12. Vegas ♡ Macau
Macau miewał czasami problemy z zasypianiem, krótko mówiąc - nie spał dobrze, albo wcale. Chłopak nie mogąc zasnąć wędrował zazwyczaj do pokoju Vegasa. Tak też było i tym razem...
***
Wskazówki zegara wskazywały kilka minut po trzeciej... Macau od dobrej godziny przewracał się w łóżku z boku na bok nie mogąc zmrużyć oczu. Macau dobrze wiedział, że Vegas jeszcze nie śpi, dlatego też postanowił udać się do jego przestrzeni, a z resztą... nawet gdyby Vegas spał, to i tak obudziłby się dla swojego małego braciszka, by dotrzymać mu towarzystwa.
Luksusowy pokój Vegasa wyglądał tak, jakby sam w sobie był oddzielnym mieszkaniem. Przestrzeń ta miała kilka pomieszczeń. W głównej sypialni stało łóżko, w drugiej było miejsce przeznaczone na biurko na którym leżała sterta papierkowej roboty, a w kolejnym znajdowała się dość duża łazienka z kabiną prysznicową i wanną.
W pokoju wyznaczony był również ciemny, przestronny kąt, w którym Vegas skrywał podejrzane narzędzia - Bóg raczy widzieć do czego miały one służyć.
"Wejdź..." - Macau zapukał do drzwi, praktycznie od razu otrzymując zaproszenie.
Chłopak wszedł do środka i ujrzał Vegasa leżącego na łóżku bez koszulki. Starszy miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Vegas był jednym z tych facetów, którzy podczas snu stawiają na wolność i wygodę, aczkolwiek wiedząc że nie jest sam w domu, wypracował sobie nawyk noszenia spodni od piżamy i zrzucania z siebie tylko koszulki mając na uwadze, że chodzenie w samej bieliźnie nie jest zbytnio odpowiednie. Aktualnie leżał w łóżku z telefonem w ręku, przewijając palcem po ekranie bez celu... jego oczy domagały się snu.
Macau: P'Vegas, czy mogę spać dzisiaj z Tobą?
Vegas: Oczywiście kochanie. Chodź tutaj.
Vegas skinął na młodszego, żeby przyszedł położyć się obok niego, co ten uczynił. Macau podszedł do łóżka, schował się pod kołdrą i bez ostrzeżenia wcisnął się w ramiona Vegasa.
Vegas: Znowu męczą Cię koszmary?
Macau: Ano, dziś w ogóle nie spałem, ale jeśli już zasnę, to złe sny pewnie i tak powrócą...
Vegas: Jestem obok Ciebie... Obiecuję, że nie będzie dziś żadnych koszmarów.
Macau: Wiesz co... Ostatnimi czasy naprawdę ciężko mi mieć dobrą nockę. Tylko przy Tobie zasypiam czując się bezpiecznie.
Vegas: Możesz do mnie przychodzić, kiedy tylko masz taką potrzebę. Macau, wiesz dobrze, że zawsze tutaj jestem.
Macau: Dziękuję, że pozwalasz mi przy sobie zostać.
Vegas: Masz świadomość, że jesteś cholernie przeuroczy? Nawet gdybym chciał Ci odmówić, nie byłbym w stanie powiedzieć "nie".
Macau: Przymknij się! Nie jestem wcale uroczy.
Vegas: Kochanie... Chcesz mi o nich opowiedzieć? O swoich snach?
Macau: A mógłbym nie? Proszę. Nie chcę o nich teraz rozmawiać...
Vegas: W porządku, nie musisz. Może kiedy indziej.
Vegas pocałował Macau w policzek i pogłaskał go po głowie, by ten poczuł się lepiej i mógł zasnąć.
"Vegas, czy ja też mogę Cię pocałować?" - Macau spojrzał głęboko w oczy Vegasa.
Vegas przypuszczał, że Macau chodzi o buziaka w policzek, że chodzi mu o taki pocałunek, jaki przed chwilą sam dał młodszemu.
"Jasne..." - odpowiedział, po czym Macau go pocałował i nie... nie był to wcale buziak w policzek, którego Vegas był pewien. Macau złożył pocałunek na jego USTACH.
Vegas: MACAU?! Co Ty wyprawiasz?!!
Macau: Nie wiem! Ja po prostu... tak poczułem...
Vegas: To nie jest w porządku Macau. Nie rób tak więcej.
Problem w tym, że... Vegas chciał oddać pocałunek. Oczywiście że odsunął młodszego od siebie i nawet go opieprzył, lecz... w głębi serca pragnął nie musieć rozdzielać ich ust. Totalnie nie rozumiał, dlaczego ten gest nie był dla niego odpychający - choć właśnie taki być powinien.
"Co się ze mną do cholery dzieje? Dlaczego, kurwa... Dleczego mój młodszy brat mnie pocałował? I nosz ja pierdole! Dlaczego do kurwy nędzy mi się to podobało? Co jest ze mną nie tak?! To jest złe!" - myśli w głowie Vegasa nie miały w planach ucichnąć.
Vegas: Uhmm... wybacz, ale muszę iść do łazienki.
"Nie! Zostań..." - powiedział Macau przyciągnąc ramiona Vegasa z powrotem do pozycji leżącej.
Vegas: Dlaczego?
Macau: Nie odchodź. Potrzebuję mieć Cię blisko. Czy proszę o zbyt wiele?
Vegas: Wiesz że zawsze będę blisko Ciebie maluchu, ale proszę nie sprawiaj, żebym miał tego żałować.
Macau: Czemu miałbyś żałować bycia blisko mnie, Vegas?
Vegas: Bycie zbyt blisko zrani i mnie i Ciebie.
Macau: Co dla Ciebie znaczy "zbyt blisko"?
Vegas: Chociażby to, co zrobiłeś przed chwilą. Pocałowałeś mnie.
Macau: I co w związku z tym, że Cię pocałowałem? Ty zrobiłeś mi to samo, zanim ja zrobiłem to Tobie.
Vegas: Pocałowałem Cię w policzek, Macau... a Ty mnie w usta.
Macau: Jest w tym jakaś różnica?
Vegas: Do cholery, wiesz dobrze że jest! W usta całują się ludzie, którzy się kochają.
Macau: Kocham Cię-
Vegas: -ale nie w ten sposób, Mac... To dla ludzi, którzy są zakochani.
Macau: Ja jestem... no i co z tego? Mogę kochać Cię tak, jak tylko zechcę.
Vegas: Chodzi o intymną relację między dwojgiem partnerów...
Macau: Jesteś moim bratem, Vegas! Oczywiście że najbardziej intymne uczucia dzielę z Tobą. Zawsze mnie chronisz, dbasz o mnie... czego jeszcze potrzeba do rozwinięcia intymności?
Vegas: Macau, pocałunki w usta są dla tych, którzy chcą uprawiać ze sobą seks!
Macau: A jeśli przyznam przed Tobą, że tego chcę... jakbyś się z tym poczuł?
Vegas: MACAU!!! Jestem Twoim bratem do cholery! Nawet nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać!
Macau: A czemu nie? Boisz się, że wpadniesz po uszy?
Vegas: Bądź już cicho!
"Czy te Twoje obawy wzrastają gdy zaczynasz myśleć, że mogłoby Ci się to spodobać?" - Macau wskoczył na uda Vegasa siadając okrakiem dokładnie między jego nogami.
Vegas: Ty jesteś jakiś popieprzony!
Macau: Bo? Masz o mnie takie zdanie tylko dlatego, że jestem w stosunku do Ciebie uczciwy? Wiesz dobrze, że ściany w tym domu są cienkie, prawda? Masz pojęcie, ile razy słyszałem jak jęczysz topując nad innymi facetami? A ile razy byłem świadkiem tego, jak chłopcy pod Tobą wręcz krzyczą z rozkoszy?
Vegas: Macau... proszę, proszę przestań.
Macau: Nie. Chcę tego! Chcę tego, czego doświadczasz ze swoimi zabaweczkami. Vegas... Chcę zrobić tak, byś dzięki mnie poczuł się dobrze. Pragnę też byś sprawił, że będę krzyczał Twoje imię będąc zamroczony przyjemnością.
"Błagam Macau... Nie chcę tego słuchać..." - powiedział Vegas rozglądając się wszędzie indziej, byle nie w oczy brata.
Macau: Spójrz na mnie, Vegas... Czy ja nie wyglądam przystojnie? Do tego moje ciało jest nieziemskie. No, może nie aż tak nieziemskie jak Twoje, ale... jest ono na tyle dobre, żebyś przepadł, mam rację?
Vegas unikał kontaktu wzrokowego. Obawiał się, że jego oczy go zdradzą i powiedzą to, co stara się ukryć, że to, co mówi Macau, jest w rzeczywistości prawdą. Wystarczyłoby jednokrotne spojrzenie w oczy Vegasa i na pewno zostałby zdemaskowany.
Vegas nigdy nie był dobry w ukrywaniu swoich uczuć przed młodszym. To Macau był tym, który rozdawał karty. On zawsze rozumiał, dlaczego Vegas był czasami rozbawiony, a innym razem zamyślony.
Vegas: Mówiłem Ci, żebyś przestał. Nie mogę słuchać jak mówisz takie rzeczy. Proszę Macau, skończ już z tym.
Makau: Dlaczego się hamujesz? Wiem, że tego pragniesz.
Vegas: BO JESTEŚMY JEBANYMI BRAĆMI, MACAU. CZY TO NIE JEST WYSTARCZAJĄCY POWÓD?!
Macau: Czy to jest Twój jedyny problem? Że jesteśmy braćmi? Tylko tyle?
Vegas: Nie tylko, ale to jest akurat wystarczający powód.
Macau: A co jeśli Ci powiem, że tak naprawdę nie jesteśmy braćmi?
Vegas: O czym Ty bredzisz?
Macau: Nie jesteś moim bratem Vegas. Ja też nie jestem Twoim. Nie łączą nas więzy krwi.
"Czy Ty już do końca postradałeś zmysły?" - zapytał Vegas, odepchnął Macau ze swoich kolan i posadził go na łóżku.
Macau: Słyszałem jak tata kłócił się z wujkiem Kornem. I ogólnie bym to zignorował, bo to normalne że tamta dwójka nie potrafi się dogadać, ale kiedy wyłapałem swoje imię, skupiłem się bardziej na tym co mówią. Ciebie również powinno to zainteresować.
Vegas: O czym mówili? Co takiego usłyszałeś?
Macau: Tatko się wściekał, że nadal nie może znaleźć mojego prawdziwego ojca, co oznacza, że on nim nie jest. I wiesz co? Nasza mama nie jest Twoją mamą. Ona jest moją mamą, ale nie Twoją. Wujo z ojcem nie rozmawiali jednak kto nią jest. Przykro mi, ale jestem pewien, że Twoja rodzicielka, a mama z którą dorastałeś to dwie różne osoby.
Vegas: Macau, piłeś coś?
Macau: Jestem bardzo trzeźwy. Możesz sam zapytać tatę jeśli mi nie wierzysz. Może zaprzeczy, ale jestem pewien, że jego reakcja powie Ci, że nie kłamię.
Vegas: Ale, hmm, nic już z tego nie rozumiem. Gdzie w takim razie podziała się moja mama? A może ona umarła kiedy byłem mały i ojciec po prostu zadecydował, że mi o tym nie powie... Ale co z Tobą? Jak możesz być synem innego mężczyzny, skoro nasza mama... ummm... Twoja mama chodziła z tatkiem przez te wszystkie lata zanim prawdopodobnie umarła?
Macau: Taaak, no i tu zaczyna się komplikować. Ona zdradziła tatę i tak powstałem ja. Ona była suką i tyle w temacie, a ojciec był na tyle uprzejmy, że pozwolił mi tu zostać, nawet jeśli w rzeczywistości nie jestem jego synem.
Vegas: To dla mnie zbyt wiele. Kiedy dowiedziałeś się o tym wszystkim?
Macau: Kilka tygodni temu. Moje koszmary zaczęły się zaraz po tym.
Vegas: Czyli to przez to?
Macau: Tak... zawsze ten sam sen... Mama we śnie popełniająca samobójstwo w różny sposób, a tata płaczący u jej stóp ze słowami, że żałuje, że w nią wątpił i oskarżał o niewierność. A jeśli miałem szczęście, to pojawiałeś się Ty i zabierałeś mnie do domu...
Vegas: Przepraszam Macau, tak bardzo mi przykro, że przechodziłeś przez to sam. Dlaczego ze mną o tym nie porozmawiałeś?
Macau: Nie wiem. Byłem zdezorientowany.
Vegas: Teraz już będzie w porządku. Dobrze, że to z siebie wyrzuciłeś, a ja... będę tuż przy Tobie.
Macau: Mogę teraz na Ciebie liczyć?
Vegas: Znowu do tego wracasz? Nadal jesteśmy braćmi, Macau. Nic się nie zmieniło.
Macau: Wszystko się zmieniło! Nie jesteśmy spokrewnieni ani po matczynej, ani po ojcowskiej stronie!
Vegas: Byliśmy wychowani jako bracia. Bycie biologicznie spokrewnionym nie ma tutaj znaczenia.
Macau: Oczywiście, że ma znaczenie... to jest jedyna rzecz, która się liczy.
Vegas: Macau, proszę idź do swojego pokoju i odpocznij, a jeśli zamierzasz tu zostać, rób to w ciszy.
Macau: Nigdzie nie idę i nie zamierzam się też zamknąć. Powiedziałem Ci, że Cię pragnę. Znasz mnie i powinieneś wiedzieć, że zawsze dostaję wszystko, czego tylko chcę.
Vegas: A co z tym, czego ja chcę?
Macau: Jestem pewien, że Ty też tego pragniesz, z tym że ja jestem wystarczająco odważny, żeby powiedzieć o tym na głos. Ty nie jesteś. Nie wiem dlaczego jesteś taki przerażony. Jesteś tchórzem Vegas.
Vegas doskonale wiedział, co swoim zachowaniem próbuje ugrać Macau. Młodszy go prowokował, doprowadzając tym samym na skraj szaleństwa. Vegas był tego świadomy, ale dał się wciągnąć w grę, którą powinien zignorować. Być może potrzebował pretekstu? Zwykłej wymówki, żeby zrobić to, o co prosi Macau.
Wiemy już, jak bardzo Vegasa to kręci, nawet jeśli wszystko co mówi i robi temu zaprzecza.
Vegas: Kogo nazwałeś tchórzem?
Macau: Ciebie.
Vegas: Lepiej się zachowuj, albo ja się tym zajmę i Cię... kurwa sam zdyscyplinuje!
Macau: Co Cię powstrzymuje? Śmiało, naucz mnie jak mam się zachowywać.
Vegas: Drażnisz mnie do granic możliwości, Macau. I nie mów do mnie tym tonem, bo nie będę w stanie się dłużej powstrzymywać.
Macau: Proszę, strać nad tym kontrolę, poddaj się temu Vegas. Wiem, że o tym marzysz. Wiem, że chciałeś odwzajemnić mój pocałunek. Wiem że chciałeś, żebym Cię ujeżdżał. Wyraźnie czułem Twojego sterczącego penisa.
Vegas: Ja, uh- umm...
Macau: Nie musisz nic tłumaczyć. Po prostu poddaj się swoim pragnieniom. Proszę, Vegas. Pozwól mi Cię mieć... tylko raz. Obiecuję, że nigdy więcej o tym nie wspomnę.
Macau wspiął się ponownie na kolana Vegasa. Delikatnie przesuwał dłońmi po jego policzkach, intensywnie wpatrując się w oczy. Oczy Vegasa były przepełnione pożądaniem które póbował ukryć, co nie miało żadnego sensu, skoro Macau i tak go przejrzał.
Vegas: Proszę, Macau... zejdź ze mnie.
Macau: Bo co? Boisz się, że Twój penis znowu wstanie wyczuwając Twoje podniecenie?
Vegas: Macau, to jest Twoje ostatnie ostrzeżenie. Jeśli ze mnie zejdziesz, to nie wiem co z Tobą zrobię.
Macau: No cóż, nie zejdę.
Vegas był przerażający dla wszystkich
i trudny do współpracy dosłownie dla każdego z wyjątkiem Macau, bowiem miał do tego młodego chłopca słabość.
Ich tata zawsze strofował Vegasa za to, że zbyt mocno rozpieszcza Macau... Vegas karmił Macau i nosił go po domu na rękach. Ojciec mawiał do niego "Przestań traktować go jak jakieś ułomne dziecko!"
Vegas był zaniedbanym chłopcem, który praktycznie wychowywał się sam, przez co tęsknił za czułym i delikatnym traktowaniem w okresie dorastania. Możliwe, że zachowywał się w stosunku do Macau tak, jak sam chciałby być traktowany w tamtym wieku. Vegas po prostu nie potrafił być surowy względem młodszego.
Mimo tego że Vegas nie mógł zrobić mu krzywdy, to i tak się czasami na niego złościł. Po tym jak Macau nieustannie go prowokował i mówił, że nie przestanie, Vegas po prostu nie wytrzymał. Stracił nad sobą panowanie, pozwalając by złość i pożądanie przejęły nad nim kontrolę. Macau działał jak magnes, który przyciąga i zmusza do poddania się jego woli.
Vegas: Macau, to Twoja ostatnia szansa, żeby stąd wyjść i niczego nie żałować.
Macau: Nie zamierzam niczego żałować teraz, ani nigdy.
Młodszy chłopak wiedział, że musi przejąć inicjatywę, przynajmniej na początku, gdyż Vegas cały czas walczył ze swoim pragnieniem.
Macau, który siedział na jego kolanach zbliżył się nieco i przycisnął swoje usta do ust starszego. Vegas nie odwzajemnił pocałunku, ale też się nie oddalił. To był znak - Vegas ustępował. Macau wniknął głęboko w słodkie usta Vegasa coraz pewnej całując różowe wargi.
"M-macau... nie powinniśmy tego robić." - Vegas zamruczał w jego usta wciąż utrzymując nad sobą kontrolę.
Macau: Vegas... albo idziesz do przodu, albo się wycofujesz.
Vegas: Ale ja się nie wycofałem.
Macau: I na pewno też nie posunąłeś się do przodu.
Opór Vegasa słabł, by w końcu ostatecznie odwzajemnić pocałunek. Vegas wbił się w usta Macau całkowicie... Lizał je, owijał nimi swój język...
Tak, to prawda że Macau zainicjował pieszczotę pierwszy, ale to Vegas był bardziej spragniony.
Znaleźli się w punkcie, z którego nie ma ucieczki. Ten moment zadecydował o wszystkim. Zrobią to! Pieprzyć morale, które ich powstrzymują! Będą przeklęci jeśli to zrobią, ale kto by się tym przejmował? Tak czy siak, i tak pójdą do piekła. Ich rodziny to mafia w czystej postaci: sprzedają narkotyki i zabijają ludzi... Po czymś takim drzwi do raju będą zamknięte dla nich na cztery spusty, więc...?
Vegas zamienił ich pozycje. Teraz to on górował, mając pod sobą Macau. W szalonym tempie pozostawiał na całym ciele młodszego tysiące pocałunków. Macau mimo tego, że wciąż był ubrany, to i tak był w stanie poczuć dokładnie usta Vegasa przez otulający go materiał.
"Dam Ci wszystko czego potrzebujesz, ale musisz mnie o to błagać." Vegas szepnął mu do ucha.
Macau: Nie błagałem wystarczająco?
Vegas: Nie byłeś nawet bliski błaganiu.
Macau: Proszę Vegas, pozwól mi być dzisiaj Twoim...
Vegas: Proś mnie o to tak, jakby zależało od tego Twoje życie.
Macau: Przysięgam przed Bogiem, że będę grzeczny i zrobię cokolwiek będziesz tylko chciał. Proszę Vegas, błagam Cię... Błagam Cię, daj mi to czego potrzebuje... Będę Ci wdzięczny do końca moich dni.
Vegas doskonale czuł, jak mocno Macau go pragnął. Zawsze był w stanie wyczuć potrzeby Macau, zawsze wiedział czego chce młodszy, tym razem również... Jego młodszy braciszek jest taki potrzebujący, więc musi mu pomóc. Tak właśnie postępuje dobry, starszy brat, prawda?
Macau: Pokaż mi, co robisz ze swoimi chłopcami do pieprzenia.
Vegas: Dasz radę to znieść?
Macau: Sprawdź mnie.
Vegas zdjął koszulę Macau, by móc rozkoszować się widokiem i smakiem odsłoniętej, jedwabnej skóry. Zassał się gwałtownie na płatkach uszu chłopaka, co chwila zmieniając strony. Macau wydawał z siebie dźwięki, jakby ktoś go posuwał. To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś pieścił jego uszy, ale... ale Vegas po prostu potrafił robić wszystko inaczej, o stokroć lepiej. Być może właśnie to słowa które szeptał Vegas wywoływały dreszcze na plecach Macau...
Vegas: Wyglądasz tak dobrze pode mną, tak bardzo dobrze...
Vegas przesunął swoją głowę bliżej. Podniósł rękę i badał nią strukturę skóry młodszego chłopaka, śledząc jego rysy twarzy, jakby po raz pierwszy zapoznawał się z buzią, na którą nigdy wcześniej nie patrzył z takim pożądaniem. To było dziwne. Dziwne, ale dobre.
Macau położył swoją dłoń na jednej z dłoni starszego spoczywającej na jego twarzy, podniósł ją i pocałował.
Macau: Nie mogę uwierzyć, że w końcu z Tobą jestem.
Vegas: Aż tak bardzo mnie pragniesz?
Macau: Nawet nie masz pojęcia jak...
Vegas wpatrywał się w kipiącą pożądaniem twarz Macau. Złożył lekkiego buziaka na jego ustach, następnie zszedł powoli niżej, by pocałować i lizać jabłko Adama.
Macau drgnął czując język na swoim gardle. Vegas schował twarz w szyi Macau, całując ją i ssąc, pozostawiając przy tym widoczne ślady.
To było dla Macau zbyt wiele, coraz trudniej było mu to znieść. Młodszy był niemal pewien, że to co wyprawia w tym momencie Vegas może sprawić, że zaraz wytryśnie, a Vegas? No cóż, Vegas znał właściwy sposób na atakowanie nagiej skóry swoich ofiar.
Vegas: Uwielbiam na Ciebie patrzeć, gdy Twoje oczy wariują z rozkoszy.
Macau: A ja uwielbiam, że to to przez Ciebie wyglądam jak totalny bałagan.
Vegas zchodził z pieszczotami niżej, aż dotarł do klatki piersiowej Macau.
Vegas: Masz wrażliwe sutki?
Macau: Tak, i to bardzo...-
Vegas: -...bo ja lubię gryźć.
Vegas zaatakował sutki młodego
mężczyzny. On ogólnie lubił męskie ciała, ale... szczególne znaczenie miały dla niego właśnie te dwa, małe czerwone punkciki. Lubił je lizać i czuć ich miękkość. Lubił je ssać, aż staną się twarde jak skała. Kochał czuć je między zębami, walczące o uwolnienie się spomiędzy ich uścisku. I tak właśnie zrobił z sutkami Macau. Były one tak czerwone i nabrzmiałe, że aż pojawiły się na nich drobinki krwi.
Macau: Oooh, Vegas, to jest tak cholernie przyjemne!
Vegasowi nie potrzebne było potwierdzenie, ale miło było usłyszeć, że Macau też dobrze się bawi.
Vegas przesunął język wzdłuż brzucha Macau, potem jeszcze trochę niżej.
Vegas: Twoje szorty są przemoczone...
ściągaj je.
Macau zdjął przesiąknięte preejakulatem spodenki, rzucając je gdzieś w kąt. Następnie położył rękę
na bieliźnie i delikatnie pocierał dłonią swoją męskość.
Vegas: Nie dotykasz się, dopóki Ci nie pozwolę...
Macau: ...ale Vegas proszę. Boli mnie, więc muszę to zrobić.
Vegas: Lepiej zostaw swojego penisa i zajmij się moim.
Macau: Chętnie... ale najpierw pozwól, że pomogę Ci się rozebrać.
Vegas: Potrafię sam.
Macau: Wiem, że potrafisz, ale chcę to zrobić za Ciebie.
Macau zdjął spodnie Vegasa, a następnie jego bieliznę. Położył Vegasa na plecach, żeby mógł się zrelaksować, podczas gdy on będzie mu obciągał. Źrenice Macau rozszerzyły się (rozszerzyły się dosłownie, to nie była przenośnia) na widok ogromnego przyrodzenia Vegasa.
Macau: Vegas?
Vegas: Tak?
Macau: Wiesz, że miałem fantazje o Twoim penisie?
Vegas: Serio?
Macau: Zawsze miałem wrażenie, że będzie większy niż jakikolwiek inny penis, który widziałem.
Vegas: I co?
Macau: No i jest... jebaniec jest naprawdę wielki!
Macau schylił się nad Vegasem i złapał jego penisa. Nie udało mu się go całkowicie zmieścić w dłoniach, więc zręcznie masował sam czubek sprawiając, że ten zaczął przeciekać... Vegas cicho westchnął, tak miło było mieć dłonie Macau owinięte wokół swojej długości. Nigdy by się nie spodziewał, że te małe rączki będą w stanie tyle zdziałać.
Macau: Teraz wezmę Cię w usta...
Nie było mowy, żeby taka anakonda mogła wejść tam cała. Przed sekundą ledwo pomieścił go w dłoniach. Macau zaczął wsuwać penisa stopniowo do ust, najpierw czubek, trzon, na końcu podstawę... W tym samym czasie trzymał jego jądra, ściskając je delikatnie, ale skutecznie. Vegas tonął w głębokiej rozkoszy.
Vegas: Jesteś w tym świetny!
Macau: Mam za sobą trochę praktyki...
Vegas: Nigdy nie zauważyłem, że mój młodszy brat jest dziwką.
Macau: Hej! Umiejętne robienie loda nie czyni kogoś dziwką... Wierzę, że Ty też potrafisz to robić dobrze.
Vegas: Kochanie... wszystko, co robię w łóżku, robię w najlepiej. Więc tak, potrafię robić świetne lody. Pieprzyć też potrafię świetnie, o czym niedługo się przekonasz.
Macau: Szczerze mówiąc, trochę się boję... Nigdy wcześniej nie byłem na dole... No dobrze, może z dwa razy.
Vegas: A ci szczęśliwi skurwiele... którzy pierwsi pieprzyli mojego cennego Nonga przede mną, kim oni są?
Macau: Może później Ci o tym opowiem.
Vegas: Teraz wróć już do ssania. Naprawdę uwielbiam, jak Twoje usta mnie otulają...
Macau wznowił swoje poprzednie działania i rzucił się na ogromnego penisa Vegasa. Cały czas wsuwał go wewnątrz i wysuwał na zewnątrz, a ręce Vegasa nakierowywały jego głowę regulując tempo. Macau kontynuował, aż poczuł wzwód w pełni.
Następnie... podniósł się, zdjął swoje bokserki i usiadł na udach Vegasa, złapawszy to, co znajduje się między nimi z podstępnym zamiarem wbicia się na całą długość...
Vegas: Poczekaj kochanie! Nie możesz tak po prostu... Rozerwiesz się na drobne kawałki... Pozwól, żebym najpierw Cię przygotował.
Vegas powoli wsunął kilka palców do buzi Macau, by zyskać trochę wilgoci. Bardzo podobała mu się ta scena. Następnie włożył te dwa, mokre palce do dziurki Macau. Młodszy ciężko wzdychał, bo to uczucie było dla niego zupełnie nowe.
Macau: Kurwa, ahh!
Vegas: A ty, idioto, chciałeś przyjąć mojego kutasa w to ciasne wejście bez żadnego przygotowania?
Macau: Myliłem się.. Byłem w cholernym błędzie...
Vegas nadal pchał swoje palce coraz głebiej w niedoświadczony tyłek
Macau. Młodszy ciągle drgał z bólu. Te dwa palce prawie sprawiły, że stracił przytomność... A co on biedny zrobi, gdy Vegas naprawdę wjedzie w niego tą swoją bestią?
Vegas: Myślę, że jesteś gotowy.
Vegas pochylił się w lewo, żeby wziąć
prezerwatywy i lubrykant ze stolika. Założył gumkę, nałożył obficie żelu i czekał, aż Macau zrobi kolejny ruch.
Macau: Chcę Cię w sobie...
Vegas: W takim razie chodź tu i mnie ujeżdżaj, tak jak chciałeś tego wcześniej.
Macau zrobił to, co kazał starszy. Przybliżył się, aby ustawić się na szczycie penisa, nakierował go w odpowiednią stronę i zaczął powoli na nim siadać... Kutas Vegasa był niczym penetrujący go miecz. Było to
niezwykle bolesne, ale to właśnie Macau błagał o to, i teraz to dostał, więc nie miał prawa narzekać. Nie mógł też powstrzymać wylatujących z jego ust agonizujących jęków...
Vegas: W porządku? Mam przestać?
Macau: Nie... po prostu daj mi chwilkę na przyzwyczajenie.
Macau zaczął poruszać się w górę i w dół na męskości, która była połączona z jego dziurką... Czuł to irytujące pieczenie wewnątrz, które zignorował. Za każdym razem, gdy siadał na nim całkowicie, odczuwał łaskotanie w podbrzuszu. Okazało się, że kutas Vegasa uderza w jego prostatę dosłownie przy każdym pchnięciu.
Vegas trzymał pośladki ujeżdżającego go Macau. Podobały mu się i to bardzo... Były puszyste, ale zarazem umięśnione... Były wprost idealne.
Macau: Vegas... boli, ale nie mogę przestać... ciągle chcę więcej.
Vegas: Będziesz mieć tyle, ile będziesz potrzebować.
Po tych słowach Vegas przewrócił młodszego kładąc go na plecach i przekrzyżowując mu ręce nad głową, by utrudnić mu poruszanie się. Dostosował swoją pozycję, aby być nad nim, a następnie ponownie wsunął swojego penisa...
Vegas: Musisz to znieść w każdej pozycji.
Vegas wciąż uderzał bezlitośnie w biedną dziurkę chłopaka. Macau mógł sam kontrolować tempo pchnięć, kiedy na nim siedział, ale teraz robił to Vegas i zawsze pchał mocno i do najgłębszego punktu... tak głęboko, że prawie całe łzy opuściły przeszklone oczy Macau.
Vegas: Czy mój Nong ma zamiar płakać?
Macau: uh- Vegas... Kurwa! To jest po prostu dla mnie zbyt wiele. Ja czuję, że zaraz dojdę.
Vegas: Wytrzymaj jeszcze chwilę.
Macau: Vegas, nie mogę.
Vegas: Jeszcze trochę.
Macau tak bardzo próbował się kontrolować, ale pchnięcia Vegasa który zamienił się w seksmaszynę zupełnie mu nie pomagały. Vegas nie miał litości dla młodego mężczyzny cierpiącego pod nim.
Macau: Naprawdę już nie mogę.
Vegas: Dasz radę kochanie. Jeszcze parę minut. Jestem tak blisko... czuję to.
Macau walczył ze sobą przez całą minutę do momentu, aż nagle jego palce u nóg się skurczyły i poczuł, że za sekundę nastąpi niekontrolowany wybuch.
Macau: Vegas, proszę, pozwól mi skończyć. Ja muszę, teraz...
Vegas: Dojdź kochanie. Ja też jestem blisko.
Chwilę potem oboje doczekali się spełnienia. Vegas wewnątrz Macau, a Macau na własnej klatce piersiowej, tryskając kilkoma kroplami na tors Vegasa. Upadli na łóżko ciężko dysząc i nie mogąc złapać powietrza zaraz po tym, jak ich ciało przeszył orgazm...
Vegas: A teraz, wyczyść mnie.
Macau schylił się, by zlizać krople spermy z torsu starszego, patrząc mu w oczy kiedy to robił.
Vegas: I nawet połknąłeś? Mój Nong Macau jest takim dobrym chłopcem!
Macau: Cokolwiek zechcesz Vegas. Dla Ciebie jestem gotów na wszystko.
Macau oparł swoją głowę na klatce piersiowej Vegasa, nadal łapiąc oddech.
Vegasowi ulżyło, czuł spokój... bez żadnego konkretnego powodu. Może to po prostu przez to, że po tym co zrobili Macau nie zacznie go nienawidzić, no bo przecież... Macau sam tego chciał i o to prosił. Okey, ale... wciąż istnieje możliwość, że młodszy nagle zmieni zdanie i będzie go nienawidził, a Vegas byłby załamany gdyby tak się stało. Poczucie winy zeżarłoby go od środka, no bo tak naprawdę to on jako ten starszy, powinien zachować zdrowy rozsądek.
Macau: Vegas, czy było Ci ze mną dobrze?
Vegas: Dobrze... ale też i źle...
Macau: Vegas... było tak dobrze dlatego, że to było złe.
Vegas: Macau, jak my się z tego kiedykolwiek otrząśniemy?
Macau: Nie musimy... niech to będzie szczególna więź, która nas łączy.
Vegas: Osłabiasz mnie, Macau. To jest za dużo dla mojego własnego dobra ja-
Macau: -i co z tego? Bądź przy mnie słaby. Pozwól, by emocje przejęły nad Tobą kontrolę, bądź kruchy. Pokaż mi swoją wrażliwą stronę. Ja wiem, że ten oschły pancerz który stworzyłeś musi skrywać w sobie coś miękkiego i delikatnego...
Owszem, Vegas miał swoją słabą stronę, ale tak jak powiedział Macau, nie lubił jej pokazywać. Ukrył ją tak dobrze, że ludzie zaczęli wierzyć, że jest zimny i bez serca, podczas gdy tak naprawdę był miękki i odczuwał strach i wątpliwości tak samo jak każda inna niepewna dusza na tej ziemi... i aby uniknąć odpowiedzi na prawdziwe słowa Macau, Vegas zrobił to, co potrafi najlepiej - zmienił temat.
Vegas: Może mi w końcu powiesz, kto Cię przeleciał?
Macau: Jesteś pewien, że chcesz to wiedzieć?
Vegas: Czyżbym znał jednego z nich?
Macau: Tak naprawdę, to obu...
Vegas: Oh... opowiedz mi o tym.
Macau: Więc był Arm...
Vegas: Arm?! Mówisz o ochroniarzu Tankhuna? Ten Arm?
Macau: Dokładnie ten sam.
Vegas: No cóż, jest seksowny.
Macau: Ale to ja pierwszy go przeleciałem.
Vegas: Czyli to nie był jednorazowy numerek? Kim wy jesteście... parą czy coś w tym stylu?
Macau: Eee nie.. Przestałem się koło niego kręcieć, kiedy tylko przespałem się z kolejnym.
Vegas: Kim był kolejny?
Macau: Kim.
Vegas: No z kim?
Macau: Zgadnij z KIM...
Vegas: Dużo znamy tych Kimów...
Macau: To ktoś bliski.
Vegas: Twój przyjaciel? Ktoś ze studiów?
Macau: Nieee. Miałem ma myśli kogoś z rodziny.
Vegas: Z rodziny? W takim razie to może być tylko nasz kuzyn Kim.
Macau: Bingo!
Vegas: Macau, do cholery! Czy Ty masz jakieś zboczenie na punkcie kazirodztwa?!
Macau: No ale... sam wiesz jaki Kim jest gorący, więc...
Vegas: Wiem że jest. Mam nadzieję, że chociaż dobrze Cię zerżnął.
Macau: Szczerze mówiąc, tak.
Vegas: Zgaduję, że jest tak samo dobrym topem, jak i bottomem.
Macau: Czekaj! Skąd wiesz, że jest też na dole?
Vegas: Bo go pieprzyłem.
Macau: O! Mój! Boże!
Vegas: Który z nas zrobił to lepiej?
Macau: Kim był... naprawdę niezły, ale... Ty zrobiłeś to lepiej. Najlepiej!
Vegas: Ty też byłeś dobry, Mac. Kocham każdą minutę spędzoną z Tobą.
Macau: Idę teraz prysznic, dołączysz?
Vegas: Zaakceptujesz moją odmowę?
Macau: Nie.
Vegas: W takim razie, nie pozostawiasz mi wyboru.
Dwójka mężczyzn udała sie razem do łazienki, weszli do kabiny prysznicowej, stanęli pod prysznicem, a następnie włączyli wodę. Woda była ciepła, przyjemnie spływała po ich gładkiej, spoconej skórze.
Vegas rozlał trochę mydła na plecy Macau, by móc je rozmasować. Potem obrócił chłopaka przodem do siebie, znów wylał trochę mydła i zaczął wcierać je jedną ręką w jego klatkę piersiową, podczas gdy druga zeszła w dół chwytając za penisa.
Macau: Kurwa! Co ty robisz?!
Vegas: Coś dla mojego małego Maca, bo tak dobrze się wcześniej spisał.
Vegas zaczął pocierać całą długość młodszego... Penis Macau był nadwrażliwy, ponieważ cały czas kapała na niego gorąca woda. Macau sięgnął do ust Vegasa inicjując pocałunek... który trwał aż do końca.
Vegas ani razu nie oddzielił swoich warg od Macau, doprowadzając go do wytrysku. Macau jęczał w usta Vegasa, wypowiadając jakieś niewyraźne słowa spowodowane olbrzymią przyjemnością której doświadczał. Minęło około pięć minut, by wylał swoją spermę na szklaną ścianę kabiny prysznicowej.
Vegas wziął słuchawkę i użył jej, aby ostatni raz opłukać Macau.
Vegas: Możesz już wyjść. Poczekaj na mnie na zewnątrz, a ja dokończę kąpiel i do ciebie przyjdę.
Macau pośpiesznie pocałował go w policzki, złapał czyste ręczniki i wyszedł spod prysznica.
Vegas umył się, osuszył, wziął czyste majtki z półki i je założył. Następnie wyszedł z łazienki tylko po to, by zobaczyć Macau stojącego na balkonie w najbardziej możliwym, seksownym stanie... Włosy wilgotne, ciało całkowicie nagie z wyjątkiem ręcznika zawiniętego wokół bioder... Ten widok był piękny we wszystkich aspektach.
Vegas: Cholera! Już jest ranek?
Macau: Uhm, wychodzi na to, że trochę nam zeszło...
Vegas: Macau! Deszcz pada! Wracaj do środka, bo się przeziębisz.
Macau: Ok, wyluzuj... już idę.
Macau wrócił z balkonu i podszedł do łóżka, na którym siedział Vegas.
Vegas: Ubierz się, możesz wziąć sobie mojś bieliznę z szafki, chyba że będzie na Ciebie za duża.
Macau: Daj spokój! Nie jestem aż tak mały.
Vegas: Nie kochanie, wcale nie jesteś mały. Ja po prostu się z Tobą droczę.
Macau podszedł do szuflady i wyciągnął z niej parę czarnych bokserek, upuścił ręcznik na podłogę i założył je na siebie.
Vegas: Czemu czuję się tak, jakbym miał ochotę znowu Cię przelecieć, co?
Macau: Nie jesteś zmęczony? Vegas, moje nogi wciąż się trzęsą...
Vegas: To nie moja wina, że wyglądasz tak dobrze w mojej bieliźnie.
Macau: Pozwól mi dziś zasnąć w swoich ramionach...
Vegas kiwnął głową na zgodę. Macau podszedł do łóżka, popchnął Vegasa by ten sie położył, a potem sam wskoczył obok niego. Macau zasnął natychmiast w objęciach Vegasa. Odleciał do krainy snów zaraz po tym, jak tylko poczuł bliskość starszego.
Zegarek wskazywał godzinę szóstą nad ranem. Vegas miał planowo wstać o ósmej, ale tego nie zrobił. Przez cały dzień nie pojawił się w pracy. Obawiał się, że jak będzie wstawał, to obudzi Macau...
... a Macau spał jak dziecko i otworzył oczy dopiero o siódmej wieczorem. Gdy uchylił powieki dostrzegł obok siebie Vegasa, który mimo że nie spał, to wciąż trwał przy jego boku. Macau zachichotał gdy go tylko zobaczył, czując się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie.
***
T/N
Rozdział kontrowersyjny, tak wiem. Prywatnie również uważam, że to jest chore, ale pamiętajmy, że to jest tylko fikcja, która nigdy nie miała miejsca i nie zachęca ona nikogo do podejmowania nieodpowiednich działań. Przymknijmy dziś oko w tym ff na Vegasa i Macau, pozwalając im być dla siebie kim chcą ;D buźka dla tych, którym udało się przetrwać do końca rozdziału... miejcie też proszę na uwadze, że wam przeczytanie tego zajęło może z 3 minuty, a mi przetłumaczenie i edycja 5000 słów trochę więcej, więc proszę mnie tutaj za ten rozdział <ship> nie zlinczować ;P do kolejnego, papa ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro