Rozdział II
W duchu miałam nadzieję, że Elais nie posłucha mojej prośby i przybędzie także następnego wieczora. Dowiedziałam się o tym za późno by cofnąć wcześniejsze słowa i ponownie zobaczyć wytęsknionego wampira. Dlatego też gdy po nastaniu zmierzchu siedziałam sama w pokoju, a na wszelkie próby rozmowy odpowiadałam jedynie monosylabami, zorientowałam się o kim myślę.
Tęskniłam za nim. Niechętnie, lecz musiałam przyznać, iż brakowało mi widoku nieśmiertelnego, nawet wtedy gdy zadawał mi bój fizyczny jak i psychiczny. Oczywiście nie byłam masochistką i daleko mi do uwielbienia dla cierpienia, lecz mogłam to wytrzymać byle tylko ponownie nakarmić oczy niebiańską twarzą Elaisa, która ukazywała coraz to nowsze emocje, zupełnie jakby wampir uczył się ich przebywając ze mną i niech będzie to objaw pychy, ale chciałam tak myśleć. Pragnęłam w to wierzyć. W końcu nie każdy może się pochwalić umiejętnością budzenia w kimś tak różnych uczuć, nie tylko tych negatywnych.
To niezwykłe jak szybko i jak bardzo jedna osoba potrafi odmienić czyjeś życie. Nigdy nie pomyślałabym, iż nagle spotkam nieśmiertelnego. Oczywiście po zawarciu takiej znajomości nic nie jest już takie jak dawna, a z pewnością zmienia się ogólny pogląd na życie. Nagle coś co miało koniec okazuje się być wieczne, jak w przypadku mojego kochanego wampira. Wszystko to o co niegdyś się bałam, staje się niewarte strachu. Naturalnie ja nadal byłam człowiekiem, duszą uwięzioną w nietrwałej ludzkiej powłoce, lecz teraz byłam pewna, iż Elais zakończy moje życie zanim na starość zacznę się zastanawiać czy było warto.
Słysząc roześmiane towarzystwo w pokoju, raz po raz zagłuszane kolejnymi odgłosami z telewizora, poczułam wściekłość. Miałam dość tego bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w sufit, a czasem i okno jakbym miała zobaczyć tam twarz wampira. Jednakże im dłużej miałam przed oczami Ulicę Cieni, tym większą ochotę odczuwałam by tam iść. W końcu stała się ona na tyle nieznośna, że wstałam, przewracając krzesło, na którym siedziałam.
Poszłam do pokoju rodziców i w kilku słowach bardziej oświadczyłam niż zapytałam czy mogę wyjść. Na szczęście byli zajęci filmem dlatego było się bez większych wyjaśnień, lecz ponownie usłyszałam ostrzeżenie by nie wchodzić w mroczne uliczki, gdyż jest już ciemne. Gdy teraz o tym myślę, uważam, iż każdy dorosły niezależnie od tego czy posiada własne dzieci czy też nie ma zakodowane w głowie powtarzanie pewnych stałych uwag wychodzącemu potomstwu. Najczęściej zostaje mu to do śmierci nawet gdy „dziecko" ma już męża i własną rodzinę. Dlatego też nie przejęłam się gdy musiałam ponownie wysłuchać zbędnych uwag przekrzykującej telewizor mamy. Wtedy nie zwróciłam na nie najmniejszej uwagi, uważając, iż wszystko to już od dawna doskonale wiem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się myliłam.
Wyszłam z domu. Poczekałam chwilę pod drzwiami dopóki nie usłyszałam charakterystycznego dźwięki zamykanego zamka, po czym zeszłam po schodach i wyszłam na zewnątrz obskurnego bloku. Od razu obrałam znajomy kierunek, tym razem jednak nie pełna nadziei, lecz pewna spotkania z nieśmiertelnym. W końcu już jednego znałam.
Nie musiałam zastanawiać się, w którym domu obudziłam się zamknięta w trumnie. Wiedziałam także, kim jest mieszkający w nim dawca. Widziałam go zaledwie raz, lecz bardzo dobrze utkwił mi w pamięci. Nie domyślałam się jednak, iż może mieć coś wspólnego z wampirami. Wyglądał nad wyraz niepozornie. Zwykły łysawy czterdziestoletni mężczyzna, wyglądający przez okno, gdy szłam pod jego domem z przyjaciółką. Może cierpi na bezsenność, myślałam wtedy i rzeczywiście tak było, o czym powiedział mi Elais. Z jego opowieści bowiem wynikało, iż mężczyznę wciągnięto w to dopiero po spotkaniu ze mną.
Szybko przemierzałam Ulicę Cieni nie poświęcając jej nawet cząstki tej uwagi co zazwyczaj. Teraz nie chodziło mi o magię tego miejsca, którą to całkowicie przejął wampir, lecz o niego samego. Chciałam go spotkać, nawet jeśli narażałam się na wyśmianie przez nieśmiertelnego. Nie obchodziło mnie to jednak. Pragnienie spojrzenia w błękitne oczy było silniejsze od coraz słabszego głosu rozsądku.
Gdy już doszłam do domu dawcy, zaczęłam zastanawiać się co zrobić. Nie mogłam przecież wejść do środka i tak zwyczajnie zapytać czy przypadkiem nie ma tutaj poszukiwanego przeze mnie wampira, a innego planu nie miałam. Jak pukać do drzwi właściwie całkiem obcej osoby i pytać z pozoru o coś tak niedorzecznego? Mimo wszystko zdecydowałam się tak właśnie zrobić, chociaż pytanie chciałam zadać bardziej subtelnie.
Miałam właśnie nacisnąć dzwonek, gdy zobaczyłam stojącą na granicy mroku i światła postać. Była słabo widoczna, lecz posturą odpowiadała Elaisowi. Nawet włosy obcy miał tej samej długości, lecz nie koloru, o czym przekonałam się gdy zrobił zaledwie jeden krok na przód. To wystarczył, bym zauważyła coś jeszcze, co zmieniło początkową chęć rzucenia się „Elaisowi" w ramiona w pragnienie ucieczki.
Szkarłatna, świeża, być może jeszcze ciepła krew barwiła wargi nieśmiertelnego. Musiał on też pić bardzo zachłannie lub nieuważnie, gdyż kilka strużek pociekło mu z kącików ust, zostawiając czerwone ślady na bladej skórze. Także oczy wampira były czerwone co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Miałam nadzieję, iż wrażenie to powoduje światło, chociaż nie rozumiałam jak miałoby się to dziać. Być może jednak tak właśnie było...
Wiedziałam, że na tej ulicy mieszkają jedynie dawcy, dlatego nie powinien mnie zdziwić widok nieśmiertelnego tuż po posiłku z lekkimi rumieńcami na twarzy. Mimo to odwróciłam się gwałtownie i pobiegłam przed siebie. O dziwo jednak nie kierowałam się w stronę zabudowań, gdzie byli ludzie, którzy i tak nie mieli najmniejszych szans z wampirem, lecz zatoczyłam duże kółko i wbiegłam na polankę, gdzie wcześniej spotkałam Elaisa.
Cały czas słyszałam za sobą kroki utrzymującego tą samą odległość wampira. Wiedziałam, że może mnie w każdej chwili dogonić, ale ona zdawał się specjalnie wstrzymywać jakby chciał gonić mnie jak najdłużej. Pragnął bym wiedziała jak daleko ode mnie jest. Co kilkanaście sekund czułam na szyi ciepły oddech przesycony zapachem krwi i śmierci. Wtedy też odgłosy biegu milkły, a wampir przystawał na chwilę, pozwalając mi ponownie się od niego oddalić. Gdy dzieliła nas ta sama co wcześniej odległość, zaczynał swój pościg, by po chwili znowu błyskawicznie się do mnie zbliżyć.
Robił tak coraz częściej im bardziej zbliżaliśmy się do polany, zupełnie jakby sam także obrał ją za swój cel, gdzie dokończy to co niejednokrotnie zaczynał. Ilekroć bowiem czułam jego obecność i dotykałam ciepłej skóry na twarzy, myślałam, iż tym razem naprawdę mnie zabije. Tak się jednak nie działo, chociaż za każdym razem posuwał się coraz dalej. Raz nawet zadrasnął kłem moją szyję, lecz nie wbił się w nią, chociaż mógł to bez najmniejszego problemu zrobić.
Serce biło mi coraz szybciej. Zdawałam sobie sprawę, iż dla niego jest to wspaniała muzyka. Każdy nieśmiertelny lubił słuchać pracującego serca. To ich cieszyło i prawie zawsze przywoływało głód. Miałam nieśmiałą nadzieję, że ten akurat wystarczająco się posilił i zakończy na przestraszeniu mnie, a nie wysuszeniu wszystkich ludzkich żył znajdujących się w mym ciele. Jedynym potwierdzeniem tego były liczne niewykorzystane przez niego szanse. Już dawno mógł wbić się w moją szyję, ale tego nie zrobił i oprócz małego zadraśnięcia, z którego płynęła cienka stróżka krwi nic mi właściwie nie było. Oczywiście chwilowo nie myślałam o walącym ze strachu sercu.
W chwili, gdy wbiegłam na miękką trawę i przestałam słyszeć odgłosy kroków obcego, mocne szarpnięcie za rękę, nieomal łamiące moje kości, powaliło mnie na ziemię. Zdążyłam tylko zobaczyć nad sobą piękną aczkolwiek przerażającą twarz nieśmiertelnego, gdy czarne plamki zaczęły przesłaniać mi widok, a mocny ból głowy wywołany najprawdopodobniej uderzeniem w kamień, zmusił mnie do zamknięcia oczu. Nie mogłam jednak długo powstrzymywać się do patrzenia, nawet, a może tym bardziej, iż mogło to być ostatnie co zobaczę przed śmiercią, dlatego zwalczając ból, otworzyłam oczy.
Zobaczyłam nad sobą pochyloną twarz nieśmiertelnego. Nie miałam co do tego najmniejszej wątpliwości, chociaż jasnobrązowe włosy zasłaniały częściowo ślady po niedawnym posiłku, teraz zakrzepłe i przypominające wszystko, ale nie krew. Mimo to nie potrafiłam wyrzucić z pamięci obrazu małej kropelki płynącej po bladej skórze wampira. Okazało się to ponad moje możliwości.
-Co tam robiłaś?- wysyczał wściekle obcy, trzymając dłoń na mojej szyi. Byłam pewna, że jeśli nie zadowoli go odpowiedź, najprawdopodobniej nie będzie marnował czasu na posilanie się mną, lecz od razu złamie mi kark, miażdżąc przy tym krtań, tchawicę i wszystko inne co było niezbędne do życia.- Odpowiadaj- dodał groźnie obnażając kły, gdy milczałam, zastanawiając się co powiedzieć.
Nie chciałam mówić, iż przyszłam tam w poszukiwaniu Elaisa. Jeśli ktoś dowiedziałby się o tym, zabiliby nie tylko mnie, ale też i jego, a tego obawiałam się chyba bardziej. Poza tym nie chciałam ponownie widzieć jego wściekłości i stać się tą, na której ją wyładuje. Jednakże leżąc na trawie z wampirem patrzącym na mnie z naciskiem jakby samym spojrzeniem chciał wydobyć ze mnie odpowiedź, ciężko było wymyślić jakiekolwiek kłamstwo. Wydawało mi się jakby dłoń nieśmiertelnego utrudniająca mi oddychanie, uniemożliwiała równocześnie myślenie.
Nagle uderzyła mnie świadomość czegoś. Wiedziałam dlaczego wampir wpatrywał się we mnie tak intensywnie Przez chwilę zapomniałam o jeden z mocy nieśmiertelnych i to mogło okazać się zgubne zarówno dla mnie jak i dla Elaisa. Wzrok obcego mówił sam za siebie. Był już bliski poznania prawdy. W tym momencie niemal dziękowałam Bogu, że trafiłam na słabego przedstawiciela tych z natury silnych istot. Gdyby na jego miejscu znalazł się ktoś potężniejszy, zapewne od razu odkryłby moją tajemnicę.
-„Zostaw mnie w spokoju ty ohydna ludzka pijawko"- pomyślałam. Wiedziałam, iż myśl ta jako najważniejsza w tej chwili i jako ta na której skupiłam całą uwagę, zostanie od razu odczytana przez wampira i jeszcze bardziej utrudni mu poszukiwania. Powtarzałam w myślach to zdanie, pragnąc by zastąpiło on wszelkie wyobrażenia Elaisa, stale pojawiające się przed moimi oczami. Mój plan chyba odniósł skutek, gdyż wampir zawył niczym zranione, a równocześnie niesamowicie wściekłe zwierzę.
-Jak mnie nazwałaś?!- wycedził przez zęby.
-Chyba sam usłyszałeś. A może mam to powtórzyć?- wycharczałam, gdyż nacisk na moje gardło wzrósł.
Najwyraźniej obcy nie wiedział co ma robić. Wahał się między zabiciem mnie (poprzez uduszenie, co do czego nie miałam najmniejszych wątpliwości) a zadaniem mi większego bólu. Widziałam z jakim trudem powstrzymywał się od zadania mi szybciej śmierci. Wiedział jednak, że jeśli to zrobi nie tylko nie pozna mojej tajemnicy, lecz przyniesie mu to zaledwie chwilową ulgę, podczas gdy torturując mnie lub zmuszając do długotrwałego konania odczuje większą przyjemność. Wszystko to mogłam bez najmniejszego problemu wyczytać z jego twarzy. Pod względem ukrywania emocji był gorszy od niejednego człowieka.
Zdecydował się... Zaczął walić moją głową o ziemię. Cieszyłam się, że nie leżałam na żadnym kamieniu, a przede wszystkim, iż nie znajdował się on pod moją głową, gdyż wtedy na pewno rozpłatałby mi czaszkę. Naturalnie te myśli przyszły później. Mimo wszystko bowiem siła uderzeń była bardzo duża i powodowała nieznośny ból głowy. Nie zdziwiłam się zatem, gdy zobaczyłam w ziemi zagłębienie odpowiadające rozmiarom mojej głowy. Właściwie czułam, że za każdym uderzeniem zapadam się coraz niżej.
Otworzyłam na chwilę oczy, lecz to wystarczyło, by zobaczyć jak silne kopnięcie strąca ze mnie wampira. Zanim jednak zdążył on upaść na ziemię, podobna do anioła postać chwyciła oburącz jego głowę, tak jak jeszcze wcześniej uczynił to obcy z moją, po czym przekręcił jednym szybkim ruchem. Usłyszałam cichy aczkolwiek przerażający trzask, po czym zamknęłam oczy, niezdolna do dłuższego patrzenia. Poza tym widok i tak stał się zamazany, a chwilami wirował niebezpiecznie.
-Nic ci nie jest?- usłyszałam nad sobą zmartwiony głos Elaisa. Najwyraźniej moje milczenie i wyraz twarzy był aż nazbyt wymowny, gdyż dodał- Wybacz. To głupie pytanie. Możesz wstać?
-Nie jestem pewna- odezwałam się cicho. Poczułam się jakby przez mój mózg przeszedł bardzo długi metalowy szpikulec. Nie zdziwiłabym się nawet gdyby jego dwa końce zaczęły nagle wystawać mi z uszu. W tym momencie wszystko było możliwe.- Nie wiem czy jak wstanę nie usłyszę pęknięcia własnego karku. Jedna złamana kość na dzień stanowczo wystarczy.
Wampir najwyraźniej potraktował na poważnie wypowiedziane przeze mnie cierpko słowa, gdyż bardzo ostrożnie wsunął mi pod głowę dłoń i delikatnie zaczął badać palcami szyję.
-Wszystko w porządku, jeśli mogę tak powiedzieć- odezwał się po chwili.- Oczywiście nie licząc licznych guzów, ale to nie wydaje się aż tak straszne. Miałaś szczęście, że nie było tam...
-Kamienia?- przerwałam mu.- Zdążyłam o tym pomyśleć. Gdyby tam był nie rozmawiałbyś teraz ze mną.
Przytaknął ze zrozumieniem, dziwiąc się jak mimo wszystko potrafię zachować trzeźwość umysłu. To chyba zawdzięczam szkole. Tam nawet w obliczu bardzo ważnych sprawdzianów musisz zachować spokój. Oczywiście tą sytuację ciężko było porównać do czegoś takiego jak sprawdziany czy odpowiadanie przy tablicy, ale obie sprawy uczyły jednego: zachowania zimnej krwi w obliczu najgorszych wydarzeń.
-Teraz musisz na chwilę zacisnąć zęby. Podniosę cię i postaram się zrobić to jak najdelikatniej- uprzedził mnie.
-A jeśli nie zacisnę zębów i zacznę krzyczeć?
-Wtedy tamten wampir może wrócić i chcieć dokończyć dzieła.
-Ale przecież ty go zabiłeś. Złamałeś mu kark. Jak w takim razie on może nadal żyć?
-Chyba zapominasz o jednym: my już od dawna nie żyjemy. Poza tym pomimo tego, iż tamten nieśmiertelny jest bardzo słaby jak na naszą rasę, to takie skręcenie karku nic mu nie zrobi. Co prawda zajęło mu trochę czasu otrząśnięcie się, gdyż jest to dość duży ból, ale nie miał większych problemów z przywróceniem swojej głowie właściwego płożenia. Potrzebowałem jednak trochę czasu i dlatego to zrobiłem. Nie mogę go unicestwić. Jeśli to zrobię, zabiją mnie za złamanie prawa wampirów.
-Nie sądzę by tu jeszcze wrócił- nieco odbiegłam od tematu.- Wie, że nie ma z tobą żadnych szans- urwałam, gdyż Elais zaczął mnie podnosić. Zgodnie z tym co wcześniej myślałam, kolejne szydło przeszło na wylot przez moją głowę, lecz zdołałam powstrzymać się przed krzykiem. To jednak okazało się najmniejszym problemem.
-Elais! Puść mnie! Szybko!- krzyknęłam.
Wampir spojrzał na mnie zdziwiony i zdezorientowany, lecz posłuchał mojej prośby. Zrobił to ostrożnie przez co zbyt wolno. Z trudem powstrzymałam się od zwymiotowania na niego, lecz gdy tylko postawił mnie na ziemi, odbiegłam kawałek od niego, ignorując ból głowy i zwymiotowałam. Po chwili dołączył do mnie wampir, co z pewnością nie poprawiło mi humoru, a wręcz zdenerwowało mnie jeszcze bardziej niż próba morderstwa.
-Bawi cię to?- odburknęłam. Zamilkłam, kiedy nieśmiertelny zebrał moje niesforne włosy i przytrzymał je, gdy pojawiła się kolejna fala wymiotów. Wreszcie dotarło do mnie, że on nie chce się naśmiewać, lecz pomóc mi, co już wcześniej zrobił.- Przepraszam- wyjąkałam nieśmiało.
Elais zignorował to, powiedział jednak coś, o czym też zdążyłam już pomyśleć.
-Obawiam się czy nie masz wstrząsu mózgu. Mogę zabrać cię do szpitala bez żadnych wstrząsów i bardzo szybko, ale to wywołałoby pytania, na które oboje nie chcemy odpowiadać. Decyzja jednak należy do ciebie.
-Nie chcę nigdzie iść. Nie lubię szpitali. Jakoś wytrzymam.
-W takim razie nie mam wyboru- powiedział, a ja zaczęłam obawiać się najgorszego.- Połóż się na chwilę.
-Co chcesz zrobić?- spytałam, wykonując jego polecenie. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że by się z nim teraz spierać.
Nie odpowiedział. Kątem oka zauważyłam jednak, że swoim ostrym kłem przeciął skórę na nadgarstku. Z razy popłynęła krew, a ja w tym momencie poczułam jak jakaś ciecz spad na ranę na mojej głowi wywołanej pierwszym upadkiem. Wtedy nie miałam na tyle szczęścia, by nie trafić na kamień. O dziwo jednak zdążyłam się przesunąć zanim obcy zaczął ożywać mojej głowy jako młotka lub innego narzędzia, którym z pewnością nie była.
-Co robisz?- powtórzyłam pytanie.
-W ten sposób zasklepiamy rany na ciele ludzi, którymi się posilamy. Nie wiem czy to podziała na wstrząs mózgu, ale przynajmniej rozcięcie na twojej głowie się zrośnie- odpowiedział nie do końca pewnym głosem. Najwyraźniej sam nie był pewny tego co robi. Nie mogło być to jednak szkodliwe, skoro używał na mnie swojej krwi.- Skończone- powiedział po chwili.
Pomógł mi wstać, a ja o dziwo nie poczułam metalowego pręta w głowie, co ogromnie mnie ucieszyło. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, iż zdążyłam się do niego przyzwyczaić. Któż w końcu oprócz masochistów lubi ból? Ja z pewnością nie. Po mdłościach także nie pozostał najmniejszy ślad. Zdziwiłam się, że krew Elaisa ma lecznicze właściwości. Oczywiście wiedziałam, iż pod jej wpływem się pięknieje, a także usuwa się z ludzkiego ciała wszelkie blizny lub rany wliczając w to nieśmiertelnych. Nie wiedziałam jednak, że można jej „używać" na żywych ludziach.
Gdy o tym pomyślałam, z przerażeniem położyłam rękę na sercu zupełnie jakbym chciała je ochronić. To nie była do końca prawda. Pragnęłam czegoś innego, a właściwie zamierzałam sprawdzić czy nadal żyję. W tym celu lepsze okazało się sprawdzenie pulsu. Przyłożyłam zatem palce do szyi, starając się zignorować wygłodniały wzrok Elaisa, co okazało się dość trudne. Obawiałam się, że w chwili wielkiego głodu opróżni mnie, wysysając najmniejszą kropelkę krwi z mego ciała. Wcześniej nie zareagowałabym na to. Przyjęłabym to spokojnie, czekając na śmierć. Teraz jednak zależało mi na czymś innym, o czym nie zamierzałam mówić nieśmiertelnemu. Aż nazbyt dobrze domyślałam się jego odpowiedzi.
Krew nadal płynęła. Najlepszym dowodem na to była pulsująca tętnica. Uspokoiłam się, gdy poczułam jej niespokojne ruchy, jakby chciała uciec przez spragnionym spojrzeniem wampira. Sam także chciałam to zrobić, ale nie mogłam. Całe ciało wręcz zdawało się wyrywać w stronę tylko pozornie bezpiecznego domu. W rzeczywistości bowiem nie było miejsca, w którym mogłam się przed nim schronić i właśnie dlatego umysł nakazywał mi zostanie niemal wbrew mej woli. Gdybym teraz okazała strach i zachowała się jak najzwyklejsza ofiara, mój los zostałby przesądzony.
Każdy wampir ma naturę drapieżnika. Gdy spotka na swej drodze ofiarę, zacznie ją gonić niezależnie od uczuć lub pragnień. Kiedy natomiast stanie oko w oko z innym drapieżcą albo zginą obaj albo obaj przeżyją. Drapieżcy bowiem polują na ofiary. Zawsze umierają ci drudzy. Którym chcesz się stać?
Nie wiedziałam skąd w mojej głowie wzięła się nagle ta myśl. Wydawała się tam od zawsze być zupełnie jakbym się z nią urodziła, ale to było niemożliwe. Dopiero niedawno spotkałam przedstawiciela nieśmiertelnych i nie wydawało mi się żebym kiedykolwiek wcześniej go widziała. Oczywiście mogło się zdarzyć, że jakaś anielska postać przeszła obok mnie, a ja jej nie zauważyłam, lecz szczerze w to wątpiłam. Wampir, szczególnie ten., nie należał do istot, które mogą przejść gdziekolwiek niezauważone.
Zorientowałam się, że od dłuższego czasu wpatruję się w ziemię zupełnie jakbym zobaczyła tam coś fascynującego. Zauważyłam też, iż Elais coraz bardziej się niecierpliwi, a jego pragnienie rośnie. Wiedziałam co to oznacza i jedynie z czystego strachu, który starałam się ukryć jak jeszcze nigdy, spojrzałam mu prosto w oczy. Powinnam była tego pożałować, gdy wciągnęła mnie ich głębia. Czułam jak woda otacza mnie ze wszystkich stron. Była niemal namacalna. Nie zdążyłam pomyśleć, że nie jestem mokra przez co ciecz jest jedynie iluzją, gdy zamknęły się nade mną morskie odmęty, a ja poczułam jak tonę. Byłam niemal pewna, a przede wszystkim świadoma wdzierającej się do moich płuc wody, lecz każdy wysiłek wypłynięcia na powierzchnię został niweczony przez wciągające mnie coraz głębiej macki.
Wiedziałam, że jeśli przegram tą bitwę, umrę. W tamtym momencie ważyły się moje losy. Przegraną była śmierć z powodu głodu wampira, wygraną- życie. Ponownie w mojej głowie rozległ się znajomy głos. Ostrzegał mnie, lecz ja zdawałam się tego nie słyszeć. Hipnotyczne działanie oczu Elaisa uniemożliwiało mi to. Wiedziałam dlaczego. Nie chciałam wypłynąć na powierzchnię. Pozorne pragnienie pękło niczym bańka mydlana, a zastąpiła go chęć śmierci. Marzyłam o niej. Już widziałam jej oblicze, uśmiechające się do mnie poprzez płaty zgniłego mięsa. Skóra odchodziła od o dziwo białych kości. Ja jednak nie czułam obrzydzenia. Wyciągnęłam w jej stronę ręce. Gdy niemal dotknęły mnie zimne ręce trupa, ponownie usłyszałam znajomy głos w głowie.
Wybieraj. Tylko ty zadecydujesz kim jesteś. Jeśli zachowasz się jak ofiara- zginiesz. Wybierz zatem życie- stań się drapieżcą. Nie oddawaj się w pozornie czułe ramiona śmierci. Zobacz jej prawdziwe oblicze. Zacznij patrzeć. Przywróć swoim oczom tą zdolność. Stań się drapieżcą. Zabijaj by żyć. Jeśli tego nie zrobisz- zginiesz. Stań się drapieżcą... Zabijaj...
Ale ja nie mogę!, chciałam krzyknąć, lecz głos nie wydobył się z mego gardła. Cofnęłam jednak rękę, patrząc jak przerażający potwór naprzeciwko mnie cofa się z grymasem bólu na trupim obliczu. Nie wiedziałam dlaczego tak się stało, dopóki nie zobaczyłam, że Śmierć szarpie się, zupełnie jakby ktoś ją ode mnie odciągał. Dopiero po chwili zauważyłam najpierw kontur, a później już wyraźnie całą postać i...
Nie mogłam w to uwierzyć! Tym, który trzymał rozkładające się ciało był Elais. Nic nie rozumiałam, lecz nagle wszystko zaczęło do siebie pasować. Wampir nie kontrolował swoich czynów. Nie mógł się powstrzymać. Jego oczy, równie spragnione jak ona sam, wywołały iluzję. Umysł przestał pracować i pozostał jedynie instynkt... To jego głód i krzyczące z bólu żyły chciały mnie zabić. Nie on...
Każdy drapieżca rodzi się z instynktem. Także ludzie. Zatem poddaj się mu i zacznij zabijać. Jeśli tego nie zrobisz- zginiesz. Wieczna krew, dar od samej ciemności, ujawnia te instynkty. To przez nią budzi się w tobie pragnienie, tracisz nad sobą kontrolę. To na tym polega utrata człowieczeństwa. Gdy przestajesz działać racjonalnie i polegasz jedynie na instynktach drapieżcy, pospolitego mordercy zakorzenionych w tobie. Dzięki temu jesteś w stanie żyć. To utrzymuje cię przy życiu. Zatem poddaj się im. Pozwól im przejąć kontrolę nad zmęczonym ciągłą walką ciałem. Przestań walczyć i przyjmij to co oczywiste.
Próbowałam przypomnieć sobie gdzie i kiedy słyszałam ten głos. Byłam pewna, że dawno... bardzo dawno temu ktoś mi to mówił. Uczył mnie. Ale po co człowiekowi taka wiedza? Przecież byłam człowiekiem... Mimo to tamta istota uważała inaczej. Kazała mi stać się mordercą. Nakazała mi zabijać, oddając się instynktom drapieżcy. Byłam pewna, że wtedy jej posłuchałam. A teraz? Czy postąpić tak samo?
Pamięć o nauczycielu była zbyt zamazana. Jedynie od czasu do czasu słyszałam w głowie jego głos: czuły, troskliwy, pełen smutku i jakiegoś niewyobrażalnego cierpienia. Nie byłam jednak w stanie odtworzyć twarzy ani przypomnieć sobie kim była osoba, która mnie tego wszystkiego nauczyła. I po co to zrobiła? Dlaczego przekazała człowiekowi tą wiedzę? W jakim celu jest mu ona potrzebna?
Przerwałam rozmyślania. Ostatni raz usłyszałam oddalające się echo tego głosu.
Bądź drapieżcą. Zabijaj i nie pozwól się zabić. Nie możesz zginąć dopóki ponownie się nie spotkamy.
Wołania stały się coraz bardziej odległe aż w końcu niedosłyszalne. W tym samym momencie spojrzałam prosto w oczy Elaisa i nie zobaczyłam morskich odmętów, które zamykały się nade mną, lecz ujrzałam przepiękny błękit jego tęczówek. Także postać śmierci znikła tak nagle jak się pojawiła, a wampir zdawał się obudzić z długiego snu. Patrzył na mnie zdezorientowany.
-Stań się drapieżcą. Zabij i nie pozwól się zabić- powtórzyłam na głos to co przed chwilą usłyszałam w swojej głowie. Nieśmiertelny spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony o ile było to w ogóle możliwe.- Ktoś mnie tego kiedyś uczył. Jestem pewna, ale nie pamiętam kto i kiedy.
Cały czas patrzyłam mu prosto w oczy. Bałam się, że jeśli choć na chwilę odwrócę wzrok, wrażenie głębi powróci i tym razem nie uda mi się wyrwać ze szponów śmierci, a mój dawny nauczyciel uświadomił mi jak bardzo chcę żyć. Gdyby nie to pragnienie właśnie stałabym podtrzymywana przez Elaisa z jego ustami przy szyi i coraz mniejszą ilością krwi w ciele. Nic takiego się jednak nie stało, a wampir patrzył na mnie odzyskując orientację w sytuacji.
-Czy możesz mi powiedzieć co się stało?- spytał nieco zawstydzony.
-Jesteś spragniony- odparłam pewnie.- Omal nie przypłaciłam tego życiem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką hipnotyczną moc posiadają twoje oczy- dodałam z wyraźnym podziwem.
-Wiem- odrzekł urażony.- Czyli jak to się stało, że jeszcze się tobą nie posiliłem?- był tym zdziwiony w tym samym stopniu co wcześniej ja. Zanim nie zrozumiałam...
-To dzięki mojemu nauczycielowi- odpowiedziałam niezbyt pewnie. Sama nie wiedziałam kim dokładnie jest ta osoba, ale zważając na to co mi powiedziała, chyba mogłam ją tak nazywać.- Jesteś w stanie mnie wysłuchać czy już dłużej nie pohamujesz swojego pragnienia? Nie chciałabym...
-Teraz jest już lepiej- powiedział jakby mówił o chorobie, jakiejś zwykłej przypadłości, która mogła mnie kosztować życie.- Nie musisz się mnie obawiać. Nie teraz- dodał cicho. Zdołałam to jednak usłyszeć.
Pokiwałam twierdząco głową, po czym zastanowiłam się jak zacząć.
-Nie wiem kim jest osoba, której głos słyszałam ani kiedy uczyła mnie tych rzeczy, ale jestem pewna, że wydarzyło się to w przeszłości. Niestety nie mam pojęcia jak dawno. Przypomniało mi się jednak coś innego, o czym prawie zapomniałam i to mnie w tej chwili najbardziej martwi, gdyż zdaje się mieć jakiś związek z tamtym mężczyzną.
-Mężczyzną?- przerwał mi.
-Tak. To był męski głos. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Wydawało mi się jakby mnie czegoś uczył, ale nie wiem do czego jest taka wiedza potrzebna człowiekowi, a raczej powinnam powiedzieć, iż nie wiedziałam, gdyż po tym co sobie teraz przypomniałam... To wszystko zdaje się pasować.
Zanim zaczęłam mówić o tym co wydarzyło się zaledwie kilka dni wcześniej jeszcze przed poznaniem Elaisa, starałam się jak najdokładniej zacytować to co powiedział mi „nauczyciel". Oczywiście z moją ludzką pamięcią nie zrobiłam tego tak dobrze jak uczyniłby to każdy nawet najsłabszy wampir, lecz w ogólnym zarysie przekazałam mu o czym mówiły nauki.
-W pełni się z tobą zgadzam- zaczął po chwili mówić.- Nie rozumiem kto i z jakiego powodu przekazuje te nauki człowiekowi. Jesteś pewna, że ci się to nie wydawało. Może...- urwał, gdy zobaczył mój pełen wściekłości wzrok. Jeszcze tego brakowało by posądzał mnie o nieumiejętność odróżniania wytworów wyobraźni od prawdy. Jednakże w tej sytuacji musiałam mu przyznać rację. Sama już nie wiedziałam co wydarzyło się naprawdę, a co było zaledwie iluzją. W końcu większość, o ile nie wszyscy, spotkanie nieśmiertelnego uznaliby za wytwór chorej wyobraźni.
-To wszystko się wydarzyło. Jeszcze nie wiem, gdzie i kiedy, ale na pewno się tego dowiem.
Wtedy nie domyślałam się jak dużo czasu upłynie zanim zagadka się rozwiąże i ile przeżyję zanim prawda wyjdzie na jaw. To jednak należy do przyszłości, więc nie będę ubiegać faktów.
-Zostawmy zatem na razie tą kwestię i zajmijmy się tym co chciałaś mi powiedzieć. Jakieś wydarzenie, prawda?
-Tak. Zaledwie kilka dni temu. Sama nie rozumiem jak to możliwe już o nim zapomniałam. Co prawda nie było jakieś niesamowite, lecz czułam się wtedy strasznie dziwnie. To nie było uczucie deja vu, ale jakby... Sama nie wiem jak to określić- zmieszałam się.
Elais patrzył na mnie wyczekująco. Najwyraźniej naprawdę interesowała go moja krótka opowieść, gdyż bardzo uważał by mi nie przerwać. Gdy jednak nie mówiłam nic przez dłużą chwilę, odezwał się:
-Powiedz co ci się wydarzyło, a teraz to sobie przypomniałaś.
-No cóż.... Jak już wcześniej powiedziałam właściwie to nic niezwykłego...- urwałam, widząc zniecierpliwienie na twarzy wampira.- Postaram się to streścić. Na wspomnienie tego nadal mam dreszcze. No dobrze- dodałam szybko. Elais był coraz bardziej zły.- Pierwszego listopada, czyli dwa tygodnie przed poznaniem cię, jak zwykle prawie cały dzień spędziłam w samochodzie. Okazało się jednak, że wystarczy kilka godzin bym poczuła się jak prawdziwa wariatka.- Zignorowałam jego rozbawione aczkolwiek wymowne spojrzenie i mówiłam dalej- Wtedy zobaczyłam dziecko przypominające małego aniołka.
-Aniołka?- spytał z niedowierzaniem. W jego ustach to zdrobnienie zabrzmiało jak obelga.
-Chyba usłyszałeś- odparłam cierpko.- Nie można inaczej nazwać nie więcej niż trzyletniego chłopca o jasnych włosach i anielskim wyrazie twarzy. On jednak w przeciwieństwie do innej osoby wyglądającej jak sam archanioł nie morduje ludzi.
-Dziękuję za ten długi i zupełnie niepotrzebny opis.
-Tak czy inaczej stałam na dworze, gdy przyjechali. Wcześniej nie miałam zamiaru wracać do środka, gdzie się ewidentnie nudziłam, ale mimo to poszłam za dzieckiem jak zahipnotyzowana. Wtedy miał nade mną całkowitą władzę. Nie potrafiłam się zatrzymać, zupełnie jakbym była prowadzona na niewidzialnej nici. W ten sposób znalazłam się ponownie w domu, gdzie powitało mnie zdziwione spojrzenie siostry. Nie mogłam powiedzieć jej dlaczego wróciłam. Zamiast tego obserwowałam fascynujące mnie dziecko.
Patrzyłam jak chłopiec bawił się nieświadomy mojego zainteresowania nim, chociaż czasem wydawało mi się, iż zdaje sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. To niemożliwe by całkiem nieświadomie tak często odchylał do tyłu głowę i pokazywał mi pulsującą pod cienką skórą tętnicę. Ten widok doprowadzał mnie do szału. Nie mogłam oderwać nawet na chwilę wzroku od jego szyi, więc gdyby w tamtej chwili ktoś wszedł lub siostra przerwała czytanie i spojrzała na mnie, od razu domyśliłaby się o co chodzi.
Początkowo nie wiedziałam co tak bardzo ciągnęło mnie do tego dziecka, lecz zrozumiałam wszystko gdy wyobrażenie jego krwi płynącej w słabym, młodym ciele omal nie doprowadziło mnie do szaleństwa. Starałam się przy tym walczyć z ogarniającym uczuciem pragnienia, ale jedyne co byłam w stanie zaobserwować, nawet nie powstrzymać, to zwilżenie językiem warg.
Walka zatem była z góry skazana na porażkę. Spod czaru tego anielskiego i demonicznego zarazem dziecka uwolniłam się dopiero gdy pojechali, ale jeszcze długo potem rozmyślałam o nim. Miałam przed oczami jego twarz, tętnicę poruszającą się pod cienką skórą i nawet widok oświetlonych kolorowymi światłami cmentarzy nie mógł wyprzeć z pamięci tego wspomnienia. Właśnie dlatego tak bardzo zdziwiłam się, że o tym zapomniałam aż do dzisiaj.
-On cię pociągał?- spytał Elais, a ja uświadomiłam sobie, że powiedziałam stanowczo za dużo. Początkowo chciałam przekazać mu suche fakty, krótką opowieść, ale nagle zaczęłam opowiadać o swoich uczuciach i... on mnie nie wyśmiał. Widziałam to w jego oczach. Dziwił się, ale wierzył mi jakkolwiek miałam to rozumieć.
-Na pewno nie pociągał mnie w sensie fizycznym- odpowiedziałam ostrożnie dopiero po chwili, jakbym potrzebowała tych kilkunastu sekund na wymyślenie odpowiedzi.
-Nie o tym mówię. Jedynie wampiry są w stanie to zrozumieć. Ludzie ich pociągają. Płynąca w ich ciałach krew jest dla nas piękna. Prawdopodobnie gdybym także zobaczył to dziecko, wywołałoby ono na mnie taki sam wpływ. Może sam się o tym przekonam...
-Nic mu nie rób!- wykrzyknęłam gwałtownie. Elais nie obdarzył mnie nawet jednym przelotnym spojrzeniem.
-Nie rozumiem jednak- ciągnął niewzruszony- dlaczego ty tak zareagowałaś. Może rzeczywiście coś nie tak z twoją psychiką- rzucił ostrożnie, obserwując moją reakcję.
-Być może- odpowiedziałam ku jego zdziwieniu.- Odkąd ciebie spotkałam nie jestem już niczego pewna. Nie pamiętam nawet jak mam na imię.
Wyglądał na rozbawionego. Przynajmniej on, gdyż mi jak najbardziej nie było do śmiechu.
-Muszę już wracać- powiedziałam, choć w duchu pragnęłam by spróbował mnie zatrzymać. Nie chciałam ponownie być z nim rozdzielona. Wolałam zostać i porozmawiać z nim jeszcze. Wiedziałam jednak, że rodzice zaczną się martwić, co i tak nastąpi gdy tylko mnie zobaczą, a wampir jest nadal spragniony. Może nie mieć ani siły ani tym bardziej ochoty powstrzymywać się dłużej przed posileniem się mną. W końcu nic nie stało mu na przeszkodzie. Już zdążyłam się przekonać, iż żaden człowiek nie może równać się z nieśmiertelnym. Wcześniej też to wiedziałam...
-Tak...- odparł cicho.- Chyba powinnaś już iść- dodał, patrząc na moją szyję. Zdawałam sobie sprawę z tego co to oznacza, dlatego straciłam wszelką ochotę na zostanie z nim przynajmniej dopóki się nie posili.
Niechętnie odwróciłam się i zaczęłam iść w znajomym kierunku, oddalając się od plany, a wraz z nią od nieśmiertelnego.
Gdy wróciłam do domu i stanęłam oko w oko z rodzicami o dziwo nie zauważyli mojego wyglądu, tylko powiedzieli, że powinnam wrócić trochę wcześniej. Sama to wiedziałam. Okazało się bowiem, iż mój „spacer" trwał półtorej godziny. Tym naprawdę mnie zaskoczyli, chyba nawet jeszcze bardziej niż swoją „ślepotą". Wiedziałam jednak komu ją zawdzięczam.
-Dziękuję Elais- wyszeptałam cicho, gdy już znalazłam się w swoim pokoju. Przez sekundę wydawało mi się, że zobaczyłam za oknem anielskie oblicze, lecz to była zapewne moja wyobraźnia. Byłam jednak pewna, iż wampir usłyszał moje podziękowanie.
Bądź drapieżcą. Zabijaj i nie pozwól się zabić. Nie możesz zginąć dopóki ponownie się nie spotkamy.
Słowa te jeszcze długo dźwięczały w mojej głowie.
Kiedy nastąpi to spotkanie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro