Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.

Jak was nie szantażuje to nie piszecie tylu komentarzy 😭






Powiedzenie, że się stresowałem byłoby karygodnym niedopowiedzeniem. Poważnie.

Amelia ponownie została pod opieką mojej siostry, podczas gdy ja musiałem czekać na rozpoczęcie pierwszej rozprawy sądowej dotyczącej rozwiązania mojego małżeństwa.

Rozmawiałem ze swoim adwokatem, który prowadził ze mną kojącą konwersację, przedstawiając mi zarys planu wydarzeń. Cała ta otoczka mnie brzydziła. Te stroje, budynek i wielki napis "sala rozprawowa" na drzwiach. Bałem się. A strach zmienił się w chęć wymiotowania, gdy zobaczyłem dumnie kroczącą Danielle u boku własnego obrońcy. Musiałem mimo wszystko zachowywać się spokojnie.

- Boję się, że ona coś odpieprzy - wymamrotałem do na oko dziesięć lat starszego ode mnie mężczyzny. - Jest do tego zdolna.

- Po to masz mnie, Louis. Rozmawialiśmy o tym - Gerard skinął do mnie głową. Był bardzo profesjonalny, ale zwracał się do mnie zawsze po imieniu. Dbał o to, by zbudować miłą relację ze swoim podopiecznym, a mi to odpowiadało. - Niezłą szychę załatwiła. Nie znoszę tego faceta. Jest cięty i zgryźliwy, bardzo pewny siebie. Przywitajmy się z nimi.

- Muszę? - jęczałem jak dziecko, jednak mimo wszystko ruszyłem za swoim prawnikiem, który zaśmiał się cierpko na moje zachowanie.

- Louis Tomlinson - wystawiłem dłoń do siwego mężczyzny, który współpracował z Danielle. Spojrzałem mu prosto w te brązowe, przekrwione od starości oczy, żeby pokazać, że wcale, nawet minimalnie, się go nie boję, chociaż wewnętrznie miałem ochotę nasikać sobie do buta. - Danielle... - skinąłem.

Ona również skinęła na mnie głową, chociaż nic nie powiedziała oprócz cichego "dzień dobry" skierowanego do mojego adwokata.

Facet wyższy ode mnie o jakieś dwie głowy przedstawił się, a ja ledwo mogłem zrozumieć jego nazwisko przez silny akcent... jakby amerykański. Tak, to z pewnością to. W dodatku jego uścisk był żelazny. Pomyślałem, że Danielle wytrzasnęła takiego goryla tylko po to, by mnie wystraszyć. Cóż, nie specjalnie się jej to udało. Mnie nie przerażał wygląd jej prawnika, a jedynie to, co mógł na mnie mieć i jak miałbym się bronić.

Gerard spojrzał na zegar, zdobiący jego nadgarstek. - Wybiła szesnasta. Zapraszam do sali.

Pokiwałem głową, idąc za nim i wyprzedziłem go, kiedy otworzył przede mną i Danielle drzwi, żebyśmy obydwoje mogli wejść do środka. Kiedy Danielle otarła o siebie nasze barki, zerknęła na mnie znad ramienia i uśmiechnęła się złowrogo. W jej pociemnianych tęczówkach widziałem błysk i już mogłem się domyśleć, że nie będzie łatwo.

Wyraz jej twarzy mówił „wygram to i poczujesz wielki ból, jakbym konsumowała twoje jądra ulubioną łyżeczką do kremówki".

Szlag. Nienawidzę jej gierek.

Prawnik pokazał mi miejsce, na którym miałem usiąść. Wszystko było dla mnie szalone i stresujące, ale pomyślałem o tym, że to nie będzie trwało dłużej niż piętnaście minut. I na pewno prezentowałem się lepiej niż nadęta Danielle, która bynajmniej nie miała na mnie żadnych argumentów.

Chwilę później musiałem wstać, ponieważ na salę wszedł sędzia, jakaś kobieta i mężczyzna, zajmujący specjalne miejsca. Wszystko nabrało nie jeszcze więcej odświętności, aż musiałem wypuścić z ust drżący oddech. Zetknąłem na Danielle, ona w ogóle się nie stresowała, albo skutecznie maskowała własne wzburzenie.

Po podstawowej, powitalnej przemowie, jaką zawsze raczył sąd w każdej możliwej sprawie, gdzie przedstawił powód, dla którego wszyscy się tu zebraliśmy, oraz kim byłem ja czy też Danielle, zaczęło się.

Wstęp całej tej szopki minął całkiem sprawnie. Mieliśmy oddać obrączki, co przyszło nam obojgu bez problemu. W końcu i tak nie miałem pierścienia na palcu od przynajmniej roku. Nie potrzebowałem tego. Danielle nie była moją żoną.

Później przyszedł czas na przedstawienie prywatnych powodów, dla których chcemy się rozwieść. Z mojej strony to było banalne, uzgodniłem już wszystko z Gerardem. Nie wiedziałem tylko, co powie Dan.

- Może zaczniemy od pani Danielle, dobrze? - sąd zwrócił swoje spojrzenie w stronę brunetki. - Proszę wstać - ona od razu wyprostowała się na baczność, po podniesieniu się ze swego krzesła. - Niech pani powie jak wyglądało to małżeństwo z pani perspektywy.

Wyprostowała się, zbierając swoje myśli z wzrokiem ulokowanym na swoich paznokciach. Mimo tego prezentowała się pewnie i dostojnie. Musiałem jej przyznać, że zawsze udawało jej się wpasować swoją mimikę w sytuację. Teraz wyglądała na trochę zranioną, ale nie zanadto. Przyjęła zupełnie inną twarz, niż jeszcze przed wejściem na salę, gdzie dosłownie ze mnie kpiła żując gumę.

- Wysoki sądzie... jestem nieszczęśliwą kobietą - powiedziała, biorąc wdech. Spojrzała na mężczyznę z powagą. - Małżeństwo sprowadzało mnie w dół. Czułam się niedowartościowana i niekochana. Mój mąż wykazywał się chłodem i pogardliwością. Czułam się w małżeństwie skrzywdzona i niespełniona.

Parsknąłem śmiechem, nawet nie będąc w stanie tego powstrzymać, za co otrzymałem karcące spojrzenie od sądu. Szybko przeprosiłem, starając utrzymywać kamienną twarz podczas wysłuchiwania reszty kwestii Danielle. Spojrzałem znacząco na mojego obrońcę, by wiedział, że kobieta robi szopkę. Nie sądziłem, że nawet w sądzie będzie pokazywała swoje aktorskie zdolności.

- Co ma pani na myśli określając pańskiego męża jako "chłodnego i pogardliwego" - zapytał sąd.

- Ma na myśli ojca, który musiał zajmować się swoją córką, ponieważ jej własna matka miała ją głęboko w poważaniu - warknąłem, nie dając dojść kobiecie do głosu.

- Panie Tomlinson, proszę o zachowanie ciszy - kazał mi sędzia.

Gerard spojrzał na mnie ze stoickim spokojem w oczach. - Nie odzywaj się. Wiem, że to raniące, ale pozwól jej mówić, będziesz miał własny czas. Uspokój się. To prowokacja.

Skinąłem głową.

- Proszę kontynuować, panno Campbell.

- Louis... - zaczęła, pozwalając sobie na dramatyczną pauzę zdecydowanie w jej stylu. - Krzywdził mnie. Znęcał się nade mną w różne sposoby.

Przymknąłem powieki, zasysając swoje policzki. Zacząłem podgryzać wewnętrzną skórę, układając splecione dłonie na swoim podołku. Zacząłem wyginać spocone palce, bo kurwa, nie sądziłem, że posunie się tak daleko, by robić ze mnie bandytę.

- W tym małżeństwie po prostu nie było miłości, nigdy nie dawał mi jej tyle, ile bym potrzebowała, wszystko to, co powinnam dostać ja, dawał naszej córce... A to ja powinnam być najważniejsza!

- Czy ty to słyszysz? - syknąłem na ucho prawnika. - Nie przesadzałem, kiedy mówiłem, że jest zazdrosna o Amelię.

Poklepał moje ramię w geście otuchy. Chciałem żeby to się już skończyło: te jej pieprzone kłamstwa i sposób, w jaki wymawiała wszystkie słowa. Pragnąłem dostać już prawo głosu.

W końcu po kolejnych jej gorzkich żalach, gdzie cały czas tylko powtarzała jakim to ja nie byłem w tym małżeństwie potworem, sąd zwrócił się do mnie.

- Panie Tomlinson... - nie zdołał dokończyć swej prośby, ponieważ od razu wstałem. - Teraz niech pan opowie swoją stronę tego, co mówiła pani Campbell.

- Oczywiście - skinąłem głową.

Ścisnąłem dłonie za swoimi plecami, chcąc naprawdę skupić się na swoich słowach. Spojrzałem w jakiś punkt na ścianie przede mną, przypominając sobie wszystkie rozmowy z prokuratorem, jakie odbywałem każdego dnia w ciągu ostatnich ośmiu dni.

- Wysoki Sądzie, chciałbym zwrócić tutaj uwagę na to, jak zaiste bezczelna jest moja niedługo już oficjalnie była żona, mówiąc jak strasznym jestem mężem, podczas, gdy ona od mniej więcej trzech lat zdradzała mnie, nawet nie kryjąc się z tym... obrzydlistwem.

Nie chciałem patrzeć w kierunku brunetki, unosząc lekko podbródek.

- Dużo wcześniej miewałem przeczucie, że wiele przede mną ukrywa, ilekroć wracała później niż powinna do domu. Tłumaczyła się pracą, ale dla mnie coś było nie tak. W końcu pewnego dnia największym dowodem dla mnie, jako jej męża, było ciało Danielle. Zaczęła się przede mną ukrywać i zasłaniać, aż w końcu znalazłem ślady na jej ciele, jasnowskazujące dzień, może dwa dni wcześniej odbyty stosunek, bądź jakąkolwiek seksualną rzecz, nawiązującą do zdrady - zacząłem machać rękoma z obrzydzeniem. - Danielle zaczęła ignorować naszą, wtedy jeszcze mniejszą, córeczkę, kiedy Amelia prosiła ją o chwilę uwagi. Dosłownie się o to ubiegała odkąd sięgam pamięciom wstecz. Nawet nie wie sąd, jaki ból sprawiają mi te słowa, ponieważ dobro dziecka jest dla mnie najważniejsze. Wychowałem się w prostej rodzinie, relacje z matką zawsze były w moim domu rodzinnym ważne. Danielle nie spełniała roli przynależnej matki już wtedy, gdy Amelia była niemowlakiem, a ja zajmowałem się nią, ponieważ jej rodzicielka ją odtrącała, parę razy nazywając Amy "bachorem", co tak strasznie utkwiło mi w pamięci... - wziąłem większy wdech, przymykając oczy. - Na przestrzeni ostatnich miesięcy wszystko stało się jeszcze bardziej intensywne. Zaczęły pojawiać się artykuły o mojej małżonce, jak i najzwyklejsze plotki o jej licznych romansach. A zaledwie dwa tygodnie temu zobaczyłem Danielle - zmroziłem spojrzeniem kobietę - w obecności mężczyzny w naszym- to znaczy moim łóżku. W mojej sypialni. Ta dwójka była pod wpływem alkoholu, gdy nasza córka bez żadnej opieki zasypiała w salonie.

- Sprzeciw, wysoki sądzie - obrońca Danielle uniósł rękę. Sędzia dał mu prawo głosu i wtedy mężczyzna zwrócił się do mnie, wstając. - Gdzie pan był wtedy, panie Tomlinson?

- W pracy, która w przeciwieństwie do aktorstwa mojej żony ma przyszłość i nie zniknie przez jakiś jeden, mały błąd - warknąłem w stronę mężczyzny, czując na sobie uspokajające spojrzenie mojego adwokata.

- Czy pańska żona nie skarżyła się na to, że zbyt dużo pan pracuje?

- Gdzie w pańskich słowach jest powiązanie do zdrady Danielle? To ona jest pracoholiczką - zamachnąłem obłok dłonią w powietrzu, z towarzyszącym temu małym prychnięciem.

- Sprzeciw! - mój obrońca wstał. - Pytanie nie ma odwołania do sytuacji.

- Oddalam! - mężczyzna podniósł rękę, poddając się. - Co w takim razie robił pan, jak mniemam, o późnej godzinie poza domem?

- Mówiłem, że byłem w firmie. Pracowałem - nie rozumiałem tego gościa. Robił mi papkę z mózgu.

- Ah tak? - zakpił adwokat Danielle. - Moja klientka twierdzi, że specjalnie został pan po godzinach, aby będąc pod wpływem alkoholu posunąć się do zdrady swojej żony - zmrużyłem oczy nie mając zamiaru pokazać mężczyźnie, iż sytuacja taka miała miejsce, ale nie tego konkretnego dnia.

- Danielle mówi wiele rzeczy, a ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Skłamała dzisiaj, przed tutejszym sądem, już kilka razy!

- Czy był pan tego dnia pod wpływem alkoholu, panie Tomlinson? - spytał sędzia, gdy prokuratorzy usiedli.

- Nie - powiedziałem twardo. - Wróciłem do domu o dwudziestej drugiej, samochodem - podkreśliłem. - A Danielle i jej kochanek pili wino w sypialni. Zająłem się Amelią i ją uśpiłem. Moja żona jest niesamowicie nieodpowiedzialną kobietą, która jest zazdrosna o swoje własne dziecko! - zaśmiałem się z frustracji. - Ona nie nadaje się zarówno na matkę jak i kobietę! Ona jest zapatrzona w życie gwiazdy, a w głowie jej tylko kariera. Dorośnij wreszcie, Danielle! - ostatnia kwestię wypowiedziałem w stronę Campbell.

- Wysoki sądzie! - prokurator Danielle wstał. - Sprzeciwiam się.

- Proszę zwracać się do sądu.

Skinąłem głową na słowa sędziego.

- Co ma pan do dodania, panie Tomlinson?

- Nigdy w życiu nie pozwolę, by osoba tak pusta i zimna na uczucia jej własnej córki opiekowała się moim dzieckiem - powiedziałem z determinacją w głosie.

- Proszę odnosić się do pańskiego małżeństwa.

- Muszę się sprzeciwić, wysoki sądzie - zarzekłem uspokajając się - rozumiem o co chodzi, ale muszę powiedzieć, że Amelia jest częścią naszego małżeństwa. Jest jej głównym elementem.

- Mam ponowne pytanie do pana Tomlinsona - zarzekł ten irytujący, stary wielkolud. - Czy zdradził pan, panie Tomlinson, panią Danielle Campbell w środę dwunastego maja, gdy wrócił pan do rodziny późnym wieczorem po tym, jak we wiadomości prywatnej zarzekł pan późny powrót, lub brak powrotu do domu? - spytał. Zmarszczyłem na jego brwi. - Czy zdradził pan, panie Tomlinson panią Campbell?

Spojrzałem najpierw na Danielle, następnie na swojego adwokata, kończąc na tym wkurwiającym olbrzymie. - Tak. Nasze małżeństwo było martwe już tak naprawdę od dobrych paru lat. Różnica jest jednak taka, że ja tego żałuję. Ona swoich romansów nie.

Znów ulokowałem spojrzenie na Danielle, która nie wiedziała już, co robić ze swoimi dłońmi, którymi drapała uda, opinane przez czarną spódnicę.

- Jeden raz - dodałem, odwracając spojrzenie.

- Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie - stwierdził prokurator, dostając pozwolenie na spoczęcie.

Ja również usiadłem, dostając krótki uśmiech od Gerarda.

- Panno Campbell - sędzia zwrócił się do kobiety - czy ma pani coś jeszcze na swoją obronę?

Uśmiechnąłem się zwycięsko, słysząc skruszone zaprzeczenie.

- Zarządzam naradę. Proszę opuścić salę na czas dziesięciu minut.

Od razu wstałem zza swojej ławy i wyprzedziłem wszystkich do wyjścia ignorując nawoływania mojego adwokata. Było mi niedobrze i czułem, że zaraz zwymiotuję.

Opuściłem salę, wyjmując telefon. Dopiero chwilę po tym, zobaczyłem za sobą Gerarda.

- Wolno mi zapalić- jak... gdzieś, gdziekolwiek? - powystrzymywałem kujące łzy bezsilności w kącikach oczu. Głowę skierowałem w dół, żeby nikt nie widział, że właśnie szwy mojej maski pękają. Jestem dorosłym facetem na Boga!

- Musisz wyjść na zewnątrz - westchnął.

Natychmiast po usłyszeniu jego słów, skierowałem się po schodach na dół, aby następnie wyjść na dwór. Wyjąłem z wewnętrznej częściej garnituru jednego, mentolowego papierosa, wkładając go między wargi. Zapaliłem go, zaciągając się i zobaczyłem, że mam kilka nieodczytanych wiadomości.

Od: Harry ♡

„To dziś. Chciałem ci życzyć powodzenia. xx"

„Może nie masz teraz czasu, dlatego nie odpisałeś?"

„Mam nadzieje, że jednak odczytałeś wiadomość i zrobiło ci się miło. 😋"

„Jutro się zobaczymy!"

„Powodzenia, Lou, idę na kolejną (ostatnią!) lekcje. 💗"

Do: Harry ♡

„Właśnie skończyliśmy zeznawać i teraz jest przerwa. Myślałem, że lada moment wstanę i przypierdolę temu babsztylowi, przysięgam."

Od: Harry ♡

„To kobieta Louis. Nie możesz tak mówić! Jak poszło?"

Do: Harry ♡

„To nie jest kobieta tylko jakaś bestia... Myślę, że było ok. Sędzia wydawał się pod koniec być po mojej stronie!"

Od: Harry ♡

"To świetnie Lou. Cieszę się, że w końcu pozbędę się tej myśli z tyłu mojej głowy o twojej żonie, gdy pieprzę w snach twoje usta i takie tam."

Do: Harry ♡

„Ty jesteś niepoważny, skarbie..."

Przygryzłem dolną wargę, wysyłając kolejną wiadomość.

Do: Harry ♡

„Chcę znowu cię zobaczyć."

Od: Harry ♡

„Jutro Louis. Dzisiaj będę się uczył całą noc, a jutro będę cały twój..."

Zwrócilem uwagę na to, że mój papieros był już wypalony praktycznie w całości, dlatego zdecydowałem się wejść z powrotem do środka.

Do: Harry ♡

„Mam już dość tego dnia i tylko ty sprawiłeś, że choć na chwilę się uśmiechnąłem."

Od: Harry ♡

„Ty cały czas sprawiasz, że ja się uśmiecham. Do jutra Lou, nauka czeka!"

Do: Harry ♡

„Ucz się! Ja uciekam na ciag dalszy tortur. Dam ci znać od razu po wyjściu jaki był werdykt."

Harry już mi nie odpisał, za to ja pospiesznie schowałem telefon, biorąc w usta jeszcze miętowego cukierka. Wróciłem na salę, wchodząc tam z pewnością siebie większą niż przedtem. Zapomniałem o łzach, nigdy nie były mi potrzebne i teraz też dam sobie radę.

[ALERT: Spojler]

W następnym rozdziale poznacie nową postać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro