Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Od tamtego spotkania na polanie nie rozmawialiśmy więcej o Nauczycielu. Skłamałabym mówiąc, iż był to czysty przypadek, gdyż starałam się jak mogłam unikać tego tematu. To samo tyczyło się zresztą Elaisa. Nie oznaczało to jednak, że nie myśleliśmy o tym. Słowa tajemniczego mężczyzny raz po raz rozbrzmiewały w mojej głowie, a wampir kilka razy w ostatniej chwili powstrzymał się przed zapytaniem o niego. Widziałam to. Za każdy razem gdy patrzył mi w oczy, widziałam w nich pytanie, lecz nigdy nie odważyłam się odpowiedzieć. Sama chciałam zapomnieć, przestać pamiętać o tym, co czułam.

Zgadzałam się z nim, lecz nie to było najgorsze. Wydawało mi się, iż Nauczyciel obudził we mnie ten instynkt. Nie wiedziałam w jaki sposób, dlaczego ani tym bardziej kim był, ale okazało się, że nie tylko nieśmiertelna krew pozbawia człowieczeństwa. Wystarczyły już kiedyś, bardzo dawno temu usłyszane słowa bym coraz szybciej zaczęła tracić to, co tak gorliwie starali się nieliczni obronić. Niestety zarówno dla nich i jak i dla mnie okazali się za słabi. Nie potrafili wygrać z przeznaczeniem.

Elais przychodził do mnie codziennie. Zawsze potrafił oszukać ludzkie umysły moich rodziców i siostry, dzięki czemu nie zdołali go zobaczyć. Tak było lepiej. Nie wiem jak zareagowaliby na widok anielskiego mężczyzny, siedzącego u mnie w pokoju i rozmawiającego ze mną jakby znał mnie od wieków. W jego przypadku było to możliwe, ale w moim...

Wampir nie wiedział, że zauważyłam z jaką podejrzliwością na mnie patrzy. Tylko czasami gdy się zamyślił nawet nie starał się tego ukryć. Miał wtedy wzrok utkwiony w mnie, lecz równocześnie mogłabym być zrobiona ze szkła, gdyż zdawał się mnie nie widzieć, zupełnie jakby patrzył w dal, być może przeszłość, w której mnie nie było. Wtedy też niemal mogłam odczytać jego myśli. Oczywiście nie dzięki zdolności charakterystycznej nielicznym ludziom i większości nieśmiertelnym. Jednakże błękitne, smutne i nostalgiczne oczy mówiły mi wszystko to co chciałam wiedzieć. Dlatego też wiedziałam, że się o mnie martwi. Podczas każdej rozmowy taksował mnie wzrokiem jakby chcąc się przekonać w jakim stopniu jestem jeszcze człowiekiem. Najwyraźniej ocena nie była pozytywna, za każdym razem bowiem na jego pięknej twarzy pojawiał się grymas niechęci i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam określić, a pytać go o to nie miałam najmniejszego zamiaru.

W ten sposób minęło kilka tygodni. Szczerze mówiąc byłam tym zaskoczona. Nagle spojrzałam na kalendarz i poczułam jakbym obudziła się z jakiegoś bardzo długiego snu. Zaczął się grudzień, lecz śniegu nadal nie było. Mimo to przymrozek dał mi się we znaki, więc mój słaby system odpornościowy nie wytrzymał i zachorowałam. Nie zaprzeczę, że miało to pewne korzyści, szczególnie kiedy spędzałam z wampirem więcej czasu i coraz usilniej naciskałam na niego by wyjawił mi jakieś tajemnice wampirów, które naturalnie chciałam opisać później w swojej książce. O ile nie przysporzyłaby mi ona większych problemów wśród ludzi, o tyle zostałabym znienawidzona przez wszystkich nieśmiertelnych. Dla mnie jednak nie było to ważne.

Elais starał się jak mógł nie odpowiadać na moje pytania. Czasami, gdy nie miał już żadnej wymówki, a moje spojrzenie stawało się zbyt natrętne, znikał tak nagle jak się pojawił. Doskonale wiedział, że wtedy uniknie odpowiedzi na pytanie choćby z prostej różnicy w sposobie poruszania się. On mógł mnie znaleźć, ja jego- nie. Mimo to wracał następnego dnia lub wieczora i wszystko zaczynało się na nowo.

W końcu nie wytrzymałam.

-To niesprawiedliwe- zaczęłam spokojnie tylko po to, by za chwilę niemal zacząć krzyczeć.- Ty wiesz o mnie wszystko. Znasz każde mojej tajemnice, mój umysł nie stanowi dla ciebie żadnej zagadki, a także możesz mnie w każdej chwili widzieć. Ja natomiast znam zaledwie datę twoich narodzin i podejrzewam, że tych drugich. Nie tylko nie mówisz mi o swoim świecie nocy, lecz także o ludzkim życiu. Wiem, iż to było dawno...

-Nie chciałabyś wiedzieć- przerwał mi.- To nie jest miła opowieść.

-Nic nie rozumiesz. Chcę poznać twój świat- świat ciemności. Nie interesuje mnie jakie są tego konsekwencje. Pragnę widzieć twoimi oczami i słyszeć twoimi uszami, czuć to co ty. Chcę należeć do twojego świata- mówiłam podekscytowana.

Wampir od razu zrozumiał co miałam na myśli. Nie chodziło mi o to, by Elais zabrał mnie na swoje polowanie, lecz by mnie zabił. Zabił, a potem nakarmił swoją krew, dając wieczne życie. Jakiż człowiek mógłby się temu oprzeć? Kto nie wybrałby nieśmiertelności gdyby miał taką szansę i kiedykolwiek spotkał wampira? Na pewno nie ja. Już od dawna tego pragnęłam. Wiedziałam jednak, że przekonanie, a także, co najtrudniejsze, namówienie go do dania mi nieśmiertelnej krwi graniczy z cudem. Z jakiś powodów nie chciał tego zrobić. W tym wypadku wolałabym trafić na mniej urodziwego, ale zarazem nie posiadającego aż takich skrupułów wampira. Mój znajomy okazał się pod tym względem zbyt porządku. Dopiero później dowiedziałam się dlaczego tak jest i o dziwo nie miało to nic wspólnego z tragiczną przeszłością, jak to najczęściej bywało. Jego zachowanie wynikało z czegoś całkiem innego.

-Chcesz poznać mój świat?- zapytał jakby była to najdziwniejsza rzecz na świecie. Prawdopodobnie tak samo musieli zareagować ludzie na teorię Kopernika.

-Jak zwykle bezbłędna odpowiedź- zakpiłam chociaż wcale nie miałam ochoty na żarty.- Pragnę widzieć i słyszeć to co ty, czuć tak jak ty i żyć wiecznie...- razem z tobą, dodałam już w myślach. Najwyraźniej w nich nie czytał, a przynajmniej nie dał tego po sobie poznać, jeśli to zrobił.

-Nie dam ci swojej krwi- powiedział aż nazbyt brutalnie.

Musiał zauważyć wściekłość na mojej twarzy i domyślić się co to oznacza, gdyż poczułam mocne szarpnięcie za rękę, po czym nagle znaleźliśmy się gdzie indziej. Jako człowiek nie potrafiłam zauważyć momentu podczas przeniesienia się. Dla większości wampirów nie stanowiło to problemu.

Rozejrzałam się naokoło, by zorientować się gdzie jesteśmy. Od razu rozpoznałam polanę, która swojego czasu stanie się nieformalnym miejscem naszych spotkań, a właściwie jedynym gdzie przychodziłam gdy chciałam go zobaczyć.

-Dlaczego to zrobiłeś?- chwilowo zapomniałam o tym, co powiedział.

-Teraz możemy rozmawiać swobodniej- odparł.- Nie dam ci swojej krwi- powtórzył jakby chciał zobaczyć moją reakcję na te słowa.

Waz z przypomnieniem sobie tematu naszej rozmowy, poczułam jak narasta we mnie wściekłość, która bardzo szybko zamieniła się w furię. Znacznie później domyśliłam się, że Elais to przewidział i dlatego przeniósł nas w miejsce, gdzie mogłam krzyczeć do woli. Nie mogę powiedzieć, iż poprawiło mi to humor. Jeśli bowiem było coś czego bardzo nie lubiłam i nie chciałam posiadać tej cechy, to była to z pewnością przewidywalność, a wampir właśnie mi to pokazał.

-Zatem wolisz widzieć jak się starzeję?!- wrzasnęłam.- Sprawi ci to przyjemność?! Pewnie będziesz się cieszył, widząc jak mijają lata i ty pozostajesz taki sam, a ja nieuchronnie zbliżam się do śmierci! W takim razie ciesz się tym widokiem! Może ty też umrzesz. Każdy pospolity łowca jest w stanie cię zabić.

-Nie sądzisz, że za wcześnie na takie słowa. Jesteś młoda. Niektórzy nie nazywają cię jeszcze dorosłą, a ty zachowujesz się jakbyś miała już ponad pięćdziesiąt lat- powiedział spokojnie. Później zazdrościłam mu tego opanowania. Nawet w obliczu moich krzyków i obrazy, jaka było uznanie go za słabszego od łowcy nie zdenerwował się, a z twarzy nie znikł mu pełen rozbawienia uśmiech. Zazwyczaj go kochałam i lubiłam patrzeć na lekko uniesione kąciki ust, lecz wtedy wydawało mi się to drwiną, zupełnie jakby uśmiechał się ironicznie, naigrywał się ze mnie.

-Bawi cię to?! Zatem życzę ci miłych wrażeń, patrząc na moją śmierć, ja bowiem, w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem nieśmiertelna! Ludzkie ciało jest słabe- mówiłam coraz ciszej aż mój głos przemienił się w szept.- Ludzie tak łatwo umierają.

Elais objął mnie i zaczął głaskać po głowie niczym małe dziecko w geście pocieszenia. Uspokoiłam się, chociaż nie lubiłam przy kimkolwiek okazywać słabość. Także wtedy odezwało się we mnie nagłe pragnienie buntu, pokazania, że jestem silna, ale nic nie zrobiłam. Pozwoliłam, by wampir mnie pocieszał. Chyba nawet tego potrzebowałam. Już od tak dawna nie wypłakiwałam się na czyimś ramieniu. Poza tym nie chciałam wyswabadzać się z objęć nieśmiertelnego. Nawet jeśli jego serce nie biło, a ciepło skóry było zaledwie chwilowe, dzięki niedawnemu posiłkowi, to pragnęłam tak stać. Nawet przez wieczność.

-Ty się boisz... Boisz się śmierci- stwierdził po chwili, szepcząc mi do ucha.

Miałam świadomość tego jak blisko jego usta znajdują się mojej szyi, lecz nie zwróciłam na to większej uwagi. Przyjęłam to jako rzecz oczywistą. Ufałam mu. Wiedziałam, że się mną nie posili nie tylko ze względu na brak głodu. A nawet jeśli... Prawdopodobnie nie protestowałabym. Przyjęłabym to jako coś oczywistego i naturalnego.

-Nie- zaprotestowałam nieśmiało.

-Słucham?

-Nie- powiedziałam już głośniej, podnosząc głowę i patrząc mu prosto w oczy.- Nie boje się. Nie ma takiej rzeczy, której bym się bałam.

-Jedynie głupiec niczego się nie boi- powiedział, chcąc bym zmieniła zdanie.

-W takim razie jestem głupcem. Nazywaj mnie jak chcesz, ale pokaż mi swój świat. Chcę go zobaczyć. Pragnę widzieć to co ty, słyszeć to co ty i czuć tak jak ty. Daj mi to. Poniosę tego wszelkie konsekwencje, ale daj mi swoją krew. Chcę być nieśmiertelna. Pozwól mi stać się taką jaki ty jesteś i zostać kolejnym dzieckiem nocy. Nie odbieraj mi teraz tego, co prawie mi ofiarowałeś...- prosiłam.

-Co?!- tym razem naprawdę wytrąciłam go z równowagi. Czekałam, by dowiedzieć się czym konkretnie.- Kiedy prawie dałem ci swoją krew?! W tego co pamiętam to ja omal nie wysuszyłem cię co do kropelki! Zapomniałaś o tym?! Chcesz żebym ci przypomniał?! Nie myśl, że jesteś kimś więcej niż każdy zwykły człowiek. Pozbawiona duszy i ich najcenniejszego daru- człowieczeństwa, nie dorastasz im nawet do pięt. Teraz natomiast błagasz mnie, żebrzesz o wieczną krew. I ty uważasz się za lepszą?!

-Uspokój się- powiedziałam spokojnie. Kątem oka zauważyłam jak pięść wampira zaciska się. Byłam pewna, że jeśli wcześniej nie połamie sobie palców to zrobi to ze mną. Z trudem powstrzymywał się od uderzenia mnie. Nie wiedziałam co go hamuje. Mógł to zrobić. Był w stanie mnie zabić, jeśli nie skończyłoby się tylko na zmiażdżeniu twarzy. Nie chciałam żadnej z tych opcji. Obawiałam się siły nieśmiertelnego.

Po chwili z ulgą zobaczyłam, że jego dłoń rozluźniła się, więc zapewne nie groził mi cios. Gdy jednak spojrzałam w jego oczy, przestraszyłam się. To nie była obawa, to było przerażenie.

-Chcesz zobaczyć mój świat? Pragniesz poczuć to co ja?- wycedził przez zęby.- Zatem pozwól, że pokażę ci to wszystko. Zobaczysz o co błagasz, dla czego tracisz swoją godność. Może mam najpierw zabić twoją rodzinę? To powinno przypomnieć ci Red.

-Zostaw ich w spokoju!- wykrzyknęłam ze złością. W obronie ukochanych byłam w stanie zrobić rzeczy niemożliwe, a już na pewno odzyskać utraconą odwagę. Nie mogłam pozwolić, by cokolwiek stało się mojej rodzinie.

-A więc jednak jest coś na czym ci zależy!- wykrzyknął z satysfakcją.- Gdy stajesz się wampirem, tracisz to wszystko. Każda cząstka mająca coś wspólnego z twoim śmiertelnym życiem, znika, zostaje zabita. Nikt nie może wiedzieć kim się stałeś. Przestajesz istnieć dla ludzi. Umierasz wraz z swoim ciałem i rodzisz się jako potwór. Nie jesteś niczym innym niż pospolitym mordercą, obdarzonym szeregiem zabójczych zdolności, które pozwalają ci zabijać coraz więcej. W końcu uświadamiasz sobie, iż na tym polega twój byt. Zaczynasz wegetować od posiłku do posiłku. Jedynym zegarem stają się wiecznie spragnione krwi żyły. Taki jest nasz świat. Tak wygląda oblicze nocy.

-Ciemność nie jest zła!- zaprotestowałam.- Jedynie dzieci się jej boją.

-I my! To właśnie ciągle obecny księżyc przypomina nam o tym kim byliśmy i czym się staliśmy. To on jest najgorszy. Niczym kat, torturuje nas wspomnieniami, których nie sposób odrzucić. Nakazuje przypomnieć sobie o rodzinie. Jak myślisz, ilu z nas musiało wszystko poświęcić dla tego przekleństwa?! I dla czego?! Dla tego ciała pozbawionego duszy?! A może dla zimnej krwi?!

-Wampiry mają duszę. Ty też... Każdy nieśmiertelny...- urwałam, widząc jego zbliżającą się do mojego policzka dłoń. Nie uderzył mnie, lecz zrobił małe i płytkie nacięcie.

-My jesteśmy martwi. Nic nie może nas zabić, gdyż my już nie żyjemy. Dla nas nie ma zbawienia- mówił ze smutkiem, pod wpływem którego czułam bolesne skurcze serca.- Czy naprawdę chcesz tego? Pragniesz stać się chodzącym ciałem pozbawionym uczuć i duszy? Pustym pudełkiem?

Milczałam. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Chciałam odpowiedzieć, że tak pomimo tego wszystkiego co przed chwilą usłyszałam, ale usta nie otworzyły się, a z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nawet najmniejszy protest nie został w tamtym momencie wypowiedziany na głos, chociaż tysiące argumentów gromadziło się w mojej głowie. Gdy jednak zobaczyłam jego smutne oczy, przerwałam wszelkie próby odezwania się.

-Proszę...- powiedziałam cicho, niemal szeptem.- Opowiedz mi o sobie. Zdradź mi tajemnicę swego pochodzenia. Chcę posłuchać o twojej rodzinie.

Wydawało mi się, że zacznie swą opowieść, gdy nagle jego oczy zwęziły się do dwóch małych szparek. To jednak wystarczyło bym zobaczyła w nich iskry wściekłości, które całkowicie zastąpiły wcześniejszy smutek.

-Chce, chcę, chcę...- powiedział ze śmiechem. Zabrzmiał on na tyle histerycznie i przerażająco, że nie powstrzymałam się od drżenia i odwrócenia wzroku. Na szczęście szybko się otrząsnęłam dzięki czemu ponownie na niego patrzyłam. W tym stanie bynajmniej nie był niegroźny, lecz śmiertelnie niebezpieczny. Nie wiem czym i dlaczego, ale rozwścieczyłam się. Niewątpliwie miała mnie spotkać za to kara.- Ciągle tylko chcę!- wykrzyknął nagle, a po jego demonicznym uśmiechu nie pozostał najmniejszy ślad.- Myślisz, że kim jestem?! Twoim służącym, który musi spełniać twe głupie rozkazy?! Pomyliłaś się.

-Elais, ja nie to miałam na myśli...- nie zdążyłam dokończyć. Wampir chwycił moje ramię i pociągnął mnie w stronę jednego z domów dawców. Nie wiedziałam dlaczego to robi, ani czego w tym momencie chce od tych ludzi, lecz ona najwyraźniej był pewien swoich czynów. Bałam się, lecz strach łagodziła pewność, iż nieśmiertelny nie ma prawa zabić żadnego z nich, zatem jedynym zagrożonym człowiekiem w tej chwili byłam ja. Za to nie czekała go kara śmierci.

-Chcesz zobaczyć mój świat?!- ponownie wykrzyknął, gdy cisnął mnie do wnętrza domu. Nie zdążyłam wstać, kiedy kolejne mocne szarpnięcie postawiło mnie na nogi, a silna dłoń zacisnęłam się ponownie na moim przedramieniu.

Zobaczyłam, że na schodach pojawiła się młoda dziewczyna. Mogła mieć nawet mniej lat niż ja, co zupełnie mnie zaskoczyło. Wydawało mi się, iż dawcami są jedynie ludzie dorośli, lecz jak się później okazało, mogą nimi być również młodzi z wyjątkiem dzieci. Bardzo często zatem całe rodziny miały coś wspólnego z wampirami.

-Chodź!- powiedział przez zaciśnięte zęby kierując się w stronę dziewczyny. Nie wyglądała na przestraszoną tak bardzo jak być powinna. Dziwiła ją jedynie złość wampira. Uznała, że to ja jestem jej powodem, w czym miała całkowitą rację. Nie wiedziała jednak dlaczego. Domyśliła się, iż mogę być niewolnicą, które to czasami służyły nieśmiertelnym. Byli to ludzie, zarówno mężczyźni jak i kobiety, którzy za wieczną młodość służyli wampirom i wykonywali to, czego nie mogły lub nie chciały robić dzieci nocy. Więzy niewolnika z jego panem były tak silne, że wraz ze śmiercią nieśmiertelnego, umierał także człowiek.

Elais ponownie mnie pociągnął, lecz ja zaparłam się z całej siły. Oczywiście nie miałam szans z wampirem i już to sprawiło, że powinnam żałować swojej śmiałości. Nie zdążyłam jednak o tym pomyśleć, gdy nacisk na moją rękę się wzmocnił, a ja usłyszałam trzask, podobny do tego jaki wydaje sucha, lecz gruba gałąź. Zaraz potem mój krzyk rozniósł się po pustych pokojach.

Głos wampira doszedł do mnie jakby z daleka, oddzielony od mojego mózgu zasłoną bólu:

-Jeśli zamkniesz oczy, zabiję cię- wysyczał przez zęby, popychając mnie na podłogę.

I tak masz zamiar to zrobić, pomyślałam. Byłam zbyt przerażona by powiedzieć to na głos, dlatego milczałam.

Upadając uderzyłam się w złamaną rękę, lecz tym razem zdołałam zacisnąć zęby i zdusić krzyk w sobie. Nie przyszło mi to z łatwością, dlatego na chwilę zamknęłam oczy. Szybko je jednak otworzyłam w obawie przed wypełnieniem groźby nieśmiertelnego. Po chwili poje powieki unosiły się coraz wyżej, co niewątpliwie wywołało rosnące zdziwienie. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Dziewczyna, która moją „karę" przyjmowała bez najmniejszego skrzywienia czy choćby grymasu niechęci do mego oprawcy (co dało mi aż nazbyt jasny obraz tego jak nieśmiertelni traktują swoich niewolników) teraz także bez najmniejszego strachu oddawała się w ramiona wampira.

Z pewnością robiła to wiele razy wcześniej i dlatego nie bałam się czegoś, co było dla niej naturalne. Poza tym nie domyślała się tego, czego ja właściwie byłam już pewna. Widziałam ten wyraz twarzy Elaisa, patrzyłam mu w oczy kiedy przecinał skórę na jej szyi. Od razu zrozumiałam co zamierza. Chciał żebym patrzyła na śmierć. Tamta dziewczyna po raz ostatni karmiła swoją krwią nieśmiertelnego, lecz sama o tym nie wiedziała.

Chciałam krzyknąć, przestrzegając go przed zrobieniem czegoś tak głupiego. Oboje wiedzieliśmy jaka kara czeka tych, którzy zabili dawcę, a ja mimo wszystko nie chciałam śmierci Elaisa. Pragnęłam widzieć go żywego lub po prostu egzystującego tak jak teraz. Tylko o tym marzyłam. Wszelki protest i próba przypomnienia mu o prawach wampirów zanikła gdy obdarzył mnie wymownym spojrzeniem. Wiedział... Znał konsekwencje tego czynu, lecz nie przestał. Nie wiedziałam dlaczego. Z jakiegoś powodu chciał pokazać mi śmierć tego człowieka...

Gdy ją puścił, teraz już jedynie zwłoki potoczyły się po schodach aż wylądowały u mych stóp. Nie zdążyłam się na czas odsunąć, więc coraz zimniejsza ręka dotknęła mojej nogi. Odskoczyłam jak oparzona i tak też się czułam. Przez chwilę wydawało mi się, że dłoń trupa zaciska się na mojej kostce w poszukiwaniu pomocy. Na to było jednak za późno. Tamtej dziewczynie już nic nie mogło pomóc. Dla niej życie się skończyło, a mnie zapewne miało spotkać to samo.

-Oto twoi poddani. Cześć ci, królowo umarłych- powiedział Elais. Uznałam, że naprawdę jest obłąkany. Już same jego słowa mogły o tym świadczyć.

Nie chciałam na to dłużej patrzeć. Miałam dość. Bałam się, że w każdej chwili ta dziewczyna może się podnieść i zacząć mnie gonić, wykrzykując swoją złość. Obawiałam się też tego, co jeszcze może zrobić wampir. Nie wiedziałam do czego jest zdolny.

-„Dlaczego mi nie pomogłaś?! Dlaczego?!"- słyszałam w swojej głowie jej głos.- „Ty też musisz zginąć! Śmierć przyciąga śmierć!"

Nieśmiertelny zszedł kilka stopni w dół. Cofnęłam się gwałtownie, lecz za sobą poczułam drzwi. Nie wiedziałam czy są zamknięte. Wszystkie wspomnienia nagle przestały istnieć czy mieć jakiekolwiek znaczenie. Zapomniałam nawet o złamanej ręce, która to dała mi się później we znaki. Wtedy jednak jedyne na czym się skupiałam to zbliżający się powoli wampir i próba wydostania się z domu śmierci. Tak. Tym właśnie był tamten niepozorny budynek.

-Jesteś zadowolona? Pokazałem ci mój świat- mówił już normalnie.- Każdej nocy to samo. W każdej godzinie mając śmierć za plecami. Na tym właśnie polega nasza egzystencja. Po to żyjemy. Od posiłku do posiłku byle tylko nasycić wieczny głód.

-Nie zbliżaj się!- wykrzyknęłam, gdy został mu do pokonania ostatni stopień. Zatrzymał się na chwilę. Na jego twarzy pojawił się grymas niechęci, niemal obrzydzenia, lecz zaraz potem zaczął znowu iść w moją stronę. Z kącików ust spływała mu świeża stróżka szkarłatnej krwi, zupełnie jak wampirowi, który chciał mnie wcześniej zabić, najpierw jednak posilając się mną. Właśnie tego się bałam. Podobieństwa do tamtego nieśmiertelnego.

-Nie zbliżaj się!- powtórzyłam.- Ty nie istniejesz! Wampirów nie ma. To wszystko moja wyobraźnia. Ty także jesteś jej wytworem. To niemożliwe by takie potwory...- urwałam. – Ty nie istniejesz!- wykrzyknęłam, po czym wybiegłam z domu przez, na szczęście dla mnie, nie zamknięte na zamek drzwi, uciekając jak najdalej mogłam.

Bałam się obrócić za siebie, by sprawdzić czy Elais mnie goni, lecz po chwili pokonując zakręt kończący Ulicę Cieni, spojrzałam kątem oka w stronę tamtego domu. Nikogo jednak nie zobaczyłam. Ulica była pusta i cicha zupełnie jakby nic się na niej nie zdarzyło, nikt nie umarł. Oczywiście śmierć tamtej dziewczyny zostanie zatuszowana przez wampiry, a Elais zabity.

Nie. Przecież on nie istnieje, pomyślałam i dokładnie w tym momencie odwróciłam głowę, tylko po to by zobaczyć klatkę piersiową mężczyzny, na którego wpadłam. Zanim jednak zdążyłam się przewrócić, podtrzymał mnie, ratując od upadku. Niestety łapiąc mnie, dotknął mojego złamanego ramienia. Pełen bólu krzyk wyrwał się z mojego wnętrza. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.

-Wszystko w porządku?- zapytał.

Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. W innych okolicznościach stwierdziłabym, że jest piękny. Być może nawet przerastał urodą Elaisa, lecz wyglądał całkiem inaczej. Miał znacznie krótsze włosy, a kilka brązowych pasemek opadało mu na czoło i oczy, jemu jednak zdawało się to nie przeszkadzać. Ubrany był w czarny płaszcz, bardziej pasujący na panujące chłody niż mój strój, lecz pulsujący ból skutecznie odsuwał ode mnie wszelkie myśli o zimnie. Ogólnie mówiąc był niezwykle przystojny w ten sam sposób co Elais i nawet także wyglądał na dwadzieścia pięć lat.

-Nic mi się nie stało- skłamałam. Nie mogłam wyznać komukolwiek prawdy, gdyż wtedy niewątpliwie wylądowałabym w pokoju bez klamek.- Upadłam i potłukłam się. Dlatego krzyknęłam. Przepraszam jeśli pana zmartwiłam.

-Ręka może być złamana- powiedział troskliwym tonem.- Radzę pojechać na pogotowie. Takich rzeczy się nie ignoruje, bo mogą być tego smutne i poważne konsekwencje.

-Zawsze jest pan taki troskliwy dla obcych czy spotkał mnie wyjątkowy zaszczyt?- odparłam cierpko, lecz szybko dodałam- Przepraszam. Ból nie jest najlepszym doradcą w kontaktach międzyludzkich.

Nie zauważyłam jego wzroku w chwili gdy wypowiadałam te słowa zresztą wtedy i tak bym go nie zrozumiała. Dopiero później dowiedziałam się dlaczego tak nagle zamilkł i kim w rzeczywistości był obcy.

-Na pewno nic się nie stało? Uciekała pani. Jeśli mogę jakoś pomóc...

-Nie- przerwałam mu.- Wszystko w porządku. Po prostu jestem spóźniona. Poza tym chyba jednak pojadę na pogotowie. Jak sam pan powiedział, to może być coś poważnego.

-Szkoda. Miałem ochotę na spacer, ale nieciekawie jest przechadzać się w samotności.

-Zależy jakie ma się do wyboru towarzystwo- powiedziałam cicho, coraz bardziej niecierpliwa. W każdej chwili Elais mógł się ocknąć z amoku i zacząć mnie gonić, a wtedy ten mężczyzna na pewno nie mógłby mi pomóc. Żaden człowiek nie ma szans w walce z wampirem. Ten także nie miał...- Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść.

-Tak- odrzekł rozkojarzony.- To ja powiniem przeprosić. Zatrzymuje panią wbrew woli. W takim razie do zobaczenia.

-Wątpię, żeby był jakiś następny raz- powiedziałam szczerze.

-Ależ będzie. Proszę mi wierzyć. Coś się już zaczęło i nie tak łatwo to skończyć. Ciężko jest przerwać tak niezwykłą znajomość.

-Co pan ma na myśli?- spytałam, lecz mężczyzna już się oddalił. Odprowadziłam go wzrokiem aż skręcił... na Ulicę Cieni. Długo wpatrywałam się w miejsce, gdzie zniknął za rogiem jednego z domów dawców. Potrząsnęłam głową, by wyswobodzić się spod tego „uroku", po czym zaczęłam biec jakbym gonił mnie sam diabeł. W szatana nie wierzyłam, lecz byłam pewna, że ten, przed którym uciekam nie jest do mnie nastawiony pozytywnie, nawet jeśli dzisiaj nie zamierzał mnie zabić. W końcu jutro też jest dzień... i noc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro