Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

Oczekuję odzewu❤️

– A mówiłeś, że na razie jest za zimno! – powiedziała do mnie z wyrzutem Amelia, leżąc na leżaku w ogrodzie, z kolorowanką na kolanach, gdy ja podlewałem trawnik z węża ogrodowego.

Spełniałem swój pomysł i zacząłem spędzać z nią więcej czasu. Skoro teraz ma tylko mnie, chciałem zastąpić jej obojga rodziców. Poświęcałem jej więcej uwagi, chociaż muszę przyznać, że nie raz wybiegałem myślami do zielonych migdałów.

– Bo jeszcze na pewno będzie kilka chłodniejszych dni, skarbie. Lato się dopiero zaczyna – wytłumaczyłem jej.

– Ale słoneczko jest takie piękne! – wyciągnęła rączki do nieba, zupełnie jakby chciała złapać promienie w swoje objęcia. Oderwała się na chwilę od kolorowania, wyciągając z piórnika flamastry. – Myślisz, że pisaki nie przebiją mi na kolejne kartki?

– Jeśli będziesz kolorowała bardzo delikatnie, to powinno być okej – odparłem, przenosząc strumień chłodnej wody na rosnące nieopodal kwiaty.

– A czemu nie przyjdzie tu ten pan, który zawsze podlewał roślinki? – chwyciła po niebieski pisak.

Nie lubiłem, gdy zbiegali się tu obcy ludzie. Dom był wielki, tak samo jak ogród. Utrzymanie tego wszystkiego wymagało wiele czasu. Danielle chciałaby, żeby pracował tu ogrodnik, trzy sprzątaczki i najchętniej jeszcze kucharz. A ja byłem zupełnie innym typem. Nie ukrywałem, że mam duży majątek odziedziczony po moich rodzicach, w dodatku sam zarabiałem ogromne sumy, mimo tego pieniądze mnie nie zmieniły i nie pławiłem się bogactwem. Nie lubiłem obcych ludzi na mojej posesji. Tylko raz w tygodniu przychodziła tu moja starsza znajoma, koleżanka mojej ciotki, która tu sprzątała, bo rzeczywiście przez pracę mam pewne ograniczenia.

– Tata sam lubi zajmować się swoimi kwiatkami i nie znosi jak ktoś obcy to robi – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Kątem oka widziałem jak dziewczynka odłożyła kolorowanki na bok.

– A mogę ci pomóc?

– Kochanie, innym razem – pokręciłem głową, poprawiając rękawice ogrodnicze. – Jak trochę urośniesz – uśmiechnąłem się do niej, wyłączając jednym pstryknięciem wąż i rzuciłem go na bok, bo w oczy rzuciły mi się jakieś chwasty.

– Pieprzone... – wymamrotałem pod nosem tak cicho, że nie było szans, aby na szczęście Amelia to usłyszała. Ukucnąłem przy jednej z grządek i począłem wyrywać nie dające oddychać moim kwiatom intruzy.

W dodatku zauważyłem, że jeden z krzewów naprawdę urósł w ostatnim czasie. Musiałem kupić jakieś środki, żeby wypuścił piękne pędy kwiatów.

Spojrzałem na bezchmurne niebo, czując na swoim karku kilka gęstych kropli. Nim się zdążyłem obejrzeć Amelia stała z wężem ogrodowym lejąc wodę do góry. Gdy zauważyła, że się na nią patrze, zaczęła uciekać z piskiem.

– Ty mała, obślizgła, ropucho! – wykrzyczałem z żartobliwie bojowym okrzykiem, nie spodziewając się, że w akcie ochrony, Amy zwróci strumień wody w moją stronę

– Jestem ładną żabką! – ukazała rząd różowych dziąseł.

– Amy! – roześmiałem się, sprawnie unikając gęstego strumienia. Woda rozpryskiwała się, a Amelia piszczała biegając z wężem. Wyraźnie chciała żebym ją gonił, co zacząłem robić. W końcu złapałem wąż i rolę się odwróciły, a ubranie Amy zaczęło moknąć w skutek kilku trafnych ruchów.

– Tato! – piszczała głośno, zupełnie tak, jakbym w rzeczywistości obdzierał ją ze skóry.

– Ja ci zaraz pokażę jaka hierarchia w tym domu panuje!

– Już nie będę cię oblewać! Przysięgam!

– A ja będę! Bo mam mokrą koszulę! – krzyknąłem i tak kilka razy dając dziecku fory. – To jak? Będziesz niegrzeczna dla taty? Czy to cię czegoś nauczyło?

– Ja jestem zawsze grzeczna! – pokazała mi język, za co skierowałem strumień wody idealnie na jej gołe przez obsuniętą bluzkę plecy.

Biegając po ogrodzie mało męsko, śmiałem się w najlepsze, gdy dostrzegłem przy otwartej szeroko bramie Harolda. Chłopiec przyglądał się naszej dwójce z nikłym rozbawieniem.

– Nie patrz na mnie, jestem bez makijażu! – wykrzyczałem, udając przy tym kobiecy głos, gdy położyłem się na trawie i zakryłem twarz dłońmi.

– Tata! Teraz wygram! – Amy wskoczyła na mój brzuch sięgając po węża, a ja panicznie odkryłem swoją twarz, gdy ujrzałem nad sobą dziewczynkę gotową nacisnąć zraszacz.

– Nie zrobisz tego! Miałaś być grzeczna Amelia!

– Ale mam mokre włosy przez ciebie! Musisz cierpieć!

– O mój Boże – Harry wybuchł histerycznym śmiechem, zapewne zarówno przez słowa dziewczynki jak i moją minę.

– Na szczęście jeszcze jestem silniejszy od ciebie! – krzyknąłem niezbyt mocno zrzucając ją ze swojego ciała.

– Ale tato!

– Koniec zabawy! Powiedziałem koniec, Amy. Oboje jesteśmy mokrzy i śmierdzimy trawą.

– Ty śmierdzisz, ja pachnę – wydęła wargę, gdy pomogłem jej wstać.

– Przysięgam na Boga...

– Mogliście powiedzieć, że tu tak wesoło to przyszedłbym wcześniej! – odezwał się kędzierzawy.

– Harry! – Amelia dopiero teraz zwróciła na chłopaka większą uwagę, podbiegając do niego. – Jestem mokra i muszę się przebrać. Poczekasz?

– Na ciebie zawsze, księżniczko – ukłonił się dostojnie, a ona po tym od razu wbiegła do domu, podczas, gdy ja podszedłem do chłopaka dużo powolniejszym, jednoznacznym krokiem.

Harry uśmiechnął się, robiąc powolny obrót, jakby domyślił się, że chcę się mu przyjrzeć.

Jeśli wcześniej myślałem, że brunet prezentuje się wspaniale, teraz wyglądał lepiej niż kiedykolwiek.

Kremowa koszula miała na sobie drobne wzorki. Na szyi nastolatka mogłem ujrzeć złote wisiorki i w końcu... mogłem zobaczyć jego piękne nogi. Uda zostały opięte przez dżinsowy materiał spodenek. W dodatku miały przetarcia, jedno nawet całkiem blisko intymnego miejsca. Białe trampki wydawały się naprawdę słodkim elementem całej tej kreacji i... pastelowe paznokcie. Nie kłamał mówiąc, że potrafi je malować. Harry za każdym razem razem dbał o najmniejsze szczegóły w swoich kreacjach.

Nie chciałem dać mu na samym wejściu tej satysfakcji, dlatego nie skomentowałem jego stylizacji, mówiąc jedynie:

– Dobrze cię widzieć.

– No ja myślę, skoro nie mogłeś oderwać wzroku od mojego ciała zamiast spojrzeć mi w oczy – przewrócił bezczelnie oczyma.

– Nie bądź taki perwersyjny – ściągnąłem rękawice, rzucając je obok węża ogrodowego. W przeciwieństwie do Harry'ego nie wyglądałem ani trochę tak ładnie jak on. W końcu w moim wyglądzie nie było nic nadzwyczajnego: zwykłe rurki i jakaś koszula.

– Ja? – parsknął. – To ty mnie non stop obczajasz i zerkasz tam, gdzie według savoir-viver nie wypada, panie Tomlinson – zgarnął z czoła moją mokrą grzywkę, specjalnie jak najdłużej się da dotykając mojej twarzy.

– Masz ochotę na lemoniadę? – wyszedłem z propozycją, zahaczając palcami o jego krągłe biodra. Stanąłem perfekcyjnie naprzeciw niego, ściskając jeansowy materiał.

– Zawsze – uśmiechnął się, kładąc niby od niechcenia dłoń na moim mokrym torsie. – Zwłaszcza w tak gorący dzień jak dzisiaj.

– Pozwól mi się tylko trochę odświeżyć – pociągnąłem go za biodra w swoją stronę, zderzając ze sobą nasze ciała. – Zapraszam, Harry. Czuj się jak u siebie – pociągnąłem go w stronę domu, kładąc dłoń w dole jego pleców.

– Jest to dużo łatwiejsze dzięki tej wyjątkowej gościnności – odparł, wyciągając swoją dłoń do tyłu tak, by musnąć moje palce, które uchwycił.

– W końcu piątek, co? – westchnąłem, nie dając po sobie poznać, że ten mały gest sprawił, że poczułem się naprawdę miło. – Jak ci minął tydzień? Życie studenta musi być naprawdę ciekawe.

– Mmm, trochę ciężko było ostatnio muszę przyznać... – powiedział cicho. – Ale na szczęście mam przy sobie brata i bardzo dobrą dla mnie koleżankę, oni zawsze wiedzą jak mnie rozchmurzyć.

– Odpowiedz mi szczerze na drobne pytanie – otworzyłem dla niego drzwi, wpuszczając go jako pierwszego do domu. Przez to musiałem rozłączyć nasze dłonie. – Dlaczego zdecydowałeś się dawać korepetycje? Inni chłopcy w twoim wieku bawią się w najlepsze, a ty uczysz dzieci francuskiego?

Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, robiąc jeden, mały krok ode mnie w bok. – Muszę zarabiać, Louis – powiedział prosto. – To wszystko.

– Masz jakiś kłopot? – zupełnie spoważniałem, nie chcąc go jednak odstraszyć. Chciałem powiedzieć mu, że widziałem Nialla, ale bałem się, żeby nie spanikował i nie uciekł ode mnie, wiedząc że przyłapałem go na kłamstwie. Byłem dla niego wciąż delikatny.

– To nie ważne, naprawdę – uśmiechnął się, lecz widziałem, że był to wymuszony uśmiech. Wyraźnie rozmowa ta nie była mu na rękę.

Postanowiłem dać mu spokój.

– Skieruj się do kuchni, ja zaraz do ciebie dołączę, gdy sprawię, że będę śmierdzieć trochę mniej – zaśmiałem się łagodnie, wchodząc po schodach. Czułem intensywny wzrok Harry'ego na swoich plecach. Miałem nadzieję, że naprawdę uważa mnie za atrakcyjnego. Sam dla siebie byłem zwyczajny.

Wszedłem do swojej garderoby, przebierając się w coś czystego. Oprócz tego umyłem swoją twarz i ręce i naprawiłem fryzurę sprayem utrwalającym. Chciałem skrócić swoje włosy. Może wtedy wyglądałbym trochę bardziej poważnie. Spojrzałem na mój zarost, cała reszta była okej. Spryskałem dekolt ulubionym perfumem, schodząc w dół. Postanowiłem zrobić Harry'emu lemoniadę, bo przecież każdy uwielbiał ten orzeźwiający napój. Znajdując się na dole, zajrzałem do salonu, widząc że Amelia włączyła sobie telewizor i ogląda bajkę.

– Zaraz przyjdziemy do ciebie z Harrym – oznajmiłem. – Oglądaj grzecznie bajkę i rozpuść włosy, żeby wyschły.

Ona nawet nie odpowiedziała mi, migiem spełniając mój rozkaz.

– Nadal spragniony? – zagadnąłem chłopaka, zaczynając przygotowywać napój dla naszej trójki.

– I to bardzo.

– Nie chciałem na ciebie naciskać – rzuciłem mu kojące spojrzenie zza pleców, z lodówki wyciągając cytrynę. Sięgnąłem po dwie szklanki, wrzucając do nich plastry owoców. Użyłem też limonki i pomarańczy, wszystko sprawnie krojąc.

– Nic się nie stało, uwierz mi – zapewnił z nerwowym uśmiechem, opierając się pośladkami o blat, zerkając na moje poczynania.

Bycie tak obłędnym całkowicie nieświadomie jest w ogóle legalne?

– Wyglądasz naprawdę pięknie – podałem mu szklankę z gotowym napojem po wrzuceniu do niego liści mięty. Oparłem się o indeks, w podobny sposób, w jaki on to zrobił. Upiłem łyk własnej lemoniady, kładąc ją obok swojej prawej dłoni, którą naparłem na blat.

– W przeciwieństwie do ciebie – zachichotał, patrząc przy tym na moje wilgotne włosy, a ja w momencie, w którym już prawie poczułem się urażony, usłyszałem jak dopowiada coś jeszcze. – Żartuję tylko, pamiętaj. Jesteś niesamowicie atrakcyjny.

– Ale miałeś coś na myśli – nie chciałem mu teraz odpuścić. Namoczyłem usta w napoju, również kładąc go obok.

– Owszem – gubił swoje spojrzenie, lokując je gdzieś ponad moje ramię, nim popatrzył na mnie, błądząc po mojej twarzy. – Wyglądasz na... zmęczonego.

– Ah, o to ci chodzi... – westchnąłem ciężko, opierając się o blat jeszcze bardziej. – Jak już ci pisałem, rozwodzę się z Danielle. Jeszcze tyle rzeczy związanych ze znalezieniem dobrego adwokata i podpisaniem odpowiednich papierów przede mną...

– Oh – wyrwało się z ust Harry'ego, który wydął trochę swoją wargę. – Nie znam się na tym, ale to pewnie skomplikowane.

Osunął się lekko, stając nieco bliżej przy mnie. Opierał się o szafkę prawym biodrem, zwrócony w moim kierunku.

– Jestem tym strasznie zestresowany pomimo tego, jaką też ulgę zaczynam odczuwać – przetarłem oczy. – Nie mogę spać głowiąc się w tym, co powinienem zrobić, aby moja córka została pod moją pełnoprawną opieką.

– Ale... Chcesz odebrać Danielle prawa do dziecka? – spytał, uświadamiając mi o tym, czego tak naprawdę teraz potrzebuję.

Potrzebuję rozmowy. Bo może nie męczy mnie sam fakt rozwodu, a tego, że trzymam w sobie wszystkie uczucia i myśli. Już dawno zaniedbałem swoich znajomych. Moja małżonka odtrącała ich ode mnie, ponieważ uważała moich kolegów za zbyt niską ligę dla siebie i dla mnie. Wielokrotnie ich obrażała i chyba już prawie wszyscy ode mnie uciekli. Zaniedbałem również relacje z rodziną, z ojcem i z rodzeństwem. I naprawdę poczułem się teraz, jakbym był całkowicie sam, a przecież oni gdzieś tam cały czas są.

– Nie zrobiłbym tego Amelii – odparłem. – Na pewno nie odbiorę jej praw całkowicie, ale Amy będzie mieszkała ze mną, a z Daniell będzie widywała się maks raz na dwa tygodnie.

– Ty i ona nie zasługujecie na to wszystko – Harry pokręcił głową, jakby naprawdę ranił go fakt o tym, w jakim gównie tkwię. Nachylił się trochę nade mną, stając ze mną twarzą w twarz. – Amelia jest cudownym dzieckiem, a ty? Jesteś inteligentny, przystojny... – sięgnął dłonią do mojego ramienia. – Jestem pewien, że mógłbyś mieć każdego, a trafiłeś na niewłaściwą osobę.

– Tak myślisz? – szepnąłem.

– Mhm... – uśmiechnął się nikle, patrząc w moje oczy, jakby coś knuł. Jego zielone tęczówki rozbłysły, jak gdyby w tej lokowanej głowie zaświeciła się właśnie zielona lampka ze wspaniałym pomysłem. – Potrzebujesz kogoś naprawdę miłego – dotknął mojego tatuażu na klatce piersiowej – kogoś mądrego – rozchylił kołnierz mojej koszuli – może odrobinę młodszego od siebie – zachichotałem – kogoś, kto będzie traktował cię tak dobrze, jak ty jego. Zgadzasz się ze mną?

Wykręciłem głową w bok, aby upewnić się, że Amelia jest w takim miejscu, z którego nie jest w stanie nas zobaczyć. Gdy czułem, że teren jest czysty, objąłem kark bruneta prawą dłonią i przyciągnąłem go w ten sposób do pocałunku.

Harry od razu zbliżył się do mnie w sposób, w który nie było między nami żadnej wolnej przestrzeni. Drobnymi ramionami owinął się wokoło moich barków, które maniakalnie zaczęły się rozluźniać. W końcu poczułem ukojenie dla moich mięśni i myśli, które teraz zniknęły z mojej głowy. Już ich nie było, bo jedyne co pojawiło się gdzieś w kątach mojego mózgu to krzyczący głos, wołający imię młodego kochanka jak mantrę.

Usta czule smakowały moich warg, języki zawijały się w okół siebie, a jedyne, co mi nie odpowiadało to nasza pozycja.

Nie przerywając naszego namiętnego pocałunku chociażby na jeden, krótki moment, obróciłem nas, ustawiając chłopaka tyłem do blatu, aby mógł się wygodnie oprzeć. Ja w tym czasie napierałem na niego jeszcze bardziej, z satysfakcją wsłuchując w to, jak cicho jęknął z przyjemności.

– Myślałem o tym... – wydyszałem, wykręcając palce na jego bokach – odkąd wyszedłeś ostatnim razem – przyznałem całkowicie szczerze, wsuwając dłonie pod jego spodenki. Znalazłem pasek miękkiej bielizny, pociągając za niego do góry.

Zacisnąłem zęby, wstrzymując w ten sposób niedyskretny jęk, równocześnie mocno chwytając udo chłopaka, które przyciągnąłem do swojej miednicy. Ssałem i całowałem czuły punkt na szyi chłopaka, uśmiechając się przy tym delikatnie, wiedząc, iż zostanie po tym ślad.

Chciałem oprzeć się na blacie, napierając swoim ciałem na Harry'ego, ale wtedy moja dłoń strąciła szklankę, o której już zapomniałem. Oderwałem się od Harry'ego z kiedy napój wylądował na podłodze, a szklanka nie upadła tylko dzięki mojemu dobrego refleksowi.

– Cholera... – mruknąłem, wymijając chłopaka, aby wziąć w dłoń szmatkę, którą począłem wycierać zimną ciecz z blatu, zanim więcej napoju mogłoby wylądować na podłodze.

– Co się stało? – nagle w kuchni pojawiła się Amelia.

– Tata jest niezdarny – Harry w końcu przestał powstrzymywać chichot i zaśmiał się uroczo, podając mi dodatkowo ręcznik papierowy.

– O nie, rozlałeś! – wykrzyczała dramatycznie.

– Oj cicho już, młoda. Zaraz dostaniesz lemoniady, nie uschniesz chyba przez tę chwilę – przewróciłem rozbawiony oczami.

– A wyciągniesz ciasteczka? – zamrugała.

– Harry, wyciągniesz jej pieprzone ciasteczka? – udałem dziewczęcy ton głosu, spoglądając na Stylesa. Mrużyłem oczy w przesłodzony sposób.

– Oczywiście – Harry wyszczerzył się szeroko, a ja kątem oka ujrzałem jak dyskretnie próbuje zakrywać swój naznaczony kark.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro