Prolog
Marinette obudziła się o 8. Dziś miała rozpocząć nowy etap w swoim życiu, dziś miała rozmowę kwalifikacyjną w firmie modowej "Gabriel". Już od tygodnia próbowała poukładać sobie życie, a jej humor się pogorszył gdy patrzyła na norę, która służyła jej za mieszkanie. Jak mogła być tak głupia, że dała sobie wmówić, że razem z tym dupkiem wyremontują to coś. Niby przez miesiąc było fajnie, choć, zaczął ją traktować jak kurę domową. Dzwonił do jej pracy, by mogła wyjść z niej i ugotować mu obiad albo posprzątać w "domu", bo przychodzą goście do niego wieczorem. W ten sposób była zwolniona z 6 prac. A powód każdej utraty posady był niemalże identyczny: "Zbyt częste opuszczanie pracy, w jej godzinach, mimo dobrych kwalifikacji". Z tego krótkiego zdania można było jedno: "Pracownik jest dobry, tylko szkoda, że często nie potrafi usiedzieć przez całą zmianę w pracy." A to wszystko przez tego dupka. Jeszcze jej wmawiał, że w korporacjach, będzie musiała często się oddawać przełożonym, by coś osiągnąć. Dlatego teraz, dopiero, od zakończenia studiów, będzie podejmować pracę w jakiejś większej firmie. Postanowiła już więcej tego nie rozpamiętywać, nie chciała się spóźnić na spotkanie. Pościeliła łóżko i podeszła do walizki, gdzie trzymała swoje ubrania, bo w tym burdelu nawet szafy nie było. Wybrała czarną ołówkową spódnicę, tego samego koloru marynarkę i białą zwiewną koszulę, którą włożyła w spódnicę. Do tego czarne szpilki i tego samego koloru torba, właśnie od marki "Gabriel" . Swoje granatowe włosy spięła w koka, zostawiając grzywkę. Była godzina 9, zjadała skromne śniadanie składające się z kromki chleba i masła. Cóż jej budżet był bardzo skromny, szczególnie, po zapłaceniu za "mieszkanie", na całe szczęście, jej rodzice codziennie ją zapraszają na obiady. Dzięki czemu nie mdleje, choć będzie musiała jeszcze przeżyć tak jeszcze miesiąc, o ile się dostanie do tej firmy. Wyszła kilka minut po dziewiątej, mimo iż spotkanie było ustalone na godzinę 11. Cała droga do biura zajęło jej 50 minut, choć powinno troszeczkę mniej, ale wiadomo, że w takich miastach jak Paryż, korki były nieuniknione. Dotarła jednak do miejsca swojej przyszłej pracy. Był to ogromny budynek, liczący gdzieś około 150 pięter, jak i nie więcej. W większości budowla była oszklona. Weszła do środka. Hol był utrzymany w bieli i czerni, czyli bardzo elegancko i stylowo. Podeszła do lady, za którą siedziała ruda kobieta w okularach w brązowej oprawce. Włosy miała rozpuszczone, a ubrana była w podobny do Marinette komplety, tylko tyle, że szary.
-Uh... Przepraszam. Dzień dobry. przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną.
-Nazwisko.
-Dupain-Cheng.
-Marinette?
-Tak.
-Dziwne.-szepnęła do siebie.-Czy ktoś do pani dzwonił z przesunięciem godziny? Bo mam panią wpisaną na godzinę 11, a jest po 10.
-Och, nie. Ja przyszłam tylko za wcześnie. Mam nadzieje, że to nie problem?
-Nie, absolutnie. Więc, pani rozmowa odbędzie się w pokoju 1523, na piętrze numer 142. Musi pani wyjść z windy i skręcić, najpierw w lewo, a potem prawo. Spokojnie pani znajdzie pokój, następnie musi pani tylko zaczekać, aż zostanie pani wywołana przez kogoś.
-Dziękuję, pani...
-Sabrina.-odrzekła z uśmiechem.-Życzę powodzenia, choć i tak masz duży plus. Pan Agreste ceni sobie punktualność u podwładnych.-kobieta kiwnęła głową. Kontem oka zauważyła zdjęcie czarnoskórego mężczyzny, również w okularach.-Ach, to mój narzeczony, Max. Jest księgowym i jednocześnie sekretarzem u szefa. Możliwe, że jeszcze się poznacie. No ja cię już nie zatrzymuję.
Mari podziękowała i skierowała się w stronę windy. Już drzwi się zamykały kiedy, pomiędzy nie wślizgnęła się teczka, jednocześnie nie pozwalając zamknąć się im. Po chwili pojawił się w windzie mulat również z okularami na nosie. Spojrzał na dziewczynę zaciekawionym wzrokiem i zmarszczył brwi, jakby próbował coś sobie przypomnieć.
-Przepraszam, ale czy zna pani, Aly'ę Césaire?
-Eh... Tak, to moja najlepsza przyjaciółka.-Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.-A pan, kim jest?
-Ach, nie przedstawiłem się, Nino Lahiffe, jej chłopak. Mieliśmy się poznać niedługo, ale los chciał inaczej. Aly'a, pokazywała mi dużo waszych wspólnych zdjęć.
-O! Miło mi ciebie poznać, Nino. Ja jestem Marinette.
-Mi również. Marinette, co ty tutaj robisz?
-Ja, przyszłam na rozmowę, w sprawię pracy.
-Aha, kiedy ją masz?
-Za jakąś godzinę.
-Dlaczego tak wcześnie przyszłaś?
-Bo nie chciałam się spóźnić i tyle.
-No to Adrien będzie zadowolony. Ech, dobra mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc muszę wysiadać, ale i tak jestem spóźniony. Powodzenia.
-Ale pan Agreste chyba nie toleruje spóźnień.-powiedziała cichutko.
-Tak, ale jestem jego prawą ręką i najlepszym przyjacielem. Jeszcze raz powodzenia.
-Dziękuję.-była pod ogromnym wrażeniem życzliwości osób, które tu pracują. Oby tylko ona nie była na pokaz. Winda dotarła na właściwe piętro, Czarna opuściła je i zaczęła się kierować do odpowiedniego pomieszczenia. Zgodnie z instrukcją, usiadła na fotelu, pod ścianą. Wyjęła książkę pod tytułem "Kod da Vinci". Uwielbiała tą powieść, była jak jedna wielka zagadka, mimo iż czytała ją z milion razy i tak do niej jeszcze raz wracała. Tak zajęła się książką, że nie zauważyła żadne osoby kręcącej się po korytarzu, szybko jej minął czas oczekiwania. Ze świata książkowego wyrwało ją wywołanie jej nazwiska. Szybko schowała przedmiot do torby i ruszyła do pokoju. "No to zaczynamy, spokojnie, uda ci się."-powtarzała sobie w myślach.
~*~
Był ranek, w jednej z willi mieszczącej się w centrum Paryża, obudził się jeden z najbogatszych ludzi w całej Francji, jak i nie na świecie. Był to mężczyzna o blond złotych włosach oraz zielono-szmaragdowych oczach. Był już przyzwyczajony do samotnych poranków, już od dwóch lat, u niego nie było nikogo, przy kim zasypiał i budził by się. Tak było mu dobrze, mógł w 100% skupić się na firmie. Jednak nie życie uczuciowe siedziało mu w głowie, wczoraj dowiedział się od Nina, a bardziej od jego dziewczyny, że konkurencja, podała do firm plotkarskich, że jest homoseksualistą i wykorzystuje swoich pracowników. Była to kompletna bzdura, ale niestety to wystarczy by zniszczyć to, nad czym jego ojciec i po części on ciężko pracowali. Wczoraj nad tym dużo myślał i postanowił, że zawrze fałszywe małżeństwo na rok, później weźmie się rozwód, trochę szumu będzie jeszcze wokół niego i jego "byłej żony", ale to lepsze niż by wszyscy mieli by miał wyjaśniać tą plotkę i próbować utrzymać firmę. Tylko pozostawała jedna kwestia: Kto będzie jego "żoną"? Przecież nie podejdzie do pierwszej lepszej dziewczyny i nie zaproponuje jej, tej szopki. Z tymi myślami się przygotował do pracy. Wziął szybki prysznic, pościelił łóżko, ubrał się standardowo, w czarny garnitur i ułoży swoje włosy. Zjadł pożywne śniadanie, stare przyzwyczajenie z rodzinnego domu. Zabrał neseser i udał się do swojego garażu, uprzednio zamykając dom. Wybrał dziś czarne Lamborghini, ruszył w drogę, na całe szczęście znał drogę na skróty, przez co był pod budynkiem 15 minut wcześniej, w czasie podróży zadzwonił do Nina, by się dowiedzieć, gdzie obecnie się znajduje. Wiedział, że on ma tendencje do spóźniania się. Wszedł kilka minut po dziesiątej do budynku. Przywitał się z Sabriną i udał się do windy. Zawsze powtarzał, że dobry kontakt z pracownikami to podstawa, ale zachowując umiar. Już miał wchodzić do swojego gabinetu mieszczący się na 150 piętrze budynku. Jednak spytał się swojego sekretarza, czy Nino już się zjawił, a miał odebrać jakieś dokumenty dotyczące ochotników na nowych pracowników jego firmy. Jednak wiedział, że jeszcze dziś jest umówiona jedna osoba, ale po jej dokumenty pobiegnie Nino. Zjechał osiem pięter w dół i udał się do właściwego pokoju czyli 1526, po drodze zauważył oczekującą kobietę. Bardzo ładną kobietę, która była zaczytana w "Kodzie da Vinci". Musiał przyznać, że ona miała gust, jednak musiał się uporać z problemami jakimi miał teraz na głowie, a nie czy dana kobieta jest atrakcyjna. Chociaż może ona nadała by się do tego teatrzyku? Nie, teraz jest w pracy, musi przyjąć kogoś nowego do działu projektowania. Wrócił z powrotem do swojego gabinetu i zaczął czytać CV zainteresowanych osób. Był w połowie czytania życiorysów, kiedy do gabinetu wpadł zdyszany jego przyjaciel. Jak zwykle skarcił go za spóźnienie i przekazał mu listę zadań do wypełnienia i dodatkowe. Około godziny 13 dostał ostatnie CV, które nie wątpliwie okazało się najlepszym ze wszystkich. Kobieta, po skończeniu gimnazjum, poszła do technikum odzieżowego, a następnie poszła na studia związane z tym kierunkiem. Ponadto musiał przyznać, że kandydatka bardzo by się nadała na to by grać jego partnerkę życiową. Czy to było możliwe by w tak krótkim czasie podjąć tak ważną decyzje? Jego przemyślenia przerwał Nino.
-Hej szefie. Nathalie się pyta czy już się zdecydowałeś na jakiegoś kandydata. Chce już z tym skończyć.
-Tak, już wiem.-nacisnął guziczek od głośnika.-Nathalie? Możesz już dzwonić do nowego pracownika, by umówić go na spotkanie. Najlepiej jutro na 10. Marinette Dupain-Cheng. Dziękuję.-spojrzał na swojego kumpla, na jego twarzy malował się wielki uśmiech.-Co się tak szczerzysz?
-Nic, po prostu się uśmiecham nie można?
-Wiesz coś, czego ja nie wiem. Gadaj.
-Właśnie zdecydowałeś się na zatrudnienie przyjaciółki mojej dziewczyny.
-Serio? To znajoma Aly?
-Tak, ładna jest, prawda?
-Nino, błagam nie baw się w swatkę. To, że jest atrakcyjna, nie znaczy, że mam od razu się z nią umawiać. Poza tym to moja pracownica...
-Tylko w tym budynku. A poza nim jesteście dwójką wolnych ludzi.
-A może ona kogoś ma?-no właśnie tego nie przemyślałem.
-Przecież w jej CV jest jej status społeczny. Oraz numer telefonu.-Adrien przewrócił oczami i spojrzał jeszcze raz na kawałek papieru. Tam widniało słowo: Panna. Poczuł małą ulgę, tylko jak ją zapytać o to? Przecież nie rzuci sobie o tym, jak o pogodzie. Nino jeszcze trochę go pomęczył, by się umówił z brunetką. Kiedy zbierał się, by wyjść z gabinetu, do nesesera schował jeszcze CV Marinette. Chciał je dokładnie przestudiować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro