15. Heeseung
Telefon Jiwoo się rozłączył , a ja poczułem, jak całe moje ciało zalewa fala gniewu i frustracji. Jej pijany, zadziorny głos wciąż odbijał się echem w mojej głowie. Na pewno nie w twoim łóżku – te słowa wypowiedziane z ironią, niemal szyderczo, zakuły mnie w serce bardziej, niż chciałem to przyznać. Ale nie to mnie rozwścieczyło. To, że była pijana i w towarzystwie jakiegoś Kang'a, który na pewno miał wobec niej swoje plany, wywołało we mnie coś, czego dawno nie czułem. Chłodna, wyrachowana kontrola, którą zawsze miałem nad sobą, teraz wymykała mi się z rąk. Czułem, jak moje dłonie zaciskają się w pięści, a serce przyspiesza z każdą myślą o tym, co mogłoby się jej stać.
Bez słowa wstałem i od razu zacząłem zbierać się do wyjścia. W takich momentach nie było czasu na zastanawianie się. Musiałem działać. Namierzenie jej telefonu to była kwestia kilku sekund. Miałem swoje sposoby, by wiedzieć, gdzie jest, i nikt nie mógł przede mną uciec, nawet ona.
— Co robisz? — Sunghoon wszedł do pokoju, kiedy wkładałem kurtkę. Jego spojrzenie było pełne zrozumienia, ale i pewnej dozy niepokoju. — Naprawdę chcesz teraz lecieć do niej? W takim stanie? — Było w jego głosie coś, co sugerowało, że wie, co się ze mną dzieje. Sam nie do końca rozumiałem te emocje, ale wiedziałem jedno – musiałem do niej dotrzeć.
— Muszę ją stamtąd zabrać — warknąłem, nie odwracając się nawet, by na niego spojrzeć. Telefon w mojej kieszeni pulsował jak przypomnienie, że każda chwila zwłoki może mieć konsekwencje. — Nie zostawię jej tam samej.
Sunghoon westchnął i podszedł bliżej, kładąc rękę na moim ramieniu.
— Jedziemy razem. Zanim zrobisz coś głupiego — powiedział spokojnie, choć wyczuwałem w jego głosie nutę ostrzeżenia. Nie odpowiedziałem. Nie było sensu kłócić się o coś, co i tak wiedziałem, że muszę zrobić.
W samochodzie moja złość narastała z każdą sekundą. Droga do klubu, w którym była Jiwoo, wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a ja czułem, jak moje wnętrze wrze. Każda myśl o tym, że Kang mógł zrobić coś, co by jej zaszkodziło, wzmagała to uczucie. Jakbym był beczką prochu, gotową eksplodować.
— Musisz się uspokoić, Heeseung — powiedział Sunghoon, patrząc na mnie kątem oka, jakby wyczuwał, że jestem na granicy wybuchu. — Jeśli wpadniesz tam teraz i rozwalisz tego Kanga, niczego nie załatwimy. Jiwoo nie będzie zadowolona.
Zacisnąłem zęby, ignorując jego słowa. Moje myśli były skupione tylko na jednym – na niej. Nie obchodziło mnie, co Kang zrobił. Jeśli skrzywdziłby ją w jakikolwiek sposób, nie powstrzymałbym się. Ale Hoon miał rację, ona by tego nie chciała. I to była jedyna rzecz, która powstrzymywała mnie przed przekroczeniem tej cienkiej granicy między kontrolą a szaleństwem.
Gdy dotarliśmy do klubu, od razu wiedziałem, gdzie jej szukać. Tłumy ludzi, głośna muzyka, zapach alkoholu i dymu papierosowego – wszystko to przytłaczało, ale mnie prowadziła jedna myśl: znaleźć ją. Sunghoon szedł obok, jego postawa chłodna i opanowana, choć ja czułem, jak we mnie narastała furia.
I wtedy ją zobaczyłem. Kang nachylał się nad Jiwoo, jego ręka była na jej ramieniu, a jej oczy były zamknięte. Czułem, jak moje ciało sztywnieje, a każdy mięsień w moim ciele gotował się do walki. Gniew we mnie eksplodował. Chciałem go zniszczyć. Zanim jednak zrobiłem krok, Sunghoon złapał mnie za ramię.
— Pomyśl o tym, co robisz. — Jego głos był cichy, ale stanowczy. — Jiwoo. Nie Kang. Jiwoo jest teraz najważniejsza.
Zatrzymałem się, choć wszystko we mnie krzyczało, by rzucić się na Kanga i zmiażdżyć jego twarz. Skupiłem się na Jiwoo. Była pijana, jej ciało ledwo trzymało się na nogach. Była bezbronna.
Podszedłem szybko, a Kang od razu odskoczył, widząc mnie. Strach przebiegł po jego twarzy, ale ja nawet nie spojrzałem na niego. Skupiłem się na Jiwoo. Jej oczy były zamglone, jakby nie do końca wiedziała, co się dzieje.
— Jiwoo — powiedziałem cicho, łapiąc ją delikatnie, choć w moim wnętrzu wszystko kazało mi ją stąd zabrać jak najszybciej. — Wracasz ze mną.
Nie protestowała. Jej ciało osunęło się w moje ramiona, a ja poczułem ulgę, choć gniew wciąż we mnie kipiał. Kang zrobił krok do tyłu, jego twarz była blada, ale wiedział, że nie ma ze mną szans. Miałem ochotę go uderzyć, zgnieść pod naporem tego, co czułem, ale Sunghoon znów stanął mi na drodze.
— Zabierz ją. Ja się nim zajmę — powiedział, a jego ton był lodowaty. Skinąłem głową i bez słowa wyniosłem Jiwoo z klubu.
Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, czułem, jak jej ciało w moich ramionach staje się cięższe. Spojrzałem na nią, jej twarz była blada, a oddech płytki. Miała zamknięte oczy, jakby ledwo trzymała się rzeczywistości. Była bezpieczna. Ale coś we mnie szeptało, że to dopiero początek.
✯
Jiwoo osunęła się w moich ramionach, jej ciało zwiotczało, a oddech stał się nierówny. Spojrzałem na jej zamgloną twarz – ledwo trzymała się na nogach, a po chwili po prostu zemdlała. Przekląłem pod nosem, widząc, jak bezradnie opada w moim uścisku. Nie miałem wyboru. Musiałem ją stąd zabrać. Bez słowa uniosłem ją, ostrożnie trzymając, jakby była z porcelany, i skierowałem się do samochodu.
Droga do mojej posiadłości była cicha, Sunghoon siedział obok, ale nie odezwał się ani słowem. Miałem nadzieję, że tym razem nie będzie mnie moralizować, bo zbyt wiele myśli kotłowało się w mojej głowie. Jiwoo, tak bliska, tak bezbronna, z jej głową opartą o moje ramię, sprawiała, że w moim sercu zaczynało dziać się coś, czego nie potrafiłem w pełni zrozumieć. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo mi zależało, dlaczego czułem potrzebę, żeby ją chronić. Odrzucałem te myśli, próbując wmawiać sobie, że to po prostu kwestia sytuacji – musiałem ją zabrać, to była moja odpowiedzialność. I tylko tyle.
Kiedy dotarliśmy do mojej posiadłości, Park pomógł mi wynieść dziewczynę z samochodu. Była całkowicie bezwładna, a jej twarz była jeszcze bledsza niż wcześniej. Uniosłem ją w ramionach, czując ciepło jej ciała przez cienką tkaninę, którą miała na sobie. Była taka krucha, a jednocześnie w jakiś sposób zupełnie poza moim zasięgiem. Jej obecność wzbudzała we mnie sprzeczne emocje. Chciałem ją chronić, a jednocześnie miałem świadomość, że za bardzo się angażuję. Zbyt głęboko.
Sunghoon otworzył drzwi, a ja wszedłem do środka, prowadząc Jiwoo wprost do jednej z sypialni na piętrze. Kiedy ją tam położyłem, patrzyłem na nią przez chwilę – jej usta były lekko rozchylone, a rzęsy drżały w lekkim śnie. Wyglądała tak niewinnie, jakby to, co działo się w jej życiu, nie miało na nią wpływu. Ale ja wiedziałem, że było inaczej. Wiedziałem, że to, co ją otaczało, zostawiało ślad. I ten Kang... Nawet nie chciałem myśleć, co mogłoby się stać, gdybym nie dotarł na czas.
Odwróciłem wzrok i spojrzałem na jej ubrania. Była brudna, jej bluzka wymięta, a spódnica nosiła ślady tłumu w klubie. Nie mogłem jej tak zostawić. Ale to oznaczało, że muszę coś zrobić, coś, co w każdej innej sytuacji byłoby niewłaściwe, ale teraz nie miałem innego wyjścia.
— Heeseung, co ty robisz? — wymamrotałem pod nosem do samego siebie, ale to nie powstrzymało mnie od działania.
Zabrałem z łazienki wilgotny ręcznik i zacząłem delikatnie przecierać jej twarz, usuwając resztki potu i makijażu. Czułem, jak moje serce bije szybciej z każdym dotykiem. Nie powinienem tego robić. To było zbyt osobiste, zbyt intymne. Ale jednocześnie nie mogłem jej zostawić w takim stanie.
Kiedy skończyłem, wyciągnąłem z szafy jedną z moich starych koszulek. Była czysta, miękka, ale i o wiele za duża dla niej. Zawahałem się przez chwilę, zastanawiając się, czy to w ogóle jest dobry pomysł. Ale nie miałem innego wyjścia. Przebrałem ją w swoją koszulkę, starając się być jak najdelikatniejszy. Jej skóra była ciepła, a zapach jej perfum wciąż unosił się w powietrzu. Unikałem patrzenia na jej ciało zbyt długo. To było nie na miejscu, nawet jeśli miało na celu jej dobro.
Kiedy w końcu położyłem ją na łóżku, przykryłem delikatnie kołdrą. Wyglądała spokojnie, niemal niewinnie, choć wiedziałem, że jej życie było dalekie od prostoty i spokoju. Spojrzałem na nią jeszcze przez chwilę, czując, jak moje myśli zaczynają dryfować w kierunku, którego nie chciałem. Zatrzymałem się. Nie mogłem pozwolić sobie na więcej. To była tylko misja, prawda? Tylko gra, której celem było coś zupełnie innego. Nie mogłem dopuścić do tego, by moje uczucia wzięły górę.
Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z pokoju, zamykając drzwi za sobą. W salonie usiadłem na kanapie, chowając twarz w dłonie. Moje serce wciąż biło zbyt szybko, a ja nie potrafiłem uspokoić myśli. Oh Jiwoo. Z jakiegoś powodu ta dziewczyna miała nade mną władzę, której nie rozumiałem. Byłem zbyt głęboko zaangażowany, a to oznaczało tylko jedno – kłopoty.
— Musisz przestać, Heeseung — powiedziałem cicho do siebie, próbując się przekonać, że to wszystko to tylko chwilowa fascynacja, że Jiwoo była tylko narzędziem w realizacji planu. Ale w głębi duszy wiedziałem, że to kłamstwo.
✯
Siedziałem przy kuchennej wyspie, trzymając w dłoniach filiżankę kawy, której ciepło sączyło się przez porcelanę, rozgrzewając moje palce. Poranek był spokojny, a cisza, która mnie otaczała, zdawała się wyjątkowo kojąca. Jeszcze wczoraj wieczorem było zupełnie inaczej. Jiwoo, Kang, Sunghoon... wszystko wydarzyło się tak szybko, a ja wciąż nie mogłem wyrzucić z głowy obrazu Oh ledwo trzymającej się na nogach, a potem mdlejącej w moich ramionach. Dlaczego na nią tak reaguję? Przecież to tylko gra, tylko interes.
Skrzypnięcie deski podłogowej wytrąciło mnie z zamyślenia. Podniosłem wzrok i ujrzałem kobietę schodzącą po schodach, z wyrazem twarzy, który od razu zdradzał, że jest zawstydzona. Miała na sobie moją koszulkę, która zwisała luźno na jej drobnej sylwetce, sięgając niemal do kolan. Jej włosy były lekko zmierzwione, a twarz delikatnie zarumieniona, jakby wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło.
Spojrzała na mnie niepewnie, przystając na moment przy końcu schodów, jakby rozważała, czy powinna do mnie podejść. Uśmiechnąłem się lekko, unosząc filiżankę do ust i patrząc, jak jej wzrok zatrzymuje się na mojej twarzy.
— Dzień dobry — powiedziałem niskim, spokojnym głosem, próbując rozluźnić atmosferę.
Oh przełknęła nerwowo ślinę, spuściła wzrok i zrobiła kilka kroków w moją stronę. Wyglądała tak... niewinnie. I to właśnie to niewinność budziła we mnie coś, czego nie potrafiłem zrozumieć. Zazwyczaj trzymałem dystans, zawsze kontrolowałem sytuację. A teraz czułem, że tracę kontrolę. Przez nią.
— Heeseung... — zaczęła cicho, stojąc teraz zaledwie kilka kroków ode mnie. Jej głos był pełen niepewności, a ręce nerwowo zaplatały się wokół jej talii. — Chciałam cię przeprosić za wczoraj. To, co powiedziałam... to nie było na miejscu. Byłam pijana i... nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Czułem, jak mój uśmiech się pogłębia, ale tym razem był to uśmiech bardziej złośliwy, pełen rozbawienia. Przeprosić? Naprawdę myślała, że wczorajsze słowa mnie dotknęły?
— Więc jesteś zawstydzona? — zapytałem, odkładając filiżankę na blat i odwracając się w jej stronę, opierając się teraz o kuchenną wyspę. — Przepraszasz mnie za to, że nazwałaś mnie zimnym dupkiem?
Jej policzki nabrały głębszego odcienia różu, a ja nie mogłem powstrzymać się od wewnętrznej satysfakcji, widząc, jak się rumieni. Próbowała coś odpowiedzieć, ale jej słowa ugrzęzły w gardle, gdy moje spojrzenie przyciągnęło jej wzrok. Stała tam bezradna, niepewna, a ja wiedziałem, że mam nad nią władzę, której sama jeszcze nie rozumiała.
— Nie musisz się tłumaczyć — powiedziałem cicho, podchodząc bliżej. — Ale jedno jest pewne... — Dotknąłem jej podbródka, unosząc go delikatnie, aby spojrzała mi prosto w oczy. — Jeśli coś mówisz, musisz być gotowa na konsekwencje.
Jiwoo przełknęła nerwowo ślinę, a ja patrzyłem, jak jej ciało lekko drży pod moim dotykiem. Czułem w powietrzu napięcie, które narastało z każdą sekundą. Moje palce powoli przesunęły się wzdłuż jej linii szczęki, aż dotknąłem jej ust. Były tak miękkie, kuszące... I wtedy zrobiłem to, co odkładałem w myślach od momentu, gdy po raz pierwszy się na nią natknąłem.
Zbliżyłem się i bez wahania wziąłem jej usta w posiadanie. Nasze wargi spotkały się w nagłym, głębokim pocałunku. Jiwoo zamarła na moment, ale po chwili jej ciało zareagowało naturalnie, jakby od dawna tego pragnęła. Czułem jej zapach, jej smak, a wszystko w tym momencie wydawało się intensywniejsze niż cokolwiek, co wcześniej przeżyłem.
Oderwałem się od niej tylko na moment, patrząc na jej zaszklone oczy, które były pełne zaskoczenia, a może i czegoś więcej.
— Mówiłaś, że nie jesteś w moim łóżku — powiedziałem cicho, nachylając się bliżej jej ucha. — A ja chcę, żebyś tam była.
Jej oczy rozszerzyły się w szoku, a policzki znów zaróżowiły. Nie czekałem, aż odpowie. Zanim zdążyła zareagować, schyliłem się i podniosłem ją w ramiona, jakby była niczym więcej niż lekką piórkiem. Jiwoo zacisnęła palce na moich ramionach, niepewna, co się dzieje, ale nie protestowała. Z jej twarzy nie schodziło zdziwienie, a może i zaskoczenie moją determinacją.
— Co ty robisz? — wyszeptała, gdy zacząłem iść w kierunku sypialni.
Nie odpowiedziałem. Zamiast tego wszedłem do pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi i położyłem ją na łóżku, tym samym, na którym spała tej nocy. Spojrzałem na nią z góry, widząc, jak jej ciało drży nie tylko ze strachu, ale i z ekscytacji. Moje dłonie delikatnie przesunęły się po jej ramionach, a ja czułem, jak jej skóra staje się coraz cieplejsza pod moim dotykiem.
Zawsze kontrolowałem sytuację, zawsze trzymałem dystans. Ale teraz... teraz było inaczej. I wiedziałem, że przekraczam granicę, której nigdy wcześniej nie przekroczyłem.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro