Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Ucieczka Grubej Damy

Od incydentu w opuszczonej sali minęło sporo czasu. Astoria, Ben, Dennis i Lily bardzo się ze sobą zżyli. I o ile Gryfonom w ogóle nie przeszkadzała ich przyjaźń, mało tego! Nawet ją popierali, to o tyle Ślizgonom była ona całkiem nie na rękę. Szczególnie starszej siostrze Greengrass, która stwierdziła, że Astoria zhańbiła ich ród. O napiętych stosunkach pomiędzy siostrami wiedziała cała szkoła, było tak przez ich huczną kłótnie, która miała miejsce pod koniec września w sali wejściowej. Nikt tak naprawdę nie pamięta o co konkretnie poszło, jednak miała to na pewno związek z tym, że młoda Ślizgonka przyjaźni się ze szlamami i zdrajcami krwi. Astoria powiedziała wtedy o parę słów za dużo. Od tamtej pory jada posiłki przy stole Gryffindoru razem ze swoimi przyjaciółmi. Na początku było jej ciężko, ale z czasem zdążyła się przyzwyczaić.

Październik przywitał uczniów ulewą stulecia, nie było nawet mowy, żeby wyjść choć na chwilę na dziedziniec i całkiem nie zmoknąć, a co dopiero przejść się po błoniach. Madame Pomfrey miała ręce pełne roboty, ponieważ do Skrzydła Szpitalnego przybywało coraz więcej chorych. Na szczęście w większości przypadków wystarczył zwykły eliksir pieprzowy, żeby uczeń stanął na nogi. Lily zdawała sobie sprawę, że nie długo ma odbyć się pierwszy mecz sezonu, jednak wizja latania w taką pogodę napawała ją przerażeniem. Reszta drużyna miała bardzo podobne zdanie do Evans. Ich treningi rozpoczęły się w październiku i miały miejsce trzy razy w tygodniu, niestety pogoda nie sprzyjała lataniu. Mimo wszystko Lily świetnie sobie radziła, Wood był nią zachwycony, jednak nie podobało mu się to, że jego zawodniczka musi latać na szkolnej miotle. Profesor McGonagall nie udało się jeszcze załatwić miotły dla dziewczyny. W tej sytuacji nie miała innego wyjścia, jak ćwiczenie na starej Zmiataczce. Oliver modlił się w duchu, żeby jego najmłodsza ścigająca zdobyła jakąś porządną miotłę jeszcze przed meczem. Niestety nic nie wskazywało na to, że sytuacja ulegnie zmianie.

Lily i Harry chodzili oraz wracali z treningów zawsze razem. Młody Potter czuł się odpowiedzialny za dziewczynkę, bał się o nią, tym bardziej, że Black dalej pozostawał nieuchwytny. Kiedy wrócili po jednym treningu do pokoju wspólnego Gryffindoru cali zziębnięci i ledwo żywi, ale za to bardzo zadowoleni zastali nie małe poruszenie.

- Co się stało? - spytał Harry Hermionę i Rona, siadając na kanapie przed kominkiem. Lily usiadła zaraz obok niego.

- Pierwszy weekend w Hogsmeade. - odpowiedział Ron, wskazując na nowo wywieszoną kartkę na starej tablicy ogłoszeń. - Koniec października. Noc Duchów.

- Ekstra - powiedział Fred, który przelazł przez dziurę w portrecie. - Muszę odwiedzić sklep Zonka, kończą mi się cuchnące gałki.

Lily od razu zauważyła, jak z Harry' ego ulatuje całe dobre samopoczucie.

- Harry, jestem pewna, że następnym razem będziesz mógł iść. - powiedziała Hermiona. - Wkrótce złapią Black' a, już go przecież widzieli.

- Black nie jest głupi, żeby próbować swoich sztuczek w Hogsmeade. - rzekł Ron. - Zapytaj McGonagall, może Ci tym razem pozwoli. Harry, następny raz może być nie wiadomo kiedy.

- Ron! - krzyknęła Hermiona. - Harry musi zostać w szkole.

- Będzie jedynym z trzeciej klasy, który zostanie. Harry powinien poprosić McGonagall, naprawdę...

- Tu chodzi o jego bezpieczeństwo! - fuknęła dziewczyna. W ten sposób na nowo rozgorzała pomiędzy nimi kłótnia. Lily zamiast interesować się nimi spojrzała na swojego przyjaciela, widziała po nim, że się waha. Rozumiała, że chce spędzić czas z przyjaciółmi, ale sama uważała, że to nieodpowiedzialne i głupie się tak wystawiać.

- Harry... - szepnęła cicho w stronę chłopaka. Ten od razu spojrzał na nią, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Tak, Lily? - zapytał.

- Wiesz, ja uważam, że nie powinieneś iść, ale rozumiem, że chcesz spędzić czas z Ronem i Hermioną w Hogsmeade. - zaczęła. - Moim zdaniem profesor McGonagall i tak się nie zgodzi, ale zawsze możesz spróbować. Tylko jeśli będziesz mógł, to bądź ostrożny. Jeśli ten Black zrobi Ci krzywdę... - oczy dziewczynki niebezpiecznie się zaszkliły.

- Spokojnie Lily. - powiedział i przytulił dziewczynkę. - Skorzystam z twojej rady, zapytam profesor McGonagall, jeśli się nie zgodzi to spędzimy ten dzień razem, co ty na to? - spytał. Lily od razu się uspokoiła, a na jej twarzy pokazał się prześliczny uśmiech.

- Dobrze. - odparła, po czym podniosła się na równe nogi. - Pójdę już do siebie, muszę się przebrać przed... - nie dane jej było dokończyć, bo usłyszała głośny krzyk Rona.

- PSIK! - zawołał Weasley. - PUSZCZAJ, GŁUPI BYDLAKU!

Dopiero teraz Lily zauważyła Krzywołapa, kota Hermiony, który wbił wszystkie cztery pary pazurów w torbę Rona, i nie chciał jej za nic puścić.

- Ron, zrobisz mu krzywdę! - krzyknęła Hermiona. Wszyscy w Pokoju Wspólnym przyglądali się tej scenie. Krzywołap zażarcie trzymał się torby, rozrywając ją na strzępy, a z niej wyleciał szczur Parszywek.

- ŁAPCIE TEGO KOTA! - zawył Ron, kiedy Krzywołap puścił resztki torby, przeskoczył przez stół i ruszył w pogoń za przerażonym Parszywkiem. George Weasley rzucił się na rudego kota, ale go nie złapał, Parszywek wyminął dwadzieścia par nóg i wpadł pod starą komodę. Krzywołap rozpłaszczył się na podłodze, wsunął pod komodę łapy i zaczął nimi na oślep atakować. Ron i Hermiona razem podbiegli do komody, Gryfonka odciągnęła kota na bok, a chłopak wyciągnął szczura za ogon.

- Spójrz na niego! - ryknął do Hermiony, wymachując przed nią szczurem. - Sama skóra i kości! Trzymaj tego kocura z daleka od niego, dobrze!?

- Krzywołap nie wie, że źle robi. - powiedziała roztrzęsionym głosem Granger. - Wszystkie koty polują na szczury.

- Ale ten kot jest jakiś dziwny! - krzyknął chłopak. - Usłyszał, jak mówiłem, że Parszywek jest w torbie!

- Och, co ty pleciesz! - odpowiedziała niecierpliwie. - Mógł go zwęszyć. Ron, chyba nie myślisz...

- Ten kot skoczył na torbę, wiedząc, że tam jest Parszywek! - upierał się Ron. - A Parszywek był tu pierwszy... i jest chory!

Przeszedł obrażony przez pokój wspólny, znikające na schodach wiodących do sypialni chłopców.

Następnego dnia, na śniadaniu Lily zauważyła napiętą atmosferę między nimi, szczerze współczuła Harry' emu, dobrze wiedziała co czuje, w końcu jeszcze nie dawno była w takiej samej sytuacji. Zaproponowała chłopakowi, żeby usiadł z nią i jej przyjaciółmi, lecz on grzecznie odmówił. Na obiedzie zauważyła, że chłopak jest bardzo przygnębiony, dlatego usiadła z nim, żeby wypytać go, o co chodzi.

- Profesor McGonagall nie zgodziła się podpisać mi formularza. - odparł markotnie.

- Przykro mi, wiem, że bardzo Ci na tym zależało. - próbowała go pocieszyć, dlatego przytuliła się do niego, co on chętnie odwzajemnił i już z uśmiechem powiedział.

- No trudno, może pójdę, jak złapią Black' a. Ale skoro nie idę, to oznacza, że będziesz na mnie skazana przez cały dzień. - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Ja nie mam nic przeciwko.

W dniu Halloween Lily była bardzo podekscytowana, jak każdy pierwszoklasista. Uczniowie pierwszego roku wprost nie mogli się doczekać Uczty z okazji Nocy Duchów. Na śniadaniu usiadła razem z Ben' em i Astorią, Dennis ulotnił się gdzieś ze swoim bratem. Wcześniej nie miała czasu, żeby poinformować ich o tym, że dzisiejszy dzień chce spędzić z Harry' m. Gdy Ślizgonka to usłyszała przyglądała się jej wnikliwie, po czym prosto z mostu zapytała.

- Czy ty chodzisz z Potter' em? - Lily akurat piła sok dyniowy, więc kiedy to usłyszała zakrztusiła się i wypluła napój z powrotem do szklanki.

- Czy ty oszalałaś!? Harry jest dla mnie, jak brat. - wyjaśniła już spokojniej. - Nie idzie do Hogsmeade, dlatego zaproponował, żebyśmy spędzili ten dzień razem.

- To brzmi, jak zaproszenie na randkę. - stwierdził po chwili Ben, podłapując o co chodzi Greengrass.

- Jesteście walnięci. - powiedziała i wstała od stołu, kiedy usłyszała śmiechy swoich przyjaciół.

- Ach, zemsta jest słodka. - mruknął pod nosem Gryfon.

Lily w tym samym czasie wściekła wróciła do pokoju wspólnego, usiadła zdenerwowana na kanapie patrząc, jak pomieszczenie opuszcza coraz więcej osób. W tłumie udało jej się wyłapać Harry' ego, który żegnał się z Ronem i Hermioną, którzy po raz pierwszy od dawna się nie kłócili. Harry usiadł na kanapie koło Lily, gdy już wszyscy uczniowie idący do Hogsmeade wyszli z pokoju.

- To co robimy? - zapytał chłopak z uśmiechem.

-Możemy iść się przejść. - Potter przytaknął, po czym razem wyszli z pokoju wspólnego i zaczęli zwiedzać zamek.  Idąc rozmawiali na różne tematy od tych interesujących po te kompletnie głupie i nieważne, ale oboje tego potrzebowali. Kiedy byli na drugim piętrze, niedaleko sali od Obrony, Harry zaproponował, żeby udali się do sowiarni, ponieważ dawno nie miał okazji odwiedzić swojej sowy - Hedwigi. Lily widziała ją tylko dwa może trzy razy, bardzo rzadko pojawiała się w Wielkiej Sali, zwykle, żeby towarzyszyć Harry' emu, a nie przynosić mu paczki. Kiedyś zapytała się chłopaka czemu nie dostaje żadnych listów, wtedy powiedział jej, że mieszka w domu z wujostwem, które nie za bardzo za nim przepada. Zrozumiała. Ona również nie dostawała żadnych paczek, bo i od kogo. Hermes nie był z tego powodu zbyt zadowolony, ale chętnie towarzyszył dziewczynie podczas nauki. Kiara była jeszcze mała, ale przez to strasznie ciekawska, już kilka razy zdarzyło się, że uciekła z jej dormitorium, na szczęście nie wychodziła dalej niż do pokoju wspólnego. Kotka była strasznie żywa i ruchliwa przez co często płoszyła sowę. Pamiętała, jak w drugim tygodniu września syczoń tak się wściekł na rudego kota, że wyleciał przez okno i nie wracał przez kilka dni. Zmartwiona Lily poprosiła o pomoc Ben' a, który wspomniał, że Hermes mógł ukryć się w sowiarni. Bardzo trafnie, ponieważ tam właśnie go znalazła. Od tamtej pory pilnowała, żeby sowa i kuguhar nigdy nie zostawali razem na zbyt długo. Chciała już odpowiedzieć Harry' emu kiedy to zza drzwi jednego pomieszczenia rozległ się głos:

- Harry!

Oboje odwrócili się w stronę dźwięku i zobaczyli profesora Lupina wyglądającego ze swojego gabinetu.

- Och i panna Evans! - powiedział z uśmiechem. - Co wy tu robicie? - spytał profesor. - Gdzie jest Ron i Hermiona? A ty Lily nie spędzasz czasu z panną Greengrass?

- Ron i Hermiona są w Hogsmeade. - odpowiedział chłopak lekko markotnie, ale zaraz potem uśmiechnął się szeroko. - Lily obiecała dotrzymać mi towarzystwa. - dodał i przyciągnął dziewczynę do siebie.

- Aha. - Lupin przyglądał się im przez chwilę. - A może byście do mnie wpadli? Właśnie przysłali mi druzgotka. Na naszą następną lekcję.

- Co takiego? - spytał zbity z tropu chłopak, natomiast Lily spojrzała na niego, jak na idiotę. Oboje weszli za Lupinem do gabinetu. W kącie stało wielkie akwarium, do ścianki przywarło pyskiem jadowicie zielone stworzenie z ostrymi różkami, które robiło do nich złośliwe miny.

- Naprawdę nie wiesz? - zapytała.

- Niby skąd. - odparł chłopak.

- Z podręcznika. - powiedziała jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. - Masz mózg i chyba umiesz czytać. Nie pomyślałeś, żeby przejrzeć kilka lekcji do przodu?

- Nie. - odrzekł. I nagle go olśniło. - A ty niby wiesz?

- Tak, to demon morski. - zaczęła. - Druzgotki ukrywają się w glonach na dnie jezior, żywią się małymi rybami i glonami, jednak zdarza się im czasem zapolować na człowieka. W stosunki do ludzi są bardzo agresywne. Druzgotek chwyta ofiarę swoimi długimi palcami, a wydostanie się z jego uścisku jest bardzo trudne, jednak jest to jedyny sposób obrony przed tym stworzeniem, pomóc w tym może użycie zaklęcia relashio. - zakończyła ze zwycięskim uśmiechem widząc zaskoczenie na twarzy Harry' ego.

- Wspaniała definicja. - powiedział profesor, czym przypomniał o swojej obecności. - Myślę, że 20 punktów dla Gryffindoru za dodatkową wiedzę nie zaszkodzi. - po czym dodał uprzejmie. - Napijecie się herbaty? Właśnie miałem sobie zrobić.

- Chętnie. - odparli w tym samym momencie. Profesor podszedł do czajnika, stuknął w niego różdżką, a z otworu wyleciał pióropusz pary.

- Niestety mam tylko w torebkach, ale ty Harry, raczej masz dość herbacianych fusów. - stwierdził nauczyciel obrony.

- Skąd Pan wie? - zapytał zaskoczony Gryfon. Lily oczywiście słyszała o wydarzeniach z pierwszej lekcji wróżbiarstwa chłopaka, sama uważała, że to stek bzdur bez ładu i składu. Harry bardzo się tym przejął, jednak w towarzystwie Evans starał się tego nie okazywać.

- Od profesor McGonagall. - odpowiedział na pytanie chłopaka, po chwili podał im filiżanki z herbatą oraz cukierniczkę. Harry od razu nasypał sobie dwie czubate łyżki cukru, na co Lily patrzyła z obrzydzeniem.

- Jak możesz tyle słodzić? - spytała szczerze zdziwiona. - Przez ten cukier pewnie nawet nie czuć jej smaku.

- Lubię słodkie rzeczy. - odparł chłopak, po czym uśmiechnął się zawadiacko. - Dlatego przyjaźnię się z tobą.

Profesor roześmiał się szczerze, przez co uczniowie spojrzeli na niego lekko speszeni. Remus przyglądał się tej dwójce odkąd spotkał ich w przedziale. Z dnia na dzień Harry coraz bardziej upodabniał się do James' a, ale nadal nie był aż tak arogancki i pewny siebie. Natomiast Lily była dla niego dość sporą zagadką. Wiedział, że Potter i Evans poznali się jakiś czas przed rozpoczęciem roku, ale ich zachowanie wskazuje na coś całkiem innego. To trochę tak jakby znali się od lat. Od początku września wnikliwie przyglądał się rudowłosej i teraz mógł śmiało stwierdzić, że zachowuje się jak jego zmarła przyjaciółka. To podobieństwo było aż zatrważające. Dopiero nie dawno odkrył prawdę, ale nadal nie całą, nic nie było stuprocentowo pewne bez solidnych dowodów. Teraz kiedy na nich patrzył wyobraził sobie Lily i James' a, pamiętał, że kiedyś miała miejsce bardzo podobna sytuacja. Na samą myśl o tym wydarzeniu zalała go fala nostalgii.

- Profesorze, wszystko w porządku? - zapytał cicho, spokojny, melodyjny głos.

- Tak Lily, wszystko dobrze. - odparł bez namysłu. Dopiero po chwili otrząsnął się z otępienia. - A jak wam idzie na innych przedmiotach?

- Świetnie./Znośnie. - powiedzieli w tym samym momencie.

- Jak rozumiem, ty Lily nie masz problemów z żadnymi przedmiotami?

- Zgadza się, udało mi się nawet przerobić cały materiał pierwszego roku. - odpowiedziała z uśmiechem, na co profesor spojrzał na nią z dumą.

- Jak Hermiona... - mruknął pod nosem Gryfon, czym ściągnął na siebie uwagę profesora i przyjaciółki.

- Harry? - zapytał spoglądając na ucznia domagając się odpowiedzi. Potter westchnął z bezradności i odparł.

- Całkiem nie radzę sobie z Eliksirami. Z resztą jest znośnie. - odrzekł markotnie.

- Z Obroną nie masz najmniejszych problemów. - stwierdził Lupin. Chciał coś jeszcze dodać, ale drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł profesor Snape z dymiącym kuflem w ręce. - Ach! Już jesteś Severusie, wspaniale. - nauczyciel eliksirów rozejrzał się po klasie, a jego wzrok padł na dwójkę Gryfonów.

- Pan Potter i Panna Evans, co państwo tu robią? - zapytał z jadem w głosie.

- Oglądaliśmy właśnie razem druzgotka. - wtrącił beztrosko Lupin za nim którekolwiek z nich zdążyło coś powiedzieć. - Lily ma naprawdę niesamowitą wiedzę na temat Obrony przed Czarną Magią. - dodał, na co Evans lekko się zarumieniła.

- W to nie wątpię. Miałem możliwość osobiście się o tym przekonać. - rzekł Snape, nie spuszczając wzroku z rudowłosej. Chyba każdy pamięta lekcje Obrony ze Snape' em, miały one miejsce kiedy profesor Lupin był chory. Nie dla wszystkich były one przyjemne. - Powinieneś to od razu wypić.

- Tak, tak wypiję.

- Zrobiłem cały kociołek. - ciągnął Snape. - Gdybyś potrzebował więcej...

- Chętnie wezmę trochę jutro. Dziękuję Ci bardzo Severusie.

- Nie ma za co. - odparł profesor, po czym szybkim krokiem opuścił gabinet nauczyciela Obrony.

Lily spojrzała zaciekawiona na dymiący kufel, ale nie tylko ona. Profesor widząc ich ciekawskie spojrzenia wyjaśnił.

- Profesor Snape był łaskawy przyrządzić mi wywar. Nigdy nie byłem zbyt dobry w eliksirach, a ten jest wyjątkowo złożony. - podniósł kufel i powąchał jego zawartość. - Szkoda, że cukier niszy jego smak. - dodał, po czym wypił łyk napoju i wzdrygnął się.

- Co to za eliksir? - zapytała ciekawa Evans, na co profesor ledwo widocznie zbladł.

- Nie mogę sobie przypomnieć nazwy... - odparł Lupin drapiąc się po głowie. - Wiem tylko, że ten wywar to jedyna rzecz która może mi pomóc. - wytłumaczył, na co Lily skinęła ze zrozumieniem. Dopił eliksir do końca, po czym odłożył wciąż dymiący kufel na biurko. - No czas zająć się swoją pracą. Do zobaczenia na uczcie.

Lily i Harry opuścili gabinet profesora i wrócili do pokoju wspólnego. W oczekiwaniu na uczniów postanowili rozegrać kilka partii szachów. Wynik mógł się wydawać dość oczywisty, 5:0 dla Lily. Kiedy Hermiona i Ron wrócili, Evans postanowiła się ulotnić. Udało jej się znaleźć Ben' a i Dennis' a, który ten dzień spędził razem z bratem. Wspólnie udali się do Wielkiej Sali gdzie spotkali Astorię, razem usiedli na swoich miejscach czekając na przyjście reszty.

Jedzenie było doskonałe, Lily wraz z przyjaciółmi brali dokładki wszystkiego. Nie dało się ukryć, że uczta była naprawdę niesamowita. W Wielkiej Sali unosi się w powietrzu setki wydrążonych dyń z płonącymi wewnątrz świecami i chmury żywych nietoperzy. Było też mnóstwo płonących pomarańczowych serpentyn, które płynęły leniwie poprzez pochmurne sklepienie. Ucztę zakończyło widowisko zorganizowane przez duchy Hogwartu. Powyskakiwały że ścian i stołów, tworząc barwny korowód. Prawie Bezgłowy Nick wzbudził ogólny podziw, znakomicie odgrywając scenę pozbawienia go głowy.

Gdy zabawa dobiegła końca Gryfoni pożegnali się ze swoją ślizgońską przyjaciółką i ruszyli do swojego pokoju wspólnego. Na korytarzu niedaleko przejścia natknęli się na grupę uczniów, która blokowała drogę do wejścia.

- Dlaczego nikt nie wchodzi? - usłyszeli głos za sobą. Kiedy się odwrócili zobaczyli Złotą Trójcę, równie zdziwionych co oni. Harry wspiął się na palce, żeby zobaczyć co się dzieje. Wyglądało na to, że dziura pod portretem jest zamknięta.

- Proszę mnie przepuścić. - rozległ się głos Percy' ego. - Co to za korek? Przecież wszyscy nie mogli zapomnieć hasła... Przepraszam, jestem prefektem naczelnym...

Nagle zapadła cisza, najpierw z przodu, jakby wzdłuż korytarza przebiegła fala strachu, chwilę później można było usłyszeć jak Percy mówi ostrym tonem:

- Niech ktoś pójdzie po profesora Dumbledore' a. Szybko.

- Co się dzieje? - zapytała przestraszona Lily.

Po chwili pojawił się profesor Dumbledore, uczniowie zrobili mu przejście, co wykorzystali Ron, Harry, Lily i Hermiona, żeby znaleźć się bliżej portretu.

- Och! - krzyknęła Lily i Hermiona zduszonymi głosami.

Gruba Dama zniknęła z portretu, który został pocięty jakimś ostrym narzędziem, tak że paski płótna leżały na posadzce, a w samym obrazie było pełno dziur. Dyrektor obrócił się i wtedy zobaczył spieszących ku niemu Snape' a, McGonagall i Lupina.

- Musimy ją odnaleźć. - powiedział. - Minerwo, proszę idź zaraz po Filcha i powiedz mu, żeby przeszukał wszystkie obrazy w zamku.

- Powodzenie murowane! - rozległ się skrzekliwy głos. Nad głowami tłumu poszybował poltergeist.

- Co masz na myśli, Irytku? - zapytał spokojnie Dumbledore, a roześmiany od ucha do ucha poltergeist nieco spoważniał, bo czuł przed nim respekt.

- Jest zawstydzona, wasza dyrektorska mość. Nie chce, by ją ktokolwiek zobaczył. Jest w okropnym stanie. Zobaczyłem ją, jak przebiegła przez landszaft na czwartym piętrze, chowając się wśród drzew. Wykrzykiwała coś okropnego. - powiedział uradowany. - Biedaczka... - dodał niezbyt przekonującym tonem.

- Mówiła, kto to zrobił? - zapytał cicho dyrektor.

- Och tak, wasza profesorsko-dyrektorska mość. - odpowiedział Irytek. - Bardzo się zezłościł, kiedy nie pozwoliła mu wejść.

Irytek wywinął kozła i wyszczerzył do Dumbledore' a zęby spomiędzy własnych nóg.

- Ale się wściekł ten Syriusz Black.

*-*-*
W nagrodę za długie oczekiwanie, rozdział jest o wiele dłuższy niż zwykle.

Cały rozdział pełen jest fragmentów z Harry Potter i Więzień Azkabanu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro