Rozdział 11
Mistrz Eliksirów
Lily była bardzo podekscytowana, przez co wstała już o piątej. Było to spowodowane nadchodzącą lekcja eliksirów, która miała mieć miejsce zaraz po śniadaniu. Harry tak jak i Ron ciągle narzekali na te zajęcia, choć Potter zaznaczył, że nie chodzi tu o same eliksiry, tylko nauczyciela. Severus Snape, który nauczał tego przedmiotu podobno był niesprawiedliwy i faworyzował Ślizgonów, potrafił doprowadzić uczniów do płaczu w kilku słowach, ale Lily nie zraziła się opisem profesora. Miała w nawyku nie słuchać opinii innych, tylko sama sobie taką wypracować. Podejrzewała, że Gryfoni mówią prawdę, jednak chciała to zobaczyć na własne oczy.
Zaraz po śniadaniu razem z Ben' em i Dennis' em, których Evans uważała za przyjaciół udali się do lochów, gdzie miała odbyć się ich pierwsza lekcja eliksirów. Weszli do sali, w której jedyne wolne miejsca zostały na samym przodzie. Dwaj Gryfoni jękneli zgodnie, zdecydowanie woleli siedzieć gdzieś z tyłu poza zasięgiem wrednego nauczyciela. Lily z uśmiechem usiadła w ławce na środku, a chłopcy po obu jej stronach, było to bardzo korzystne dla nich ułożenie. Gryfoni dobrze wiedzieli, że jeśli ktoś miałby im pomóc na tych zajęciach to tylko Lily. W sali istniał samoistny podział, Gryfoni siedzieli po lewej stronie od wejścia, natomiast Ślizgoni po prawej. Dzięki temu uczniowie nie skakali sobie do gardeł, zazwyczaj Ci starsi. Młodsi uczniowie nie angażowali się zbytnio w rywalizację między domową, choć zdarzały się oczywiście wyjątki.
Nagle drzwi do sali uderzyły z hukiem o ścianę, a w progu pojawił się nauczyciel. Szybkim krokiem podszedł do katedry i wziął do ręki pergamin z listą obecności. Gdy skończył czytać nazwiska Ślizgonów przeszedł do Gryfonów. Jak do tej pory żadne nazwisko nie wywołało tak silnej reakcji, jak to należące do Lily.
- Lily Evans. - powiedział beznamiętnie, spoglądając w stronę rudowłosej, jednak jego oczy wyrażały coś całkiem innego. Gryfonka była bardzo spostrzegawcza, więc od razu zauważyła różnicę. Było to dość dziwne, ale Lily zdążyła już przywyknąć do nienormalnych rzeczy w jej życiu. Od rozpoczęcia roku szkolnego nauczyciele patrzą na dziewczynę z nostalgią i nadzieją. Z początku nie rozumiała dlaczego, dopiero z czasem pojęła w czym rzecz. Wygląd, który Lily odziedziczyła po matce musiał poruszyć profesorów. McGonagall sama przyznała, tak jak i inni nauczyciele, że jest do kobiety nieziemsko podobna. Jednak profesor Snape na pewno nie uczył jej matki, więc skąd taka reakcja?
Niedługo później profesor skończył sprawdzanie obecności i przeszedł do lekcji.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów - zaczął. - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć. - zakończył, a w sali panowała wszechogarniająca cisza. Spojrzenie czarnych oczu profesora padło na rudowłosą Gryfonkę, wyglądał jakby nad czymś poważnie rozmyślał. Musiał dojść do jakichś wniosków, ponieważ już chwilę później stał na wprost niej.
- Panno Evans, może odpowie mi panna na kilka pytań, czy nie zajrzała Pani do książki? - spytał, a kpinę można było wyczuć na kilometr, jednak Lily nie zraziła się tym. Była pewna swojej wiedzy, jak i umiejętności.
- Bardzo chętnie udzielę odpowiedzi na Pana pytania profesorze. - odparła z delikatnym uśmiechem. Snape nagle się spiął. Ten uśmiech był tak znajomy, a jednocześnie tak obcy, inny, ale taki sam zarazem. Nie sądził, że to będzie aż tak trudne.
- No dobrze, więc co to jest bezoar i gdzie będzie go panna szukać jeśli poproszę, żeby go panna znalazła? - zadał pytanie.
- Bezoar to kamień, który tworzy się w żołądku kozy, który chroni przed wieloma truciznami. - odpowiedziała krótko.
- Dobrze. - na jego usta wpłynął grymas, który chyba miał być delikatnym uśmiechem. - Jaka jest różnica między mordownikiem i tojadem żółtym?
- To ta sama roślina zwana inaczej akonitem. - to było podchwytliwe.
- Yhm. - pokiwał głową w zamyśleniu. - Ostatnie. Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
Było to trudniejsze pytanie, zdecydowanie wykraczające poza materiał pierwszego roku, Snape szczerze wątpił, że uda jej się odpowiedzieć. Lily ku zdziwieniu nauczyciela uśmiechnęła się szeroko.
- Wyjdzie Panu bardzo silny napój usypiający, znany jako Wywar Żywej Śmierci.
- Poprawnie. - powiedział, a jego grymas powiększył się. To na pewno była córka Lily. - 5 punktów dla Gryffindoru, za udzielenie poprawnych odpowiedzi. - dodał, po czym ruszył w stronę biurka powoli zaczynając tłumaczyć temat lekcji. Niestety nie do wszystkich dotarło co przed chwilą się stało. Uczniowie otrząsnęli się dopiero, gdy Snape zagroził im utratą punktów, na co nikt nie miał ochoty. Na następnej godzinie przeszli do prób uwarzenia eliksiru leczącego czyraki.
Była to stosunkowo prosta mikstura, jednak nie dla pierwszorocznych uczniów, no przynajmniej niektórych. Eliksir mieli warzyć samodzielnie, co mogło doprowadzić do sporych zniszczeń, ale przecież człowiek najlepiej uczy się na błędach. Dlatego właśnie nikt nie sprzeciwiał się decyzji nauczyciela. Właściwie to ze strachu przed szlabanem i utratą punktów, ale mniejsza. Jak można się było spodziewać tylko nielicznym udało się uwarzyć ten eliksir poprawnie, w tym Lily i Dennis' owi. Ben nie miał tyle szczęścia, Snape wymienił wszystkiego jego błędy, przy czym użył kilku bardzo interesujących inwektyw. Nie obeszło się także bez utraty punktów. Kiedy profesor zajrzał do kociołka Lily powiedział, że eliksir jest wykonany idealnie, i żeby wszyscy brali z niej przykład. Dodatkowo dał Gryfonce 10 punktów. Gryfoni patrzyli na rudowłosą z podziwem, natomiast Ślizgoni z nienawiścią. Co prawda i uczniowie domu Salazara otrzymali punkty za dobrze wykonany eliksiry, ale żaden nie był tak dobry jak ten zrobiony przez Lily.
Gdy tylko lekcja dobiegła końca po szkole rozeszła się plotka, że Naczelny Postrach Hogwartu zwariował. Starsi uczniowie, jak tylko usłyszeli o tym, że profesor Snape dał Gryfonom punkty chcieli dowiedzieć się kto konkretnie do tego doprowadził. Niczego nieświadoma Evans szła właśnie na OPCM, nie wiedziała, że to tylko kwestia czasu kiedy to wszyscy będą wiedzieć, że to jej Snape dał punkty.
Po transmutacji, która była jej ostatnią lekcją udała się na obiad. Miała w planach zaraz po posiłku udać się do biblioteki. W Wielkiej Sali usiadła przy stole Gryfonów i nałożyła sobie trochę jedzenia na talerz. Chwilę później do Sali weszli rozentuzjazmowani uczniowie domu Lwa, którzy to wymieniali się informacjami o domniemanym szaleństwie nauczyciela eliksirów. Zaraz koło niej usiadł Harry, a naprzeciwko Ron i Hermiona.
- Cześć Wam. - przywitała ich Lily.
- Cześć. - powiedzieli równo.
- Jak tam lekcje? - spytała ciekawa Hermiona.
- Było świetnie, dzisiaj pierwsze miałam eliksiry. - odparła uśmiechnięta. Każdy kto to usłyszał spojrzał w stronę dziewczyny. - Profesor Snape jest całkiem inny niż mówiłeś Harry. Może jest surowy, ale nie faworyzuje Ślizgonów, w miarę sprawiedliwie oceniał eliksiry i dawał wiele trafnych uwag, które pomogły mi przy warzeniu. - na twarzach Gryfonów pojawił się ogromny szok i niedowierzanie.
- Co? - spytał zbity z tropu Potter.
- No tak. Nie jest miły, ale ma ogromną wiedzę i umiejętności. - odparła. - Poza tym zarobiłam u niego kilka punktów.
- Co! - wrzasnęła Złota Trójca zwracając na siebie uwagę wszystkich w Sali.
- Nie rozumiem o co Wam chodzi. - powiedziała. - Muszę już iść, chce jeszcze zajrzeć do biblioteki. - dodała i wstała z miejsca, nie zwracając uwagi na spojrzenia innych. Już chwilę później siedziała w bibliotece czytając jedną z wielu książek o eliksirach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro