Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Zdrajca w szczurzej skórze

Hermiona krzyknęła. Black zerwał się na równe nogi. Harry podskoczył, jakby
go poraził silny prąd, a Lily patrzyła na profesora z niedowierzaniem.

- Znalazłem to pod wierzbą bijącą. - powiedział Snape, odrzucając pelerynę, ale wciąż celując różdżką w pierś Lupina. - Bardzo przydatne, Potter, dzięki...

Snape był nieco zadyszany, ale nie mógł ukryć wyrazu triumfu na twarzy.

- Pewnie się zastanawiacie, skąd wiedziałem, że was tutaj znajdę? Właśnie odwiedziłem twój gabinet, Lupin. Zapomniałeś o swojej porcji eliksiru, więc chciałem ci przynieść. I dobrze, że to zrobiłem... przynajmniej dla mnie. Na twoim biurku leżała mapa. - Lily i Harry przeklneli siarczyście pod nosem zgarniając tym samym nieprzychylne spojrzenie Hermiony. - Wystarczyło rzucić na nią okiem, by dowiedzieć się wszystkiego, co chciałem. Zobaczyłem, jak razem z panną Evans podążacie tym przejściem i giniecie za krawędzią mapy.

- Severusie... - zaczął Lupin, ale Snape nie dał mu dokończyć.

- Tyle razy powtarzałem dyrektorowi, że to ty pomagasz swojemu staremu druhowi Blackowi przedostawać się do zamku, a oto mamy tego niezbity dowód. Do głowy mi nie przyszło, że będziesz miał czelność wykorzystać to stare miejsce na kryjówkę...

- Severusie, popełniasz błąd. - powiedział Lupin żarliwym tonem. - Nie wiesz wszystkiego... mogę to wyjaśnić... Syriusz wcale nie zamierza zabić Harry’ego i Lily...

- W Azkabanie przybędzie dziś dwóch nowych więźniów. - rzekł Snape, a oczy zapłonęły mu gorączkowo. - Bardzo jestem ciekaw, jak to przyjmie Dumbledore... Tak był przekonany o twojej nieszkodliwości... No wiesz, Lupin... oswojony wilkołak...

- Severus, nie bądź głupcem. - przerwał mu cicho Lupin. - Uważasz, że za chłopięcy wybryk można wsadzać niewinnego człowieka do Azkabanu?

- To zbyt głęboko siedzi w jego naturze. - wtrącił Łapa, patrząc z mordem na nauczyciela eliksirów.

- Syriusz bądź cicho!

- Zamknij się Remus!

- Żałosne! Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo. - warknął Snape, patrząc na czarodziejów z obrzydzeniem. A po chwili...

TRZASK! Cienkie, podobne do węży sznurki wystrzeliły z końca różdżki Snape’a i owinęły się wokół ust, nadgarstków i kostek nóg Lupina, który stracił równowagę i upadł na podłogę, nie mogąc się ruszyć. Black ryknął z wściekłości i ruszył na Snape’a, ale ten wycelował różdżkę prosto między jego oczy.

- Daj mi tylko powód. - wyszeptał. - Daj mi powód, a zrobię to, przysięgam.

Black zamarł. Trudno było powiedzieć, która twarz wyrażała większą nienawiść.

Lily patrzyła zszkowana na to wszystko, w prawej dłoni ściaskała swoją różdżkę, a w głowie powtarzała wszystkie zaklęcia, które mogły jej się teraz przydać. Mimo, że lubiła profesora Snape'a nie mogła pozwolić, żeby coś stało się Lupinowi lub Łapie. Harry natomiast stał obok niej jak sparaliżowany, nie wiedząc, co zrobić ani komu wierzyć. Zerknął na Rona i Hermionę. Ron wyglądał na tak samo oszołomionego jak on i wciąż
walczył z wyrywającym mu się Parszywkiem. Natomiast Hermiona zrobiła niepewny krok w stronę Snape’a i powiedziała, z trudem łapiąc oddech:

- Panie profesorze Snape... przecież nie zaszkodziłoby posłuchać, co oni
mają do powiedzenia, prawda?

- Granger, grozi wam zawieszenie w prawach ucznia. - warknął Snape. - Ty, Potter, Li... Evans i Weasley jesteście poza terenem szkoły, w towarzystwie zbiegłego z więzienia mordercy i wilkołaka. Więc choć raz w życiu trzymaj język za zębami, dobrze?

- Ale jeśli... jeśli pan się myli...

- MILCZ, GŁUPIA DZIEWCZYNO! - krzyknął Snape. Wyglądał, jakby nagle dostał ataku szału. - NIE ZABIERAJ GŁOSU NA TEMAT, O KTÓRYM
NIE MASZ ZIELONEGO POJĘCIA!

Z konca jego różdżki, nadal wycelowanej w Blacka, wystrzeliło kilka iskier. Hermiona zamilkła.

- Zemsta to bardzo słodka rzecz - szepnął Snape do Blacka. - Och, jak ja marzyłem, żeby być tym, który cię schwyta...

- Znowu padłeś ofiarą dowcipu, Severusie. - warknął Black. - Jeśli ten chłopiec - zwrócił głowę w stronę Rona. - zaniesie swojego szczura do zamku, pójdę spokojnie...

- Do zamku? - przerwał mu Snape. - Nie sądzę, żebysmy musieli aż tak się trudzić. Wystarczy, że wezwę dementorów, kiedy wydostaniemy się spod wierzby. Bardzo się ucieszą, jak cię zobaczą, Black... Tak się ucieszą, że cię ucałują...

Z twarzy Blacka zniknął ostatni ślad koloru.

- Musisz... musisz mnie wysłuchać. - powiedział ochrypłym głosem. - Ten szczur... spójrz na tego szczura...

Lecz w oczach Snape’a płonęło szaleństwo, jakiego Lily nigdy jeszcze nie widziała.

- Dość tego. Idziemy. Wszyscy. - pstryknął palcami i końce sznurów oplatających Lupina podleciały do jego rąk. - Wilkołaka zaciągnę na sznurze. Może dementorzy jego też zechcą pocałować...

Młoda Gryfonka zobaczyła ruch po swojej prawej i nim zdąrzyła cokolwiek zrobić, zobaczyła jak Harry, przeszedł trzy kroki i stanął w drzwiach uniemożliwiając Snape'owi wyjście.

- Zejdź mi z drogi, Potter, masz już chyba dość kłopotów - warknął Snape. - Gdybym nie zjawił się tutaj, żeby uratować ci skórę...

- Profesor Lupin mógł mnie zabić ze sto razy w tym roku - powiedział Harry. - Wiele razy byłem z nim sam na sam, bo udzielał mi lekcji obrony przed dementorami. Jeśli pomagał Blackowi, to dlaczego wówczas mnie nie wykończył?

- A niby skąd mam wiedzieć, co się dzieje w głowie wilkołaka? - syknął Snape. - Zejdź mi z drogi, Potter. Chyba nie chcesz wylecieć ze szkoły. Swoim bezmyślnym zachowaniem naraziłeś na śmierć swoich przyjaciół i pierwszoroczną uczennicę...

- JEST PAN ŻAŁOSNY! - krzyknął Harry, a Lily czuła, że zaraz zemdleje z wrażenia. Nigdy jeszcze dotąd nie słyszała, żeby ktoś był na tyle lekkomyślny, aby wykrzyczeć coś takiego prosto w twarz profesora Snape'a. Ta chwila powinna zostać dokładnie opisana w "Historii Hogwartu" jako akt najprawdziwszej odwagi i gryfońskiej głupoty. - NIE CHCE PAN NAWET ICH WYSŁUCHAĆ, BO ZROBILI Z PANA BALONA W SZKOLE!

- MILCZ! JAK ŚMIESZ MÓWIĆ DO MNIE W TEN SPOSÓB! - wrzasnął Snape, sprawiając wrażenie, jakby zupełnie stracił rozum. - Jaki ojciec, taki syn! Właśnie uratowałem ci życie, powinieneś dziękować mi na kolanach. Miałbyś za swoje, gdyby ten łotr cię zabił! Umarłbyś jak twój ojciec, tak jak on zbyt pewny siebie i zarozumiały, żeby uwierzyć, że możesz się mylić co do Blacka... A teraz
zejdź mi z drogi, albo sam cię usunę. ZEJDŹ MI Z DROGI, POTTER!

Lily miała wrażenie, że ziemia usuwa jej się spod nóg kiedy zobaczyła, jak Harry podnosi swoją różdżkę i celuje nią w nauczyciela eliksirów.

- Expelliarmus! - krzyknął.

Niestety, nie był jedyną osobą, która to zrobiła. Trzasnęło tak, że drzwi zadygotały, Snape uniósł się w powietrze i całym ciałem rąbnął w ścianę, a po chwili osunął się na podłogę. Strumyk krwi spływał mu po czole. Stracił przytomność. Lily i Harry rozejrzeli się szybko. Zarówno Ron, jak i Hermiona zdecydowali się na rozbrojenie Snape’a dokładnie w tym samym momencie. Różdżka Snape’a zatoczyła wysoki łuk i wylądowała na łóżku koło Krzywołapa.

- Nie powinieneś tego robić. - rzekł Black, patrząc na Harry’ego. - Trzeba
było zostawić go mnie...

- Już widzę jakbyś sobie dał z nim radę bez różdżki. - prychnęła rudowłosa, na co mężczyzna spojrzał na nią oburzony, ale po chwili znowu przeniósł wzrok na zielonookiego.

Harry uniknął spojrzenia Blacka. Nie był wcale pewny, nawet teraz, czy postąpił
słusznie.

- Zaatakowaliśmy nauczyciela.... zaatakowaliśmy nauczyciela... - powtarzała Hermiona, patrząc przerażonym wzrokiem na nieruchomego Snape’a. - Och, ale się wpakowaliśmy w kłopoty...

- Chcę tylko zaznaczyć, Harry, - zaczęła mówić Evans, patrząc z powagą na brata. - że jeśli Snape postanowi zrezygnować z mojego rozszerzonego programu nauczania to się ciebie wyrzeknę i zwalę całą winę za dzisiejszy wieczór na ciebie.

- Dzięki, siostrzyczko. - sarknął.

- Nie ma za co.

Lupin wił się i szarpał w swoich więzach, patrząc w ich stronę błagalnie. Lily pochylił się szybko i z małą pomocą Łapy rozwiązał go. Wilkołak wyprostował się i zaczął rozcierać sobie ręce w miejscach, gdzie sznury werżnęły się w ciało.

- Dziękuję ci, Harry. - powiedział.

- Ale to nie oznacza, że już panu uwierzyłem.

- Więc nadszedł czas, żeby przedstawić ci dowód. - odezwał się Black. - Chłopcze, daj mi Petera. No już.

Ron ściskał Parszywka przy piersi.

- Odwal się. - mruknął. - Chcesz mi powiedziec, że uciekłeś z Azkabanu tylko po to, żeby dorwać Parszywka? To znaczy... - spojrzał na Harry’ego i Hermionę, szukajac u nich poparcia. - No dobra, załóżmy, że ten Pettigrew mógł się zamienić w szczura... Są miliony szczurów... skąd on wiedział, którego szukać, jeśli tak długo siedział zamknięty w Azkabanie?

- Wiesz co, Syriuszu? To całkiem rozsądne pytanie. - powiedział Lupin, odwracając się do Blacka i lekko marszcząc czoło. - Jak się dowiedziałeś, gdzie on jest?

Black wsunął wychudłą, szponiastą dłoń za pazuchę i wyjął kawałek wygniecionego papieru. Rozprostował go, wygładził i wyciągnął rękę, pokazując go pozostałym.
Była to fotografia Rona i jego rodziny, która ukazała się w „Proroku Codziennym” zeszłego lata. Na ramieniu Rona siedział Parszywek.

- Skąd to masz? - zapytał zdumiony Lupin.

- Od Knota. Kiedy w ubiegłym roku przyjechał do Azkabanu na inspekcję, dał mi swoją gazetę. A tam, na pierwszej stronie... na ramieniu tego chłopca... był Peter... poznałem go od razu... Tyle razy widziałem, jak się przemieniał! A pod spodem był podpis... że ten chłopiec idzie do Hogwartu... tam, gdzie Harry i Lily...

- Mój Boże. - westchnął Lupin, patrząc to na Parszywka, to na fotografię. - Przednia łapa...

- Co z nią? - zapytał Ron wojowniczym tonem.

- Brakuje jednego pazura. - rzekł Black.

- Oczywiście. - wydyszał Lupin. - To takie proste... takie pomysłowe... Sam sobie odciął?

- Zanim się przemienił. - powiedział Black. - Kiedy go osaczyłem, ryknął na całą ulicę, że zdradziłem Lily i Jamesa. A potem, zanim zdążyłem rzucić zaklęcie, wypalił z różdżki, którą trzymał za plecami. Pozabijał wszystkich w promieniu dwudziestu stóp... i umknął do ścieku razem z innymi szczurami...

- Słyszałeś o tym, Ron? - zapytał Lupin. - Słyszałeś, że z całego Petera znaleziono tylko jeden palec?

- To niemożliwe... Parszywek pewnie walczył z jakimś szczurem... przecież jest w mojej rodzinie od dawna, od...

- Od dwunastu lat, tak? - wpadł mu w słowo Lupin. - I nigdy się nie zastanawiałeś, dlaczego żyje tak długo?

- Bo... bo bardzo o niego dbaliśmy!

- Ale teraz za dobrze nie wygląda, co? Domyślam się, że zaczął tracić wagę, odkąd usłyszał, że Syriusz jest na wolności...

- On się boi tego wariata! - zawołał Ron, wskazując podbródkiem Krzywołapa, który nadal leżał na łóżku i mruczał.

- Ten kot nie jest wariatem. - powiedział ochryple Black. Wyciągnął kościstą rękę i pogłaskał Krzywołapa po puszystej głowie. - To najinteligentniejszy przedstawiciel swojego gatunku, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Od razu rozpoznał Petera. Podobnie, jak Kiara, kotka Lily. Kiedy mnie zobaczyli, od razu poznali, że nie jestem psem, choć nie od razu mi zaufali. Kiara była wyjątkowo negatywnie do mnie nastawiona, wiedziała, że mogę zagrażać jej właścicielce. W końcu udało mi się z nimi porozumieć, wytłumaczyć, na kogo poluję, i odtąd mi pomagali...

- Co to znaczy? - zapytała Hermiona.

- Krzywołap próbował przyniesć mi Petera, ale mu się nie udało... Kiara ukradła dla mnie hasła do wieży Gryffindoru... O ile ją dobrze zrozumiałem, zabrała je z szafki nocnej w sypialni chłopców... Jako, że Kiara jest jeszcze młoda, no i nie znała zbyt dobrze Petera, byłoby to zbyt podejrzane, gdyby nagle zaczęła na niego polować...

Lily nagle zrozumiała te wszystkie zniknięcia swojej kotki i dlaczego ta nie ostrzegła jej przed zamaskowanym animagiem w jej pokoju. Natomiast Harry miał wrażenie, że mózg odkształca mu się pod ciężarem tego, co usłyszał. To było absurdalne... a jednak...

- Ale Peter wyczuł, co się dzieje i uciekł... Krzywołap... powiedział mi, że Peter pozostawił krwawe ślady na pościeli...
chyba sam się ugryzł... no cóż, udawanie własnej śmierci już raz podziałało...

Te słowa zapiekły Harry’ego do żywego.

- A dlaczego udał własną śmierć? - zapytał ze złością. - Bo wiedział, że chcesz go zabić, tak jak zabiłeś moich rodziców!

- Nie. - powiedział Lupin. - Harry...

- A teraz chcesz go wykończyć!

- Tak, chcę. - powiedział Black, patrząc złowrogo na Parszywka.

- Więc powinienem pozwolić Snape’owi pojmać cię i oddać dementorom! - krzyknął Harry.

- Harry. - wtrąciła szybko Lily. - Czy ty nie rozumiesz? Przez cały czas myśleliśmy, że to Syriusz zdradził naszych rodziców, a Glizdogon go wytropił... a tymczasem było zupełnie inaczej, nie rozumiesz? To Peter zdradził naszego tatę i naszą mamę... a Łapa wytropił Pettigrew...

- TO NIEPRAWDA! - krzyknął Harry. - ON BYŁ ICH STRAŻNIKIEM TAJEMNICY! POWIEDZIAŁ TO, ZANIM SIĘ POJAWILIŚCIE, POWIEDZIAŁ, ŻE ICH ZABIŁ!

Wskazywał na Blacka, który kręcił powoli głową, a w oczach lśniły mu łzy. Lily nie mogła nic zrozumieć z krzyków swojego brata. Przecież Łapa był niewinny, niby dlaczego miałby się przyznać do zbrodni, której niepopełnił.

- Tak, Harry... jakbym ich zabił - wychrypiał. - Namówiłem Lily i Jamesa, żeby swoim Strażnikiem Tajemnicy uczynili Petera zamiast mnie... Tak, to moja wina, wiem o tym... Tej nocy, kiedy zginęli, chciałem sprawdzić Petera, upewnić się, że jest bezpieczny, ale kiedy przyszedłem do jego kryjówki, już go tam nie było. Ani śladu walki. Coś mnie tknęło. Od razu wyruszyłem do domu waszych rodziców. A kiedy zobaczyłem ich dom... rozwalony... i ich ciała... zrozumiałem, co się stało... co zrobił Peter. Co ja zrobiłem.

Głos mu się załamał. Odwrócił się.

- Dość tego. - rzekł Lupin, a w jego głosie zabrzmiała twarda nuta, którą Lily dane było usłyszeć tylko raz, w dniu w którym otrzymała swój pierwszy szlaban. - Jest jeden sposób, żeby udowodnić, co naprawdę się wydarzyło. Ron, daj mi tego szczura.

- A co zamierza pan z nim zrobić, jak go panu dam? - zapytał Ron.

- Zmuszę go do ujawnienia, kim jest. Jeśli jest naprawdę szczurem, nic mu się nie stanie.

Ron zawahał się, a potem wyciągnął rękę z Parszywkiem w stronę Lupina. Remus wziął go, a szczur zaczął rozpaczliwie piszczeć, wić się, wyrywać i wytrzeszczać maleńkie czarne oczka.

- Gotów jesteś, Syriuszu? - zapytał Lupin.

Black już wziął z łóżka różdżkę Snape’a. Zbliżył się do Lupina, a jego wilgotne oczy zapłonęły blaskiem.

- Razem? - powiedział cicho.

- Razem - rzekł Lupin, trzymając mocno w jednej ręce Parszywka, a w drugiej różdżkę. - Policzę do trzech. Raz... dwa... TRZY!

Z obu różdżek trysnęło niebieskobiałe światło. Przez chwilę Parszywek zawisł
w powietrzu, miotając się dziko... Ron wrzasnął przeraźliwie... szczur upadł na
podłogę. Jeszcze raz rozbłysło oślepiające światło, a potem...

Przypominało to film ukazujący w wielkim przyspieszeniu rośnięcie drzewa. Tuż nad podłogą wystrzeliła głowa, członki wyrosły jak pędy i po chwili tam, gdzie był Parszywek, stał już mężczyzna, kuląc się ze strachu i nerwowo zaciskając ręce. Krzywołap zaczął prychać i syczeć, zjeżony jak szczotka. Był to bardzo niski mężczyzna, niewiele wyższy od Harry’ego czy Hermiony. Miał rzadkie, bezbarwne, potargane włosy, a na czubku głowy łysinę. Był jakby zapadnięty w sobie, sflaczały, jakby schudł znacznie w krótkim czasie. Skórę miał szarą, brudnawą jak futerko Parszywka i coś ze szczura czaiło się w jego długim nosie i bardzo małych, wodnistych oczach. Rozejrzał się po wszystkich, oddech miał przyspieszony i płytki. Lily od razu zauważyła, że rzucił szybkie spojrzenie na drzwi.

- Cześć, Peter. - powiedział Lupin beztroskim tonem, jakby często widywał szczury zamieniające się w dawnych szkolnych przyjaciół. - Kupa lat.

- S-syriusz... R-remus... - nawet głos miał piskliwy. Znowu spojrzał szybko na drzwi. - Moi przyjaciele... moi starzy przyjaciele...

Black uniósł różdżkę, ale Lupin złapał go za przegub i spojrzał na niego ostrzegawczo, a potem zwrócił się do Petera Pettigrew.

- Ucięliśmy sobie małą pogawędkę, Peter - powiedział beztroskim tonem. - na temat tego, co się stało w tę noc, kiedy zginęli Lily i James. Mogłeś nie usłyszeć najlepszych momentów, kiedy miotałeś się po łóżku, piszcząc przeraźliwie...

- Remusie - wyszeptał Pettigrew, a Harry, podobnie jak Lily dostrzegł krople potu spływające po jego ziemistej twarzy. - chyba mu nie wierzysz, co?... Próbował mnie
zabić...

- Tak mówiono. - rzekł Lupin, tym razem nieco chłodniejszym tonem. - Chciałbym z tobą wyjasnić parę drobnych spraw, Peter...

- Chce mnie zabić... po raz drugi! - krzyknął nagle Pettigrew, wskazując na Blacka, a Lily spostrzegła, że zrobił to środkowym palcem, bo wskazującego mu brakowało. Jej dłoń automatycznie powędrowała do torby, która przez cały czas swobodnie zwisała na jej ramieniu, a konkretniej do jej tajmniczej zawartości. Skoro to całe szaleństwo okazało się prawdą, ma na to odpowiednie rozwiązanie. - Zabił Lily i Jamesa, a teraz chce zabić mnie... musisz mi pomóc, Remusie...

Black wpatrywał się w niego swoimi przepastnymi oczami; teraz jego twarz
do złudzenia przypominała trupią czaszkę.

- Nikt cię nie zabije, dopóki nie ustalimy kilku faktów. - powiedział Lupin.

- Co tu jest do ustalenia? - zapiszczał Pettigrew, rozglądając się gorączkowo po pokoju i zatrzymując dłużej wzrok na drzwiach i zabitych oknach. -
Wiedziałem, że ucieknie, żeby mnie zabić! Wiedziałem o tym od dawna! Spodziewałem się tego od dwunastu łat!

- Wiedziałes, że Syriusz ucieknie z Azkabanu? - zdziwił się Lupin, marszcząc brwi. - Choć nikt tego wcześniej nie dokonał?

- Posiadł moce, o jakich reszta nas może tylko marzyć! Nie wierzysz? A jak
zdołałby stamtąd uciec, gdyby się nie sprzymierzył z siłami Ciemności? Myślę, że to Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nauczył go paru sztuczek!

Black zaczął się śmiać. Straszny, mrożący krew w żyłach śmiech wypełnił cały pokój.

- Voldemort nauczył mnie sztuczek? - zapytał w końcu. Pettigrew wzdrygnął się, jakby Black chlasnął go w twarz.
- Co, boisz się samego imienia swojego dawnego pana? Nie dziwię się, Peter.
Jego banda nie pała do ciebie miłością, co?

- Nie wiem... o co ci chodzi, Syriuszu... - mruknął Pettigrew, oddychając
jeszcze szybciej. Twarz lśniła mu od potu.

- Nie przede mną ukrywałeś się przez dwanaście lat. Ukrywałeś się przed starymi poplecznikami Voldemorta. Dowiedziałem się różnych rzeczy w Azkabanie,
Peter... Oni wszyscy myślą, że umarłeś, bo inaczej musiałbyś przed nimi odpowiedzieć... Różne rzeczy wykrzykiwali przez sen. Wynikałoby z tego, że sprytny oszust ich przechytrzył. Voldemort dotarł do Potterów dzięki twojej informacji... i Voldemorta spotkała tam klęska. I nie wszyscy jego zwolennicy skończyli w Azkabanie, prawda? Nadal są wsród nas, chcą zyskać na czasie, udają, że zrozumieli swoje błędy... Jeśli się dowiedzą, że ty wciąż żyjesz, Peter...

- Nie wiem... o czym mówisz... - powtórzył Pettigrew, jeszcze bardziej
piskliwym głosem. Otarł twarz rękawem i spojrzał na Lupina. - Chyba w to nie
wierzysz... to czyste szaleństwo...

- Muszę dodać, Peter, że trudno mi pojąć, dlaczego niewinny człowiek godzi
się na to, by przez dwanaście lat być szczurem. - powiedział spokojnie Lupin.

- Niewinny, ale przerażony! - zapiszczał Pettigrew. - Jeśli zwolennicy Voldemorta przysięgli mi zemstę, to dlatego, że dzięki mnie jeden z ich najlepszych ludzi trafił do Azkabanu... jego szpieg, Syriusz Black!

Na twarzy Blacka pojawił się grymas wściekłości.

- Jak śmiesz! - warknął, a jego głos przypomniał nagle Lily warczenie czarnego psa, w którego zmieniał się Black. - Ja szpiegiem Voldemorta? A niby kiedy miałbym szpiegować ludzi o wiele ode mnie potężniejszych? Ale ty, Peter... Nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie przejrzałem cię od samego początku.
To ty byłeś szpiegiem. Zawsze lubiłeś przebywać w towarzystwie silniejszych od siebie, zawsze szukałeś w nich oparcia... Kiedyś byliśmy nimi my trzej... ja, Remus... i James....

Pettigrew ponownie otarł sobie pot z twarzy; teraz z trudem łapał oddech.

- Ja szpiegiem?... Chyba oszalałeś... Ja nigdy... Jak możesz coś takiego mówić...

- Lily i James uczynili cię swoim Strażnikiem Tajemnicy tylko dlatego, że ja ich do tego namówiłem. - syknął Black tak jadowicie, że Pettigrew cofnął się o krok. - Myślałem, że to doskonały plan... Że Voldemort mnie będzie szukał, a nie ciebie, bo nigdy mu nie przyjdzie do głowy, że mogliby wybrać na swojego tajnego powiernika takiego słabeusza... takie beztalencie jak ty... To musiała być najwspanialsza chwila w twoim żałosnym życiu, kiedy powiedziałeś Voldemortowi, że możesz mu wydać Potterów.

Pettigrew mruczał coś pod nosem niezbyt przytomnie. Lily udało się dosłyszeć jedynie słowa: „naciągane” i „wariactwo”, ale jej uwagę bardziej przykuwała szara twarz Petera i jego ukradkowe spojrzenia, rzucane w stronę okien i drzwi.

- Panie profesorze... - odezwała się nieśmiało Hermiona. - Czy... czy mogę coś powiedzieć?

- Oczywiście, Hermiono. - odpowiedział uprzejmie Lupin.

- No bo... Parszywek... to znaczy... ten... ten człowiek... przez trzy lata spał w dormitorium Harry’ego. Gdyby pracował dla Sami-Wiecie-Kogo, to dlaczego nigdy nie próbował zrobić Harry’emu krzywdy?

- Właśnie! - ucieszył się Pettigrew, wskazując na Hermionę swoją okaleczoną ręką. - Dziękuję ci! Widzisz, Remusie? Przy mnie Harry’emu włos nie spadł z głowy! Bo niby dlaczego miałbym zrobić mu krzywdę?

- Powiem ci dlaczego. - rzekł Black. - Dlatego, że nigdy nie zrobiłeś dla nikogo niczego, jeśli nie widziałeś w tym swojej korzyści. Voldemort ukrywa się od dwunastu lat, mówią, że jest półżywy. Nie chciałeś dokonać mordu pod nosem Albusa Dumbledore’a dla jakiegoś wraka czarodzieja, który utracił swą moc, prawda? Chciałeś mieć pewność, że nadal jest najsilniejszym graczem na boisku, zanim byś do niego wrócił, prawda? Bo niby dlaczego znalazłeś sobie rodzinę czarodziejów, żeby cię przyjęła pod swój dach? Chciałeś wiedzieć, co w trawie piszczy, tak, Peter? Mieć wgląd we wszystko, co się dzieje, czy nie tak? Na wypadek, gdyby twój dawny protektor odzyskał moc, bo wtedy chętnie byś się do niego przyłączył...

Pettigrew kilka razy otwierał usta i ponownie je zamykał. Sprawiał wrażenie, jakby stracił mowę.

- Ee... panie Black... Syriuszu... - odezwała się nieśmiało Hermiona.

Black aż podskoczył, słysząc te słowa, i spojrzał na Hermionę tak, jakby już dawno zapomniał, że można się do niego zwracać w tak uprzejmy sposób.

- Proszę mi wybaczyć... ale jak... jak ci się udało uciec z Azkabanu, skoro twierdzisz, że nie korzystałeś z czarnej magii?

- Dziękuję ci! - wydyszał Pettigrew, kiwając gorliwie głową. - Właśnie! Dokładnie to, co chciałem...

Ale Lupin uciszył go jednym spojrzeniem. Black zmarszczył lekko czoło i spojrzał ponuro na Hermionę, jakby rozważał jej pytanie.

- Nie wiem, jak tego dokonałem - powiedział powoli. - Myslę, że jedynym powodem, dla którego nie oszalałem, była moja niewinność. Wiedziałem, że jestem niewinny. To nie była szczęśliwa myśl, więc dementorzy nie mogli mnie jej pozbawić... nie mogli jej wyssać... utrzymywała mnie przy zdrowych zmysłach. Dzięki temu nie zapomniałem, kim jestem. Więc kiedy to wszystko stało się... nie do zniesienia... zdołałem się w celi przemienić... w psa. Dementorzy nie widzą... - przełknął slinę. - Wyczuwają ludzi po ich emocjach, którymi
się żywią... Wyczuwali, że moje uczucia stały się mniej... mniej ludzkie, mniej złożone, kiedy stałem się psem... ale na pewno pomyśleli, że tracę rozum jak wszyscy, którzy tam się znaleźli, więc nie zwracali na to uwagi. Byłem jednak słaby, bardzo słaby i nie miałem nadziei na wyrwanie się stamtąd bez różdżki... I wtedy zobaczyłem Petera na tej fotografii... i zrozumiałem, że on przez cały czas jest w Hogwarcie z Harrym... na dodatek wiedziałem, że Lily też ma się tam niebawem pojawić, wiedziałem, że Peter ma idealne warunki do działania, jeśli tylko usłyszy, że siły Ciemności odzyskują swą moc...

Pettigrew potrząsał głową, otwierając i zamykając usta, ale wciąż, jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w Blacka.

- ... gotów uderzyć, gdy tylko się upewni, że ma sprzymierzeńców... żeby przynieść im w darze ostatnich żyjących Potterów. Bo gdy to zrobi, kto ośmieli się powiedzieć, że zdradził Lorda Voldemorta? Powitają go ze wszystkimi honorami... Więc sami widzicie, że musiałem coś zrobić. Tylko ja wiedziałem, że Peter wciąż żyje...

Harry przypomniał sobie, co pan Weasley powiedział swojej żonie. "Strażnicy
mówią, że bredzi przez sen... zawsze te same słowa... On jest w Hogwarcie...”

- Czułem się, jakby ktoś zapalił ogień w mojej głowie, a dementorzy nie mogli go ugasić... To nie było miłe uczucie... to była obsesja... ale dawała mi siłę, rozjasniała umysł. Tak więc pewnego wieczoru, gdy otworzyli drzwi celi, żeby mi dać jedzenie, wyśliznąłem się jako pies... Było im o wiele trudniej wyczuć zwierzęce emocje. Byłem chudy, chudziutki, zdołałem się przecisnąć przez kraty... przepłynąłem na ląd... powędrowałem na północ i wśliznąłem się na błonia Hogwartu jako pies... Od tego czasu żyłem w Zakazanym Lesie... oprócz tych kilku dni w pokoju wspólnym Gryfonów. - dodał po chwili zastanowienia, a wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, wszyscy z wyjatkiem Lily. - Wymykałem się tylko, żeby popatrzeć na quidditcha... Kiedy zobaczyłem was razem w powietrzu. - zwrócił się do rodzeństwa, a na jego twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech. - Latacie na miotle tak dobrze, jak James, chociaż jestem gotów przyznać, że może ciutkę lepiej... - powiedział lekko rozbawiony.

Spojrzał na nich, a szczególnie na Harry’ego, który tym razem nie odwrócił wzroku.

- Uwierzcie mi. - wychrypiał Black. - Uwierzcie. Nigdy nie zdradziłem Jamesa i Lily. Wolałbym umrzeć! Wolałbym umrzeć niż zdradzić przyjaciół.

Rudowłosa uśmiechnęła się delikatnie widząc emocje przemyskające przez twarz jej brata. Od razu wiedziała, że Harry w końcu mu uwierzył. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, jak brunet skinął głową w kierunku Łapy, który uśmiechnął się szeroko, gwałtownie się rozluźniając.

- Nie!

Pettigrew padł na kolana, jakby kiwnięcie głową Harry’ego było dla niego wyrokiem śmierci. Powlókł się na kolanach do Blacka, ze złożonymi rękami, jakby się modlił.

- Syriuszu... to ja... Peter... twój przyjaciel... przecież nie możesz...

Black odtrącił go nogą.

- I tak szatę mam już dosć brudną, nie musisz mnie dotykać. - powiedział.

- Remusie! - jęknął Pettigrew, odwracając się do Lupina i wijąc się przed nim błagalnie. - Chyba w to nie wierzysz... Czy Syriusz nie powiedziałby ci, że zmienili plan?

- Nie, gdyby myślał, że to ja jestem szpiegiem, Peterze. - odrzekł Lupin. - Dlatego mi nie powiedzieliście, prawda, Syriuszu?

- Przebacz mi, Remusie. - powiedział Black.

- Ależ przebaczam ci, Łapo, stary druhu. - rzekł Lupin, podwijając rękawy. - A ty przebaczysz mi w zamian, iż uwierzyłem, że to ty jesteś szpiegiem?

- Oczywiście. - powiedział Black, a na jego wychudłej twarzy pojawił się uśmiech. On też zaczął podwijać rękawy. - Zabijemy go razem?

- Tak. - zgodził się ponuro Lupin.

- Nie zrobicie tego... nie zrobicie... - wydyszał Pettigrew i podczołgał się do Rona. - Ron... czy nie byłem twoim przyjacielem... twoim ulubionym zwierzątkiem? Nie pozwolisz, żeby mnie zabili, prawda? Jestes po mojej stronie, tak?

Ale Ron wpatrywał się w niego z głębokim obrzydzeniem.

- A ja ci pozwoliłem spać w moim łóżku!

- Dobry chłopiec... dobry pan... - popiskiwał Pettigrew - nie pozwolisz im... byłem twoim szczurkiem... twoim zwierzątkiem...

- Jesli byłeś lepszym szczurem niż człowiekiem, to nie masz się czym chwalić, Peter. - powiedział Black ochrypłym głosem.

Ron, coraz bledszy z bólu, odsunął złamaną nogę z zasięgu rąk Pettigrew, który obrócił się na kolanach, powlókł do Hermiony i chwycił brzeg jej szaty.

- Dobra dziewczynko... mądra dziewczynko... nie pozwól im... pomóż mi...

Hermiona wyrwała szatę z jego ręki i cofnęła się aż pod ścianę z przerażoną miną. Pettigrew, wciąż na kolanach, dygotał na całym ciele. Teraz zwrócił się do Harry’ego.

- Harry... Harry... taki jesteś podobny do swojego ojca... taki podobny...

- JAK ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ DO HARRY’EGO? - ryknął Black. - JAK ŚMIESZ SPOJRZEĆ MU W OCZY? JAK ŚMIESZ WSPOMINAĆ PRZY NIM JAMESA?

- Harry... - wyszeptał Pettigrew, idąc ku niemu z wyciągniętymi rękami. - Harry, James nie pragnąłby mojej śmierci... James by zrozumiał... ulitowałby się nade mną...

Black i Lupin podeszli do niego szybko, chwycili za ramiona, ale on zdołał się im wywinąć i pobiec do ostatniej osoby, która mogła go uratować.

- Lily... - powiedział, łapiąc dłońmi jej szkolną szatę. Ona stała i patrzyła na niego niewzruszona. - Och, słodka Lily... wyglądasz całkiem, jak matka... Ona nie pozwoliłaby mnie skrzywdzić... Wiesz o tym... Była tak do ciebie podobna...

Łapa zbliżał się już, żeby odciągnąć zdrajcę od dziewczyny, gdy ta niespodziewanie odezwała się głosem twardym jak stal.

- Nie wiem tego. - jej oczy delikatnie się zaszkliły, a Pettigrew patrząc z przerażeniem w jej szmaragdowe tęczówki w końcu pojął jak wielki błąd popełnił, jednak było już na to za późno. - Przez ciebie nie wiem, kim była, jaka była i co by zrobiła w takiej sytuacji. A najważniejsze nie wiem... jak bardzo ją przypominam... - wysyczała i wyrwała materiał ze słabego uścisku Glizdogona. Remus i Syriusz złapali go i cisnęli z powrotem na podłogę. Siedział tam, drżąc ze strachu wpatrując się w nich szeroko otwartymi oczami.

- Sprzedałes Lily i Jamesa Voldemortowi. - rzekł Black, który również cały się trząsł. - Zaprzeczysz temu?

Pettigrew zalał się łzami. Trudno było na to patrzeć: wyglądał jak wyrośnięte, łysiejące niemowlę, czołgające się po podłodze.

- Syriuszu, Syriuszu, co mogłem na to poradzić? Czarny Pan... ty nie masz pojęcia... miał broń, której nie potrafisz sobie nawet wyobrazić... Bałem się, Syriuszu, nigdy nie byłem tak odważny jak ty, Remus czy James. Nie chciałem tego... Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, zmusił mnie...

- NIE KŁAM! - krzyknął Black. - PRZEKAZYWAŁEŚ MU INFORMACJE PRZEZ CAŁY ROK, ZANIM LILY I JAMES ZGINĘLI! BYŁES JEGO SZPIEGIEM!

- On... on wszędzie zwyciężał... wszyscy mu ulegali! Co by to dało, gdybym ja mu odmówił?

- A co miało dać zwycięstwo nad najpodlejszym czarnoksiężnikiem świata? - zapytał Black, kipiąc z wsciekłości. - Miało ocalić życie niewinnych ludzi, Peter!

- Nic nie rozumiesz! - zaskomlał Pettigrew. - Przecież on by mnie zabił!

- WIĘC POWINIENEŚ UMRZEĆ! LEPIEJ UMRZEĆ, NIŻ ZDRADZIĆ SWOICH PRZYJACIÓŁ! MY BYŚMY TO SAMO ZROBILI DLA CIEBIE!

Black i Lupin stali ramię w ramię z podniesionymi różdżkami.

- Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć. - powiedział cicho Lupin. - Trzeba było pomyśleć, że jeśli nie zabije cię Voldemort, to zginiesz z naszych rąk. Żegnaj, Peter.

Hermiona zakryła twarz dłońmi i odwróciła się do ściany.

- NIE! - krzyknęli w tym samym momencie Harry i Lily. Gryfon podbiegł do Petera Pettigrew i zasłonił go własnym ciałem, a Gryfonka podreptała zaraz za nim. - Nie możecie go zabić. Nie możecie. - dodał brunet.

Black i Lupin wytrzeszczyli na niego oczy.

- Harry, ten nędzny robak spowodował, że nie macie rodziców. - warknął Black. - Ta kupa łajna patrzyłaby na twoją śmierć bez zmrużenia oka. Słyszałeś go. Jego własna śmierdząca skóra droższa mu była od twojej rodziny.

- Wiem. - wydyszał Harry. - Zaprowadzimy go do zamku. Oddamy go w ręce dementorów. Niech go wsadzą do Azkabanu... tylko go nie zabijajcie.

- Harry! - wyszeptał Pettigrew, obejmując jego kolana. - Ty... dziękuję ci... nie zasłużyłem na to... dzięki...

- Zostaw go. - warknęła Lily, Harry odtracił mężczyznę ze wstrętem. - On nie robi tego dla ciebie.

- Robię to, bo uważam, że mój tata nie chciałby, aby jego najlepsi przyjaciele
zostali mordercami... przez ciebie. - wytłumaczył.

Wszyscy zamarli, tylko Pettigrew złapał się za pierś, z trudem łapiąc powietrze. Black i Lupin patrzyli na siebie. A potem jednocześnie opuścili różdżki.

- Jesteście jedynymi osobami, które mają prawo o tym decydować. - powiedział
Black. - Ale zastanówcie się... pomyślcie, co on zrobił.

- Mogą go zamknąć w Azkabanie. - powtórzył Harry. - Jeśli ktokolwiek zasłużył na to, by tam się znaleźć, to właśnie on...

Pettigrew dyszał głośno za jego plecami.

- A więc dobrze. - rzekł Lupin. - Odsuń się, Harry.

Chłopak zawahał się.

- Chcę go związać. - wyjaśnił Lupin. - To wszystko, przysięgam.

Lily pociągnęła Harry'ego za ramię i razem z nim odeszła na bok. Tym razem z różdżki Lupina wystrzeliły cienkie sznurki i w następnej chwili Pettigrew wił się na podłodze, związany i zakneblowany.

- No dobrze. - powiedział Lupin rzeczowym tonem. - Ron, nie potrafię nastawiać kości tak jak pani Pomfrey, więc myślę, że najlepiej będzie, jak unieruchomię ci nogę, zanim dotrzesz do skrzydła szpitalnego.

Podszedł do Rona, pochylił się, stuknął różdżką w jego nogę i mruknął:

- Ferula.

Natychmiast bandaże oplotły nogę, mocując ją ciasno do deseczki. Lupin pomógł mu wstać; Ron oparł się na złamanej nodze i nawet się nie skrzywił.

- O, teraz jest o wiele lepiej. - powiedział. - Dzięki.

- A co z profesorem Snape’em? - zapytała Evans, patrząc na rozciągniętą na podłodze postać profesora.

- To nic poważnego. - odrzekł Lupin, pochylając się nad nim i badając mu
puls. - Harry, Hermiona i Ron dali się po prostu trochę ponieść emocjom... Ale nadal nie odzyskał przytomności. Ee... może będzie najlepiej nie cucić go, zanim nie wrócimy bezpiecznie do zamku. Możemy go tam zabrać w inny sposób... Mobilicorpus - mruknął.

Snape znalazł się nagle w pozycji stojącej, jakby jakieś niewidzialne sznurki pociągnęły go za przeguby, szyję i kolana. Głowa nadal zwieszała mu się bezwładnie, jak groteskowej szmacianej lalce. Zawisł kilka cali nad podłogą. Lupin chwycił pelerynę-niewidkę, złożył ją i wsunął do kieszeni.

- Trzeba go przykuć do dwóch z nas. - powiedział Black, trącając Pettigrew stopą. - Dla pewności.

- Mam chyba lepszy i o wiele bezpieczniejszy sposób. - stwierdziła Lily, zaskakując tym zebranych. Ze swojej szkolnej torby wyciągnęła dość małą klatkę, która została wykonana z bardzo solidnie wygladającej stali, nie miała ona żadnych dźwiczek, a kraty wydawały się błyszczeć dziwnym, nienaturalnym światłem. - To zaczarowana klatka. Żadne zaklęcia na nią nie działają. Została stworzona specjalnie do zamykania animagów.

- Ma na sobie zaklęcie antyanimagiczne*? - zapytał zaintrygowany Lupin, na co pierwszoklasistka skinęła głową na potwierdzenie. - Zawsze przygotowana... - mruknął z niedowierzaniem nauczyciel. - Skąd ją masz?

- Od profesor McGonagall. - odparła.

- Mogłem się tego spodziewać... - westchnął Lupin.

- No dobra, wpakujmy go do tej klatki. - odezwał się Black, po czym rzucił okiem na Petera i powiedział. - Radzę ci nie próbować żadnych sztuczek, jeden nieodpowiedni ruch, a cię zabiję... Może tak być, Harry?

Brunet spojrzał ostatni raz na Pettigrew, a następnie patrząc prosto w jego wodniste ślepia skinął głową na zgodę.

*-*-*
Przepraszam was za błędy ortograficzne i tym podobne, ale późna godzina nie pomaga w poprawianiu rozdziałów🤣

* Zaklęcie blokuje zdolność przemiany animagów. Zaklęcie nałożone na klatkę nie pozwala na przemianę animagów w żadną inną formę niż w tą w której zostali zamknięci. Nie jestem pewna czy takie zaklęcie istniało, a jak nie to w tym ff coś takiego istnieje. (Jestem pewna, że gdzieś była o czymś takim wzmianka, poprawcie mnie jeśli się mylę)

Mam ostatnio wenę i chęci, aby pisać wam częściej rozdziały z CTTE. Dlatego w tym tygodniu pojawi się jeszcze kilka rozdziałów. Możecie to uznać, za taki mini maraton😉 (Prawdopodobnie zakończymy tu Więźnia Azkabanu, już nie mogę się doczekać Czary Ognia tym bardziej, że mam na nią wprost genialny pomysł).

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro