Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

Pewnie nie spodziewaliście się, że akcja będzie się tak szybko kręcić 🤭



– Tatusiu, mogę zmienić bluzkę? – zapytała szatynka, opierajac malutkie dłonie na moich kolanach. Skończyła przedstawiać przede mną maskotkowy teatrzyk i zaczęła się nudzić. – Ta jest brzydka! – skrzywiła się, ciagnąc za jaskraworóżowy materiał z cekinami.

– Czemu ci się nie podoba?

Zgarnąłem puste talerze, na których jeszcze chwilę temu były kawałki naszej ulubionej pizzy. Ten dzień w porównaniu do poprzednich nie był taki zły, mógłbym nawet rzec, że dzisiejszy poniedziałek stał się dobrym startem na ten tydzień. W firmie obeszło się bez żadnych komplikacji, miałem tylko jedno biznesowe spotkanie. Moi pracownicy spisali się na medal, (jak nigdy), a ja zadeklarowałem, że jutro nie zjawię się w pracy. Chciałem się trochę zrelaksować i spędzić czas z dzieckiem. Moja absencja była wystarczającym wynagrodzeniem dla pracowników. Byłem okropnym, nerwowym szefem i beze mnie będą mieli dzień luzu.

– Przecież jest różowa – uśmiechnąłem się, zachęcając Amelię, by pomogła mi zanieść talerze do kuchni, żeby w końcu włożyć je wspólnie do zmywarki, nim sos zaschnie na krawędziach porcelany.

– Ale ona ma takie brzydkie, świecące kółeczka!

– To są cekiny – wytłumaczyłem z uśmiechem.

– Mama mi ją kupiła, a ja mówiłam cały czas, że jest brzydka... – wydęła z frustracji wargę.

– Moim zdaniem jest ładna, ale jeśli chcesz, proszę, możesz się przebrać – mrugnąłem do niej, zamykając zmywarkę i uruchomiłem ją. – Pomóc ci, czy dasz sobie radę?

– Nie mam pięciu lat, tato! – odparła pewnym siebie tonem, kierując swe małe stopy w stronę schodów.

Skrzywiłem się, ponieważ ostatnio ciągle uciekała do swojego pokoju i myślę, że było to powodem do zmartwienia. Dzieci w jej wieku nie lubią samotności i przeważnie są pragnące uwagi całego świata, w międzyczasie moja córka przesiaduje prawie cały dzień w swoim pokoju, samodzielnie ucząc się i odkrywać tajemnice świata za pomocą książek i muzyki. Mało jaki ośmiolatek ma własną wierzę w pokoju z odtwarzaczem płyt i po prostu śpiewa oraz tańczy do starych przebojów Disney'a. (I wygania każdego, kto zechce przekroczyć krawędź pokoju.) Tylko raz przekonałem ją na wspólny taniec do muzyki z filmu "Piękna i Bestia 2", ale to było... dawno.
Brakuję mi wygłupów z moją małą księżniczką.

– Oh, jasne moja ambiwalentna czarownico. Masz osiem – pokręciłem głową, jęcząc pod nosem, gdy mój telefon zawibrował, informując o wiadomości od mojej żony.

Od: Danielle

„Pamiętaj, że o 16:00 przychodzi nauczyciel Amelii."

Sarknąłem, nabierając do płuc zdecydowanie zbyt wielką ilość powietrza, gdy zorientowałem się, że godzina szesnasta wybije już za jakieś parę minut! Zupełnie nie słuchałem kobiety, kiedy ta opowiadała o wizycie nowego nauczyciela naszej córki o poranku. Teraz trochę spanikowałem, bo w domu nie było zbyt czysto i ja sam wyglądałem nieprzyjemnie. Dopiero wróciłem z pracy; miałem na sobie czarne, przylegające do moich nóg spodnie i białą wciśniętą w nie koszulę. Nie lubiłem siebie w tak ordynarnej wersji, ale nie miałem czasu na przebranie się. Odpiąłem tylko jeden z guzików mojej koszuli, wystukując szybką wiadomość.

Do: Danielle

„Nauczyciel od czego? Czemu cię tu nie ma?"

Postanawiając nie tracić czasu na to, aż łaskawie odpisze, zgarnąłem prędko ze stolika w salonie opakowanie po ciastkach i zabawki swojej córki, nastepnie dyskretnie zgarniając w kąt pomieszczenia wszelkie nieczystości z podłogi.

– Pierdolony nowy nauczyciel. Od czego nauczyciel? – mamrotałem wrogo pod nosem, wyrzucając śmieci do kosza. – Od koreańskiego? Co tym razem? Nowe lekcje pianina? Udusze ją, przysięgam, kiedyś to zrobię.

Właśnie w momencie mojego nieczułego wygrażania kobiecie, poczułem w kieszeni ponowne wibracje.

Od: Danielle

„Od francuskiego"

Francuski. Pieprzony francuski, jednak mogło być gorzej. Pomysł z francuskim nie mógł być wcale taki najgorszy, bo przecież Amelia i tak za kilka lat będzie musiała uczyć się tego języka, a teraz mogła złapać jakieś podstawy. I tak byłem nieźle zdenerwowany, w dodatku moja córka chyba nie raczyła zejść na dół w najbliższym czasie. Mogłem wyobrazić sobie, jak z infantylną irytacją i grymasem na twarzy przebiera w swoich koszulkach, które już na pewno nie są równie poskładanymi kostkami. Moją robotę z porządkami szlag trafia za każdym razem, kiedy wpuszczam Amy do jej części naszej garderoby, jakbym nie mógł przewidzieć tego, że zrobi tam bajzel. Ta mała dziewczynka była czystym uosobieniem chaosu.

– Kochanie, pospiesz się, proszę! – zawołałem z dołu, podchodząc bliżej wyboistych schodów, aby na pewno mnie usłyszała. – Twój nauczyciel powinien być już za pięć minut...

W tym właśnie momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. O nie.

Wziąłem duży wdech i wydech. Ostatnia próba prywatnego nauczyciela uszła z niepowodzeniem. Był to jakiś stary, zapyziały mężczyzna, który nie miał za grosz podejścia do dzieci. Bałem się, że sytuacja się powtórzy i dla Amelii będzie to tylko kolejna, nieprzyjemna komfrontacja, która zapali w niej awersję względem takich sposóbów nauczania, a potem w ogóle nie będzie chciała się uczyć, bo i takie przypadki już miały miejsce. Zagryzłem wargę, w przedsionku, spoglądając tylko mechanicznie w lustro. Moje włosy nie sterczały we wszystkie strony, więc było dobrze. Potuptałem swoimi lakierowanymi butami w stronę sporych drzwi, niemal słysząc zdenerwowany, powolny oddech po drugiej stronie.

Przygotowałem jeden ze swoich miłych, aczkolwiek profesjonalnych uśmiechów, w chwili pociągania za klamkę.

Mój uśmiech jednak momentalnie nabrał więcej miękkości po ujrzeniu młodego chłopaka. Mało tego, młodego i przepięknego chłopaka. Jego aparycja aż sama prosiła się o to, by zerknąć na ciało ze wszystkich stron i wystawić ocenę.

Najpierw zobaczyłem duże, żabie oczy okalane przez rząd jasnych rzęs, które zatrzepotały raz po razie. Nie chciałem przyglądać się bladej twarzy zbyt intensywnie, choć nie mogłem się powstrzymać, widząc szkarłatne pąsy na policzkach tuż przy kościach jarzmowych. Pulchny, aczkolwiek bardzo zgrabny nos również rzucić się w moje oczy, zaraz po pełnych, błyszczących wargach. I kurwa, jeśli ten chłopiec ma na nich błyszczyk z drobnym brokatem, na pewno nie jest ludzki. Brązowe loki wirowały w wietrze, a jeden z pukli przywarł do prawego oka, które automatycznie zostało zmarszczone. Chłopak odgarnął niesforny kosmyk zgrabną dłonią pełną błyskotek, znów zaciskając ją na pasku skórzanej, brązowej torby. Nowy znajomy śmiesznie przekręcił głowę w bok, gdy zrobiłem krok do tyłu, zapraszając go do środka, znów przybierając na twarz kordialny uśmiech.

– Dzień dobry, panie... Tomlinson, jak mniemam? – przywitał się uprzejmie, kłaniając się lekko.

Cholera jasna, on nawet głos ma cudowny. Taki subtelny, delikatny, ale męski - melodyjny. Coś jak ten moment wbijania tępego noża w masło o gównianym poranku i uczucie satysfakcji, gdy jest zupełnie miękkie i ostrze sunie po gładkiej strukturze.

A później poczułem coś jeszcze, słodkie perfumy o intensywnym zapachu, ale nie nagminnie wyrazistym, natomiast świeżym i przywołującym ciche motylki w dolnej części mojego brzucha do otworzenia skrzydeł.

– Tak – pokiwałem głową. – A pan...

– Jestem Harry – kącik jego ust drgnął nieznacznie razem z kołnierzem łososiowej koszuli, która wyglądała na śliską i cienką. – Zdaję się, że trafiłem na dobry adres?

– Jak najbardziej – mrugnąłem.

– Gdzie jest moja uczennica? – zagadnął, rozglądając się po wnętrzu domu. Uśmiechałem się delikatnie na zachwyt, jaki dostrzegłem w jego oczach.

– Jest całkiem nieśmiała na początku znajomości. Mogę zaprowadzić cię do salonu – zerknąłem w kierunku schodów, przeklinając siebie w duchu. Masz trzydzieści dwa lata, na miłość boską, Tomlinson, on ma niewięcej niż dziewiętnaście! – To będzie cały czas prosto i w lewo – zachęciłem go gestem dłoni do tego, by poszedł przede mną.

– Jeśli dostanę pracę, na pewno zajmie mi trochę czasu nim w pełni nauczę się dojść do podstawowych pomieszczeń jak salon, albo łazienka – zaśmiał się lakonicznie.

– To nie będzie tak skomplikowane, jak ci się wydaje – uśmiechnąłem się z odrobiną rozczulania, ponieważ śmiech Harry'ego brzmiał bardzo uroczo. Spojrzałem na nogi chłopaka, dostrzegając, że ma na sobie coś jak prawie legginsy, granatowe, z trampkami w tym samym kolorze. Trampki sięgały przed jego zgrabne kostki, a dzięki swojemu bacznemu spojrzeniu, dostrzegłem tatuaż małej gwiazdy znajdujący się poniżej lewej kostki. – Jak Danielle cię znalazła?

– Cóż, sam byłem w niemałym szoku, że tak świetna aktorka jak pańska żona zauważyła moje ogłoszenie internetowe – uśmiechnął się ciepło. – Myślę, że po prostu przekonało ją moje doświadczenie – wzruszył ramionami.

Kiedy znaleźliśmy się w salonie, zachęciłem Harry'ego, by usiadł na pikowanej kanapie. Chłopak wydawał się uprzejmy, ale emanował również nonszalncją w tembrze swojego głosu. Był filigranowy i wydawał się taki proporcjonalny w każdej części swojego ciała.

Zaproponowałem mu coś do picia, ale odmówił.

– Opowiesz mi o nim? Moja małżonka nic mi o tobie nie mówiła – lub jej nie słuchałem, dopowiedziałem w myślach.

– Um-h... – założył od razu nogę na nogę, patrząc mi przy tym bardzo intensywnie w oczy. – Jestem brytyjczykiem, aczkolwiek posiadam francuskie korzenia i tak naprawdę wychowałem się w dwujęzycznej rodzinie.

– To zupełnie wyjaśnia sytuację – zagryzłem wargę, spoglądając na wisiorek przewieszony przez kark Harry'ego. Drobny łańcuszek błyszczał na jego szyi, delikatnie nachodząc na wystające obojczyki. Widziałem je bardzo wyraźnie dzięki szerokiemu dokoltowi. Nie mogłem również nie dostrzec dwóch ptaków wytatuowanych blisko piersi. Nim moje ręce mogły zacząć się pocić, zadałem kolejne pytanie: – Jesteś studentem? – co było kompletnie oderwane od kontekstu.

– Tak, studiuję filologię amerykańską po tym, gdy spełniłem się w kilku drobnych kursach zaraz po ukończeniu szkoły zawodowej – uśmiechnął się, cały czas nie mając zamiaru oderwać ode mnie swego skrzącego spojrzenia.

– A więc lubujesz się w literaturze klasycznej?

– To wciąż na związek z moją pracą, Panie Tomlinson? – uniósł kącik ust do góry, a w jego pieprzonym policzku pojawił się pieprzony dołeczek i jeśli myślał... Oh, więc zaczął ze mną kokietować. Ale jeśli myślał, że mnie zdominuje musiał się grubo mylić.

– Przecież nie mogę oddać córki w ręce byle kogo – odparłem, odwzajemniając uśmiech bruneta. Moja krtań została oczyszczona. Oparłem łokieć na zagłówku kanapy, prężąc się w jego kierunku. – Odpowiedz mi, proszę – nie mogłem powstrzymac uśmiechu, widzac jak chłopak zmieszał się tym, że jego gierka nie robiła na mnie wrażenia (przynajmniej powierzchownie).

– Literatura klasyczna jest moją ulubioną – kiwnął lekko głową, trzymając dłoń na swoim kolanie.

– Wolisz "Dumę i Uprzedzenie" czy "Wielkiego Gatsby'ego"? – zapytałem, zastanawiając się jakiego wybieru dokona spomiędzy moich dwóch ulubionych klasyków.

– Kocham Jane Austen zdecydowanie bardziej od Fitzgeralda, w dodatku film został tak strasznie spartaczony mimo genialnego aktora jakim jest DiCaprio – westchnął, trochę obscenicznie i zbyt pociągająco mlaskając ustami. – Jeśli ktoś sugeruje mi romans lub melodramat, zawsze wybiorę romans.

– Gust – rzuciłem, unosząc do góry palec wskazujący, na co brunet zaśmiał się, dziękując mi cicho i odgarnął miękkie loki za ucho. – Jakie masz plany po studiach?

Momentalnie zauważyłem, że zadając to pytanie, uderzyłem w czuły punk chłopaka. Zmrużył oczy, czując się zdecydowanie mniej pewnie, co mogłem wyczytać po sposobie, w jaki zgarbił plecy. Przejechał końcem języka po swoich wargach, patrząc w pustą ścianę. – Chciałbym być dziennikarzem lub pisać powieści – cmoknął. – Jest wiele opcji.

– Wybacz mi może śmiałe pytanie, ale ile masz tak w ogóle lat? – zaśmiałem się krótko. – Bo nawet jeśli wiem, że studiujesz, wyglądasz bardzo młodo.

– Jestem na drugim roku studiów – uśmiechnął się do mnie lekko, obracając pierścionek wokół swojego palca. – To zrozumiałe, że pyta pan o to jako, być może, mój przyszły pracodawca. To samo zrobiła pańska małżonka.

Mój żołądek robił fikołka za każdym razem, gdy Harry używał słowa "małżonka" lub "żona", to brzmiało tak zupełnie nienaturalnie.

Kiedy chciałem odpowiedzieć młodemu mężczyźnie, Amelia bardzo nieśmiało zaglądnęła do salonu, trzymając w dłoni paczkę orzeszków w karmelu, które musiała zwinąć z kuchni. Miała na sobie błękitną koszulkę z krótkim rękawem, która wyglądała zdecydowanie lepiej niż rażący róż, nieodpowiedni dla jej delikatności.

Poczułem w sobie dumę, ponieważ w końcu ośmieliła się na tyle, by do nas zejść, a wiem, ile nerwów ją to kosztuje.

Harry momentalnie rozpromienił się na widok dziewczynki, patrząc na nią z serdecznym uśmiechem. Wstał miękko z kanapy i ukucnął zaraz na przeciwko niej, nim powiedział. – Cześć, kochanie, jestem Harry, a ty? – podał jej rękę.

Dziewczynka schowała niepewnie swoją dolną część ust, patrząc podejrzliwie na chłopaka. Nie mogłem się powstrzymać na zerknięcie w kierunku pulchnych pośladków, opinających przez chabrowy materiał. Rozsiadłem się wygodniej na kanapie, przecierając twarz dłonią, bowiem, co się dzisiaj ze mną dzieje?

– Amelia – odpowiedziała mu bardzo cichutko, nim jej maleńka dłoń zniknęła między palcami Harry'ego.

– Przepiękne imię – skomplementował ją. – Będę cię uczyć francuskiego, pasuje ci? – zachichotał.

– A we Francji jedzą żaby? – zmarszczyła brwi. – Chcesz orzeszka? – wystawiła paczkę przed twarz Harry'ego, której niestety nie mogłem widzieć. Uśmiechnąłem się szeroko, od razu zauważając, że Styles wpadł jej w oko.

– Nie tylko we Francji, ale owszem, z tego też słynie – zaśmiał się, siegając po garść orzeszków z małego opakowania. – Dziękuję.

– Usiądźmy przy stole, co? – zaproponowałem im, samemu wstając. Posłałem pocieszające spojrzenie swojej córce, która lekko się rumieniła. Kiwnęła głową, wdrapując się na wysokie krzesło. – Nie jesz czasem za dużo słodyczy, Amy? – odezwałem się połszeptem. Natomiast ona nie starała się o dyskrecję.

– Jak nie ma mamy, to mogę.

Harry uśmiechał się głupkowato, wyraźnie starając się nie wybuchnąć śmiechem w swoją dłoń. Właściwie to nie winiłem go.

– Nie będzie ci przeszkadzać jeśli będę siedział tutaj obok was? – spytałem chłopaka.

– Dzisiaj będziemy się tylko bawić – mrugnął do dziewczynki, zawieszając torbę na oparciu krzesła. Zaczął w niej grzebać, kiedy Amelia bacznie się mu przyglądała w ciszy. Obserwowalem jak wyciągnął ze swojej torby dużą, lecz niezbyt grubą książeczkę z kolorowym napisem po francusku, a gdy otworzył ją na pierwszej stronie, już wiedziałem o co chodzi.

– Lubisz zwierzątka? – spytał dziewczynkę z wyrazem twarzy pełnym nadziei. – Ja zawsze najbardziej chciałem mieć kotka.

– Ja zawsze chciałam mieć pieska! – uśmiechnęła się. – Ale mama ich nie lubi...

Przygryzłem nerwowo wargę po spojrzeniu, jakie posłsł mi Harry. Był wyraźnie zdezorientowany tym, jak Amy sprowadza wszystko do swojej matki.

– Jest uczulona na sierść – skłamałem automatycznie, przysuwając się bliżej szatynki. Poprawiłem spinkę, która zgarniała jej włosy do tyłu. Nie chciałem, by wkradały się jej do oczu, kiedy będzie nachylać głowę nad stołem.

Harry wydawał się pozostać niewzruszonym i łyknąć moje małe kłamstwo. Przez całe czterdzieści pięć minut lekcji uważnie go obserwowałem: nie tylko pod kątem tego, jak zachowuje się względem mojej córki, ale również po prostu nie mogłem oderwać spojrzenia od jego ładnej buzi i drobnych ramion. Wydawał się taką barwną postacią; był młody i ciekawy. Czasem przyłapał mnie na żarliwym spoglądaniu w jego kierunku, ale zachowywał profesjonalizm, ucząc Amelię, jak wymawiać najbardziej podstawowe zwroty języka francuskiego. Amy cieszyła się, ilekroć udawało jej się we właściwy sposób powiedzieć „Bonjour", to dawało jej wiele radości.

Obserwowanie tej dwójki było miłe, dlatego ta niespełna godzina minęła jak piętnaście minut.

– No, skarbie... – mruknął Harry, spoglądając na telefon. – Właśnie skończył się czas naszej lekcji – oznajmił, na co dziewczynka opowiedziała mu stęknięciem dezaprobaty, co na pewno utworzyło promyk szczęścia w klatce piersiowej chłopca, sądząc po jego policzkach kontrastujących z kolorem koszuli.

Wyprostowałem trochę swój kręgosłup, poklepując Amelię po kolanie. Dziewczynka przytulała do swojej klatki piersiowej kolorowankę, którą dostała od Harry'ego. Była zachwycona, podobnie jak jej tata. Wygląda na to, że nowy nauczyciel języka francuskiego mojej córki oczarował nas obojga.

– Odprowadzę cię do drzwi, Harry – zaproponowałem, gdy zapiął swoją torbę, wstając. – Porozmawiamy o twojej pracy.

Chłopak uśmiechnął się, patrząc na mnie spod rzęs nim przygryzł wargę.

Kurwa, albo naprawdę dawno nie miałem dobrego seksu i mam zwidy, albo ten dzieciak rzeczywiscie starał się być kuszący.

– Podziękuj Harry'emu za lekcję, myszko i włącz sobie telewizor na godzinę przed dobranocką – pogłaskałem córkę po ramieniu. Amelia uśmiechnęła się szeroko, przeciągając samogłoski, kiedy wylewnie dziękowała swojemu korepetytorowi za naukę. Położyłem opuszki palców w dole pleców Harry'ego, nakierowując go na korytarz. Ten gest wymagał ode mnie pewności siebie, ale jego skutki tylko popchnęły mnie do dalszych działań.

Uśmiechnąłem się z ogromem satysfakcji, gdy spostrzegłem, iż kark chłopaka pokryła gęsia skórka.

Gdy byliśmy już przy drzwiach wejściowych, on obrócił się twarzą do mnie.

– Mam tę pracę, panie Tomlinson? – spytał, uczepiając dłońmi skórzany pasek. Oparł się lekko o ścianę. W spojrzeniu miał coś takiego, co pozwalało dostrzec w jego oczach spokój i małą niechlujność, a zdrugiej strony skaczące iskierki dawały znać o małym stresie, czającym się w jego żyłach. Usta nie układały się ani w uśmiechu, ani nie opadły, po prostu utkwiły lekko uchylone, pozwalając wypuszczać spomiędzy warg głęboki oddech.

– Nie mogło być inaczej.

Nie mogłem nie odwzajemnić tak szczerego uśmiechu jak ten, który wpełzł na usta chłopaka po moich słowach.

– Mam tylko jedną, małą uwagę...

– T-tak? – wdech ugrzązł w jego gardle, a ja za wszelką cenę starałem się utrzymać powagę sytuacji, wzrokiem zahaczając o miejsce spodni Harolda, gdzie włożona była flanelowa koszula, w jak dostrzegłem, drobne, białe wzorki.

– Nie uważasz... – zahaczyłem w przypływie odwagi o dekolt jego koszuli, rozchylając go jeszcze bardziej – że strój ten nie jest zbyt niestosowny?

Wzrok Harry'ego opadł trochę niżej, wybierając sobie za idealny punk obserwacji mój kark. Strzeliłem sobie piątkę za to, że rano użyłem moich ulubionych, najdroższych perfum. Nie dociskałem chłopca do ściany, nienaruszając jego strefy komfortu, nie widząc, na ile mogę sobie pozwolić, ale w końcu przecież flirtował ze mną nagminnie cały wieczór. Poczułem się jak desperat, chcąc poczuć miękkość jego atłasowej skóry, ale przystałem przy dotykaniu koszuli.

– N-nie powinien pan nosić obrączki? – wydukał, wyraźnie mając kłopoty z dobieraniem jakichkolwiek słów.

Zaskoczył mnie tym odważnym pytaniem, co nie skłoniło mnie do tego, bym się odsunął. Najchętniej włożyłbym kolano między jego uda, rozchylając je delikatnie. Sprawiłbym, że długie nogi kędzierzawego byłyby niestabilne. Zostawiłbym najpierw pocałunek na jego szyi, a dopiero później, bardziej żarliwy, na ustach. To wszystko robiłbym smakując oddechu chłopca, który pachniał jak mięta, dzięki gumie z której robił drobne balony odkąd się tu pojawił.

– Zobaczymy się w piątek – obniżyłem swój głos niezanadto. – Amelia cię uwielbia. Będzie zadowolona, jeśli zgodzisz się pracować dwa dni w tygodniu – powoli wziąłem rękę, rzucając ją luźno wzdłuż mojego boku. – Jaką cenę oferujesz?

– Nie mam pojęcia, panie Tomlinson – odparł, niby od niechcemia zahaczając o kołnierz koszuli, która ukazała jeszcze większy kawałek jego skory. – Niech pan zdecyduje, na pewno się pan na tym zna.

– Siedemdziesiąt funtów za jedną, godzinną lekcję – zaproponowałem. Tak dawno nie byłem w tak małej odległości z przystojnym i jednocześnie słodkim mężczyzną; mogłem tym się usprawiedliwiać.

– To sporo – przyznał. Jego wielkie, piękny oczy cały czas nie opuszczały spojrzenia tych moich.

– Zawsze oferuję dużo, Harry.

– W porządku – prawie mogłem usłyszeć jego kolebiące serce.

Kiedy chciałem zrobić krok w tył, gdzieś na podjeździe blisko mojego domu rozbrzmiał dźwięk klaksona. Wyostrzając swój słuch już wiedziałem, że w oddali warczał silnik.

– To mój głupi brat. Powinienem już iść, żeby na mnie nie czekał.

– Oczywiście – skinąłem głową, robiąc solidny krok w lewo, aby sięgnąć po spoczywający na stoliku portfel, z którego wyciągnąłem dziesięć funtów.

– Dziękuję – mruknął, pociągając za wachlarz zielonych banknotów, które schował do kieszeni spodni. Otworzyłem mu drzwi, jak przystało na dżentelmena. Obdarzając mnie drobnym spojrzeniem znad ramienia, potruchtał ku niezłemu sprzętowi. Choć samochód nie wyglądał na drogi, prezentował się dobrze. Za kierownicą zobaczyłem młodziutkiego blondyna. Zamknąłem drzwi, dzierżąc w dłoni portfel. Dopiero teraz, przykładając dłoń do torsu, spostrzegłem że nie tylko serce Harry'ego biło tak mocno.

I jak się podoba jak na początek?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro