Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Hogwart

Zaraz po Uczcie Powitalnej młody Mistrz Eliksirów - Severus Snape, nauczyciel oraz Postrach Hogwartu, udał się prosto do gabinetu dyrektora. Wypowiedział hasło do chimery, która odsłoniła mu przejście na schody, wszedł po nich i nie przejmując się rzeczą tak trywialną jak pukanie wszedł do środka.

- Witaj Severusie! - powiedział na wstępie dyrektor. - Co Cię do mnie sprowadza?

- Dobrze wiesz dlaczego tu jestem. - odparł zdenerwowany nauczyciel eliksirów. - Chodzi o tą dziewczynkę.

- Jaką dziewczynkę? - spytał Dumbledore, choć całkiem niepotrzebnie. Dobrze wiedział o kogo chodzi jego podwładnemu. - Ach, czyżby mogło Ci chodzić o pewną rudowłosą Gryfonkę, która to dzisiaj została przydzielona? - spojrzał prosto w czarne oczy profesora i dodał. - Czyżbyś chciał porozmawiać o Lily Evans?

- Jak to możliwe? - spytał Snape.

- Co konkretnie?

- Czy to możliwe, żeby to była... - nie wiedział, jak to ubrać w słowa.

- Nie Severusie, to nie jest TA Lily Evans. - odpowiedział na jego niedokończone pytanie.

- To nie może być zwykła zbieżność nazwisk. Jest zbyt do niej podobna. - profesor był tak zszokowany, że nawet nie zdawał sobie sprawy, iż mówi na głos. - Kolor włosów, ogólnie wygląd, postura, chód, mimika...

-... i oczy. - wtrącił Albus. Snape spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Oczy? - spytał zdezorientowany. - Widziałeś ich kolor z takiej odległości?

- Nie. - odpowiedział. - Ale miałem przyjemność poznać Lily kiedy miała sześć lat. - dodał z uśmiechem. - Nie wiele się zmieniła.

- Ale skąd to całe podobieństwo!? - nie wytrzymał, to zaczynało go już męczyć.

- Nie domyślasz się? - spytał zdziwiony dyrektor. - Najwyraźniej Minerwa Cię przecenia.

- Przecież to niemożliwe. - powoli rozumiał co chciał mu przekazać Albus. - Nie może być ich córką, ma jedenaście lat.

- Dwanaście lat. - sprostował. - Dzisiaj są jej urodziny.

- Czyli to córka Lily. I nie powiedziałeś mi o niej przez tyle lat!? - wydarł się na Dumbledore' a.

- Skąd wniosek, że o niej wiedziałem?

- Nie rób ze mnie idioty. Znasz ją za dobrze. - odpowiedział krótko. - Tylko jak się tego dowiedziałeś? Ile osób namówiłeś, żeby szpiegowały tą dziewczynę? - zapytał z ironią.

- Jeśli już musisz wiedzieć Severusie, to jestem jej ojcem chrzestnym. Byłem przy jej narodzinach i obiecałem, że ochronię ją i Harry' ego za wszelką cenę. - wytłumaczył wciąż mając na twarzy swój dobrotliwy uśmiech. Snape natomiast wyglądał, jak spetryfikowany. - Jak do tej pory Lily nie stała się nigdy żadna krzywda, oprócz zdartego kolana i łokcia, kiedy spadła próbując wdrapać się na drzewo, kilka razy została podrapana przez zwierzęta, którymi się zajmowała i raz nadwyrężyła nadgarstek przez ilość zapisanych notatek.

- Skąd to wszystko wiesz? - spytał szczerze ciekawy kto aż tak dobrze informował dyrektora o stanie rudowłosej.

- Och, Minerwa jest nadopiekuńcza. - teraz wszystko wydało się profesorowi jasne. - Jako jej matka chrzestna chciała mieć pewność, że jeśli coś się stanie Lily od razu będę działać. Robiła mi bardzo rozległe sprawozdania. - Dumbledore musiał przyznać, że na początku kiedy dostał całą stertę papierów od Minerwy nie za bardzo chciał ją czytać. Jednak przemógł się i po przeczytaniu wszystkiego zdał sobie sprawę, że nauczycielka transmutacji umieszczała w raportach każdą przydatną, czy nieprzydatną informację o Lily. Jej ulubiony kolor, najczęściej uczęszczane przez nią miejsca, osoby z którymi rozmawiała, wyniki w nauce i tym podobne. Dzięki temu coraz lepiej poznawał rudowłosą przez co już teraz wiedział, że jest całkiem, jak swoja matka.

- No teraz to się składa w jedną całość. - stwierdził profesor Snape. W pewnym momencie coś sobie uświadomił. - Potter o niej nie wie.

- Znają się, ale nie wiedzą o tym, że są rodzeństwem. - wyjaśnił.

- Jeszcze tylko jedno. - powiedział.

- Tylko jedno? - spytał z zaciekawieniem.

- Przynajmniej na teraz. - odparł. - Dlaczego Evans?

Albus westchnął ciężko i spuścił wzrok. Przemyślał wszystkie za i przeciw, wtedy dopiero się odezwał.

- Lily mieszka w sierocińcu Wool' s. Całe życie spędziła odcięta od magicznego świata tylko i wyłącznie dla swojego bezpieczeństwa. Chciałem być pewien, że dopóki nie trafi do Hogwartu nie zostanie powiązana z Harry' m. Na razie żadne z nich się niedomyśliło, uczniowie nie widzą tu żadnego podtekstu, a nauczyciele są jedynie mocno zszokowani i zaciekawieni. - wszystko to powiedział na jednym wdechu, tak by Snape nie mógł mu przerwać. - Tom nie wie o jej istnieniu, nazwisko nie rzuci mu się w oczy pomyśli, że to kolejna mugolaczka, nie powiąrze ich ze sobą, co nam wszystko ułatwia.

Lily obudziła się o piątej rano, a powodem tak wczesnej pobudki okazała się mała, puchata kulka, która ogonem smyrała ją po nosie. Evans była strasznie podekscytowana nadchodzącymi lekcjami, najbardziej nie mogła się doczekać zaklęć i eliksirów. Wstała z łóżka i rozejrzała się po pokoju, wieczorem była tak zmęczona, że nawet się mu nie przyjrzała. Pomieszczenie było nie duże, zachowane w kolorze szkarłatu. Pod wielkim oknem stało małe biurko, a koło niego znajdował się wysoki regał. Jej kufer i klatka Hermesa leżały koło łóżka z czerwonymi zasłonami. Była sama, tak jak w sierocińcu. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie było jej to na rękę. Cisza i spokój, nie musi się do nikogo przystosowywać. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyła drzwi, które prowadziły najpewniej do łazienki. Nie myliła się i rzeczywiście tak było. Kiedy była już gotowa wyszła ze swojego pokoju. Stanęła u szczytu klatki schodowej, powoli zaczęła schodzić w dół. Po drodze mijała różne pary drzwi ze złotymi tabliczkami, na których wypisane były różne nazwiska wraz z rokiem na który uczęszczają uczennice. Najwyżej znajdowały się pokoje pierwszych klas, następnie drugich, później trzecich, czwartych, piątych, szóstych no i na samym dole pokoje siódmoklasistek. Kiedy znalazła się w Pokoju Wspólnym uderzył w nią gwar rozmów i tłum ludzi. Próbowała się przez nich przecisnąć, żeby dostać się do wyjścia. Niestety nieskutecznie. Po chwili dziwnym trafem wszystkie odgłosy ucichły, a Gryfoni wpatrywali się w dwójkę uczniów którzy przed chwilą weszli do pomieszczenia, usiedli oni na kanapie, a po chwili dosiadła się do nich dziewczyna z burzą włosów na głowie. Od razu rozpoznała kim są. Nie zwracając uwagi na innych uczniów podeszła do kanapy i stanęła na przeciwko trójki dobrze jej znanych Gryfonów.

- Cześć Lily! - zawołali na raz z uśmiechem.

- Cześć Wam, pomożecie mi się dostać do Wielkiej Sali? - zapytała ich uprzejmie.

- Pewnie. - odparł Harry. - Ale jest jeszcze bardzo wcześnie, śniadanie odbędzie się dopiero za godzinę. Posiedzisz z nami? - spytał. Nie chciał zostawić jej samej. Młody Potter czuł do dziewczyny pewną niezrozumiałą dla niego więź, czuł, że musi się nią opiekować, chciał mieć pewność, że nikt jej nigdy nie skrzywdzi.

- Jasne. - odpowiedziała uradowana i usiadła na fotelu po prawej stronie. - Może opowiecie mi coś więcej o quidditchu? - chłopcy wyraźnie się ożywili, a Hermiona głośno jęknęła, a po chwili otworzyła jakąś grubą książkę i zaczęła czytać na zaznaczonej stronie. Tak dość szybko minęła im godzina do śniadania. Lekko spóźnieni weszli do Wielkiej Sali i zajęli miejsca mniej więcej po środku stołu. W trakcie posiłku profesor McGonagall rozdała im plany lekcji, kiedy przechodziła obok Lily i Złotej Trójcy lekko się uśmiechnęła i szepnęła cicho.

- Macie mi jej nie demoralizować. - za nim zdążyli jakoś zareagować profesorka poszła dalej. Lekko zszokowani spojrzeli na swoje plany zajęć. Złota Trójca miała teraz jako pierwsze Wróżbiarstwo. Lily zaciekawił bardzo plan Hermiony, ale najwyraźniej nie tylko ją.

- Hermiono, ja wiem, że ty jesteś dobra, ale jak chcesz się znaleźć w trzech klasach jednocześnie? - spytał ciekawy Ron. - To musi być jakiś błąd.

- Spokojnie wszystko już ustaliłam z McGonagall. - wytłumaczyła krótko, po czym zwróciła się do Lily. - A ty co masz pierwsze?

- Transmutacja, dwie godziny. Ciekawie się zapowiada. - stwierdziła. - Później zaklęcia, zielarstwo, no i w nocy mam astronomie.

- Pierwszego dnia tak Wam dowalić.

- Ron! - zawołała Hermiona karcąco. - Nie zniechęcaj jej!

- W porządku. Możesz być pewna, że za niedługo będziemy ze sobą rywalizować. - zadeklarowała Evans.

- Zobaczymy. - odparła z uśmiechem starsza Gryfonka. - Chodźmy, do Wieży Północnej mamy kawałek. Lily, sala transmutacji jest na pierwszym piętrze. Do zobaczenia na obiedzie.

Chwilę później rozeszli się w swoje strony. Lily udała się do swojego pokoju po potrzebne książki. Na miejscu zauważyła Hermesa, który wrócił z polowania. Nakarmiła Kiarę, zabrała torbę z potrzebnymi jej rzeczami i udała się na jej pierwsze zajęcia w nowej szkole.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro