Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23.

Przedostatni. A później epilog.

Kiedy mam zacząć publikować coś nowego? Przerwa świąteczna jest w porządku?




Dzisiejszy dzień miał być wielki. Już od poranka ekscytowałem się nim bardziej niż czymkolwiek, w końcu miałem oficjalnie przyznać się do mojego związku. Przed tym miałem odebrać mojego chłopaka ze szkoły, gdzie właśnie odbywa się jego zakończenie roku, dlatego siedziałem wygodnie w samochodzie, śpiewając do jednej z moich ulubionych piosenek.

Moja była żona odważyła się zaprosić mnie z wybraną osobą towarzysząca na premierę filmu w jakim zagrała główną rolę. Rzecz jasna zdecydowalem się od razu na pójście tam z Harrym o czym ona nie miała zielonego pojęcia. Zapewne wciąż żywiła nadzieję, iż mój związek z nim to tylko przelotny romans.

Cholernie zdziwiła mnie tym posunięciem. W końcu ostatni raz widzieliśmy się na rozprawie sądowej, gdzie oficjalnie wyrzekła się praw rodzicielskich do Amelii. Tak było łatwiej dla nas wszystkich: ona nigdy nie chciała mieć córki, Amelia nie miała dobrej matki, a ja nie musiałem patrzeć na cierpienie mojego dziecka i miałem święty spokój.

Zaproszenie Danielle wiązało się zapewne z tym, jak bardzo chciała chwalić się swoim sukcesem.

Ona jest szalona na punkcie swojej pracy, mogę się spodziewać wszystkiego na tej premierze.

Ale cóż, nie ukrywam, iż miałem nadzieję poniekąd skraść błysk fleszy przeznaczony tylko dla niej razem ze swoim chłopakiem. To dziecinne, wiem i zdaję sobie z tego sprawę, ale naprawdę nie mogłem doczekać się tego aż zobaczę jej minę.

Jej, jak i zresztą wszystkich fotografów. Chciałem zrobić furorę i Harry również był na to przygotowany.

Pod budynkiem uczelni, zobaczyłem naprawdę niezliczoną ilość dzieciaków. Wszyscy już zaczynali się rozchodzić, kiedy ja zajechałem swoim nowym samochodem pod  bramę. Na okazję premiery kupiłem nowy samochód. To wariactwo, wiem, ale kochałem swoje fury.

Pozwoliłem sobie na to, by demonstracyjnie zatrąbić po dostrzeżeniu bruneta, który wyszczerzył się na mój widok. Kątek oka też zauważyłem jak inni ludzie zwrócili uwagę na moje auta, a jeden chłopak nawet zrobił zdjęcie.

Przewróciłem na to oczami, czego i tak nikt nie mógł zauważyć przez przyciemnione szyby. Nie było widać przez nie absolutnie nic. Mogłem wykorzystać ten fakt do wieku ciekawych sytuacji.

Nie zgasiłem silnika, wychodząc z samochodu. Chciałem we właściwy sposób przywitać się z Harrym, który wyglądał wręcz obłędnie. Wyglądał jak zwykle bardzo atrakcyjnie i dlaczego ja na tym etapie nadal byłem tym zszokowany?. Uśmiechał się cały czas od ucha do ucha, podchodząc bliżej.

– Popisujesz się przede mną, czy przed nimi? – zaświergotał, szepcząc do mojego ucha, kiedy podszedłem do mnie w momencie, gdy opierałem się pośladkami o samochód. Miałem na sobie zwykły, roboczy strój. Przegryzłem dolną wargę, przyglądając się temu, co miał na sobie Harry. Biała koszula pięknie komponowała się z czarnymi, śliskimi spodniami, a do tego bordowy żakiet podkreślał jego smukłe ramiona.

– A skąd wiesz, że nie to i to, hmm? – zapytałem figlarnie, całując go czule. Doskonale zdawałem sobie sprawy z tego, że ludzie na nas patrzą.

– Jesteś okropny – żachnął się obcenicznie, gdy podszczypałem jego pośladek. Położył dłoń na mojej klatce piersiowej, uśmiechając się. – Jedźmy do mnie. Muszę się przebrać i coś zjeść przed wielkim wydarzeniem.

– Nawet nie wiesz jak nie mogę się tego doczekać – wyznałem mu, wypuszczając ze swych objęć, abyśmy wsiedli do auta.

Otworzyłem drzwi Harry'emu, również je za nim zamykając i sam wsiadłem na miejscu pasażera. Harry komplementował samochód, dotykając każdego elementu tapicerki.

– Będę teraz zazdrosny – przyznał z rozbawieniem. – Wiem jak traktujesz swoje samochody.

– Nie musisz być zazdrosny, ponieważ ja traktuje je po prostu jak swoje dzieci – zaśmiałem się. – Nie jestem jak ten facet z wiadmości, który uprawia seks z samochodem

– To było okropne! – wzdrygnął się. – Ale nadal mu męskie imię, więc... czy to homoseksualizm, czy... – zaśmiał się, kładąc dłoń na moim udzie, kiedy nie potrafiłem mu na to odpowiedzieć.

– Ej, skarbie, skoro jest pedofilia i zoofilia to myślisz, że jest także machanikofilia? – zapytałem z powagą w głosie mimo oczywistego żarty.

– To jest prawdopodobne – wzdrygnął się, ściszając trochę radio. – Mam nadzieję, że moi współlokatorzy poszli już opić wakacje, bo nie chce ich spotkać w mieszkaniu.

– Dlaczego? – zmarsaczyłem brwi, na sekundę zerkając na niego. – Pokłóciliście się?

– Cały czas się kłócimy – wzruszył ramionami. – Mam dość tego, że ciągle kogoś sprowadzają, żartują ze mnie, ciągle śmierdzi piwem w salonie i żaden z nich nie potrafi po sobie sprzątać.

– Skarbie, oni są po prostu... – urwalem przygryzając wnętrze policzka – studentami.

– Do nikogo nie pasuję!

– O nie... – westchnąłem pod nosem, patrząc przed siebie. Potarłem palce Harry'ego własną dłonią, widząc jak wydyma wargi. – Humor Amelii zaczyna ci się udzielać.

– Nie tyle, że Amelii, ale tak było zawsze, Lou – przetarł twarz dłońmi. – Rozumiesz, że ja przez wszystkie lata mojej edukacji nigdy z nikim się nie zaprzyjaźniłem? Z nikim.

– I to jest dla ciebie tak dramatyczne? Hazza... – zamruczałem. – Kotku, lepiej nie mieć w ogóle znajomości, niż być takim gównem jak ci twoi znajomi. Ty nie dałeś się po prostu zniszczyć i to jest w porządku.

– Nigdy nie miałem żadnego przyjaciela... – westchnął smutno. – Nikt nie uznał, że możemy mieć taką relację.

– Myślałem, że ja jestem twoim przyjacielem – uśmiechnąłem się.

– Jesteś, oczywiście – uścisnął moją dłoń. – Mogę z tobą porozmawiać o absolutnie wszystkim, wspierasz mnie i- i jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale nie mam cię codziennie.

– No dobra, ale miałeś przecież Marie. Coś się z nią stało?

– To jest tylko koleżanka, Lou – wzruszyl ramionami. – Dobra dziewczyna, można jej zaufać, ale nigdy tam nie było tego czegoś.

– I dlaczego zacząłeś się tym teraz przejmować? Kotku, masz całe życie przed sobą. Spotkasz jeszcze wiele ludzi, którzy zauważą w tobie niesamowitego przyjaciela! Ja takich odnalazłem na studiach.

– Straciłem na to nadzieję – dając mu luźnego pstryczka w nos, chciał już odwrócić moją uwagę od powagi twej rozmowy, ale mi strasznie nie podobało mi się to co mówił.

– I ja ci nie wystarczam? Gemma? Niall? – zachichotałem, wjeżdżając na parking pod akademikiem. – Kochanie, musisz wiedzieć, że możesz zawsze mi zaufać, powiedzieć o absolutnie wszystkim i traktować mnie jak swojego przyjaciela. Zawsze możesz ze mną pożartować, wypić kumpelskie piwo i spotkać się ze mną, z Liamem, który cię uwielbia, bo przecież zaprosił nas obu na ślub, z Gemmą, Niallem, możemy też zgarnąć moją siostrę.

– Wiem, Louis – odpowiedział od razu, całując moją dłoń. – Traktuje cię jak w sumie takiego mojego przyjaciela... z bonusem – parsknął.

– Z bonusem miłosnym i łóżkowym? – zaśmiałem się, puszczając jego dłoń, żeby prawidłowo zaparkować. Zgasiłem silnik samochodu, od razu cmokając jego usta. – Nigdy nie myśl, że jesteś sam, Harry. Jak zauważyłeś nie mam zamiaru ci odpuszczać i będziesz się ze mną męczyć jeszcze długi czas.

Sięgnąłem do kieszeni po paczkę papierosów. Wyjąłem jeden i wyciągnąłem ze schowka zapalniczkę, częstując Harry'ego jednym "buszkiem."

– Ludzie są chujowi – powiedział z tak niesamowitą refleksją w głosie, że nie mogłem nie wybuchnąć śmirchem.

– Tak, kochanie. Ale masz zajebistego chłopaka – obserwowałem jak wypuszcza z pomiędzy ust dym i sam zaciągnąłem się papierosem. – I Amelia również traktuje cię jak jedynego, najlepszego przyjaciela.

– Ona jest najczystszą istotą jaką spotkałem – odparł. – Wybacz, kochanie, że ty jesteś w tej kwestii na drugim miejscu, ale ona naprawdę jest bez skazy.

– Wiesz czemu? – spytałem go z czystą kpiną, wydmuchując dym prosto w jego twarz. – Bo powstała z mojego magicznego plemnika i jest moją córką.

– Skąd wiesz czy może przypadkiem jakieś ukryte, dobre cechy Danielle tu nie zadzialały? – drażnił się.

Parsknąłem śmiechem, niemalże plując na swoją brodę. – Jedyne co odziedziczyła po swojej matce to kształt nosa i żeńskie... rzeczy. A propos mojej córki... – zamruczałem przeciągle, kiedy zaparkowałem samochód pod domem.

– Hm? – Harry zmieszał się. Po wyciągnięciu kluczyka ze stacyjki wyjąłem że schowka granatową teczkę i położyłem ją na jego udach. – Co to takiego? – uniósł na mnie wzrok po rozchyleniu teczki.

– Papiery z sądu – sięgnąłem po swój pas, z koncentrowaniem obserwując jak twarz Harry'ego skupia się podczas czytania poszczególnych zdań, które osobiście zaznaczyłem żółtym markerem. Szemrał pod nosem, w końcu rozchylając usta we szoku. – Louis! Sąd ostatecznie odebrał Danielle prawa do naszej małpki! – pisnął, rzucając mi się na szyję. Uśmiechnąłem się za jego ramieniem, tracąc dech w piersi, ponieważ tak mocno ściskał mój brzuch. Przymknąłem powieki; zdawałem sobie sprawę z tego, jak ważna była ta sprawą po tym, co stało się w ostatni weekend, gdy Dan miała opiekować się Amy. Dosłownie podrzuciła ją sąsiadce i wyszła na spotkanie towarzyskie. Amelia była przerażona i zadzwoniła do mnie z telefonu starszej sąsiadki. Na szczęście zawsze nosiła w plecaku karteczkę z moim numerem.

– Udało się Harry – odchyliłem się od niego, kładąc dłonie na drobnych ramionach. Chłopiec docisnął do siebie nasze wargi z głośnym wydźwiękiem. – Sąd się nie wahał po tym, jak psycholog rozmawiała z Amelią. Ona wszystko powiedziała, nawet to, czego my nie wiedzieliśmy.

– Nie chcę nawet o tym słuchać, chociaż zapewne i tak poproszę Amy o rozmowę – Harry głaskał moje policzki.

– Kocham to, jak się w nas angażujesz – westchnąłem, miękko go całując.

– Skoro ostatnim razem zostawiłem tu swoje rzeczy, dzisiaj mogę spędzić tu noc – jego oczy poszerzyły się na ten pomysł. Zaraz jego policzki spąsowiały, gdy entuzjazm trochę opadł. – Bo mogę, prawda?

– Och, Harry... – oparłem o siebie nasze czoło – pragnę cię tu przez cały czas. Możesz zostać nawet do końca życie.

Brunet roześmiał się, uwieszając ramiona wokół mojego karku i znowu zamknął mnie szczelnie w uścisku. Schowałem nos w zgięciu karku, wdychając zapach mojego chłopca.

– Chodź już. Sam zgłodniałem i liczę na to, że mi ugotujesz lunch. I chcę sikać.

– Jeśli oni tam będą, tylko wpadam się przebrać i wychodzimy! – ostrzegl mnie. – Nie zrobisz nawet siku!

A ja tylko mogłem pokręcić głową i zaśmiać się, bo tak bardzo kocham tego małolata, mojego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro