Rozdział 26
Nie taki Łapa straszny, jak o nim mówią
Lily ledwo udało się ustać na nogach, w głowie jej zawirowało, a obiad chciał wydostać się z jej żołądka. Wszyscy czworo zamarli z przerażenia pod peleryną niewidką. Ostatnie promienie zachodzącego słońca kładły się krwawym kobiercem wśród długich cieni. A potem usłyszeli za sobą dziki skowyt.
- To Hagrid. - mruknął Harry.
Evans odwróciła się bez zastanowienia, ale Hermiona i Ron złapali ją za ramiona.
- Nie możemy. - szepnął Ron, blady jak papier. - Jak się dowiedzą, że przyszliśmy go odwiedzić, wpadnie w jeszcze większe kłopoty...
Oddech młodszej Gryfonki był płytki i nierówny.
- Jak... oni... mogli... - powiedziała, krztusząc się łzami. - Jak mogli! - Granger mocniej ścisnęła jej ramię w pocieszającym geście. Ona też ledwo hamowała łzy, jej oczy były zaszklone i mocno zaczerwienione.
- Idziemy. - rzekł Harry, szczękając zębami.
Ruszyli więc w stronę zamku, wolno, by utrzymać na sobie pelerynę. Robiło się coraz ciemniej, a kiedy wyszli na otwartą przestrzeń, ciemność ogarnęła ich jak zaklęcie.
- Parszywek, siedź spokojnie. - sygnał Ron, przyciskając dłoń do piersi.
Szczur miotał się jak oszalały. Ron zatrzymał się nagle, próbując wcisnąć go głębiej do kieszeni. Lily przyglądała się zaniepokojona tej sytuacji, myślała poważnie nad tym czy powiedzieć im o tym co wie, ale uznała, że lepiej chwilę na to poczekać. Nie warto mówić o takich rzeczach na środku hogwardzkich błoni.
- Co jest z tobą, ty głupi szczurze? Siedź spokojnie... AUU! Ugryzł mnie!
- Ron, cicho bądź! - szepnęła Hermiona ze strachem. - Knot zaraz wyjdzie...
- On za nic nie chce... siedzieć... w kieszeni...
Parszywek zupełnie zwariował. Walczył wściekle, próbując się wyrwać z uścisku Rona.
- Co mu się stało?
Rudowłosa zauważyła strach wypisany na twarzy brata, kiedy podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem szybko zrozumiała co tak przeraziło szczura... Przypłaszczony do ziemi, na ugiętych łapach, z żółtymi ślepymi płonącymi niesamowicie w ciemności, pełzł ku nim po trawie Krzywołap. Trudno było powiedzieć, czy ich widział, czy poprostu kieruje się piskami Parszywka.
- Krzywołap! - jęknęła Hermiona. - Nie! Idź sobie, uciekaj, psiiik!
Ale kot był coraz bliżej.
- Parszyyy... NIEE!
Za późno... Szczur wyślizgnął się z zacieśniętych palców Rona, spadł na ziemię i pomknął po trawie. Kot natychmiast za nim pognał, a nim Harry i Hermiona zdążyli powstrzymać Rona, ten wyskoczył z pod peleryny niewidki i zniknął w ciemnościach.
- Ron! - krzyknęła załamana brunetka.
Spojrzała z rozpaczą na rodzeństwo, a oni na nią, i puścili się biegiem, ale po chwili okazało się, że we troje trudno im było biec pod jedną peleryną, więc ściągnęli ją i pomknęli za zidiociałym Gryfonem, a srebrna peleryna powiewała za nimi jak sztandar. Przed sobą słyszeli stłumione dudnienie stóp Rona i jego krzyki:
- Zostaw go... odczep się od niego... Parszywku, chodź tutaj...!
Rozległ się głuchy odgłos uderzenia.
- Mam cię! Uciekaj, ty śmierdzący kocurze...
Harry, Lily i Hermiona o mało co nie wpadli na Rona; zatrzymali się raptownie tuż przed nim. Leżał na ziemi, ale Parszywek już był w jego kieszeni: Ron obiema dłońmi ściskał rozdygotane wybrzuszenie na piersi.
- Ron... szybko... pod pelerynę. - wydyszała Hermiona. - Dumbledore... minister... zaraz będą wracać...
Ale zanim zdążyli okryć się peleryną, zanim zdążyli nabrać tchu, usłyszeli miękki odgłos wielkich łap... Coś biegło ku nim z ciemności... olbrzymi, kruczoczarny pies o lśniących bladych ślepiach.
Lily szybko rozpoznała psa, co wcale nie pomogło jej ochłonąć, zobaczyła jak Harry odruchowo sięgnął po różdżkę, ale było już za późno - pies skoczył i uderzył chłopaka przednimi łapami w pierś. Gryfon upadł na wznak, czując na sobie gorący oddech... zobaczył błysk długich kłów...
Siła uderzenia była jednak tak duża, że pies przetoczył się przez niego; oszołomiony i obolały, jakby mu popękały żebra, Harry starał się dźwignąć na nogi. Słyszał głuche warczenie psa, który zawracał, szykując się do kolejnego ataku. Ron był już przy nim. Kiedy pies skoczył ponownie, Ron odepchnął Harry’ego na bok, a potworne kły zacisnęły się na jego wyciągniętej ręce. Harry rzucił się na psa i chwycił go za kudłatą sierść, ale bestia wlokła już Rona jak szmacianą lalkę...
A potem rozległ się cichy krzyk Evans i nagle coś uderzyło Harry’ego w twarz z taką siłą, że znowu zwaliło go z nóg. Usłyszał, jak Hermiona również krzyczy z bólu i pada na ziemię. Po omacku wyciągnął różdżkę, mrugając powiekami, bo krew zalewała mu oczy...
- Lumos. - szepnął.
Lily szybko dojrzała promień z różdżki brata, i dopiero w jego świetle dotarło do niej, że ścigając szczura dobiegli prawie do stóp wierzby bijącej i teraz jej gałęzie trzeszczały jak w porywie wichru, młócąc drapieżnie powietrze, by nie dopuscić ich bliżej. A pod gałęziami, u podstawy pnia, Łapa wlókł Rona do wielkiej jamy między korzeniami - chłopiec miotał się i wił, ale jego głowa i tułów już znikały w czeluści...
- Ron! - krzyknął Harry, rzucając się ku niemu, ale gruba gałąź świsnęła przed nim złowrogo, więc szybko się cofnał.
Teraz widać było już tylko jedną nogę Rona, którą zahaczył o korzeń, broniąc się rozpaczliwie przed wciągnięciem pod ziemię. A potem rozległ się przerażający trzask łamanej nogi, a w chwilę później stopa Rona znikła między korzeniami.
- Harry... musimy biec po pomoc!... - krzyknęła Hermiona; ona też krwawiła, bo wierzba rozcięła jej ramię.
- Nie! Ten potwór może go pożrec, nie mamy czasu...
- Harry... Hermiona ma rację. - powiedziała Lily, odciagając go na bezpieczną odległość od zabójczego drzewa. - Sami nic nie zdziałamy.
- My? - przerwał jej zdziwiony. - Ty nigdzie z nami nie idziesz!
- Co proszę!? Chyba sobie ze mnie kpisz! - krzyknęła zdenerwowana. - Nie pozwolę ci tam iść samemu! Co jeśli to pułapka!
- Chcę uratować swojego przyjaciela! - odwarknął Gryfon, ale szybko ochłonął zdając sobie sprawę do kogo się zwraca. - Nie chcę, żeby coś ci się stało. Idź po pomoc, a mu pójdziemy uratować Rona.
- Harry, to beznadziejny pomysł. - stwierdziła załamana.
- Ale jedyny jaki mamy. - podszedł do rudowłosej i mocno ją przytulił. - Nic mi nie będzie.
- Obiecujesz? - zapytał patrząc na niego zaszklonymi zielonymi oczami.
- Jeśli ty obiecujesz, że nie pójdziesz za nami bez pomocy.
Lily przez chwilę milczała, po czym z wyraźną niechęcią skinęła głową na zgodę. Harry uśmiechnął się i odsunął kawałek od dziewczyny.
On i Hermiona stanęli jak najbliżej pnia tylko mogli. Starali się dostać do jamy, jednak bezskutecznie. Następna gałąź przecięła ze świstem powietrze, chłoszcząc ich cienkimi witkami, pozaginanymi na końcu jak knykcie.
- Jesli ten pies zdołał się tam wcisnąć, to i my możemy - wydyszał Harry, miotająca się wokół drzewa i próbując znaleźć lukę między świszczącymi gałęźmi. Nie zdołał jednak przybliżyć się nawet o cal do pnia.
Evans patrzyła na to z politowaniem, w końcu, żeby uspokoić bijącą wierzbę wystarczy dotknąć jej pnia. Co mogło być lekko kłopotliwe. Westchnęła i zaczęła rozglądać się za jakimś długim patykiem, jednak zanim zdołała takowy znaleź z ciemności wyskoczyła Kiara. Dziewczyna z zaskoczeniem przyjęła widok swojego kuguhara. Kotka prześlizgnęła się między gałęziami, jak wąż i oparł się przednimi łapami o grube zawęźlenie na pniu. Nagle drzewo znieruchomiało, jakby zamieniło się w kamień. Nie poruszała się ani jedna gałąź, nie drżał ani jeden listek.
- Kiara! - wyszeptała zdumiona Hermiona, ściskając ramię Harry’ego aż do bólu. - Skąd ona wiedziała... - zerknęła zdziwiona w stronę Lily, jednak to nie ona jej odpowiedziała.
- Ona się przyjaźni z tym psem. - odpowiedział ponuro Harry. - Ona i Krzywołap. Widziałem ich razem. Chodź. - starsi Gryfoni ruszyli w stronę pnia. Rudowłosa nawet stąd mogła zobaczyć strach Hermiony i zdecydowanie na twarzy Harry'ego. Nim zniknęli w tajnym przejściu brunet rzucił jej szybkie, znaczące spojrzenie, po czym wszedł do tunelu.
Z wielką chęcią ruszyłaby za nim, ale wiedziała, że z jej bratem lepiej się nie kłócić, jeszcze by się na nią obraził, a tego wolała uniknąć. Uznała, że to najwyższy czas, żeby pójść po jakiegoś nauczyciela. Szybkim krokiem zmierzała dobrze znaną jej drogą w stronę zamku i zastanawiała się który profesor będzie w tej sytuacji najodpowiedniejszy. Pomyślała o profesorze Snape'ie, ale niestety ten mógłby się nie zgodzić. Chociaż... jeśli chodziło o ukaranie Harry'ego lub przyłapanie go na łamaniu regulaminu to był pierwszy w kolejce. No, jednak to nie był jej cel. Wtedy nagle ją olśniło. Lupin.
Przyspieszyła kroku, była już prawie przy wejściu do zamku, kiedy na kogoś wpadła. Prawie skończyłaby na ziemi, gdyby nie refleks... właśnie, kogo? Jak na zawołanie usłyszała znajomą inkantację zaklęcia.
- Lumos!
W bladym świetle różdżki natychmiast rozpoznała profesora Lupina. "O wilku mowa" - pomyślała i od razu na jej twarzy pojawiło się przerażenie.
- Lily, na Merlina! Co ty tu robisz o tej porze. - zapytał zdziwiony, przyglądając jej się podejrzliwie.
- Harry... - wydyszała idelanie odgrywając zmęczenie i strach. - On... potrzebuje pomocy...
- Lily, uspokój się! Co się stało!?
- Łapa!... On zaciągnął Rona pod bijącą wierzbę... Harry i Hermiona pobiegli za nim...
Remus zbladł gwałtownie i bez słowa ruszył w wyznaczone mu przez nastolatkę miejsce.
- Wracaj do zamku, Lily! - krzyknął jeszcze zanim zniknął w ciemnościach pochłaniających błonia Hogwartu.
- Ani mi się śni. - mruknęła i czym prędzej ruszyła za profesorem.
Trzymała się w bezpiecznej odległości od nauczyciela, dobrze pamiętała, iż musi się mieć na baczności szczególnie, że zmysły Lupina były o wiele bardziej wyczulone niż u normalnego człowieka. Szła powoli ciągle nasłuchując, czy aby nikt lub nic nie czai się w krzakach. Wzdrygnęła się, gdy poczuła na swoim ramieniu silny uścisk.
- Ach, Lily... - wyszeptał wzdychając nauczyciel obrony.
- Chyba nie myśli Pan, że pozwolę, aby ominęła mnie cała zabawa. - odparła odwracając się przodem do profesora.
- Wolałbym, żebyś się w to nie mieszała.
- Ale to i tak mnie dotyczy. - warknęła zdenerwowana. - Harry to mój brat, nie pozwolę, żeby coś mu się stało.
Remus naprawdę długo rozważał słowa nastolatki. Wiedział, że nawet jeśli odprowadziłby ją do Wieży Gryffindoru pod groźbą wyrzucenia ze szkoły ona i tak poszłaby za nim. Rozumiał dlaczego chce pomoc Harry'emu, ale on sam obawiał się jakim to będzie kosztem. W końcu westchnął zrezygnowany i pociagnął Evans w stronę bijącej wierzby. Dziewczyna z uśmiecham ruszyła za Lupinem.
Kiedy już dotarli na miejsce profesor wyszeptał jakieś zaklęcie dzięki któremu drzewo przestało niebezpiecznie wymachiwać gałęziami, po czym razem z Lily wbiegł wprost do tajnego tunelu. Kiedy spadli na dół nauczyciel pomógł wstać Gryfonce z ziemi, a następnie ruszył przodem oświetlając zaklęciem kamienny korytarz.
- Nigdy nie miałem okazji zapytać cię, skąd wiesz o tym tajnym przejściu? - odezwał się Lupin po kilku minutach całkowitej ciszy.
- Trafiłam tu przez przypadek. - odparła krótko. - Pan natomiast powiedział, że nie ma pojęcia o tunelu u podstawy bijącej wierzby. - dodała przebiegle szybko rejestrując zmieszanie na twarzy nauczyciela.
- Nie chciałem cię narażać...
- ... na spotkania z Łapą. Wiem. - przerwała. Remus przyglądał jej się ze zdziwieniem. - Znam prawdę i zastanawiam się, dlaczego nie powiedział Pan o tym Ministerstwu.
- Mógłbym zapytać o to samo. - odpowiedział zaciekawiony.
- Coś mnie powstrzymywało. - odparła z delikatnym uśmiechem.
- Mianowicie? - zapytał szczerze zaintrygowany.
- To samo co Pana, profesorze. Wątpliwości.
Przemierzali drogę w ciszy, słowa nie były tu potrzebne, a tym bardziej wskazane. Powoli zbliżali się do celu, a lepiej, żeby nikt nie wiedział o ich obecności. W końcu dotarli na miejsce. Drewniana chatka wydawała się być taka sama, jak jeszcze kilka miesięcy temu, jedynie podniesione głosy wskazywały na to, że ktoś tu jest.
- TU JESTEŚMY! - usłyszeli przytłumiony krzyk. - NA GÓRZE... - oboje dobrze rozpoznali ten głos. Hermiona. - SYRIUSZ
BLACK... SZYBKO!
Lupin i Lily zamarli na chwilę, po czym wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i czym prędzej wbiegli po schodach na piętro. Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a Gryfonka odsunęła się na bok w ostatniej chwili ratując się przed czerwonymi iskrami, które wyleciały jak piorun z różdżki nauczyciela.
Remus jako pierwszy wszedł do pomieszczenia, a zaraz za nim jak cień szła ruda Gryfonka, profesor rzucił okiem na Rona leżącego na podłodze, na Hermionę kulącą się obok drzwi, na Harry’ego stojącego nad Blackiem z wyciągniętą różdżką, a potem na samego Blacka, okrwawionego i leżącego u stóp Harry’ego.
- Expelliarmus! - krzyknął Lupin.
Różdżka Harry’ego wyrwała mu się z ręki i to samo stało się z różdżkami trzymanymi przez Hermionę. Lupin złapał je zręcznie w powietrzu i podał je Lily, a następnie przeszedł na środek pokoju, wpatrując się w Blacka, na którego piersi leżał Krzywołap.
Harry stał nieruchomo, co delikatnie zdziwiło rudowłosą, jednak najbardziej zmartwił ją ból i zrezygnowanie w jego oczach, aż wzdrygnęła się na ten widok. To było coś, co nigdy nie powinno pojawić się w szmaragdowych tęczówkach jej brata.
Bo chwili całkowitej ciszy Lupin przemówił, a głos miał bardzo dziwny, bo drżący od z trudem powstrzymywanych emocji.
- Gdzie on jest, Syriuszu?
Harry spojrzał szybko na Lupina, natomiast Lily z ledwo widocznym uśmiechem podeszła do zbiega.
Na początku twarz Blacka nie wyrażała niczego. Przez kilka sekund nawet się nie poruszył. Jednak gdy tylko dostrzegł młodą Gryfonkę nie potrafił ukryć swoich wyrzutów sumienia, jego wzrok wyrażał skruchę, a postawa zrezygnowanie, wydawał się zignorować wszystkich wokół, skupiając się jedynie na rudowłosej dwunastolatce przed nim.
- Cześć, Łapo. - powiedziała bez wyrzutów nastolatka, co nieźle zdziwiło Blacka. W końcu był święcie przekonany, że jeśli pozna prawdę to ucieknie z krzykiem i doniesie na niego dementorom. A może to zrobiła? I dlatego teraz tak się uśmiechała. Wiedziała, że nic jej nie grozi. - Brakowało mi ciebie i naszych spacerów po błoniach.
"Nie, to przecież Lily. Ona by tego nie zrobiła." - pomyślał i uśmiechnął się do niej ukazując przy tym dwa rzędy pożółkłych zębów.
- Mi też tego brakowało, Lily. - wychrypiał, jego głos był ledwo dosłyszalny dla reszty zgromadzonych, ale mimo wszystko jego słowa wprowadziły wszystkich w stan szoku i niedowierzania.
- Na Merlina, Lily o czym wy... - słowa Harry'ego zaginęły gdzieś w odgłosie uderzenia.
Lupin w końcu stracił ostatki swojej i tak nadszarpniętej samokontroli i uderzył Blacka w twarz, zostawiając na policzku skazańca czerwony ślad.
- Nie lubię się powtarzać, Syriuszu! - zawołał nauczyciel obrony.
Przez chwilę zbiegły więzień nie mógł dojść do siebie po uderzeniu, jednak zdając sobie sprawę, że tu nie ma czasu na głupie kłótnie i niepotrzebne rozmowy bardzo powoli podniósł rękę i wskazał na Rona.
Wszyscy obecni spojrzeli na Rona,
którego twarz zastygła w wyrazie osłupienia.
- Ale... - mruknął Lupin, wpatrując się w Blacka tak uporczywie, jakby
chciał poznac jego myśli - ...dlaczego dotąd się nie ujawnił? Chyba że... -
oczy mu się nagle rozszerzyły, jakby zobaczył coś poza Blackiem, coś, czego
żadne z nich nie było w stanie dostrzec - ...chyba że to on był tym... chyba że
zamieniliscie się... nic mi nie mówiąc...
Black powoli kiwnął głową, nie spuszczając wzroku z Lupina. Natomiast do Lily powoli docierało, o czym rozmawiali. A z każdą chwilą zdawała sobie, że to nie obłęd i że w cale się nie pomyliła, wszystko co podejrzewała właśnie się sprawdzało, a Łapa i profesor Lupin są w stanie to udowodnić.
- Panie profesorze - powiedział głośno Harry - co tu się...
Ale nie skonczył zdania, bo to, co zobaczył, sprawiło, że głos uwiązł mu w gardle. Lupin opuścił różdżkę. Podszedł do Blacka, chwycił go za rękę, pociągnął, pomagając mu wstać i uściskał go jak starego dobrego przyjaciela. Krzywołap spadł na podłogę.
- TO NIEMOŻLIWE! - krzyknęła piskliwie Hermiona.
Lupin puścił Blacka i odwrócił się do niej. Podniosła się z podłogi i wyciągnęła rękę w kierunku Lupina, wytrzeszczając na niego oczy.
- Ty... ty...
- Hermiono...
- ...ty i on!
- Hermiono, uspokój się... - mruknęła lekko zakłopotana Lily.
- Nie powiedziałam nikomu! Ukrywałam to ze względu na ciebie...
- Hermiono, wysłuchaj mnie, proszę! - krzyknął Lupin. - Zaraz ci wyjaśnię!
Harry dygotał, nie ze strachu, ale z wsciekłości.
- Zaufałem ci - krzyknął do Lupina. - a ty przez cały czas byłeś jego przyjacielem!
- Mylisz się. - rzekł Lupin. - Nie byłem przyjacielem Blacka przez dwanaście lat, ale teraz jestem... Pozwól mi wyjaśnić...
- NIE! - krzyknęła Hermiona. - Harry, nie ufaj mu, to on pomógł Blackowi dostać się do zamku, on też pragnie twojej śmierci...to WILKOŁAK!
Zaległa głucha cisza. Wszystkie oczy utkwione były teraz w Lupinie, który
nadal był spokojny, choć zbladł. Rudowłosa spojrzała na starszą Gryfonkę z widocznym wyrzutem, który zdziwił nie jedną osobę w pomieszczeniu.
- Wstydź się, Hermiono, to grubo poniżej twoich zwykłych możliwosci - stwierdził sucho. - Z tych trzech zdań tylko jedno jest prawdziwe. Nie pomagałem Syriuszowi w przedostaniu się do zamku i na pewno nie pragnę śmierci Harry’ego... - dziwny skurcz przebiegł przez jego twarz. - Ale nie przeczę, że jestem wilkołakiem...
Harry momentalnie podszedł do Lily odciągając ją siłą od ich nauczyciela. Ta nie zamierza poddać się tak po prostu i wyrwała się z jego uścisku.
- Lilka, co ty wyprawiasz!? - zawołał wściekły brunet. - To przecież wilkołak!?
- No i co z tego? - zapytała z zadziwiającym, jak na taką małą osóbkę spokojem. - Uczył nas przez cały rok. Jakoś nie miałeś nic przeciwko prywatnym lekcją z nim, kiedy zaproponował, że nauczy cię zaklęcia Patronusa.
- Czekaj... - odezwała się po chwili Granger. - Ty wiedziałaś...
- Oczywiście, że wiedziałam. - prychnęła. - Profesor Snape raczej dawał aż nazbyt znaczące wskazówki. - Remus wyraźnie spochmurniał na jej słowa, jednak widząc pocieszający uśmiech na twarzy uczennicy nie potrafił sam go nie odwzajemnić.
Ron spróbował wstać, ale upadł z powrotem, jęcząc z bólu. Lupin ruszył ku niemu z zatroskaną miną, ale Gryfon wydyszał:
- Nie dotykaj mnie, wilkołaku!
Lupin zatrzymał się, a potem, z pewnym oporem, odwrócił się do Hermiony i zapytał:
- Od kiedy o tym wiesz?
- Od dawna. - szepnęła Hermiona. - Od czasu, gdy pisałam wypracowanie
dla profesora Snape’a...
- Byłby zachwycony - rzekł chłodno Lupin. - Zadał wam ten temat, mając nadzieję, że ktoś zda sobie sprawę, o czym świadczą objawy mojej choroby. Sprawdzałaś tabele księżycowe? Zrozumiałaś, że zawsze jestem chory podczas pełni? A może zwróciło twoją uwagę to, że bogin zamienił się w księżyc, kiedy mnie zobaczył?
- I to, i to. - odpowiedziała cicho Hermiona. Lupin zaśmiał się sztucznie.
- Jestes najmądrzejszą trzynastoletnią czarownicą jaką kiedykolwiek spotkałem, Hermiono.
- Nie. - wyszeptała Hermiona. - Gdybym była choc trochę mądrzejsza, powiedziałabym wszystkim, kim naprawdę jesteś!
- Przecież wiedzą. - powiedziała Lily, jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. - W każdym razie nauczyciele. - uczniowie patrzyli na nią z zaskoczeniem, dlatego spojrzeli z zapytaniem na Lupina, który westchnął ciężko i odparł.
- Lily mówi prawdę.
- Dumbledore zatrudnił cię, wiedząc, że jesteś wilkołakiem? - zdumiał się Ron. - Czy on zwariował?
- Niektórzy nauczyciele tak myśleli. - powiedział Lupin. - Dużo wysiłku włożył w to, żeby ich przekonać, że zasługuję na zaufanie...
- I MYLIŁ SIĘ! - ryknął Harry. - POMAGAŁEŚ MU PRZEZ CAŁY CZAS! - wskazał na Blacka, który podszedł chwiejnie do łóżka z czterema kolumienkami i opadł na nie, zakrywając twarz drżącą dłonią. Krzywołap wskoczył mu na kolana, mrucząc głośno. Ron odsunął się od nich, wlokąc za sobą złamaną nogę.
- To ja pomogłam Łapie dostać się do zamku w Noc Duchów! - krzyknęła sfrustrowana Evans, czym ściągnęła na siebie zdziwione i pełne niezrozumienia spojrzenia przyjaciół.
Syriusz gwałtownie podniósł się do siadu i spojrzał na nastolatkę z przerażeniem.
- Lily... - wyszeptał. - Nie musisz...
- Taka jest prawda. - wtrąciła z powagą. - To ja wprowadziłam Syriusza Blacka do Hogwartu, to przeze mnie dostał się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru i dormitorium chłopców. To wszystko moja wina.
- Och, Lily... - mruknął Lupin. - Nie powinnaś tego mówić.
- Czemu nie? - zapytała. - Powinni poznać prawdę, nic mi nie da okłamywanie ich na dłuższą metę. Powinni wiedzieć, że przez moje głupie i naiwne zachowanie "seryjny morderca" - powiedziała robiąc cudzysłowów w powietrzu. - dostał się do szkoły i napędził nam wszystkim stracha.
- To nie może być prawda. - rzekł nadal niedowierzając Harry.
- Ale jest. - odparła. - A teraz posłuchaj co profesor ma ci do powiedzenia.
- Dlaczego niby miałbym go słuchać? - spytał drżąc z wściekłości.
- Jeśli chcesz, żebym nadal była twoją siostrą to to zrobisz. - wszyscy gwałtownie zaledwie na tą groźbę.
- Nie zrobisz tego...
- Chcesz się założyć? - Harry już się nie odezwał.
- Jak już wspomniałem. Nie pomagałem Syriuszowi. - powiedział lekko wybity z rytmu Lupin. - Jeśli dacie mi szansę, wszystko wyjaśnię.
Widząc strach na twarzy Złotej Trójki skinął głową w stronę Lily, a konkretniej na różdżki, które trzymała w dłoni. Dziewczyna rozdzieliła trzymane w ręku różdżki i po kolei rzuciła je ich właścicielom.
- Proszę. - powiedział Lupin, wtykając swoją różdżkę za pas. - Jesteście uzbrojeni, my nie. Teraz mnie wysłuchacie?
- Jesli mu nie pomagałeś - powiedział zielonooki, rzucając wściekłe spojrzenie na Blacka. - to skąd wiedziałeś, że jest tutaj? Lily nie zdążyłaby cię tak szybko zawiadomić.
- Mapa. - odrzekł Lupin. - Mapa Huncwotów. Przyjrzałem się jej w moim
gabinecie i...
- Wiesz, jak ona działa? - zapytał podejrzliwie Harry.
- Oczywiście. - odpowiedział Lupin, machając niecierpliwie ręką. - Pomagałem ją narysować. To ja jestem Lunatyk... tak mnie w szkole nazywali moi przyjaciele.
- Ty ją narysowałeś?! - nawet rudowłosa Gryfonka wydawała się zdziwiona tym odkryciem, po czym kolejna część układanki wskoczyła na swoje miejsce. Stąd się wziął ten Łapa.
- Najważniejsze jest to, że dziś wieczorem obejrzałem ją sobie dokładnie, ponieważ domyślałem się, że ty, Ron i Hermiona możecie wymknąć się z zamku, żeby odwiedzć Hagrida przed egzekucją Hardodzioba. I miałem rację, prawda?
Zaczął się przechadzać tam i z powrotem, patrząc na nich. Spod jego stóp wzbijały się małe obłoczki kurzu.
- Mogłeś mieć na sobie starą pelerynę swojego ojca, Harry...
- Nie miałem jej ze sobą. - przerwał mu zdziwiony. - Ale... skąd wiesz o pelerynie?
- Tyle razy widziałem, jak James pod nią znikał... - odrzekł Lupin, znowu
machając niecierpliwie ręką. - Rzecz w tym, Harry, że nawet kiedy masz pelerynę na sobie, widać cię na Mapie Huncwotów. Obserwowałem, jak idziecie przez błonie i wchodzicie do chaty Hagrida. Dwadzieścia minut później wyszliście stamtąd i skierowaliście się w stronę zamku. Ale wówczas ktoś już wam towarzyszył.
- No tak. Lily pojawiła się u Hagrida chwilę przed przyjściem Dumbledore'a...
- Tu nie chodzi o Lily! - przerwał mu Lupin. - Było was pięcioro!
- Nie, to nieprawda!
- Ja też nie mogłem uwierzyć własnym oczom. - rzekł Lupin, wciąż krążąc po pokoju. - Myslałem, że z tą mapą coś jest nie w porządku. Bo niby skąd on tam się wziął?
- Nikogo z nami nie było!
- Ktoś był. - mruknęła cicho Lily, co nie zostało zarejestrowane przez nikogo za wyjątkiem Lupina i Blacka.
- A wtedy zobaczyłem jeszcze jedną plamkę, poruszającą się szybko w waszym kierunku, a przy plamce było imię i nazwisko... Syriusz Black... Zobaczyłem, jak wpada na was, jak wciąga was dwóch pod wierzbę bijącą...
- Jednego z nas! - zawołał ze złością Ron.
- Nie, Ron. - powiedział Lupin. - Dwóch...
Zatrzymał się i zmierzył Rona
chłodnym spojrzeniem.
- Mógłbym rzucić okiem na twojego szczura?
- Co? A co ma z tym wspólnego mój szczur?
- Wszystko. - odparł Lupin. - Mogę go zobaczyć?
Ron zawahał się, a potem wsunął rękę za pazuchę i wyciągnął wyrywającego się rozpaczliwie Parszywka. Musiał go złapać za ogon, by zapobiec ucieczce. Leżący na kolanach Blacka Krzywołap podniósł się i cicho zasyczał. Lupin podszedł do Rona. Wydawało się, że wstrzymał oddech, wpatrując się bacznie w Parszywka.
- No i co? - zapytał przestraszony Ron, podsuwając mu Parszywka pod
nos. - Co mój szczur ma z tym wszystkim wspólnego?
- To nie jest szczur - zachrypiał nagle Black.
- Co? Przecież każdy widzi, że to szczur...
- Mylisz się - powiedział szybko Lupin. - To czarodziej.
- Animag - dodała Evans, na co trójka jej przyjaciół, jak i sam Syriusz wytrzeszczyli oczy. - Nazywa się Peter Pettigrew.
*-*-*
Wróciłam po... dwóch miesiącach przerwy.
Przyznam, że nie potrafiłam się zabrać za ten rozdział. Za każdym razem początek mi nie odpowiadał, historia była nieskładna, itp. Zastanawiałam się nawet nad zawieszeniem książki, ale w tym tygodniu w końcu się za to zabrałam a oto efekt mojej tygodniowej pracy.
Jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału i szczęśliwa, że wreszcie mogłam go napisać. Te wakacje okazały się o wiele bardziej prawcowite niż sądziłam, że będą na początku czerwca. Musiałam sobie odpuścić z Wattpadem i w ten sposób zaniedbałam was i moje książki (obie, ZD też swoje wycierpiało).
W sierpniu nie mam już byt dużo wyjazdów i tym podobnych rzeczy. Jedynie tygodniowy wyjazd, przy czym najprawdopodobniej nie będzie żadnych opóźnień (to jeszcze nie do końca pewne), i trzy dniowy kurs pod koniec wakacji. Od teraz już normalnie wracam do pisania jednego rozdziału tygodniowo, jedyna przerwa jaka wystąpi to podczas przeskoku w fabule, w sensie z 3 roku na 4. Będę musiała kilka rzeczy przemyśleć i przede wszystkim pozmieniać...
Ach, zapowiada się masa roboty.
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro