Rozdział 13. - Jedźcie, kochani.
Koniec października 1979r. (następnego roku)
- Na jak długo wyjeżdżacie? - zapytała Lily Remusa, podając mu ostatni bagaż.
- Nie wiemy dokładnie. Chyba nie wrócimy zanim nie znajdziemy leku na likantropię - powiedział, uśmiechając się.
Claire przeczesała palcami swoje obecnie włosy sięgające do ramion. Widziała w oczach Lupina smutek - nie chciał zostawiać przyjaciół, zwłaszcza na niewiadomą ilość czasu.
- Będziemy pisać - obiecała, przytulając Jamesa.
Syriusz stał obok Potterów i spoglądał w niebo. Nie mógł znieść braku dłoni Dorcas splecionej z jego. Znienawidził Voldemorta jeszcze bardziej, a myślał, że już nie może.
- Będzie w porządku, Syriusz - Remus poklepał go ramieniu i przytulił na misia. - Minął prawie rok.
- Ale czuję jakby to było wczoraj wieczorem - mruknął. - James, wyobraź sobie jakby to Lily zabił Voldemort. Zapomniałbyś? Remus, gdyby stało się tak z Claire?
Remus zamknął oczy. Widział w wyobraźni jak Voldemort zabijał jego ukochaną. "Co bym zrobił?", zastanowił się. Krzyczałby. Płakałby. Żądałby odwetu. Zemsta? W sumie po co zemsta? Nic już nie stałoby się istotne, gdyby jego największa miłość odeszła z tego świata.
Za to James widział siebie stojącego w obronie żony. Mógł się dla niej poświęcić, zrobić wszystko. Była najważniejsza. Gdyby umarła, popełniłby samobójstwo lub kazałby siebie też zabić. Nie widział bez niej życia. Jeśli umrą to razem.
- Znajdziesz sobie inną - pocieszyła go Lily.
- Kogo? Może ciebie? - warknął Black i mocno pocałował w usta żonę przyjaciela.
W oczach Jamesa zapłonęła wściekłość i rzucił się na niego, żeby odciągnąć go od Lily. Ledwo go od niej odczepił i Syriusz dostał pięścią w twarz. Claire z Remusem patrzyli na to zszokowani.
- C-co to miało być? - wyjąkała Lily.
- Jeszcze raz tkniesz w niewłaściwy sposób Lily, to obiecuję ci, że nawet w świętym Mungu cię nie poskładają.
- Przepraszam, cholera - sapnął. - Nie żywię do ciebie uczuć, Lily. Po prostu wpływ chwili...
- Zapomnijmy o tym - ucięła. - Jedźcie, kochani! - powiedziała do Remusa i Claire.
Po ostatnich buziakach i przytulasach, biały volkswagen zniknął z powierzchni ziemi.
- Czyli zostaliśmy w trójkę - wyszeptał James.
- Poważnie, stary, to nie miało na celu...
- Dostałeś w mordę, zapomnijmy już o tym.
____________
Z racji, że jutro (28 kwietnia) mam urodziny, daję Wam prezent w postaci trzech rozdziałów ! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro