3. Vegas ♡ Kinn <>
Vegas był wściekły po aukcji, w której oboje z Kinnem walczyli o zwycięstwo. Niestety Vegas musiał się obejść wygraną, gdyż to właśnie Kinn jej zasmakował.
Vegas udał się do toalety aby zmyć z siebie całą tą złość i uciec od swojego fiaska.
W tym samym czasie Kinn świętował sukces, opijając go z Tay'em i Timem. Po kilku wypitych drinkach siła wyższa wezwała go do ubikacji...
... I tak. Spotkał tam Vegasa.
Kinn: Wciąż tu jesteś? Myślę, że masz problem z zaakceptowaniem swojej własnej porażki, co?
Vegas: Pieprz się Kinn. To tylko maleńka wygrana.
Kinn: Maleńka? W takim razie... Co nazwiesz dużą wygraną?
Vegas: Twoją śmierć. <<Vegas wymamrotał pod nosem>>
Kinn: Szukasz zaczepki?
Vegas: Jak dla mnie to Ty jesteś tym, który chce się pokłócić. Musisz w końcu przyznać, mój Ty wspaniały kuzynie, że tak naprawdę chcesz zobaczyć jaki ostry mogę być w stosunku do Ciebie... <<Vegas mrugnął do niego zaczepnie>>
Kinn: Ty sukinkocie! Czy Ty naprawdę postradałeś zmysły?
Kinn wymierzył pierwszy cios, trafiając nim Vegasa w twarz.
Vegas: Ty. Jesteś. Kurwa. Idiotą!
Vegas mu oddał i tak się zaczęło. Kłócili się ze sobą jeszcze kilka minut, dopóki ochroniarze Kinna nie wszczęli alarmu słysząc to całe zamieszanie. Wysłali Pete'a by sprawdził co to za hałasy.
Pete wszedł do pomieszczenia...
Pete: Panie Kinn... Panie Vegasie... Proszę, przestańcie.
Kinn: Pete, trzymaj się od tego z daleka.
Pete: Ale proszę Pana, przecież muszę pomóc.
Kinn: Nie waż się w to wtrącać! Sam sobie z nim poradzę. Wyjdź.
Pete: Tak jest szefie. <<Powiedział Pete wychodząc i zamykając za sobą drzwi.>>
Vegas: Coś mi się wydaję, że jednak powinieneś skorzystać z pomocy. Nie pozwolę Ci tak łatwo odejść...
Vegas kopnął Kinna w krocze...
Kinn: Ouchhh!
Kinn z automatu złapał Vegasa za penisa z zamiarem ściśnięcia go tak mocno, by ten omamiony przez ból go w końcu wypuścił...
Ku zaskoczeniu wszystkich Kinn odkrył, że męskość chłopaka żyje własnym życiem.
Kinn: Dlaczego Ci stoi?!
Vegas: Nie stoi!
Kinn: Mam go teraz w swojej garści i przecież mówię Ci, że jest twardy jak skała!
Vegas: Umm... uh. Ja...-
Kinn: ...-Awww jak uroczo... Czyżby "Pan Vegas zawsze mam rację" troszeczkę zbyt mocno się podekscytował w reakcji na mój dotyk?
Vegas: Kinn, zamknij się! To nie jest coś, z czego powinno się żartować.
Vegas: A jeśli się nie zamknę, co wtedy zrobisz? Ty napalony sukinsynie... Huh?
Vegas: Kinn! Ostrzegam Cię.
Kinn: Masz na mnie ochotę, czy o co chodzi?
Vegas: Stul pysk!
Kinn nie dawał za wygraną i do tej pory nie puścił trzymanego w dłoniach penisa...
Kinn: Nie zabiorę swojej ręki, dopóki tego nie przyznasz.
Vegas: O czym Ty mówisz?
Kinn: O tym, że Cię podnieciłem.
Kinn ścisnął jego jądra trochę zbyt mocno, zmuszając Vegasa do krzyku...
Vegas: No dobra, może odrobinę.
Kinn: Czekaj... Mówisz serio? Bo ja... Nie miałem takiego zamiaru. Nigdy bym się nie spodziewał, że usłyszę Twoje "Tak."
Vegas: Nie wiem... Cóż... Niektóre rzeczy w naszym oschłym zachowaniu wydają się być zmysłowe...
Kinn: Ale to i tak wciąż... Nigdy nie przypuszczałem, że odpowiesz mi na takie pytanie twierdząco.
Vegas: Znajdź kogoś, kto ściśnie Twojego penisa i poniżej niego. Poczujesz się wtedy zagrożony i gwarantuje Ci, że wyśpiewasz wszystko co będą tylko chcieli od Ciebie wyciągnąć.
Kinn: Niekoniecznie, mówiłem Ci już. Moja tolerancja na ból jest wysoka.
Vegas: Widzę, że to i tak zmierza w jednym kierunku... Myślę więc, że powinniśmy sprawdzić tą teorię na sobie.
Kinn: Pokaż co potrafisz...
Vegas stłamsił dłonią męskość chłopaka tak mocno, jakby od tego zależało jego własne życie.
Kinn: Ughh...
Vegas ścisnął jeszcze mocniej...
Kinn: Okay, przestań już.
Vegas: Zanim to zrobię, powiedz mi... W Twoim mniemaniu jestem gorący?
Kinn: Przymknij się...
"Odpowiedz mi." Zażądał Vegas wzmacniając ucisk.
Kinn: Uh... Taaa, jesteś.
Vegas: A teraz powiedz... Chcesz, abym Cię zerżnął?
Kinn: Nie ma takiej opcji!
Vegas: Nie testuj mojej cierpliwości Kinn. Jeśli dorwę się do Twoich klejnotów to obiecuję, że jeden z nich zabiorę sobie na pamiątkę.
Kinn: Dobra, już... Chcę Cię pieprzyć.
Vegas: Nie skarbie, źle mnie zrozumiałeś. Chcę, abyś to Ty mnie mnie o to zapytał.
Kinn: Daj spokój Vegas, wystarczy...
Vegas poszedł na całość biorąc w dłonie każde z wartościowych kulek, ściskając je tak mocno, jakby chciał je z niego wycisnąć.
Kinn <<z odczuciem bólu>> : Vegas, chcesz mnie przelecieć?
Vegas: Tak, kurewsko tego pragnę.
Kinn: Masz co chciałeś. Powiedziałem to. Teraz mnie puść.
Vegas: Z tym, że widzisz... Ja nie żartowałem. Naprawdę chcę się z Tobą pieprzyć.
Kinn: Vegas, poddaję się. Skończmy już z tym, wróćmy do domu i udawajmy, że to się nigdy nie wydarzyło.
Vegas: No dalej, ej... Oboje męczymy się z erekcją. Po co marnować tak wspaniałą okazję, hmm?
Kinn: Hmm, no nie wiem... Może po to, że oboje jesteśmy kuzynami?
Vegas: Nie obchodzi mnie to. Fantazjowałem o tym od zawsze...
Kinn: Że co??!! Chciałeś mnie mieć już wcześniej?
Vegas: Odkąd tylko pamiętam... Wiem, że w rzeczywistości jesteśmy dla siebie wrogami, ale... Ten fakt sprawia, że kręcisz mnie jeszcze bardziej.
Kinn: Gościu, wiesz przecież, że to jest popieprzone! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego co mówisz.
Vegas: Kinn proszę... Chociaż ten jeden raz pozwól mi Cię mieć...
Vegas pośpiesznie złożył pocałunek na szyi Kinna, podgryzając delikatnie płatek jego ucha.
Vegas doskonale wiedział co robi. Znał najsłabszy punkt swojego rywala. Słabością Kinna były uszy. Był wrażliwy na dotyk jak i zarazem na słowa...
Vegas zaczął szeptać do jego ucha, cały ten czas poruszając dłonią po jego męskości...
"Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić. Byłem z każdym z Twoich byłych kochanków tylko po to, by móc używać czegoś, co Ty już wcześniej zużyłeś. Szaleję za Tobą, Kinn..."
Vegas zmienił pozycję przysuwając swoją twarz do drugiego ucha Kinna. Polizał delikatnie małżowinę, owiewając ją gorącym powietrzem wraz ze słowami -
"Chcę polizać każdy milimetr Twojej skóry...
Pragnę zasmakować całego ciała...
Mam chęć rozkoszować się Twoim zapachem, do którego jestem tak mocno przywiązany...
Proszę, pozwól mi sięgnąć nieba poprzez wejście w Ciebie...
Proszę, pozwól mi Cię pieprzyć... Proszę Kinn... Ja... Błagam Cię o to..."
Kinn doznał czegoś, z czym nigdy wcześniej nie miał do czynienia. Słowa szeptane przez Vegasa dostarczały mu lepszych doznań, niż jakikolwiek seks w jego życiu. Chłopak stracił panowanie nad swoim ciałem, nie potrafiąc dłużej się opierać... Pragnął poczuć na sobie to wszystko, co Vegas chciał z nim zrobić. Chciał doświadczyć tego innego rodzaju przyjemności...
Zdecydował się podjąć ryzyko wypowiadając trzy słowa... "Vegas, pieprz mnie..."
Vegas odwrócił Kinna plecami do siebie.
Vegas: Mam gumki, ale ich nie używam. Chcę wiedzieć, jak to jest być w Tobie. Chcę, żeby Twój tyłek czuł mojego penisa...
Kinn: Nie. To zbyt niebezpieczne.
Vegas: Nie martw się. Dojdę na zewnątrz, ale proszę pozwól, bym dzisiejszej nocy mógł to z Tobą zrobić bez zabezpieczenia.
Kinn: Kurwa! Po prostu to zrób... Nie jestem w stanie myśleć teraz o ochronie.
Vegas splunął na swoje palce i poruszał dłonią po penisie, by chwilę potem zacząć napierać na wejście Kinn'a.
Kinn: Ahhh, czekaj! Kurwa, jak to boli!
Vegas: Jesteś tak cholernie ciasny...
Kinn: Masz świadomość tego, że ja jeszcze nigdy nie...?
Vegas: W takim razie powinienem być delikatny.
Kinn: Tylko na początku... Jak już zaczniesz, możesz być tak ostry jak tylko chcesz...
Vegas: Ja pierdolę... Nawet nie wiesz co Ty ze mną teraz robisz...
Vegas dotrzymał danego słowa i wszedł bardzo powoli, poruszając się delikatnie wewnątrz Kinna. Był pewien obaw, że mógłby rozerwać jego ciasną dziurkę.
Kinn: Nie kurwa... Nie dam rady.
Vegas: Daj sobie chwilę. Jak już raz wejdzie, jestem pewien że pokochasz to uczucie.
Vegas nie przestawał się poruszać, co rusz wchodząc głębiej, pocierając w tym samym czasie sutki chłopaka.
Jest coś czego nie wiemy o Kinnie... Mianowicie są to wrażliwe sutki, które zaraz po uszach są jego drugą słabością. Vegas najwyraźniej o tym wie, bo z każdym pchnięciem nie przestaje się nimi bawić. W ten sposób próbuje zamienić ból odczuwany w dolnych partiach ciała na przyjemność wywołaną delikatnym dotykiem w tych miejscach...
Vegas wsuwał całą swoją długość, tak jak obiecał utrzymując równe tempo. Kiedy jednak usłyszał ciche jęki, wiedział że to jest ten moment, by wbić się mocniej.
Vegas: Jak się czujesz?
Kinn: Jakbym płonął od środka.
Vegas: Uhmm... Tylko uderzanie w prostatę potrafi spowodować takie odczucia.
Kinn już nie raz słyszał, że Vegas jest dobry w łóżku, ale nigdy nie sądził - że może być aż tak dobry. To jest tak, jakby On dokładnie wiedział jakie potrzeby ma osoba którą pieprzy. Krąży dookoła niej chcąc wydobyć jej najskrytsze pragnienia i robi wszytko, by jej to zapewnić.
"W życiu bym nie pomyślał, że tego potrzebuje... Tego, co On ze mną robi... Dodatkowo Vegas uświadomił mi fakt, że ja też prawdopodobnie mogłem na to czekać... nawet jeśli wcześniej tego nie zauważałem." <<Pomyślał Kinn>>
Vegas raz za razem wbijał się w Kinna, z trudem łapiąc powietrze, bowiem to właśnie Vegas był tym, który nie mógł znieść intensywności tego co się miedzy nimi zadziało. Jakby na to nie patrzeć, właśnie spełniało się jego życiowe marzenie.
W pewnym momencie Vegas niespodziewanie się wysunął...
Kinn: Vegas... Doprowadzasz mnie tym do szaleństwa... Jestem już tak blisko. Proszę, nie przestawaj...
Vegas: A kto powiedział, że przestaję? Ja po prostu zmieniam naszą pozycję. Odwróć się do mnie przodem. Chcę móc podziwiać Twoją buźkę.
Kinn spełnił tę prośbę i kiedy już znalazł się twarzą do Vegasa - rzucił się na jego usta z namiętnym pocałunkiem. Kilka kropel krwi pojawiło się na wardze chłopaka, kiedy Kinn przygryzł ją odrobinę zbyt mocno.
Vegas: Nigdy wcześniej nie miałem okazji zasmakować krwawego pocałunku. Coś mi się wydaję, że od dzisiaj będzie On moim ulubionym. Dziękuję Ci...
Vegas dotknął uda Kinna ze słowami "Proszę, rozłóż je przede mną."
Kinn: Ale Vegas...
Vegas: Nie musisz być nieśmiały. Zaszliśmy tak daleko...
Kinn rozchylił nieznacznie swoje uda...
"Tak, właśnie w ten sposób..." Powiedział Vegas ponownie zanurzając się w chłopaku.
Kinn: O kurwa! Czuję Cię głębiej niż wcześniej.
Vegas: Tak, wiem o tym. Chciałem, byś doświadczył tego w pełni.
Vegas posuwał go swoim penisem, podczas gdy On sięgnął do jego szyi delikatnie ją podduszając.
Vegas: Sprawiasz, że jestem tak blisko...
Kinn: Mi też długo nie potrzeba.
Vegas: Daj znać jak będziesz gotowy...
Vegas zaczął uderzać w niego mocniej i bardziej...
Kinn: Veeeggaaass...Aaa-hh... To się już dzieje.
Vegas: Tak dobrze Kinn, ja też... Ja też...
Vegas wyciągnął swoją męskość pracując na niej szybko ręką, by wzbić się na szczyt i dojść wprost na tors kochanka. Kinn wybuchnął chwilę po tym, brudząc spermą swój brzuch...
Klatka piersiowa oraz podbrzusze Kinna pokryte były gorąca spermą. Vegas długo nie będzie mógł wyrzucić z głowy tego widoku. Wiedział, że kiedy po raz kolejny sięgnie ręką do swojego penisa, będzie myślał o scenie, którą ma aktualnie przed oczami...
Vegas: Jak się czujesz?
Kinn: Nie jestem pewien... Nie mogę złapać oddechu, trochę mnie boli, ale czuję się usatysfakcjonowany.
Vegas: ...więc, dobrze się spisałem?
Kinn: Najlepiej...
Vegas: Ah, to był czas mojego życia. Będę o Tobie myślał dopóki znowu się nie spotkamy.
Kinn: Ubierzmy się.
Vegas użył swojej bielizny by zetrzeć spermę z ciała Kinna, oczywiście po tym nie nadawała się już ona do użytku. Kiedy dwójka mężczyzn była już w ubraniach, Vegas schował przesiąknięte spermą bokserki do kieszeni marynarki, nie chcąc wywalać czegoś tak bardzo cennego.
Otworzyli drzwi i wyszli z pomieszczenia.
Kiedy Pete ich dostrzegł mógł zauważyć, że oboje byli troszeczkę spoceni, ale wciąż prezentowali się dobrze.
Ochroniarz odetchnął z ulgą.
"Pan Kinn, Pan Vegas... Cieszę się, że uporządkowaliście swoje sprawy. To dojrzałe podejście."
Vegas: Tak, to co zrobiliśmy było dojrzałe jak diabli...
Kinn: Przymknij się Vegas!
Pete spojrzał na nich będąc zdezorientowany zaistniałą sytuacją.
"Zniknęliście na dobrą godzinę. Pan Tay i Pan Time zdążyli już wyjść. Panie Vegasie, możesz się z nami zabrać. Podwiozę Pana do domu zaraz po tym, jak odstawię pod drzwi Pana Kinna."
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro