Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

Waszym dzisiejszym zadaniem jest wbicie do MommyCyrus. Każdy z was musi przeczytać "Just Kill Him", książkę, która jest naszego wspólnego autorstwa.

Miłego dnia!


Kiedy przekroczyliśmy próg restauracji, która już z zewnątrz wyglądała na bardzo ozdobną, powitała na wyglądająca na zanadto miłą brunetka. Miała na sobie suknie o ciasnym kroju, gdzie szwy wbijały jej się w pachy i biust. Była bardzo kształtna, ale po jej twarzy zauważyłem, że na pewno ma za sobą więcej lat życia niż ja, co dopiero Harry.

– Dobry wieczór – witając naszą dwójkę już w pierwszym momencie, gdy przekroczyliśmy próg restauracji uśmiechała się, jakby jakiś paskudny owad właśnie ją ugryzł, ale musiała udawać, że ją nie boli. Nagle gdy całkiem zwróciła na mnie swoje spojrzenie, jej twarz nabrała szczerego wyrazu podziwu. – Pan Tomlinson?

Skinąłem głową, ściskając w geście otuchy dłoń pięknego chłopca, który rozglądał się niepewnie po eleganckim wnętrzu restauracji. Przez chwilę nawet zacząłem przejmować się, że mój wybór nie przypadł mu do gustu. Wyglądał na skrępowanego i nie wychylał się znad mojego ramienia, nie wspominając o tym, jak stał sztywno na zgiętych nogach.

– Zaprowadzę pana do stolika – oznajmiła, poprawiając swój czarny fartuch obwiązany wokół tułowia. Ruszyła przed nami, w końcu wskazując dłonią właściwy stolik, znajdujący się w oddali od innych ludzi. Idealnie. – Zaraz przyślę do państwa kelnera – drgnąłem, obserwując jak odchodzi. Mogłem w zupełności całą swoją uwagę poświęcić dla Harry'ego.

– Ja się boję – szepnął mi na ucho, gdy odsunąłem mu krzesło jak prawdziwy gentleman. Powoli garbił swoją sylwetkę, wdrapując się między stół, a krzesło. – Oni wszyscy tutaj wyglądają na takich, którzy mogliby wynająć płatnego mordercę i potem nie ponieść za to konsekwencji.

– Jestem tu z tobą – przejechałem ustami po jego małżowinie usznej, gdy zaczął siadać. Przysunąłem jego siedzenie do stolika, głaszcząc wystający bark. Usiadłem po drugiej stronie, wsłuchując się w przyjemną, lekko jezzową piosenkę, jaka rozbrzmiała w wielkim pomieszczeniu. Świece rozstawione w każdym kącie dużego pomieszczenia dodawały uroku całej sytuacji.

– Co mogę tutaj zjeść, co nie będzie zbyt dużą rzeczą na moje biedne kubki smakowe?

– Harry, przestań – zaśmiałem się cicho. Byłem rozczulony. Bogaty lokal nie wpłynął na jego zachowanie, wciąż był naturalny i prosty; nie chciał pokazać się z jak najlepszej strony tylko ze względu na to, że ludzie wokół są wypasieni dolarami aż po głowę.

– Dobrze – posłał mi krótkie spojrzenie, sięgając po jedną z dwóch kart dań, oprawioną w czarny, skórzany materiał. Jego rozchwiany wzrok objął nazwy potraw. – Jedzenie jest tu bardziej normalne, niż myślałem – przyznał. – Nie ma tylko owoców morza i koziego sera!

– Ale jest za to kawior, którego zawsze nienawidziłem, ale musiałem w towarzystwie Danielle udawać, że go uwielbiam – przewróciłem oczami.

– Nie mów o swojej byłej- to znaczy jeszcze nie byłej żonie, proszę – pokręcił głową z lekką kpiną.

– Przepraszam, ostatnio okazało się, że to wszystko nie będzie mogło zostać rozwiązane poprzez tylko jedną rozprawę sądową i się tym zamęczam – westchnąłem. – Mam obawy, bo ona jest matką, a wiesz jak ludzie na to patrzą.

– Ale to jest kurestwo – burknął, lekko zadziwiając mnie agresją w swoim tonie, która była do niego bardzo niepodobna. – Zawsze to ojcowie mają gorzej, gdzie jest niby ta równość?

Przetarłem dłonią swoje czoło. – Pierwsza rozprawa będzie zupełnie typowa. Druga będzie dotyczyć praw rodzicielskich. Czuję, że Danielle coś odpieprzy. Ona jest nieprzewidywalna. Tak długo mydliła mi oczy, nawet nasze małżeństwo wynikło tylko z tego, że chciała mieć moje nazwisko i moje pieniądze.

– Masz na nią jakiegoś haka? – zapytał, bawiąc się kartą dań.

– Co masz konkretnie na myśli?

– Coś, co sprawiłoby, że sąd ujrzałby, iż nie nadaje się na matkę. Masz jakiś dowód?

– Tylko to, co może powiedzieć Amelia – powiedziałem po chwili namysłu. – Myślę, że... jestem pewien – poprawiłem –... że nie mam żadnych dowodów.

– Wiesz... – Harry podrapał się po policzku. – Na zdobycie jakiegoś dowodu cały czas nie jest za późno...

– Hazz? Konkrety – odezwałem się półszeptem, porzucając myśli o wybraniu posiłku.

– Możesz zaaranżować jej jakieś spotkanie z Amelią, jednak muszą być same, aby Danielle nie udawała specjalnie przy tobie – mówił zamyślony. – Mógłbyś zdobyć jakieś nagrania świadczące o tym, że źle zajmuje się Amy z ukrycia...

Moje spięte brwi poluzowały się, a paznokcie mechanicznie zaczęły drapać materiał menu.

– Dan chciała się spotkać z Amy – zmrużyłem oczy w konsternacji. – Mógłbym podłożyć pluskwę, ale to zawsze jest ryzykowne.

– Właśnie – pokiwał głową. – Myślę, że powinieneś odrobinę zaryzykować, ale nie aż tak. Jeśli Danielle znajdzie kamerę, masz przesrane.

– Więc masz lepszy pomysł? – spytałem bez nacisku, bo przecież nie mogłem tego oczekiwać od kogoś, z kim mam romans.

– Jak dla mnie, to powinieneś ją szpiegować, albo kogoś o to poprosić, komu ufasz – odparł. – Masz na to pieniądze. To nie musi być w sumie nagranie, ale wystarczy nawet samo audio.

– Jesteś genialny, ale... rozprawa już za tydzień – wydąłem wargę, utrzymując na Harrym intensywne spojrzenie.

– No więc nie ma czasu do stracenia, kotku – puścił mi oczko, za chwilę udając totalne niewiniątko po podejściu do naszego stolika kelnera.

Wysoki szatyn, ubrany w biały kitel, stanął nad stolikiem z notesem w dłoni. Obiegłem prędko wzrokiem nazwy wszystkich dań, chcąc wybrać coś, czego jeszcze nigdy nie smakowałem. Nie mogłem się jednak zdecydować. – Harry? Zamów pierwszy.

– Ja poproszę spaghetti bolognese – zaświergotał, a kelner z uniesioną brwią zaczął notować zamówienie. – Tylko proszę bez mięsa.

– Ja... Skuszę się na spróbowanie piersi z kaczki z grillowanymi ziemniakami. Do picia piwo bezalkoholowe z sokiem z jaśminu, co dla ciebie? – spojrzałem na chłopca.

– Kieliszek pół-wytrawnego wina, poproszę – odparł. Młody kelner zmieszał się delikatnie, słysząc zamówienie chłopaka, a wtedy Harry westchnął, nim dopowiedział: – Mam pokazać dowód?

– Proszę – kiwnął głową, zapisując zamówienie.

– Nie martw się Harry, to tylko przy mnie wyglądasz tak młodo – zaśmiałem się, nie mogąc znieść widoku czerwonych policzków Stylesa. – Jesteś pewien, że masz te dwadzieścia lat, tak swoją drogą?

– Dwadzieścia jeden – poprawił mnie uszczypliwie, po odejściu kelnera nawet pozwalając sobie na pokazanie języka. – I przestań mówić, że wyglądasz staro.

– Niemniej jednak jest między nami spora przepaść wiekowa i na pierwszy rzut oka widać, że jesteś bardzo młody.

– Wciąż dobry dla ciebie – zażartował, unosząc moją dłoń do góry, aby ucałować jej wierzch, patrząc przy tym na mnie spod rzęs.

– Jesteś absolutnie cudowny – zachwyciłem się.

– Nie boisz się umawiać w publicznym miejscu? – zmienił temat, nakierowując moją dłoń na swoją twarz. Ująłem jeden policzek Harry'ego, gładząc go kojąco.

– Żywię nadzieję, że nikt mnie tu nie zna – sarknąłem. – Dlatego wybrałam nam jak najbardziej ustronne miejsce w tym lokalu.

– Więc jestem rzeczą, którą ukrywasz – zachichotał, nachylając się bardziej nad stolikiem, żeby być bliżej mnie. To mi w zupełności odpowiadało. Miałem możliwość przypatrywania się piegom na jego nosku. – Jak twój mały sekret.

– Jesteś moim sekretem, zgodzę się. – oblizałem wargi, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Moją grzeszną przyjemnością.

– Panie Tomlinson... – Harry uśmiechnął się w ten tajemniczy sposób, opierając brodę na mojej dłoni. – Proszę mnie nie onieśmielać.

– Jeszcze ani razu odkąd się pocałowaliśmy nie wyglądałeś jakby to, co ci mówię jakoś cię wielce onieśmielało – mruknąłem. – Zwłaszcza wtedy, u mnie w biurze.

– Cały czas czuję się onieśmielony – oburzył się z podniesionym tembrem głosu, jakby był bardzo zdziwiony moim wyznaniem. – Ciągle sprawiasz, że motyle w moim brzuchu otwierają skrzydła i piecze mnie gardło!

W momencie, w którym chciałem już pokonać dzielącą nasz odległość i pocałować go, pojawił się kelner z naszymi zamówieniami do picia.

Harry odsunął się ode mnie, rozkosznie oblizując usta, przez co jeszcze bardziej zaschło mi w gardle. Kelner rozłożył nasze zamówienie, na co podziękowaliśmy mu równo, stale na siebie zerkając. Wziąłem w rękę swój spieniony napój i upiłem łyk, zerkając na bruneta kątem oka. On robił to samo podczas picia wina.

– Nie martwisz się o swój błyszczyk? – oblizałem usta, odstawiając małą szklankę obok palącej się świecy.

– Mam go ze sobą w kurtce na wszelki wypadek jakby był mi potrzebny – potarł o siebie swoje wargi, odkładając kieliszek.

– Wciąż możesz go zniszczyć – cmoknąłem – na wiele sposobów.

Dotykałem szklanki, skupiając na niej uwagę. Wyprostowałem się trochę, nie chcąc złapać garba.

– Jestem taki głodny... – zipnął leniwym tonem, podpierając swoją brodę na dłoni.

– Oj, ja też jak na ciebie patrzę...

– Louis! – poczułem jego subtelnego kopniaka pod stołem. Czubek jego buta zatrzymał się na mojej łydce.

Posłałem mu nikły uśmiech, żując dolną wargę.

– Co u Amelii? – zmienił temat. – Stęskniłem się za tą kruszynką.

Uśmiechnąłem się rozczulony na jego pytanie. Nie dało się opisać tego, jak szczęśliwy byłem przez więź, jaką moja córka miała ze swoim nauczycielem. Dosłownie kochała go bardziej niż kogokolwiek.

– Gada o tobie bez przerwy – machnąłem dłonią, podkreślając intensywność tego słowa. – Dosłownie cały czas. I czasem w przypływie nudy zaczyna rozmawiać ze mną po francusku. W dodatku kompletnie chce nas ze sobą zeswatać. Ona ma dopiero osiem lat, ale uwierz mi, jest sprytna. A to, że zrobiłem przed nią coming out tylko podnieciło ją do działania.

– Powiedziałeś jej, że jesteś bi? – zmarszczył z niekrytym podziwem brwi. – Wow, ja bym się bał być tak otwarty przed jakimkolwiek dzieckiem.

– Teraz wy dwoje jesteście jedynymi osobami, które wiedzą o tym, jaki jestem naprawdę – spojrzałem ukradkowo w bok, by zebrać myśli. – Ufam Amelii, ona jest takim mądrym dzieckiem! – zachwycałem się. – Chcę żeby wiedziała, że miłość jest czymś pięknym w każdej postaci, a nie pokaże jej tego lepiej, niż na własnym przypadku, na osobie, z którą jest najbliżej. Była zszokowana, trochę zajęło jej, by zrozumieć, ale zaakceptowała mnie. No i chciałaby, żebyś był moim chłopakiem i takie tam. Jest szalona.

– Czy ja wiem... – mruknął z małym uśmieszkiem. – Dzieci widzą dużo więcej niż dorośli i mała po prostu zauważyła, że iskrzy.

– Na pewno masz rację – dotknąłem wewnętrzną częścią swojego buta jego kostki, lekko rozchylając jego nogawkę. – Cóż, myślisz, że iskrzy?

Zauważyłem z satysfakcją jak jego oddech stał się cięższy. To skłoniło mnie do delikatnego muskania jego łydki.

– Odpowiesz?

Chłopiec położył oba łokcie na stole, opierając policzki na pięściach. Spojrzał na swój trunek, upijając łyk wina. Otarł o siebie swoje wargi, napinając kręgosłup.

– Myślę... myślę, że ty doskonale wiesz, co mam na myśli, Lou.

Tym razem to moje oczy znacznie się powiększyły, gdy poczułem jego stopę na wewnętrznej stronie mojego uda. Musiał pod stołem zdjąć buty, ponieważ czułem na sobie tylko jego skarpetkę.

– Sądzę... że jesteś zbyt pewny siebie – zaskakująco dla niego chwyciłem jego nogę. – Nie próbuj zrobić ze mnie kogoś, kto nie wie jak wziąć oddech, maluchu.

Uśmieszek chłopaka momentalnie zszedł z jego twarzy, kiedy ja podwinąłem jego nogawkę i wsunąlem dłoń pod material spodni, masując jego łydkę.

– Lubię się z tobą drażnić... – przekręcił trochę głowę, opierając podbródek o kieliszek, który trzymał obiema dłońmi. – To złe?

– Zapamiętaj sobie jedną rzecz – moja dłoń bez ostrzeżenie ścisnęła krocze kędzierzawego, który cicho pisnął. – Nigdy nie próbuj mnie zdominować, skarbie.

W momencie, w którym Harry patrzył na mnie magicznym spojrzeniem, chwilę znów przeszkodził nam kelner, podając na stół nasze posiłki. Czułem, że mam ochotę go pobić. Zabić. I zakopać zwłoki.

Kiedy jedliśmy, sytuacja stała się bardzo luźna. Zaczęliśmy żartować, wymienialiśmy się opiniami o naszych posiłkach i ciągle pożeraliśmy swoje twarze wzrokiem. To wszystko było takie miłe i naturalne. Przy Harrym nie dbałem o to, by siedzieć zwróconym do niego moim lepszym profilem, lub by nie uśmiechać się za dużo, żeby nie wyglądać jak idiota, bo nie lubię swoich zębów. W pewnej chwili zacząłem martwić się o to, że możemy naszą niedyskretną wymianą słów przeszkadzać innym sztywniakom tutaj.

– Kochanie, jak ci smakowało? – zapytałem, kiedy brunet ocierał swe usta serwetką. – Myślę, że możemy już kończyć nasz pobyt tutaj.

– To wszystko trafiło w mój gust – przyznał, rumieniąc się delikatnie. – Czuję się pełny i grubszy o parę kilogramów. Nie wiem, czy to dobrze, będzie widać mój brzuszek – skrzywił się, głaszcząc swoją koszulę.

– Opuśćmy już tę bandę sztywniaków zanim zaczną się na nas skargi – zaśmiałem się, wstając od stołu i podałem rękę chłopakowi.

– Dziękuję – ujął moją dłoń, gdy zaczęliśmy kierować się do tej samej kobiety, która nas przywitała w pierwszej kolejności. Stanęliśmy przed jej stolikiem, przy którym siedziała. Puściłem dłoń Harolda, szukając portfela. Ona przygotowała rachunek, ciągle patrząc na mnie w przyjazny sposób.

Zapłaciłem jej odpowiednią sumę, dodatkowo dając od siebie dziesięć funtów napiwku za jej miłą obsługę, za co posłała mi wdzięczny uśmiech.

Otworzyłem drzwi Harry'emu, naciągając na siebie marynarkę. – Chcesz się przejść, czy wsiadamy do samochodu? – posłałem mu uśmiech.

– Możemy się przejść, niech mi brzuch dzięki temu zejdzie choć trochę – zachichotał, wtulają się w moje ramię.

– Przestań. Wyglądasz świetnie – pokręciłem głową, kierując się z nim w którąś z nieznanych uliczek. Podejrzewałem, że wylądujemy w jakiejś dróżce wśród drzew, może w jakimś parku. Zdjąłem swoją marynarkę z jednego ramienia, zarzucając ją na plecy Harry'ego. W ten sposób było nam obu ciepło i mogliśmy wykorzystać swoją bliskość.

– Nie jest mi zimno – zapewnił mnie z małym rozbawieniem, mimo wszystko jednak jeszcze szczelniej się opatulając. – Chciałbym aby zobaczył mnie teraz mój były... – rozmarzył się.

– Nie myśl o nim. On jest przeszłością – potarłem jego ramię. – Niedługo Danielle będzie moją przeszłością.

– Czy ja wiem? – spytał wątpliwie. – Zawsze będzie kimś. Jest matką Amy. Nie przestaniecie się mijać.

– Dla mnie zawsze będzie nikim – powiedziałem twardo, całując jego skroń.

– Niedaleko jest mój akademik – powiedział. – Odprowadzisz mnie, czy jeszcze chcesz mi coś pokazać?

– Odprowadzę cię. Zostawię resztę pomysłów na inny wieczór – wyznałem, napawając się jego zapachem. – A mam ich sporo – zniżyłem swój głos, lecz spoważniałem. – Obiecałem Amelii, że po nią przyjadę zanim zaśnie.

– Więc pospiesz się w takim razie! – odparł.

– Spokojnie. Kiedy Amy jest u ciotki, nigdy nie idzie spać wtedy, kiedy powinna.

– Więc masz siostrę?

Przytaknąłem. – Straciliśmy dobry kontakt po tym, gdy mama i Fizzy odeszły. Radziliśmy sobie zupełnie w różne sposoby. Ja się zająłem pracą, ona klubowaniem. Myślę, że żeby się pozbierać musieliśmy być osobno, choć to brzmi jak absurd, bo przecież powinniśmy być razem.

– To jest twoja siostra, Louis – położył dłoń na mim barku. – Nie ma niczego ważniejszego niż rodzina i ona z pewnością nie czuje do ciebie żalu.

– Nie jestem pewny – przeciągnąłem. – Jestem od niej starszy o trzy lata. Powinienem być bardziej rozsądny i nie dopuścić do wielu sytuacji. Dzisiaj, gdy odwoziłem Amelię, widziałem Charlotte pierwszy raz od świąt. Powinienem się wstydzić.

– Wiesz... – zatrzymał się nagle, aby objąć moją twarz dłońmi – zawsze możesz to naprawić. Kiedy tylko zechcesz, Lou. To ma być twoja decyzja.

– Wiem, ale to trudne, pomimo wszystko – machnąłem mogą w powietrzu, kopiąc mały kamyk. – Dzisiaj spróbuję z nią pogadać, chociaż nie wiem, czy po tym wieczorze będę w stanie myśleć o czymś, co nie jest twoim tyłkiem w tych spodniach – mówiłem śmiertelnie poważnym głosem.

Zaschło mi momentalnie w gardle, kiedy brunet uchwycił moje dłonie i przeniósł je na swoje pośladki, które ścisnąłem odruchowo z cichym pomrukiem.

– Nie musisz tylko o nim myśleć – zachichotał, opierając czoło o mój bark. – Możesz poczuć.

– Gdybyś tylko wiedziałz jakie mam wyobrażenia z nim związane, to uciekłbyś w pośpiechu – szepnąłem mu na ucho.

– Sam nie wiem – relaksowal się pod moim dotykiem. Naparł na moje ciało. – Wiem, że zająłbyś się nim dobrze – uśmiechnął się. – Ale teraz przestańmy bajłużyć o moich pośladkach i chodźmy już.

– Dlaczego jak gadamy o czymś tak przyjemnym to akurat chcesz zmienić temat? – marudziłem, wydymając wargi.

– Bo lubię patrzyć jak się denerwujesz – przyznał, o dziwo, całkowicie szczerze, patrząc na mnie z zuchwałym uśmiechem. – Marszczysz brwi i twoje policzki są wtedy zabawne – tknął palec w moją skórę.

– Kiedyś cię za to spiorę, jak już trafi się idealna okazja – obiecałem mu, wciskając swoją nieogoloną szczękę w szyję chłopaka.

– Łaskoczesz! – zachichotał, gdy potarłem jego miękki policzek swoją brodą. Napierał dłonią na mój tors, drugą trzymając marynarkę. – Nie przestrasz się, jeśli zobaczysz w oknie trzech gapiących się przygłupów – szepnął do mnie, gdy znów ruszyliśmy idąc stałym tempem między blokami. – Teraz są tam moi współlokatorzy i Niall. Śmiali się ze mnie przed wyjściem.

– Chętnie bym ich poznał – wyznałem całkowicie szczerze. – Zwłaszcza twojego brata. Wygląda jak totalne przeciwieństwie ciebie, ale wydaje się naprawdę świetnym chłopakiem!

– Jest moim totalnym przeciwieństwem, to prawda – zgodził się ze mną. – Nie odzywa się wiele, ale ma dużo znajomych. Nie tak jak ja. On jest typem imprezowicza, jest nieraz bardzo wulgarny. Ma obrzydliwe teksty.

– Naprawdę? – zdziwiłem się. – Wygląda równie słodko co ty.

– Cóż, jak widać pozory mylą w obydwu z naszych przypadków...

– To tu? – spytałem, kiedy Harry pociągnął mnie w stronę jednego z większych budynków. Przytaknął skinięciem głowy i wskazał mi właściwą klatkę. Postanowiłem odprowadzić go pod same jej drzwi.

Kiedy miałem zacząć się żegnać, oboje usłyszeliśmy z góry przeciągłe gwizdanie, a zaraz potem donośny śmiech.

– Nawet tam nie patrz – mruknął Harry, widocznie będąc zażenowanym.

– To trudne, chciałbym ich zobaczyć. Są zabawni!

– Są dzieciakami – wyraźnie poczuł się sfrustrowany przez wygłupy kolegów.

– Braciszku, nie przedstawisz mnie?! – po okolicy rozniósł się nowy głos, równie rozbawiony co reszta chłopaków.

– Ja pierdolę... – prychnął Styles.

– Wyluzuj się – szepnąłem do niego, całkiem rozbawiony.

– Nie rób mi wstydu, kretynie, i schowaj się! – zawołał Harry, podnosząc głowę ku górze. Zachichotałem, ciągnąc do do drzwi, gdzie chłopcy nie mogli nas dostrzec, a ich głosy ucichły. – Mam ich serdecznie dość – jęknął, pocierając skronie palcami. – Dokuczają mi cały czas i coraz częściej rozważam jakieś morderstwo, tylko nie mam gdzie zakopać zwłoki.

– Nie denerwuj się. Są zabawni, może trochę uciążliwi, racja, ale to dzieciaki. Sam wiesz – położyłem dłoń na jego talii.

– Jedyny pożytekz jaki z nich mam, to dzielenie rachunków.

– O Boże – zaśmiałem się w głos przez to, jak poważny w tym momencie był Harry. Złączyłem ze sobą z uśmiechem nasze usta.

On również uśmiechnął się w trakcie naszego zbliżenia, co spowodowało otarcie naszych zębów. To nam nie przeszkodziło, by kontynuować pieszczotę, gdy Harry zarzucił ramiona na moje barki, a ja naparłem na niego, zderzając jego plecy w delikatny sposób z drzwiami.

– Jak zaraz baba z recepcji nas zobaczy przez oszklone drzwi, to cię przegoni – wymamrotał w moje wargi ze śmiechem.

– Więc muszę uciec, nim mnie zobaczy?

– Powinieneś – przegryzł swoją wargę, oddając mi marynarkę. Wyjąłem ze spodni parę banknotów, wciskając w jego własną kieszeń. Przy okazji otarłem dłonie o jego cudowny pośladek. – Dziękuję za to, że mnie zaprosiłeś na dzisiejszy wieczór.

– To ja ci dziękuję! Kiedy znowu się zobaczymy? Już nie mogę się doczekać.

– Jutro przychodzę na lekcję do Amelii – przypomniał mi, poprawiając rąbki swojej koszuli. – Zobaczymy się już za kilkanaście godzin.

– To bardzo dużo – powiedziałem, z dłońmi spoczywającymi na piersi bruneta. On nagle przytulił się do mnie, wciskając mocno swoją twarz w mój kark. Jego włosy przyjemnie łaskotały w mój policzek, w dodatku mocniejszy powiew wiatru przyjemnie nimi poruszyć.

– Do zobaczenia – szepnął, gdy objąłem go, głaszcząc skórę jego głowy, zahaczając kciukiem o kark, nim odsunąłem się, powoli odchodząc. Kiedy Harry zniknął, a ja szedłem wzdłuż ulicy, by przejść na drugą stronę, uśmiechnąłem się do siebie, nie mogąc tego powstrzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro