Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡ 02 ♡

Wyszedłem z archiwum dobrze po dwudziestej drugiej. Kompletnie straciłem rachubę czasu między tymi papierami i brakiem zegarka. Przecierając oczy zdałem sobie sprawę, że nikogo już tutaj nie ma. Cholera, a co jeżeli drzwi też są zamknięte i już stąd nie wyjdę do rana? Jak mogli o mnie zapomnieć?

Ruszyłem w kierunku wyjścia i zobaczyłem jedyne palące się światło przez otwarte drzwi. Ciekawość zwyciężyła i ruszyłem w tamtymi kierunku. Zatrzymałem się tuż przed drzwiami, a przez brak odpowiedniego oświetlenia, nie byłem w stanie przeczytać tabliczki. Zajrzałem do gabinetu i zaraz potem się cofnąłem.

- Halo? - usłyszałem ze środka i zacisnąłem powieki opierając się o ścianę. Jak głupi liczyłem, że skoro zamknę oczy to nie będzie mnie widać. Pan Malik wyszedł z gabinetu. Otworzyłem niechętnie oczy gdy dotknął mojego ramienia. Spojrzałem mu w oczy, a w mojej głowie zaszumiały jego słowa sprzed kilku godzin. A może rzeczywiście tylko mi się wydawało, że tak do mnie powiedział? Tak, to bardziej prawdopodobne - Co ty tu robisz?

- Ja.. um, zatraciłem się w porządkowaniu dokumentów w archiwum i po prostu.. - wzruszyłem ramionami. Patrzył na mnie moment i bez słowa wrócił do gabinetu. Stałem zastanawiając się czy mam czekać czy bez słowa uciec. Moje rozważania przerwało to, jak wychodzi z pomieszczenia gasząc za sobą światło. Zapalił światło w korytarzu. Zobaczyłem marynarkę którą trzymał w dłoni i automatycznie mój wzrok przesunąl się na niego. Biała koszula idealnie opinała jego tors - Chyba powinienem już iść - wymamrotałem.

- Odwiozę cię - odparł na co otworzyłem szeroko oczy.

- N-nie musi Pan, poradzę sobie.. - ruszył do windy, a ja za nim nie widząc innej możliwości - Wrócę autobusem..

- Nie myślisz chyba, że pozwolę ci wracać autobusem o tej porze - prychnął cicho zatrzymując się przed windą. Stanąłem obok niego marszcząc brwi. Weszliśmy do windy, a ta cisza raniła moje uszy.

- A Pan? - odezwałem się.

- Co ja? - zerknął na mnie.

- Czemu wciąż Pan tutaj siedzi? Wszyscy już chyba opuścili firmę - obserwowałem jak powoli cyferki zmieniają się. Czwarte piętro, trzecie, drugie..

- Wszyscy prócz ciebie - powiedział uśmiechając się, a ja spuściłem wzrok na swoje buty. Podniszczone czarne trampki - Musiałem jeszcze chwilę popracować. Norma jeżeli jest się szefem - wzruszył ramionami.

- Żona nie jest na Pana o to zła? - spytałem przenosząc na niego wzrok. Nagle zaśmiał się głośno, a ja zarumieniłem się. Co było śmiesznego w moim pytaniu?

- Oh, ja nie mam żony - powiedział kręcąc głową i wciąż uśmiechając się szeroko. Winda zatrzymała się na poziomie minus jeden. Wyszliśmy na podziemny parking.

- Przepraszam - wymamrotałem zażenowany.

- Nic się przecież nie stało - posłał mi uspokajający uśmiech. Z kieszeni spodni wyjął klucze i nacisnął kciukiem guziczek. Coś błysnęło, pisnęło, Pan Malik zaprowadził mnie do swojego czarnego porshe. Wpatrywałem się w nie dłuższą chwilę jakby było nieprawdziwe.

- Piękne - wykrztusiłem tylko i zająłem miejsce pasażera. Dokładnie obserwowałem każdy ruch Pana Malika gdy odpalał auto.

- Gdzie mieszkasz? - spytał, a ja dopiero wtedy się ocknąłem. Podałem mu adres i widziałem dziwną emocje która przemknęła przez jego twarz gdy usłyszał nazwę jednej z biedniejszyc ulic w Londynie. Nie byłem bogaty, ale udało mi się dozbierać do stypendium by dostać się na studia. Było mi też trochę wstyd przed tym mężczyzną, pewnie zastanawiał się co taki biedak jak ja, robi w jego biurze - To niedaleko - uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja zacisnąlem usta. Obróciłem głowę i patrzyłem jak opuszczamy podziemny parking - To głupie, ale znam się jeszcze twojego imienia - odezwał się nagle po parunastu minutach ciszy. Zamrugałem kilka razy, zdziwiony na początku.

- Niall - odpowiedziałem.

- Oryginalnie.

- Mój tata był irlandczykiem. Pańskie też - zerknąłem na mężczyznę.

- Mój tata był.. cholera wie kim był - wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłem brwi. Pan Malik zatrzymał się pod moją kamienicą i mu mojemu zdziwieniu, gdy wysiadłem, on również opuścił auto. Wszedłem razem z mężczyzną na drugie piętro i zastukałem do drzwi które moment później otworzyła mama.

- Niall! Cholera jasna, gdzieś ty był?! - przyciągnęła mnie do siebie, a ja skrzywiłem się czując od niej alkohol. Miałem tylko nadzieje, że Pan Malik tego nie czuje - Martwiłam się! - wypuściła mnie z objęć - Dzwoniłam do ciebie, co z twoją komórką?

- Zostawiłem w domu - wymamrotałem nie chcąc aby Pan Malik musiał wiedzieć, że mój telefon nie działał ze starości - Mamo, to Pan Malik, mój szef. Odwiózł mnie do domu..

- Bardzo Panu dziękuję - powiedziała Mama posyłając mężczyźnie wdzięczne spojrzenie.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia jutro Niall. Dobranoc - kiwnął do mojej mamy głową i ruszył w dół schodów. Odprowadziłem go wzrokiem i stałem póki nie usłyszalem jak jego auto odjeżdża spod kamienicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro