Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

– Ja pierdole! – sykając siarczyście, odskoczyłem od stołu, uderzając prawym kolanem w blat. Pisnąłem w tym samym momencie, zaciskając zęby na swojej dolnej wardze, kiedy ból mojej kości zaczął pulsować. Trzęsienie blatu spowodowało, że porcelanowy kubek z wychłodzoną kawą zachwiał się, a ja w ostatniej chwili chwyciłem za filiżankę z oziębłym napojem, w ten sposób ratując swoje piżamowe spodnie w biało-niebieskie paski przed czarnymi plamami. Przekląłem; powinienem odnieść wpół puste naczynie już wtedy, kiedy kawa stała się gorzka i zimna, dokładnie kilka godzin temu.

Jasna cholera!

Patrzyłem na swój palec, zastanawiając się jakim pieprzonym cudem udało mi się wbić w opuszkę kciuka pinezkę. Jak niemowlak pochwyciłem wargami kciuk, dokładnie owijając wokół niego swój język w potrzebie ukojenia bólu.

Przez swoje nieodpowiednie zachowanie wystraszyłem moją córeczkę, przerywając jej wieczorną rutynę. Drobna szatyna siedząca na dywanie tuż przy telewizorze, przekręciła głowę obdarzając mnie ciekawskim spojrzeniem. Jej błękitne oczy zaświeciły się w intrydze, a kąciki ust zaczęły podrygiwać. Posłałem jej karcące spojrzenie, dobrze wiedząc, co oznacza szalony błysk w chytrych oczkach ośmiolatki. Amelia już zaledwie chwilę później zaczęła chichotać, kiedy obserwowała swojego ojca, ssącego kciuk. Zignorowała nawet to, że zrobiłem sobie krzywdę i przekląłem - śmiała się głośno, pokazując swoje czerwone dziąsło w miejscu, gdzie powinien wyrosnąć jej ząb. Ścisnęła swój odziany w różowy pajacyk brzuch i przysłoniła usta zaplecionym, długim warkoczem, kiedy byłem pewien, że mógłbym zobaczyć jej migdałki, gdyby tylko siedziała odrobinę bliżej mnie.

– To nie jest śmieszne, mały bąku! – żachnąłem się, wydymając przy tym wargę, gdy ona cały czas chichotała z rozbawieniem. – Tatusia boli teraz paluszek.

– Ja mogę pocałować i już nie będzie boleć! – zaoferowała całkiem szczerze, wstając i zaczęła dreptać w moim kierunku, aż znalazła się naprzeciw.

– W porządku, nie boli aż tak, ale możesz dać buziaka w policzek – rozłożyłem szeroko ramiona, ówcześnie pozbywając się śliny z mojego palca. Wytarłem kciuk w swój nagi tors, kręcąc głową. Moje oczy aż piekły ze zmęczenia, kiedy w tej samej chwili Amelia była wciąż pełna energii. Przysunęła się do mnie, kładąc głowę na moim podołku po tym, gdy zostawiłem mokrego buziaka poniżej jej oka. Leniwie oparłem się o zagłówek, obrzucając pogardliwym spojrzeniem stertę papierów.

– Nie musisz już dzisiaj pracować, tato – Amelia połaskotała swoimi włosami moją pierś. Uniosłem brwi, szczypiąc dwoma palcami jej nos, wywołując kolejną kaskadę dziecięcego śmiechu.

– A ty nie powinnaś już spać, wafelku?

– Czekam na mamusię – odparła, spoglądając na mnie z dołu.

Zacisnąłem usta w cienką linię, starając się resztkami sił powtrzymać od jakiegokolwiek złośliwego komentarza na temat swojej żony.

– Nie mam pojęcia kiedy wróci mama, Amy – powiedziałem zgodnie z prawdą. – Wszystkie dzieci o tej porze już śpią i ty także powinnaś.

– Ale dzisiaj widziałam mamę tylko rano. To nie fair – nadąsała się, uparcie nie chcąc ruszyć nawet swoją stopą. Nie była podobna do mnie tylko z wyglądu, ale także cechy charakteru odziedziczyła po mnie, dlatego nie dziwiłem się ilekroć tupała nóżkami, lub była bardzo uparta gdy na czymś jej zależało. Przy tym nie była rozpieszczana, ani trochę. Była grzecznym i słodkim dzieckiem, które jedynie... nie miało mamy tak, jakby tego chciała.

– Mama dużo pracuje, słońce – próbowałem jej to wytłumaczyć.

– Ty za nią tęsknisz? – wypaliła nagle, nim utkwiła we mnie swoje intensywne spojrzenie. Zakrztusiłem się własną śliną, no bo... co ja miałem jej niby odpowiedzieć? Skłamać?

Ponad dziesięć lat temu, może nawet niedługo jedenaście, poznałem Danielle. Miałem dwadzieścia dwa lata, gdy spotkałem piękną dziewczynę na uniwersytecie. Byłem skupionym na nauce, zupełnie zatraconym we wczesnym dorosłym życiu studentem. Byłem wzorowym uczniem, ale nie szczędziłem sobie spotkań z kumplami. Te czasy wydają się niesamowicie odległe, zważając na to, jak obecnie wygląda moje życie.
Danielle zauroczyła mnie swoją osobą już w chwili, kiedy wraz z moim najlepszym przyjacielem zaprosiłem ją i grupę jej przyjaciółek na domówkę. Tego samego dnia trafiła prosto do mojego łóżka, co było zaskoczeniem nie tylko dla niej, ale przede wszystkim dla mnie. Dużo wypiliśmy, to było spontaniczne. Staliśmy się naprawdę gorącą parą; nie chybiłem się tym, że lubię również mężczyzn, bo w tamtych czasach się o tym nie gadało. To było coś, za co powinienem się wstydzić.
Pierwsze dwa lata naszego kwitnącego związku były... normalne. Dwa lata wydają się kupą czasu na zbliżenie się do siebie, ale my nawet po takim czasem nie należeliśmy do par z wymaganiami i z zobowiązaniem. Byliśmy zgodni, choć nie sądzę, że zakochani. Nigdy się nie kochaliśmy, było nam po prostu wygodnie. Danielle była wtedy zupełnie inną osobą. Była urocza, inteligentna i błyszczała wdziękiem, jakiego zazdrościły jej wszystkie znajome kobiety. Ja też byłem inny, do czasu, w którym dowiedzieliśmy się, że zostaniemy młodymi rodzicami.

Po narodzinach absolutnie najpiękniejszej istoty, jaką moje oczy miały przez całe życie oglądać, dosłownie straciłem głowę, pojmując, iż zakochanie się od pierwszego wejrzenia jest jak najbardziej możliwe. Pomimo jednak tego, jak szczęśliwy byłem przez rodzicielstwo, nie dało się nie spostrzec tego, jak okropnie zaczęło się dziać w moim małżeństwie. Danielle stała się zimna jak lód, traktowała mnie zupełnie jak nic nie znaczącego dawcę spermy, który przyczynił się do poczęcia Amelii. Nikt mnie tak nie upokarzał w życiu codziennym, jak moja własna żona.

– Lubię spędzać czas z tobą, wiesz? Jesteś świetną towarzyszką – połaskotałem gołą stopę dziewczynki, oczyszczając swoje gardło za sprawą przełknięcia śliny. Chrypa w moim głosie wskazywała zmęczenie jakie czaiło się w żyłach daleko pod moją grubą skórą. Mrugałem oczami, napinając twarz w uśmiechu, ponieważ mała znów wykręciła się, chcąc uciec od mojej dłoni. Poderwała kolana do góry, wzdychając.

– To co? Myjemy ząbki i czytamy bajkę? – zagadnąłem z uśmiechem, pozbywając się specjalnie przy niej z mojego głosu melancholii.

– Nie chcę myć ząbków... – marudziła. – I wolałabym, żebyś zamiast czytania bajki mi pośpiewał!

– Nie zaśpiewam ci, jeśli nie zrobisz tego, o co cię proszę – pokręciłem głową, udając poważnego ojca choć wciąż byłem dla niej delikatny. Odgarniałem włosy z jej bladej buźki, stukając opuszkiem palca wskazującego w mały, pyzaty nosek. – Ładne dziewczynki muszą mieć czyste ząbki.

– Ja mam bardzo czyste i białe! – ostentacyjnie wyszczerzyła się tuż przed moją twarzą. – To tatuś ma w takim razie brudne ząbki, bo nie ma takich białych jak ja!

Uniosłem do góry brew. Ok, to zdecydowanie moje dziecko.

– Tatuś pije za dużo kawy. Kawa jest obrzydliwa – wytknąłem język, podciągając Amelię do góry, żeby usiadła na moim kolanie. – Tulimy i idziemy spać. Jutro już poniedziałek, musisz być gotowa na kolejny dzień w przedszkolu!

– Ja nie chcę do przedszkola... – powiedziała cichutko, nagle markotniejąc, co wydało mi się porażająco wręcz niepokojące.

– Jak to? Coś się stało?

– Nie lubię innych dzieci. Dziewczynki są dla mnie niemiłe – oparła brodę na moim mostku, kiedy zmarszczyłem brwi, drapiąc dłonią jej delikatne plecki. Dmuchnąłem w jasną grzywkę, rozwiewając kilka cienkich włosków. – Nie umiem tańczyć tak, jak one.

– Ale za to umiesz już wszystkie literki i liczysz też bardzo ładnie! – uszczypnąłem jej policzki. – Na pewno niechęć z ich strony to tylko akt zazdrości, kochanie. Przeważnie kiedy ludzie są dla kogoś niemili oznacza to, że są zazdrośni.

– A muszę tańczyć? – jęknęła pogardliwie, marszcząc swoje jasne brewki. – Dużo bardziej lubię rysować, ale mama mówi, że taniec jest ładniejszy i chce, żebym była baletnicą!

Zacisnąłem szczękę w nagłym przypływie złości na swoją żonę. Kurwa mać, nie pozwolę tak długo jak żyję na to by moja córka spełniała jej pieprzone, niespełnione ambicje.

– Nie musisz tańczyć, jeśli nie lubisz, słoneczko.

– I cały czas będziecie mnie kochać? – przymrużyła oczy, nagle śpiąca. Pokiwałem prężnie głową, podnosząc ją do góry. Uśmiechnęła się, kiedy stawiając ośmiolatkę na podłodze, podałem jej swoją rękę, prowadząc do jej własnego pokoiku.

– Powinnaś założyć skarpetki.

– Po co? – spytała z mlasknięciem.

– Podłoga jest chłodna i twoje stópki nie mogą być zimne, bo wtedy dużo szybciej się możesz rozchorować – pogłaskałem jej główkę.

– A ty też pójdziesz spać? – po przekroczeniu krętych schodów, skierowaliśmy swoje kroki do łazienki, jednej z dwóch.

– Tak, jutro muszę bardzo rano wstać do pracy – otworzyłem dla niej drzwi. Obserwowałem jak dziewczynka bierze swoją plastikową podstawkę pod stopy, której zwykle używała wchodząc do wanny. Podstawka była żółta i miała na sobie motyw kaczek. Tym razem przesunęła ją blisko umywalki i sięgnęła po swoją szczoteczkę do zębów i pastę, którą mi podała, bym pomógł ją wycisnąć z tubki.

Jakiś czas później Amelia usnęła opatulona w swoją pierzynkę. Tego wieczoru ciągle się wierciła, nie mogąc spokojnie zasnąć, ale w końcu się udało. Trochę jej poczytałam i pośpiewałem; może rzeczywiście trochę rozpieszczałem dziecko na tym punkcie, ale od zawsze Amy rozwijała się trochę wolniej niż jej rówieśnicy. Potrzebowała więcej uwagi i troski, bowiem sama była bardzo wrażliwa i często musiałem odganiać złe rzeczy z jej głowy, żeby spało jej się godnie, jak na to zasługuje po ciężkich dniach pełnych obowiązków ośmiolatki.

Pogłaskałem jej czoło, gasząc lampkę nocną i po omacku udało mi się  mimo ciemności, znaleźć wyjście z pokoju. Kiedy wszedłem do własnej sypialni zobaczyłem Danielle, która stojąc do mnie tyłem, pozbywała się swojej eleganckiej sukienki, niezgrabnie rozsuwając zamek przebiegający przez całe plecy. To okropne, że przed tym nawet nie zajrzała do pokoju Amelii, zakładając, że się nią zajmuję, więc po co miałaby to robić.

– Co tam u twojego fagasa? – zaczepiłem ją, nie ukrywając w swym głosie złośliwości. Ona odwróciła się do mnie jedynie profilem. – Pieprzyliście się w schowku na miotły, czy tylko mu ciągnęłaś, bo czasu nie było?

– Daj mi spokój, jestem zmęczona – brzmiała na poirytowaną moim komentarzem, podchodząc z sukienką do szafy. Sięgnęła po wieszak, chowając czarną kreację, a w zamian wzięła dwuczęściowa piżamę, odwracając się powoli na pięcie.

Założyłem ramiona na piersi, opierając się o framugę drzwi.

Uniosła wymownie wyrysowane kredką brwi. – Będziesz się patrzył jak ściągam majtki?

– No proszę, cudowna ewolucja w naszym małżeństwie, nieprawdaż? – parsknąłem, stukając palcami w biceps. – Kiedyś nawet nie zauważałaś tego, że jesteś w mojej obecności naga, a teraz ci to przeszkadza.

– Jesteś bezczelny – skwitowała, zakładając tylko koszulę nocną. Ruszyła do komody, ściągając ze swoich uszu perliste kolczyki, które schowała do jednej z szuflady swojej toaletki.

Zagryzłem wnętrze swoich policzków, obserwując jak sięga po płyn do demakijażu.

– Musimy porozmawiać o, o dziwo, wciąż naszej, córce – zmrużyłem oczy.

– O czym chcesz rozmawiać? – zamruczała niechętnie, stojąc nad toaletką. – Tylko pospiesz się, bo naprawdę chcę już się przespać.

– I to ja jestem bezczelny? – warknąłem. – Nie chcesz nawet rozmawiać o swojej własnej córce!

– Przecież wszystko z nią w porządku! Nie rób ze mnie znowu niegodziwej, wyrodnej matki – wskazała na mnie groźnie palcem wskazującym, przykładając wacik do swojego policzka.

– Zmuszasz ją do lekcji tańca, jakich ona ewidentnie nie znosi i sprawiasz, że czuje się gorsza od dzieci w jej wieku – wysyczałem, przybliżając się do niej bardzo blisko. – Nie pozwolę na to, abyś ją do czegoś zmuszała, rozumiesz? Powiedz, że nie jesteś aż taka głupia.

– Dbam o jej przyszłość i edukację. Ty nie chcesz, żeby coś osiągnęła? – syknęła, porzucając myśli o demakijażu. – Trzeba wrodzić w niej talent już od najwcześniejszych lat. To dopiero początek, jeszcze nie pokazałam jej teatru.

– Przypominam ci, że nasza córka jest dzieckiem, które wymaga większej troski i uwagi. Właśnie przez to powtarza ostatni rok w przedszkolu.

– Nie, to tylko przez to, że ma twoje geny – prychnęła.

– A ty jesteś tak często na fiutach reżyserów i producentów, że nawet nie raczysz się zainteresować, co umie i co kocha Amelia!

Ona w odpowiedzi uderzyła mnie w klatkę piersiową i zmrużyła oczy. – Tak bardzo boli cię to, że jestem teraz na szczycie świata show biznesu i przy tym mam rozrywkę, gdy ty siedzisz całe dnie w nudnym biurze? – sarknęła.

– To smutne, że cenisz sobie karierę, która zniknie, kiedy już będziesz stara, bardziej niż własną córkę, o jej dobro i to, czego ona naprawdę chce – zmrużyłem oczy, popychając ją niezbyt mocno tak, że wylądowała pośladkami na łóżku.

Spojrzała na mnie z bulwersem, sięgając po poduszkę, którą we mnie rzuciła z niezbyt głośnym, urwanym krzykiem. – Nienawidzę cię! Jesteś po prostu zazdrosny. Myślisz, że jesteś tak idealnym ojcem?

– Nie jestem idealny, kurwa, nikt nie jest, ale nie mogę zarzucić sobie obojętności wobec niej, którą ty okazujesz każdego, pierdolonego dnia – zacisnąłem palce na materiale jej koszuli nocnej, zanim gwałtownie przyciagnąłem ją do siebie, na co ona wydała zaskoczony pisk. – Nienawidzę cię, ale zrozum, że musisz się zmienić dla niej. Gdyby nie Amelia, która jest dla mnie całym światem, już dawno wyjebałbym cię za próg.

– Puść mnie! – wrzasnęła z dziwnie zaciśniętym gardłem, unosząc swoje dłonie do skroni. Asekurowała się, spuszczając głowę, kiedy zacisnęła palce w okół jednego z moich nadgarstków. – Jesteś gnojem, nie rozumiesz tego? – spytała, gdy zrobiłem wielki krok w tył. – Chcę się wyrwać z tego domu, gdzie nigdy nie byłam szczęśliwa! Chcę być gwiazdą. Ciągle wytykasz moje błędy, ale nie zwracasz uwagi na to, jaką robisz ze mnie szmatę!

Zacisnęła wargi, oddychając głęboko, gdy żółć zaatakowała moje gardło i poczułem, że mogę zwymiotować. Choć później do mnie dotarło, że to mylne uczucie, bo wcale nie chce mi się rzygać i to tylko jakiś ciężar stanął w moim gardle. Ścisnąłem palcami trzon swojego nosa, przymykając powieki.

– Więc daj mi ten cholerny rozwód.

– Teraz nie mam na to czasu, nie rozumiesz?! – burknęła. – Nie mogę sobie pozwolić na męczenie się w kancelarii z papierkami, kiedy akurat kręcenie filmu trwa na pełnych obrotach!

– Wolisz tkwić w tym toksycznym małżeństwie? 

– Mam z tego korzyści – uśmiechnęła się wrednie.

– Przyznaj się, że kręci cię dawanie dupy z obrączką na ręce – parsknąłem, począwszy zbierać swoją poduszkę i pościel z szafy.

– Cóż... – zmrużyła oczy. – Mam nadzieję, że ktoś zrozumie to, jak cierpię i szukam pocieszenia w ramionach innych mężczyzn. Pamiętasz jak obiecywałeś mi zawsze traktowanie jak księżniczkę i zapewniałeś, że nigdy nie dasz mi odczuć, że jestem niekochana? Stałeś się gburem i pracoholikiem, odkąd wzięliśmy ślub. Możesz się udławić swoimi zapewnieniami, nic dziwnego, że twoja rodzina nie chce mieć z tobą nic wspólnego.

Patrzyłem na nią chwilę, tkwiąc w miejscu z pościelą, która wyglądała okropnie z żółtymi słonecznikami na materiale. Danielle odgarnęła z twarzy swoje włosy, zakopując nogi w kołdrze. Wyszedłem z pokoju, kierując się po ciemku do salonu, gdzie rozłożyłem się na kanapie. Upewniłem się tylko, że mam gdzieś koło siebie telefon, bym nie zaspał do pracy. Kiedy leżałem już, nasłuchując kompletnej ciszy, złapałem dłonią swoją skroń, zamykając oczy.

– Ty też miałaś mnie kochać.

**

I jest! Kolejna nowa książka... tym razem coś super luźnego i przyjemnego, taką mam nadzieję. Wcześniej wstrzymywałam się przed pisaniem czegoś z typowym daddy kinkiem, ale przełamałam się. Nie dałabym rady, gdyby nie współautorka tego fanfika.

Piszcie, jakie są wasze wrażenia po prologu, bo ja strasznie stresowałam się przed publikacją!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro