4.
Byłem oficjalnie wykończony.
Ostatnie dni w firmie były potwornie stresujące i wymagały ode mnie wiele energii, ponieważ musieliśmy nadgonić wszelakie opóźnienia. To straszne; przecież ciągle wszystkiego pilnowałem, traktując firmę jak niemowlaka, a wciąż były problemy. Jestem pewien, że pewną sprawę spartaczył mój wspólnik, o tak.
Mimo tego, że ostatecznie wszystko poszło zgodnie z planem, byłem rozdrażniony przez swoje zmęczenie.
Zajechałem pod dom, nie kłopocząc się, by zaparkować w garażu. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w wannie, rozluźnić mięśnie i pójść spać, żeby znów mieć siły do pobudki o siódmej rano.
Moją uwagę zwrócił samochód Danielle, co oznaczało, że wróciła do domu jakiś czas temu. Westchnąłem ciężko. Z każdym dniem czułem się coraz gorzej z nią w jednym domu.
Ja i ona ciągle bezsensownie sobie dogryzaliśmy. Nawzajem nie mogliśmy znieść swojej obecności w domu. Kilka miesięcy temu przynajmniej potrafiliśmy jeszcze obejrzeć jakiś film w ciszy przełamanej skrępowanymi oddechami, a teraz już nawet to nas drażniło. A najbardziej na tym cierpiała Amelia, która chciałaby mieć tylko obojga rodziców, tylko tyle, a dla nas to było zbyt wiele.
Od jakiegoś czasu Dan nawet nie starała się być dyskretna. Siedziała w salonie, robiąc sobie makijaż i rozmawiała przez telefon z jakimś mężczyzną. Śmiała się i cieszyła. I to było całkiem raniące, choć starałem się mówić, że mnie to nie obchodzi i nie rusza.
Wiedziałem też, że wiele z tych rzeczy robi po to, żeby mi dopiec. Zachowuje się jak jakaś nastolatka, może rzeczywiście zatrzymała się na pewnym etapie dojrzałości, hę? Rozumiem, wielkie sprawy, wczesna ciąża... Ale ja zmusiłem się do tego, żeby dorosnąć. A ona chciała tylko show biznesu.
Już praktycznie czując zapach olejków do ciała w kąpieli, o jakiej marzyłem od kilku godzin, zdjąłem te przeklęte, wąskie i gryzące w palce buty. Do moich uszu dotarła dziwnie podgłośniona bajka, jaką uwielbiała Amelia, dlatego z zaciekawieniem poszedłem w kierunku salonu nucąc melodię z czołówki.
Wszedłem tam, ściągając swoją marynarkę, kiedy zobaczyłem skuloną szatynkę siedzącą na dywanie. Wyglądała na bardzo śpiącą, ale dzielnie oglądała bajkę, jaką był Spongebob. Przysiadłem obok niej, automatycznie sięgając po pilot i ściszyłem kreskówkę.
Niby uśmiechałem się dla zmyłki, lecz wewnątrz siebie denerwowałem się widokiem Amy o tej porze. Powinna spać, cóż, jakieś cztery godziny temu.
– Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina, młoda damo? – uszczypnąłem jej policzek, chcąc dowiedzieć się, dlaczego moje dziecko, do cholery, jeszcze nie spało.
– Tata! – uśmiechnęła się, wdrapując całe ciało między moje ramiona. Spostrzegłem, że podczas tego jej oczy się prawie zamykały, co tylko bardziej mnie zmartwiło. Była przebrana w piżamkę, a jej już prawie suche włosy pachniały szamponem.
Podniosłem ją w celu zaniesienia do jej sypialni. Czułem, że może usnąć w moich ramionach.
– Co ta mama, hmm? – zagadnąłem. – Sama poszła spać, a o tobie zapomniała? – oczywiście cały czas się śmiałem, nie chcąc pokazać swojej wewnętrznej frustracji.
– Mhgnm... – wymamrotała, wciskając swoją twarz w mój kark. Nawet nie dbała o to, by mnie obejmować, gdy jej ramiona zwisały za moimi plecami.
– Mój mały, śpiący skarbek – zagruchałem, zanosząc ją prosto do łóżka, w którym ona już tak naprawdę była jedną nogą w krainie Morfeusza. Dlatego od razu po ułożeniu jej wśród pluszaków, zgasiłem światło, pocałowałem jej czoło i wyszedłem na korytarz.
Zauważyłem, że jakaś mała lampka musiała świecić się w sypialni. Usłyszałem chichot Danielle, który wkurzył mnie jeszcze bardziej. Zajrzałem do pokoju, automatycznie wybuchając sarkastycznym śmiechem.
– Kurwa, nie wierzę... – złapałem tył swojej głowy.
Jeden z tych przydupasów, jacy najczęściej kręcili się przy mojej żonie, o mało nie rozlał swego wina z kieliszka na mój widok, podczas gdy Danielle nawet nie przejęła się zbytnio, siedząc na łóżku w samym, skąpym szlafroku.
– Nie wierzę, że tak zajebiście się stoczyłaś Danielle... Jak to w ogóle możliwe, że się z tobą kiedykolwiek związałem?! – warknąłem, stojąc na środku sypialni. – Nigdy nie widziałem gorszej matki od ciebie. Twoja córka była ledwie przytomna w salonie, kiedy ty bawisz się w najlepsze. Zdajesz sobie sprawę z tego, co ty zrobiłaś?
– Posłuchaj, ja... – zaczął ten żałosny aktorzyna, podchodząc do mnie, jednak ja odepchnąłem go od siebie niemalże instynktownie.
– Nawet nie waż się kurwa odzywać... – przyjąłem stonowany ton głosu. – Wypierdalaj stąd – wskazałem mu ręką drzwi. – Już!
– On jest tylko moim przyjacielem! – Danielle wstała, uczepiając dłoń na ramieniu wysokiego szatyna. – Nic się przecież nie stało.
– Zostawiłaś moją córkę bez opieki! W dodatku jesteś pod wpływem alkoholu. A ty czemu tu jeszcze w ogóle stoisz?! – zwróciłem się ponownie do lekko przerażonego mężczyzny. Masz tak wielkie ego, że zastąpiło twój mózg?! – złapałem go za rękaw koszuli i popchnąłem w kierunku drzwi.
– Nie szarp go. Zostaw!
– Zamknij się Danielle! Zawiodłaś mnie bardziej niż kiedykolwiek i po prostu, kurwa, współczuję tak cudownej istocie matki, która nie potrafi się nią opiekować! Zresztą... – parsknąłem. – Nie mam nawet zamiaru z tobą dyskutować. Masz w tej chwili wypieprzać z mojego domu! – warknąłem. – Kurwa, w przeciągu pół godziny ma cię tu nie być!
– Louis, przecież to jest też mój dom...
– Już nie – uniosłem wysoko brodę. – Skoro tak świetnie bawisz się ze swoim "przyjacielem", idź do niego. Nie będę cię dłużej utrzymywać! To jest dom mój i mojej córki – w przypływie furii otworzyłem szafę Danielle, zaczynając wyrzucać z niej wszystkie jej drogie szmaty, na które wydałem tysiące przez te dziesięć lat. – Wynoś się z tymi swoimi przebierankami!
– Przestań! – w tym momencie zaczęła naprawdę płakać. – Uspokój się, nie wiesz co robisz!
– Oh, wiem doskonale – zaśmiałem się.
– Louis!
– Idź do niego! Idź, będziesz szczęśliwsza! Tego chcesz? Idź, zanim wyrzucę to przez okno! Spotkamy się w sądzie.
– Jestem w połowie nagrywek do...
– Nie obchodzi mnie to, kurwa mać! - wrzasnąłem tak głośno, iż nie było szans, by Amelia mnie nie usłyszała. – Zniszczę cię, oskubię co do złamanego grosza, odbiorę Amelię i dopilnuję abyś została w tym zasranym Hollywood nikim.
Para patrzyła na mnie w szoku, kiedy z dna szafy wyciągnąłem obszerną, czarną walizkę.
– Spakujesz się, czy mam wyrzucić te szmaty? – spytałem z jadem. – Straciłem do ciebie szacunek, zrozum to. Mam dość tego, że traktujesz nasze dziecko jak małe gówno. Ubierz się i wyjdź! A ty – wskazałem palcem na szatyna.
W momencie, w którym on tylko rozchylił swe usta, ja posłałem mu tak wymownie wściekłe spojrzenie, że pokornie opuścił nasza sypialnię.
– Spójrz, nawet on zdecydował cię zostawić – posłałem dramatyczny uśmiech kobiecie. Powstrzymywała się od burmuszenia.
– Proszę, porozmawiajmy rano.
– Nie, nie będziemy rozmawiać. Czego nie rozumiesz Danielle? – zacząłem obrzucać ją ubraniami. – Czego, kurwa, nie rozumiesz? Nie chodzi już o nasze zasrane małżeństwo i twoje zdrady, chodzi o to, jak potraktowałaś swoją własną córkę. Zostawiłaś ją, żeby się zabawić w łóżku! Nawet nie położyłaś jej spać! Czekała na mnie, bo tylko na mnie może liczyć!
– Louis, teraz to rozumiem, naprawdę, i proszę... – nagle pisnęła głośno, gdy uderzyłem jedną z jej drogich torebek w ramę łóżka.
– Natychmiast zejdź mi z oczu, albo posunę się do wyznań, których będę żałował.
Pociągnęła nosem, gdy luzując uścisk na swoich bicepsach, zauważyłem, że w końcu zrozumiała, że nie ma szans ze mną wygrać.
– Ta-tatu...siu?
Nasze głowy momentalnie obróciły się w stronę wejścia do naszej sypialni, gdzie stała moja mała córeczka cala zapłakana. Ssała swój kciuk czego oduczyła się zaledwie rok temu.
– Słoneczko... – mój głos zadrżał kiedy zobaczyłem ją w takim stanie. Wyglądała na małą i biedną, a ja bałem się, że tak wielka kłótnia rodziców będzie dla niej traumą. Nasza córka ma tylko osiem lat.
– C-co się d-dzie-je? – zapłakała, wyciągając do mnie rączki, gdy się zbliżyłem, a ja od razu wziąłem ją na ręce, wychodząc z pokoju.
– Nic się złego nie stało. Mama już nie może z nami mieszkać, bo zrobiła coś niedobrego – starałem się jej wyjaśnić, kiedy ona zapłakała mocniej w mój kark. Stanąłem w jej pokoju, zaświecając lampkę nocną i postanowiłem pobujać ją w ramionach, tak jak robiłem to, gdy była jeszcze malutka. – Tata bardzo cię kocha i cię nie zostawi. Będziemy razem, wiesz? Zawsze. Tak jak ci obiecałem, gdy się urodziłaś
– Dlaczego krzyczysz na mamę? – zapytała, przecierając mokre oczy maleńkimi piąstkami. Pocałowałem czubek jej głowy.
– Bo mama nie kocha już taty i woli być z innym panem, więc zdenerwowałem się – doszedłem do wniosku, że nie mam zamiaru wymyślać jakiejś bajki. Jeszcze za parę lat, gdyby dowiedziała się prawdy miałaby co do mnie pretensje.
– Dlaczego? – przetarła swoje oczy, chwilę później znowu mnie przytulając.
– Skarbie, ja i mama nie jesteśmy dobrą parą i zdecydowaliśmy, że lepiej będzie jak się rozstaniemy. Ale cały czas będziemy dla ciebie rodzicami. Wciąż mnie kochasz, prawda?
– Tak... – pokiwała leniwie główką, pozwalając się przyciągnąć do mojej piersi, gdy kołysałem nami na boki. – Ale nie krzycz już tak więcej...
– Nigdy więcej – pokręciłem głową, całując jej twarz. – Położysz się?
– Nie chcę sama.
– Tatuś ma spać z tobą? – upewniłem się, dopóki nie pokiwała głową. – Tata nie zmieści się z tobą tutaj w łóżku, możemy spać u mnie, co?
– Mama tam jest? – pociągnęła nosem, zerkając w stronę drzwi. Pocałowałem ponownie jej policzek, pocierając nosem jej włoski.
– Mama zaraz wyjdzie – zapewniłem. – Sprawdzę, czy już wyszła, a potem wrócę do ciebie i będziemy spać w dużym łóżeczku, ok?
– Szybko? – upewniła się, wczepiając w moje ubranie.
– Wrócę w dwie minutki, dobrze? Nie będę krzyczał.
– Dobrze – odpowiedziała, wkładając ponownie kciuka do ust, którego ja czule jej wyjąłem.
– Nic się nie dzieje już, rybeńko, spokojnie...
Pokiwała grzecznie głową.
Odłożyłem ją do łóżeczka, dając jej ulubionego misia. Trzymała Kłapouchego, przytulając go do piersi, gdy zdecydowałem się wyjść z pokoju. Zobaczyłem Danielle, która spakowała już najważniejsze rzeczy i wrzuciła do torby kosmetyki.
– Idź już, bo mała chce ze mną spać, a nie zmieścimy się w jej łóżku – mruknąłem chłodno do kobiety, ignorując jej mokre policzki.
– Muszę się jej wytłumaczyć.
– Nie dzisiaj – rozluźniłem brwi, masując nie palcami zmarszczkę między nimi. – Ona się trzęsie. Zrozum, że to dziecko, które potrzebuje miłości, a nie wyjaśnień. Ona ma osiem lat.
– A my będziemy w ogóle rozmawiać przed rozprawą? – spytała, gdy wziąłem do ręki jedną z jej toreb, wystawiając ją na korytarz.
– Nie mamy o czym.
– Ale...
– Jak się pośpieszysz, to dogonisz swojego kochanka. Do zobaczenia w sądzie – otworzyłem szeroko drzwi do sypialni.
Kobieta spojrzała mi w oczy i bez przerywania kontaktu wzrokowego zdjęła z palca obrączkę i rzuciła mi ją pod nogi. Spuściłem wzrok, widząc po chwili jak wychodzi.
Podniosłem obrączkę, rzucając ją do szuflady. Zamknąłem komodę i wziąłem duży wdech, wypuszczając drżące powietrze z ust. Ja już dawno zdjąłem swoją obrączkę. Czułem ogrom obrzydzenia wiedząc, że pieprzyła się z symbolem naszej zasranej miłości na palcu.
Nie czekając dłuższej chwili wszedłem do pokoju mojego dziecka, wystawiając do niej rękę. Postanowiłem uśpić ją i, dopiero gdy zaśnie, chciałem zmyć z siebie zmęczenie, albo gorycz i pójść spać.
Dzisiaj krótko, ale emocjonalnie.
Team Louis, czy Team Danielle?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro