Rozdział 7
Ceremonia Przydziału
Lily ocknęła się czując lekkie drgania pod sobą. Otworzyła z trudem oczy i zdała sobie sprawę, że leży na podłodze. Próbowała wstać niestety niezbyt jej to wyszło. Poczuła na swoim ramieniu delikatny uścisk. Spojrzała przed siebie prosto w miodowe oczy starszego mężczyzny. Rozpoznała w nim śpiącego profesora, ten delikatnie chwycił ją pod ramię i pomógł usiąść. Ledwo była w stanie usiedzieć prosto, była niewyobrażalnie zmęczona. Rozejrzała się spokojnie po przedziale, a następnie spojrzała za okno. Na szczęście pociąg znowu jechał.
- Co się stało? - zapytała bardzo słabym głosem spoglądając na nauczyciela. - I co to było?
- To był dementor. Strażnik z Azkabanu, szukał tu Syriusza Black' a. - odpowiedział na jej pytanie.
- Kto to Syriusz Black? - spytała go ciekawa. Profesor na początku myślał, że dziewczyna robi sobie z niego żarty, ale kiedy spojrzał w jej oczy notabene takie same jak te Harry' ego, zdał sobie sprawę, że mówi całkiem szczerze.
- To groźny morderca, który uciekł z więzienia. - wytłumaczył nie zagłębiając się w szczegóły, bo po co straszyć dziecko. - Jesteś mugolaczką? Chociaż w mugolskim dzienniku powinnaś o nim słyszeć. - myślał na głos.
- Nie jestem mugolaczką, profesorze. - odparła. - Wychowałam się w mugolskim sierocińcu, a musi mi profesor na słowo uwierzyć, że my tam telewizji nie oglądamy.
- Rozumiem, ale nikt Ci nic nie mówił? - spytał zdziwiony. Jednak dziewczynka wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nigdy o nikim takim nie słyszała.
- Gdzie jest Harry? - zapytała rozglądając się po przedziale. Dostrzegła, że Hermiona i Ron są już w szatach szkolnych.
- Poszedł się przebrać. Obudził się chwilę przed tobą. - odparła Hermiona. Lily skinęła głową ze zrozumieniem. Rudowłosa usłyszała dźwięk łamania czegoś, spojrzała a w stronę dźwięku. Okazało się, że profesor dzielił tabliczkę czekolady, zaproponował Lily kawałek, który chętnie przyjęła. Poczuła się dzięki niej o wiele lepiej. Jednak dziewczynie ciągle coś chodziło po głowie.
- Co to był za krzyk? - zapytała, a wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
- Harry zapytał o to samo. - powiedział Ron. - Ale przecież nikt nie krzyczał.
- Jak to? - spytał zdziwiona. - Słyszałam krzyk kobiety. - odrzekła pewnie. Po chwili do przedziału wszedł Harry też przebrany w szatę. Spojrzał na rudowłosą i uśmiechnął się delikatnie.
- Już wstałaś? To chodź, weź szatę, a ja pokarze Ci gdzie jest łazienka. - zaproponował Potter. Evans bez słowa posłuchała chłopaka, po czym razem wyszli z przedziału.
- Przepraszam, ale kim była ta rudowłosa dziewczynka? - zapytał się profesor pozostałej dwójki.
- Ach, to była Lily. - odparł zdawkowo Ron.
- Lily? - spytał zbity z tropu nauczyciel.
- Harry poznał ją trzy tygodnie temu. - wyjaśniła Hermiona. - Obiecał jej wtedy, że zaprowadzi ją na peron, jest w stosunku do niej dziwnie opiekuńczy. - stwierdziła po chwili rozmyślań.
- Trzy tygodnie? Naprawdę? Nie znali się wcześniej? - dopytywał nie mogąc uwierzyć w to co słyszał. - Przecież oni zachowują się, jak rodzeństwo.
- Ma profesor trochę racji. - poparła go Gryfonka. - Harry zawsze był sam. Może postanowił, że chce być dla niej starszym bratem. W końcu sam nigdy nie miał rodziny. Podobnie, jak ona.
Ich burzę mózgów przerwało przyjście pozostałej dwójki. Profesor jednak zanotował sobie, że musi przyglądać się tej dwójce. Niedługo później dotarli już do Hogsmeade gdzie musieli się rozdzielić. Lily udała się wraz z innymi pierwszorocznymi nad jezioro. Prowadził ich tam ogromny mężczyzna, który jak powiedzieli mu Gryfoni nazywa się Hagrid. Niestety pogoda nie sprzyjała wędrówce, cali mokrzy dotarli na skraj jeziora, gdzie czekały na nich drewniane łódki. Podczas przeprawy przez jezioro jeden z uczniów wpadł do wody, jednak gajowy szybko interweniował i wyłowił biedaka. Lily musiała przyznać, że nawet w taką pogodę Hogwart wygląda niesamowicie. Kiedy dopłynęli do brzegu, wyszli z łódek i udali się w stronę zamku.
Po wejściu do zamku wszystkim zaparło dech w piersi. Wszystko było przesiąknięte magią, która była wręcz namacalna. Gdy dotarli już do Sali Wejściowej, jak nazwał ją Hagrid, zostali przekazani pod opiekę bardzo niskiego profesora, która patrzył na nich niesamowicie szczęśliwy, wydawać by się mogło, że jest bardziej podniecony ich przydziałami niż oni sami.
- Witam Was wszystkich w Hogwarcie! Ja nazywam się profesor Filius Flitwick i jestem opiekunem Ravenclaw' u. - przywitał ich nauczyciel lekko piskliwym głosem. - Zanim zasiądziecie do stołów w Wielkiej Sali odbędzie się Ceremonia Przydziału. Każdy z Was trafi do jednego z czterech domów w Hogwarcie. - powiedział z uśmiechem. - Każdy dom zastępuje tutaj Waszą rodzinę. Będziecie mieć zajęcia z mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitoriach i spędzać czas wolny w pokojach wspólnych. Są cztery domy, a mianowicie Hufflepuff, Ravenclaw, Gryffindor i Slytherin. Pamiętajcie, że tutaj w Hogwarcie wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując punkty. Za Wasze przewinienia będą one odejmowane. Dom który zdobędzie najwięcej punktów otrzyma Puchar Domów. No dobrze. - zakończył z uśmiechem i spojrzał na nowych uczniów. - Ceremonia rozpocznie się za kilka minut. Macie jeszcze chwilę, żeby zadbać o swój wygląd. - powiedział, po czym odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Lily spokojnie czekała na powrót profesora, kiedy usłyszała gdzieś za sobą krzyki uczniów. Okazało się, że było to spowodowane pojawienie się kilku duchów. Te wyraźnie nie zwróciły uwagi na to, że kłócą się przy masie przerażonych uczniów. Na początku postanowiła nie reagować, jednak kiedy zobaczyła, że jedna z uczennic płacze ze strachu postanowiła coś z tym zrobić. Podeszła do kłócących się duchów i zaczepiła jednego, który był w trykocie oraz kapeluszu z pióropuszem.
- Przepraszam. - zwróciła się do niego uprzejmie. Duch obrócił się i spojrzał wprost w jadowicie zielone oczy dziewczyny.
- Och, witam młoda damo. Jestem Sir Nicholas de Mimsy - Porpington, Duch-rezydent Wieży Gryffindoru. - przywitał ją miło.
- Miło mi Pana poznać Sir Nicholasie de Mimsy - Porpington, ja jestem Lily Evans i właśnie wraz z innymi uczniami czekamy na przydział.
- Wystarczy Sir Nicholasie. - odparł duch z uśmiechem. - Czymże sobie zasłużyłem na tak przyjemną rozmowę?
- Niektórzy uczniowie bardzo się przestraszyli waszej kłótni. - wyjaśniła. Duch w trykocie rozejrzał się i w końcu zauważył ową płaczącą dziewczynkę.
- Rozumiem. - odparł z uśmiechem. - Pójdziemy gdzie indziej. Ale zanim odejdę powiem Ci, że nie każdy ma tyle odwagi, żeby porozmawiać z całkiem nieznajomym duchem nie znając jego intencji i charakteru, a to tylko dla prawdopodobnie obcej uczennicy. Masz mój szacunek droga Lily. Gdybyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać.
- Dziękuję Sir Nicholasie. Do widzenia. - pożegnała go z szerokim uśmiechem i lekkim rumieńcem.
- Wystarczy Nick. - szepnął tak by tylko ona usłyszała. Po czym razem z innymi duchami zniknął przelatując przez ścianę. Lily odwróciła się do reszty uczniów, a na ich twarzach zobaczyła szok i niedowierzanie. Zauważyła także, że profesor Flitwick patrzy wprost na nią z dumą w oczach. Lekko speszona wróciła do grupy.
- No dobrze, chodźmy do środka. - powiedział profesor. Ustawił uczniów parami, a następnie wprowadził ich do Wielkiej Sali. Wszyscy pierwszoroczni zauważyli magiczny sufit, który wyglądał całkiem, jak prawdziwe niebo. Jednak to nie magiczne sklepienie przyciągnęło uwagę Lily. Evans szła jako pierwsza, więc miała idealny widok na stół nauczycielski. Oprócz trzech pustych miejsc zwróciła uwagę na starca siedzącego pośrodku. Dlaczego? Bo bardzo dobrze go pamiętała. Spotkała go tylko raz, a jednak wiele się dzięki temu zmieniło. Teraz nachodzi ją jedno pytanie, czy on już wtedy wiedział?
Stanęli przed stołem gdzie na podwyższeniu znajdował się taboret, a na nim leżał połatany kawałek materiału. Lily rozpoznała w tym nakrycie głowy i to nie byle jakie. Czytała Historię Hogwartu i pamiętała jeszcze co powiedziała jej McGonagall, na stołku leżała Tiara Przydziału, która miała przydzielić uczniów do ich domu. Nagle szew na tiarze rozpruł się, a z otworku zaczął wydobywać się przytłumiony głos kapelusza.
Tysiąc lub więcej lat temu,
Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,
Żyło raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych w magii i sławie.
Śmiały Gryffindor z wrzosowisk,
Piękna Ravenclaw z górskich hal,
Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,
Słodka Hufflepuff z dolin dna.
Jedno wielkie dzielili marzenie,
Jedną nadzieję, śmiały plan:
Wychować nowe pokolenie,
Czarodziejów potężnych klan.
Takie są początki,
Tak powstał każdy dom,
Bo każdy z magów upartych
Zapragnął mieć własny tron.
Każdy inną wartość ceni,
Każdy inną z cnót obrał za swą,
Każdy inną zdolność chętnie krzewi,
I chce jej zbudować trwały dom.
Gryffindor prawość wysławia,
Odwagę ceni i uczciwość,
Ravenclaw do sprytu namawia,
Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.
Hufflepuff ma w pogardzie leni
I nagradza tylko pracowitych.
A przebiegły jak wąż Slytherin
Wspiera żądnych władzy i ambitnych.
Póki żyją, mogą łatwo wybierać
Faworytów, nadzieje, talenty,
Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,
Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?
Jak każdą z cnót nadal krzewić?
Jak dla każdej zachować tron?
Jak nowych uczniów podzielić,
By każdy odnalazł własny dom?
To Gryffindor wpada na sposób:
Zdejmuje swą tiarę - czyli mnie,
A każda z tych czterech osób
Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.
Więc teraz ja was wybieram,
Ja serca i mózgi przesiewam,
Każdemu dom przydzielam'
I talentów rozwój zapewniam.
Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,
Na uszy mnie wciągaj i czekaj,
Ja domu wyznaczę wam progi,
A nigdy z wyborem nie zwlekam.
Nie mylę się też i nie waham,
Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie kto ma przydział, powiem,
Niech każde z was mnie wysłucha.
Pieśń tiary zakończyła się, a w Wielkiej Sali rozbrzmiały gromkie brawa. Profesor Flitwick, który przyniósł sobie małe schodki stanął na ich szczycie trzymając w dłoni zwój pergaminu.
- Uczeń którego nazwisko wyczytam zasiada na taborecie bym mógł mu założyć na głowę Tiarę Przydziału, no to zaczynamy. - profesor rozwinął długi pergamin, poprawił okulary, które spoczywały na jego nosie i zaczął czytać. - Claudine Ages.
Na środek wyszła dziewczyna o jasnych włosach związanych w warkocza. Usiadła na stołku, a Tiara wylądowała na jej głowie. Po chwili w całej Sali można było usłyszeć wybór Tiary.
- RAVENCLAW!
- Lucas Brighton. - wyczytał kolejne nazwisko.
- HUFFLEPUFF! - wykrzyknęła bez chwili zawahania. Następne trzy nazwiska umknęły rudowłosej. Po chwili usłyszała głos profesora Flitwick' a, który czytał właśnie jej nazwisko.
- L-Lily... Evans. - nauczyciel zaklęć z trudem przeczytał to imię. Wszyscy nauczyciele, którzy usłyszeli to nazwisko patrzyli zdziwieni na małego staruszka. Po chwili na środek, ku jeszcze większemu zaskoczeniu grona pedagogicznego, wyszła rudowłosa dziewczynka o niesamowicie zielonych oczach, ale zobaczyć je mógł tylko profesor Flitwick. Nauczyciel zaklęć ledwo mógł powstrzymać łzy, które cisnęły mu się do oczu. Patrzył prosto w twarz swojej uczennicy sprzed 20 lat, taka sama, a jednak różna od tej którą znał. Lily widziała wszystkie emocje na twarzy nauczyciela, nie wiedziała czym były spowodowane, ale przeczuwała, że to nic złego. Uśmiechnęła się do niego pocieszająco. Wtedy zobaczyła coś co nią wstrząsnęło. Łza. Pojedyncza łza spłynęła po policzku nauczyciela. Nie była to łza smutku, ale szczęścia. Profesor szybko otrząsnął się i założył Tiarę na głowę uczennicy, gdy ta usiadła na krześle. Za duże nakrycie głowy opadło jej na oczy zasłaniając cały widok na Wielką Salę. Chwilę później usłyszała w swojej głowie głos.
- Ach, tak! Niesamowita odwaga i pewność siebie. Cenisz w ludziach inteligencję, spryt oraz lojalność. Zrobisz wszystko, żeby osiągnąć swoje cele, ale nie kosztem innych. Zawsze stawiasz dobro przyjaciół i rodziny ponad własne potrzeby. Zawsze lojalna i uczciwą. Jesteś bardzo mądra i masz ogromną wiedzę. Szybko się uczysz, to duży atut. Ach i ta ambicja! Zdrowa potrzeba sprawdzenia się. Zaoroponowałabym w tym przypadku to samo co twojemu bratu.
- Bratu? - powtórzyła cicho jednocześnie zadając pytanie.
- Tak, bratu. Dodam, że starszemu. Z Wami zawsze jest trudno. Ale najlepiej zrobię jeśli twoim domem będzie GRYFFINDOR! - ostanie słowo usłyszał każdy w Sali, a uczniowie domu Lwa bili gromkie brawa. Nie pewnie odeszła od stołka, nie wiedziała co miała zrobić z przekazaną jej wiedzą. Zasiadła przy stole Gryfonów, ale nie obserwowała dalej Ceremonii Przydziału i tak nikogo z nich nie znała.
Dopiero kilka nazwisk później na środek wyszła dziewczyna, którą udało jej się rozpoznać, była to ta sama uczennica, która przestraszyła się ducha.
- Astoria Greengrass.
- SLYTHERIN! - Tiara w ogóle się nie zawahała.
Ceremonia trwała dalej, aż ostatni uczeń został przydzielony do swojego domu. Kiedy taboret wraz z Tiarą został zabrany, na środek wyszedł dyrektor szkoły.
- Witajcie! - powiedział Dumbledore, a blask świec zaigrał na jego srebrnej brodzie. - Witajcie u progu kolejnego roku nauki w Hogwarcie! Pragnę wam powiedzieć o kilku sprawach, a ponieważ jedna z nich jest bardzo poważna, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli od razu przejdę do rzeczy, zanim ta wspaniała uczta zamroczy wam mózgi...
Zrobił pauzę, odchrząknął i oznajmił:
- Zapewne wszyscy już wiecie, że nasza szkoła gości strażników z Azkabanu, którzy są tutaj z polecenia Ministerstwa Magii. To oni przeszukali wasz pociąg.
Lily wzdrygnęła się na wspomnienie o tych czarnych postaciach.
- Strażnicy pełnią wartę przy każdym wejściu na teren szkoły - ciągnął Dumbledore - a póki są wśród nas, nikomu nie wolno opuścić szkoły bez pozwolenia. Nie łudźcie się: dementorów nie da się oszukać żadnymi sztuczkami, przebierankami... czy nawet pelerynami-niewidkami - dodał ironicznym tonem.
- Nie będą wysłuchiwać żadnych próśb ani wymówek. To nie leży w ich naturze. Dlatego ostrzegam was, żebyście nie dali im powodu do zrobienia wam krzywdy. Liczę na prefektów domów i na naszą nową parę prefektów naczelnych, liczę, że zadbają, by nikt nie próbował wyprowadzić dementorów w pole.
Dumbledore znowu zrobił pauzę i spojrzał z powagą po sali, w której zapadła głucha cisza.
- A teraz coś weselszego - powiedział po chwili. - Mam przyjemność powitać w naszym gronie dwóch nowych nauczycieli. Najpierw profesora Lupina, który zgodził się łaskawie objąć stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.
Rozległy się skąpe, niezbyt entuzjastyczne oklaski. Żarliwie klaskali tylko ci, którzy podróżowali z nim w jednym przedziale, w tym i Lily.
- A teraz przedstawię wam drugiego nowego nauczyciela - powiedział Dumbledore, kiedy ucichły oklaski. - No cóż, muszę was z przykrością powiadomić, że profesor Kettleburn, nasz nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, przeszedł na zasłużoną emeryturę, żeby w spokoju pielęgnować to, co mu jeszcze z ciała pozostało. Mam jednak przyjemność oznajmienia wam, że jego miejsce zajmie w tym roku Rubeus Hagrid, który zgodził się objąć to stanowisko, nie rezygnując ze swoich obowiązków gajowego Hogwartu.
W całej sali rozległy się gromkie brawa, najgłośniej wiwatowali Gryfoni. Harry, Ron i Hermiona byli ostatnimi, którzy przestali klaskać, a kiedy profesor Dumbledore znowu zabrał głos, Lily zobaczyła, że Hagrid ociera oczy serwetką.
- No, myślę, że z ważnych spraw to już wszystko - powiedział Dumbledore. - Czas rozpocząć ucztę!
Resztę wieczoru przesiedziała wpatrzona w swój talerz ocknęła się dopiero, gdy poczuła ciężar na swoim ramieniu. Spojrzała prosto w bliźniacze tęczówki Harry' ego.
- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony zachowaniem dziewczynki.
- Tak, nic mi nie jest. Po prostu nie czuje się najlepiej. - odparła.
- Może coś zjesz?
- W sumie czemu nie?
Gdy kolacja dobiegła już końca pierwszoroczni razem z prefektami udali się do Pokoju Wspólnego, po podaniu hasła Grubej Damie znaleźli się w środku. Pokój wspólny był okrągłym, przytulnym pomieszczeniem, o pomalowanych na czerwono ścianach. W pokoju znajdowało się wiele miękkich, wysiedzianych foteli oraz koślawych stolików, przy których zazwyczaj uczniowie rozmawiali ze sobą oraz odrabiali prace domowe.
W pomieszczeniu znajdował się kominek, w którym zazwyczaj płonął ogień, a miejsca przy nim były najbardziej oblegane przez uczniów Gryffindoru. Ściany były dodatkowo pokryte czerwonymi gobelinami. W pokoju znajdowała się także tablica ogłoszeń, na której pojawiały się różne komunikaty.
- No dobrze, witamy Was w Gryffindorze. Dzisiaj jest już późno, więc nie będziemy Was męczyć, jutro wieczorem opiekunka naszego domu - profesor McGonagall, wytłumaczy Wam wszystko. - powiedział chłopak z rudymi włosami, który chyba był bratem Rona. - Dormitorium dziewcząt znajduje się po prawej, chłopców po lewej. Na drzwiach znajdują się tabliczki z waszymi imionami i nazwiskami. A teraz do łóżek.
Wszyscy powlekli się po schodach do swoich pokoi. Lily była tak zmęczona, że nawet nie zwróciła uwagi na inne nazwiska na tabliczce, jeśli takie w ogóle były. Zanim jeszcze zasnęła wypuściła Hermesa przez okno, a Kiarę wyciągnęła z koszyka. Położyła się do łóżka wcześniej nastawiając budzik na szóstą rano, żeby mieć pewność, że zdążyć na śniadanie. Chwilę później odpłynęła już do Krainy Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro