Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03. Heeseung

Ostatnie dni były piekłem, a wszystko przez ten mały, nieodpowiedzialny incydent. Z każdym kolejnym dniem, w który musiałem poświęcić na odkręcanie przewinienia, czułem coraz większą frustrację. Nie znosiłem, kiedy ktoś mieszał w moich interesach, a Oh tym razem przeszedł sam siebie. Byłem pewny, że już raz dostał ostrzeżenie, ale najwyraźniej nie potrafił się uczyć. Teraz musiałem zrobić coś więcej, żeby nie powtórzył tych samych błędów.

Patrzyłem na ciemne, ciężkie chmury za oknem, które zwiastowały nadchodzącą burzę. Idealne tło dla tego, co działo się w mojej głowie. Od kiedy Sunghoon przyprowadził mi chłopaka do ciemnicy, sprawy zaczęły się powoli rozplątywać. Udało mi się zatrzymać część towaru, a resztę zabezpieczyć, zanim ktokolwiek dowiedział się o całej tej sytuacji. Policja nawet nie miała pojęcia, co się naprawdę stało. To była zasługa mojego sprytu i lojalności ludzi, którzy wiedzieli, że nie warto ze mną zadzierać.

Taehyung dostał nauczkę. Byłem tego pewien. Nikt, kto raz przeszedł przez moje ręce, nie popełniał tego samego błędu dwa razy. Nastolatek wyglądał jak zmiażdżona ludzka skorupa, kiedy kazałem go wypuścić. Pamiętam, jak patrzył na mnie z przerażeniem w oczach, a jednak z odrobiną złości i buntu w głębi duszy. Ale już wiedział, że jego miejsce jest daleko od moich interesów. Nie chciałem mieć z nim więcej do czynienia, o ile nie przyniesie mi zysków. Mimo to, gdy widziałem, jak opuszczał ciemnicę, pojawiła się we mnie nutka satysfakcji. Przecież to ja kontrolowałem każdą sytuację, w której się znajdowałem.

Jednak teraz, kiedy wszystko było załatwione, wciąż czułem cień niepokoju. Sunghoon zawsze był lojalny, aczkolwiek jednak jego twarz, gdy patrzył na mnie ostatnio, zdradzała coś więcej. Jakby coś przemilczał, jakby było coś, o czym jeszcze mi nie powiedział. A może to tylko moja paranoja, bo w takich chwilach, jak ta, zawsze oczekiwałem najgorszego.

Ostatnie kilka dni poświęciłem na załatwienie spraw związanych z moją reputacją. Musiałem dać znać moim partnerom, że wszystko jest pod kontrolą, że Oh już nie będzie problemem, a interesy będą toczyć się jak zawsze. W końcu to był mój świat. Świat, który zbudowałem na swojej inteligencji, zdolności manipulacji i umiejętności zachowania zimnej krwi. Nie miałem zamiaru pozwolić, by jakikolwiek nastolatek, choćby miał najlepsze intencje, przeszkodził mi w tym.

Oparłem się wygodnie w skórzanym fotelu, skrzyżowałem ręce na piersi i myślałem o przyszłości. Taehyung na pewno nie pojawi się już więcej na mojej drodze. Nawet jeśli miałby ochotę znów wpakować się w jakieś kłopoty, jego ciało, noszące ślady ostatnich wydarzeń, będzie wystarczającym przypomnieniem, dlaczego nie powinien wracać do gry. Wydawało się, że wszystko wróciło do normy.

Zabezpieczyłem się i rozkazałem poszukać informacji o nastolatku. Musiałem mieć jakiegoś haka, aby dać mu do zrozumienia, że nie może sobie pozwolić na drugi tak wielki błąd. Dowiedziałem się, że Oh miał starszą siostrę. Nazywała się Jiwoo. Zastanawiałem się, jak długo Taehyung będzie w stanie utrzymać wszystko przed nią w tajemnicy? Kiedyś prawda wyjdzie na jaw, a wtedy sprawy mogą się skomplikować. Byłem pewien, że jej zmartwienia to tylko kwestia czasu. Miałem zamiar trzymać ją z daleka od tego wszystkiego, ale jeśli zacznie drążyć, będę musiał podjąć odpowiednie kroki. Taki był mój świat. Tu nie było miejsca na sentymenty ani rodzinne więzi, zwłaszcza gdy chodziło o interesy.

Patrzyłem na zegar, który tykał w rytm mojego rosnącego zniecierpliwienia. Wciąż czułem, że gdzieś w powietrzu wisi jakieś zagrożenie, coś, co jeszcze nie zostało wyjaśnione. Ale w tej chwili musiałem zaufać sobie i swoim decyzjom. Oh Taehyung dostał swoją lekcję. Teraz wszystko miało wrócić do normy.

Chwyciłem telefon, przeglądając wiadomości od moich ludzi. Wszystko wyglądało na to, że sprawy zaczęły się uspokajać. Sunghoon przysłał mi raport z ostatniego spotkania z naszymi partnerami. Wszystko było na swoim miejscu. Byli zadowoleni, że problem został rozwiązany, a ja mogłem wrócić do swoich codziennych spraw. Nadszedł czas, by zakończyć ten rozdział i skupić się na kolejnych transakcjach, które przyniosą mi to, co najbardziej ceniłem – władzę i pieniądze.

Spojrzałem raz jeszcze za okno. Chmury zgęstniały, jakby miały zaraz spuścić deszcz na miasto. Uśmiechnąłem się lekko. Burza była tuż za rogiem, ale byłem gotowy.

Tamten wieczór zapowiadał się spokojnie, dopóki Sunghoon nie wpadł do mieszkania. Od razu wiedziałem, czego chce. Od kilku dni nieustannie sugerował, że powinniśmy się gdzieś wyrwać, zrelaksować i oderwać od codziennych spraw. Tym razem, zanim zdążyłem zaprotestować, już stał przede mną z tym swoim wyczekującym uśmieszkiem, który zawsze zwiastował, że nie da mi spokoju, dopóki nie ulegnę.

— Chodź, Hee. Musisz się przewietrzyć. Klub dzisiaj nasz — powiedział, jakby to było oczywiste, że rzucę wszystko i pójdę. Spojrzałem na niego, udając, że się zastanawiam, ale tak naprawdę już podjąłem decyzję.

Czemu nie? Czasami nawet ja potrzebowałem oderwać się od wszystkiego, a nasz klub był najlepszym miejscem na takie oderwanie. Ekskluzywny, zamknięty dla przypadkowych gości, miejsce tylko dla wybranych. W dodatku należał do nas, więc nie musiałem martwić się o to, kto nas zobaczy ani co powie.

— Dobra, ale tylko na chwilę — mruknąłem, podnosząc się z kanapy.

Kiedy wstałem, poczułem to znajome napięcie w barkach, efekt ostatnich kilku dni, które spędziłem na załatwianiu interesów i rozwiązywaniu problemów, głównie tych spowodowanych przez idiotów pokroju Oh Taehyunga. Może jednak Sunghoon miał rację. Zasługiwałem na chwilę oddechu.

Otworzyłem szafę i wyciągnąłem z niej ciemny garnitur. Czerń była zawsze moim wyborem na wieczorne wyjścia. Elegancka, klasyczna, bez zbędnych udziwnień. Do tego śnieżnobiała koszula z lekkim połyskiem, która kontrastowała z ciemnym materiałem garnituru, i jedwabny krawat w odcieniu nocy, tak głębokiej, że prawie stapiał się z całością. Wiedziałem, że to dobry wybór. Zawsze dbałem o detale. Moje ubrania były równie ważne jak to, co mówiłem i jak działałem. To część wizerunku, który budowałem latami.

Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Garnitur leżał idealnie, jak szyty na miarę, co zresztą było prawdą. Zapiąłem mankiety koszuli i zarzuciłem na siebie płaszcz. Byłem gotowy.

— Widzisz, tak ma być! — Sunghoon zaśmiał się, patrząc na mnie z uznaniem. — Dzisiaj to my rządzimy miastem.

Uśmiechnąłem się półgębkiem. Już dawno rządziliśmy, ale nie zamierzałem psuć mu tej chwili.

Gdy dotarliśmy pod klub, mogłem poczuć to specyficzne napięcie w powietrzu. Ludzie stali w kolejce, niektórzy próbowali się wkręcić na listę, choć wiedzieli, że nie mieli najmniejszych szans. Klub, do którego się wybieraliśmy, nie był miejscem dla przypadkowych osób. Tylko ci, którzy mieli pieniądze, wpływy lub znajomości, mogli przekroczyć te drzwi. Dla mnie i Sunghoona były one zawsze otwarte.

Kiedy tylko weszliśmy do środka, otuliło mnie znajome, ciepłe światło. Klub był elegancki, nowoczesny, ale jednocześnie wyrafinowany. Zawsze tak planowałem każde detale, od kolorów ścian po najdrobniejsze elementy dekoracyjne. Wnętrze było utrzymane w ciemnych, głębokich barwach: czerń, złoto i szarości dominowały wszędzie, tworząc atmosferę luksusu i tajemniczości. Kryształowe żyrandole zwisały z sufitu, rzucając miękkie, rozproszone światło, które odbijało się w polerowanych powierzchniach. Długie, skórzane sofy otaczały stoliki, a na każdym z nich stały wysokie kieliszki, czekające na kolejne zamówienia.

Bar, który zajmował centralne miejsce w klubie, był arcydziełem samym w sobie. Blat wykonany z czarnego marmuru lśnił, odbijając światła reflektorów, a za nim, na półkach podświetlonych ledowymi paskami, stały rzędy najdroższych alkoholi, jakie można było znaleźć w mieście. W tle cicho grała muzyka, ale wiedziałem, że zaraz zrobi się głośniej, a atmosfera stanie się jeszcze bardziej intensywna. Na parkiecie już zaczynały pojawiać się pierwsze tańczące sylwetki, ich ruchy zsynchronizowane z delikatnym, pulsującym rytmem muzyki.

Sunghoon podszedł do barmana, skinął głową, a ten od razu zajął się przygotowywaniem naszego ulubionego drinka. To było nasze miejsce, nasz klub. Tutaj czuliśmy się panami. Miejsce, gdzie pieniądze, które mieliśmy, mogły kupić każdą chwilę luksusu i zapomnienia.

Usiadłem na jednym z wysokich, skórzanych stołków przy barze i zerknąłem w stronę parkietu. Ludzie w środku wyglądali, jakby tańczyli w innym świecie, daleko od problemów i zmartwień, które zostawili na zewnątrz. I właśnie tego potrzebowałem. Chociaż na chwilę odciąć się od tego wszystkiego, co ciągnęło się za mną od tygodni.

— No i co? — przyjaciel szturchnął mnie w ramię. — Mówiłem, że dobrze ci zrobi.

— Nie mówiłem, że nie — odpowiedziałem, podnosząc kieliszek, który właśnie postawił przede mną barman.

Pierwszy łyk alkoholu przeszedł przez gardło jak aksamit. Czułem, jak napięcie powoli odpływa, a dźwięki muzyki, śmiech i rozmowy wokół mnie zaczynają mieszać się w jedno, tworząc coś, co dawało poczucie kontroli. Lubiłem to uczucie. Lubiłem, kiedy wszystko było pod kontrolą. Tutaj, w naszym klubie, wszystko było takie, jak powinno.

W klubie, mimo hałasu i przyciemnionych świateł, zawsze miałem oczy dookoła głowy. Ludzie wchodzili, wychodzili, tańczyli, śmiali się i flirtowali – w tym miejscu działo się wszystko naraz, ale ja potrafiłem to przefiltrować, oddzielić to, co istotne, od tego, co było tylko tłem. Byłem tu, by się odprężyć, ale kontrola nigdy mnie nie opuszczała.

Właśnie wtedy ją zobaczyłem. W tłumie, między ludźmi, pojawiła się jak zjawa, która natychmiast przyciągnęła moją uwagę. Wysoka, smukła, o idealnych proporcjach ciała, ubrana w prostą, ale elegancką sukienkę, która subtelnie podkreślała jej sylwetkę. Ciemne włosy opadały na ramiona, odbijając blask świateł nad parkietem. Ale to nie jej strój czy wygląd były najważniejsze. To, co przyciągnęło mnie, to sposób, w jaki się poruszała. Było w tym coś magnetycznego, niemal eterycznego, jakby unosząc się ponad tłumem, była poza zasięgiem wszystkich wokół.

Patrzyłem na nią dłużej, niż zamierzałem, zbyt długo jak na kogoś, kto miał wszystko pod kontrolą. Było coś w niej, czego nie potrafiłem zrozumieć. Każdy ruch, każde jej spojrzenie w bok sprawiało, że czułem, jak coś we mnie rośnie – dziwne, nieznajome uczucie. Byłem przyzwyczajony do podejmowania decyzji natychmiast, bez wahania, a teraz, stałem tam, patrząc na nią, i czułem, jak serce bije szybciej. Nie wiedziałem dlaczego, ale musiałem się do niej zbliżyć.

Kiedy ruszyłem w jej stronę, nie mogłem oderwać wzroku. Tłum wokół nas zdawał się rozstępować, a dźwięki muzyki powoli traciły na znaczeniu. Liczyła się tylko ona. Czułem na sobie spojrzenia ludzi, ale ich ignorowałem. Z każdym krokiem w jej stronę, to dziwne uczucie narastało. Czy to była ciekawość? A może coś innego, coś głębszego?

Gdy byłem blisko, zauważyłem, że nie jestem jedyny, kto zwrócił na nią uwagę. Jeden z moich znajomych, Kim Jinho, zbliżył się do niej szybciej, z tym swoim pewnym siebie uśmiechem, którym zawsze rozbrajał kobiety. Jinho był typem faceta, który uważał, że każda dziewczyna jest jego, o ile tylko sobie tego zażyczy. Często przesadzał, myśląc, że jego pozycja w grupie daje mu prawo do wszystkiego. Już po jego pierwszym spojrzeniu wiedziałem, że planował coś więcej niż tylko rozmowę.

— Hej, ślicznotko, zatańczysz? — zapytał, nachylając się zbyt blisko jej twarzy.

Obserwowałem, jak odwróciła wzrok, wyraźnie niezainteresowana. Jej wyraz twarzy był chłodny, nawet pogardliwy, co najwyraźniej zaskoczyło Jinho. Przywykł do innych reakcji.

— Nie interesuje mnie to — odpowiedziała krótko, próbując się od niego odsunąć, ale Jinho nie zamierzał odpuścić.

— Zawsze tak mówicie, ale potem i tak wracacie na kolanach — zaśmiał się, zbliżając się jeszcze bardziej. To jego zachowanie w tym momencie przelało czarę goryczy. Poczułem, jak we mnie rośnie złość. Mogłem to przerwać od razu, ale postanowiłem najpierw zobaczyć, jak to się rozwinie.

Ona jednak nie miała zamiaru się cofnąć. Nagle, zanim zdążyłem zareagować, wymierzyła mu cios. Jej ręka świsnęła w powietrzu, a dłoń wylądowała na jego policzku z głośnym, ostrym trzaskiem. Wszyscy wokół nas na chwilę zamarli, patrząc w ich stronę. Jinho był wyraźnie w szoku, nie spodziewał się, że ona postąpi w ten sposób.

— Zjeżdżaj — powiedziała lodowato, a jej spojrzenie było jak nóż. Oczy błyszczały gniewem, a ja... byłem pod wrażeniem.

Jinho, nie wiedząc, jak zareagować, spojrzał na mnie, jakby szukając wsparcia. Ale ja tylko uniosłem brew, sygnalizując mu, że ma się uspokoić. Wiedziałem, że muszę interweniować, zanim zrobi się z tego większa awantura. Zamiast wybuchnąć gniewem, jak to bywało w przeszłości, podszedłem spokojnie.

— Jinho, daj sobie spokój — powiedziałem, stając między nimi. — Wygląda na to, że dostałeś lekcję.

Kim spojrzał na mnie wściekle, ale wiedział, że nie warto ze mną zadzierać. Zacisnął zęby, po czym obrócił się na pięcie i odszedł bez słowa. Kiedy tylko zniknął z naszego pola widzenia, skierowałem swój wzrok na nią. Staliśmy teraz naprzeciwko siebie, a ja, patrząc w jej oczy, czułem, jak to dziwne, nieznajome uczucie znów narasta.

— Dziękuję — powiedziała, choć w jej głosie nie było ani wdzięczności, ani potrzeby pomocy.

Zamiast odpowiedzieć, uśmiechnąłem się lekko. Nie zamierzałem być kolejnym, który jej przeszkodzi, ale nie mogłem zaprzeczyć, że chciałem wiedzieć więcej o tej kobiecie, która nie bała się przeciwstawić Jinho.

Zawsze wiedziałem, jak odczytać reakcje ludzi. Zwłaszcza wtedy, gdy sytuacja wymagała delikatności. Teraz kiedy stałem przed tą kobietą, musiałem to wykorzystać. Ona była inna. Wciąż miałem przed oczami jej zdecydowane ruchy, gdy zareagowała na zachowanie Jinho. To, jak mocno go uderzyła, wywarło na mnie wrażenie. Nie spotykałem często takich kobiet – pewnych siebie, stanowczych, a jednocześnie pełnych niewypowiedzianej tajemnicy.

Postanowiłem zagrać to mądrze. Znałem Jinho na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że sytuacja mogła pójść w złą stronę, gdyby nie odpuścił. Nie byłem tu po to, by prowokować konflikty – raczej, by je rozwiązywać, w miarę możliwości dyskretnie. Mój klub był miejscem rozrywki, nie wojny. A teraz, kiedy mieliśmy do czynienia z kimś takim jak ona, musiałem postawić wszystko na spokój.

— Przepraszam za mojego kolegę — powiedziałem, starając się, żeby mój głos zabrzmiał szczerze, choć dobrze wiedziałem, że to, co Jinho zrobił, było typowe dla jego stylu. — Nie wszyscy potrafią się zachować.

Kobieta zerknęła na mnie z ukosa, unosząc brew, jakby próbowała ocenić, w jakim stopniu moje słowa były prawdziwe. Była czujna, gotowa na ewentualną konfrontację. Widziałem to w jej oczach – coś, co budziło respekt. Nie bała się, i to tylko bardziej mnie zaintrygowało. Czułem, jak w środku narasta we mnie coś nieznanego, jakby jakaś siła napędzała mnie do dalszych kroków. W innych okolicznościach może odpuściłbym. Ale nie tym razem.

— Pozwól, że postawię ci drinka, żeby wynagrodzić tę sytuację — dodałem, próbując nie naciskać zbyt mocno. Zawsze chodziło o balans, o wyczucie momentu.

Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy w ogóle jestem godny uwagi. Czułem jej spojrzenie, które dosłownie przeszywało mnie na wskroś. W innych przypadkach ludzie szybko zmiękali, przyjmując propozycję, którą oferowałem, wiedząc, kim jestem i jakie miałem wpływy. Ale ona nie. Ta kobieta nie była jak inne. Widząc, jak jej oczy błyszczały chłodem, zrozumiałem, że nie zamierza mi ułatwić zadania.

— Nie, dziękuję — odpowiedziała krótko, z pełną stanowczością. Jej głos brzmiał jak zimna stal, a w tej prostocie było coś, co wywołało u mnie delikatny uśmiech. Odrzuciła moją propozycję bez chwili wahania.

Zaskoczyło mnie to, ale nie mogłem tego po sobie pokazać. Spodziewałem się, że sytuacja potoczy się inaczej, ale musiałem przyznać, że jej odpowiedź sprawiła, że chciałem wiedzieć jeszcze więcej o niej. Zamiast narzekać, czułem narastającą fascynację. Kobieta, która nie bała się odmówić – to było coś rzadkiego, zwłaszcza tutaj, w moim świecie.

— Rozumiem — powiedziałem, zachowując neutralny ton, jakbym rzeczywiście nie oczekiwał innej odpowiedzi. Moje spojrzenie przez chwilę zatrzymało się na jej twarzy. Była piękna, ale to, co mnie w niej najbardziej fascynowało, to sposób, w jaki potrafiła kontrolować sytuację. — Ale jeśli zmienisz zdanie, jestem w pobliżu.

Chciałem, żeby wiedziała, że nie zrezygnuję tak łatwo, ale nie zamierzałem się narzucać. Widziałem, że nie była zainteresowana, co czyniło ją jeszcze bardziej intrygującą. Kobiety w klubie zwykle próbowały zbliżyć się do mnie lub moich znajomych, licząc na jakieś korzyści, na coś więcej. A ona? Stała przede mną z wyprostowaną postawą, pewna siebie, bez potrzeby przypodobania się komukolwiek.

— Doceniam twoją propozycję, ale nie potrzebuję rekompensaty za coś, co nie miało większego znaczenia — dodała po chwili, znów przykuwając moje spojrzenie. Jej ton brzmiał obojętnie, ale gdzieś w środku wiedziałem, że to nie była cała prawda.

Patrzyłem, jak odchodzi, nie próbując jej zatrzymać. Wiedziałem, że to nie był właściwy moment, by naciskać. Czasami trzeba było dać ludziom przestrzeń, by wrócili sami, jeśli naprawdę chcieli. A ta kobieta... Byłem przekonany, że jeszcze się spotkamy. Nie mogłem jej tak po prostu zostawić. W tym spojrzeniu, w tych chłodnych słowach było coś więcej. A ja, jak zawsze, byłem gotów dowiedzieć się, co dokładnie kryło się za tym wszystkim.

Z każdym jej krokiem moje zainteresowanie tylko rosło. Czułem, że nie była to tylko zwykła przechodząca znajomość, nie kolejne przypadkowe spotkanie w tłumie. Było coś w niej, co mnie trzymało – coś, co kazało mi jeszcze bardziej wgryźć się w tę tajemnicę, jaką sobą przedstawiała.

Obserwując, jak odchodzi, wiedziałem jedno – to nie był koniec. Może odmówiła tego wieczoru, ale czasem najlepsze rzeczy w życiu przychodziły z opóźnieniem. Pozwoliłem jej odejść, ale moja myśl była jasna: spotkamy się ponownie.


Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro