Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Dziurawy Kocioł

Minerwa McGonagall po prostu nie mogła uwierzyć w swojego pecha. Zastanawiała się jak bardzo Merlin ją nienawidzi, że skazują ją na takie męki. Przez cały dzień udało jej się utrzymać tożsamość dziewczyny w tajemnicy, a tu jak na złość pojawia się jedyna osoba, która może to wszystko zepsuć. Na dodatek ta osoba stoi na wprost niej szeroko się uśmiechając.

- Witam Panie Potter. Rozumiem, że znów wpakował się Pan w kłopoty? - chłopak lekko skulił się w sobie.

- Miło mi Cię widzieć Minerwo. - wtrącił się mężczyzna w garniturze w prążki.

- Mi również Korneliuszu. - odparła kobieta ze sztucznym uśmiechem, jak bardzo chciałaby wrócić już do Hogwartu.

- Co Cię tu sprowadza o tej porze moja droga? - zapytał Minister Magii.

- Zakupy szkolne. - powiedziała krótko.

- Nowy uczeń? - spytał ciekawy Knot.

- Uczennica. - sprostowała.

- Och, mogę ją poznać? - stwierdziła, że już nie może być gorzej. Spojrzała na rudowłosą, która stała zaraz za nią, złapała ją za rękę i postawiła przed sobą.

- Dobry wieczór. - przywitała się nieśmiało. Korneliusz zbliżył się do dziewczynki i ucałował ją w dłoń.

- Miło mi Cię poznać młoda damo. - powiedział ze szczerym uśmiechem patrząc prosto w zielone oczy dziewczynki, wydawały mu się takie... znajome. - Mogę wiedzieć, jak się nazywasz? - spytał spokojnie.

- Lily Evans. - odpowiedziała na jego pytanie. Wszyscy oprócz McGonagall patrzyli na nią ze zdziwieniem. Minister nie mógł uwierzyć w to co usłyszał, jednak teraz już wiedział skąd zna te zielone tęczówki. Otrząsnął się ze wstępnego szoku, a na jego ustach znów pojawił się uśmiech.

- Ja nazywam się Korneliusz Knot i jestem Brytyjskim Ministrem Magii. - przedstawił się mężczyzna. - Ten chłopiec za mną to Harry Potter, ale pewnie nie wiesz kim jest. - Lily potwierdziła jego przypuszczenia. - Nic się nie stało. Harry, podejdziesz. - McGonagall na chwilę straciła oddech, była przerażona. Przecież on może ją rozpoznać, na pewno zauważy podobieństwo do swojej zmarłej matki. Jednak zanim zdążyła zareagować było już za późno.

- Cześć, Lily tak? - zapytał z życzliwym uśmiechem. Rudowłosa skinęła na potwierdzenie. - Śliczne imię. Moja mama też tak się nazywała. Pochodziła z rodziny mugoli. Twoi rodzice władają magią? - Harry zauważył, że dziewczynka posmutniała, ale nie wiedział dlaczego dopóki ta się nie odezwała.

- Moi rodzice nie żyją. - odpowiedziała, a młody Potter zrozumiał jaką gafę popełnił. - Ale z tego co opowiadała mi profesor McGonagall, oboje byli w Hogwarcie. Należeli do Gryffindoru.

- Przepraszam, powinienem pomyśleć zanim coś powiem. - powiedział szczerze skruszony. - Moi rodzice też nie żyją, również byli w Gryffindorze, kto wie może się nawet przyjaźnili? - stwierdził z uśmiechem. - Ja też jestem w Domu Lwa.

- Domu Lwa? - zapytała zaciekawiona Lily.

- Lew jest godłem Gryffindoru. Każdy dom reprezentuje inne zwierzę. Wąż to Slytherin, orzeł Ravenclaw, a borsuk to Hufflepuff. - wyjaśnił.

- W godle mojej rodziny jest lew. - powiedziała bez namysłu. Starsi spojrzeli na nią zdziwieni.

- Jesteś czystej krwi? - spytał chłopak.

- Nie, półkrwi. - odparła.

- Wybaczcie, że przerwę tę miłą rozmowę, ale Lily musi wrócić do sierocińca, a ty Potter powinieneś wrócić do domu wujostwa. - wtrąciła McGonagall. - Lily pożegnaj się grzecznie, na pewno spotkasz jeszcze Harry' ego. Mogę się założyć, że będziecie w jednym domu, a może nawet i drużynie.

- Miło było Cię poznać Harry. - powiedziała Evans i przytuliła do siebie zaskoczonego chłopaka. - Cześć.

- Do zobaczenia w pociągu. Jeśli będziesz chciała możesz usiąść z nami w przedziale. Ron i Hermiona na pewno chętnie Cię poznają. Będę czekał na Ciebie przed wejściem na peron, żebyś wiedziała gdzie to jest.

- Chętnie skorzystam. - odparła, po czym podeszła do Ministra i ścisnęła jego dłoń na pożegnanie. - Do widzenia.

Chwilę później opuściły Dziurawy Kocioł i ponownie się aportowały w uliczkę nie daleko sierocińca. McGonagall musiała przyznać, że poszło lepiej niż myślała. Na początku była pewna, że Potter od razu rozpozna swoją siostrę, ale jednak go przeceniła. Chociaż, jak mógłby myśleć, że Lily jest jego siostrą skoro według niego ma 11 lat, więc jest to fizycznie niemożliwe, żeby się urodziła. Nieźle się zdziwią. Czyli jednak Merlin się nad nią zlitował.

Zaprowadziła Lily prosto do jej pokoju po drodze prosząc Panią Stone, żeby do nich dołączyła. Evans była bardzo zestresowana, ponieważ od tego co powie opiekunka będzie zależało czy zatrzyma swoich towarzyszy. Lily siedziała na łóżku skubiąc pościel ze stresu. Chwilę później w pomieszczeniu pojawiła się Pani Stone, co ciekawe z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Dobry wieczór. - przywitała je kobieta. - Jak się udały zakupy? - rudowłosa patrzyła na opiekunkę z szeroko otwartymi ustami. - Lily zamknij buzię, nie przystoi tak robić młodej damie. Rozumiem, że masz już wszystko do Hogwartu.

- Skąd...

- Skąd wiem? - przerwał dziewczynce. - Jestem charłaczką. O Hogwarcie nasłuchałam się całkiem sporo od mojego starszego rodzeństwa. Albus zostawił mi list, w którym wyjaśnił, że jesteś czarownicą. Spodziewałam się, że już niedługo ktoś po Ciebie przyjdzie i nie myliłam się. No dobrze, znając Ciebie masz jakiegoś zwierzaka. Co to jest konkretnie? - zapytała. Lily nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie kobiety, na szczęście nauczycielka ją wyręczyła.

- Kuguchar i sowa.

- No to masz rozmach. - stwierdziła. - Kocisko niech siedzi w twoim pokoju, sowę wypuszczaj w nocy na polowanie. Nikt chyba się nie skapnie. Rok szkolny zaczyna się za trzy tygodnie, więc może uda się uniknąć problemów. No dobrze, to wszystko. Ja już będę iść, muszę jeszcze zrobić obchód. Dobranoc Lily i do widzenia Pani McGonagall. - pożegnawszy się wyszła z pomieszczenia.

- Ja też będę już wracać. W Hogwarcie potrzebują mojej pomocy. Zobaczymy się pierwszego września na Ceremonii. - profesorka wstała z krzesła i podeszła do dziewczynki. Wyciągnęła coś z kieszeni, po czym podała to Lily. - Pociąg odjeżdża 1 września o 11 z dworca King' s Cross, dokładnie z peronu 9 i 3/4. Aby dostać się na ten peron należy wbiec w metalową barierkę między peronem 9 i 10. Na pewno Pan Potter Ci to wyjaśni, jeśli dotrzyma słowa. Do widzenia. - pożegnała swoją przyszłą uczennicę i wyszła z sierocińca, później teleportowała się do szkoły.

Następne trzy tygodnie minęły nadzwyczaj spokojnie. Zwierzaki nie sprawiały żadnych problemów co było prawdziwym cudem, ponieważ Kiara, jak nazwała swoją kotkę była bardzo ruchliwym i rozrabiającym stworzeniem, jednak jak do tej pory nie opuściła ona pokoju Lily. Sowę natomiast postanowiła nazwać Hermes. Imię to wyczytała dawno temu w mitologii greckiej i uznała, że bardzo mu pasuje.

Evans odkąd tylko dorwała się do swoich podręczników nie robiła nic innego, jak czytanie i ćwiczenie zaklęć, oczywiście bez różdżki, ta spokojnie spoczywała na dnie kufra, który czekał spakowany na wyjazd do szkoły. Jak do tej pory najbardziej podobały jej się książki o eliksirach oraz te o zaklęciach. Jednak to nie zwalniało jej z nauki innych przedmiotów. Tak dobrze przeczytaliście, Lily bardzo pilnie uczyła się tego czego była w stanie dzięki podręcznikom, jednak wiedziała, że to zaledwie fragment tego czego nauczy się dzięki nauczycielom w Hogwarcie, w końcu nie wszystkiego da się nauczyć z książek.

Dzień przed wyjazdem do szkoły rozmawiała z Panią Stone na temat tego, jak ma się dostać na dworzec. Opiekunka oznajmiła, że pojadą tam metrem, podobno jedna ze stacji była nie daleko King' s Cross. Uzgodniły, że Lily ma czekać na nią gotowa ze wszystkimi bagażami o ósmej przed wyjściem z sierocińca. Tego dnia Evans dokładnie sprawdziła czy na pewno wszystko zostało spakowane. Gdy była całkiem pewna, zeszła na ostatnią kolację z dziećmi z sierocińca w tym roku. Po powrocie do pokoju nastawiła budzik i położyła się spać.

Rano wstała o szóstej. Zaczęła się przygotowywać do wyjścia. Najpierw umyła zęby i twarz, a następnie ubrała się we wcześniej na szykowane ubrania, czyli czerwoną spódniczkę w czarną kratę i białą koszulę. Na nogi założyła zwykłe czarne lakierki. Jeśli chodzi o włosy, to postanowiła nic z nimi nie robić, tylko je rozczesała. Kiedy upewniła się, że niczego nie zapomniała zabrała swoje rzeczy i zeszła na dół. Jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała cały tłum dzieci, które najwyraźniej czekały na nią. Zauważyła, jak Ben do nie podchodzi. Zabrał jej kufer i pomógł go znieść na dół.

- Dziękuję. - powiedziała. Nagle chłopak przytulił i wyszeptał na ucho.

- Będę za tobą tęsknić.

- Ja też. - odparła z uśmiechem. Chwilę później przyszła do nich Pani Stone, rozpędziła towarzystwo, po czym razem z Lily opuściła sierociniec. Ruszyły w stronę najbliższej stacji metra, która znajdowała się około kilometra od domu dziecka. Z niemałą trudnością udały się na miejsce. Okazało się, że niestety spóźniły się na pociąg i musiały czekać na kolejny.

Szczęście im sprzyjało, ponieważ udało im się dojechać na stację półgodziny przed odjazdem pociągu. Do dworca miały stamtąd 15 minut, więc powinno im się udać. Nie przewidziały, jednak, że coś może pójść nie tak. W związku z małymi problemami dotarły na dworzec pięć minut przed czasem. Lily zgodnie z instrukcjami nauczycielki udała się w stronę barierki między peronami. Już z tej odległość poznała Harry' ego, który tak jak obiecał czekał na nią przed przejściem, jednak nie sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro