Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Vegas ♡ Tay <>

Tay: No wreszcie! Dlaczego wcześniej nie odbierałeś?

Vegas: No sorry... Musiałem załatwić kilka spraw.

Tay: Myślałem, że mnie unikasz albo coś w tym stylu.

Vegas: Po co do cholery miałbym to robić?

Tay: Nie mam pojęcia. Może znalazłeś sobie inną sukę?

Vegas: Dobra... Po pierwsze, tylko ja mam prawo Cię tak nazywać. Po drugie, nie interesują mnie już inne suki. Lubię tę, którą mam.

Tay: W każdym razie, dzwoniłem żeby Ci powiedzieć, że przygotowuję dla Ciebie niespodziankę.

Vegas: Po co?

Tay: Bez powodu...

Vegas: Niespodzianki są robione z jakiegoś powodu, Tay.

Tay: Cholera, Vegas! Jesteś takim wrzodem na dupie...

Vegas: Cóż, jeśli mówimy o Twoim tyłku, to nie jest to nieprawdą. ;)

Tay: Po prostu się zamknij.

Vegas: Przynajmniej powiedz mi, czego mam się spodziewać.

Tay: To coś do sypialni. Tyle powiem.

Vegas: Interesujące...

Tay: Wszystko jedno. Muszę się rozłączyć... Przyjdę, kiedy mi się zachce.

"Dobrze, tylko zrób to szybko... Tęsknię za Tobą." - szepnął do siebie Vegas, jakby nie chciał potwierdzić na głos, że tęskni za Tayem.

Tay: W porządku. Obiecuję, że to nie potrwa długo.

***

Minęło kilka dni od ich ostatniej rozmowy telefonicznej...

Vegas straszliwie za nim tęsknił. Chciał go. Chciał poczuć jego ciało. Nie mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo pragnie go przelecieć, ale był zbyt zażenowany, żeby nawet przyznać się sam przed sobą do tych myśli.
Dlatego też nie dzwonił żeby zapytać o powód zniknięcia Taya na te kilka dni.

Vegas powstrzymywał się, czekając na jego wizytę. Od jego ostatniej aktywności seksualnej minął już prawie tydzień. Członek Vegasa był tak wrażliwy, że niedawno stwardniał tylko od kropli gorącej wody pod prysznicem. Tak cholernie chciał zrobić sobie dobrze, ale walczył z tą potrzebą z całych sił.

Nie miał żadnego powodu by się powstrzymywać, ale po prostu... czekanie na chłopaka było ekscytujące.
Pragnął czegoś prawdziwego. Masturbacja nie podniecała go już tak bardzo.

***

Minęło jeszcze kilka dni...

Vegas czekał. Bóg mu świadkiem jak długo czekał, ale Tay się nie pojawił.
Chciał do niego zadzwonić.
Chciał mu powiedzieć "Tay, cierpię, i tylko Ty możesz złagodzić mój ból. Tylko Ty możesz dać mi to, czego potrzebuję. Proszę, przyjdź. Tęsknię za Twoim dotykiem. Tęsknię za całym TOBĄ."

Tym co go hamowało, było jego własne ego. On jest Vegasem. Nie szuka nikogo!

Postanowił się zemścić. Było około 20:00. Vegas zaplanował sobie wyjście, ale nie miał jakiegoś konkretnego celu. Wziął prysznic, wyszedł z łazienki i się ubrał.

***

VEGAS' POV

Chciałem zadzwonić do Taya i poprosić go, żeby przyszedł do mnie albo spotkał się zemną gdzieś na zewnątrz. Chciałem go zobaczyć. Chciałem ukarać go za to, że zmusił mnie do czekania. Kto mu dał prawo? Kto dał mu prawo, żeby zadawać mi tyle bólu?! Kto dał mu prawo, żeby stał się jedynym facetem, z którym chcę się pieprzyć? Jakim cudem tak mnie wkurzył? To, jak bardzo pragnąłem skończyć w nim i tylko w nim było irytujące.

***

Vegas tonął w myślach przez jakiś czas, po czym podszedł do szafy stojącej w rogu pokoju. Przeglądał jej zawartość szukając czegoś spośród wielu zabawek. Nawet nie wiedział czego dokładnie szuka. Jego spojrzenie zatrzymało się dłużej na zestawie sond. Chwycił go i wrócił prosto na krzesło obok łóżka.
Patrzył dość długo na przedmioty trzymane w dłoni. Nigdy wcześniej tego nie próbował więc... dlaczego teraz?

Tego nie wiedział... Wiedział tylko tyle, że musi się teraz dotknąć.

Jego niepewność co do tego pomysłu sięgała zenitu. Zastanawiał się czy powinien użyć tego zestawu, czy też nie. W sumie, dlaczego nie? Może będzie to przyjemne, a może okaże się ekscytujące. Potrzebował dodatkowego bodźca, gdzyż masturbacja zaczęła być dla niego nudna.

Wziął średniej wielkości pręt. Zawahał się, nim wsunął go w środek swojego penisa. Wrzasnął - głośno. Pręt nie był nawet taki duży, ale włożenie czegokolwiek do wnętrza penisa może sprawić, że ciało zadrży, nawet jeśli jest to coś tak cienkiego jak pojedynczy włos.

Robił to co robił, ale nie rozebrał się do naga. Jego koszula była rozpięta, ukazując dość umięśnione ciało. Spodnie opuścił nieco w dół, odsłaniając penisa i jądra.

Potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić się do nowego, a zarazem interesującego uczucia. Powoli zaczął przesuwać pręt w górę i w dół. To było dziwne wrażenie, z którym stopniowo zaczął się oswajać.

Głęboko tonął w przyjemności, gdy nagle...

"Niespodzianka!" - wykrzyknął Tay wchodząc do pomieszczenia i wprawiając tym nagłym wejściem Vegasa w osłupienie.

"Cholera! Co Ty tutaj robisz?! I co do kurwy nędzy masz na sobie?!" - zapytał Vegas będąc w szoku no bo... przed jego oczami pojawił się Tay w przebraniu policjanta.

Tay: To jest właśnie ta niespodzianka, którą Ci przygotowałem! Chciałem trochę przebieranek, więc pomyślałem, że przebiorę się za policjanta i będę udawał że przyłapuje Cię na robieniu czegoś nielegalnego, ale... nigdy bym nie pomyślał, że faktycznie nakryje Cię na czymś tak niegrzecznym!

Vegas: Powinieneś najpierw zadzwonić.

Tay: Wtedy nie byłaby to niespodzianka, racja? Powiedz... Podobam Ci się w takim wydaniu?

Vegas: Taaa... Wyglądasz... uhmm... męsko.

Tay: Dokładnie. Jak widzisz, ja też mam tą męską stronę.

Vegas: Pasuje Ci ona.

Tay: A teraz muszę wiedzieć, co Ty tam tak właściwie robisz, co?

"Umm... uhh.. nic." - powiedział Vegas próbując zakryć dłonią swoje krocze.

Tay: Oh, Vegas... Zabawiasz się sam ze sobą skarbie?

Vegas nie odpowiedział...

Tay: Ej, czekaj! Co Ty tam masz? O kurwa! Czy to jest zestaw sond do cewki moczowej?

Vegas: Zamknij się!

Tay: Dlaczego to sobie robisz kochanie?

Vegas: Bez powodu, po prostu chciałem tego spróbować.

Tay: Nie... Ktoś mnie nauczył, że za każdym powodem kryje się jakaś przyczyna, a więc?

Vegas: To nic takiego. Mówiłem Ci już... Chciałem czegoś nowego.

Tay: Myślę, że robisz to po to, bo cholernie pragniesz się zadowolić, ale... Nie masz na tyle odwagi by użyć dilda. Czy dobrze mi się wydaje?

Vegas: Nonsens!

Tay: W takim razie mi to wytłumacz. Nie będę Cię oceniać.

Vegas: Tay... No dobra, słuchaj. Nigdy w życiu nie wkładałem sobie niczego do tyłka. Tak, myślałem o tym przez chwilę, ale nie, jednak nie...

Tay: Czemu skarbie? To jest takie dobre uczucie. Może ja mógłbym Ci w tym pomóc?

Vegas: Ty pomóc mi?

Tay: No z dildem.

Vegas: Masz świadomość, że to się nigdy nie wydarzy?

Tay: Daj spokój, to przecież nic takiego.

Vegas: To właśnie jest COŚ takiego.

Tay: To będzie prawie jak rozciąganie palcami... Ty mi to ciągle robisz.

Vegas: Owszem robię to, bo Ty jesteś do tego przyzwyczajony - ja nie!

Tay: Może Ty też się do tego przyzwyczaisz.

Vegas: Powtórzę raz jeszcze, NIGDY W ŻYCIU, zrozumiałeś?

Tay: Daj spokój, Vegas. Tylko raz...Nie zrobię tego ponownie, no chyba że sam mnie o to poprosisz.

Vegas: Tay...

"A teraz pozwól mi wyciągnąć ten kawałek stali z Twojego biednego penisa..." - powiedział Tay zbliżając się do krzesła. Chłopak usiadł na kolanach Vegasa z zamiarem pozbycia się prętu.

Wzrok Vegasa był skupiony na twarzy Taya. To była, no cóż... Najpiękniejsza buźka, jaką kiedykolwiek miał okazję oglądać. Uwielbiał niewinny wyraz twarzy chłopaka oraz fakt, jak często był przez niego zaskakiwany w łóżku... Ta niewinna twarzyczka potrafiła zmieniać się podczas seksu w kurewsko potrzebującą... Ah, to jego rozbiegane spojrzenie...

Tay powoli wyciągnął ciało obce z penisa Vegasa, na co ten głośno westchnął. Nie mógł zaprzeczyć, że spodobało mu się to uczucie.

Tay: Ściągnę z Ciebie ubrania, dobrze?

Vegas: W porządku.

Tay zaczął rozbierać Vegasa pozbywając się części garderoby jedno po drugim... Przygryzał wargę za każdym razem, gdy kawałek skóry chłopaka zostawał odkryty...

Vegas był definicją gorąca. Jego ciało posiadało odpowiednią ilość mięśni, niezbyt masywne, ale też nie za chude. Perfekcyjnie nadawałby się na modela.

Tay zaczął omiatać pojrzeniem od stóp do głów siedzącą przed nim boską sylwetkę, zatrzymując się chwilę dłużej na penisie...

A penis Vegasa... to już w ogóle inna historia.

Tay mógłby przysiąść, że przyrodzenie chłopaka jest największym jakie do tej pory w swoim życiu widział, włączając w to rozliczenie nawet gwiazdy porno. Był to starannie obrzezany fiut, ogromny pod względem wielkości i szerokości. Wyróżniający się delikatnie kolorem, będąc odrobinę ciemniejszy od reszty skóry, ale wciąż idealnie wpasowujący się w jej odcień. Dwie, potężne żyły pojawiały się w momencie erekcji, wskazując na siłę dopływu krwi do tego mięśnia. Jego kształt był również idealny w każdym calu - prosty, bez żadnego zakrzywienia. Główka była różowa, przyjemnie się ją dotykało i wspaniale prezentowała się kiedy miało się ją między swoimi palcami. Jądra również były jednakowej wielkości. To był taki typowy, nierelaistycznie piękny penis, jakiego można ujrzeć tylko w manhwach.
Był naprawdę idealny, pod każdym względem.

Tay zaczął przypominać sobie pierwszy raz z Vegasem. Wiedział już wcześniej, że Vegas jest w tym dobry, ale... nigdy by nie pomyślał, że jest najlepszy. Vegas wiedział jak postępować z ciałem kobiety, a także mężczyzny. Nawet jeśli kobiety nie podobały mu się aż tak bardzo, to i tak zajął się kilkoma.

Pewnego dnia, kiedy Vegas był w barze, jedna z Pań podążała za nim przez cały wieczór, gdyż chłopak wpadł jej w oko i chciała od niego coś więcej. Vegas powiedział jej, że jest gejem, ale ona nie akceptowała jego odmowy. Zaprowadził ją więc do łazienki i dał jej trzydzieści minut seksu, którego nie zapomni do końca swojego życia. Oczywiście że Vegas dałby radę dłużej niż pół godziny, aczkolwiek nie chciał marnować na nią więcej swojego czasu. Vegas doskonale pamiętał słowa, które kobieta wypowiedziała rozmawiając ze swoją przyjaciółką "CHOLERA! JEDEN GEJ WYPIEPRZYŁ MNIE LEPIEJ, NIŻ WSZYSCY RAZEM WZIĘCI HETERYCY Z KTÓRYMI SPAŁAM..."

Tay był rozproszony ciałem Vegasa, które uwodziło go do granic możliwości... Udało mu się jednak odzyskać koncentrację.

Tay: Vegas... Zostałeś przyłapany na gorącym uczynku. Co taki policjant jak ja powinien z Tobą teraz zrobić, co?

Vegas: Panie Władzo, a co Pan chciałby zrobić?

Tay: Przecież wiesz, że-

Vegas: -coś innego niż to!

Tay: Ta glina chce tylko tego...

Vegas: Nie ma mowy!

Tay: Nie wydaje mi się, żebyś był w odpowiedniej pozycji by mówić nie.

Vegas: Nie mogę uwierzyć, jak zwykłe przebranie zrobiło z Ciebie takiego dominanta!

Tay: Vegas, mówiłem Ci już. To jest moje jedno oblicze, których mam wiele. Ty po prostu jeszcze ich nie odkryłeś.

Vegas: To konkretne jest bardzo intrygujące.

Tay: W takim razie mi się poddaj.

Vegas: Okay, ale... Nie ma mowy byś wziął dildo. Twoje palce powinny wystarczyć.

Tay: Poproś.

Vegas: Poprosić o co?

Tay: Wiesz co będziemy za chwilę robić. Chcę usłyszeć od Ciebie, jak bardzo mnie o to błagasz.

Vegas nie był osobą, która kogoś o coś błaga, nie zrobiłby tego nawet jeśli ceną byłoby jego życie, ale... coś w nowym wyglądzie Taya sprawiło, że Vegas chciał się poczuć zdominowany, chociaż tak troszeczkę... choćby przez krótką chwilę...

Vegas: Rozciągnij mnie, proszę... Tay...

Tay: O kurwa! Pojęcia nie masz, jak bardzo pragnąłem usłyszeć jak mówisz coś w tym stylu. Sądziłem, że ten dzień nigdy nie nadejdzie.

Vegas: Zamierzasz to zrobić, czy będziesz tylko gadać?

Tay: Zrobię to, skarbie... Pozwól mi tylko ściągnąć z siebie ten uniform.

Tay zaczął się rozbierać. Pozbył się całego stroju zostając tylko w bieliźnie.

Tay: Chcesz w sypialni na łóżku?

Vegas: Nie. Możemy zostać tutaj.

Tay: Jak sobie życzysz. Pójdę tylko dla Ciebie po lubrykant.

Vegas: Ale tylko palce, okey?

Tay: Wiem kochanie, spokojnie... Muszę wziąć żel, bo Twoja dziewicza dupcia potrzebuję nawilżenia nawet dla jednego paluszka.

Vegas: Dobrze, zajmij się tym.

Tay odszedł na chwilę do szafki nocnej Vegasa, czyli tam gdzie ten zazwyczaj trzymał takie rzeczy. Sięgnął po lubrykant i wrócił z powrotem do krzesełka.

"Rozszerz dla mnie trochę swoje nóżki..." - powiedział Tay zbliżając jedną dłoń do dziurki Vegasa. Wylał trochę żelu na palce drugiej ręki...

Vegasa to onieśmieliło, więc nawet się nie poruszył. To był pierwszy raz w jego życiu, gdy doświadczał czegoś takiego. Siedział nieruchomo, przez co Tay sam musiał rozłożyć jego nogi.

Tay: Powoli włożę teraz jeden palec, okey?

Vegas pokiwał głową na zgodę. Wzdrygnął się, kiedy poczuł jak coś obcego znajduje się w jego wnętrzu.

Tay: W porządku?

Vegas: Uh... Ja... n-n-nie czuję się zbytnio komfortowo...

Tay: Za pierwszym razem zawsze musisz sobie dać czas, by się przyzwyczaić.

Vegas nie był pewny, jak się w tym momencie czuje. Jedyne co wiedział, to że nigdy wcześniej nie pozwoliłby nikomu zrobić sobie coś takiego, ale... Tay jest inny. Tay zasługuje na to, by złamać swoje złote zasady w łóżku i wyzwolić z siebie tą wrażliwszą stronę.

Tay: Pozwól, by mój drugi palec wślizgnął się do Twojej dziurki... Trochę zaboli... zgadzasz się?

Vegas: Tay, proszę przestań.

Tay zignorował prośbę Vegasa i po chwili jego dwa palce znalazły się w środku.

Vegas: uh... aaah..

Tay: Wiem, że Ci się to podoba, Vegas. Nieważne jak bardzo próbujesz to ukryć, ja i tak wiem, że sprawiam Ci teraz przyjemność.

Vegas nie był w stanie zaprzeczyć, ponieważ to co powiedział Tay było prawdą. Zaczął dosłownie przeciekać, prejakulat lśnił na główce jego penisa... Podobało mu się to, ale wciąż nie potrafił się do tego przyznać.

Tay: Czas dodać kolejny...

Vegas: Nie. Tyle wystarczy.

Tay: Serio, Vegas? Poddajesz się po trzech, małych paluszkach? Aż trudno uwierzyć, że jesteś taką cipą.

Vegas: Oj, już ja Ci zaraz pokażę kto jest tutaj cipą.

Vegas wyciągnął z siebie jego palce, wstał z krzesełka, podniósł Taya i rzucił nim na łóżko.

Tay nazywając Vegasa w ten sposób miał świadomość, że zalezie mu tym za skórę. Przekonał się o tym dosłownie sekundę później, gdy Vegas wręcz rozerwał jego bokserki.

Tay: Hey... spokojnie...

Vegas: Obiecałem, że Ci udowodnię, kto z naszej dwójki jest tutaj pizdą.

Vegas ustawił się pomiędzy nogami Taya, które uniósł do góry opierając je na swoich ramionach. Poruszał przez chwilę dłonią na swoim penisie, wsunął na niego prezerwatywę i naparł nim na wejście chłopaka.

Tay: Czekaj... jest za sucho.

Vegas: Dla Ciebie nie ma lubrykantu.

Tay: No weź... Vegas, trochę czasu minęło odkąd to robiliśmy. Wiesz że potrzebuje odrobiny nawilżenia...

Vegas: No cóż, będziesz musiał sobie jakoś poradzić bez niego.

Vegas wbił się gwałtownie całą swoją długością, na co Tay aż krzyknął z bólu. Nie było ważne ile razy wcześniej ze sobą spali... Pierwsze pchnięcie Vegasa zawsze bolało jak skurwysyn...

Tay: Ahhh... Vegas spokojniej...

Vegas: Kochanie... Dziwki takie jak Ty nie mogą być brane na spokojnie.

Tay był zamroczony bólem a zarazem przyjemnością. To działo się za każdym razem gdy spał z Vegasem. Zawsze była to mieszanka cierpienia i rozkoszy. I tak jak Tay był do tego przyzwyczajony, tak czasami było to dla niego zbyt wiele. Penis Vegasa nie jest czymś, do czego ot tak można się łatwo przyzwyczaić. Na to potrzeba dużo czasu...

Tay: Vegas, zwolnij trochę.

Vegas: Kto jest cipką, huh?

Tay milczał...

Vegas: Odpowiedz mi.

Tay: Ja jestem... Vegas, ja wiem... Wiem, że nie jestem nawet w połowie tak męski jak Ty...

Vegas: Dobry chłopczyk... Cieszę się, że znasz swoją wartość. Przyjmij mnie teraz w sobie jak powinien zrobić to stuprocentowy facet, a nie jak jakaś pizda, którą w połowie jesteś.

Vegas uderzał pośpiesznie wchodząc głębiej i mocniej. Ból był intensywny, tak samo jak i przyjemność.
Tay czuł, jakby całe jego ciało rozrywane było przez jakieś monstrum. Vegas był naprawdę oschły w sprawach seksu, a odpowiednio użyte słowa mogły wywołać w nim prawdziwą potworność.

Tay: Proszę Cię, Vegas... Błagam... Czy mógłbyś trochę przystopować?

Vegas: Musisz być dobrym chłopcem i to wytrzymać, Tay. W końcu sam sobie na to zasłużyłeś.

Tay: Przysięgam, że staram się być dla Ciebie dobrym chłopcem...

Vegas: Jeśli naprawdę próbujesz nim być, chcę usłyszeć jak o tym mówisz. Kim jesteś?

Tay: Dobrym chł-chłopcem.

Vegas: Czyim dobrym chłopcem jesteś?

Tay: Twoim.

Vegas: A co robią dobzi chłopcy?

Tay: Robią to, co się im mówi.

Vegas: A co ja Ci powiedziedziałem?

Tay: Że mam to wytrzymać.

Vegas: Jak kto?

Tay: Jak mężczyzna. Kazałeś mi się zachowywać jak mężczyzna.

Vegas: Więc teraz chcę, byś się właśnie tak zachowywał, jasne?

Tay: Tak.

Vegas: I przyjmiesz mnie nieważne jak mocno będę Cię pieprzył, prawda?

Tay: T-tak...

Vegas: Jesteś takim grzecznym chłopcem, Tay... Posłuszny wszystkiemu co wymaga od Ciebie Twój mężczyzna...

Tay: Staram się...

Vegas zwolnił swoje ruchy w odpowiedzi na posłuszeństwo Taya. Tay w końcu był w stanie wziąć głęboki oddech i czerpać przyjemność z delikatnych pchnięć wewnątrz swojej dziurki.

Vegas zniżył się do szyi Taya i szepnął "Kocham to uczucie, kiedy w Tobie jestem, Tay... Kiedy Twoje ścianki zaciskają się na moim kutasie... To jest jak niebo na ziemi..."

Tay: Czy mógłbyś mnie pocałować? I dotknąć mojego ciała? Stęskniłem się za Twoim dotykiem, Vegas.

Vegas: Zrobię wszystko, czego tylko mój chłopczyk potrzebuje.

Vegas przycisnął swoje usta do miękkich warg Taya, delikatnie całując go w rytmie, który pasował do tempa jakie nadawał swoim penisem. Tay od razu odwzajemnił pocałunek, zasysając się ładnie na nabrzmiałej, dolnej wardze Vegasa. Tay był wręcz spragniony jego pocałunków...

Vegas: Chcę poczuć Twój języczek... wysuń go dla mnie.

Tay, jak na grzecznego chłopca przystało zrobił to, o co został poproszony. Wysunął śliski mięsień dla Vegasa. Vegas ustąpił miejsca swojemu własnemu językowi, który wkroczył do ust Taya i już go stamtąd nie wypuszczał. Ich języki powoli, ale namiętnie tańczyły razem jak w jakimś musicalu.

Przerwali pocałunek dopiero wtedy, gdy obojgu zabrakło tchu.
Vegas chłonął powietrze, składając jednocześnie wiele delikatnych pocałunków na różnych częściach ciała Taya: jego szyi, klatce piersiowej, miękkich mięśniach brzucha, a nawet pępku.

Tay był przytłoczony dotykiem, który Vegas profesjonalnie pozostawiał na jego ciele.

Vegas: Spójrz na swoją twarz, jest cała czerwona... Nie potrafisz dać sobie rady podczas naszej niewinnej zabawy?

Tay: Nazywasz to niewinną zabawą?

Vegas: Skoro tak, to wydaje mi się, że musisz zobaczyć jak wygląda ze mną ostra jazda.

Vegas przyśpieszył do maksimum kontynuując penetracje. Tay krzyczał przy każdym pchnięciu, a Vegas za każdym razem wchodził w niego głębiej. Nagle Tay poczuł pieczenie w dziurce i sięgnął dłońmi w bolące miejsce.

Tay: V-vegas... Wydaje mi się, że krwawię...

Vegas: Kurwa... Dobrze, już przestaję...

Tay: Nie, nie rób tego! Wciąż chcę, żebyś we mnie był...

Vegas: Nawet kiedy krwawisz, wciąż chcesz być jebany? Tay! Nie mogę uwierzyć jaką dziwką jesteś.

Tay: Po prostu zwolnij do cholery, dobrze?

Vegas: Dobrze, kochanie... Jestem już blisko...

Vegas przywrócił powolne tempo, wchodząc delikatnie, aczkolwiek dość głęboko. Vegas po prostu nie wiedział, jak daleko może się posunąć. Potrafił kontrolować prędkość, ale głębokość? Nie. Jego penis samoczynnie wnikał coraz dalej bez żadnego wysiłku.

Vegas: Czy tak jest w porządku?

Tay: Tak, proszę, właśnie w ten sposób.

Vegas: Dobrze, kochanie... Wiem, że Cię boli. Jeszcze kilka minut, proszę... dasz radę? Obiecuję, że potem pozwolę Ci odpocząć.

Tay: Dobrze. Uhh... Pomógłbyś mi dojść? Nie jestem w stanie unieść rąk.

Vegas: Oczywiście skarbie. Nie musisz mnie o to prosić.

Vegas utrzymywał stałe tempo, sięgając dłonią po członek Taya. Okrążył opuszkiem kciuka jego główkę. Tay westchnął w reakcji na dotyk. Krople prejakulatu pokryły jego twardego już penisa.

Tay nie spodziewał się tego, co Vegas zrobi następnie. Vegas podniósł swój oblepiony od prejakulatu kciuk i dokładnie go oblizał. Zadbał o to, żeby ten gest wyglądał seksownie. Powoli wsunął palca do ust i dokładnie się na nim zassał, sprawiając, że Tay jęknął na widok tak erotycznego spektaklu. To co zrobił Vegas było najbardziej podniecającą rzeczą, jakiej Tay był kiedykolwiek świadkiem.

Vegas: Smakujesz dobrze kochanie, tak słodko.

Tay: Podoba Ci się?

Vegas: Uwielbiam to! Jak mogłoby mi się to nie podobać?

Tay: Kurwa. Vegas, zaraz dojdę...

Vegas: Zrób to... spuść się dla mnie.

"Uhh- Vegas.. ahhh cholera tak..." - wyszeptał Tay, wyrzucając całą porcję nasienia, rozpryskując go wszędzie...

Vegas: Dobrze, kochanie?

Tay: Uh... tak...

Vegas: Muszę trochę mocniej, żeby móc skończyć... czy to w porządku? Jestem tak blisko, obiecuję.

Tay: Proszę, zrób to szybko. Boli mnie.

Vegas nie tracił czasu. Pchał mocniej, kilkukrotnie trafiając w prostatę chłopaka nim wytrysnął, po czym padł na łóżko ciężko dysząc. Tak samo zrobił Tay. Obojgu brakowało powietrza.

Tay: Kocham to uczucie, kiedy się we mnie spuszczasz, Vegas. Uwielbiam, kiedy Twoja gorąca sperma jest wewnątrz...

Vegas: Następnym razem zdejmę prezerwatywę, abyś mógł to poczuć naprawdę.

Przez około pięć minut leżeli nieruchomo. Następnie Vegas wstał, podniósł Taya i umieścił go na kanapie.

"Trzymaj, weź je i się wyczyść..." - powiedział Vegas podając Tayowi czyste ręczniki, a sam poszedł zmienić brudną od spermy i krwi pościel.

Vegas podszedł ponownie do Taya, podniósł go z kanapy, przełożył na łóżko kładąc się obok niego.

Tay: Jest w porządku, naprawdę... Nic mi się nie stało. Po prostu muszę przez chwilę odpocząć.

Vegas: Kochanie, czy jesteś na mnie zły? Wiem, że powinienem był przestać. Przepraszam.

Tay: Pozwoliłem Ci na to, więc jest okey.

Vegas: Tay?

Tay: Tak?

Vegas: Dziękuję Ci.

Tay: Za co?

Vegas: Za to, że jesteś blisko. Każdy zawsze ode mnie odchodzi, ale Ty zostałeś, więc Ci za to dziękuję.

Tay: Nigdzie się nie wybieram Vegas. Jestem tu też dla siebie, wiesz? Tak bardzo Cię potrzebuję...

Oczy Vegasa zaszły łzami. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś pokocha go tak jak Tay. Nigdy nie czuł, że zasługuje na miłość. Jego matka nigdy nie była obecna. Jego ojciec zawsze nim gardził. Główna rodzina go nienawidziła. W jego życiu nie działo się nic dobrego, nie było nikogo oprócz Macau. Jego brat był jedyną osobą która wiedziała, że Vegas nie jest potworem. A teraz do tego grona dołączył jeszcze Tay. Vegas czuł, że mógłby porzucić cały świat tylko dla ich dwójki.

Vegas objął ramionami pięknego mężczyznę i oboje leżeli wtuleni w siebie, bez słowa celebrując ten moment.

Kiedy Tay sięgnął ręką na stolik nocny w celu wzięcia trochę wody, jego ręka natknęła się na okulary.

Tay: Czy to twoje?

Vegas: Tak.

Tay: Jakim cudem nigdy Cię w nich nie widziałem?

Vegas: Noszę je tylko do czytania.

Tay: Czy możesz je dla mnie założyć?

Vegas zgodził się skinieniem, po czym Tay chwycił okulary i wsunął je Vegasowi na nos.

Tay: O kurwa! Wyglądasz jak seksowny profesor.

Vegas: Zawsze wyglądam seksownie.

Tay: No tak, ale teraz wyglądasz wyjątkowo świetnie, aż mam ochotę się z Tobą znowu pieprzyć...

Vegas: Spokojnie, kochanie, przelecę Cię ponownie, o to się nie martw, ale teraz musisz odpocząć.

Tay: Nie potrafisz się bawić.

Vegas: Doskonale wiesz, że jestem długodystansowcem, ale... czy jesteś pewien, że Twój organizm wytrzyma drugą rundę?

Tay: Prawdopodobnie nie, ale jestem gotowy by zaryzykować, a jeśli coś pójdzie nie tak, po prostu wezwiemy tego lekarza o którym wcześniej wspominałeś.

Vegas: Chodź tutaj... Zamierzam Cię teraz zerżnąć.

Tay: Tylko zostaw na nosie te okulary, dobrze?

Vegas: Zaangażowałeś się w przebieranki, co? Może następnym razem przebiorę się specjalnie dla Ciebie za prawdziwego profesora?

Tay: Oj, tak. Proszę, zrób to.

Vegas położył się na Tayu i zaczął go całować w randomowych miejscach, zaczynając od czoła i schodząc aż do palców u stóp. Oboje byli gotowi na powtórkę. Ich popęd seksualny wzrastał do momentu, aż Vegas znów nie wystrzelił swojej rakiety głęboko wewnątrz Taya.

Noc trwała aż do rana. Vegas wzniósł się na szczyt wraz ze swoim wspaniałym chłopcem... Tay był kompletnie wyczerpany... Był cholernie wyczerpany ale też zadowolony.

Vegas w życiu codziennym jest zazwyczaj wiecznie zajęty, więc jeśli tylko Tay ma okazję być z nim na osobności, wykorzystuje ją w pełni. Nie chce marnować ani minuty z ich wspólnego czasu. Tay uzależnił się od Vegasa. Z Vegasem również było podobnie. Vegas pragnął być z nim tak samo mocno...

***
TAY'S POV

Boże, jestem tak wdzięczny za noc, w którą Time mnie zdradził!

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro