1. Vegas ♡ Pete ♡ Kim
Od pewnego czasu Kima i Vegasa łączyła pewna nić porozumienia, która dla innych wciąż pozostawała tajemnicą...
Vegas zmierzał właśnie do domu głównej rodziny, by załatwić kilka spraw dla swojego ojca. W progu drzwi natknął się na Kima.
Kim: Hey! Co Ty tutaj robisz?
Vegas: To raczej ja powinienem zadać to pytanie Tobie. Jestem tu częściej od Ciebie. Ty rzadko kiedy pojawiasz się w domu.
Kim: Nieważne... Chodziło mi bardziej o to, dlaczego nie dałeś mi wcześniej znać że będziesz.
Vegas: Miałbym mówić Ci o wszystkim co robię? Kochaniutki, nie jesteśmy po ślubie... My się ze sobą tylko pieprzymy.
Kim: Jesteś pewien, by odzywać się do mnie takim tonem?
Vegas: A dlaczego by nie? Co mógłbyś mi zrobić?
Kim: O wiele więcej niż myślisz. Jestem synem głównej rodziny. Bez problemu mógłbym Cię zastrzelić tu i teraz i nikt nie kwestionowałby mojej decyzji.
Vegas: Oh, naprawdę? To jest to czego tak właściwie pragniesz? Możesz wpakować we mnie kulkę i mnie tym uśmiercić albo ja... zapakuje go w Ciebie tak jak to zrobiłem zeszłej nocy. Co wybierasz?
Kim: Ty sukinsynie... Tą rozmowę, zabierzmy ze sobą lepiej do łazienki. Spotkamy się tam za dziesięć minut.
Vegas: Skarbie... Wiedziałem że wybierzesz kutasa.
Kim: Zamknij się do cholery i chodź ze mną!
Dwójka mężczyzn ruszyła szybkim krokiem w kierunku łazienki...
Kim: Niech to szlag! Nie mamy gumek.
Vegas: Kto powiedział że nie mamy? Bez obaw, zawsze mam przy sobie paczkę.
Kim: Jesteś popieprzony.
Vegas: Czy to właśnie nie jest to, co tak bardzo we mnie kochasz?
Kim: Oh! Zamknij się już i podejdź bliżej.
Vegas: No dobrze już, dobrze... Spróbuj być cicho... Hamuj głośne jęki, bo inaczej któryś z ochroniarzy może nas usłyszeć.
Kim: Czyżby? A co by było, gdyby ktoś nas usłyszał? Mógłby dołączyć? A co gdyby to był... Pete? Zauważyłem, że od pewnego czasu nie możesz oderwać od niego wzroku.
Vegas: Mmm... Czyżbyś był zazdrosny? Ależ oczywiście! Jedyne o czym marzę, to żeby do nas dołączył. Czy Ty widziałeś jego tyłeczek? Mogę się założyć, że smakuje wybornie...
Vegas postanowił podroczyć się trochę z Kimem, składając delikatne pocałunki na jego szyi.
Kim natomiast złapał za jądra chłopaka ściskając je mocniej niż powinien. Krzyk Vegasa odbił się echem po ścianach.
Kim: Oho... I kto tu niby głośno jęczy?
Vegas: Przysięgam na Boga, że już jesteś martwy.
Vegas przyszpilił ciało Kima do ściany, zsunął z siebie spodnie i nałożył prezerwatywę by móc zacząć napierać na wejście Kima swoim penisem.
Kim: Po prostu go włóż! Nie zniosę tego dłużej.
Vegas wślizgnął się do wnętrza swojego kochanka.
Kim: Uhhh! Kurwa mać! Mówiłem Ci wiele razy, abyś używał lubrykantu! Moja dupa to nie puszka z tuńczykiem idioto!
Vegas: Mogę być delikatny, ale wiem że lubisz ostro.
Vegas ścisnął Kima za szyję, w efekcie czego chłopak zakaszlał nie mogąc złapać powietrza.
Vegas: Poddusiłem Cię? Ojej... Chciałbym mieć teraz przy sobie moje zabawki, wtedy mógłbym zakuć Cię łańcuchem i słuchać jak błagasz mnie o litość...
Kim: To, że Twój penis gości w moim tyłku nie oznacza, że miałbym kogokolwiek o cokolwiek błagać. Nie jestem jedną z Twoich dziwek.
Vegas: Nie jesteś? No tak... Ty po prostu lubisz jak Cie posuwam. Czy właśnie to nie czyni Cię moją dziwką?
Kim: No dobra, może faktycznie.
Kim cofnął się, odwracając twarzą do chłopaka.
Kim: Myślę że nadszedł czas, abyś sam się przekonał jak to jest być pieprzonym... przeze mnie.
Vegas: Chwilunia! Wiesz że ja nie biorę - a daje, zamieniać się też nie zamierzam.
Kim: Tak sądzisz? W takim razie nie podoba Ci się to co teraz robię?
Kim sięgnął dłonią pośladków Vegasa, delikatnie je pocierając.
Vegas: Uhh nie... Kim... Przestań.
I w tym właśnie momencie, Pete wparował do łazienki z pistoletem w ręce.
Pete: Oh! Pan Kim... Pan Vegas... Proszę mi wybaczyć. Usłyszałem hałasy i myślałem, że do budynku wtargnął ktoś obcy.
Vegas: W porządku... Hmmm... Masz ochotę się przyłączyć?
Pete: Ah, proszę Pana. Naprawdę przepraszam. Nie miałem zamiaru przeszkadzać... Proszę, pozwólcie mi wyjaśnić-
Kim: -Pete! Właź do środka i zamykaj te cholerne drzwi!
Pete wykonał polecenie robiąc krok naprzód i wszedł do łazienki zamykając za sobą drzwi.
Vegas: Będziesz tam tak stał? Chyba nie myślałeś że zaprosiliśmy Cię po to, abyś mógł sobie pooglądać, nieprawdaż?
Pete: Wybacz mi Szefie. Nie wiem co robić.
Kim: Może zatem zdejmiesz swoje ubrania i zniżysz się do parteru?
Pete: Panie Kim... ja... ugh...
Vegas: Na spokojnie Kim. To żadna zabawa, jeśli nie jest nią zainteresowany. Tak więc, Pete? Co myślisz? Jeżeli jest to dla Ciebie niekomfortowa sytuacja, możesz w tym momencie opuścić to pomieszczenie, ale jeśli masz ochotę się trochę zabawić - równie dobrze możesz zostać.
Kiedy Pete probował pozbierać myśli, w jego głowie pojawiła się pustka...
<<Co mam teraz zrobić? Co jeśli powiem nie? Nie mogę... Jestem ich podwładnym i jeżeli oni chcieliby mnie zwolnić, zrobiliby to bez mrugnięcia oka. Kiedy stracę pracę, z czego wezmę pieniądze na leczenie babci? To jakiś obłęd, z tym że... Jeżeli się na to zgodzę z obawy przed utratą pracy, czy to czasami nie zrobi ze mnie męskiej dziwki? Ale przecież dlaczego od razu określać się mianem kurwy? Moi szefowie są tak bardzo seksowni... W innych okolicznościach nawet bym się nie zastanawiał czy rozłożyć przed nimi nogi...>>
Z głową pełną myśli Pete nie zauważył, kiedy pozbył się połowy swoich ubrań. Nawet nie zarejestrował momentu, w którym zacząć się rozbierać...
Kim: Wychodzi na to, że Pete zostaje dzisiaj z nami.
Vegas: Podejdź bliżej i zassaj się na kutasie swojego szefa.
Pete: Oboje jesteście moimi szefami. Którego z Was masz na myśli?
Vegas: Na kolana przed Kimem!
Pete: Tak jest Panie Vegasie.
Kim w oczekiwaniu na chłopaka wypchnął penisa, poruszając nim zachęcająco.
Pete uklęknął przed starszym i wziął całą długość w usta.
Kim: Tak właśnie... Tak jak teraz... Jesteś takim dobrym chłopcem.
Vegas: Hey! Nie nazywaj go w ten sposób! Tylko ja mogę tak do niego mówić.
Kim: Ale zobacz! Przecież On jest dobrym chłopcem... Spójrz jak szybko sprawił, że jestem twardy.
Vegas: Owszem, ale ten dobry chłopiec jest teraz mój. Odsuń się Kim i pozwól mi go mieć tylko dla siebie.
Pete wyglądał na zdezorientowanego.
Vegas: Chodź do mnie Pete.
Pete wstał z kolan i podszedł do drugiego mężczyzny.
Vegas pochylił ciało chłopaka nad umywalką. Zsunął jego spodnie w dół, odsłaniając najpiękniejszy tyłek jaki kiedykolwiek widział.
Vegas: Dupcia taka jak Twoja doprowadza mnie do obłędu. Nie mogę się doczekać, aż w nią wtargnę...
Pete odwrócił się i zdał sobie sprawę, że odkąd znalazł się w łazience to nawet przez chwilę nie zerknął na penisa Vegasa.
I teraz, kiedy ujrzał go w całej swojej okazałości ogarnął go strach. Był olbrzymi... Nie ma nawet mowy żeby zmieścił mu się w ustach, a co dopiero w jego ciasnej dziurce.
Pete cofnął się o krok widząc sprzęt jednego ze swoich szefów.
Vegas: Nie bój się. Za pierwszym razem robię to delikatnie.
Pete: Proszę Pana, ja... To się przecież nie zmieści.
Vegas: Nie martw się. Włożę sam czubeczek i dopiero wtedy zdecydujesz, czy mogę posunąć się dalej.
Vegas z braku żelu nawilżającego splunął na palce i dopiero po tym zaczął pocierać pośladki Pete'a. Wiedział, że jeżeli tego nie zrobi, to rzeczywiście będzie bolało jak cholera.
Po chwili Pete trochę się rozluźnił, pozwalając zanurzyć mu całą główkę. Ten ruch sprawił Pete'owi przyjemność, a niekontrolowany jęk opuścił jego usta.
Vegas: I jak? Mogę dalej, czy powinienem go wyciągnąć?
Pete: Wegath... Proszę... nie przestawaj... Boli... bardzo, ale... Dam radę. Pragnę czuć Cię w sobie.
Vegas: Cholera tak! Jesteś taką napalony suką.
Vegas bez ostrzeżenia włożył całego penisa, na co Pete dosłownie krzyknął. Było to dla niego zdecydowanie za wiele, walczył sam ze sobą próbując unormować oddech.
Kim: W tym momencie czuję się jak trzecie koło u wozu. Nie macie zamiaru zaprosić mnie do zabawy?
Vegas: Chodźże tu... Przecież nikt Ci nie powiedział żebyś stał z boku i gapił się jak jakiś zboczeniec. Podejdź i zrób coś użytecznego.
Kim zrobił krok naprzód, znajdując się w bliskiej odległości od ich dwójki. Uklęknął na wysokości penisa Pete'a i chwycił go w obie dłonie.
Pete: Szefie, ja... Ja... Ty... nie musisz...
Kim: Zamknij się Pete i pozwól mi działać.
Kim zaczął ssać jego kutasa, wpierw biorąc go głęboko w gardło, a potem wypuszczając. Kreślił językiem kółka na samym czubku, by za chwilę ponownie owinąć ustami całą jego długość.
Pete miał ochotę złączyć swoje uda, zamykając twarz Kima w szczelnym uścisku. Chłopak znalazł się właśnie na krawędzi przyjemności, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać. Niestety, nie było mu dane ruszyć się nawet na milimetr, gdyż jego ręce, tak samo jak i nogi były przyciśnięte przez ciało Vegasa.
Dosłownie minutę później Pete poczuł, że to już naprawdę koniec... W jego głowie szumiało -
<< Ja pierdolę... To takie zawstydzające. To była tylko jedna minuta... Co Oni sobie o mnie pomyślą...? -że jestem mięczakiem, który nie wytrzymuje nawet sześćdziesięciu sekund w łóżku...>>
"Ja... Myślę, że... Zaraz dojdę... " Powiedział Pete drżacym głosem.
Kim: Już?
Pete wystrzelił wprost do umywalki. Odrobina spermy pociekła po jego penisie. Kim owinął językiem jego męskość, zlizując ostatnie krople. Pete czuł się przez chwilę jak władca całego świata.
Vegas: W porządku. Nie musisz się wstydzić.
Pete: Ja... To chyba przez to, że... To wszystko jest dla mnie takie nowe.
Vegas: Ale... To nie jest Twój pierwszy raz czy coś...?
Pete: Oczywiście że nie. Sypiałem wcześniej z wieloma kobietami i jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego jak dzisiaj.
Vegas: Awww.... Uroczo. To znaczy, że to był Twój pierwszy raz z kutasem w tyłku? Oh, rozumiem. Czyli jestem tym, który rozdziewiczył Twoją dupcię. To dla mnie zaszczyt.
Pete milczał, w żaden sposób tego nie komentując.
Vegas: Pete... Spójrz tylko... doszedłeś. I teraz musisz mi pomóc, bym i ja mógł doczekać się spełnienia. Musisz wytrzymać jeszcze chwilę, bo nie zamierzam go z Ciebie wyciągać. Musisz też pomóc Kimowi... Jeśli jesteś zbyt zmęczony na użycie usteczek, to musisz wziąć sprawy w swoje ręce.
Pete: Tak, szefie.
Pete doskonale rozumiał, na czym ma polegać jego zadanie. Kim podszedł do niego czekając, by ten spełnił polecenie Vegasa.
Chłopak złapał delikatnie wzwód Kima i poruszał dłonią w szybkim tempie do momentu aż uznał, że Kim jest już blisko.
Vegas jeszcze przez kilka minut poruszał się w jego wnętrzu, zanim wyczuł zbliżający się orgazm.
"Już prawie... Uh..." Jęknął Vegas...
"Oh... Tak bardzo chciałbym zalać Cię od środka, ale ok niech już tak zostanie... Następnym razem odpuścimy sobie gumki..." Vegas szepnął swojemu pracownikowi do ucha i wybuchnął chwilę po tym. Pete pomimo zabezpieczenia poczuł, jak gorąca sperma otula jego wnętrze.
Minutę później Kim również doczekał się orgazmu, wypełniając dłonie Pete'a świeżą spermą.
Vegas wyjął jeszcze pulsującego penisa, a Kim ściągnął z niego prezerwatywę wreczając mu ją do rąk.
Kim: Trzymaj. Możesz to potraktować jako trofeum.
Vegas: Trofeum? Wiesz co nim będzie? Powiem Ci. Następnym razem Ty przygwoździsz go do podłogi i pozwolisz mi patrzeć jak moje ulubione dziwki ruchają się nawzajem.
Pete: Umm... Wybaczcie ale.... Ja wciąż tutaj jestem i dość wyraźnie słyszę co mówicie... Każde Wasze słowo...
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro