Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz

Dopiero po kilku sekundach dotarła do nich absurdalność tego stwierdzenia. A potem Ron wypowiedział to, co pomyślał cała trójka.

- Wszyscy jesteście pomyleni.

- Ron, mówisz o mojej siostrze. - warknął Potter.

- Śmieszne! - powiedziała słabym głosem Hermiona, ignorując słowa przyjaciela. Jednak chłopak nie mógł zaprzeczyć, że to o czym mówili było wprost niemożliwe.

- Peter Pettigrew nie żyje! - zawołał Harry. - On go zabił dwanaście lat temu!

Wskazał na Blacka, któremu twarz zadrgała konwulsyjnie.

- Chciałem to zrobić, - warknął, obnażając żółte zęby - ale mały Peter wzbudził moją litość... wtedy... bo tym razem będzie inaczej!

Krzywołap spadł na podłogę, gdy Black rzucił się na Parszywka. Ron zawył z bólu, bo Black całym ciężarem runął na jego złamaną nogę.

- Łapa! - krzyknęła Lily, zrywając się z miejsca w kierunku Blacka.

- Syriuszu, NIE! - krzyknął Lupin, podbiegając i odciągając go od Rona. - POCZEKAJ! Nie możesz tego zrobić tak po prostu... oni muszą zrozumieć... musimy im wyjaśnić...

- Możemy im wyjaśnić później! - prychnął Black, próbując uwolnić się od Lupina i jedną ręką nadal sięgając w kierunku Parszywka, który kwiczał jak prosię i rozdrapywał Ronowi twarz i szyję w rozpaczliwej próbie ucieczki. Evans uderzyła w jego wyciagniętą dłoń, przez co ten spojrzał na nią urażonym wzorkiem.

- Oni mają prawo wiedzieć o wszystkim! - wydyszał Lupin, zmęczony próbami uspokojenia zbuega. - To było ulubione zwierzątko Rona! Niektórych rzeczy nawet ja nie rozumiem! No i Harry... Jesteś mu winien prawdę, Syriuszu!

Black przestał się szarpać, choć jego głęboko zapadnięte oczy nadal były utkwione w Parszywku, który miotał się w mocnym uścisku podrapanych, pogryzionych i krwawiących rąk Rona.

- No więc dobrze. - warknął Black, nie spuszczając oczu ze szczura. - Powiedz im, co chcesz. Tylko zrób to szybko, Remusie. Chcę dokonać mordu, za który zostałem uwięziony.

- Obaj jesteście czubkami. - powiedział Ron roztrzęsionym głosem, szukając wzrokiem poparcia u Harry’ego i Hermiony. - Mam tego dosyć. Spadam.

Spróbował podźwignąć się na zdrowej nodze, ale Lupin podniósł różdżkę, celując nią w Parszywka.

- Wysłuchasz mnie, Ron. - powiedział spokojnie. - Tylko trzymaj Petera
mocno i słuchaj.

- TO NIE JEST ŻADEN PETER, TO JEST PARSZYWEK! - ryknął Ron,
próbując wepchnąć do kieszeni szczura, który walczył tak zażarcie, że Ron zachwiał się i stracił równowagę. Harry złapał go w ostatniej chwili i pchnął z powrotem na łóżko, a potem, nie zwracając uwagi na Blacka, zwrócił się do Lupina.

- Byli świadkowie, którzy widzieli, jak Pettigrew umarł. Cała ulica...

- Nic nie widzieli, tak im się tylko wydawało! - wykrzyknął dziko Black, wpatrując się nadal w Parszywka.

- Wszyscy myśleli, że Syriusz zabił Petera. - rzekł Lupin, kiwając głową. - Sam w to wierzyłem... dopóki dziś wieczorem nie spojrzałem na tę mapę. Bo Mapa Huncwotów nigdy nie kłamie... Peter żyje. Ron trzyma go w rękach, Harry.

Lily nie trudno było zauważyć spojrzenie jakim Harry obdarował Rona, na pewno byli przekonani, że Black i Lupin postradali rozum, no i pewnie ją też w to wliczali. Nie mogła zaprzeczyć, że ich opowieść miała jakikolwiek sens, nie dla osób, które nie znały prawdy. Bo niby jak Parszywek mógł być Peterem Pettigrew?

Wówczas odezwała się Hermiona, rozdygotana, ale udając spokój, jakby próbowała nakłonić Lupina, żeby zaczął myśleć rozsądnie.

- Ale... panie profesorze... przecież Parszywek nie może być Peterem Pettigrew... to po prostu niemożliwe i pan o tym dobrze wie...

- A niby dlaczego to jest niemożliwe? - zapytała zaciekawiona Gryfonka.

- Lily, dobrze mówi. Dlaczego uważasz, że to niemożliwe, Hermiono? - spytał spokojnie Lupin, jakby omawiali jakiś problem przy eksperymencie z druzgotkami.

- Bo... bo ludzie by wiedzieli, że Peter Pettigrew został animagiem. Przerabialiśmy animagów na zajęciach z profesor McGonagall, a ja czytałam o nich sporo w bibliotece... Ministerstwo prowadzi rejestr czarownic i czarodziejów, którzy mogą zamieniać się w zwierzęta, zapisuje się tam, w jakie zwierzęta się zmienili... ich znaki szczególne, opis... i ja poszłam, żeby zobaczyć, czy profesor McGonagall nie ma na tej liscie, i w tym stuleciu było tylko siedmiu animagów, a nie ma wśród nich nazwiska Petera Pettigrew...

Evans nie zdążyła zdumieć się w duchu nad wysiłkiem, jaki Hermiona wkłada
w odrabianie prac domowych, bo Lupin wybuchnął głośnym śmiechem.

- Hermiono, znowu masz rację! Tyle że ministerstwo nigdy się nie dowiedziało, że po Hogwarcie buszowało sobie trzech niezarejestrowanych animagów!

- Jesli masz zamiar opowiadać im wszystko po kolei, to się pospiesz, Remusie. - warknął Black. - Czekałem dwanaście lat i nie zamierzam czekać dłużej.

- Dobrze, dobrze... ale będziesz musiał mi pomóc, Syriuszu. - rzekł Lupin. - Ja wiem tylko, jak to się zaczęło...

Lupin urwał. Za nimi coś głośno skrzypnęło. Drzwi otworzyły się same. Wszyscy sześcioro spojrzeli w tamtą stronę. Lupin podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz.

- Nikogo nie ma...

- Tutaj straszy! - powiedział Ron.

- Nie, nic tu nie straszy. - rzekł Lupin, wciąż wpatrując się w otwarte drzwi i marszcząc czoło. - Wrzeszczącej Chaty nigdy nie nawiedzały duchy... Te wrzaski i jęki, które słyszeli mieszkańcy wioski, to moja robota.

Odgarnął siwiejące włosy z czoła, pomyślał przez chwilę, po czym powiedział:

- Wszystko zaczęło się od tego... od tego, że stałem się wilkołakiem. Nie wydarzyłoby się to wszystko, gdybym nie został pogryziony... i gdybym nie był tak uparty...

Sprawiał teraz wrażenie człowieka rozżalonego i zmęczonego. Lily zrobiło się go szkoda, lubiła profesora i wiedziała, że bycie innym musi być dla niego trudne. Widziała, że Harry chciał mu przerwać, ale Hermiona przyłożyła palec do ust. Wpatrywała się w Lupina z napięciem.

- Byłem bardzo małym chłopcem, kiedy zostałem ugryziony. Moi rodzice
próbowali wszystkiego, ale w tamtych czasach nie było na to lekarstwa. Eliksir,
który przyrządza mi profesor Snape, to bardzo świeży wynalazek. Dzięki niemu
jestem niegroźny. Zażywając go w ciągu tygodnia poprzedzającego pełnię księżyca, zachowuję pełną swiadomość, kiedy podlegam przemianie... Mogę ukryć się w swoim gabinecie... zwinąć się w kłębek jak nieszkodliwy wilk i czekać, aż księżyca znowu zacznie ubywać. Ale kiedyś, zanim wynaleziono wywar tojadowy, raz na miesiąc stawałem się groźnym potworem. Wydawało się niemożliwe, żebym mógł uczyć się w Hogwarcie. Inni rodzice z pewnością nie zgodziliby się na to, aby ich dzieci narażone były na moje towarzystwo. Ale dyrektorem szkoły został Dumbledore. Chciał mi pomóc. Powiedział, że jeśli zachowamy właściwe środki bezpieczeństwa, nie ma powodu, by wzbraniać mi pobytu w Hogwarcie...

Westchnął i spojrzał na Lily.

- Powiedziałem ci parę miesięcy temu, że wierzba bijąca została zasadzona
w tym roku, w którym pojawiłem się w szkole. Ale nie powiedziałem ci wszystkiego. Właśnie dlatego została zasadzona... Ten dom... - rozejrzał się ponuro po pokoju. - ...tunel, który do niego prowadzi... to wszystko zostało zbudowane dla mnie. Raz w miesiącu przenoszono mnie tutaj, żebym w spokoju przeszedł transformację. A to drzewo posadzono przy wejściu do tunelu, żeby nikt nie dostał się do miejsca, w którym na parę dni stawałem się groźnym wilkołakiem.

- Stąd to kłamstwo. - stwierdziła, a Remus skinął na potwierdzenie.

- Nie chciałem, żebyś odkryła prawdę o Wrzeszczącej Chacie. - wyjaśnił, po czym słabo się uśmiechnął. - Nawet nie wiedziałem, że już się spóźniłem. Kiedy odkryłaś, że to nie duchy tu straszyły?

- Po świętach się domyśliłam. - odparła, a jej przyjaciele spojrzeli na nią ze zdumieniem. Uśmiechnęła się w ich kierunku i dodała tajemniczo. - Naprawdę wiele o mnie nie wiecie.

Harry z zaskoczeniem spoglądał to na swoją siostrę to na Lupina, nie miał pojęcia, do czego zmierza cała ta historia, ale słuchał jej pilnie. Poza głosem profesora w pokoju słychać było tylko przerażone piski Parszywka.

- Moje transformacje w tamtych czasach były... były straszne. Przemiana w wilkołaka jest bardzo bolesna. Oddzielano mnie od ludzi, więc kąsałem samego siebie. Mieszkańcy wioski słyszeli te wycia i hałasy i myśleli, że to jakieś wyjątkowo hałaśliwe duchy. Dumbledore podtrzymywał te pogłoski... Nawet teraz, kiedy w tym domu od lat panuje cisza, mieszkancy boją się do niego zbliżać... Pomijając te straszne chwile, byłem jednak tak szczęsliwy, jak nigdy przedtem. Po raz pierwszy w życiu miałem przyjaciół, trzech wspaniałych przyjaciół: Syriusza Blacka... Petera Pettigrew... no i waszego ojca, Harry... Jamesa Pottera. Rzecz jasna, moi trzej przyjaciele nie mogli nie zauważyc, że znikam gdzieś raz w miesiącu. Wymyślałem różne historie. Mówiłem im, że moja matka jest chora i że muszę jechać do domu, żeby się z nią zobaczyć... Bałem się panicznie, że odwrócą się ode mnie, kiedy się dowiedzą, kim... a raczej czym jestem. Ale oni, rzecz jasna, sami odkryli prawdę... tak jak ty, Hermiono... I wcale mnie nie porzucili. Zrobili coś, co sprawiło, że moje przemiany nie tylko przestały być straszliwą męką, ale zaczęły być najwspanialszymi okresami w moim życiu... Stali się animagami.

- Mój tata też? - zapytał zdumiony Harry. Lily również była zaskoczona, ale znacznie mniej niż jej brat, w końcu ona wie znacznie więcej od niego w tej sprawie.

- Tak, wasz tata też. - rzekł Lupin. - Opanowanie tej sztuki zajęło im prawie trzy lata. Wasz ojciec i Syriusz byli najzdolniejszymi uczniami w szkole, no
i mieli trochę szczęścia, bo przemiana w animaga jest bardzo ryzykowna... to jedna z przyczyn, dla których ministerstwo bacznie obserwuje tych, którzy próbują tego dokonać. Peter korzystał z pomocy Jamesa i Syriusza. I w końcu, a było to już w piątej klasie, udało im się opanować tę sztukę. Każdy z nich mógł zamieniać się w inne zwierzę, kiedy tylko chciał.

- Ale jak to mogło pomóc tobie? - zapytała Hermiona.

- Nie mogli dotrzymywać mi towarzystwa jako ludzie, więc byli ze mną jako zwierzęta. Wilkołak jest groźny tylko dla ludzi. Wymykali się co miesiąc z zamku, ukryci pod peleryną-niewidką. Przemieniali się... Peter, jako najmniejszy, prześlizgiwał się między gałęziami wierzby bijącej i dotykał sęka, który ją paraliżował. Potem włazili do tunelu i docierali aż tutaj... do mnie. Pod ich wpływem stałem się mniej groźny. Nadal miałem ciało wilka, ale w ich towarzystwie świadomość miałem trochę mniej wilczą.

- Pospiesz się, Remusie. - warknął Black, który wciąż wpatrywał się w Parszywka wygłodniałym spojrzeniem.

- Łapa... - uciszyła go rudowłosa, na co Syriusz jedynie przewrócił oczami, a Harry spogląda na nastolatkę z niezrozumieniem.

- Robię, co w mojej mocy, Syriuszu... - odparł Remus. - Zmierzam do końca... No więc w ten sposób otworzyły się przed nami niesamowite możliwości. Wkrótce zaczęliśmy opuszczać Wrzeszczącą Chatę i nocami włóczyć się po wiosce i po szkolnych błoniach. Syriusz i James przemieniali się w wielkie zwierzęta, więc mogli panować nad wilkołakiem. Wątpię, czy kiedykolwiek jakiś uczeń Hogwartu tak dobrze poznał tereny szkoły i Hogsmeade jak my... Pozwoliło to nam opracować Mapę Huncwotów i opatrzyć ją naszymi przydomkami. Syriusz to Łapa. Peter to Glizdogon. James był Rogaczem.

- Dlatego tak go ciągle nazywasz. - stwierdził Harry zwracając się do najmłodszej osoby w tym gronie, nagle pojmując w czym rzecz. - Ale skąd ty...

- To nadal było niebezpieczne! - przerwała mu wpół zdania Granger. - Włóczyć się po nocy z wilkołakiem! A gdybyś wymknął się im spod kontroli i kogoś ugryzł?

- Ta myśl nawiedza mnie do dziś. - odrzekł ponuro Lupin. - Bywały groźne chwile, wiele takich chwil. Później się z tego śmialiśmy. Byliśmy młodzi, lekkomyślni... uważaliśmy się za wielkich spryciarzy. Czasami czułem wyrzuty sumienia wobec Dumbledore’a, bo zawiodłem jego zaufanie... w końcu przyjął mnie do Hogwartu, a żaden poprzedni dyrektor nie chciał tego zrobić. Nie miał pojęcia, że wciąż łamię przepisy, które ustanowił dla mojego własnego bezpieczenstwa. Nigdy się nie dowiedział, że przeze mnie jego trzej uczniowie stali się nielegalnie animagami. Ale zawsze jakoś zapominałem o wyrzutach sumienia, kiedy tylko zabieraliśmy się do zaplanowania kolejnej włóczęgi. Tak było co miesiąc. I wcale się nie zmieniłem...

Twarz mu stężała, a w jego głosie zadźwięczała wyraźna nuta wstrętu do samego siebie.

- Przez cały ten rok walczyłem ze sobą, zastanawiając się, czy powiedzieć
Dumbledore’owi, że Syriusz jest animagiem. Ale nie zrobiłem tego. Dlaczego? Bo byłem za wielkim tchórzem. Musiałbym się przyznać, że kiedy byłem uczniem, zawiodłem jego zaufanie, że pociągnąłem za sobą innych... a zaufanie Dumbledore’a naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Przyjął mnie do Hogwartu, kiedy byłem chłopcem, dał mi w koncu posadę, gdy ja stroniłem od ludzi i nie mogłem sobie znaleźć płatnej pracy. Wmawiałem więc sobie, że Syriusz przeniknął do zamku dzięki znajomości czarnej magii, której się nauczył od Voldemorta, a to, że jest animagiem, nie ma z tym nic wspólnego... Można więc powiedzieć, że Snape nie mylił się co do mnie.

- Snape? - zachrypiał Black, po raz pierwszy odwracając wzrok od Parszywka i patrząc na Lupina. - A co Snape ma z tym wspólnego?

- On jest tutaj, Syriuszu. - rzekł ponuro Lupin. - On też tutaj naucza. Zastąpił Slughorna.

- Czekaj!? - zawołał Syriusz, patrząc na Lily. - To on jest tym wymagającym nauczycielem eliksirów, na którego tak narzekałaś?

- Wcale na niego nie narzekałam! - zaprzeczyła delikatnie się rumieniąc, widząc pełne triumfu spojrzenie brata.

- Mówiłaś, że jest wymagający i daje ci masę dodatkowych zadań.

- Ha! - krzyknął zadowolony brunet. - Wiedziałam, że nie może traktować cię tak ulgowo.

- Mam indywidualny tok nauczania, to naturalne, że mam więcej pracy niż normalny pierwszoroczny. - odparła Evans, krzyżując ręce na piersi.

- Ja i tak wiem swoje! - zawołał pewny swego Harry. Natomiast Lupin postanowił przerwać tą farsę i dokończyć swoje wyjaśnienia. Spojrzał na Harry’ego, Rona i Hermionę.

- Widziecie... profesor Snape był z nami w szkole. Bardzo się sprzeciwiał mianowaniu mnie nauczycielem obrony przed czarną magią. Wciąż powtarzał Dumbledore’owi, że nie zasługuję na zaufanie. Miał swoje powody... bo, widzicie, Syriusz zażartował sobie z niego okrutnie... mało brakowało, a ten głupi dowcip zakończyłby się dla Snape’a tragicznie... głupi dowcip, w którym ja brałem udział...

Black prychnął pogardliwie.

- Zasłużył sobie na to. - warknął. - Węszył, podsłuchiwał, żeby tylko się dowiedzieć, dokąd się wymykamy... bo miał nadzieję, że nas wyleją...

- Severusa bardzo interesowało, gdzie znikam co miesiąc. - mówił dalej Lupin do Harry’ego, Rona i Hermiony, a Lily słuchała tego ze zmarszczonymi brwiami. Nie za bardzo podobał jej się ten wstęp. - Byliśmy w tej samej klasie i... ee... nie bardzo się lubiliśmy. On zwłaszcza nie znosił Jamesa. Chyba był zazdrosny o jego wyczyny na boisku quidditcha... W każdym razie pewnego wieczoru Snape zobaczył, jak idę przez błonie z panią Pomfrey, która jak co miesiąc prowadziła mnie do wierzby bijącej. Bardzo go to zaintrygowało. Syriusz wpadł na pomysł... uznał, że to będzie bardzo... ee... zabawne... Żeby powiedziec Snape’owi, że musi tylko szturchnąć długim kijem narośl na pniu, a będzie mógł mnie śledzić. No i, rzecz jasna, Snape to zrobił... Pomyślcie sami: gdyby dostał się aż tu, do tego domu, napotkałby wilkołaka... Ale wasz ojciec, James, kiedy się dowiedział, co Syriusz zrobił, poleciał za Snape’em i wyciągnął go stamtąd, narażając własne życie... Niestety, Snape zdążył mnie zobaczyc na końcu tunelu. Dumbledore zakazał mu komukolwiek o tym mówić, ale odtąd Snape wiedział już, kim jestem...

- Więc to dlatego Snape tak cię nie lubi. - powiedział powoli Harry. - Dlatego, że brałeś w tym udział?

- Tak, dlatego. - rozległ się drwiący głos gdzieś zza pleców Lupina. Severus Snape ściągnął z siebie pelerynę-niewidkę. W ręku trzymał różdżkę wycelowaną w Lupina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro