14.
Nie będzie mnie cały dzień! Gdy wrócę chcę widzieć wasze ładne komentarze! ☺️
Dyszałem w szyje kobiety, chowając w niej twarz, kiedy ścisnęła tył mojej głowy, nakierowując ją w tym kierunku. Czułem jak aromat jej intensywnych perfum wkrada się do moich nozdrzy i gryzie nieprzyjemnie w nos, ale ona wciąż wciskała moją głowę w to miejsce. Nienawidziłem tego, ale nigdy nie patrzyła na moje priorytety, dbała o swoją przyjemność, nie zbaczając na to, że czegoś nie lubię.
Chciałem to mieć za sobą. Wzdychałem ciężko, nie z podniecenia, tylko frustracji.
– Wbijasz mi kolano w biodro! – pisnęła, wijąc się pode mną chwilę po tym, gdy sama tknęła ręką moją nogę.
– To się kurwa przesuń – przewróciłem oczami, odchylając głowę, aby spojrzeć na wygniecioną poduszkę, na której rozłożyły się brązowe, proste włosy. Spojrzałem na Danielle i zwróciłem uwagę na paskudny grymas na jej twarzy. Otarłem o siebie zęby, wywołując ich zgrzyt i jęknąłem. – Mi też nie jest wygodnie. No podciągnij się do góry!
– Nie chcę zmieniać pozycji! – fuknęła, bijąc mnie w ramię z pięści.
– Przecież ci niewygodnie! – zmarszczyłem brwi, obserwując krajobraz rozmazany tusz do rzęs na powiekach brunetki. Jej wzrok nakierował się w dół, zatrzymując się na niewielkiej przestrzeni tkwiącej między naszymi ciałami.
– Czemu ci jeszcze nie stoi? – spytała z wyrzutem, rozkładając ramiona na materacu, jak zwykle zmuszając mnie do tego, żebym zajął się absolutnie wszystkim sam.
– Mogłabyś mnie chociaż dotknąć ręką – prychnąłem. – Może stałby mi, gdybyś nie leżała bezruchomo.
– Dotknąć cię? – parsknęła kpiąco. Wgapiłem się w nią w konsternacji. Nim zdążyłem przyjrzeć się jej twarzy, zostałem zepchnięty z kobiety. Upadłem na bok swojego ciała z urwanym stęknięciem i obserwowałem jak moja żona podciąga białą pościel do swoich piersi. Zakopała się w kołdrze i już wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. – Kiedy ostatni raz byłeś na siłowni? – zerknęła prześmiewczo na mój tors, mrużąc oczy. – Patrzysz choć czasem w lustro?
– O... o co ci znowu chodzi? – odgarnąłem włosy wpadające do moich oczu, kiedy zanadto rzucały się na mojej twarzy.
– Spójrz na swoje ciało, Louis. To wciąż dziwne dla ciebie, że nie chcę cię dotykać?
Nie rozumiałem jej. Przecież wyglądam ciągle tak samo, nie przytyłem w ostatnim czasie, ani nie schudłem.
– Może nie mam mięśni... – oczyściłem gardło – ale...
– Masz oponkę wokół pępka, włosy pod nim, boczki ci wystają, ale twój tors jest okropnie chudy! – wybuchła, jadliwie wytykając palcem każdą wspomnianą część mnie. – Twoje ramiona są sflaczałe, masz babski tyłek i grube uda. Zawsze byłeś niski, przez co nie mogę ubierać obcasów. To taki wstyd kiedy...
– Skończ już! – machnąłem orientacyjnie dłońmi, szybko jednak uciszając się z myślą na końcu głowy, że moja czteroletnia córka śpi za ścianą.
– Nie, kochany, musisz to wiedzieć – zaczęła z roozbawieniem kręcić głową. – Wiem, że nie nadajesz się do zupełnie niczego, ale dotychczas przynajmniej miałam z tobą dobry seks. Teraz nawet tej jednej rzeczy nie jesteś w stanie mi zapewnić, bo....
– Nie, to nie... to nieprawda! – zacisnąłem uda, łącząc je razem. – Mówiłem ci, że nie mam dzisiaj ochoty. To był stresujący dzień, firma... i... zbyt wiele stresu na jeden wieczór.
– Gdyby nie twój ojciec, nie miałbyś nawet tej firmy. To nie jest twoje osiągnięcie – zaśmiała się.
– Jak możesz tak mówić? – nie dowierzałem. – Dałem ci wszystko. Dom, karierę i dziecko.
– Nie chciałam twojego dziecka – przemówiła przez zaciśniętą szczękę,
rzucając we mnie poduszką, którą wyjęła zza swojej głowy. – Nie cierpię tego, że jest taka podobna do ciebie. Będzie takim samym nieudacznikiem, jeśli nie wrodzę w niej talentu artysty.
Nagle się ocknąłem. Zorientowałem się, że jestem w swoim samochodzie i ciągle gapię się w małe lusterko. Bruzda tkwiła między moimi brwiami i domyśliłem się, że to po prostu ten szklany wir zbyt mocno wprowadził mnie w stan przywołanych wspomnień. Dostrzegłem to, że moja prawa dłoń drga na skrzyni biegów. Wyłączyłem silnik i zaraz po tym schowałem twarz w obu dłoniach.
Od mojego rozwodu minął tydzień.
Bardzo ciężkie siedem dni, podczas których zatraciłem się w firmie, swoje złe samopoczucie usprawiedliwiając pracą. Ale nie to przyprawiało mnie w zakłopotanie. Po rozwodzie dużo w moim myśleniu uległo zmianom.
Całe to wydarzenie okropnie na mnie wpłynęło; czułem się jak wrak siebie. Dopiero teraz dotarło do mnie, ile małżeństwo stworzyło w moim sercu dziur.
Uświadomiłem sobie, że to właśnie przez te wszystkie wydarzenia, tworzące ciąg lat, stałem się znieczulonym na innych i cały świat dupkiem. To mnie zniszczyło i po rozwodze nadszedł gwałtowny moment, gdy uświadomiłem sobie to wszystko, te wszystkie toksyny, które mi towarzyszyły przez cały czas.
I teraz przecież powinno być lepiej, nowy start, nowy początek, z nowymi osobami - czyż nie? Ale coś nie pozwalało mi się oderwać od przeszłości.
Wciąż co jakiś czas działo się coś ściągającego moją duszę i ciało w dół. Jakieś najmniejsze niepowodzenie przekonywało mnie o tym, że nie wszystko zostało zakończone. Powstało we mnie zbyt wiele urazy do świata i nic winnych mi ludzi. Obwiniałem się o różne bzdury, o to, ilu ludzi straciłem podczas mojego trwającego małżeństwa, ile odrzuciłem, i chociażby, jak zacząłem traktować swoich pracowników.
Dlatego postanowiłem się zmienić. To pewnie brzmi banalnie z poglądu „osoby trzeciej", ale właśnie tak. Stałem się nowym szefem, trochę lepszym bratem, a nawet ojcem.
I przekonałem się, że nie muszę już na siłę chować swojej wrażliwości.
Tylko... Znów coś stanęło na mojej drodze - Danielle. Danielle i to, że musiałem zobaczyć się z nią twarzą w twarz pierwszy raz od rozwodu.
Okazało się, że w apartamencie, do którego wprowadziła się moja była żona, nie ma windy. Nie ma pieprzonej windy w wieżowcu, który liczy osiem pięter! A Dan mieszkała na szóstym. To o sześć pięter za dużo.
– Kurwa, przynajmniej schudnę trochę jeśli tak dalej pójdzie – wymamrotałem pod nosem, w końcu zaczynając wchodzić po stromych schodach na górę.
Przekonałem się o tym, że naprawdę potrzebuję wziąć się w garść i zacząć budować na nowo swoją utraconą całkiem niezłą kondycję. No i mogłem zacząć robić coś ze swoim ciałem, ale jak to mówią: najpierw masa, potem rzeźba. Ewentualnie później znowu masa.
Ale spokojnie, dałem radę wejść na szóste piętro bez potrzebnej amputacji płuc. Złapałem małą zadyszkę i odczekałem chwilę aż mi przeszło.
Po dwukrotnym odkaszlnięciu, dzięki któremu pozbyłem się bolesnego żaru z gardła, zadzwoniłem do odpowiednich drzwi.
Danielle wcześniej wysłała mi adres i miałem nadzieję, że nic nie pomyliłem. Zacząłem mieć jednak wątpliwości, gdy drzwi otworzył mi obcy dla mnie mężczyzna.
– Um... – ściągnąłem w zmieszaniu brwi. – Czy zastałem Danielle?
Blondyn w bezczelny spsosób zlustrował mnie od góry do dołu, nim zawołał: – Kochanie!
Musiałem się uspokoić, bo przecież ja sam nazywałem tak Harry'ego. Tylko że... to często było żartobliwe, a przynajmniej dbałem o to, by słowo miało taki wydźwięk, a ten koleś naprawdę zwracał się tak do kogoś, kto jeszcze tydzień temu tkwił z kimś innym pod jedną kołdrą. Dość. Nie mnie to oceniać, już nie.
– To Louis! Wpuść go!
Wyminąłem mężczyznę,nie racząc go nawet jednym, małym spojrzeniem, od razu rozglądając się za swoją córką.
– Tatuś! – zawołała słodka istotka, od razu pojawiając się z nikąd i wpadła w moje ramiona. Mówiąc z większym sprecyzowaniem uczepiła się moich nóg i przytuliła mnie dopiero wtedy, gdy przy niej ukucnąłem. – Zostawiłeś mnie na wiele godzin! Powinnam zrobić ci za to kuku.
– Tata kolejny raz spotkał się ze swoim starym przyjacielem, z którym chodził kiedyś do szkoły, wiesz? – wytłumaczyłem jej.
– A czemu mnie zostawiłeś? – nadąsała się. – Ja nie mogłam z tobą?
– Amy, przecież uzgodniliśmy, że będziesz tu do mnie przychodzić, pamiętasz? – odezwała się Danielle, wychodzącą z którego z pokoi. Jej facet zniknął z zasięgu mojego wzroku. – Masz tu swój plecaczek – pomogła założyć dziewczynce plecak.
Dziewczynka odebrala od mamy swoj rzeczy, po chwili nachylając się do mojego ucha i wyszeptała bardzo cicho: – Nie lubię tego pana. On mnie też nie lubi. Mamy też już nie lubię aż tak.
– Możesz jeszcze chwilkę poczekać, gdy porozmawiam z mamą? Zacznij ubierać butki – poklepałem ją po ramieniu, podejmując próby wyjaśniania tej sytuacji w kulturalny sposób.
– Dlaczego nie raczyłaś mnie poinformować, że kiedy będziesz zajmować się Amelią, będzie tutaj jakiś obcy facet? – starałem się nie brzmieć zbytnio złośliwie.
– Nie jest obcy – pokręciłem głową, opierając plecy o ścianę. – To mój chłopak i Amy się do niego przyzwyczai.
–Danielle, ale nie zmienia to cholera jasna faktu, że możesz mi o tym nie mówić – powiedziałem ostrzej.
– A ty mi powiedziałeś? – spytała z nagłym wyrzutem w oczach, choć wciąż mówiła cicho o spokojnie. – O tym, do czego przyznałeś się w sądzie.
– To była jednorazowa sytuacja, nie udawaj, proszę, jakbyś sama nie miała chwilowych kochanków – odparłem chłodno.
– Ale ty o moich wiedziałeś.
– I myślisz, że dzięki temu to raniło mnie w mniejszym stopniu? – pokręciłem bezsilnie głową.
– Jesteśmy po rozwodzie. Pozwól mi używać takich sposobów na bycie matką, jakie ja uważam za słuszne – wróciła do poprzedniego tematu. – Już nie działamy jako rodzice razem, więc ja nie będę ingerować w to, co ty i z kim robisz i to samo tyczy się odwrotności. Bo mnie nie obchodzi z kim jesteś.
Czułem jak moja prawa powieka zaczęła nerwowo podrygiwać, jednakże ostatecznie uznałem, że zakończę tę dyskusję.
– Dobra.
– Dobra?
– Tak – wzruszyłem ramionami.
– Czyli nie zaprzeczysz, że masz kogos
– Nie, bo wyobraź sobie, że ktoś mnie zechciał – uśmiechnąłem się irocznicznie i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, odwróciłem się tyłem do niej i skierowałem w stronę wyjścia.
– Pożegnasz się ze mną? – spytała Danielle, kucając, gdy dziewczynka chwyciła już moją dłoń. Odwróciła się do mamy, machając do niej.
– Pa.
O mało nie parsknąłem śmiechem przez bezcenną minę Campbell i pospiesznie wyszedłem z córką na klatkę schodową.
– To co? Opowiesz mi jak było? – zagaiłem, schodząc z córką po schodach? – Mama miała na ciebie oko?
– Mama siedziała z tym panem w salonie, a ja kolorowałem kolorowanki od Harry'ego – mówiła.– Ten pan był dla mnie niemiły, gdy pytałam o coś mamę i nie chciał, żebym mu przeszkadzała, więc starałam się być najciszej jak się dało, naprawdę!
– Mama reagowała jakoś na wybryki tego pana?
– Tak, albo nie. Nie jestem pewna. Ale mama się przy nim i tak uśmiecha, więc jest na pewno wesoła. Może tak jak ty z Harrym?
Westchnąłem ciężko, ściskając mocno dłoń swojej córki. Zdecydowałem na razie nie interweniować w sprawie tego fagasa Danielle i dać jej te jedną, jedyną szansę na bycie dobrą matką.
Krótki rozdział, ale daje do myślenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro