Rozdział 5
Teraz ~
*Louis *
Obudziły mnie czułe pocałunki na szyi składane przez mojego ukochanego. Otworzyłem leniwie oczy i wpatrywałem się w wesołego mulata, który co chwilę szeptał jaki to jestem uroczy.
-O mój Lou się obudził, proszę o to twoje śniadanko. - powiedział po czym postawił na moich udach tacę z naleśnikami, które były z bitą śmietaną i borówkami oraz sok z świeżo wyciśniętych pomarańczy.
-Dziękuję... Wygląda pysznie! - pisknąłem i zabrałem się za jedzonko. Było pyszne...
-Hahah Lou ubrudziłeś się śmietaną. - gdy zjadłem wytarł mój nosek i pogłaskał po głowie, oj tak właśnie tam...
-Znowu machasz nogą Boo bear. - zarumieniłem się i zaprzestałem wykonywanej czynności.
-Kocham twoje uszka, są takie mięciutkie. - dotknął ich na co zamerdałem ogonem, kochał to...
-Zazaaaaa czy poszedłbyś do sklepu kupić mi czekoladkę? Proszę tylko jedną! - widząc jego nie zdecydowaną minę zrobiłem oczy szczeniaka. - P-proszę tatusiu... - wyszeptałem, na bank mi ulegnie.
-Lou... Nie możesz, będzie cię bolał brzuszek, nie ma opcji, że ją kupię. - i cały plan szlag trafił.
-Oj nie złość się... - powiedział i chciał mnie przytulić jednak odrazu na niego zawarczałem i to był błąd...
-Co to ma być?! Warczysz na mnie? Udajesz psa?! Dobrze. Potraktuję cię jak najzwyklejszego kundla. - warknął po czym przełożył mnie przez kolano.
-Dostaniesz pięć klapsów, licz... - nim zdążyłem się przygotować pierwsze uderzenie spadło na mój pośladek.
-J-jeden... - wyszeptałem w miarę spokojnie jednak przy trzecim zacząłem płakać i błagać by przestał.
-No i koniec.- wreszcie usłyszałem to piękne słowo, koniec...
-Teraz przemyślisz swoje zachowanie, a ja idę na spacer. - powiedział i mimo moich próśb by mnie zabrał ze sobą, zostawił mnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro