Rozdział 16
Czarny pies i niezbyt legalna wycieczka
Lily opuściła Skrzydło Szpitalne już następnego dnia, Harry nie miał tyle szczęścia, Madame Pomfrey postanowiła go przetrzymać przez cały weekend. Evans odwiedziła go kilka razy, jednak nie miała okazji porozmawiać z nim sam na sam. Bardzo zależało jej na rozmowie z chłopakiem na temat tego co stało się podczas meczu. Jak dotąd nie wspomniała nikomu ani słowem o czarnym psie, który siedział na trybunach. Stwierdziła, że pewnie jej się to tylko przywidziało, jednak gdzieś w odmętach jej umysłu istniała myśl, że ten pies był tam na prawdę. Na dodatek od czasu meczu dręczą ją koszmary, w których jedyne co mogła usłyszeć to cichy błagalny głos kobiety, później jej krzyk i przerażający, zimny śmiech jakiegoś mężczyzny. Temu wszystkiemu towarzyszył delikatny błysk zielonego światła po którym zawsze się budziła. Miała nie jasne wrażenie, że to się kiedyś wydarzyło, bardzo dawno temu, ale w takim razie skąd to zielone światło? Nie mówiła o tym nikomu, to było coś z czym musiała poradzić sobie sama, choćby miało to oznaczać kilka bezsennych nocy.
W poniedziałek razem z przyjaciółmi udała się na śniadanie gdzie od razu zauważyła Malfoy' a, siedział radosny przy swoim stole i szydził z porażki Gryfonów. Lily poczuła się winna ich przegranej, w końcu mogła się bardziej postarać, a tak przegrali stoma punktami. Ich jedyną szansą była przegrana Puchonów w następnym meczu, czyli coś niemal niemożliwego. Wood chodził całkiem załamany i Evans dobrze go rozumiała, to była jego ostatnia szansa na zdobycie pucharu. Ben, Dennis i Lily usiedli na swoich miejscach, gdy chwilę później dosiadła się do nich Astoria, która próbowała pocieszyć dziewczynę. Byli oni dla niej ogromnym wsparciem, wszyscy troje. Zaraz po posiłku musieli udać się na pierwsze zajęcia tego dnia czyli eliksiry. Na samą myśl o tej lekcji na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Lily wprost ubustwiała eliksiry, tak jak i zaklęcia, były to jej dwa ulubione przedmioty. Wiedziała jednak, że dziś będą przerabiać jedynie teorię, co ostudziło jej zapał. Znała cały materiał z pierwszego roku, co oznaczało, że dzisiejsza lekcja będzie niewyobrażalnie nudna, choć istniała spora szansa, że dowie się czegoś czego nie było w podręczniku.
Cała czwórka udała się do lochów, z czego dwójkę Gryfonów dziewczęta musiały zaciągnąć tam niemal siłą. Powszechnie wiadomo, że profesor Snape nienawidzi uczniów domu lwa, no oprócz Lily. Ktoś kiedyś stwierdził, że dziewczyna jest córką nauczyciela, dlatego ten ją faworyzuje. Oczywiście plotki zostały szybko stłamszone przez samego zainteresowanego, który od razu zaprzeczył tym głupim spekulacją. Osoby, które to wymyśliły do tej pory mają szlaban z nauczycielem eliksirów.
Na zajęciach wysłuchali się o masie rzadkich i w większości niebezpiecznych składników, które są używane do eliksirów wszelkiej maści, od tych trujących po lecznicze. Oczywiście profesor wspominał w jakich eliksirach można ich użyć, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że kładł ogromny nacisk na jedną miksturę. Wspomniał o niej parę razy i dokładnie ją omówił. Chodziło tu o Wywar Tojadowy, czyli eliksir, który pomagał wilkołakom zachować ich ludzką świadomości po przemianie. Wiedziała o nim z jednej książki, którą znalazła w bibliotece, nie mogła jej wypożyczyć, ponieważ była przeznaczona dla starszych uczniów. Pani Pince pozwoliła jej ją przeczytać, ale tylko pod jej czujnym okiem. Bardzo lubiła tą kobietę, dla uczniów była ostra i surowa, ale Lily wiedziała, że to tylko maska. Jej upór pozwolił jej lepiej poznać kobietę, dzięki czemu miała wspaniałego kompana do debat na tematy naukowe.
Słuchając profesora zdała sobie z czegoś sprawę, profesor Lupin podczas ich rozmowy zażył eliksir, który był zgodny z opisem Mistrza Eliksirów. Gwałtownie zbladła zdając sobie sprawę co to oznacza, ale musiała być stuprocentowo pewna. Wyciągnęła z torby kalendarz księżycowy i sprawdziła na nim datę ostatniej pełni. Bingo! Wszystko zaczęło się układać w spójną całość. Wtedy zrozumiała coś jeszcze, profesor Snape uwarzył eliksir dla profesora Lupina, co oznacza, że nauczyciele, jak i pewnie dyrektor widzą o... "futerkowym problemie" nauczyciela Obrony. Uśmiechnęła się z satysfakcją i schowała kalendarz z powrotem do torby. Nie długo potem zadzwonił dzwonek. Kolejna godzina eliksirów minęła im na tym samym co poprzednia, jednak Lily niezbyt skupiała się na słowach profesora. Obecnie bardziej interesowało ją dlaczego tak szanowany czarodziej, jak Dumbledore zatrudnił w szkole wilkołaka, nie żeby miała coś do profesora Lupina. Po prostu jego obecności w szkole pełnej dzieci nie wróżyła za dobrze, i nawet ona to wiedziała.
Uczniowie wychodzili z klasy z posępnymi minami, profesor zadał im esej na 3 stopy pergaminu na temat składników używanych w eliksirze, który mają warzyć na następnych zajęciach. Lily, Dennis i Ben pożegnali się z Astorią i ruszyli na drugie piętro na zaklęcia.
Wieczorem Gryfoni usiedli w Pokoju Wspólnym i zabrali się za esej. Lily namówiła chłopców, żeby odrobili pracę domową teraz, aby później się tym nie martwić. Gryfoni dość nie chętnie przystali na jej propozycję. Po dwóch godzinach ciężkiej pracy zrezygnowani uznali, że i tak już więcej nie napiszą i zaczęli się pakować. Rozstali się na schodach, po czym udali się do swoich pokoi. Kiedy Lily była już w dormitorium od razu rzuciła się na łóżko. Po chwili poczuła, jak Kiara kładzie się koło niej. Ruda kulka dużo już urosła, często opuszczała jej pokój na rzecz zwiedzania zamku i polowania. Z westchnieniem usiadła i wzięła rudego kuguchara na ręce, kotka od razu zamruczała zadowolona.
Pod koniec listopada do Lily dotarła wspaniała wiadomość. Krukoni wygrali mecz z Puchonami, dosłownie starli ich na proch. Gryfoni nie wypadli z gry, dzięki czemu Wood odzyskał dobry humor, przez co zamęczał swoją drużynę treningami w lodowatym deszczu, który padał nadal w grudniu. Teraz po prostu nie mogli pozwolić sobie na przegraną.
W zamku można było wyczuć już świąteczną atmosferę. Wszędzie było pełno bożonarodzeniowych dekoracji, a profesor Flitwick udekorował Wielką Salę z pomocą innych nauczycieli. Wszyscy uczniowie ucieszyli się na wieść o wyjściu do Hogsmead w ostatnim tygodniu semestru. Lily dobrze wiedziała, że Harry będzie przez cały dzień w strasznym humorze. Evans miała nikłą nadzieję, że znowu spędzą ze sobą trochę czasu, żeby się nie nudzić. Niestety nastąpiły pewne komplikacje.
W połowie grudnia Lily zauważyła zniknięcie swojego chowańca. Przez pierwsze dwa dni wmawiała sobie, że po prostu kotka wyszła na polowanie, ale kiedy nie wróciła po następnych kilku dniach Lily była szczerze zaniepokojona. Z małą pomocą przyjaciół rozpoczęła poszukiwania. Ben przeszukiwał wyższe piętra zamku, Astoria te niższe łącznie z lochami, natomiast Dennis zajął się sowiarnią i cieplarniami. Lily postanowiła udać się na błonia. Na dworze było zimno co napawało ją dodatkową niepewnością. Stwierdziła, że jeśli dzisiaj nie uda jej się znaleźć kotki to powie o tym opiekunce. Kiedy już miała zamiar wracać do zamku zauważyła kontem oka dwa rude punkty, które zmierzały w stronę Bijącej Wierzby. Od razu rozpoznała chowańca swojego i Hermiony. Zmarszczyła brwi i ruszyła za dwoma rudzielcami. Kuguchar stała w towarzystwie Krzywołapa i patrzyła na nią swoimi niebieskimi oczami. Nagle kocur dotknął łapą pnia wierzby przez co drzewo przestało wiwijać niebezpiecznie gałęziami. Oba stworzenia wskoczyły do nory u podstawy drzewa. Lily korzystając z okazji ruszyła za nimi. Jednak nie spodziewała się tego co tam zastała. Zamiast małej nory znalazła długi tunel, który prowadził nie wiadomo dokąd. Ledwo dostrzegła w ciemnościach rudą kuguchar, jednak stwierdziła, że i tak nie ma nic do stracenia, więc ruszyła za kotem. Przemierzała ciemny tunel, kiedy w końcu dostrzegła nikłe światło. Dopiero o chwili zorientowała się, że wyszła z tunelu i znajduje się w drewnianym, całkiem zniszczonym domu. Nie miała zielonego pojęcia gdzie jest, dlatego postanowiła się rozejrzeć. Udała się na piętro gdzie za otwartymi drzwiami znalazła dwójkę uciekinierów. Stanęła nagle w bezruchu całkiem zaskoczona tym co zobaczyła. Na zniszczonym łóżku z baldachimem leżał ten sam czarny pies, który siedział podczas meczu na trybunach. Po cichym sapaniu zrozumiała, że stworzenie spało. Powoli zaczęła się cofać nie chcą obudzić psa, niestety jedna zdradliwa deska pod jej nogą skrzypnęła, przez co śpiące zwierzę od razu zerwało się na nogi, po czym skoczyło na przerażoną dziewczynę.
Lily leżała przybita do podłogi przez wielkiego psa, jej oczy powoli napęłniały się łzami, była przerażona. Nagle poczuła, jak zwierzę zbliża powoli swój pysk i ją obwąchuje, po czym nagle zaczął lizać ją po twarzy. Rudowłosa zaczęła chichotać próbując odciągnąć od siebie psa.
- Już! - krzyknęła. - No już, przestań!
Pies posłusznie zszedł z dziewczyny i usiadł machając energicznie ogonem patrząc na dziewczynę wyczekująco. Lily podniosła się z ziemi i otrzepała z kurzu. Zaczęła się dokładniej rozglądać po sypialni, nie znajdując w niej nic ciekawego po prostu usiadła na łóżku. Pies wskoczył na zniszczony materiał i klapnął sobie obok uczennicy ta zaczęła go delikatnie głaskać odlatując gdzieś myślami. Czyli jednak jej się nie przywidziało, a dowód na to leży obok niej. Zaczęła dokładnie przyglądać się psu, co ten natychmiast wyczuł. Kiedy ich spojrzenia się spotkały Lily poczuła dziwną ulgę i bezpieczeństwo, w tym wszystkim było coś znajomego. Oczy psa, które podczas meczu uważała za czarne okazały się szare, jak zachmurzone niebo. Było w nich coś znajomego, jak odległe wspomnienie z dzieciństwa, naszła ją pewną szalona myśl, która miała zamiar sprawdzić.
- Znasz mnie? - zapytała nawet nie licząc na odpowiedź. W pewnym momencie stwierdziła, że w końcu zwariowała, ale wtedy czarny pies skinął głową. - Czyli mnie rozumiesz? - ponowne skinięcie. - A... - na chwilę zawiesiła głos. To było głupie rozmawiała z psem, który najwidoczniej ją rozumiał i podobno znał. Oczywiście uznała, że tak działa magia, ale skąd losowa przybłęda miała by znać odpowiedź na jej pytanie. Zniecierpliwiony zwierzak tyrpnął ją łebkiem zachęcająco. W końcu się przełamała. - Znałeś moich rodziców?
Kundel przez chwilę przyglądał się jej wnikliwie, jakby oceniając czy jest warta tej informacji, ale po chwili skinął łbem, na co Lily głośniej wciągnęła powietrze.
- Czyli znałeś mnie kiedy byłam dzieckiem? - stwierdziła, na co pies odpowiedział kiwnięciem. - A mojego brata? - ponowne kiwnięcie. Evans uśmiechnęła się szeroko i przytuliła do siebie zwierzęta, na co ten zaczął machać energicznie ogonem. - Chyba zwariowałam. - zaśmiała się dźwięcznie. - Rozmawiam z psem, który znał moich rodziców i mojego brata, którego ja nawet nie znam. - pies zamarł i odsunął się od dziewczyny, spoglądając na nią z pytaniem w oczach. - Wychowałam się w sierocińcu. - wyjaśniła, a on zaczął warczeć. - Nie wiem nic o swojej rodzinie, tylko tyle, że też byli czarodziejami, a mój brat należy do tego domu co ja. Tiara mi to powiedziała podczas Ceremonii przydziału. - wytłumaczyła, badając reakcje zwierzaka. Ten popatrzył na nią smutnym wzrokiem, a następnie ułożył łeb na jej kolanach w geście pocieszenia. Rudowłosa odruchowo zaczęła go głaskać, Kiara i Krzywołap leżeli na zniszczonej poduszce niedaleko, śpiąc sobie w najlepsze. - Właściwie, masz jakieś imię? - byłoby miło, gdyby ten przerośnięty szczeniak jakieś miał. Pies skinął głową i podniósł swoją łapę. Lily nie bardzo rozumiała o co może chodzić. Zwierzak spojrzał znacząco na swoją kończynę, a Evans nagle olśniło. - Och, nazywasz się Łapa! Bardzo ładnie. Pasuje Ci. Ja jestem Lily Evans. - powiedziała z uśmiechem, a Łapa spojrzał na nią z tak jakby zaskoczeniem. - Masz właściciela. - pies zaprzeczył. - To pewnie jesteś głodny, teraz nie masz na co polować. Może pójdziesz ze mną do zamku? - zaproponowała. - Jestem sama w pokoju, a za niedługo będzie obiad. Mogłabym Ci coś przynieść. Co ty na to? - pies żywo pokiwał głową, stnął na równe łapy i zaszczekał radośnie. - No to idziemy.
Lily wzięła śpiącą Kiarę na ręce i razem z czarnym czworonogiem ruszyła do wyjścia. Przy końcu tunelu czarny pies wyprzedził ją i wychodząc uderzył łapą w pień. Czekał cierpliwie na dziewczynę, a kiedy ta opuściła już norę pociągnął ją za szatę w stronę zamku. Evans roześmiała się głośno rozumiejąc entuzjazm zwierzaka. Pies był strasznie wychudzony co mogło oznaczać, że nie jadł już od dawna. Lily zaczęła iść za psem, który najwyraźniej dobrze znał drogę, co trochę ją zdziwiło. Kiedy stanęli przed portretem Sir Cardigana, Evans wypowiedziała hasło i razem z Łapą szybko przemknęli przez, na szczęście pusty, Pokój Wspólny. Kiedy znalazła się już w swoich czterech ścianach westchnęła z ulgą.
- Nawet nie wiesz jakie miałby przez Ciebie problemy. - powiedziała i uśmiechnęła się. Ułożyła Kiarę na łóżku i spojrzała na psa. - Muszę wyjść, więc błagam Cię nie spraw mi kłopotów. Obiad powinien być za godzinę czy dwie, przyniosę Ci sporo jedzenia tylko nie rozrabiaj, nie wychodź stąd, oczywiście jeśli umiesz. Do zobaczenia. - pożegnała czworonoga i zeszła na dół po schodach. Teraz musiała znaleźć Harry'ego.
Szła właśnie korytarzem, kiedy gdzieś na rogu mignęła jej sylwetka chłopaka. Pobiegła w tamtą stronę i zobaczyła jak chłopak patrzy na jakiś pergamin. Nagle spojrzał w jej stronę.
- Lily? Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony.
- Szukałam Cię. - odparła i patrzyła na niego podejrzliwie. - A co ty robisz?
- Ja tylko... - Gryfon wyraźnie się zmieszał. Spojrzał na pergamin w swojej dłoni i znowu na dziewczynę. Westchnął zrezygnowany. - Obiecujesz, że nie powiesz nikomu o tym co Ci zaraz pokaże?
- Obiecuje. - powiedziała i zbliżyła się do niego zaciekawiona. Harry przyłożył różdżkę do pustego pergaminu i powiedział.
- Przysięgam uroczyście, że knuje coś niedobrego. - po chwili na pergaminie zaczęły pojawiać się słowa. Lily przeczytała je na głos.
- Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić Mapę Huncwotów? - spojrzała na Gryfona z niezrozumieniem.
- Dostałem ją od bliźniaków. Pokazuje każdego w zamku. Są na niej zaznaczone wszystkie tajne przejścia do Hogsmead, stoimy właśnie koło jednego. - wyjaśnił jej.
- Ale po co Ci tajne przejście do Hogsmead skoro... - nagle ją olśniło. - Oj, Harry...
- Wiem, że nie powinienem, ale to może być jedyna taka okazja. - odparła i przybrał minę zbitego szczeniaczka.
- Okej, nikomu nie powiem, ale... - dodała widząc jego radość. - Chce iść z tobą.
- Lily...
- Ani słowa! - ukruciła jego protesty. - Jeśli chcesz wyrwać się z zamku, zabierasz mnie ze sobą, albo Idę do McGonagall.
- Obiecałaś. - przypomniał.
- Obiecałam, że nie powiem o mapie.
- Zachowujesz się, jak Ślizgonka. - dodał złośliwie, po czym westchnął. - Dobra, wskakuj. Dzisiaj ja stawiam.
Lily spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, chłopak pacnął się dłonią w czoło i poprowadził dziewczynę do tajnego przejścia. Wyciągnął różdżkę i stuknął nią w posąg mowiąc "Dissendium", garb Jednookiej Wiedźmy otworzył się ukazując im ciemny tunel.
- Panie przodem. - powiedział chłopak, a Evans spojrzała na niego z politowaniem.
- I ty niby jesteś Gryfonem. - prychnęła, po czym weszła do tajnego przejścia. Harry ruszył zaraz za nią. Na dole była potwornie ciemno, oboje użyli zaklęcia Lumos i zaczęli rozglądać się dookoła. - Właściwie byłeś tu już kiedyś?
- Nie to pierwszy raz. - odparł, a dziewczyna westchnęła "Świetnie, po prostu świetnie!" pomyślała.
- A jeśli na końcu będą czekać na nas dementorzy? Strzegą każdego wyjścia z zamku. - stwierdziła.
- Nie tego. - zapewnił ją nastolatek. - Filch o nim nie wie. Wyjdziemy w piwnicy Miodowego Królestwa. - wyjaśnił. Po chwili już całkiem spokojna Lily ruszyła przez tunel.
Korytarz wił się i raptownie zmieniał kierunek, przypominał trochę podziemne królestwo ogromnego królika. Długo to trwało, ale w końcu dotarli do wydeptanych kamiennych schodów. Zaczęli wchodzić na górę, a Harry szedł przodem. Po jakimś czasie Lily usłyszała, jak Gryfon uderza w coś głową.
- Au! - krzyknął łapiąc się głowę.
- Chyba już jesteśmy. - powiedziała rozbawiona dziewczyna.
- No co ty nie powiesz. - dodał od siebie chłopak. Podniósł coś co przypominało klapę i wyszedł z otworu w podłodze, a Lily poszła w jego ślady, następnie Harry zamknął klapę. Gryfoni musieli przyznać, że pasuje tam idealnie po zamknięciu, nie dało się jej dostrzec w zakurzonej podłodze.
- Co teraz? - zapytała Evans. Potter wyciągnął z kieszeni jakiś dziwny, srebrny materiał.
- Lily, to jest peleryna niewidka, dostałem ją w spadku po ojcu. - zaczął tłumaczyć. - Dzięki niej można stać się niewidzialnym. Jeśli chcesz pozwiedzać ze mną Hogsmead to nie wolno ci jej ściągnąć, chyba że Ci na to pozwolę.
- Jasne. - odparła lekko zszokowana nastolatka, wzięła cenny przedmiot od Harry' ego i założyła na siebie. O mało nie pisnęła zaskoczona, kiedy patrząc w dół nie widziała swojego ciała.
- Zakryj głowę. - dziewczyna posłuchała jego rady, a widząc uśmiech na twarzy przyjaciela zrozumiała, że wszystko jest jak należy. - Teraz musisz trzymać się blisko mnie. Najlepiej, jak złapiesz mnie za szatę. - już po chwili chłopak mógł poczuć delikatny uścisk. - No to w drogę, musimy znaleźć Rona i Hermionę.
Wbiegli po schodach na górę i w ostatniej chwili udało się im ominąć sprzedawcę. Weszli na sklep i zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu. Było tam mnóstwo półek z najwspanialszymi słodyczami jakie można było sobie wyobrazić. Harry i Lily przepchnęli się przez tłum szóstoklasistów i w najdalszym kącie sklepu dostrzegli tabliczkę z napisem: "Niezwykłe smaki". Stali pod nią Ron i Hermiona przypatrując się tacy z lizakami o barwie krwistych befsztyków.
- Och, nie, Harry się obrazi, to chyba przysmak dla wampirów. - mówiła starsza Gryfonka.
- A co myślisz o tym? - zapytał Ron wskazując na słój z waniliowo-czekoladowymi karaluchami.
- O nie, stanowczo nie. - powiedział Harry, a Ron o mało nie wypuściła słoja z rąk.
- Harry, co ty tu robisz? - pisnęła Hermiona.
- Nauczyłeś się teleportacji!? - zawołał z ogromnym podziwem.
- Nic z tych rzeczy. - zaprzeczył chłopak, kiedy poczuł mocniejszy uścisk na ramieniu. Wtedy przypomniał sobie o swojej małej towarzyszce. Szeptem opowiedział im o Mapie Huncwotów, ale bał się wspomnieć o tym, że nie jest tu sam.
- I to mają być bracia! Nawet mi jej nie pokazali! - oburzył się Ron.
- Ale przecież Harry jej nie zatrzyma! - powiedziała Hermiona jakby to było coś oczywistego. - Oddasz ją profesor McGonagall, prawda, Harry?
- Jasne, razem z peleryną niewidką. - dodał złośliwie Ron.
- Nie, nie oddam. - odparł spokojnie, a Hermiona spojrzała na niego z oburzeniem. - Gdybym ją oddał, musiałbym powiedzieć skąd ją mam. Filch dowiedziałyby się, że Fred i George zwędzili mu ją z kartoteki.
- Zapomniałeś o Syriuszu Blacku? - syknęła Hermiona. - Przecież on może użyć jednego z tych przejść, aby dostać się do zamku. Nauczyciele muszą o tym wiedzieć!
- Nie dostanie się do środka. - powiedział pewnie Harry. - Na mapie jest siedem tajnych korytarzy. Filch zna cztery z nich i są już obstawione. Jeden tunel się zawalił, koło drugiego nikt nie przejdzie, a trzeci, którym przyszliśmy nie da się rozpoznać, klapą jest całkiem niewidoczna, więc jeśli ktoś o niej nie wie to nie znajdzie przejścia.
- Czekaj! Przyszliśmy? - zapytał zaskoczona Hermiona, a Harry w tym momencie miał ochotę zapaść się pod ziemię. Uścisk na jego ramieniu stał się o wiele silniejszy. - Z kim tu przyszłeś? Freda i George' a widzieliśmy, jak wychodziliśmy z zamku. Wszyscy trzecioroczni mieli zgodę, więc kto z tobą... Och, Harry... - westchnęła zrezygnowana i spojrzała na zmarszczony materiał na ramieniu chłopaka.
- Nakryła mnie i powiedziała, że powie McGonagall jeśli nie zabiorę jej ze sobą. - wyjaśnił Harry i po chwili rozmasowywał sobie bolącą łydkę. - Ała! To bolało.
- Do kogo ty mówisz? - zapytał nic nie rozumiejąc Ron.
- Do Lily. - odparł.
- Ale przecież jej tu... Och! - zawołał i spojrzał na ramię chłopaka. - To sporo wyjaśnia.
- To strasznie głupie i nieodpowiedzialne! - krzyknęła wkurzona Hermiona. - A jeśli Black... - Ron przerwał jej wywód wskazując na drzwi sklepowe, na których pojawiło się ogłoszenie.
------NA POLECIENIE------
MINISTERSTWA MAGII
przypomina się szanownym Klientom, że codziennie po zachodzie słońca ulice Hogsmead są patrolowane przez dementorów. Zarządzenie to wydano w celu zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcą Hogsmead, a zostanie cofnięte dopiero po schwytaniu Syriusza Blacka.
Dlatego doradzamy szanownym Klientom, aby dokonali zakupów przed zapadnięciem zmierzchu.
Wesołych Świąt!
- Ciekawe, jak miałby się tu włamać skoro w wiosce aż roi się od dementorów? - zapytał rudzielec. - Lily i Harry' emu nic nie grozi, na ulicy jest taki tłok, że nikt nawet nie zwróci na nich uwagi. Poza tym Lily cały czas będzie pod peleryną.
- Tak, ale...ale... - Hermiona sprawiała wrażenie jakby za wszelką cenę chciała znaleźć jakiś argument. - Harry nie powinien włóczyć się po Hogsmead, nie ma pozwolenia.
- Lily też, a jednak tu jest. - stwierdził Harry. Jak do teraz wolał milczeć w obawie przed atakiem swojej niewidzialnej przyjaciółki. Jak na zawołanie, rudowłosa wyciagnęła głowę spod peleryny i spojrzała na starszych uczniów z mordem w oczach.
- Kłócicie się o głupoty. - syknęła. - Tracicie tylko czas, Syriusz Black może i być szaleńcem, ale nie będzie przecież tak po prostu iść sobie ulicą. Już prędzej próbowałby dostać się do Hogwartu. - stwierdziła i pośpiesznie rozejrzała się dookoła. - Poza tym Harry obiecał, że to on dzisiaj stawia, a ja chce z tego skorzystać. - po chwili znów była całkiem niewidzialna.
- No to idziemy do kasy? - zapytał niepewnie Ron.
Zabrali jeszcze parę rzeczy, po czym udali się do kasy zapłacić za zakupy. W końcu wyszli z Miodowego Królestwa na zaśnieżoną ulicę.
*-*-*
Takie krótkie Info.
Prawdopodobnie pojawi się jeszcze dzisiaj, albo jutro następny rozdział.
Rozdziały z tej opowieści będą się pojawiały raz w tygodniu, chyba, że coś mi wypadnie. Na pewno rozdziały nie będą krótsze niż 2500 słów, takie mi się najlepiej piszę. Dlatego pojawiają się tak rzadko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro