Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Nie będzie mnie cały dzień! Gdy wrócę chcę widzieć wasze ładne komentarze! ☺️

Dyszałem w szyje kobiety, chowając w niej twarz, kiedy ścisnęła tył mojej głowy, nakierowując ją w tym kierunku. Czułem jak aromat jej intensywnych perfum wkrada się do moich nozdrzy i gryzie nieprzyjemnie w nos, ale ona wciąż wciskała moją głowę w to miejsce. Nienawidziłem tego, ale nigdy nie patrzyła na moje priorytety, dbała o swoją przyjemność, nie zbaczając na to, że czegoś nie lubię.
Chciałem to mieć za sobą. Wzdychałem ciężko, nie z podniecenia, tylko frustracji.

– Wbijasz mi kolano w biodro! – pisnęła, wijąc się pode mną chwilę po tym, gdy sama tknęła ręką moją nogę.

– To się kurwa przesuń – przewróciłem oczami, odchylając głowę, aby spojrzeć na wygniecioną poduszkę, na której rozłożyły się brązowe, proste włosy. Spojrzałem na Danielle i zwróciłem uwagę na paskudny grymas na jej twarzy. Otarłem o siebie zęby, wywołując ich zgrzyt i jęknąłem. – Mi też nie jest wygodnie. No podciągnij się do góry!

– Nie chcę zmieniać pozycji! – fuknęła, bijąc mnie w ramię z pięści.

– Przecież ci niewygodnie! – zmarszczyłem brwi, obserwując krajobraz rozmazany tusz do rzęs na powiekach brunetki. Jej wzrok nakierował się w dół, zatrzymując się na niewielkiej przestrzeni tkwiącej między naszymi ciałami.

– Czemu ci jeszcze nie stoi? – spytała z wyrzutem, rozkładając ramiona na materacu, jak zwykle zmuszając mnie do tego, żebym zajął się absolutnie wszystkim sam.

– Mogłabyś mnie chociaż dotknąć ręką – prychnąłem. – Może stałby mi, gdybyś nie leżała bezruchomo.

– Dotknąć cię? – parsknęła kpiąco. Wgapiłem się w nią w konsternacji. Nim zdążyłem przyjrzeć się jej twarzy, zostałem zepchnięty z kobiety. Upadłem na bok swojego ciała z urwanym stęknięciem i obserwowałem jak moja żona podciąga białą pościel do swoich piersi. Zakopała się w kołdrze i już wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. – Kiedy ostatni raz byłeś na siłowni? – zerknęła prześmiewczo na mój tors, mrużąc oczy. – Patrzysz choć czasem w lustro?

– O... o co ci znowu chodzi? – odgarnąłem włosy wpadające do moich oczu, kiedy zanadto rzucały się na mojej twarzy.

– Spójrz na swoje ciało, Louis. To wciąż dziwne dla ciebie, że nie chcę cię dotykać?

Nie rozumiałem jej. Przecież wyglądam ciągle tak samo, nie przytyłem w ostatnim czasie, ani nie schudłem.

– Może nie mam mięśni... – oczyściłem gardło – ale...

– Masz oponkę wokół pępka, włosy pod nim, boczki ci wystają, ale twój tors jest okropnie chudy! – wybuchła, jadliwie wytykając palcem każdą wspomnianą część mnie. – Twoje ramiona są sflaczałe, masz babski tyłek i grube uda. Zawsze byłeś niski, przez co nie mogę ubierać obcasów. To taki wstyd kiedy...

– Skończ już! – machnąłem orientacyjnie dłońmi, szybko jednak uciszając się z myślą na końcu głowy, że moja czteroletnia córka śpi za ścianą.

– Nie, kochany, musisz to wiedzieć – zaczęła z roozbawieniem kręcić głową. – Wiem, że nie nadajesz się do zupełnie niczego, ale dotychczas przynajmniej miałam z tobą dobry seks. Teraz nawet tej jednej rzeczy nie jesteś w stanie mi zapewnić, bo....

– Nie, to nie... to nieprawda! – zacisnąłem uda, łącząc je razem. – Mówiłem ci, że nie mam dzisiaj ochoty. To był stresujący dzień, firma... i... zbyt wiele stresu na jeden wieczór.

– Gdyby nie twój ojciec, nie miałbyś nawet tej firmy. To nie jest twoje osiągnięcie – zaśmiała się.

– Jak możesz tak mówić? – nie dowierzałem. – Dałem ci wszystko. Dom, karierę i dziecko.

– Nie chciałam twojego dziecka – przemówiła przez zaciśniętą szczękę,
rzucając we mnie poduszką, którą wyjęła zza swojej głowy. – Nie cierpię tego, że jest taka podobna do ciebie. Będzie takim samym nieudacznikiem, jeśli nie wrodzę w niej talentu artysty.

Nagle się ocknąłem. Zorientowałem się, że jestem w swoim samochodzie i ciągle gapię się w małe lusterko. Bruzda tkwiła między moimi brwiami i domyśliłem się, że to po prostu ten szklany wir zbyt mocno wprowadził mnie w stan przywołanych wspomnień. Dostrzegłem to, że moja prawa dłoń drga na skrzyni biegów. Wyłączyłem silnik i zaraz po tym schowałem twarz w obu dłoniach.

Od mojego rozwodu minął tydzień.

Bardzo ciężkie siedem dni, podczas których zatraciłem się w firmie, swoje złe samopoczucie usprawiedliwiając pracą. Ale nie to przyprawiało mnie w zakłopotanie. Po rozwodzie dużo w moim myśleniu uległo zmianom.
Całe to wydarzenie okropnie na mnie wpłynęło; czułem się jak wrak siebie. Dopiero teraz dotarło do mnie, ile małżeństwo stworzyło w moim sercu dziur.

Uświadomiłem sobie, że to właśnie przez te wszystkie wydarzenia, tworzące ciąg lat, stałem się znieczulonym na innych i cały świat dupkiem. To mnie zniszczyło i po rozwodze nadszedł gwałtowny moment, gdy uświadomiłem sobie to wszystko, te wszystkie toksyny, które mi towarzyszyły przez cały czas.

I teraz przecież powinno być lepiej, nowy start, nowy początek, z nowymi osobami - czyż nie? Ale coś nie pozwalało mi się oderwać od przeszłości.

Wciąż co jakiś czas działo się coś ściągającego moją duszę i ciało w dół. Jakieś najmniejsze niepowodzenie przekonywało mnie o tym, że nie wszystko zostało zakończone. Powstało we mnie zbyt wiele urazy do świata i nic winnych mi ludzi. Obwiniałem się o różne bzdury, o to, ilu ludzi straciłem podczas mojego trwającego małżeństwa, ile odrzuciłem, i chociażby, jak zacząłem traktować swoich pracowników.

Dlatego postanowiłem się zmienić. To pewnie brzmi banalnie z poglądu „osoby trzeciej", ale właśnie tak. Stałem się nowym szefem, trochę lepszym bratem, a nawet ojcem.

I przekonałem się, że nie muszę już na siłę chować swojej wrażliwości.

Tylko... Znów coś stanęło na mojej drodze - Danielle. Danielle i to, że musiałem zobaczyć się z nią twarzą w twarz pierwszy raz od rozwodu.

Okazało się, że w apartamencie, do którego wprowadziła się moja była żona, nie ma windy. Nie ma pieprzonej windy w wieżowcu, który liczy osiem pięter! A Dan mieszkała na szóstym. To o sześć pięter za dużo.

– Kurwa, przynajmniej schudnę trochę jeśli tak dalej pójdzie – wymamrotałem pod nosem, w końcu zaczynając wchodzić po stromych schodach na górę.

Przekonałem się o tym, że naprawdę potrzebuję wziąć się w garść i zacząć budować na nowo swoją utraconą całkiem niezłą kondycję. No i mogłem zacząć robić coś ze swoim ciałem, ale jak to mówią: najpierw masa, potem rzeźba. Ewentualnie później znowu masa.

Ale spokojnie, dałem radę wejść na szóste piętro bez potrzebnej amputacji płuc. Złapałem małą zadyszkę i odczekałem chwilę aż mi przeszło.

Po dwukrotnym odkaszlnięciu, dzięki któremu pozbyłem się bolesnego żaru z gardła, zadzwoniłem do odpowiednich drzwi.

Danielle wcześniej wysłała mi adres i miałem nadzieję, że nic nie pomyliłem. Zacząłem mieć jednak wątpliwości, gdy drzwi otworzył mi obcy dla mnie mężczyzna.

– Um... – ściągnąłem w zmieszaniu brwi. – Czy zastałem Danielle?

Blondyn w bezczelny spsosób zlustrował mnie od góry do dołu, nim zawołał: – Kochanie!

Musiałem się uspokoić, bo przecież ja sam nazywałem tak Harry'ego. Tylko że... to często było żartobliwe, a przynajmniej dbałem o to, by słowo miało taki wydźwięk, a ten koleś naprawdę zwracał się tak do kogoś, kto jeszcze tydzień temu tkwił z kimś innym pod jedną kołdrą. Dość. Nie mnie to oceniać, już nie.

– To Louis! Wpuść go!

Wyminąłem mężczyznę,nie racząc go nawet jednym, małym spojrzeniem, od razu rozglądając się za swoją córką.

– Tatuś! – zawołała słodka istotka, od razu pojawiając się z nikąd i wpadła w moje ramiona. Mówiąc z większym sprecyzowaniem uczepiła się moich nóg i przytuliła mnie dopiero wtedy, gdy przy niej ukucnąłem. – Zostawiłeś mnie na wiele godzin! Powinnam zrobić ci za to kuku.

– Tata kolejny raz spotkał się ze swoim starym przyjacielem, z którym chodził kiedyś do szkoły, wiesz? – wytłumaczyłem jej.

– A czemu mnie zostawiłeś? – nadąsała się. – Ja nie mogłam z tobą?

– Amy, przecież uzgodniliśmy, że będziesz tu do mnie przychodzić, pamiętasz? – odezwała się Danielle, wychodzącą z którego z pokoi. Jej facet zniknął z zasięgu mojego wzroku. – Masz tu swój plecaczek – pomogła założyć dziewczynce plecak.

Dziewczynka odebrala od mamy swoj rzeczy, po chwili nachylając się do mojego ucha i wyszeptała bardzo cicho: – Nie lubię tego pana. On mnie też nie lubi. Mamy też już nie lubię aż tak.

– Możesz jeszcze chwilkę poczekać, gdy porozmawiam z mamą? Zacznij ubierać butki – poklepałem ją po ramieniu, podejmując próby wyjaśniania tej sytuacji w kulturalny sposób.

– Dlaczego nie raczyłaś mnie poinformować, że kiedy będziesz zajmować się Amelią, będzie tutaj jakiś obcy facet? – starałem się nie brzmieć zbytnio złośliwie.

– Nie jest obcy – pokręciłem głową, opierając plecy o ścianę. – To mój chłopak i Amy się do niego przyzwyczai.

–Danielle, ale nie zmienia to cholera jasna faktu, że możesz mi o tym nie mówić – powiedziałem ostrzej.

– A ty mi powiedziałeś? – spytała z nagłym wyrzutem w oczach, choć wciąż mówiła cicho o spokojnie. – O tym, do czego przyznałeś się w sądzie.

– To była jednorazowa sytuacja, nie udawaj, proszę, jakbyś sama nie miała chwilowych kochanków – odparłem chłodno.

– Ale ty o moich wiedziałeś.

– I myślisz, że dzięki temu to raniło mnie w mniejszym stopniu? – pokręciłem bezsilnie głową.

– Jesteśmy po rozwodzie. Pozwól mi używać takich sposobów na bycie matką, jakie ja uważam za słuszne – wróciła do poprzedniego tematu. – Już nie działamy jako rodzice razem, więc ja nie będę ingerować w to, co ty i z kim robisz i to samo tyczy się odwrotności. Bo mnie nie obchodzi z kim jesteś.

Czułem jak moja prawa powieka zaczęła nerwowo podrygiwać, jednakże ostatecznie uznałem, że zakończę tę dyskusję.

– Dobra.

– Dobra?

– Tak – wzruszyłem ramionami.

– Czyli nie zaprzeczysz, że masz kogos

– Nie, bo wyobraź sobie, że ktoś mnie zechciał – uśmiechnąłem się irocznicznie i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, odwróciłem się tyłem do niej i skierowałem w stronę wyjścia.

– Pożegnasz się ze mną? – spytała Danielle, kucając, gdy dziewczynka chwyciła już moją dłoń. Odwróciła się do mamy, machając do niej.

– Pa.

O mało nie parsknąłem śmiechem przez bezcenną minę Campbell i pospiesznie wyszedłem z córką na klatkę schodową.

– To co? Opowiesz mi jak było? – zagaiłem, schodząc z córką po schodach? – Mama miała na ciebie oko?

– Mama siedziała z tym panem w salonie, a ja kolorowałem kolorowanki od Harry'ego – mówiła.– Ten pan był dla mnie niemiły, gdy pytałam o coś mamę i nie chciał, żebym mu przeszkadzała, więc starałam się być najciszej jak się dało, naprawdę!

– Mama reagowała jakoś na wybryki tego pana?

– Tak, albo nie. Nie jestem pewna. Ale mama się przy nim i tak uśmiecha, więc jest na pewno wesoła. Może tak jak ty z Harrym?

Westchnąłem ciężko, ściskając mocno dłoń swojej córki. Zdecydowałem na razie nie interweniować w sprawie tego fagasa Danielle i dać jej te jedną, jedyną szansę na bycie dobrą matką.

Krótki rozdział, ale daje do myślenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro