Ciało powoli odmawiało mi posłuszeństwa aż wreszcie o godzinie dziewiątej wieczór straciłam świadomość tego co się ze mną dzieje.
Gdy nagle obudziłam się, było już ciemno. Jedynie z pokoju przylegającego do mojego sączyło się niebieskawe światło wytwarzane przez telewizor. Przez chwilę nie potrafiłam odnaleźć się w otaczającej mnie rzeczywistości. Dopiero po jakimś czasie domyśliłam się kto jest w pokoju i robi tak prozaiczną, nie pasującą do niego rzecz. Stało się to jednak dopiero po tym jak przestraszyłam się słysząc przytłumione głosy. W końcu miałam być w domu zupełnie sama.
Ostrożnie i powoli wstałam z łóżka. Tym razem o dziwo mnie nie zawiodło i nie wydało z siebie najmniejszego skrzypnięcia lub innego dźwięku zdradzającego to co robię. Zdusiłam westchnięcie ulgi, gdy udało mi się postawić nogi na zimnej podłodze. Nie do końca pewna czy wampir aby na pewno mnie nie słyszy, poszłam do pokoju, lecz zatrzymałam się w progu.
Od razu zobaczyłam go- anielską postać siedzącą na sofie i wpatrującą się w ekran telewizora, chociaż mogłam założyć się o własne życie, iż wie, że stoję w progu. Zdawał się jednak mówić, a wręcz nakazywać mi bym podążyła za jego spojrzeniem i tak jak on utkwiła wzrok w rzucających niebieskie światło obrazach. Zrobiłam to, choć bałam się tego, co mogę ujrzeć. Skupiony na czymś wampir, ten wampir, nie zapowiadał dla mnie niczego dobrego. I nie pomyliłam się...
Chciałam się cofnąć, gdy tylko ujrzałam i przede wszystkim zrozumiałam o czym jest film, lecz za mną nagle pojawił się Elais, uniemożliwiając mi odwrót. Spróbowałam obrócić głowę w bok, ale moja broda znalazła się w miażdżącym uścisku palców nieśmiertelnego. Gdy zapragnęłam zamknąć oczy, ponieważ niestety nie mogłam zrobić tego z uszami, jakaś niewidzialna siła zdawała się przytrzymywać moje powieki i nakazywała mi patrzenie na kolejne potoki krwi, które jednak nie tak bardzo mnie przerażały. To było coś innego.
Nagle odżyły wszystkie wspomnienia tak długo zamykane w najgłębszych czeluściach pamięci. Poświeciłam wiele lat by o tym zapomnieć, podczas gdy Elais zwrócił mi to wszystko lub raczej skazał na to w ciągu kilku minut, a może nawet sekund. Nie wiedziałam ile czasu patrzyłam na ekran telewizora. Każda sekunda wydawała się wiecznością, a minuta tysiącem lat spędzonym w chrześcijańskim piekle.
Nagle powróciły wszystkie wspomnienia. Paraliżujący strach objął całe moje ciało, uniemożliwiając jakąkolwiek walkę. Poza tym i tak nie miałam szans na wygranie z potężnym wampirem. Żadnemu człowiekowi nie było to dane. Ja jednak toczyłam walkę w swoim wnętrzu, próbując ponownie zepchnąć do podświadomości wszystko co zdawałoby się już raz zwyciężyłam. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie pustych, szklanych oczy by powróciło przerażenie, obejmujące mnie przez cały rok i trwające nawet do teraz.
Chwilowo odzyskałam władzę nad zdrętwiałym ciałem. Trwało to jednak zbyt krótko, bym poważyła się na coś więcej niż jedno niepewne szarpniecie i westchnienie przerażenia. Tylko tyle zdążyłam zarobić zanim straciłam przytomność, zapadając w koszmarny sen, przypominający mi przeszłość, gdy jako dziecko spotkałam swojego potwora spod łóżka. Oczywiście nie mam tego na myśli dosłownie.
Młóciłam rękami w powietrze, a raczej chciałam to zrobić, gdyż coś uniemożliwiło mi obronę przed wyimaginowanym wrogiem i było równocześnie powodem, dla którego obudziłam się. Stało się to dokładnie gdy pulsujący ból przyszył moją dłoń, po tym jak napotkała na swojej drodze przeszkodę. Byłam jednak zbyt ospała przez co nie wszystko docierało do mojej świadomości. Chwilę zajęło mi rozbudzenie się w tym stopniu, by mój umysł zaczął na nowo pracować.
Zdziwiłam się, gdy otaczała mnie czarna niczym smoła, nieprzenikalna ciemność. Wrażenie to zdawało się tak realne, że dziwiłam się gdy ręce przez problemu poruszały się po tym małym skrawku przestrzeni jaki mi dano. Wszystko inne, cała rzeczywistość, do której należałam została odgrodzona ode mnie.
Zaczęłam powoli badać przestrzeń naokoło siebie, zdając sobie sprawę jak bardzo przypomina to opis pamiętnika Kiry. Ja także wyczułam pod palcami gładki materiał, co przerażało mnie jeszcze bardziej niż zaczynający się atak klaustrofobii. Starałam się go zwalczyć, ale nie potrafiłam już dłużej tym bardziej gdy przechyliłam głowę na bok i policzkiem wyczułam ten sam zdający się być skórą węża materiał. Brzydziłam się jego dotyku, lecz nie mogłam nawet unieść głowy wystarczająco wysoko. Byłam zmuszona godzić się na kontakt moich palców i całej odsłoniętej skóry i po części tworem mojej własnej wyobraźni. Większość jednak była prawdą.
Tuż nade mną znajdowało się wieko. Wiedziałam w czym jestem i to mnie przerażało. Przypomniał mi się koszmar, w którym pogrzebano mnie żywcem. Jako osoba obdarzona przez los klaustrofobią uważałam to z najgorszą rzecz na świecie. Także teraz nie miałam pewno czy zaraz nie usłyszę uderzenia ziemi o drewnianą trumnę. Być może już dawno leżałam pod ziemią, lecz to starałam się jak najszybciej obalić, wąchając zapach trocin i, na szczęście, niczego więcej. Gdybym poczuła choćby najmniejszy ślad świeżej ziemi, oszalałabym, co wcale nie zmieniało faktu, iż coraz gorzej czułam się zamknięta w małym pudełku na zwłoki.
Na tyle na ile pozwalało mi ograniczone miejsce, uderzyłam pięścią w wieko. Po dłoni rozlał się pulsujący ból, lecz pokrywa nawet nie drgnęła zupełnie jakby była z kamienia. To samo mówiła moja ręka, lecz ja nie zamierzałam jej słuchać. Dopóki kilka kropel krwi z ran na kostkach nie spadło mi na twarz nie przestawałam walić. Dopiero wtedy poddałam się postanowiłam czekać na dalszy bieg wydarzeń niezależnie od tego, co przyszykował dla mnie wampir. Miałam przy tym szczerą nadzieję, iż wybierze jakiś mniej bolesny sposób na zabicie mnie i nie będzie to dzisiaj, przez co nie zginę z braku powietrza w przerażającej trumnie.
Miałam trochę czasu na rozmyślania o tym jak bardzo nienawidzę Elaisa. Najpierw przypomniał mi to, o czym tak długo starałam się zapomnieć, a co równocześnie stanowiło mój największy strach. Wspomnienia filmu obejrzanego w dzieciństwie, posiadającego granicę wieku osiemnaście lat, do dziś wywoływało u mnie skurcze i mocniejsze bicie serca. Sam tytuł wystarczył bym na długi czas traciła mowę. Wampir jednak na tym nie poprzestał. Widocznie uznał, że za mało mnie torturował przed śmiercią, dlatego zagwarantował mi godziny, a może tylko minuty grozy. To wystarczyło bym zapragnęła go zabić tak szczerze, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Planowałam właśnie jak mogę dokonać to, co nie udawało się większości szkolonym przez wiele lat łowcom wampirów, gdy usłyszałam dziwnym dźwięk, zupełnie jakby ktoś odkręcał śruby przy wieku. Od razu przypomniało mi się jak to samo robiono z brązową trumną dziadka dzień po moich urodzinach. Rzeczywiście nie mogło się lepiej złożyć. A może taki był prezent dla potwora, którego rodzina chciała zrobić człowiekiem? Jeśli tak to muszę z przykrością stwierdzić, iż jej się to nie udało.
Zrozumiałam dlaczego moje uderzeni nic nie dawały. Jeśli i to drewniane pudełko miało takie zabezpieczenia to z moją siłą nie mogłam nic zdziałać. Zastanawiałam się jedynie po co takie zabezpieczenia zwłok. Czyżby miały uniemożliwić zmarłemu nagłe opuszczenie trumny i wędrowanie dalej wśród żywych? Jeśli tak to najwidoczniej w dalszym ciągu zachowaliśmy wiele ze słowiańskich wierzeń. Mogło mnie to cieszyć, lecz sytuacja nawet w najmniejszym stopniu nie zachęcała do radości.
Gdy tylko wieko uchyliło się minimalnie, wpuszczając do środka trumny odrobinę słabego światła, wyskoczyłam ze swojego więzienia, szukając przerażonym wzrokiem Elaisa i przygotowując się na ewentualny atak z jego strony. Wyglądało na to, iż to bardziej ja mam zamiar walczyć, gdyż wampir stał nadal przy trumnie i zdziwiony niczym małe dziecko, patrzył na mnie, zupełnie jakby nic przed chwilą nie zrobił, a zamknięcie mnie w drewnianym pudełku na zwłoki traktował jak niewinny dowcip. To mnie rozwścieczyło.
-Jak śmiałeś to zrobić?!- wydarłam się na niego. Nie obchodziło mnie gdzie się znajdujemy, chociaż wiedziałam, iż to na pewno nie jest mój dom. Byliśmy gdzie indziej, a wszędzie panowała straszna cisza. Cały ten dom zdawał się milczeć, skrywając jakąś tajemnicę. Być może się myliłam, a właściwie pragnęłam tego. Nie chciałam poznać kolejnego planu wampira dotyczącego mnie. Bałam się wiedzieć jakie ma plany względem mojej osoby.- Powiedz dlaczego to zrobiłeś?- spytałam już szeptem.
Nogi się pode mną ugięły i opadłam na podłogę. Cała wola walki znikła tak szybko jak się pojawiła. Teraz pozostała jedynie bezradność i strach, i pragnienie pocieszenia. Wiedziałam jednak, że nie uzyskam go z jego strony. To on był katem, a ja ofiarą. Musieliśmy do końca odegrać swoje role. Tylko kto je ustalił i jakim prawem, zadawałam sobie w duchu pytanie.
Zanim zdążyłam jakoś zareagować, Elais błyskawicznie przebył dzielącą nas odległość i przytulił mnie do swego zimnego ciała. Nie słyszałam bicia jego serca przez co cisza zdawała się być jeszcze bardziej martwa, namacalna. Wydawało mi się, że mogę dotknąć ją palcami i pochwycić, a następnie uwięzić niczym niewolnika. Nie zrobiłam tego. Wtuliłam twarz w jasne fale włosów nieśmiertelnego i pozwoliłam sobie choć na chwilę zapomnieć.
-Dlaczego to zrobiłeś?- powtórzyłam pytanie, szepcząc mu prosto do ucha.
Nie odpowiedział przez dłużą chwilę. Dopiero gdy przysunęłam usta bliżej jego szyi, przerwał męczące milczenie i wyznał coś, co wydawało mi się zbyt nieprawdopodobne by mogło być prawdziwe.
-Chciałem byś przestała się bać- powiedział swoim dźwięcznym głosem.- Strach jest zarezerwowany dla ludzi, a ty nie jesteś człowiekiem. Pragnąłem byś sobie o tym przypomniała. Miałem zamiar zabrać ci człowieczeństwo. Nie możesz być jedną z ludzi.
-Ale dlaczego... Dlaczego zrobiłeś to w taki sposób- pytałam muskając wargami jego szyję.
-Nie mogłem inaczej. Tylko w ten sposób straciłaś kolejną cząstkę człowieczeństwa. Niewiele masz już w sobie z człowieka. Gdy stawiłaś czoło strachu, tracąc coś charakterystycznego dla ludzi, zmniejszyłaś swoje ograniczenia. Strach był barierą, której sama nie potrafiłaś pokonać.
-I dlatego zamknąłeś mnie z trumnie bym poczuła się jak zwłoki? O to ci chodziło? Co pragnąłeś mi przez to pokazać?- pytałam zawzięcie odsuwając się od niego.
Zobaczyłam grymas wściekłości, gdy wysunęłam się z jego objęć i nie mogłam w to uwierzy. On traktował mnie jak zabawkę lub mała dziewczynka lalkę, z którą chce sypiać. Nie byłam dla niego niczym więcej. Zanim jednak wpuścił używaną przez kogoś zabawkę musiał mnie przebrać w nową sukienkę i umyć całą, żeby zmazać wszystko co ludzie zostawili na mym ciele. Zatrzeć wszelkie podobieństwo do człowieka by stać się godną jego łóżeczka dla lalek. Ja jednak nie zamierzałam być niewolnicą wampira, nawet jeśli wyglądał on jak anioł i był tym, o którym zawsze marzyłam.
-Odpowiedz na pytanie. Dlaczego zamknąłeś mnie w trumnie jakbym była zwłokami. Jak śmiałeś?!- wycedziłam przez zęby.
Byłam wściekła. Początkowo złość i zdziwienie zamieniło się w furię, którą chciałam na kimś wyładować. Najlepszy do tego celu wydawał mi się powód mojego stanu, czyli Elais, lecz on bardzo szybko pokazał mi, że nie jest osobą pozwalającą się tak traktować.
Zanim zdążyłam się zorientować powietrze tuż przed moją twarzą zostało przecięte ze świstem, a ja poczułam na szyi miażdżący uścisk placów nieśmiertelnego, uniemożliwiający mi oddychanie. Próbowałam nabrać choć odrobinę powietrza, by ulżyć spragnionym go płucom, ale okazało się to niemożliwe. Rosnący nacisk na moją krtań zmusił mnie do błagalnego spojrzenia na wampira, który zdawał się czerpać przyjemność z widoku mojej słabości.
-Nigdy więcej nie waż się tak do mnie mówić. Nie jesteśmy sobie równi. Jako wampir mogę cię we wszystkim pokonać. Nie ma takiej rzeczy, którą zdołałabyś zrobić lepiej ode mnie. Poza tym twój ludzki umysł nie stanowi dla mnie żadnej zagadki. Wiem o wszystkim, czego pragnę się dowiedzieć. Także teraz. Uważasz, że umrzesz...
Powiedział to w chwili gdy obraz przed oczami zaczął się zamazywać, a na jego miejscu powstawały czarne plamki. Miał rację. Byłam pewna, iż tym razem mnie zabije, nawet jeśli wcześniej tego nie planował. Widziałam jednak złość w jego oczach. Obraziłam go, a był istotą obdarzoną wielką dumą, lecz i poczuciem humoru, co niestety rzadko ujawniał. Na tym nie kończył się opis złożonej psychiki nieśmiertelnego, ale teraz nie czas i nie pora na to.
Gdy byłam bliska utraty przytomności i życia, puścił mnie nagle. Łapczywie wciągałam powietrze, zupełnie jakbym obawiała się, że sytuacja może się powtórzyć. Nie wiedziałam czy jest taka możliwość, gdyż wtedy nie znałam na tyle wampira. Im więcej czasu jednak z nim spędzałam, tym lepiej zaczynałam go rozumieć. To samo tyczyło się zresztą niego. Nigdy później bowiem nie stosował wobec mnie przemocy, tolerując moje wybryki lub też nieraz przyłączając się do utarczek słownych. Innymi słowy coraz lepiej się poznawaliśmy i miało to trwać dalej.
-Przepraszam- wycharczałam. Moja krtań zdawała się nadal nosić ślady jego rąk, a skóra była zaczerwieniona, co miało być jeszcze przez jakiś czas widoczne.- Już nigdy więcej cię nie obrażę- dodałam to, co chciał usłyszeć. Nietrudno było się domyślić, iż wampir pragnie przeprosin, a ja dla świętego spokoju zgodziłam się to zrobić. Wspomnienie jego dłoni na mojej szyi było zbyt świeże bym odważyła się na jakikolwiek sprzeciw.
-Tak już lepiej- pochwał mnie i pogłaskał po głowie niczym małe dziecko. Zdusiłam w sobie grymas niechęci i irytacji, który chciał wystąpić na twarz. Mimo to Elais znał moje uczucia dzięki czytaniu w myślach, dlatego sam nie powstrzymał się od ostrzegawczego spojrzenia.- Sama widzisz, że ze mną nie wygrasz. Wiem o tobie wszystko. Zanim zdążysz coś zrobić ja już będę znał twoje plany i powstrzymam cię jeśli mi się to nie spodoba.
-Nie wiesz wszystkiego- odburknęłam.- Nie znasz mnie aż tak dobrze. Nawet czytając w moich myślach nie zdołasz zapobiec większości dokonanych pod wpływem chwili decyzji. Tacy są ludzie. Ty, jako martwa istota nocy nigdy tego nie zrozumiesz.
-Obrażasz mnie?- spytał bezsensownie, jakby pragnął bym udzieliła mu odpowiedzi.
-A uważasz śmierć za obrazę? Jeśli tak to masz rację. Poza tym...- urwałam w ostatniej chwili zanim dodałam, że jest przewrażliwiony. Nie musiałam tego jednak mówić na głos.
-Chyba masz rację- odparł- ale to ty jesteś tego głównym powodem.
-Co teraz zamierzasz ze mną zrobić?- zapytałam, choć obawiałam się odpowiedzi. Musiałam jednak poznać prawdę. Tylko to zmusiło mnie do zapytania.
Elais nie odpowiedział i widać było, że nie ma takiego zamiaru, więc zmieniłam temat.
-Gdzie jesteśmy?
-W domu jednego z dawców- odezwał się po chwili.
-Dawców?
-Tak. To ludzie, którzy w zamian za nieznaczne przedłużenie życia i nie chorowanie, a także sam fakt bycia z wampirami, oddają im swoją krew. My staramy się pić tylko trochę najczęściej w przypływie nagłego głody, kiedy nie mamy czasu lub okazji go zaspokoić. Jeśli tylko do nich przyjdziemy, oni ofiarują nam swoją krew. Nie mogą przy tym odmówić żadnemu nieśmiertelnemu chyba, że ktoś już się nimi posilał. Wtedy dla własnego bezpieczeństwa nie ryzykują utraty życia, ale polecają kogoś innego.
-Polecają? To brzmi jak towar na półkach lub fryzjer.
-Być może- zgodził się ze mną.- Tak jednak jest. Wampiry nie mogą zabijać tych ludzi. Oczywiście jest wyjątek od tej reguły, mianowicie wtedy gdy dawca powie komukolwiek o naszym istnieniu. Naturalnie nikt mu nie uwierzy, ale za sam fakt złamania jednego z nielicznych praw, karą jest śmierć.
-Mówiłeś, że to dom takiego człowieka. Gdzie on w takim razie jest?
-Odpoczywa. Omal go nie zabiłem, podczas posilania się nim, a to twoja wina.
-Tak, oczywiście- odparłam bez przekonania.
-Posilałem się nim, gdy zaczęłaś walić w wieko trumny. Omal nie zmiażdżyłem mu szyi, a i tak za dużo wypiłem. Mam nadzieję, że obędzie się bez transfuzji krwi.
-Nie wiem po co mi to mówisz, ale jeśli chcesz... Powiedz mi jednak gdzie dokładnie jesteśmy- dodałam podchodząc do okna. Nie musiał nic mówić. Wystarczyło, że odsunęłam zasłonę i od razu rozpoznałam to miejsce, dzięki zaledwie małemu skrawkowi oświetlonej na pomarańczowo przestrzeni.- O Boże... Przecież to...- wyjąkałam.
-Ulica Cieni- dokończył za mnie Elais.- Tak ją nazwałaś, prawda?
-Tak- powiedziałam nieobecna myślami.- Czekaj!- wykrzyknęłam nagle.- Czy wszystkie domy przylegające do tej ulicy to...
-Tak- przerwał mi.- To domy odwiedzane przez wampiry. Mieszkają w nich dawcy. Lepiej jest tworzyć małe skupiska tych ludzi, gdyż nie musimy wtedy aż tak bardzo ukrywać naszej obecności. Dla wszystkich mieszkających tutaj jest to normalne, a obcy raczej rzadko mają odwagę tu przychodzić. Ty jesteś jedną, która robi to w nocy.
-Uznaję to za komplement- odparłam krzyżując z nim spojrzenia. Po chwili odwróciłam się i ponownie wyjrzałam za okno.- Zawsze zastanawiałam się jak ta droga wygląda z jednego z tych domów. Teraz już wiem...
-Chyba nie tylko tego dotyczyły twoje wyobrażenia.
-Byłabym wdzięczna gdybyś nie czytał w moich myślach.
-Wcale tego nie robiłem.
-W takim razie jesteś bardzo dobrym psychologiem- pochwaliłam go nie bez cienia ironii.- Co do odpowiedzi na twoje pytanie to tak. Masz całkowitą rację, ale nie chcę mówić ci o czym jeszcze myślałam patrząc na Ulicę cieni.
-To nie było pytanie- sprostował.- Jeśli natomiast mówisz o psychologu, to nie zapominaj, że nie jestem taki młody.
-Ile masz zatem lat, a raczej kiedy się urodziłeś?
Widziałam, że Elais waha się przez moment w obawie przed wyśmianiem lub czymś innym. W końcu jednak otworzył usta, co było zapowiedzią zdradzenia tajemnicy.
-Urodziłem się w 1430 roku.
-O Boże!- wyrwało mi się. Chwilę później powiedziałam coś, czego nie powinnam za żadne skarby mówić.- Przecież ty jesteś chodzącą skamieliną!
Patrzyłam jak początkowe zdziwienie na twarzy wampira zmienia się w prawdziwą wściekłość. Bałam się tego co mógł zrobić dlatego szybko dodałam uspokajająco:
-No ale w końcu 574 lata to nie tak dużo- uśmiechnął się, więc najwyraźniej nie wychwycił w moim głosie drwiny.- Jak na wampira to nawet mało. Poza tym jesteś szczęśliwcem, który żył w średniowieczu. Być może nawet ci tego zazdroszczę.
-Nie masz czego- odparł już uspokojony. Bawiło mnie nieco jak szybko potrafi zmienić wyraz swojej twarzy począwszy od złości, a na euforii skończywszy. Posiadał cechę zarezerwowaną głównie dla dzieci. On tymczasem pomimo swoich lat nadal potrafił zachowywać się jak człowiek, chociaż często to podobieństwo zacierało się i pozostawał jedynie podobny do anioła wampir. Zaiste niezwykłe połączenie.
-Wybacz mi zatem, ale chciałabym już wrócić do domu. Jak na jeden dzień mam dość wrażeń- powiedziałam cierpko, myśląc o trumnie.
-Odprowadzę cię- zaproponował od razu.
-Nie. Lepiej zajmij się tym człowiekiem. Chyba nie chcesz jego śmierci.
-Jego nie- odparł groźnie. W ciągu sekundy znalazł się przy mnie, obejmując mnie w talii.- Odprowadzę cię- powtórzył, szepcząc mi do ucha.
Chciałam ponownie zaprotestować, lecz poczułam jego wargi muskające moją szyję. Wydawało mi się, iż są to pocałunki, lecz gdy ostrze wampirze kły zadrasnęły moją skórę, odsunęłam się gwałtownie. Zanim to jednak zrobiłam, nieśmiertelny zlizał językiem kilka kropel krwi, po czym uśmiechnął się zadowolony.
-Nie masz prawa się mną posilać- rzekłam ze złością.
-Mogę robić co chcesz, a ty mi w tym na pewno nie zabronisz- powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Najwidoczniej chciał bym utonęła w ich głębi, co mu się jednak nie udało. Widziałam wyraz zawodu na jego twarzy. Nie starał się go nawet ukryć.
-Chyba zaczynam robić się odporna na twoje sztuczki- zauważyłam śmiało.- Jeśli dalej tak pójdzie, chyba będę mogła zabronić ci picia mojej krwi.
-Jeszcze zobaczymy- rzucił groźnie.
Zignorowałam ostrzeżenie w jego głosie, po czym podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Zanim jednak wyszłam, odwróciłam się na chwilę w jego stronę i dodałam:
-Proszę, nie przychodź do mnie jutro. Potrzebuję odpoczynku.
To nie był rozkaz, lecz prośba, którą miałam nadzieję, że spełni. Nie zniosłabym kolejnej porcji strachu lub czegokolwiek innego, co zaplanował dla mnie Elais. Musiałam mieć choć jedną spokojną noc, gdy będę spała. Wiedziałam jednak, iż nawet jeśli uda mi się zasnąć, a wampir się nie pokaże to i tak zagości w moich snach. Tak miało być już zawsze, o czym wtedy nie wiedziałam. Prawdopodobnie zaczęłoby mnie to martwić, lecz nie teraz, gdyż wcześniejsze koszmary zamieniły się w marzenia senne.
Wyszłam, nie czekając na jakikolwiek odzew z jego strony. Nie interesowało mnie co powie lub jak zareaguje. Chciałam jedynie by jutro dał mi spokój i nie odwiedzał mnie. Poza tym następnego dnia mieli przyjechać rodzice, przez co dom znów by się zapełnił, a jedyny towarzysz mej samotności, którego widziałam dopiero trzy razy, zostałby odsunięty na dalszy plan.
To wszystko mi się wydawało. Nawet ja sama nie wiedziałam jak słabo się znam i jak bardzo się mylę. I może właśnie tak było lepiej. Czasami nieświadomość jest lepsza od wiedzy, a bywają też chwilę, że okazuje się po prostu zbawienna zarówno dla umysłu jak i życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro