Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Patronus?

Lily opuściła salę eliksirów w wyśmienitym humorze. Eliksir wyszedł jej wprost idealnie i Snape nie mogę się do niczego przyczepić, nawet pogratulował jej świetnie uwarzonej mikstury. Co ciekawe profesor zastosował się do jej prośby i za każdym razem zwracał się do niej po imieniu, nie wydawało jej się, żeby to mu przeskadzało. Za każdym razem kiedy nazywał ją Lily, na jego twarzy pojawiał się ledwo widoczny uśmiech. Dość zaskakujące, ale łatwo do tego przywyknąć. Szła właśnie w stronę Wielkiej Sali, żeby nie spóźnić się na kolacje, gdy nieoczekiwanie na kogoś wpadła.

- Au! - pisnęła rudowłosa, rozcierając obolałe ramię.

- Przepraszam, Lily! - krzyknął bardzo znajomy głos. Kiedy Gryfonka podniosła wzrok natrafiła na bardzo charakterystyczną szopę na głowie.

- Nic się nie stało Hermiono. - odparła. Chciała podejść bliżej starszej koleżanki, ale przypadkiem kopnęła jakąś książkę, która leżała na ziemi. Schyliła się i podniosła ją podając dziewczynie, dyskretnie zerkając na tytuł. - Starożytne Runy? Trochę o nich czytałam.

- Uczęszczam na te zajęcia. - wyjaśniła.

- Wiem, Harry i Ron mi powiedzieli. Ładny wisiorek. - dodał wskazując na dziwny naszyjnik z klepsydrą i złotym łanścuszkiem, który spoczywał na szyi trzecioklasistki. Hermiona trochę się zmieszały i szybko ukryła ozdobę pod szatą.

- Och, to tylko pamiątka rodzinna. Muszę już iść! - zawołała i już po chwili zniknęła za rogiem. Lily jeszcze przez chwilę patrzyła na miejsce gdzie chwilę temu stała dziewczyna,  po czym wzruszyła ramionami i udała się na kolację.

W spokoju zjadła posiłek ignorując kłótnie swoich przyjaciół. Oczywiście Dennis znowu próbował namówić Bena do zjedzenia warzyw. Diggory podczas posiłków w Wielkiej Sali omijał je szerokim łukiem, czego nie mógł znieść Creevey. No, w taki oto sposób dostarczają Lily rozrywki, co prawda teraz już nie jest to tak zabawne, ale zawsze lepsze jest to, niż jedzenie kolacji w całkowitej ciszy.

- Lily, a ty dzisiaj nie masz szlabanu? - zapytał Ben, wyrywając dziewczynę z rozmyślań.

- Idę po kolacji. - odparła lekko nieprzytomnie.

- To może już się zbieraj, bo Lupin przed chwilą wyszedł. - dodał Dennis, wskazując na puste miejsce przy stole pedagogicznym.

- O nie. - mruknęła zdenerwowana. Wstała z miejsca i biegiem opuściła Wielką Salę. Używając tajnego przejścia dostała się na drugie piętro, a stamtąd szybko ruszyła korytarzem w stronę sali do Obrony przed Czarną Magią. Przystanęła przed drzwiami lekko zdyszana, kiedy już w miarę opanowała oddech planowała zapukać do drzwi, jednak te nagle same się otworzyły.

- O! Lily już jesteś. - stwierdził zaskoczony nauczyciel. - Myślałem, że przyjdziesz dopiero za kilka minut, no nic. Wejdź.

Lily weszła niepewnie do klasy i przystanęła w miejscu z szoku. Wszędzie było pełno książek i różnych niesamowitych, a czasem i dziwnych rzeczy. W sali nie było ani jednego wolnego miejsca, ledwo można było gdzieś znaleźć miejsce do stania, a co dopiero siedzenia. Profesor stanął koło rudowłosej rozglądając się dookoła.

- To jest twoje zadanie. - odezwał się z uśmiechem. - To moja prywatna kolekcja magicznych artefaktów. Oczywiście, pomogę ci z tym, bo wiem, że gdybyś miała to zrobić sama zeszło by ci do soboty.

- Niesamowite... - mruknęła zachwycona.

- Prawda, wiele z tych rzeczy ma dużą wartość sentymentalną, a co po niektóre nawet materialną. - powiedział dumny ze swojego zbioru. - Musimy to posegregować, część ksiąg wymaga naprawy, a niektóre rzeczy należy dobrze wyczyścić. Napewno zajmie nam to dłużej niż kilka godzin, dlatego jutro przyjdź o tej samej godzinie, skończymy pożądki, skończy się twój szlaban. - wytłumaczył. - Masz jakieś pytania?

- Będę mogła pożyczyć, którąś z tych książek? - zapytała, a w jej zielonych oczach zatańczyły iskierki fascynacji. Profesor na ten widok roześmiał się całkiem szczerze.

- Na pewno pozwolę ci przeczytać kilka z nich. - odparł, a widząc ekscytację dziewczyny, postanowił jej już nie torturować. - Dasz sobie radę z naprawianiem książek? Jeśli będziesz... - nie zdąrzył nawet dokończyć, a rudowłosej już przy nim nie było. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w przeciwnym kierunku.

Przez następne kilka godzin Lily z szerokim uśmiechem i wręcz dziecięcą radością przeglądała cały księgozbiór profesora. Kiedy zaszła taka potrzeba, sklejała grzbiet lub naprawiała okładkę zaklęciem, wszystko to robiła z niesamowitą precyzją i wrodzoną perfekcją. Całe to zajęcie tak ją wciągnęło, że nawet nie poczuła upływajacego czasu. Dopiero kiedy usłyszała głos nauczyciela wyrwała się ze swego rodzaju transu.

- Lily. - powiedział, kładąc swoją dłoń na ramieniu uczennicy. - Jest po ciszy nocnej.

- Już tak późno!? - zawołała zdziwiona i natychmiast spojrzała za okno. Rzeczywiście, na zewnątrz było już całkiem ciemno. - Ale się zasiedziałam. - mruknęła.

- Nie szkodzi. Będziesz miała mniej pracy jutro. - stwierdził Lupin. Po chwili podszedł do małego stosiku książek i zabrał z niego jedną. - A to, powinno ci się spodobać. - dodał, podając Lily grubą książkę ze skórzaną oprawą. - Odprowadzę cię, lepiej żebyś nie otrzymała szlabanu za szwędanie się po ciszy nocnej.

Następny dzień minął rudowłosej zaskakująco miło. Rano w spokoju przygotowała się na śniadanie. Kiara i Hermes nie walczyli ze sobą, dzięki Merlinowi, każde z nich siedziało w swoim kącie. W Wielkiej Sali, przy posiłku wdała się w bardzo interesującą rozmowę z Percym, który pomimo swojej arogancji sporo wiedział i potrafił. Jako że Lily była dopiero na pierwszym roku, postanowiła dopytać chłopaka o przedmioty w trzeciej klasie. Normalnie zapytałaby o to Hermiony, ale ta była obecnie nie osiągalna. Harry i Ron odpadali na starcie, nie chciała pytać o radę nauczycieli, więc zwróciła się do Percy'ego. Chłopak z zapałem opowiedział jej o wszystkich dodatkowych przedmiotach, wymienił plusy i minusy każdego z nich i wyjaśnił w jakich przypadkach mogą się okazać niezbędne. Lily przyjęła jego rady z powagą i wdzięcznością. Słowa rudzielca rzuciły nowe światło na jej plany względem kariery po Hogwarcie. Była pewna co do kilku przedmiotów, wiedziała, że nigdy nie pójdzie na Wróżbiarstwo, ale za to z chęcią będzie uczęszczać na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Jednak ma sporo czasu zanim będzie musiała dokonać ostatecznego wyboru, dużo się może jeszcze zmienić.

Zaraz po śniadaniu, Evans w towarzystwie swoich przyjaciół udała się na Obronę, który minęła im bardzo przyjemnie. Następna była Historia Magii, było tam tak potwornie nudno, że Lily postanowiła kontynuować czytanie książki, którą pożyczył jej Lupin. Zaczęło zaraz po dotarciu do dormitorium, a skończyła tylko dlatego, że zasnęła w trakcie ze zmęczenia. Zostało jej naprawdę niewiele do końca. Miała już przewrócił na następną stronę, kiedy natrafiła na niezrozumiana dla niej nazwę. Nie wiedziała co mogło oznaczać, jednak bardzo chciała się tego dowiedzieć. Obiecała sobie, że zapyta o to profesora dzisiaj na szlabanie.

Po transmutacji udała się na obiad, który minął jej bez żadnych rewelacji, chociaż... Harry był dziwnie podekscytowany, było to na pewno zastanawiające, szczególnie w ostatnim czasie. Gryfon chodził po szkole rozgoryczony przez stratę swoje nowiutkie miotły, więc skąd u niego ten entuzjazm?

Zaklęcia okazały się trudniejsze niż przypuszczała. Była pewna, że lekcje nie będą się różnic niczym od tych poprzednich, och jak bardzo się pomyliła! Profesor musiał wziąć sobie do serca słowa dziewczyny i za nic nie pozwolił jej się nudzić, co chwilę wynajmował jej nowsze i coraz trudniejsze zaklęcie, dopiero przy szóstym miała jakiś problem, wtedy Flitwick uznał to za idealne zadanie domowe. Całkiem wykończona wróciła do pokoju, aby odłożyć swoje książki. Jakiś czas później udała się na kolacje.

- Wejdź, proszę! - dobiegł do niej głos zza drzwi. Lily czekała przed gabinetem Lupina już kilka minut, kiedy ten się odezwał weszła do środka. - Dobrze, że jesteś! Zacząłem już z tą kupą gratów, więc będę ci wdzięczny, jeśli mi pomożesz.

Evans z uśmiechem zaczęła segregować dziwne dla niej przedmioty. W pomieszczeniy panowała przyjemna cisza, zakłócana jedynie przez ciche trzaski i szurania różnych przedmiotów. Lily naprawdę się to podobało, taki szlaban nauczył ją więcej niż Historia Magii, dwa razy udało jej się rozróżnić dane artefakty, na przykład fałszoskop. Wiedziała, że Harry dostał podobny na urodziny od Rona. Po godzinie ciężkiej pracy profesor zażądził przerwę. Wspólnie usiedli przy już wysprzątanym biurku, Lupin zaproponował rudowłosej herbatę, ktorą z chęcią przyjęła.

- Jak ci się podoba nowy program nauczania? - zapytał nauczyciel siadając za biurkiem.

- Jest ciężko, ale przynajmniej nie mogę narzekać na nudę. - stwierdziła, biorąc łyk bursztynowego napoju.

- A eliksiry? - dopytywał. - Profesor Snape bardzo ci dogryza?

- Nie... jest tak samo, jak wcześniej. - odparła. Nie wiedziała co ma za bardzo powiedzieć, Snape był jednym z jej ulubionych nauczycieli, nigdy się nie czepiał, zawsze doradzał, tak naprawdę nic się nie zmieniło. No może tylko zaczął mówić do niej po imieniu, ale to tak samo, jak reszta nauczycieli. Praktycznie wszyscy profesorzy mówią do niej po prostu Lily, nawet dyrektorowi się to zdarzyło, dlatego nie widziała przeszkód, żeby w przypadku Snape'a było inaczej. Z początku dziwiło ją to, w końcu nauczyciele mało kiedy mówią do uczniów po imieniu, ale teraz kiedy zna prawdę i wie kim byli jej rodzice jest w stanie to zrozumieć. W tym momencie sobie o czymś przypomniała. Z torby stojącej przy biurku wyciągnęła książkę i podała ją profesorowi. - Miał Pan rację, bardzo mi przypadła do gustu.

- No, no. Nie sądziłem, że przeczytasz ją tak szybko. - powiedział z uśmiechem i odłożył księgę na pobliski stosik. - Całkiem, jak Lilka. - mruknął do siebie, po czym zwrócił się do dziewczynki. - Wszystko zrozumiałaś?

- Prawie wszystko. - odparła lekko niepewnie. Spuściła wzrok i przez chwilę zastanowiła się czy powinna o to zapytać, w końcu nie wiedziała co może oznaczać ta nazwa, a co jak to jakieś mroczne zaklęcie? Nie chciała robić przez to problemów, ale jej ciekawość była o wiele większa od obaw, dlatego wbrew sobie zapytała. - Profesorze, co to Patronus?

Lupin przez chwilę przyglądał jej się zamyślony, po czym jakby się na co zdecydował, wstał z miejsca, podszedł do niej i usiadł na fotelu obok.

- Patronus... - zaczął tłumaczyć przy okazji wyciągając swoją różdżkę. - to najtrudniejsze zaklęcie obronne jakie kiedykolwiek powstało. Ma za zadanie gromadzić pozytywną energię na tyle silną, żeby mogła przepędzić dementora.

- Jak działa? - zapytała z iskierkami fascynacji w oczach.

- Wyczarowuje tarczę, która stanowi rodzaj pozytywnej siły przepędzającej dementorów.

- Użył Pan tego zaklęcia w pociągu, prawda profesorze? - spytała, przypominając sobie swoją pierwszą podróż do Hogwartu.

- Tak. - potwierdził. - Jest to zaklęcie bardzo zaawansowane, mało kto potrafi go użyć. Cały szkopuł jest w tym, żeby znaleźć odpowiednio silne, szczęśliwe wspomnienie.  Patronus jest formą pozytywnej energii, dlatego potrzebuje pozytywnych emocji, wspomnienia na tyle silnego, żebyś tworzyć zwierzę - strażnika.

- Zwierzę - strażnika?

- To obrońca, forma jaką przybiera Patronus. Każdy czarodziej ma swoją, najczęściej to jakieś zwierzę, rzadziej magiczne stworzenie. - wyjaśnił.

- Czy... - zaczęła niepewnie. - Czy mógłby mi Pan pokazać?

Remus uśmiechnął się delikatnie, wyciągnął różdżkę przed siebie, wykonał prosty ruch ręką i powiedział.

- Expecto Patronum.

Z jego różdżki wyleciał srebrno - biały obłok, który już po chwili uformował się w pięknego wilka. Wilk ten usiadł na ziemi przy Lily i zaczął machać zawzięcie ogonem. Gryfonka szczerze się roześmiała i dotknęła zwierzaka, który po chwili zniknął.

- Niesamowite. - powiedziała zafascynowana. - Chciałabym kiedyś się go nauczyć.

- Dlaczego nie teraz? - zapytał zdziwony Lupin. Zaskoczyły go słowa dziewczyny, spodziewał się, że zareaguje podobnie, jak Harry, że będzie go prosiła, aby nauczył ją wyczarowywać Patronusa, ale ona nawet nie śmiała go o to zapytać. Dziwiło go to, w końcu dementorzy działają na nią równie silnie co na Harry'ego.

- Mam zaledwie 12 lat, uważa Pan, że byłabym w stanie się go nauczyć? - odparła z rozbawieniem. Teraz to zrozumiał, Lily patrzyła na świata całkiem inaczej niż Harry, ona wiedziała do czego jest zdolna, wiedziała co umie, a czego jeszcze będzie musiała się nauczyć. Harry działa inaczej, bardziej... impulsywnie. Bardziej, jak James. Lily zachowywała się, ale i podchodziła do wszystkiego tak jak swoja matka. Było to... miłe uczucie.

- Uważam, że dla chcącego nic trudnego, ale to tylko i wyłącznie twoja decyzja. Jeśli będziesz gotowa, przyjdź do mnie, a ja postaram cię nauczyć tego, jak najlepiej. - powiedział ze swoim zwyczajowym spokojem. - No, a teraz czas wracać do pracy, chyba nie chcesz tu siedzieć do końca roku.

Lily siedziała właśnie bibliotece korzystając z dwóch godzin wolnego. Postanowiła poczytać trochę więcej o zaklęciu Patronusa, na razie nie planowała się go uczyć, chciał po prostu wiedzieć, a niestety to co powiedział jej Lupin nie wystarczyło. Na szczęście Pani Pince, bardzo jej pomogła. Gdy tylko usłyszała czego szuka od razu podała jej ciekawe tytuły. Jak dotąd trafiła tylko na kilka informacji, niezbyt szczegółowych, ale jednak. Dowiedziała się na przykład, że z pomocą Patronusa można wysyłać wiadomości, to jest bardzo przydatne. Taki Patronus szybciej trafi do nadawcy niż sowa. W innej książce, natomiast przeczytała, że Patronus może zmienić swoją formę w przypadku silnych emocji, takich jak miłość. Często przybierały taką samą formę, jak osoby którą się kocha. Była ciekawa czy Patronusy jej rodziców były takie same. Jednak nie miała kogo o to zapytać, niestety.

Nagle usłyszała, jak krzesło obok niej się odsuwa, a na nim ktoś siada. Spojrzała na tą osobę i aż sapnęła zdzwiona.

- Astoria? - zapytała zaskoczona. - Nie masz teraz lekcji.

- Muszę cię o coś poprosić. - zaczęła, ignorując ostatnie pytanie dziewczyny.

- O co chodzi?

Lily stała przed gabinetem profesora Snape'a i zastanawiała się, jak ona się dała w to wszystko wciągnąć. Może to przez te błagania przyjaciółki, albo te jej minę zbitego szczeniaczka, a może wszystko na raz, ale była pewna jednego, nie potrafiła jej odmówić. Astoria nie sypiała za dobrze, ciągle miała koszmary i nie mogła sobie z nimi poradzić. Na początku rudowłosa zaproponowała, żeby poszła do Madame Pomfrey po Eliksir Słodkiego Snu, ale Greengrass stanowczo się nie zgodziła. Wtedy wypaliła z tym, żeby poszła do Snape'a, ale ta stwierdziła, że Mistrz Eliksirów odeśle ją do Skrzydła. Więc Ślizgonka wpadła na genialny pomysł i zaproponowała, żeby to Lily poszła po eliksir. Evans nie uważała, żeby to stanowiło jakąś różnicę, ale co jej szkodzi spróbować. Dlatego właśnie teraz zapukała do drzwi i czekała na odpowiedź.

- Wejść! - usłyszała zimny i nieprzyjemny głos. Po chwili zawahania otworzyła drzwi i weszła do środka.

- Dzień dobry, panie profesorze. - powiedziała uprzejmie. Snape siedział przy biurku i sprawdzał jakieś eseje, w tym momencie z grymasem na twarzy skreślił jakieś zdanie na pergaminie. Podniósł głowę i spojrzał na Gryfonkę, wyraz jego twarzy natychmiast się zmienił.

- Dzień dobry, Lily. - odparł, przesuwając papiery na bok. - Co cię do mnie sprowadza? Masz jakiś problem z zadaniem domowym?

- Och nie, już skończyłam. - odpowiedziała podchodząc bliżej profesora. - Po prostu...

Co miała mu powiedzieć. Nie przemyślała tego wcześniej. Przecież nie powie o tym, że potrzebuje eliksiru dla Astori, bo Snape uzna, że sama może po niego przyjść, czego na pewno nie zrobi i będzie się dalej katować.

- Lily, czy coś się stało? - zapytał wyraźnie zmartwiony, było to dziwne i takie... nowe. Profesor jeszcze nigdy się tak o nikogo nie troszczył.

- Ja... profesorze, ostatnio miewam koszmary i chciałam spytać, czy mógłby mi Pan dać kilka fiolek Eliksiru Słodkiego Snu? - spytała, mówiąc wszystko bardzo szybko. Nauczyciel przez chwilę patrzył na nią zmartwiony, kiedy tylko spojrzał jej w oczy, wstał z miejsca i podszedł do półki z eliksirami, zabrał z niego pięć fiolek, a następnie przekazał je dziewczynie.

- Pamiętaj, żeby nie przedawkować, bo z czasem możesz się uodpornić. Jeden łyk powinien wystarczyć. - wyjaśnił.

- Dziękuję, profesorze. - powiedziała z szerokim uśmiechem i wyszła z jego gabinetu, całkiem nieświadoma gonitwy myśli nauczyciela eliksirów.

Na Astorię trafiła zaraz koło przejścia do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, wyjaśniła jej wszystko, po czym po podziękowaniach dziewczyny udała się na zajęcia.

Czwartek, minął Evans na ciagłym biegu. Praktycznie cały czas gdzieś się spieszyła, a to zdążyć do biblioteki po książki, oddać pracę domową w terminie, nie spóźnić się na zajęcia. Dennis i Ben nie mieli nawet chwili, żeby zamienić z nią słowa. Na dodatek treningi quidditcha, to cud, że znalazła godzinę czasu, aby poćwiczyć! Ten tydzień był tak strasznie napięty, a nie zapowiadało się, żeby następny był inny. Na dodatek profesor Flitwick przedłużył lekcje w związku z tym, że chciał już dzisiaj przerobić całą teorię, przez to nie pojawiła się na kolacji. Jednak to nie to było najgorsze, bała się, że nie zdąrzy na szlaban u Lupina. Biegła właśnie korytarzem na drugim piętrze, nie pukając weszła do klasy Obrony. Miała już przeprosić za spóźnienie, ale nawet nie zdąrzyła zareagować kiedy czarna postać poleciała w jej stronę, jedne co usłyszała to kogoś krzyczącego jej imię, okrutny śmiech oraz krzyk kobiety i coś jeszcze. Usłyszała głos mężczyzny, krzyczał, ale nie była w stanie zrozumieć co. Wspomnienie było rozmazane, bolało. Po chwili nic już nie słyszała i nie widziała, po prostu zemdlała.

*-*-*

Harry cały tydzień chodził podekscytowany, czekał na czwartkowy wieczór z niecierpliwością. Profesor Lupin obiecał mu, że nauczy go zaklęcia Patronusa, dlatego właśnie pojawił się w klasie profesora i w spokoju słuchał jego wykładu o tym złożonym zaklęciu. Próbował wykrzesać z siebie, jak najwięcej, w końcu miała swój cel i za wszelką cenę chciał go dopiąć. Za pierwszą próbą z jego różdżki wyleciała tylko marna mgiełka, ale i tak się nie poddawał.

- Bardzo dobrze. - rzekł Lupin z uśmiechem. -  No to co... jesteś gotowy wypróbować to na dementorze?

- Tak. - powiedział z pewnością i determinacją wychodząc na środek klasy. Starał się skupić na jakimś szczęśliwym wspomnieniu, padło na jego pierwszy lot na miotle, uznał, że jest na tyle silne, iż wystarczy. Liczył, że wystarczy.

Profesor uchylił wieko skrzyni w której skrywał się bogin. Z niej w pełnej swojej krasie wyleciał dementor, który natychmiast zaszarżował na Harry'ego. Chłopak naprawdę się starał, jednak z marnym skutkiem.

Klasa i dementor rozpływały się już w gęstej mgle. Harry usłyszał głos swojej matki, jeszcze wyraźniejszy niż zwykle, tłukący się echem po jego czasce...

- Nie Harry! Nie Harry! Błagam... zrobię wszystko...

- Odsuń się... odsuń się, głupia dziewczyno...

- Harry!

Gryfon ocknął się leżąc na podłodze. Wszystko wróciło do normy. Usiadł gwałtownie i zwrócił się do Lupina.

- Przepraszam.

- Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony profesor.

- Nie... - złapał się najbliższej ławki i oparł się o nią plecami.

- Masz. - Lupin wręczył mu czekoladową żabę, którą przyjął z wdzięcznością, od razu zjadł ją i westchnął z ulgi. - Nie oczekiwałem, że uda ci się za pierwszym razem. Prawdę mówiąc, byłbym szczerze zdziwiony, gdyby ci się to udało.

- Jest coraz gorzej. - mruknął Harry. - Teraz słyszałem mamę i on... Voldemort.

- Harry, jeśli nie chcesz, żebyśmy kontynuowali, zrozumiem cię doskonale...

- Chcę! - krzyknął wstając na równe nogi. - Muszę! Co jeśli dementorzy pojawią się na meczu, co jeśli zrobią komuś krzywdę, co jeśli zaatakują Lil... - przerwał, nie potrafił nawet tak myśleć. Lily była jego siostrą, jedyną rodziną jaka mu pozostała poza Dursleyami, jej nie może się nic stać. On mógłby nawet umrzeć, najważniejsza jest Lily, ona musi przeżyć.

- Lily. - dokończył profesor. - To dla niej chcesz się tego nauczyć.

- Jest... dla mnie ważna. - odparł, powstrzymując się w ostatniej chwili. - Traktuję ją jak siostrę, to normalne, że nie chce, żeby coś jej się stało.

- Rozumiem. - powiedział Lupin z delikatnym uśmiechem. - To dobra motywacja.

- Możemy kontynuować?

- Jasne. Ale wydaje mi się, że to wspomnienie było za słabe. Pomyśl o jakimś innym.

Harry jeszcze przez chwilę stał zamyślony i zastanawiał się nad jakimś silniejszym wspomnieniem. Może jego poczatki w świecie magii, ucieczka od Dursleyów, nowa szkoła, poznanie Rona i Hermiony. To chyba silne wspomnienie. Nadal nie do końca pewny stanął przed skrzynią i czekał, na atak. W pokoju znów zrobiło się zimno i pomimo jego usilnych prób odpłyną.

Oszołomiła go biała mgła i nowy, nieznany mu dotąd głos. Wszystko zaczęło nabierać kształtów, dopiero wtedy zrozumiał kto i co mówi.

- Lily, bierz dzieciaki i uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam...

Ktoś wybiega z pokoju... drzwi otwierają się z hukiem... przeraźliwy chichot...

- Harry! Harry... obudź się...

Lupin klepał go mocno po twarzy. Tym razem trochę dłużej zajęło Harry'emu dojście do siebie. Dopiero po minucie zrozumiała, dlaczego leży na brudnej podłodze.

- Usłyszałem tatę. - wyjąkał zdezorientowany. - Po raz pierwszy w życiu. Próbował ściągnąć Voldemorta na siebie, żeby mama mogła uciec...

Nagle zdał sobie sprawę, że po jego policzkach ciekną łzy, które wymieszały się z potem. Szybko starł je, żeby Lupin ich nie widział i próbował podnieść się z ziemi, ale tylko próbował.

- Słyszałeś James'a? - zapytał zaszokowany Remus.

- Tak... - Harry zdołał usiaść i w miarę się wyprostować. - Znał Pan mojego ojca?

- Byliśmy przyjaciółmi w Hogwarcie. - wyjaśnił krótko. - Harry, może już wystarczy na dzisiaj...

- Nie! - zaprotestował Gryfon. - Spróbuję jeszcze raz... najwyraźniej to wspomnienie też było za słabe...

Zaczął intensywnie myśleć nad jakimś wspomnienie. Wygrana w rywalizacji domów w zeszłym roku? Nie, za słabe. Przyjaciele? Mieli wiele szczęśliwych chwil. Ale ostatnio się nie powiodło. Jeśli tak to czy ma jakieś szczęśliwe wspomnienia, w końcu co może być szczęśliwsze od przygód z przyjaciółmi. Nagle go oświeciło. Jest jedna rzecz, której nigdy nie miał, a teraz może się nią cieszyć, chociaż w jednej części. Rodzina. Pomyślał o Lily. O jej pięknych zielonych oczach, długich, rudych włosach, małym nosku, który marszczy się gdy nad czymś rozmyśla, jej zachowanie, miły głos, to wszystko kojarzyło mu się z domem, lub przynajmniej z jego definicją. Po tylu latach miał kogoś do kogo mógł wrócić, kogoś blsikiego. Swoją siostrę.

Jego oczy zabłysły, a w nich pojawiła się nowa i nieznana mu dotąd siła. Pewny siebie stanął przed skrzynią i już wiedział, że da radę. Nie przewidział tylko jednego. Czynników zewnętrznych.

Kiedy Lupin otworzył skrzynię, drzwi gabinetu otworzyły się, a w progu stanęła zdyszana, rudowłosa Gryfonka. Dementor od razu ją wyczuł i poleciał w jej stronę. Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku i przerażeniu, jedyne co zdołał krzyknąć to było imię dziewczyny.

- Lily!

*-*-*

Była nieprzytomna.

Nie wiedziała co się stało, ale jest pewna, że leży teraz na ziemi. Powoli zaczęła odzyskiwać kontakt że światem, usłyszała czyiś głos. Bardzo dobrze jej znany głos. Harry. Od razu się ocknęła. Otworzyła oczy i musiała je zakryć przez nadmiar świata w pomieszczeniu. Jeknęła cicho i z pewnym trudem usiadła opierając się o coś miękkiego.

- Lily... Merlinie, Lily nic ci nie jest! - zawołał ktoś przy jej uchu.

- Harry, nie krzycz. Słyszę cię bardzo dobrze. - obróciła się i spojrzała na chłopka o którego wygodnie się opierała.

- Nic ci nie jest? - zapytał dla pewności.

- Tak, wszystko w porządku... - odparła i przez chwilę zamyśliła się. Co tak własciwie się stało?

- Wybacz Lily. - odezwał się Lupin. - Zapomniałem cię powiadomić o tym, że dzisiaj nie masz szlabanu.

- Nic nie szkodzi. - nagle wspomnienie na nowo odegrało się w jej głowie. Głos mężczyzny, krzyk kobiety i śmiech. Przeraźliwy, zły śmiech. Nieświadomie zaczęła się trząść, a Harry widząc to objął ją mocno. Z jej oczu poleciały łzy, których nie potrafiła powstrzymać, a w głowie pojawiło się pytanie, czy naprawdę usłyszała sowich umierających rodziców?

- Lily, co jest? - spytał przerażony stanem Gryfonki chłopak.

- Słysz... Słyszałam mamę i tatę. Przynajmniej tak myślę. - powiedział jąkajac się. Lupin natomiast zbladł gwałtownie. - To było nie wyraźne, takie zamazane. Nie wiedziałam nic, tylko słyszała. Krzyki taty, mamy i śmiech. Była taki... zły.

- Lily, spokojnie. - mówił cicho. - Ja też słyszę głosy naszych rodziców, ale o wiele wyraźniej. Przywykniesz.

- Do tego nie można przywyknąć, Harry. Po prostu nie można. - odparła z ponurą pewnością.

Remus siedział z boku i patrzył na nich w szoku. Naprawdę, rozmawiali o tym, jakby to było coś normalnego. Słyszeli ostatnie słowa swoich rodziców i przyjeli to tak spokojnie? Nagle go oświeciło. Czy Harry powiedział "naszych rodziców"?

Wstał z miejsca, jak poparzony, przez co dwójka Gryfonów spojrzała na niego dziwnie.

- Wy wiecie! - krzyknął patrząc w szoku na niewzruszone miny swoich uczniów. - Wiecie, że jesteście rodzeństwem.

- No tak. - odparła Lily, jakby to było coś normalnego. No, w sumie w innych przypadkach to jest coś normalnego, ale teraz.

- Skąd?

- Domysliliśmy się. - powiedział Harry.

- Kiedy?

- Podczas ferii. W Wigilię. Przeglądaliśmy album ze zdjęciami rodziców i uznaliśmy, że to trochę dziwne podobieństwo.

- Docisnęliśmy Hagrida i poznaliśmy prawdę. - dokończył Potter.

- I nic z tym nie zrobiliście? Nie powiedzieliście nikomu? - dopytywała zaskoczony.

- Niby komu i po co? - zapytał zaciekawiona Evans.

- Powiedziałem tylko Ronowi i Hermionie...

- A ja Benowi, Dennisowa i Astorii. - dodała. - Nauczyciel już wiedzą, więc po co mamy im o tym mówić?

- Nie chcecie wyjaśnień?

- To nie czas na nie. - stwierdził Harry i pomógł stanąć Lily na nogi. - Jeśli będziemy ich potrzebować zwrócimy się z tym do...

- Dumbledore. - odparli równo.

- Jeśli to wszystko to mogłabym już pójść. Muszę jeszcze przygotować się na jutrzejsze zajęcia, a skoro dzisiaj nie mam szlabanu...

- Och, oczywiście. - mruknął Lupin. Wyciągnął z kieszeni dwie tabliczki czekolady i podał je Harry'emu. - Zjedzcie je po drodze. Jeśli coś by się działo, idźcie do Madame Pomfrey.

- Do wiedzenia, profesorze. - pożegnali się i zniknęli za drzwiami gabinetu.

Natomiast Remus stał jeszcze przez chwilę w miejscu, patrzył na drzwi za którymi chwilę temu zniknęło rodzeństwo Potter'ów i zastanawiał się co się teraz zmieni.

*-*-*
Wiem, że w książce Harry uczył się Patronusa w sali od Historii Magii, ale zmieniłam to na potrzeby opowiadania.

Oczywiście przepraszam za tą przerwę, ale coś mi się wydaje, że może, ale tylko MOŻE wstawię kolejny rodział do niedzieli. Niestety będzie maraton ZD, więc w przyszłym tygodniu rozdział się nie pojawi. No chyba, że ten zaplanowany na niedzielę wstawię z opuźnieniem.

Buziaki,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro