Epilog
– Amelia, przysięgam, że jeśli w tej chwili nie zniżysz wobec mnie swojego tonu, w tej dyskusji nie pomoże ci nawet Harry! – wrzasnąłem, czując jak moja szyja zaczyna pąsowieć ze złości. Dłonie się pociły, a żyły wręcz pulsowały od prędkości, z jaką płynęła w nich gorąca krew.
Wziąłem wdech i wydech, a to wciąż gówno działało.
Ale, co mam rzec? Nie sądziłem, że wychowanie nastoletniej dziewczynki może być jeszcze trudniejsze, niż myślałem. Jak widać z wielu rzeczy musiałem nie zdawać sobie sprawy.
Amelia miała dopiero jedenaście lat, a kłótnie między nami występowały średnio raz dziennie. Kłóciliśmy się o byle bzdety, a najgorzej się działo, kiedy Harry'ego nie było w pobliżu. Amelia nie miała za kim się chować i nie miał jej kto bronić. Korzystała z tego, że jej lepszy tatuś był w pracy, a ten stary dupek, czyli ja, jest idealny do powkurwiania go.
Teraz dotarło do mnie, że za bardzo ją rozpieściliśmy, przez co mam na myśli: Harry ją rozpieścił.
– Ty ciągle mi na nic nie pozwalasz i nie mogę robić tego, co mogą inni w moim wieku – burknęła. – Nic dziwnego, że wszyscy mają mnie za dziwoląga. Przez ciebie!
– Nie mów tak. Ja po prostu o ciebie dbam, Amy – przykucnąłem przy niej, widząc, że dziewczynka jest bliska płaczu. Tak kończyła się większość naszych kłótni. – Ktoś ci znowu dokucza? Amy, zrozum, musisz stawić temu czoła i chodzić do szkoły. Wagary i symulowanie to nie jest rozwiązanie.
– Stawić czoła? Jak!?
– Weź jednego z tych gnojków, przełóż przez ramię i-
– Tatoo! – lament córki przerwał mi, i rzeczywiście, może to, co mówiłem nie było dobrym rozwiązaniem, ale ja już naprawdę rozkładałem ramiona z bezsilności.
– Powyłamuj im mleczaki – wzruszyłem ramionami. – Skoro za mową słów nic do tych małych móżdżków nie dociera, może pięści przeczyszczą im zawory! – za cel obrałem sobie rozbawić posmutniałą dziewczynkę, choć bezskutecznie. Po dłuższej chwili milczenia, znów zrobiła swoją przygaszoną minkę i zstąpiła z nogi na nogę.
– Ja tam nie chcę chodzić, bo nienawidzę ich wszystkich! – zapłakała, ścierając swoją pierwszą łzę. – Chcę uczyć się w domu!
– Amy, przestań płakać.
– Nie! Bo ty mnie nie rozumiesz i będę. Harry mnie kocha bardziej – założyła ramiona na piersi. – Przepisz mnie do innej szkoły!
– Och, pewnie. Najpierw zmiana przedszkola, a teraz szkoła... Chcesz powtarzać klasę?
– Będę się uczyła w domu! – tupnęła nogą.
– Jeszcze raz na mnie tupnij, a otrzymasz absolutny zakaz dostępu do internetu!
Zanim Amelia mogła rozchylić swoje paskudne usteczka, w domu rozbrzmiał się brzdęk rzucanych na komodę kluczy. Jakby przez echo słyszałem charakterystyczne ruchy swojego partnera. Harry nigdy nie był dyskretny wracając do domu, ale teraz to nawet mi odpowiadało, gdy jego ruchy zagłuszały męczące milczenie. Potrzebowałem oddechu, ale wzięcie go nie było takie łatwe w stanie tak silnego rozdrażnienia.
– Co to za krzyki?! Chcecie żeby znowu mnie bolała głowa? – znikąd usłyszałem głos Stylesa, który musiał wrócić z pracy właśnie w tej chwili. Westchnąłem ciężko, wstając na równe nogi, gdy dziewczynka naprzeciw mnie pociągnęła nosem. – Co się stało, rozgwiazdko? – spytał ją, wchodząc do kuchni, co skwitowałem zasuszonym parsknięciem.
– Nawet nie zaczynaj tych swoich gwiazdek, kwiatuszków i księżniczek! – na niego również podniosłem głos. Wskazującym palcem machałem przed nosem bruneta, zaś on w swoim zdezorientowaniu przebiegł dłonią po poplątanych włosach. Były jak huragan, co tylko świadczyło o tym, że przed chwilą zdjął z głowy puchatą czapkę, jego ulubioną na jesień beanie. – Zobacz coś zrobił! Patrz jak ona się przez twoje chuchanie i dmuchanie zachowuje!
– Och, więc jestem jej jedynym rodzicem w tym domu, Lou? – w przeciwieństwie do mnie zachowywał maniery, witając się z nami obojga całusem w skroń. Naburmuszyłem się, zakładając ramiona na piersi.
Jeśli myślicie, że Amy jest zła w jej fochach, ja byłem gorszy.
– Co nie zmienia faktu, że w momencie, w którym ja daję jej zasłużoną reprymendę, masz od razu ją tulić i całować! – kontynuowałem.
– Boże, więc co znowu się stało? – podchodząc do indeksu wziął czajnik elektryczny, nalewając do niego wody i czekał aż ta się zagotuje. W międzyczasie wyciągnął z szafki wypełnionej świeżo umytymi naczyniami kubek oraz stanął na palcach, żeby wyjąć z półki opakowanie herbaty. – Amy, powiedz mi.
– No bo ja chcę się uczyć w domu – była znacznie łagodniejsza, jakby Harry był jej ostoją niosącą spokój. Zacisnąłem palce na szczycie nosa, zaraz po tym ostentacyjnie rzucając dłonią w powietrze.
– Tak, bo ja nie mam kurwa na co wydawać pieniądze tylko na twoje humorki.
– Louis, jeśli się nie uspokoisz, to możesz od razu wyjść z kuchni – Harry spojrzał na mnie ze ściągniętymi brwiami, wrzucając do żółtego kubka saszetkę. – W tym momencie zachowujesz się jeszcze gorzej niż nasza córka, która jak już nie dawno o tym rozmawialiśmy, niedługo zacznie powtarzać przekleństwa jeśli tak dalej pójdzie – przewrócił oczami, więc postanowiłem uspokoić się przy szklance wody z cytryną i usiadłem przy stoliku, gdzie akurat leżał napój. – Dlaczego chcesz uczyć się w domu?
– Bo inne dzieci mnie nie lubią i żaden z nauczycieli też nie jest dobry i źle uczą! – poskarżyła mu się z wydętą wargą.
– Przecież byłaś na sierpniowym obozie z dziewczynkami z klasy i mówiłaś, że są super. Zmieniłaś zdanie? – zmarszczył brwi, opierając się pośladkami o szafkę, żeby stać przodem do szatynki.
– Okazało się, że one wszystkie drą ze mnie łacha... – pokręciła głową, przytulając się do niego.
Harry zdziwił się na ten nagły bliski kontakt fizyczny, ale nie mówił nic, przez chwilę pocierając plecy Amelii. Położyłem łokieć na blacie stolika, opierając skroń na pięści.
– W jaki sposób z ciebie żartują?
– Mówią mi, że podobam się jakiemuś chłopcu, a potem idą do niego, żeby go przekonać, że jestem brzydka...
– A rozmawiałaś z tym chłopcem?
– Niezupełnie – skrzywiła się, rzucając spojrzenie na podłogę.
– Kim on jest? Nie przypominam sobie, żebyś mi o nim opowiadała – uniósł brodę Amy.
– To jest taki kolega, z którym nawet nie rozmawiam, bo on jest głupi, ale wszystkie dziewczyny chcą z nim być – wyjaśniła.
Słuchałem tego, co mówi moją córka, trzymając się za głowę. Przecież oni wszyscy mają tylko jedenaście lat!
– A on jakoś na to reaguje? Jemu też dokuczają? – spytał Harry, zalewając herbatę wrzątkiem.
– Nie – pokręciła głową w roztargnieniu. – To on wszystkim dokucza. Ostatnio jak się dowiedział, że mój tata jest z innym panem to śmiał się ze mnie.
Harry westchnął tak samo, jak ja. Porzucił myśl o robieniu herbaty i w pełni skupił się na Amelii. Ja również uświadomiłem sobie, że sprawa jest poważniejsza niż mogłem dotychczas mniemać. W końcu wydarzyło się coś, co mogłem przewidzieć odkąd tylko związałem się z mężczyzną wychowując dziecko. – Mówiłaś wychowawczyni o tej sytuacji?
– Nie, bo ona uważa tak jak on – wzruszyła ramionami, a ja o mało nie przewróciłem się z szoku.
– Słucham?! – wrzasnąłem, odsuwając krzesło od stołu.
– Siedź, Louis – Harry zgromił mnie spojrzeniem. – Dobrze. Spokojnie – złapał się za skronie. Zebrał myśli po chwili milczenia. – Te dzieci przychodzą codziennie z rodzicami, prawda? Co ty na to, żebym jutro to ja odwiózł cię do szkoły i pogadał sobie z nimi? I z nauczycielką też porozmawiam, a później nawet z dyrektorem tej szkoły.
– Ale wtedy będzie jeszcze gorzej – od razu pokręciła głową. – Nie rób tego.
– Jeśli tylko spróbowaliby jakoś gorzej się w stosunku do ciebie zachować, doprowadziłbym do końca kariery dyrektora – warknąłem.
– Ciągle tak mówisz. A jak z tobą rozmawiam, to nic nie robisz. Tylko każesz mi tam chodzić – powiedziała z wyrzutem, przecierając swoją twarz. – Oni się nie zmienią i nikt nie będzie po mojej stronie. Teraz już nikt nie będzie mnie lubił, a ja nawet nie wiem, co złego zrobiłam.
– Kochanie... – westchnąłem ciężko, starając się ukoić skołatane nerwy. – To nie jest twoja wina, że po prostu troszeczkę różnisz się od innych dzieci.
– I co mam zrobić żeby się nie różnić? – rozłożyła swoje drobne ramiona. – Wyglądam chyba normalnie i jestem dla wszystkich miła. To oni są wredni. A i tak to ze mną zawsze jest jakiś problem.
– Tata i ja przyjdziemy do szkoły i tym razem jeśli to nic nie pomoże, zobaczymy co dalej, ok? – propozycja padła z ust Harry'ego, gdy ten, głaszcząc jej głowę, wlepił we mnie te żabie oczka.
– Dobra, ale ja nie chcę tam chodzić. Tam jest za dużo osób, które się ze mnie śmieją – podciągnęła nosem, obejmując brzuch Harry'ego w miejscu, gdzie jego pulchne boczki oznaczały się na materiale jego górnej części garderoby.
– Dlaczego ty nie mówiłaś o tym od samego początku? – zagadnąłem.
– No bo ty zawsze krzyczysz!
– Jakbyś nie wyskakiwała ze swoimi niemożliwymi propozycjami i powiedziała od razu wszystko, nie denerwowałbym się – zmrużyłem oczy. – Dobrze wiesz jaki jestem!
– Nie słuchasz jak mówię spokojnie-
Dziewczynka chciała powiedzieć coś jeszcze, znowu zaczynając się ze mną kłócić, ale wtedy Harry położył dłoń na jej ustach, z chichotem obserwując, jak dziewczynka w końcu przestaje marudzić.
– Oboje macie zbyt silne charaktery i dlatego nie potraficie ze sobą porozmawiać. Cieszcie się, że mnie macie, bo już dawno wybuchłaby przez was trzecia wojna światowa – klęknął na jedno kolano przed Amelią. – Musisz być grzeczna dla nas, bo nie chcemy dla ciebie źle. Teraz, kiedy doszliśmy do porozumienia, mam nadzieję, że będzie lepiej i z resztą porozmawiamy jeszcze wieczorem, jak skończę pracować, dobrze?
– Mhm... – odpowiedziała mu cichutko. – Ale na pewno porozmawiasz z rodzicami i panią wychowawczynią? – spytała.
– Porozmawiam z wszystkimi, nawet z tymi dzieciakami – obiecał, poprawiając jej sukienkę. – Musisz stawiać im czoła i nie pokazuj, że się przejmujesz tymi docinkami. Postaraj się to ignorować, bo jesteś mądrą dziewczynką. Możesz pokazać im klasę i dobre wychowanie. Jesteś dobrym dzieckiem. Głowa do góry.
– A co mam zrobić jak mówią wredne rzeczy o was? – spytała smutno. – To jest niemiłe jak obrażają tatusia, albo mówią, że ty jesteś jak jego brzydka żona.
– Pamiętaj, że miłość to miłość. Miłość jest zawsze dobra i piękna, kiedy dwie osoby naprawdę się kochają, tak jak ja i tata. Jesteśmy rodziną, taką jak każda inna, tylko nie wszyscy jeszcze to rozumieją, niestety. Tak już jest i pewnie jeszcze przez długi czas będziesz spotykała się z takimi osobami, ale w końcu spotkasz kogoś, z kim zaprzyjaźnisz się na całe życie! Możesz im to powiedzieć, ale możesz też to zignorować. Bądź mądrzejsza od nich, bo oni chcą cię tylko sprowokować i zrobić na złość. Wiesz czemu? Nudzi im się, nie mają co robić. Albo chcą zwrócić na siebie uwagę, chwaląc się jedynie swoją głupotą, bo to jedyne co mają. Przezywają się nawzajem jakby chcieli udowodnić między sobą, który z nich jest lepszy, ale ich niemiłe komentarze wcale nie dodają im siły. Jak będą większymi dzieciakami, to zrozumieją to wszystko, co mam na myśli. Ty rozumiesz, prawda? – pokiwała lekko głową. – No właśnie. To oznacza, że jesteś super dziewczyną. Doceń to, ile pracy wkłada tata, aby cię wychować żebyś nie była tak brzydkim dzieckiem, jak część twoich kolegów i koleżanek. Nie możesz do końca życia kłócić się ze swoim tatą. Jest czasem nieznośny, ale nieraz warto ustąpić. Rodzice chcą zawsze jak najlepiej dla swojego dziecka, tylko nie są pewni tego, jak im to przekazać.
– To ty w końcu jesteś w związku ze mną czy Amelią? – prychnąłem, mimo wszystko uśmiechając się podczas obserwowania ich i słuchania słów mojego chłopaka.
– Już dobrze? – spytał Harry, ignorując moją uszczypliwość i kciukiem potarł brodę dziecka.
– Tak! – przytuliła się do niego ponownie, praktycznie na niego wskakując, a on uniósł ją do góry i okręcił w okół własnej osi.
– Miłosny moment dla nas! – zaśmiał się, śpiewając, kiedy dziewczynka chichotała wprost do jego ucha.
Oparłem swoją brodę na policzku, przyglądając się najukochańszym osobom w moim życiu, które codziennie rozświetlały je swoją osobowością. Mimo pojedynczych problemow, jakie się czasami pojawiały, niczego bym nie zmienił. W końcu miałem swoją własną, szczęśliwą rodzinę.
– Lou, zrób z nami miłosny moment – burknął Harry, podając mi dłoń, trzymając jedną ręką Amelię, która się na nim uwiesiła. Z małym ociągnięciem wstałem z krzesła, przytulając ich. Mocno owinąłem swe ręce wokół tej dwójki, na co Amy rechotała w kierunku sufitu, kiedy Harry udawał, że się dusi.
– Mam dwóch najlepszych tatów na świecie – wyznała, przykładając swój policzek do twarzy Harry'ego, kiedy pocierałem jej ramię. Na te słowa, oczy mojego partnera wręcz rozbłysły. Ja nic nie odpowiedziałem, ale spojrzałem na niego miękko, posyłając mu równie zachwycony i szeroki uśmiech jak ten, który właśnie przyozdobił jego twarz.
– Ale to nie sprawi, że pozwolę ci nie robić dzisiejszej pracy domowej – odparł Harry, na co dziewczynka jęknęła pogardliwie. – Wiesz, że wieczorem nie będzie ci się chciało tego zrobić, więc zrób ją teraz.
– No dobrze, już dobrze – wyswobadzając się z naszych objęć, skoczyła na podłogę. – I tak wiem, że chcecie się mnie pozbyć, by się całować.
– To nieprawda – Harry oburzył się, w tym samym czasie, kiedy jego policzki zaczęły przybarwiać się na różowy kolor.
– Weźcie w końcu ślub. Chciałabym żebyście mieli ładne wesele!
– A no właśnie! – Harry zwrócił się do mnie, kiedy dziewczynka skierowała kroki w stronę schodów. – Kiedy wreszcie mi się oświadczysz? Mam dość czekania i przeglądania twoich wiadomości w telefonie!
– Że co?! – wybałuszyłem oczy, biorąc kubek herbaty, który Harry sobie zrobił. – Jakich wiadomo- kurwa, parzy! – wzdychnąłem się, odstawiając herbatę.
– Och, naprawdę?! – parsknął ironicznie. – Ja nie wiem jak wrzątek może kogokolwiek parzyć!
– Dlaczego przeglądasz mi telefon, gówniarzu?!
– Nie przeglądam – wzruszył niewinnie ramionami, podając mi kubek z zimną wodą, którą nalał z kranu. – Raz chciałem tylko zagrać w tę grę z owocami i akurat wtedy napisała do ciebie moja mama. Nie wierzę, że obgadujesz naszą przyszłość z moją mamą.
– Jak każdy przyszły zięć i teściowa, to chyba normalne.
– Jeszcze oficjalnie nie jesteśmy rodziną i chcę wiedzieć, kiedy to się zmieni.
– Naprawdę bierzesz sobie słowa Amelii do serca, co? – zaśmiałem się, biorąc dużego łyka wody, a resztę wylałem do zlewu. – Kochanie, dla mnie od dawna stanowimy rodzinę, a oświadczę ci się wtedy, gdy znajdę idealny pierścień.
– Możesz zrobić go nawet z błota, a i tak będę usatysfakcjonowany!
– Ale ja nie będę – odgryzłem się.
– Naprawdę pierścionek jest taki istotny? – stęknął, kiedy położyłem dłonie na jego bokach, pocierając skórę przez materiał białej, odważnej koszuli. – Jesteś pieprzenie staromodny.
– Poza tym jeszcze muszę zapytać twojego ojca o zgodę na oświadczyny.
– Chryste – chłopak uderzył się z otwartej dłoni w czoło. – Przecież to nie jest osiemnasty wiek, Lou!
– Ale te rzeczy są dla mnie ważne – uparłem się, napierając dłońmi na jego biodra, przez co pośladki bruneta jeszcze bardziej wbiły się w blat. – Wszystko musi być dopracowane i magiczne.
– Może jeszcze będziesz musiał zrobić próbę, nim tak oficjalnie mi się oświadczysz? – zachichotał. – Lou, ja nie potrzebuje tego wszystkiego.
– Ty proszę nie męcz tej swojej ślicznej główki o to i daj mi czas, a jak wszystko dopracuję do perfekcji, będziesz w niebie – obiecałem.
– I wtedy będę miał prawa do Amy i będę mógł podpisywać jej zgody na wycieczki tam, gdzie jest miejsce dla "prawnego opiekuna" – uśmiechnął się szeroko. – Założymy też w końcu wspólne konto bankowe, weźmiemy ślub, zmienimy nazwiska na „Tomlinson-Styles", tak samo to Amelii.
– Strasznie zależy ci na byciu już oficjalnie jej drugim ojcem, hmm? – uśmiechnąłem się czule, głaszcząc go po policzku.
– Tak – wzruszył ramionami, przymykając powieki. – A kupimy sobie inny dom, Lou?
– Jak to dom? – zmarszczyłem brwi w konsternacji. – Nie podoba ci się ten?
– Nie uważasz, że jest dla naszej dwójki... za duży?
– Trójki... – poprawiłem go, sadzając chłopca na blacie kuchennym. Harry patrzył na mnie niewinnie, mieszając łyżeczką swoją herbatę. – Co jest nie tak z naszym domem?
– Uważam, że przez to, jak wielki jest, jest po prostu taki- no- noo... niemalże pusty – powiedział cicho. – Nie myślisz tak?
– Może... – Harry złapał za kubek, upijając mały łyk. Odsunął kubek daleko od swojego uda, patrząc na mnie, jakby oczekiwał jakiejś konkretnej odpowiedzi.
– Kupiłeś go dla siebie i swojej byłej żony – kontemplował.
– Więc to o to ci chodzi? – uniosłem brew i zaśmiałem się miękko.
– Nie tylko, ale to jeden z powodów.
– I chcesz nowy dom? – nie wierzyłem w to.
– Chcę coś całkowicie naszego – odparł. – Coś, co razem urządzimy, coś, co będzie nasze od samego początku. Dom może być nawet dwa razy mniejszy od tego, nie potrzebujemy trzech łazienek, do cholery, nie jestem aż takim strojnisiem – zachichotał, łapiąc mój kark. – Minęły trzy lata, a wciąż, kiedy otwieram moją szafę pachnie tam damskimi perfumami. Nienawidzę tego.
– Och, kochanie... – wręcz zagruchałem, całując najpierw jego czoło, a następnie zewnętrzny kącik oka. – Jakieś propozycje?
– Chciałem najpierw z tobą porozmawiać, nim cokolwiek sam zdecyduję – uśmiechał się jowialnie, całując przelotnie mój policzek. – Chciałbym mieszkać w miejscu bardziej oddalonym od centrum miasta. Dom nie może być również zbyt mały jeśli- jeśli kiedyś zadecydujemy się powiększyć rodzinę – dodał znacznie ciszej. – Nigdy nie rozmawialiśmy na tak poważne tematy.
– Ja sądziłem, że to logiczne, że chciałbym mieć z tobą więcej dzieci – uśmiechnąłem się ciepło. – O niczym innym nie marzę.
– Jak to sobie wyobrażasz? – jego dopytywanie się było zupełnie urocze, kiedy w dodatku uśmiechnął się leniwie. – Myślisz, że pokochałbyś swoje niebiologiczne dziecko?
– Nie liczą się aż tak bardzo więzy krwi – odpowiedziałem mu pewnie. – Najważniejsza jest miłość, Harry.
– Wiem, ale Amelia jest taka śliczna i jest po prostu- jest jak ty – zaśmiał się, a jego twarz wręcz promieniowała, gdy mówił o dzieciach z tak frasobliwym rozmarzeniem. – Chciałbym, żeby w przyszłości dziecko, na które się zdecydujemy, mimo wszystko miało twoje geny. Nawet jeśli urodzi się kolejny diabełek.
– Surogatka, skarbie? – uniosłem brew do góry.
– To mam na myśli – odpowiedział prosto. – Znaleźlibyśmy jakąś kobietę, która wygląda trochę jak ja.
– Albo zapłodnię Twoją siostrę.
– To była najbardziej obrzydliwa rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem – spojrzał na mnie z przerażeniem, wytykając język na dolną wargę. – To co? Najpierw ślub, a później zrealizujemy to wszystko?
– Dobra, ale ustalmy, czy bierzemy jajko twojej siostry czy mamy...
– Louis, jesteś odrażający! – krzyknął, uderzając mnie w tył głowy.
– Wieeem! – zaświergotałem. – Ale mam wspaniałego przyszłego męża. Będę się mniej stresować przed zaręczynami, wiedząc, że i tak odpowiesz "tak" – uśmiechnąłem się, kładąc dłoń na jego szczęce.
– A skąd wiesz? – zaczął udawać, że nagle zwątpił. – Może będę miał zły humor jak znowu zostawisz swoje brudne gacie na podłodze w sypialni...
– To stało się przez przypadek! – broniłem się, przysuwając do siebie Harry'ego.
– Tak? Przez przypadek? – dźgnął mnie w brzuch tam, gdzie mam łaskotki. – To niesamowite, że na początku naszego związku byłeś niemalże pedantem, a teraz stałeś się zupełnym brudasem, kotku.
– Wiesz czemu? – nachyliłem się do jego ucha. – Teraz, jak już mnie znasz, nie muszę udawać. Nie muszę być idealny, żebyś mnie kochał, bo już to robisz.
– Wiem to – pocałował moje czoło. – I wiem, że po tym, gdy ci obciągam, idziesz od razu spać, nie patrząc na to, że twoje majtki są wciąż na środku podłogi – zacmokał. – Teraz, kiedy już o wszystkim porozmawialiśmy wypadałoby sprawdzić, czy Amelia rzeczywiście odrabia lekcje.
– Zginie śmiercią nagłą i brutalną jeśli nie – rzuciłem bojowym tonem, kiedy odsunąłem się od chłopaka i skierowałem w stronę holu.
– Huh? Wróciłem z pracy i nawet mnie nie pocałowałeś we właściwy sposób! – żachnął się.
– Słabo ci zależy skoro jeszcze się na mnie nie rzuciłeś – mruknąłem z cwanym uśmieszkiem, słysząc zza siebie jego kroki.
Harry złapał mnie pod żebrami, obracając w swoją stronę, a ja od razu zassałem się na jego słodkich wargach, wyciskając namiętny pocałunek. Czułem smak jego ulubionych cynamonowych cukierków, które żuł w trakcie prowadzenia samochodu, co było cholernie słodkie i cudowne.
– Teraz już hop-hop, na górę! – pogonił mnie, mrużąc oczy. – Muszę się położyć chociaż na godzinkę drzemki, nim będę mógł zasiąść do papierów. Dzieciaki dają mi w kość!
– Mmm, ale i tak zapewne jesteś ich ulubionym nauczycielem!
Harry łasząc się do mnie, posłał mi największy jak dotąd uśmiech. Taki, który mógł przegonić chmury w najbardziej mroczne, deszczowe dni.
Je t'aime plus que jamais, Harry Styles.*
*kocham cię mocniej niż kiedykolwiek Harry Styles.
To byłoby na tyle...
Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro