♡ 34 ♡
Wydzwoniłem wszystkie szpitale w okolicy, nawet domy pogrzebowe ale go nie znalazłem.
Koniec końców pojechałem pod dom Zayna. Otworzyła mi Pani Winters.
- Niall! - uśmiechnęła się do mnie - Tak strasznie się cieszę, że tu jesteś - przytuliła mnie, a ja wyplątałem się z jej objęć.
- Jest tu Zayn? - spytałem zaglądając jej przez ramię.
- Jest, oczywiście.
Wpuściła mnie do środka, a ja zobaczyłem Zayna siedzącego w salonie na kanapie, wpatrującego się przed siebie w wyłączony telewizor. W jego dłoni zobaczyłem butelke whisky i zamarłem w pół kroku. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Zayn..? - położyłem dłoń na jego ramieniu, a on obrócił głowę w moją stronę. Jego oczy były zamglone, był kompletnie pijany - Przestraszyłem się, że coś ci się stało - powiedziałem okrążając kanapę i stając przeciwko niego. Próbowal wstać ale zaraz potem runął na kanape - Powinieneś odpocząć - wyjąłem mu z dłoni alkohol i odstawiłem na stolik - Chodź - pomogłem mu wstać i zarzuciłem sobie jego ramię na szyję, a sam objąłem go w talii by szedł prosto. Zaprowadziłem go do sypialni i położyłem do łóżka.
- Położysz się ze mną? - spytał bełkotliwym głosem przez który w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie Zayn - wyszeptałem naciągając na niego kołdrę - Śpij - gdy chciałem odejść, złapał mnie za nadgarstek.
- Kocham cię Niall, tak strasznie cię kocham - powiedział patrząc mi w oczy, a po moich policzkach spłynęły łzy.
- Dobranoc Zayn - sapnąlem wyrywając rękę. Wytarłem szybko łzy i wyszedłem z pokoju.
Wyszedłem z domu Zayna, żegnając się po drodze z Panią Winters i poszedłem na autobus.
- Dobry wieczór - odezwał się głos obok mnie. Zmarszczyłem brwi i spojrzalem w bok na mężczyznę.
- Dobry wieczór - odpowiedziałem niepewnie. Mężczyzna był mojego wzrostu i wpatrywał się we mnie, co było naprawdę niekomfortowe.
- Nie poznajesz mnie? - spytał uśmiechając się.
- Nie. Powinienem? - zmarszczyłem brwi. Ten facet był naprawdę dziwny.
- Jestem twoim ojcem Niall - uśmiechnął się szeroko a ja zamarłem. Wokół zabrakło tlenu, a ja wpatrywałem się w mężczyznę który twierdzi, że jest człowiekiem który porzucił moją mamę moment przed moimi narodzinami.
- To nie jest zabawny żart - wymamrotałem zerkając nerwowo na zegarek. Autobus będzie za sześć minut.
- Nazywam się James Horan - powiedział podchodząc do mnie.
- Proszę mnie zostawić.
- Zostawiłem twoją mamę ale teraz chcę to naprawić. Wiem, że po osiemnastu latach go kiepski pomysł, ale chcę wierzyć, że mam szanse odzyskać syna i rodzinę..
- Nie masz szans - warknąłem spoglądając mu w oczy - Było o tym myśleć wcześniej. A jeszcze lepiej byłoby gdybyś nie pieprzył wszystkiego dookoła gdy byłeś jeszcze z mamą! - zawołałem i w tym momencie podjechał autobus. Szybko wsiadłem do niego nawet nie oglądając się na mojego ojca. Gdy autobus odjeżdżał z przystanku, ja zająłem miejsce i schowałem twarz w bluzie, płacząc cicho.
Odzywa się teraz, znajduje mnie po osiemnastu latach i chcę odbudować rodzinę. Czy ten człowiek zdaje sobie sprawę jak bardzo zniszczył życie mnie i mamie?
Wróciłem do mieszkania i wziąłem prysznic myśląc o uczelni, Zaynie, o moim ojcu. Położyłem się do łóżka i westchnąłem cicho wpatrując się w sufit. Przeniosłem swój wzrok na fotel na którym leżał pluszowy biały królik od Zayna. Przygryzłem dolną wargę, wstałem i wziąłem maskotke. Wszedłem znów pod kołdrę i przytuliłem do siebie króliczka, zasnąłem niedługo potem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro