Rozdział 32
Dlaczego wakacje!?
- Lily, przyszedł list do ciebie!
Rudowłosa nastolatka wstała gwałtownie z miejsca i zbiegła po schodach na parter skąd dobiegał krzyk jednej z opiekunek. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, który powiększył się jeszcze bardziej kiedy zobaczyła, że koperta znajdująca się w dłoni wyraźnie rozweselonej Pani Stone jest cała pokryta znaczkami pocztowymi. Evans posłała kobiecie rozbawione spojrzenie.
- Domyślam się, że to list od rodziny do której masz pojechać na resztę wakacji. - stwierdziła opiekunka, podając list swojej wychowance.
- Też mi się tak wydaję. - odparła Lily. - Profesor Dumbledore wspomniał, że skontaktują się ze mną przed Mistrzostwami. - dziewczyna otworzyła kopertę i spokojnie zaczęła czytać treść listu.
Witaj Lily!
Mam nadzieję, że dobrze się miewasz i jesteś już spakowana na wyjazd.
Jak dobrze wiesz finał mistrzostw świata w quidditchu odbędzie się w przyszły poniedziałek wieczorem. Profesor Dumbledore przysłał nam kilka dni temu twój bilet, w liście wspomniał również o tym, że nie miałaś jeszcze okazji zrobić zakupów na nowy rok szkolny. Oczywiście, nie musisz się tym martwić kochanieńka. Wszystko uzgodnimy w Norze.
Artur i ja odbierzemy cię w sobotę o piątej, mam nadzieję, że nikt w sierocińcu nie będzie miał z tym problemu. Byłabym wdzięczna gdybyś wysłała swoją odpowiedź jak najszybciej w zwykły sposób, mugolski listonosz jeszcze nigdy u nas nie był i nie jestem pewna czy by do nas trafił.
Z wyrazami szacunku,
Molly Weasley
PS. Mam nadzieję, że nakleiłam dostateczną ilość znaczków.
Lily uśmiechnęła się na ostatnie zdanie, tak... chyba jest tu wystarczająco dużo znaczków. Spojrzała na Panią Stone.
- Mają być jutro o piątej. - wyjaśniła.
- To świetnie. Rozumiem, że jesteś już całkiem spakowana? - zapytała kobieta patrząc na rudowłosą z zaciekawieniem.
- Prawie. - odpowiedziała zdawkowo. - Zostało mi jeszcze tylko kilka rzeczy.
- Idź już do siebie się spakować, bo nie zdążysz na kolacje.
Za radą opiekunki Lily wróciła do swojego pokoju i kontynuowała pakowanie się. Miała z tym pewne problemy, bo okazało się, że jej kufer nie jest w stanie pomieścić wszystkich jej książek. Na początku postanowiła zabrać ze sobą mniej ubrań, ale przecież nie może mieć tylko trzech kompletów ubrań na dziesięć miesięcy! W końcu po półgodzinnej batalii z kufrem udało jej się zmieścić większość jej przybytku. Niestety, część książek musiała zostać. Po chwili dotarło do niej, że jeszcze nawet nie zrobiła zakupów szkolnych. Westchnęła cierpiętniczo i na nowo otworzyła kufer.
Siedząc na podłodze i szukając coraz to ciekawszych sposobów na zaoszczędzenie miejsca w bagażu, jej wzrok padł na jakiś papierek pod biurkiem. Stwierdziła, że musiał jej wypaść kiedy opróżniała biurko. Wzięła kartkę do ręki i kiedy przyjrzała się jej dokładnie szybko zrozumiała, że to jeden z listów od Syriusza. Uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie mężczyzny. Łapa pisał do niej raz w tygodniu przez całe wakacje, podobno nadal się gdzieś ukrywa. Gdyby nie jego listy zanudziła by się tu na śmierć. W sierocińcu nic się nie działo, pierwsze dwa tygodnie spędziła na odrabianiu prac domowych i czytaniu materiałów, które przekazali jej profesorowie Flitwick i Snape. Dostała je kilka dni po zakończeniu roku, nauczyciele wysłali je sowią pocztą. Były to głównie książki i krótkie artykułu na temat nowych odkryć w dziedzinach zaklęć i eliksirów. Gdy już przeszła przez to, nie miała już nic do roboty, dlatego z niecierpliwością wyczekiwała listu od dyrektora Dumbledore. Owy list przyszedł... pod koniec lipca. Profesor wyjaśnił w nim, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik i że Weasley'owie jeszcze napiszą do niej, aby przekazać jej termin wyjazdu.
Pakując już ostatni przedmiot do kufra odetchnęła z ulgą, bo nadal miała w nim trochę miejsca. Wstała z ziemi, aby rozprostować kości, po czym podeszła do biurka i napisała krótką odpowiedź do Pani Weasley. Przeczytała treść wiadomości kilkukrotnie i gdy upewniła się, że wszystko jest idealnie. Schowała list do koperty i rozejrzała się po pokoju. Hermes drzemał sobie w najlepsze na ramie jej łóżka. Zachichotała pod nosem i podeszła do syczonia głaszcząc go delikatnie po głowie. Ten natychmiast się obudził.
- Mam dla ciebie zadanie. - powiedziała rudowłosa, a sowa od razu się ożywiła i ustawiła dumnie gotowa do wykonania zlecenia. - Zaniesiesz list do Molly Weasley? - Hermes zachuczał na potwierdzenie. - Świetnie. Zostawię ci otwarte okno na noc, gdybyś chciał udać się na polowanie. Leć ostrożnie. - dodała i podała list syczonowi, a ten od razu wyleciał przez otwarte okno. Lily patrzyła jeszcze przez chwilę, jak ptak ginie w ciemnościach, aż poczuła jak coś miękkiego ociera się o jej nogę. Spojrzała w dół z uśmiechem.
- Jesteś głodna? - zapytała rozbawiona, a gdy usłyszała głośne miauknięcie roześmiała się, po czym nasypała trochę karmy do miski Kiary, na co kotka zamruczała zadowolona i zajęła się jedzeniem. Evans ostatni raz spojrzała za okno, a później na kufer, który leżał już spakowany na środku pokoju. Podniosła go i ułożyła pod ścianą, a następnie położyła się na łóżku.
Leżąc tak zastanawiała się co u Harry'ego. Jej brat napisał do niej kilka razy. Wspomniał, że Dursley'om nie za bardzo się to podoba, ale kiedy postraszył ich Syriuszem przestali się wtrącać. Pytała się go czy ma jakieś wieści z magicznego świata i czy już coś wiadomo w sprawie Pettigrew, jednak Gryfon ze smutkiem przyznał, że wie tyle co ona, czyli nic.
Miała trochę za złe Dumbledore'owi, że nie wspomniał nawet słowem o rozprawie, która odbyła się już jakiś czas temu. Jeśli w ogóle miała miejsce. Wszystko było dla niej niewiadome. Czuła przez to niesamowitą frustrację, liczyła, że wszystko się szybko wyjaśni. W końcu sprawa jest jasna!
Przynajmniej dla niej.
Następny dzień był dla rudowłosej bardzo stresujący. Mimo tego, że zdołała się spakować wczorajszego popołudnia, nadal, aby się upewnić, że na pewno wszystko ma, sprawdzała swój kufer. Okazało się to naturalnie bezcelowe, jednak zdołało delikatnie uspokoić dziewczynę. Ale tylko do godziny szesnastej.
Lily siedziała przy stole na świetlicy "czytając" jedną z mugolskich książek. Jej noga wystukiwała nieregularny rytm, a oczy zamiast skupić się na tekście latały od opiekunki, Pani Stone, do drzwi pomieszczenia. Czas wydawał się jej dłużyć niewyobrażalnie. Każda minuta zdawała się trwać godzinę, a ona powoli traciła cierpliwość. Jej wzrok spoczął na chwilę na wiszącym zegarku. Za pięć piąta.
- Dlaczego to tyle trwa? - mruknęła pod nosem. Czyżby Weasley'owie zapomnieli o niej? A może się rozmyślili i list z tą informacją jeszcze do niej nie dotarło?
- Hej Lilka, czemu się tak denerwujesz?
Evans lekko zaskoczona spojrzała na chłopaka obok niej.
- O, cześć Cole, nie zauważyłam cię. - przywitała go z delikatnym uśmiechem. - Gdzie zgubiłeś Toma i Bena?
- Są w bibliotece. - odparł zdawkowo. Lily spojrzała na niego z nienaturalnie rozszerzonymi oczami.
- Co oni robią w bibliotece? - spytała z niedowierzaniem.
- Pewnie się uczą. - stwierdził brunet wzruszając ramionami. Jednak kiedy dostrzegł zdumienie na twarzy dziewczyny westchnął i dodał. - Trochę się u nas zmieniło, kiedy cię nie było. Byłaś tak zajęta nauką, że nawet nie zauważyłaś.
- Czego?
- Kiedy dostałaś się do tej prestiżowej szkoły z internatem wszyscy się cieszyli twoim szczęściem. Nie było tu chyba nikogo, kto nie życzył by ci jak najlepiej. Oczywiście, ja, Ben i Tom, bardzo za tobą tęskniliśmy. Próbowaliśmy się z tobą jakoś skontaktować, ale nikt nie chciał nam podać adresu. - widząc jej zdziwienie powiedział. - Może nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale spędziliśmy ze sobą ponad dziesięć lat. Kiedy minął wrzesień każdy z nas odczuł twoją nieobecność. Nie potrafiliśmy się skupić na nauce, a właściwie w ogóle nie poświęcaliśmy jej uwagi. Bena prawie wywalili ze szkoły. - próbował zignorować karcące spojrzenie rudowłosej i kontynuował. - Dostaliśmy niezłą burę od Pani Stone i szlaban na tydzień. Siedząc tak w pokoju doszliśmy do wniosku, że to ty byłaś naszą motywacją do jakiejkolwiek nauki. Ben uznał, że rozwiązaniem naszych problemów jest zmiana szkoły.
Lily spojrzała na niego z uniesioną brwią nie za bardzo rozumiejąc do czego dąży.
- Chcemy dostać się do tej samej szkoły co ty. - wytłumaczył, a Evans poczuła jak jej żołądek zaciska się w ciasny supeł. Dobrze wiedziała, że to niemożliwe. Jednak nie chciała niszczyć ich zapału. Uśmiechnęła się z wymuszeniem.
- To świetnie! Mam nadzieję, że wam się uda.
- Też na to liczymy. - powiedział. - A tak w ogóle jak tam jest?
- Jest obłędnie. - przyznała nie mogąc się powstrzymać. - Szkoła mieści się w starym zamku. Ma mnóstwo schodów, nasze pokoje są w wieżach, i jest pełno tajnych przejść, mamy nawet lochy!
- Wow, naprawdę? - zapytał zachwycony.
- Naprawdę. Na terenie szkoły są błonia i jezioro. Do lasu nie wolno nam wchodzić, podobno dużo osób tam zginęło. Można tam wejść jedynie z gajowym.
- Gajowym? Nie sądziłem, że to aż tak rozwinięta społeczność. Macie też ogrodnika?
- Nasza nauczycielka od zie... biologii się tym zajmuje. - poprawiła się w ostatnim momencie. - Nie mamy zbyt wiele roślin w samym zamku tylko kilka w szklarniach.
- A macie jakieś drużyny sportowe? - zapytał z ekscytacją.
- Cztery drużyny... rugby. - odparła na poczekaniu. - Sport jest zazwyczaj głównym tematem w naszej szkole. A mistrzostwa szkoły? Żebyś to zobaczył, Cole! Ludzie są gotowi się pozabijać.
- Uuuu, rywalizacja. - zaśmiała się. - To jakiej drużynie kibicujesz?
- Swojej, naturalnie. - odparła zamykając książkę i odkładając ją na blat stołu.
- Jesteś w drużynie rugby? - zapytał z kpiną. - Taka drobniutka osoba jak ty gra w rugby.
Za tą zniewagę otrzymał kuksańca w bok.
- Przyznaję, że jestem najmłodszym graczem w szkole i prawdopodobnie najdrobniejszym, ale nie najgorszym. Gryfoni wygrali finał i zdobyli Puchar więc wychodzi na to, że jestem całkiem niezła.
- Gryfoni? - spytał lekko skonfundowany.
- No tak, nie mówiłam ci. - westchnęła, musiała przez chwilę się zastanowić. Nie wiedziała czy powinna o tym wspominać, w końcu jeśli zdradzi za dużo. Jednak... niby jaki mugol uwierzyłby w magię. - Moja szkoła jest naprawdę... inna.
- W jakim sensie inna.
- Nie mamy podziału na klasy, ale na rok oraz dom. - wyjaśniła. - Każdy dostaje przydział do swojego domu, to coś jak wybór drużyn. Wszyscy pracujemy dla dobra naszego domu. To jedna wielka rywalizacja. A więc jest Gryffindor, czyli mój dom, Slytherin, z którym prowadzimy taką jakby wojnę, Ravenclaw, no i Hufflepuff. Konkurujemy we wszystkim. W sporcie, w nauce, w najlepszych imprezach. Nie ma rzeczy o którą byśmy się nie pokłócili.
- Rzeczywiście, trochę dziwnie. - przyznał. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Cole spojrzał na Lily z zaciekawieniem. - A znalazłaś tam sobie jakichś przyjaciół, może chłopaka? - zapytał z cwanym uśmiechem.
- Nie, nie mam chłopaka, ale przyznaję, że mam paru przyjaciół. Jest Dennis, Ben i Astoria, jeszcze Hermiona i Ron, do którego jadę dzisiaj.
- Nie wiedziałem, że wyjeżdżasz. - odezwał się z lekkim smutkiem. - Myślałem, że... no, pomożesz nam trochę przed końcem wakacji.
- Ja... - zaczęła skrępowana. - naprawdę bym chciała, ale bardzo mi zależy na... spotkaniu kogoś.
- A więc jest ktoś kto zawrócił ci w głowie?
- Nie, po prostu... - zawahała się. - Dobra powiem ci. - ściszyła głos. - Ale nie możesz powiedzieć o tym nikomu, nawet Tomowi i Benowi.
- Ok.
- Tam w szkole, dowiedziałam się, że mam brata.
- Co!?
- Ciszej. - szepnęła, rozglądając się dookoła, żeby upewnić się, że nikt ich nie podsłucha. - Nasi rodzice też chodzili do tej szkoły. Podobno oboje, ja i Harry bardzo ich przypominamy. Jeden z nauczycieli powiedział nam o tym. O tamtej pory jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Harry ma przyjechać do Rona, tam mamy się spotkać.
- Cieszę się twoim szczęściem, ale... - zmarszczył brwi wyraźnie nad czymś rozmyślając. - coś mi tu nie pasuje. Skoro ty jesteś tu, to... gdzie jest Harry?
- Wiesz... nasi rodzice nie żyją. W sumie nie za bardzo wiem dlaczego, ale Harry wychowywał się u naszego wujostwa.
- Jeśli macie rodzinę to czemu skończyłaś tutaj?
- Chciałabym to wiedzieć. - odparła. - Ale nie narzekam, z opowieści Harry'ego wiem, że nie należą oni do najmilszych ludzi na świecie.
- A nie chciałabyś...
Jednak Cole nie zdołał dokończyć swojego pytania.
- Lily!
Oboje spojrzeli w kierunku z którego dochodził głos. W drzwiach świetlicy stała Pani Stone i rudowłosa para, która uśmiechała się w ich stronę przyjaźnie.
*-*-*
Powoli wracam do pisania, miałam naprawdę trudny miesiąc, a to wcale nie koniec, zapowiada się dla mnie naprawdę ciężki rok. Nie wiem, czy dam radę pisać regularnie, ale postaram się wbić się w nową rutynę, będę Was informować na bieżąco.
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro