Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Widziałam duży hejt na Louisa w poprzednim rozdziale.....

Ładnie idzie wam komentowanie, ale nie przebiliście rekordu :)





Danielle jednak nie była taka głupia, jak mógłbym się tego spodziewać.

Poprzedniego wieczoru wróciłem gdzieś przed dwudziestą trzecią do domu. Po tym ostrym pieprzeniu pomyślałem, że znajdę sobie jakiś hotel, ale zrezygnowałem. Chciałem być pewny, że dzień Amelii minął dobrze i śpi spokojnie. Kiedy wróciłem o dziwo Danielle nie spała. Piła jakiś detoksykujący napar w kuchni, od razu przyglądając mi się niepewnie kiedy sięgnąłem po kubek, nalewając sobie przefiltrowanej wody. Była podejrzliwa i myślę, że domyśliła się, co zrobiłem. W końcu nie dało się ukryć, że śmierdzę alkoholem i seksem. Jednak kobieta nie dogryzła mi z tego powodu i powiedziała tylko, że świetnie bawiła się z Amy i wypisała ją z lekcji baletu. Następnie wyszła, wówczas zabierając ze sobą kubek z naparem.

Tym razem to ona spała na kanapie, co nie ukrywam, było naprawdę miłą odmianą po tak długim czasie bezustannego przenoszenia całej pościeli do salonu przeze mnie.

Wiedziałem, że do naszego rozwodu jest teraz bliżej niż dalej.

– Bonjour. Je suis Amelia! – dziewczynka siedziała na kuchennym krześle, starając się zwrócić na siebie uwagę matki, która zbierała potrzebne rzeczy, by wybiec do pracy. Danielle zdecydowanie była wręcz pochłonięta pracą, tego nie dało się ukryć. Już jakiś czas temu stała się pracoholiczką, tylko ona sama nie potrafiła się do tego przyznać. Zawsze jak wracała z nagrywek i tych wszystkich wywiadów wyglądała jak swój własny duch z bladą twarzą i workami pod oczami. W dodatku zmarszczki zaczęły formować się na jej twarzy, a przecież miała tylko dwadzieścia osiem lat. Może właśnie przez to zmęczenie od paru lat stała się taka zgrzytliwa.

Szkoda, że nigdy nawet na oczy nie widziałem pieniędzy, które zyskuje jako aktorka, a to przecież kupa forsy. Pamiętam awanturę, gdy dowiedziałem się, że założyła osobne konto na swoje pieniądze, w ten sposób odcinając się od spełniania potrzeb domu i Amelii. Dbała tylko o siebie, wszystkie obowiązki powierzając mi. Teraz ja sam płacę rachunki, podatki, ubezpieczenia za samochody i utrzymuję moją córkę oraz firmę tudzież samego siebie.

Moim największym zmartwieniem jest to, że kiedyś wszystkie moje pieniądze szlag trafi i skończą się, chociaż to bardzo mało prawdopodobne. Mimo wszystko mam małą obsesję, datego tak strasznie dbam o to, by moja firma nie upadła. A to bardzo czasochłonne i trudne!

Na szczęście jestem milionerem - machnąłem ręką w myślach, bo przecież nie mogłem popadać w paranoję.

– Mogłabyś jej poświecić chociaż sekundę przed wyjściem, naprawdę – mruknąłem, podchodząc do swojej córki. Dałem jej szklankę z mlekiem czekoladowym.

Danielle spojrzała na mnie ze ściągniętymi brwiami i nachyliła się lekko w moim kierunku. – Na co ci te perfumy?

– Wyobraź sobie, że jestem mężczyzną, który lubi o siebie dbać. Kupiłem sobie nowe perfumy i co z tego? – przewróciłem oczami, odsuwając się od niej. Mimo wszystko trochę spanikowałem. Dużo rozmyślałem o tym, co zrobiłem. Nie miałem wyrzutów sumienia w stosunku do samej Danielle, ale czułem się nie w porządku z samym sobą. Zrobiłem coś kompletnie nie w moim stylu, wbrew zasadom moralności, którymi żyję z własnego wyboru. – Nie mogę dobrze pachnieć?

– Przestań mnie od razu atakować – fuknęła z irytacją. Spojrzała kątem oka na naszą córkę, biorąc duży wdech. – Dobrze ci idzie, Amy – odparła z krzywą miną, jakby powiedzenie najmniejszej pochwały ją gorszyło. – Niestety mama jest już spóźniona – położyła dłoń na plecach dziewczynki. Nie była nawet skruszona, ta bezuczuciowa, dwulicowa...

– Czyli nie przywitasz się z Harrym? – spytała zawiedziona. Uśmiechnąłem się na jej słodziutki ton głosu; ona dosłownie pokochała tego chłopaka.

– Muszę już-

Lament brunetki został drastycznie przerwany przez huczny dzwonek do drzwi. Mój wzrok powędrował do korytarza, a później na buźkę Amelii, która się rozweseliła.

– Teraz musisz się przywitać! – poderwała się w górę, łapiąc matkę za dłoń na krótki moment.

Sam od razu przekręciłem głowę w kierunku drzwi wejściowych, jednakże wiedziałem, że przy mojej żonie wypadałoby się powstrzymać chociaż odrobinę.

Danielle naciągając na swoją piętę czerwony but z ogromną szpilką, zgrabnie powędrowała do drzwi. Wstałem, siadając na stole, by mieć widok na cały korytarz. Amelia z podekscytowaniem potruchtała do salonu, gdzie miała kredki i swoją kolorowankę. Chciała się pochwalić Harry'emu, że wykolorowała już dwa obrazki. Najmniejsza rzecz związana ze Stylesem sprawiała jej radość.

Widziałem jak Dan otworzyła mu drzwi i zanim zdążyła coś powiedzieć, Harry przywitał się uprzejmie i rozejrzał się wyraźnie w poszukiwaniu Amelii.

Odepchnąłem się lekko od stołu, widząc zdegustowaną minę mojej żony, która ułożyła dłoń na swoim biodrze, przyglądając się Harry'emu ze zdegustowaniem. Postanowiłem się tam przejść.

– Co masz na myśli ubierając się w ten sposób do mojej córki? – ryknęła na niego, co sprawiło, że Harry zupełnie zesztywniał stojąc w drzwiach. – To wybieg mody? Nie płacę ci za strojenie się w ten sposób!

– A-ale ja p-przecież... – zaczął się jąkać, wyraźnie zestresowany i zbity z tropu, lecz Danielle nie dała mu dokończyć.

– To nie jest dom, w którym toleruje się jakieś pedalskie, jaskrawe falbanki – burknęła.

– Jak pani może...

– To jest mój dom, Danielle – odezwałem się chłodno, stawiając ciężkie kroki w stronę tej dwójki. – Dom, z którego właśnie miałaś wyjść – oparłem się ramieniem o framugę drzwi, utrzymując na niej intensywnie dominujący wzrok. – Porozmawiamy jak wrócisz.

– Ty chyba nie masz zamiaru pozwolić na to, by...

– Wyjdź, albo pójdę do tego taksówkarza i rozkażę mu odjechać – wysyczałem przez zęby, na co zarówno kobieta jak i chłopak spojrzeli na mnie zszokowani.

– Masz rację, i tak jestem spóźniona – wysyczała z nutą jady, o mało nie taranując chłopaka, który w ostatniej chwili zszedł jej z drogi, ustępując miejsca w przejściu. Otworzyłem szeroko drzwi, nie wierząc ile wstydu przyniosła mi ta kobieta.

Gdy upewniłem się, że odeszła na co najmniej parę kroków, spojrzałem z łagodnym, niezręcznym uśmiechem na chłopaka. – Tak strasznie cię za to przepraszam, Harry.

– Chyba nic z tego nie rozumiem – sarknął zmieszany, bawiąc się rąbkiem swojego sweterka. Dopiero teraz zauważyłem co prawdopodobnie miała na myśli Danielle. Dostrzegłem uroczy sweterek w miętowym kolorze z białymi falbankami przy rękawach. W dodatku chłopiec miał we włosach spinkę z perełkami i to... po prostu było dla mnie za wiele. Wyglądał bardzo uroczo i nie zasłużył na takie traktowanie.

– Wyglądasz bardzo dobrze – zapewniłem go, szybko dodając coś jeszcze po dostrzeżeniu specyficznego błysku w jego zielonych oczach. – Masz prawo ubierać się jak tylko ci się podoba i nikt nie może tego kwestionować, a tym bardziej czegoś ci zabraniać.

Harry wyglądał na trochę mniej przestraszonego z wiśniowymi plamami na policzkach. Jego pewność siebie wróciła, co sprawiło, że w duchu westchnąłem z ulgą.

– Najpierw lekcja, a później wszystko ci wyjaśnię. Amelia na ciebie czeka – mrugnąłem, kręcąc głową w stronę salonu. – Pamiętasz drogę?

Chłopak przełknął ślinę, patrząc na mnie kątem oka po moich słowach.

– Mhm... – przytaknął.

Nie mogłem się nie uśmiechnąć przez to jak niewinnie to zrobił.

– Świetnie. Czuj się jak u siebie, zawsze –  podkreśliłem ze skinięciem głowy, gdy Harry zaczął kierować się do salonu w tych swoich pieprzonych, świecących czernią botkach. Odetchnąłem, zagryzając wnętrze swoich policzków.

– Cześć, Harry! – pisnęła szatynka na widok chłopaka, podrywając się do góry i biorąc w ręce swoją kolorowankę.

– Bonjour, Amelia – przywitał się ciepło.

Na ten widok znowu moje serce wybuchło ciepłem. To było takie miłe uczucie. Rzadko mogłem widzieć, jak ktoś naprawdę dogaduje się z moją córką. Zwykle to ja spędzałem z nią czas, mając ograniczony kontakt nawet ze swoją najbliższą rodziną.

Często czułem się, jakbym był tylko ja i Amy. Mimo obecności Danielle.

To skomplikowana sprawa. Jako matka Amelii nigdy nie potrafiła dać jej uczuć i matczynej miłości. Kiedy urodziła dziewczynkę rzadko brała ją na ręce, tylko gdy karmiła ją piersią dosłownie przez dwa tygodnie po porodzie. Wiedziałem, że nie radzi sobie z rodzicielstwem, ale nie wiedziałem, dlaczego tak jest. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Może dlatego nasze małżeństwo się burzyło. W latach studiów były między nami  dwie rzeczy: coś, co nas do siebie przyciągało i ciąg niedomówień przez to, że nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Kiedy ta pierwsza z rzeczy zniknęła, pozostały same zgrzyty.

– Masz ładną bluzkę – powiedziała dziewczynka, biorąc w dłoń jedną z falbanek na rękawie bruneta. Odsłoniłem zęby w uśmiechu na minę chłopaka.

– Dziękuję, skarbie.

– Dzisiaj was zostawię samych. Przyniosę tylko coś do picia – oznajmiłem im, stojąc za dziewczynką i głaskałem jej włosy, popychając ją delikatnie w stronę stołu. – Będę miał was na oku, hm?

– Dobrze – zgodził się Harry, chcąc pójść za dziewczynką, gdy ja przybliżyłem swoje usta do jego.

– Ciesz się, że moja żona zobaczyła cię tylko teraz na żywo i nie miała okazji widzieć na przykład twojego Instagrama...

– Na Instag... Znalazł pan mój Instagram? – zmarszczył brwi, spoglądając na kolorowankę Amy, kiedy ta pokazywała mu rysunek sowy.

– Bardzo ładny, aczkolwiek pewne zdjęcia są bardzo... – uciąłem, zerkając w dół na jego krągłe pośladki – odważne.

– Nie podobały ci się? – spojrzał na mnie z ukosu, zajmując miejsce przy stole. Dosunął krzesło do Amelii, darząc mnie zalotnym spojrzeniem.

– Oj, podobały mi się – zapewniłem, nie będąc wcale gorszym podczas mojego własnego flirtu. – Uwierz, że od niektórych nie dało się oderwać wzroku.

– Tata, idź już – Amelia marudziła, na co ja uniosłem wysoko brwi. Do moich uszu dotarł słodki śmiech Harry'ego, który pogłaskał Amy po ramieniu. – Zrób mi jeść.

– No dobrze, już dobrze, wasza wysokość – parsknąłem z ukłonem. – A ty, Harry? Życzysz sobie coś konkretnego do zjedzenia?

– Nie, dziękuję. Nie powinienem – pokręcił głową. W gruncie rzeczy namówiłem go do zjedzenia z nami posiłku, bo przecież musiał przekonać się o moich wybitnych zdolnościach kulinarnych. Przeszedłem do indeksu kuchennego, zastanawiając się co przygotować. Kątem oka obserwowałem tę dwójkę.

Chłopak uczył dziewczynki jakiejś bardzo rytmicznej i wesołej rymowanki, która opowiadała z tego co domyśliłem się po radosnych piskach Amelii o kolorach.

Ja w tym czasie postanowiłem przyrządzić coś banalnego, czym były zapiekanki z tuńczykiem, które uwielbia Amelia. Miałem nadzieję, że Harry również to pokocha. Wyłożyłem na blat potrzebne rzeczy, zaczynając kroić cukinię. Myślałem o tym, jak pięknie Harry wygląda tego dnia. Oprócz moich seksualnych fantazji związanych z chłopcem, bardzo chciałem go poznać. Wydawało mi się, że skrywa wiele tajemnic. W końcu ostatnim razem nie chciał jednogłośnie powiedzieć mi, dlaczego zdecydował się dla nas pracować.

Dokładnie wtedy, kiedy kolacja była już gotowa, a ja sukcesywnie zobaczyłem, że nic nie przypaliłem, Harry ogłosił dziewczynce koniec zajęć.

– Już tyle? – zdziwiła się zupełnie tak, jak za ostatnim razem.

– Oui, Amelio – zaśmiał się, szczypiąc ją w brzuch.

– Tata, gdzie jedzenie? – zawołała, przekręcając główkę w stronę kuchni. Zaśmiałem się miękko na jej niecierpliwy ton.

– Już wam nakładam, spokojnie!

– Tata robi dobre jedzenie, wiesz Harry? – zagaiła chłopaka. Posłałem im małe spojrzenie, którego nie wyłapali. Nalewałem soku do trzech szklanek.

– Zaraz się sam przekonam, ale i tak jestem pewny, że masz rację – uśmiechnął się, zerkając na mnie kątem oka, gdy ja już po chwili kierowałem się w ich stronę z dwoma talerzami w rękach.

– Ale pachnie! – Amelia uśmiechnęła się do mnie radośnie. – Wczoraj mama zrobiła na kolację liście.

Przewróciłem automatycznie oczami, słysząc wzmiankę o Danielle.

– Chodź, pomożesz mi przynieść sok – zachęciłem ją. Sam sięgnąłem po własny talerz, gdy Amelia wzięła tacę z napojami, dzielnie donosząc szklanki do salonu w jednym kawałku.

– Liście są bardzo dobre, Amy! – powiedział Harry, przyjmując do rak swoją porcję posiłku, za który podziękował. – Mogę zapytać, co to jest?

– Zapiekany tuńczyk. Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianinem, bo zupełnie o tym nie pomyślałem – zmartwiłem się trochę, przysiadając na kanapie. Amelia wskoczyła ze swoim małym talerzem obok mnie, więc Harry'emu nie zostało nic innego, jak również się dosiąść.

– Akurat rzucam mięso – przyznał, a w momencie, gdy już zacząłem panikować dodał: – Ale na razie zostaję tylko przy rybach, żeby mój organizm nie doznał szoku.

– Więc nie wpadłem aż tak, jak mógłbym – pocieszyłem się, spoglądając na Amelię, która miała już ketchup na brodzie i nosie. – Może jednak powinienem kazać ci jeść przy stole, mała... – przeraziłem się. Amy wbiła we mnie swoje spojrzenie.

– A mogę iść do swojego pokoju?

– Możesz – zgodziłem się od razu.

– A tobie nie będzie przykro? – wlepiła swoje ogromne ślepka w twarz Harry'ego.

– Jestem pewny, że twój tata dotrzyma mi towarzystwa – na jego słowa uniosłem lekko klatkę piersiową, odkładając talerz na stolik. Sięgnąłem w zamian po swój sok, kiedy Amelia skierowała się do własnego pokoiku.

– Smakuje ci? – zapytałem, biorąc łyka. – Jeśli nie, to nie ma problemu, mogę zabrać...

– Jest przepyszne, proszę pana.

– Nie jestem taki stary... – pokręciłem głową, siadając bokiem, żeby bezpośrednio patrzeć i rozmawiać z Haroldem. Udawałem, że to, gdy nazywa mnie "panem" i szczególnie, gdy mówi "panie Tomlinson" wcale na mnie nie działa w ten szalony sposób.

– Ale starszy ode mnie i to niegrzeczne, bym zwracał się do pana na "ty".

– Nawet jeśli ci na to pozwolę? – położyłem łokieć na oparciu, przechylając głowę. Poczułem słodką woń Harry'ego, która pasowała do niego jak wszystko, co miał na sobie i czym był.  

– Zależy jak bardzo by panu na tym zależało – odparł, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jego śmiałością, poprawiając mój kołnierz.

Zaśmiałem się z tego, jak starał się zwrócić moją uwagę. Z jednej strony to było niedorzeczne, bo przecież jeszcze niecałe dwie godziny temu rozmawiał z moją żoną.

– Jest pan spięty?

– Może odrobinkę – przyznałem, patrząc na chłopaka spod rzęs.

– Można jakoś temu zaradzić?

Jezu Chryste, co on insynuował?

– Jesteś pewny, że to odpowiednie? – ściszyłem swój głos, patrząc na jego nogę. Jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, z którą zamieniając tylko parę zdań zyskałbym cholerne napięcie seksualne tkwiące gdzieś w powietrzu. Czy to tak zwana: chemia? Czy motylki w moim brzuchu są możliwe, kiedy mam trzydzieści lat? Harry spojrzał na mnie bystrze, wstając i odłożył talerz na stół. Upił dwa duże łyżki soku nie znów usiadł obok mnie.

– Co jest nieodpowiedniego w rozmowie dwójki dorosłych ludzi, panie Tomlinson? – spytał niedorzecznie niewinnie.

Ta, jasne, rozmowie.

– Naprawdę ze mną flirtujesz – wywnioskowałem mało odkrywczo, krzyżując swoje nogi. Mrużyłem oczy na Harry'ego będąc ciekawym, czy do czegoś się posunie.

On tylko dygnął delikatnie głową z przymkniętymi powiekami, tak jakby był małym dzieckiem przyłapanym na jakimś złym uczynku.

– Intryguje mnie pan – wytłumaczył się, bawiąc się swoim swetrem. Sięgnąłem dłonią na jego kolano, obrysowując wystającą kość samymi opuszkami palców. – Czy to jest złe?

– Ja wiem, że dla ciebie to pewnie tylko taka zabawa, co? – zaśmiałem się lakonicznie, przybliżając do niego tak, by zetknąć ze sobą nasze biodra. – Nie do końca przejmujesz się tym, że czuję się jak pedofil, ilekroć na ciebie patrzę?

– Sam powiedziałeś, że nie jesteś taki stary – pokręcił z rozbawieniem swoje włosy. – Panie Tomlinson, mam dwadzieścia jeden lat.

– A ja mam trzydzieści, to duża różnica – mruknąłem, ośmielając się na bardziej zdecydowane zbliżenie mojej twarzy do tej chłopaka.

– A-a pańska żona... – zmieszał się, chociaż widziałem jego filuterny wzrok, którym błądził po mojej twarzy. Sięgnął dłonią do moich włosów, kiedy podrapałem go po kolanie.

– Nasze małżeństwo od paru lat istnieje już tylko na papierze – odpowiedziałem. – Skończyło się, kiedy pierwszy raz mnie zdradziła.

Coś w oczach Harry'ego zmieniło się, kiedy delikatnie zmarszczył swoje brwi, pociągając za kosmyk moich włosów tuż przy moim uchu. Kciukiem dotknął lekkiego zarostu kalającego żuchwę, jeden z moich największych atrybutów.

– Wiedziałem, że jest suką – mały uśmieszek zaczął formować się z jego ust.

Tym razem nie byłem w stanie się kontrolować nim nie wybuchłem głośnym śmiechem, chowając na chwilę twarz w zagłębieniu szyi bruneta.

– Chce się pan na niej zemścić, panie Tomlinson? – zaśmiał się, gdy westchnąłem w jego obojczyk. – Coś... udowodnić?

– Nikomu nie mam zamiaru nic udowadniać, zwłaszcza jej – prychnąłem, patrząc na niego. – Ona jest dla mnie nikim – wyznałem, kładąc dłoń na policzku Harry'ego.

– A ja? Chciałbyś, żebym był... kimś? – spytał zuchwale, palcami muskając moje palce, którymi objąłem jego czystą buźkę. – Podobam ci się.

– Aż tak jestem łatwy do rozszyfrowania?

– Na początku myślałem, że nadinterpretuję pewne gesty – zaśmiał się. – Ale po tym, jak się żegnaliśmy byłem już pewny, że to nie jest zainteresowanie tylko jednostronne.

– Jesteś okropnie pociągający – nawilżyłem swoje usta językiem, spoglądając w stronę przejścia do salonu, by upewnić się, że jesteśmy sami. – Nie sądzę, bym mógł ci się oprzeć.

– A ja wcale tego nie oczekuję – odparł, w następnej chwili sprawiając, że moje oczy o mało nie wyskoczyły z orbit, kiedy nonszalancko ułożył dłoń na mojej szczęce i pocałował mnie.

Czułem jak moje usta są zasysane i ciągnięte, a kanapa pod nami szeleściła, gdy wciągnąłem chłopca na siebie, od razu niszcząc jego wargi. W końcu znalazł się na moim podołku, a ja szczyciłem się chwilą żarliwego pocałunku. Zahaczyłem kciukiem o kieszeń spodni Harry'ego, by wsunąć w nią całą rękę w tym samym momencie, w którym wplątałem dłoń w jego włosy, w końcu poznając ich strukturę.

Czułem się z każdą chwilą nakręcony coraz bardziej gdy wyczułem, że wargi chłopaka nie smakowały tak zwyczajnie jak mogłoby się wydawać, co oznaczało, że znajdowała się na nich jakaś pomadka. Westchnąłem lubieżnie, przechylając sylwetkę chłopaka w tył.

Ciężar Harry'ego był dla mnie idealny, kiedy wygiął plecy, dając mi wolną rękę. Podobało mi się to, jak jednocześnie mi się oddaje, pozwalając się zdominować, ale z drugiej strony nie jest bierny w pocałunku. Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego, czując jak każda komórka wewnątrz mnie rozbłyska.

Ruchy Harry'ego były dopasowane, usta pulchne, miękkie i soczyste.

Wymamrotałem imię chłopaka na wprost jego warg, przechylając się z nim do przodu tak, że położył się na plecach, cały czas ocierając swój język o ten mój.

– Zasługujesz na kogoś, kim mógłbyś się zająć – zaśmiał się, przechylając głowę w tył, kiedy zacząłem tworzyć mokre ślady na jego szyi. Rozłożył nogi, byk mógł naprzeć na niego, tkwiąc swoim kroczem blisko jego. Sweter chłopca podwinął się, gdy włożyłem pod niego dłoń.

– Gdyby tylko nie było Amy – szepnąłem do jego ucha, zadowalając się małym skomleniem, gdy ugryzłem miejsce obok.

Harry pociągnął moją głowę, zrównując ze sobą poziom naszych twarzy. Moja grzywka opadła na jego czoło, gdy wsunąłem swój język, dotykając jego końcem podniebienia bruneta. Gdy naparłem kciukiem na brzuszek chłopca, telefon który leżał wciąż na stole, zaczął wibrować. To sprawiło, że oboje obudziliśmy się i spostrzegliśmy, co właściwie do kurwy się tu działo.

– Przepraszam... – wymamrotał z nikłym uśmiechem, który niestety momentalnie zniknął, gdy chłopak ujrzał na wyświetlaczu komórki "Gemma".

Otarłem wierzchem dłoni kącik swoich ust, gdzie zebrało się trochę mojej śliny. Zacząłem gładzić dłońmi swoją koszulę, która teraz bardzo niechlujnie wysuwała się z moich spodni.

– C-co? Nic nie rozumiem – zmartwiony, przyglądałem się zmarszczonym brwiom Stylesa, który poprawiał swój rozciągnięty dekolt. – Uspokój się. Nie, jestem w p-pracy.

Przyglądałem się ze zmartwieniem temu jak chłopak zaczął pospiesznie zbierać ze stolika swoje rzeczy i pakował je do torby, cały czas rozmawiając przez telefon bardzo zdenerwowany.

Kiedy w końcu się rozłączył, przewiesił torbę przez ramię, wkładając smartfona do kieszeni białych jeansów.

– Potrzebujesz pomocy? Co się stało?

– To ważne i wyszło tak niespodziewanie... – wymamrotał patrząc na mnie, gdy wstałem z kanapy. – Muszę iść, Louis.

– Zamówić taksówkę? Zawieźć cię gdzieś?

– Masz Amelię – pokiwał głową szybko, gdy położyłem dłoń na jego boku. – Poradzę sobie. Zobaczymy się we wtorek.

– Tak... – skinąłem głową, starając się nie okazywać tego, jak źle poczułem się przez tę nagłą zmianę w zachowaniu chłopca.

– Muszę iść – położył dłoń na moim łokciu, dynamicznym krokiem opuszczając mój dom. Przez te wszystkie wydarzenia złapałem się za skronie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Teraz chciałem zająć się pracą, by przez chwilę przestać o tym wszystkim myśleć. Oficjalnie byłem skurwysynem i musiałem znów porozmawiać z Danielle o rozwodzie. Mogłem oszaleć będąc w tym małżeństwie jeszcze parę tygodni dłużej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro