Rozdział 10
Przyjaciele?
Lily przyszła na śniadanie lekko spóźniona. Wczorajsza czy już raczej dzisiejsza lekcja astronomii była jednocześnie bardzo męcząca, jak i interesująca. Zmęczona usiadła przy stole Gryfonów na miejscu obok Harry' ego.
- Cześć. - przywitała go sennie.
- Ktoś tu się nie wyspał. - powiedział złośliwie.
- Miałam astronomie. - odparła markotnie.
- Czuje, że godzina nie przypadła Ci do gustu. - mówił jednocześnie nakładając trochę jedzenia na jej talerz. Podziękowała mu lekkim skinieniem głowy, po czym zaczęła jeść to co znalazło się przed nią na talerzu. - Co masz dzisiaj?
- Teraz dwie godziny zaklęć, a później dwie Obrony przed Czarną Magią. - odpowiedziała, po czym rozejrzała się wokół siebie zdziwiona. - Gdzie Ron i Hermiona?
- Ach, Hermiony dzisiaj nie widziałem. Podobno ma mnóstwo zajęć. Natomiast Ron szuka swojego szczura. - wyjaśnił.
- Szczura? - spytała lekko obrzydzona.
- Tak, nazywa się Parszywek. Ostatnio trochę chorował, źle zniósł egipski klimat. Poza tym kot Hermiony ciągle na niego poluje. - odparł z lekkim grymasem. - Pod koniec wakacji ciągle się o to kłócili.
- Szczerze współczuje. - napiła się trochę soku dyniowego, po czym zerknęła w stronę zegarka na jej lewej ręce. - Zostało 10 minut, muszę iść.
- Powodzenia. - powiedział i przytulił ją na pożegnanie. Lily poczuła się lekko zawstydzona, ale odwzajemniła ten gest. Wychodząc z Wielkiej Sali wpadła na Ben' a i Dennis' a. Po krótkim przywitaniu szybkim krokiem ruszyli na zajęcia.
Profesor Flitwick całe dwie godziny dokładnie tłumaczył na czym polegają zaklęcia lewitacyjne. Obiecał im, że jeśli przez najbliższy miesiąc będą sobie dobrze radzić to szybciej przejdą do praktyki. Ben wydawał się niesamowicie znudzony tym tematem, ale nie Lily. Co prawda w wakacje przerobiła już cały tegoroczny materiał, jednak to o czym opowiadał profesor było znacznie ciekawsze od tego co zostało zawarte w podręczniku. Kiedy lekcja dobiegła końca trójka Gryfonów udała się na OPCM. Tą lekcje mieli razem z uczniami Slytherin' u co niezbyt podobało się Dennis' owi i Ben' owi. Lily w ogóle to nie przeszkadzało, raźnym krokiem weszła do sali i zajęła miejsce w pierwszej ławce niedaleko okna. Chłopcy natomiast usiedli gdzieś z tyłu. Chwilę przed dzwonkiem do sali weszła Ślizgonka, którą Evans dość szybko rozpoznała. Dziewczyna z braku możliwości podeszła do Lily.
- Mogę usiąść? - zapytała niepewnie.
- Pewnie. - odparła z uśmiechem i zrobiła więcej miejsca dziewczynie, na co i ona lekko się uśmiechnęła. - Lily Evans. - dodała i wyciągnęła dłoń w stronę Ślizgonki.
- Astoria Greengrass. - odrzekła i przyjęła dłoń Gryfonki. - Przepraszam, że o to zapytam, ale czy jesteś z rodziny mugoli? - Lily widziała po minie dziewczyny, że nie chciała jej o to pytać.
- Nie, jestem półkrwi. Wychowałam się w mugolskim sierocińcu. - wyjaśniła. Zauważyła jak na twarzy dziewczyny pojawia się ogromna ulga. - Dlaczego o to zapytałaś skoro wyraźnie nie chciałaś tego robić?
- Jeszcze raz przepraszam, tu chodzi o moją siostrę. - zaczęła, a Lily nie spodobał się ton jakim to mówiła. - Jestem czystej krwi i rodzina nie chce, żebym zadawała się z mugolakami i zdrajcami krwi. Mi to w ogóle nie przeszkadza, nie zwracała bym na to uwagi, gdyby nie moja starsza siostra Dafne. Na pewno będzie mnie kontrolować.
- Teraz rozumiem i możesz mi ufać, że nikomu nie powiem. - obiecała jej Evans, co wywołało szeroki uśmiech na twarzy Astorii. Dziewczyna była naprawdę ładna, miała długie ciemne włosy i zielone oczy, była niewiele wyższa od Lily, już teraz można było stwierdzić, że dziewczyna będzie miała powodzenie u chłopców. Jej rozmyślania przerwał dźwięk zamykanych drzwi.
- Witam, na dzisiejszych zajęciach. - odezwał się profesor powoli idąc w stronę biurka. - Ja nazywam się Remus Lupin i w tym roku będę Waszym nauczycielem. - zakończył z uśmiechem stając na przodzie klasy. - Jako, że i ja, i wy jesteśmy tu nowi przydałoby się zacząć od listy obecności. - podszedł do biurka i sięgnął po pergamin z nazwiskami uczniów. - Proszę się zgłaszać. Astoria Greengrass.
Po przeczytaniu wszystkich Ślizgonów, profesor przeszedł do uczniów z Domu Lwa.
- Benedict Diggory. - brunet zgłosił się, a w oczach profesora pojawił się jakiś błysk. - Jesteś synem Amos' a Diggory' ego, prawda?
- Zgadza się. - odparł lekko zaskoczony.
- Byłem z twoim ojcem na roku. - wyjaśnił. - Twój starszy brat jest w Hufflepuff' ie?
- Tak. - potwierdził markotnie.
- Cedric bardziej przypomina Waszą matkę. Ty wyglądasz całkiem jak ojciec, gdy był w twoim wieku. - powiedział z uśmiechem, który poprawił humor chłopaka. - No dobrze, przejdźmy dalej. Lily... Evans? - zaskoczony wpatrywał się w nazwisko na liście, po czym zaczął się chaotycznie rozglądać po klasie. Zauważył podniesioną rękę w pierwszej ławce przy oknie. Przez chwilę nie mógł uwierzyć, że to ta sama dziewczynka którą widział w pociągu. Miał ochotę roześmiać się histerycznie. Gryfonka wyglądała całkiem, jak Lily. Wcześniej nie zwrócił na to zbytniej uwagi, było po pełni i nie zdążył się jeszcze do końca otrząsnąć, ale teraz kiedy jego zmysły pracowały na najwyższych obrotach. Nie dostrzegł żadnej różnicy pomiędzy dziewczynką, a jego przyjaciółką ze szkoły. Gdyby nie miniony czas byłby w stanie uwierzyć, że to była TA Lily Evans, ale niestety ONA już nie żyła. Naszła go pewna myśl, która w pewnym momencie wydała się wręcz niepokojąca. Chciał w to uwierzyć. Wpadł na pewien pomysł. - Wyglądasz całkiem, jak twoja matka.
- Miło mi to słyszeć profesorze. - odparła ze smutnym uśmiechem. - Wiele osób tak uważa, niestety nie mogę tego potwierdzić.
- Dlaczego? - czyżby jednak...
- Nigdy nie poznałam moich rodziców, nawet nie wiem jak się nazywali i wyglądali. Nie żyją od dwunastu lat, a nie mam żadnego zdjęcia. - wyjaśniła. Natomiast Lupina zalał zimny pot. "To naprawdę ich córka!" - wrzeszczała jego podświadomość. "Ale skoro tak to czemu o niej nie wiedziałem, czemu nikt mi nie powiedział?" - takie i tym podobne myśli zaprzątały jego umysł. Jednak to wiele wyjaśniało.
- Bardzo mi przykro. - odparł ze szczerym współczuciem.
- Zdążyłam się już nauczyć z tym żyć. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Profesor Lupin dokończył czytanie listy obecności, po czym przeszedł do lekcji, jednak nadal w jego myślach pozostała mała, rudowłosa Gryfonka.
Po zajęciach uczniowie udali się na obiad, Lily nigdzie nie widziała trójki jej starszych...przyjaciół? Czy może ich tak nazwać? Nigdy nie miała przyjaciół, starała się nie przywiązywać do dzieci z sierocińca. Nie wiadomo kto kiedy odejdzie, bała się tego, dlatego zawsze była sama. Co prawda była w dobrych stosunkach z Ben' em, Tom' em i Cole' em, ale było to raczej wymuszone. W domu dziecka najlepiej było nie robić sobie wrogów, to nigdy się dobrze nie kończyło. Teraz miała szanse to zmienić, ale czy była gotowa? Postanowiła usiąść na tym samym miejscu co rano, mając nadzieję, że Harry niedługo przyjdzie. Polubiła Gryfona, w Dziurawym Kotle poczuła do niego sympatię i zaufanie, już wtedy wiedziała, że będzie jedną z nie licznych osób, którym mogła by powierzyć nawet najbardziej skrywane sekrety. Nagle zauważyła ruch po swojej prawej, zaskoczona spojrzała na chłopaka z blizną na czole, co ciekawe wczesniej jej nie zauważyła.
- Co Ci się stało? - zapytała wskazując na czoło chłopaka. Harry wyraźnie się speszył, ale Lily nie wiedziała dlaczego.
- To długa historia, niezbyt przyjemne. - odparł z lekkim grymasem. - Nie lubię o tym opowiadać.
- Rozumiem i przepraszam. - powiedziała zawstydzona.
- Nie masz za co. Nie ty. - dodał ciszej. - Kiedyś Ci opowiem, obiecuje.
- Nie musisz się spieszyć. - już chwilę później w spokoju jedli obiad, dopóki Evans nie zauważyła nieobecności przyjaciół Gryfona. - Gdzie Ron i Hermiona?
- Ron zaraz przyjdzie. Mieliśmy eliksiry. Snape niezbyt nas lubi, a jako, że nie za bardzo wyszedł nam eliksir Ron musiał zostać i posprzątać. Ja dostałem szlaban. - wytłumaczył zdenerwowany. - A Hermiona też zaraz powinna się stawić. - jak na zawołanie do Sali weszła Gryfonka z burzą włosów na głowie. Usiadła na przeciwko Lily i nic nie mówiąc zaczęła szybko jeść. Niedługo po niej pojawił się Weasley. Kiedy tak wszyscy siedzieli Evans postanowiła zadać pytanie, które ją dręczyło.
- Czy my jesteśmy przyjaciółmi? - spytała Harry' ego niepewnie. Potter spojrzał zaskoczony na rudowłosą, po czym szeroko się uśmiechnął i spojrzał prosto w zielone oczy Lily.
- Najlepszymi.
*-*-*
Następny rozdział to będzie wyczekiwana przez większość lekcja eliksirów. 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro