Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Drugi na dziś, kto się spodziewał?

Kochacie mnie?

Tak naprawdę od tego rozdziału zaczyna się zabawa. Jest długi i oczekuje komentarzy.

100 i następny?




W trakcie lekcji siedziałem z Amelią i Harrym przy stole. Obserwowałem jak Amy radośnie wykonuje jego polecenia bez żadnego marudzenia. Byłem dumny z dziewczynki i tego, że stała się przy nim otwarta; tak szybko stała się przy nim naturalna, to niesamowite. Harry sam proponował parę przerw między wykonywanymi ćwiczeniami, a ona tego nie chciała pochłonięta nowymi informacjami. W dodatku bajerował Amelię czymś kompletnie niezwiązanym z lekcją. Opowiadał jej o swoich lakierach do paznokci i ubraniach, to dobrze, bo w ten sposób sprawiał, że nie nudziła się w trakcie lekcji i mogła niemalże łaknąć jak najwięcej wiedzy to możliwe.

Przyglądałem się temu z błogim uśmiechem, podpierając przy tym brodę na dłoni. Kilka razy, kiedy Amy nie patrzyła, nawet muskałem specjalnie palcami malinkę Harry'ego, na którą dziewczynka nawet nie zwracała uwagi. W zamian, brunet raczył mnie słodkimi rumieńcami.

– Quel est ton nom? – spytała Amelia, zgrabnie posługując się językiem francuskim. Nauka wymawiania pojedynczych zdań szła jej gładko.

– "Nom", powtórz jeszcze raz – poprosił. – Z większym akcenten.

– Quel est ton... nom? – powtórzyła radośnie.

– Idealnie! – Harry pochwalił dziewczynkę, pisząc w zeszycie kolejne wyrazy. Sięgnął po kolejną rurkę za kremem, jedną z tych, które leżały na stole i Amelia je kochała. – Bienvenue! Quel est ton nom?

– Bonjour. Je suis Amelia – uśmiechnęła się.

– Perfekcyjnie – mrugnął do niej, wyciągając stopy pod stołem. Zmarszczyłem brwi, słysząc mój dzwoniący z kuchni telefon.

Usunąłem się z ich towarzystwa najciszej jak się dało, by ich nie rozpraszać, nim nie powrociylem do kuchni, aby wziąć do ręki swoją komórkę.

Sięgnąłem po telefon, odwracając go w dłoni. Na ekranie wyświetlacza zobaczyłem imię mojej, jeszcze, małżonki. Od razu się zirytowałem, przeklinając moment, który sobie wybrała. Wolałem spędzić resztę popołudnia z Harrym i córką. Chciałem nawet zaproponować Harry'emu, żeby został po lekcji. Wciąż chciałem go bardziej poznać.

Pomyślałem, by nie odbiorać telefonu, zaś wtedy naszła mnie myśl, że to może dotyczyć naszego rozwodu, albo Amelii, nie mogłem być taki emancypatyczny.

Przewrcając z poirytowaniem oczami, odebrałem, przykładając komórkę do ucha.

– Halo? – przemówiłem znudzonym głosem, absolutnie nie spodziewając się, że po drugiej stronie usłyszę dramatyczny wybuch płaczu.

Wziąłem wielki, zdezorientowany wdech w płuca, zerkając na Amelię i Harry'ego, którzy zwrócili na mnie uwagę. Oparłem się o kuchenną ścianę, łapiąc lewą dłoń na prawym bicepsie. Zamlaskałem, wbijając paznokcie w skórę przydzianą atłasowym materiałem błękitnej koszuli.

– Wszystko z tobą w porządku? – spytałem, ruszając w stronę mojego biura, żeby dowiedzieć się, czy coś się stało.

– Louis, ja... – słyszalem, że nawet złapanie przez nią głębszego oddechu sprawialo jej wielką trudność. Stawiałem ciężkie kroki, marszcząc brwi.

– Uspokój się i nie próbuj mówić przez łzy, bo i tak cię nie rozumiem – starając się zachować spokój, usiadłem za biurkiem.

– Uh... – jej oddech zadrżał, gdy głośno przełknęła ślinę, pociągając też nosem. – Louis, ja sobie bez was nie poradzę. N-nie potrafię...

Kurwa, ona żartuje... Prawda?

Jej rozpaczliwe szlochanie utwierdziło mnie w fakcie, iż niestety mówiła poważnie.

– Ty, kobieto, chyba upadłaś na głowę – nie mogłem powstrzymać śmiechu.

– Nie, Louis. Jestem teraz szczera – uspokoiła się nieco. Słyszałem szmery, a później znowu pociągniecie nosem. – Wiem, ile rzeczy zniszczyłam, ale jestem pewna, że jak oboje się postaramy, to będziemy szczęśliwi.

– Danielle, nie mam pojęcia, czy jesteś pijana, naćpana czy cokolwiek wy tam bierzecie jako aktorzy, ale powiem to szybko i bezboleśnie – oczyściłem gardło – ja cię nie kocham choćby w najmniejszym stopniu, nienawidzę ciebie i tych wszystkich mężczyzn i-... i chcę tylko przejść ten rozwód w spokoju, by o wszystkim zapomnieć.

– Dlaczego nie możemy być rodziną?

– Danielle, zdradzasz mnie od jakiś czterech lat, każdego dnia powtarzałaś, że nie jestem niczego wart. Wysuń wnioski.

– Louis, kochałam cię i chcę znowu to poczuć! – lamentowała, kiedy stwierdziłem, że muszę usiąść na swoim fotelu, żeby w coś nie uderzyć, bo to, jakie głupoty mówiła, sprawiło, że chciałem wszystko zniszczyć.

– Ty dla mnie nie istniejesz i nigdy, nigdy się nie kochaliśmy. Wiesz to. Gdyby nie Amelia rozstalibyśmy się po studiach – kontynuowałem, mając ochotę się po prostu rozłączyć. – Zmarnowałem z tobą zbyt wiele lat upokorzeń i chłodu, aby być wobec ciebie chociażby poważnym.

– I nigdy nie pomyślałeś o tym, że- że możemy to uratować? – ciągnęła swój monolog. – Zwróć uwagę na Amelię. Możemy być wciąż rodziną.

– I to jest cały klucz w tej sprawie, Amelia – odparłem, poprawiając się na swym siedzeniu. – Ty nie umiesz być matką. Nie nadajesz się do bycia żoną, przyjaciółką... Ty jesteś dobra tylko i wyłącznie w wywoływaniu wśrod ludzi współczucia i... i jesteś jakąś seksoholiczką. Ale to są twoje problemy. Mnie to już nie dotyczy.

– To wszystko przez ciebie! – wyrzuciła nagle, okazując swoją prawdziwą twarz. – Nigdy nawet nie starałeś się, żeby nasz związek był prawdziwy. A kiedy urodziłam już nie zwracałeś na mnie uwagi! Zawsze była tylko Amelia! Zawsze pytałeś jak ona się czuje! Czy nie jest głodna, czy chce coś obejrzeć, czy jest z czymś szczęśliwa! Przytulałeś ją częściej niż mnie kiedykolwiek.

– Odtrącałaś mnie.

– Ale chciałam tylko trochę uwagi – wyznała. – I w końcu ktoś mnie zauważył, kiedy wzięłam udział w pierwszyn castingu i nagrałam film – pociągnęła nosem. – A ja, ostatnio to powiedziałeś i masz rację, nigdy nie potrafiłam jej pokochać. Ale mam to gdzieś. Zbyt dużo dla niej poświęciłam. Czułam się jak gówno po porodzie, bo byłam obrzydzona tym, że coś rosło w moim wnętrzu i jeszcze musiałam to urodzić. Nie wiedziałam jak robić... rzeczy i nie chciałam się tego nauczyć, bo nie jestem jakąś kurą domową, żeby prać brudne, śmierdzące pieluchy. A tobie wszystko tak świetnie szło i mogłam to wykorzystać. W zamian mogłam realizować karierę, a twoje nazwisko mi w tym pomogło. Przecież po to był ślub, prawda? – zaśmiała się, milknąc.

Nie mogłem się nie uśmiechnąć przez to, jak sama się właśnie zniszczyła.

– Dziękuję, że wreszcie sama na głos przyznałaś to, jak żałosna jesteś. Kurwa, jak można być zazdrosnym o pierdolone niemowlę, które potrzebuje uwagi dwadzieścia cztery godziny na dobę przez cały tydzień żeby przetrwać? Musiałem zastępować jej matkę, która była tak pogrążona w swoim wyolbrzymionym cierpieniu, że nawet nie próbowała nawiązać jakiejkolwiek więzi z córką! Ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, że to wszystko mnie męczyło.

Złapałem się za nasadę nosa, starając się być silnym.

– Amelia nie była łatwym dzieciakiem, kiedy była malutka. Dobrze widziałaś jak płakała, gdy miała infekcje. Wtedy to ja się obwiniałem, że nie dopatrzyłem kilku rzeczy, nie dałem rady, ale... ale to nie były tylko moje obowiązki do cholery – sarknąłem, przymykając powieki.

Weź się w garść, weź się w garść. Zacisnąłem palce.

– Błagam, nie dzwoń do mnie już więcej jeśli nie będą to sprawy dotyczące naszego rozwodu. Nie chcę cię w moim życiu i nie pozwolę, abyś namieszała w nim kiedykolwiek ponownie – nie czekając na reakcję Danielle, rozłączyłem się.

Odłożyłem telefon, nachylając się nad biurkiem. Sięgnąłem dłońmi do swojej twarzy, wgniatając palce w swoje zmęczone oczy. Przeleciały mi przez oczy wspomnienia i obrazy z pierwszej nocy w domu, po narodzinach, kiedy Amelia zwijała się projękując nad ranem. Wyciągnąłem ją z łóżeczka, chcąc podać ją Danielle. Wiedziałem, że mała chce jeść i tylko matka mogła dać jej pokarm. Danielle złożyła ramiona na piersi, kręcąc przecząco głową. Nie chciała wziąć dziecka do rąk, by dać jej pożywienie, mówiła, że to ohydne.

Trzeba mieć kurewski tupet. I to taki, jakiego nawet nie jestem w stanie opisać odpowiednimi przymiotnikami.

– Louis? – nagle poderwałem głowę do góry, widząc w drzwiach Harry'ego. Nie bardzo rozumiałem.

Odkryłem swoje oczy, pocierając skronie. Patrzyłem na niego lekko z dołu, przegryzając wargę, a później ją wydymając. Harry zlokował krótko wzrokiem pokój i oparł się o drzwi.

– Lekcja się już skończyła? – spytałem, odchylając się trochę na fotelu. Odsunąłem go również delikatnie od biurka.

– Tak, Amelia powiedziała, że pójdzie do pokoju, bo przypomniała sobie, że musi coś zrobić do szkoły – odparł bardzo łagodnym tonem głosu. – Co się stało?

– Zadzwoniła do mnie Danielle – nie widziałem sensu, by mówić "wszystko jest w porządku". Po co mi to? Może to nierozsądne mówiąc o swoich problemach osobie, z którą nie jestem powiązany w żaden sposób, ale potrzebowałem tego. – Wyła i najpierw powiedziała mi, że chce spróbować wszystko naprawić, a kiedy powiedziałem jej, że nie ma już na to szans, za wszystko mnie obwiniła – rozszerzyłem trochę swoje nogi, przejeżdżając językiem po zębach. – Nie sądzę, żeby to było czymś, co cię interesuje. To tylko mój rozwód i tylko ja. Mogę sobie z tym poradzić, tylko naprawdę zaczynam myśleć, że te kilka rzeczy to... przeze mnie. Przykro mi, że oboje byliśmy nieszczęśliwi, ale przecież nie mogłem zmusić się do pokochania jej. Uświadomiłem to sobie i jej jeszcze na studiach, ale wtedy ostatni raz się przespaliśmy i powstała Amy. Gdyby nie to, że mam majątek, Danielle zostawiłaby nas obojga.

– Oh, Louis... – westchnął głośno, podchodząc do mojego biurka. Wziął mój telefon i z gracją położył na samym brzegu biurka, opierając się o nie tyłem, by na mnie dokładnie spojrzeć. – Tak strasznie ci współczuję.

– Nie przejmuj się, skarbie. Po prostu nigdy nie popełniaj tego samego błędu, co ja – zaśmiałem się delikatnie. Określenie jakim go nazwałem bardzo pasowało do Harry'ego. – Jesteś gejem? – pokiwał głową twierdząco, nieco zdziwiony nagłą zmianą tematu i mojego nastroju. – Byłeś w związkach?

– Nigdy w takim prawdziwym – odpowiedział onieśmielony, machając głową, aby poprawić swą lokatą czuprynę. – Natrafiałem na samych gówniarzy – prychnął. – Wszyscy moi rówieśnicy to takie dzieci! Dlaczego?

– Bo to ty wydajesz się nad wyraz dojrzały – uśmiechnąłem się. – Naprawdę. Coś jest w tobie... coś takiego... może to ten wdzięk, ale myślę, że mógłbym porozmawiać z tobą na wiele poważnych tematów. Jesteś taki opanowany. Świetnie dogadujesz się z dziećmi i nawet trzydziestoletniego faceta potrafisz owinąć sobie wokół palca.

– Tylko dojrzali mężczyźni zawsze wydają mi się doceniać najważniejsze w życiu wartości – przygryzł wargę, obejmując moje nieogolone policzki dłońmi, wprawiając me serce w głośne kołatanie. – Miłość, piękno sztuki i szacunek do drugiego człowieka.

– Masz piękne podejście do życia. Jesteś jak taki promyczek słońca – oblizałem usta. – Może to właśnie taka osoba sprawiłaby, że będę szczęśliwy. Nie ogromna, czarna chmura niosąca burzę, tylko... słońce – zachichotałem na te tandetne metafory, które teraz wydały się pasować.

– Mówisz poważnie? – zapytał, zarzucając swoją długą nogę na mój bark, aby przyciągnąć mnie bliżej jego cudownego ciała. – Czy będziesz twierdził tak samo, gdy już nie będziesz przeze mnie owinięty?

– Chciałbym cię poznać – uśmiechnąłem się chytrze, całując nagą łydkę. Przejechałem dłonią po gładkiej, wydepilowanej i lekko lśniącej skórze. – Tylko boję się niewypału i zranienia. I czuję się staro – parsknąłem.

– Nie jesteś stary i jeszcze długo nie będziesz – zapewnił, jeszcze mocniej napierając na moje plecy, abym był jeszcze bliżej. – Liczy się poza tym rozum i serce człowieka. Nie to, ile już liczy sobie wiosen.

– Tak myślisz?

– Oczywiście – pokiwał głową. Jego rdzawe loki zafalowały.

– Chodź tutaj – nieco zamruczałem, stukając palcami obu dłoni w swoje uda w nagłej potrzebie okazania czułości. To, co mówił Harry było bardzo miłe.

Chłopiec niemalże promieniał, gdy od razu spełnił moją prośbę, siadając na moich kolanach, będąc ustawionym bokiem do mnie. Dosłownie emanowało od niego to ciepło i ogrom pozytywnej energii.

– Jesteś większym bajerantem niż myślałem – zaśmiałem się w jego ucho, kładąc dłoń na jego biodrze. Chłopiec zachichotał, owijając ramię w okół mojego karku. Ścisnął moją skórę w przyjemnym akcie.

– A ty wciąż jesteś spięty.

– I co z tym zrobisz?

– Podobno robię bardzo dobre masaże... – zaproponował, niby nieśmiało, lecz równocześnie jeździł swoją dłonią po całej mojej piersi.

– Byłoby bardzo miło, gdybyś użyczył mi trochę swoich umiejętności – przegryzłem dolną wargę, ocierając swój oddech o loki Stylesa. – Zanim znów uciekniesz.

– Obiecuję, że tym razem tak nie będzie – szepnął mi do ucho, podnosząc się z moich kolan, a mój kark spowiły przyjemne dreszcze. Brunet stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach.

– Ostatnio uciekłeś tak nagle... nawet nie zapytałem dlaczego – mruknąłem, wstrzymując sapnięcie, gdy Harry kazał mi nachylić głowę nieco do przodu. Wbił palce w moje barki, ugniatając je.

– O-och, kurwa... – sapnąłem głośno, już zaledwie po kilku jego ruchach czując to, jak dobrze naciska on na moje spięte nerwami mięśnie. – Gdzieś ty się tego nauczył?

– Sam nie wiem, to chyba po prostu moje ręce – mogłem sobie wyobrazić jak uśmiecha się w trakcie mówienia, ponieważ jego głos był trochę stłumiony. Jeszcze dwa tygodnie temu nie pomyślałbym, że doświadczę czegoś takiego.

– Cholera, są wspaniałe – uśmiechnąłem się.

– Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale... – nie przerywając masażu nachylił się ponownie do mojego ucha. – Nawet nie wiesz, jakie to podniecające, kiedy przeklinasz.

– Podnieca się mój wulgarny język? – zaśmiałem się, odpinając guzik swojej koszulki, żeby Harry miał więcej mojej skóry dla siebie i mógł się bardziej popisać. – Tylko się nie wystrasz – mruknąłem prześmiewczo, pozbywając się guzików. – Ostatnio na siłowni byłem jakieś pięć lat temu.

– Widziałem każdą najmniejszą krzywiznę twojego torsu jeszcze kiedy byłeś mokry – odparł ze śmiechem. – I uwierz, gdyby nie obecność Amelii, chyba bym się na ciebie rzucił.

– Nie mam dużych bicepsów i jestem raczej cienki w talii – skrzywiłem się, przypominając sobie moją dawną sylwetkę. Kiedyś bardziej o to dbałem. Może znajdując wolny dzień w tygodniu mógłbym zrobić coś dla siebie i zapisałbym się na siłownię.

Odpiąłem całkowicie swoją koszulę, ściągając ją z ramion.

– Jesteś taki przystojny, Louis... – Harry sapnął przy mojej małżowinie, następnie ją całując, kciukami z czuciem naciskając na sam środek mojego kręgosłupa. Tak dawno ktoś robił tyle tylko dla mnie, chyba nikt  tak nie dbał o moje przyjemności.

Ale...

– Pamiętajmy o Amelii – przypomniałem niechętnie. Sam chciałbym zrobić coś więcej, kurwa, mógłbym w każdej chwili rzucić się na niego i przyszpilić do tego fotela. Mógłbym nawet na nim pieprzyć się ze słodkim chłopcem, ale nie, kiedy w domu jest moja mała córka. – Kurwa, musisz przyjść, gdy jej nie będzie.

– Co wtedy chcialbyś zrobić? – nagle przeniósł swoje dłonie na moją klatkę piersiową, którą zaczął finezyjnie muskać, zahaczając o szary tusz wyznaczający kilka napisów i rysunków.

– Harry – wymówiłem jego imię w ostrzegawczy sposób, na co on zachichotał, przykładając palce do mojego sutka. – Nie zrobimy nic dzisiaj, wiesz to.

– Pozwól mi się drażnić – przeciągnął z małymi pretensjami, obscenicznie obrażony. – Powiedz jeszcze raz moje imię, proszę? – jego piękne dłonie przeniosły się wyżej i objęły moją szyję, obejmując mnie w ten sposób od tyłu.

– Harry – powtórzyłem równie głęboko, spoglądając na swoje krocze. Na szczęście miałem w sobie jeszcze choć odrobinę samokontroli, choć czułem, że mój kutas delikatnie stwardniał i uciska szew spodni, co mimo wszystko nie oznaczało się przez ciasną bieliznę.

– Widzisz jak się rozluźniłeś? To działa dobrze na nas obu – znów robił mi masaż.

– Nie pamiętam kiedy ostatnim razem czułem się tak rozluźniony – przyznałem. – Po raz pierwszy od dawna zapomniałem o problemach.

– Mogę być z siebie dumny? – spytał, a ja odpowiedziałem mu przeciągłym, rozluźnionym mruknięciem. Harry uśmiechnął się przy moim uchu. – Właściwie... można powiedzieć, że wpadłem na pewną propozycję i chciałem spytać, co o tym myślisz.

– Hm? – zagadnąłem. – Zamieniam się w słuch, słońce.

Byłem pewny, że te słodkie słowa wprawiały Harry'ego w uśmiech.

– Wiesz, naprawdę potrzebuję pieniędzy – mówił trochę niepewnie, wciąż z dobrym humorem. – Pomyślałem, że mógłbym robić coś więcej niż dawać tylko korepetycje Amelii.

– To brzmi bardzo nieprzyzwoicie, Harry! – zaśmiałem się, mając nadzieję go w ten sposób nie urazić.

– Nie, to nie o to chodzi... – od razu chciał się wytłumaczyć.

Jego słowa zabrzmiały bardzo jednoznacznie w stosunku do namiętnej sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy w tej chwili. Przez to miały taki sensualny wydźwięk. Naprawdę się zmieszałem tym, że mógłby zaproponować jakiś seksualny akt za pieniądze.

– Bo mówiłeś, że lubisz kiedy się tak ubieram...

– Ja tego wręcz od ciebie wymagam! – parsknąłem, nadal lekko rozkojarzony.

– O to właśnie chodzi.

– Wciąż nie rozumiem – zaśmiałem się, kiedy ręce Harry'ego zniknęły z mojej skóry. Chłopak obszedł fotel dookoła, znów siadając na biurku. Założył nogę na nogę, opierając łokieć na kolanie.

– Naprawdę potrzebuję pieniędzy, nie wiem jak ci to wyjaśnić, ale to ma coś wspólnego z sytuacją mojej rodziny – mruknął, ssąc wargę, moment później przekręcając lekko głowę – mógłbym zrobić coś dla ciebie. Albo dla twojego domu. Może potrzebujesz jakiejś pomocy... w czymś, albo, cokolwiek.

Brwi Harry'ego zmarszczyły się, gdy zrobił zagubioną minkę.

– Rozumiem – uśmiechnąłem się. – I nie, nie musisz robić dla mnie jakichś prac domowych czy niczego w tym guście, ponieważ mogę płacić ci za coś innego.

– Więc masz jakąś propozycję? – ożywił się nieco, dłonie kładąc po obu stronach swojego ciała. Jednocześnie uważał, by niczego nie zniszczyć.

– Będę płacił ci podwójną sumę tego, co dostajesz za naukę mojej córki za każde, ładne ubranie, w jakim mi się pokażesz – spojrzałem na niego.

Harry zagryzł wargę, a na jego twarzy nie zauważyłem żadnej zmiany oprócz drobnego błysku w oczach.

– Więc... mam się dla ciebie stroić. To coś, co mogę zrobić – uśmiechnął się. – I dasz mi za to stoczterdzieści funtów?

– Możesz się licytować o więcej – powiedziałem obojętnie. – Wiesz, że dla mnie płacenie ci za coś, co mnie uszczęśliwia jest przyjemnością.

– Tylko nie pomyśl, że to przez to chciałem się do ciebie zbliżyć.

– Spokojnie, kochanie, rozumiem przecież, że po prostu potrzebujesz pieniędzy – uśmiechnąłem się. – A ja z roszkoszą ci je dam.

Harry posłał mi uśmiech, który był wart tego wszystkiego. To mogła być nasza mała gra i nasz słodki sekret. Zanim zdążyłem zdjąć z Harolda swoje spojrzenie, w pomieszczeniu rozległo się nieśmiałe pukanie. Po tym do pokoju weszła moją córka, a ja uświadomiłem sobie, że jestem wpół nagi. Zacząłem tłumaczyć jej, że to, co robiliśmy to tylko masaż, który zaproponował dla mnie Harry. To, co mówiłem było niechlujne, bo naprawdę, kurwa, zestresowałam się tym, że Amelia nas przyłapała w niezręcznej sytuacji. W międzyczasie posłałem Harry'emu rozwścieczone spojrzenie, ponieważ ten gówniarz nie mógł przestać się śmiać. Amelia wytłumaczyła nam, w trakcie gdy ja zapinałem swoją koszulę, że znudziła ją samotność. Zaproponowałem Harry'emu, że zamówię mu taksówkę, kiedy powiedział, że musi wracać do akademika, żeby napisać jakiś referat do szkoły. A ja przecież obiecałem Amy kino.

I dopiero, gdy chłopiec wyszedł, uświadomiłem sobie, że jego potrzeba posiadania pieniędzy może być w jakiś sposób związana z obecnością jego młodszego brata pod budynkiem szpitala.

Ale i tak pewnie to po prostu ja zaczynałem wariować. I głównym tego powodem stał się Harry Styles.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro