Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV

Jest ciemno. Nikogo nie widzę. Wszędzie panuje nieprzenikalny mrok, a ja unoszę się w czarnej jak smoła przestrzeni, zdawałoby się brudnej wodzie. Czy tak wygląda śmierć?, przemyka przez moją głowę myśl. Ależ nie! Nie jestem martwa, a sama ta ciecz jest życiem, chociaż początkowo wydaje się inaczej. To miejsce...Skądś je znam.

Nigdy nie dotarł tutaj żaden człowiek, nie dociera nawet światło. Każdy wątły promyk zostaje zabity, pochłonięty przez ciemność. Dźwięki giną nim zdążą się narodzić. Mimo to jestem w stanie oddychać. Moje płuca nie walczą o powietrze. Ze spokojem wchłaniają czarną ciecz i przyjmują ją jak coś normalnego. Wszak nie pierwszy raz jej dotykam. Kiedyś, bardzo dawno temu... Ale przecież ludzie nie żyją zbyt długo. Zatem kiedy? W przeszłości dotykałam jej, a czas przesypywał się między moimi placami niczym piasek. Tak jak teraz otulała mą postać niczym kokon z czarnego jedwabiu. Chroniła mnie.

Ciemność przygarnia zagubione dziecię. Opiekuje się wyrzuconymi i pozbawionymi człowieczeństwa. Ona stanowi dla nas schronienie. Zwracaj się do niej zawsze gdy będziesz potrzebować pomocy lub zapragniesz wytchnienia. Możesz to zrobić i nigdy nie zostaniesz odrzucona. A teraz przyjmij wieczność ode mnie. Podziel mój los i zanurz się w nieskończoności. Dla mej krwi nie istnieje śmierć. Ona jest przywilejem dla nielicznych.

Nauczyciel!, wykrzyknęło coś radośnie w mym wnętrzu. Czułam jednak, iż jest on daleko. Głos był taki niewyraźny, pozbawiony życia, lecz nauczyciel na pewno żył. Dla niego... dla nas nie istniała śmierć. Wszak wieczność przygarnęła nas i otoczyła opiekuńczymi ramionami. Ciemność- nasza matka nie zapomniała o swych potępionych po wsze czasy dzieciach, skazanych na nieustające cierpienie z powodu ciemnej krwi płynącej w ich niegdyś ludzkich żyłach.

Bardzo szybko początkową radość zastępuje bezgraniczne przerażenie. Nie boję się ciemności, lecz słabości. Zawsze obawiałam się niemocy, momentu, gdy stwierdzę, iż nikogo ze mną nie ma. W mroku byłam sama. Otaczające mnie życie okazało się niewystarczające. Powoli przestawałam go czuć, a pośród chaotycznych myśli pojawiła się jedna, bardzo uciążliwa: chciałam być równa bogom, a nie jestem nawet w stanie zmusić swych własnych oczy do patrzenia. Nie potrafię przejrzeć zasłony mroku. Jestem zwyczajnym człowiekiem.

Przeraża mnie niewiedza. Nie wiem co mnie otacza ani czym jest życie unoszące się w ciemnej cieczy. Obok mnie niczym dusze przepływają swobodne wspomnienia z mego życia. Nie jestem w stanie zatrzymać żadnego z nich. Wszystko jest ulotne i nieosiągalne niczym wiatr. Nikt nie zdoła zatrzymać duchów przeszłości. Ja także. Kim wszak jestem? Zwyczajnym człowiekiem, który zapragnął mocy i władzy. Karą za marzenia jest śmierć.

Nagle wśród ciemności pojawiają się czyjeś dłonie. Zdają się fosforyzować w ciemności, lecz nie widać ich właściciela. Ignoruję go i całą uwagę skupiam na wyłaniającej się ręce. Zbliżają się do mojego ciała powoli, jakby miały na to całą wieczność. Ich dotyk sprawia mi niewyobrażalny ból, ale się nie cofam. Być może po prostu nie mogę tego zrobić. Chcę krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle. Tutaj, w tym strasznym miejscu dźwięki są zabijane nim się narodzą.

Me myśli mętnieją zupełnie jakby były przez kogoś celowo mieszane. Przez to nie mogę słyszeć głosu Nauczyciela, jego rad i ostrzeżeń. To decyduje o moim życiu. Milczenie zabija mą ludzką duszę, a oczy przysłania mgłą. Nie zorientowałam się od razu. Dopiero po chwili zauważyłam, że widzę zaledwie kontury dłoni i nic więcej. Ponownie wzrok odmawia mi posłuszeństwa.

Powoli podnoszę głowę. Widzę twarz, a gdy tylko rozpoznaję Elaisa mój wzrok powraca do normy. Dostrzegam cienką stróżkę krwi spływającą z kącika jego szkarłatnych ust. W milczeniu opłakuję jego ofiarę, choć nigdy wcześniej tego nie robiłam. Każdego zabitego przez niego człowieka ignorowałam. Nie znałam wszak tych ludzi. Jednakże teraz moje serce krwawi. Czuję się związana z jego ofiarą, której wspomnienie ciągle wędruje wśród jego myśli.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż znam tą osobę. Wiem do kogo należy krew, ale nie potrafię sobie tego przypomnieć. Moje myśli otacza mgła, która jeszcze przed chwilą przesłaniała mój wzrok. Mimo to czuję żal. Głuchy szloch pragnie wyrwać się z mej piersi, lecz nie jest w stanie pokonać ciemności. Nikt nie zdoła tego zrobić. Jak bowiem zatrzymać czas, zignorować wieczność? Jednakże chcę walczyć. Całe ciało i ludzka dusza pragną wygrać tą walkę o me życie. Czy warto?

Elais obnaża swe śnieżnobiałe kły. Zdają się błyszczeć pośród ciemności pomiędzy szkarłatnymi wargami. Całą jego postać otacza poświata rozpraszająca ciemność. Nie zauważam jasności, wpatrując się w anielską twarz wampira. Uśmiecha się, a jego oczy zdają się błyszczeć czymś nieznanym. Widzę w nich coś groźnego i przyjemnego zarazem. Strach połączony z ekstazą sprawia, iż pragnę się do niego przytulić. Zanim jednak zdążyłam to zrobić, mrok powraca ze zdwojoną siłą. Duszę się, a Elais nadal się uśmiecha, obnażając swe kły. Teraz widzę tylko jego twarz. Nic więcej...

Zaczynam znowu spadać.

Obudziłam się gwałtownie, omal nie spadając z łóżka. Przed upadkiem powstrzymały mnie silne ramiona Elaisa. Błyskawicznie się od niego odsunęłam. Na jego twarzy pojawił się grymas niechęci, ale nic nie powiedział. Nie mogłam jednak nie zauważyć niemego pytania w jego oczach.

-Śnił ci się koszmar. Rzucałaś się na łóżku, a później zaczęłaś płakać- odezwał się po chwili milczenia.

Niepewnym ruchem dłoni dotknęłam swoich oczu. Mówił prawdę. Na policzkach miałam mokre ślady po łzach. Zatem to, czego nie mogłam zrobić w śnie, stało się w rzeczywistości. Niestety nie potrafiłam sobie przypomnieć co takiego chciałam krzyczeć. Miałam nadzieję, że nie wymówiłam jego imienia. Jego kolejne słowa pozbawiły mnie tej nadziei.

-Ja byłem w twoim koszmarze?- zapytał ze smutkiem, ale i ze zrozumieniem. Znał odpowiedź na swoje pytanie, lecz mimo to chciał się upewnić. Pragnął usłyszeć to z moich ust.

Nadal nic nie mówiłam. Siedziałam w milczeniu i próbowałam uspokoić oddech oraz oszalałe serce. Biło tak szybko i głośno, że przez chwilę obawiałam się, iż pobudzi pragnienie wampira. Nic takiego się jednak nie stało. Jego oczy nadal zdradzały wielką niepewność, a ja nie mogłam go nawet uspokoić, bo i w jaki sposób? Mówiąc prawdę? Ale czy kłamstwo nie było w tej sytuacji lepsze?

Wzięłam głęboki oddech, co nie uszło jego uwadze.

-Wampiry chcą mnie zabić, prawda?- zapytałam, lecz nie czekałam na odpowiedź. Znałam ją. Nawet Gerion, który wydawał się być po mojej stronie nie miał innego wyjścia jak danie Elaisowi ultimatum. Żaden człowiek nie może wiedzieć o istnieniu wampirów. Ja także...- Miałeś mnie zabić. Dlaczego tego nie zrobiłeś? Twój czas już się skończył. Nie mam racji?

Spodziewałam się wielu odpowiedzi, nawet kłamstwa, lecz nie tego co powiedział.

-Skąd o tym wiesz? Nigdy nie mówiłem ci ile mam czasu.

-Dlaczego mnie nie zabiłeś?- powtórzyłam pytanie, ignorując jego wcześniejsze słowa.- Miałeś wiele okazji, więc z jakiego powodu darowałeś mi życie. Nie musiałeś mnie leczyć, a jednak to zrobiłeś. Gdyby nie twoja pomoc, umarłabym, a Kerię spotkałaby za to kara. Ty tymczasem za każdym razem bezlitośnie przedłużałeś moje życie i skazywałeś mnie na cierpienie i tęsknotę.

Tym razem to on milczał. Wiedziałam, że zastanawia się nad odpowiedzią, lecz najwyraźniej sam jej nie znał. Zatem posłużył się instynktem, a nie rozumem, przemknęło mi przez myśl.

-Oni przyjdą by cię zabić. Gerion powiedział, że jeśli ja tego nie zrobię, zajmie się tym Starszyzna- powiedział. Jego głos był niczym lód obejmujący w swe ramiona me ciało. Niemal czułam jak tysiące igieł wbija się w moją skórę i zadaje mi ból.

-Co zamierzasz z tym zrobić? Zabijesz mnie przed nimi i dotrzymasz w ten sposób swojej obietnicy czy...- zamilkłam, gdy napotkałam jego wzrok. Jeszcze nigdy nie widziałam równie pustych, pozbawionych jakichkolwiek uczuć oczu. Elais wyglądał teraz niczym martwa rzeźba. Nie poruszał się, przez co z brutalną szczerością otarło to mnie, iż w rzeczywistości jest martwy. Zginął wiele setek lat temu. To niemożliwe bym go kochała, a jeszcze bardziej by on co do mnie czuł. Jego serce wyzbyło się kłopotliwych uczuć wraz z przyjęciem ciemnej krwi.- Jesteś martwy- powiedziałam niezbyt mądrze.

-Wcześniej tak bardzo chciałem ci to uświadomić- odezwał się, ku mojemu zdziwieniu podejmując ten wątek.- Teraz jednak pragnę tu ukryć. Chciałbym być żywy i móc wstąpić do twego świata ludzi, z którego tak brutalnie mnie wyrwano. Dlatego nie chciałem twojej śmierci. Ty masz wybór. Ja go nigdy nie miałem. Podejmij zatem właściwą decyzję. Nie chcę cię zabijać...

-Zatem nie zamierzasz dotrzymać swojej obietnicy? To masz na myśli, prosząc bym się wycofała?- zapytałam groźnie.

Byłam wściekła i nie robiłam nic by to ukryć. Zresztą nawet gdybym się starała, nie udałoby mi się to. Całe ciało, a szczególnie ręce drżały z powodu powstrzymywania się od uderzenia go. O ile sobie przypominałam jeszcze nikt nie doprowadził mnie nigdy do aż takiej furii żebym pragnęła przejść do rękoczynów. O ile jednak człowiek miałby być celem, nie było jeszcze najgorzej. Natomiast teraz moim przeciwnikiem był wampir, nieśmiertelny obdarzony niewyobrażalną wręcz mocą.

-Dla twojego dobra lepiej żebym nie dotrzymał danego ci słowa. Masz jeszcze szansę. Jeśli obiecasz, że nigdy nikomu nie wspomnisz o spotkaniu nieśmiertelnych, co i dla ciebie byłoby lepsze, oraz jak najszybciej o nas zapomnisz, będziesz mogła odejść. Masz we mnie i w Gerionie sojuszników. To daje ci nietykalność. Dzięki temu będziesz mogła przeżyć i powrócić do świata ludzi, do którego przecież należysz.

Nie wiem czy pomyślał, iż rozważam tą decyzję czy wiedział co tak naprawdę chodzi mi po głowie, ale nawet jeśli tak było, to nie dał tego po sobie w żaden sposób poznać. Poza tym gdyby znał moje myśli, plany wymyślane pod wpływem chwili powstrzymałby mnie. On tymczasem nic nie robił. Ze spokojem przyglądał się jak podchodzę do leżących na krześle swoich ubrań i przeszukuję je, a właściwie wyciągam coś, co prosiłam by przyniósł. Początkowo niechętnie zareagował na moją prośbę, lecz gdy powiedziałam, iż to stanowi część mnie, przestał protestować.

Ponownie, tak samo jak w dniu zakupu, piękny sztylet dopasował się do mojej dłoni, jakby został dla mnie stworzony. Może tak właśnie było. Od poznania Elaisa zaczęłam wierzyć w różne rzeczy, choć przeznaczenie nadal było czymś, z czym za wszelką cenę walczyłam. Stawką bowiem było moje życie. Gdy patrzyłam na swój zniekształcony obraz w błyszczącym się ostrzu, zrozumiałam wiele rzeczy, o których teraz nie będę pisać, gdyż to moje późniejsze „życie" najlepiej świadczyło o tej wiedzy i żadne słowa nie są w stanie jej zdradzić.

-Ułatwię ci to- powiedziałam, stając w miejscu.- Nie musisz już dłużej zastanawiać się co zrobić z tak kłopotliwym człowiekiem jak ja. Teraz wybór będzie prostszy.

Chwyciłam mocniej rękojeść sztyletu i jednym ruchem przyciągnęłam go do mojego ciała. Czułam jak ostrze wbija się w mięśnie, przecinając skórę i omijając żebra. Tak jak wcześniej Keria, tym razem ja okazałam niezawodną celność lub też był to po prostu przypadek. O dziwo sztylet nie wbił się w serce, jak się spodziewałam, lecz ominął je raniąc płuco. Gdy zacznie się zapadać, umrę tak więc śmierć była bardzo blisko, trzymała swą kosę tuż przy mojej szyi, nie powstrzymywana przez nikogo od zadania ostatecznego ciosu.

Czy zdawałam sobie sprawę z tego co robię? Tak. Jeszcze nigdy nie byłam niczego tak bardzo świadoma. Wdzierające się do mego wnętrza ostrze czułam każdą najmniejszą komórką ciała. Dlatego wiedziałam, iż me serce jest tymczasowo bezpieczne. Gdyby tak nie było, umarłabym od razu, a przecież nie na tym polegał mój plan. Nawet jeśli wampir miałby podjąć niekorzystną dla mnie decyzję, pozostawał mi wyraz jego twarzy. Mogłabym jeszcze raz próbować się zabić by ponownie zobaczyć bezgraniczne przerażenie w jego najczęściej spokojnych oczach.

Stałam, choć sprawiało mi to coraz większą trudność i wymagało wprost nieziemskiego wysiłku. Wiedziałam jednak, iż dopóki będę miała na to siły, nie usiądę, a już na pewno nie zamknę oczu. Pragnęłam upajać się widokiem anielskiego wampira. Patrzeć jak początkowy szok na jego twarzy zmienia się w przerażenie, a później wahanie. Drżał na całym ciele i wielokrotnie musiał się powstrzymywać od podejścia do mnie. Nadal ze sobą walczył. Było to widoczne na pierwszy rzut oka. Cała jego postawa wyrażała wahanie i pragnienie zrobienia czegoś. Ale czego?

Błękitne oczy zadawały nieme pytanie, na które nie mogłam udzielić odpowiedzi. Wiele razy w ciągu zaledwie minuty chciałam krzyknąć by przestał wreszcie walczyć i dał mi swoją krew, lecz za każdym razem się powstrzymywałam. Ta decyzja nie należała już do mnie. Teraz to on musiał porzucić swe człowieczeństwo, o które mnie oskarżał. W istocie bowiem był bardziej człowiekiem niż się komukolwiek wydawało. A może to ja podarowałam mu ludzkie uczucia? Chyba nie chcę się tego nigdy dowiedzieć.

Nagle ciemne plamki przed moimi oczami zamieniły się w nieprzeniknioną ciemność, a ja osunęłam się na ziemię. Już myślałam, że uderzę w twardą podłogę, gdy poczułam silne, lecz równocześnie delikatne ramię, które podtrzymało mnie w pasie i uratowało od upadku. Jak przez mgłę zobaczyłam nad sobą Elaisa, który patrzył na wypływającą z mego ciała krew z pożądaniem. Był spragniony. Coś jednak powstrzymywało go od posilenia się mną. Nie wiedziałam co.

-Zrób to- powiedziałam cicho. Głos odmawiał mi współpracy i niepokojąco drżał.- Mam nadzieję, że będzie ci smakowało- dodałam uśmiechając się słabo.

Elais zapomniał o tym co go ograniczało. Już bez wahania błyskawicznym ruchem wyciągnął sztylet z mojej piersi. Krzyknęłam z bólu, lecz zaraz poczułam jak odchyla moją bluzkę i zbliża usta do strumienia krwi. Jego wargi działały kojąco na pulsujący ból i zacierały wspomnienie po pamiątce Kerii oraz jej magicznego prezentu od Renuki.

Wampir starał się pić jak najwolniej i najdelikatniej, lecz po chwili przestał zwracać na to uwagę. Posilał się zachłannie jakby chciał jak najszybciej to skończyć, pozbawić mnie życia. Wtedy byłam przekonana, iż zamierza zadać mi śmierć. Coraz mniej jednak do mnie docierało. Mój umysł ponownie oplotła niczym w pajęczynę mgła. Bałam się całkowicie stracić orientację, lecz choć ze wszystkich sił walczyłam z odprężającym uczuciem, nie byłam w stanie wygrać z mocą nieśmiertelnego i tchnieniem śmierci.

Nagle Elais odsunął usta od mojego ciała, choć, sądząc po powolności z jaką to zrobił, przyszło mu to z wielkim trudem. Przytulił mnie mocniej, sprawiając mi przy tym ból, którego nie mogłam w żaden sposób wyrazić. Od poznania wampira wiele razy znajdowałam się o krok od śmierci, lecz jeszcze nigdy tak niewiele do niej brakowało. Umierałam i zdawałam sobie z tego sprawę pomimo mętliku w głowie. Jednakże gdy wreszcie udało mi się ułożyć tą myśl, poczułam oś całkiem innego, co odwróciło moją uwagę od życia.

Nie zauważyłam kiedy wampir podniósł z podłogi sztylet i przeciął nim skórę na nadgarstku, lecz to nie było istotne. Musnęłam językiem krwawiącą ranę po to, by po chwili przylgnąć ustami do jego nadgarstka, a całym ciałem do doskonałej postaci nieśmiertelnego. W przeciwieństwie do niego nawet nie próbowałam pić powoli i ostrożnie. Chłonęłam ciemną krew, pragnąc by ta chwila nie miała nigdy końca. Wiedziałam jednak, iż wkrótce Elais odsunie się, by uratować swoją egzystencję przed moimi zachłannymi ustami. Obawiałam się tego momentu.

Całą uwagę poświęciłam tej prostej czynności jaką jest picie, dlatego niemal z płaczem zareagowałam na nagłe odsunięcie się wampira. Gdy jednak zobaczyłam z jak wielkim trudem oddycha oraz jak blisko śmierci sam się znajduje, poczułam wdzięczność i czułość. Dlaczego tak bardzo ryzykował, oddając mi prawie całą swoją krew? Otóż o potędze nieśmiertelnego decydują dwie rzeczy, a obie są nieodzownie związane z przemianą. Pierwszą z nich jest ilość otrzymanej krwi, a drugą wampir, który ją daje. W obliczu tego miałam być naprawdę potężna. Nie mogłam się jednak wtedy tym cieszyć, gdyż zaczęła się moja przemiana, a wraz z nią cierpienie umierającego ciała.

Nie opiszę mojego bólu towarzyszącego zmianom jakich dokonywała krew Elaisa. Żadne słowa nie są w stanie oddać uczuć towarzyszących przemianie, podczas której nie tylko traci się człowieczeństwo, lecz także wszystko co posiadało się jako człowiek. Ze mną było naturalnie inaczej, gdyż każdy w inny sposób przeżywa swoje narodziny dal ciemności. Dla niektórych jest to ból i dławiące uczucie tracenia czegoś istotnego. Dla innych nienawiść do stwórcy. Ja natomiast cieszyłam się, a moje serce przepełniała miłość do swego „kata". Wszak tak niegdyś nazywano ludzi, którzy zabijali innych. Teraz są po prostu mordercami. Ja także się nim stałam.

Tamtej nocy wiele się zmieniło. Wreszcie mogłam opowiedzieć na zadane mi niegdyś pytanie. Kim zatem jestem? Na imię mi Aruna i jestem dzieckiem ciemności, samotnikiem w wędrówce przez wieczność, wampirzycą, oblubienicą śmierci, która otrzymała dar nieśmiertelności. Ale czy na pewno? W końcu jest ktoś z kim dzielę ten rodzaj egzystencji. Nie jestem i nigdy nie będę sama. Mam rodzinę zarówno w świetle dnia, jak i w mroku nocy. Jak zatem mogłabym czuć się samotna?

Czy mi wierzycie? To naturalnie wasza sprawa w jakim stopniu jesteście w stanie przyjąć to, co jest ukryte przed ludzkim spojrzeniem i zaprzestać używania wyłącznie rozumu do poznania tego świata. Większości zjawisk nie da się wyjaśnić za pomocą nauki, zatem pozwólcie swym sercom przejąć kontrolę i bądźcie przez nie prowadzeniu ku drodze poznania. Choć na chwilę zapomnijcie o tym czego tak usilnie was uczono na temat tego świata i otwórzcie oczy na istoty ukryte w mroku. Zauważcie tych, którzy egzystują z dala od ludzkich spojrzeń i nocą poznają świat. Oni wszak są najlepszymi nauczycielami.

Pisałam, że jestem nieśmiertelną, lecz z pewnością różnię się od waszego wyobrażenia wampirów lub też postaci wyśmiewanych w wielu filmach, lecz jak już wcześniej pisałam, spotkała ich za to odpowiednia kara. Nie sypiam w trumnie, lecz w normalnym łóżku, a najczęściej ogromnym barokowym łożu Elaisa. Trumna jest być może dla zmarłych, ale ja czuję i całe me pozornie żywe ciało protestuje przeciw leżeniu w drewnianym pudełku. Gdybym musiała chronić się przed słońcem, z pewnością zmusiłabym się do zmiany przyzwyczajeń, lecz dzień nie jest dla mnie zabójczy. Naturalnie wolę noc, a zbyt długie przebywanie na słońcu kończy się czymś podobnym do ludzkiej gorączki, lecz z pewnością nie śmiercią, chociaż słyszałam o kilku przypadkach takiego końca przez słabe wampiry.

Najśmieszniejszy wydaje mi się mit związany z kościołami i wszelkimi krucyfiksami. Nie boję się ich. Dla mnie to zwyczajne krzyże, a jeden z nich bardzo często noszę na szyi i jak dotąd nie zauważyłam by moja skóra się przypalała. Mam także wstęp do kościołów. Lubię patrzeć na ich wystrój, choć nigdy nie zostaję na mszy. Nie robiłam tego za ludzkiego życia, więc dlaczego miałabym zacząć po śmierci?

Pomimo tego wszystkiego jestem wampirzycą. Narodziłam się ponownie dla ciemności i od tamtej nocy należę do niej. Już nigdy nie będę taka jak dawniej. Już sam fakt pełnego połączenia z Elaisem zarówno ciałem jak i umysłem świadczy o tym. Nawet stosunek seksualny nie mógł tak bardzo nas do siebie zbliżyć. My bowiem dzielimy nie tylko myśli i pragnienia, lecz także ciemną krew, która każdego dnia wygrywa z bezlitosnym czasem. Jednakże czy to uczucie pozwala mi wierzyć, iż wytrzymam wieczność z jednym towarzyszem? Nie wiem. Na razie moje plany sięgają zaledwie kilku lat w przyszłości. Na nic więcej się nie ośmielam. Poza tym chyba nie byłabym w stanie opuścić mego ukochanego anioła zagłady, nawet jeśli błędnie pojmuję znaczenie słowa „miłość". Jesteśmy przecież połączeni na zawsze, obojętnie czy żywi czy martwi.

Jako człowiek funkcjonuję w świecie ludzi. Jestem w stanie to robi tylko dzięki Elaisowi, który każdej nocy pokazuje mi świat, do którego od dawna należę. Wiem, że kiedyś nadejdzie moment gdy będę musiała wyrzec się ostatniej cząstki łączącej mnie z ludźmi. Stanę się potworem mającym w sobie zaledwie uśpiony pierwiastek człowieczeństwa. To wszystko wydarzy się jednak w przyszłości. Mrok czeka by w pełni ogarnąć moje serce. Nie zawiodę go. Wejdę w głąb ciemności, ale tylko trzymając dłoń Elaisa. Razem pogrążymy się w miłości do nocy i oddamy słodkiej ekstazie śmierci. Wszak oboje płyniemy poprzez wieczność unoszeni przez szkarłatną rzekę krwi naszych ofiar.

Nie walczę z przyszłością, gdyż to przeznaczenie ma sprawić, iż ponownie go spotkam. Nie wiem kim jest Nauczyciel, lecz zarówno ja jak i on dotrzymamy przysięgi i ponownie się spotkamy. Dla niego i dla mojego kochanego anioła zagłady wejdę w nieprzeniknioną ciemność, gdzie porzucę swą duszę. Tylko po to by móc z nimi na zawsze być. Wszak to do nas należy wieczność. My nią jesteśmy...


cdn

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro