Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dream or...?

                    Po ostatnich wydarzeniach Barry potrzebował spokoju i odpoczynku. Walka z Zoomem całkowicie go wyczerpała. Musiał przyznać, że był niesamowicie twardym przeciwnikiem i niezwykle szybkim sprinterem. Szybszym, niż Allen. To pewne. Jednak to spryt i przebiegłość pozwoliły Flashowi wygrać ostateczny pojedynek. Pozbył się Huntera, a przynajmniej na to wyglądało. Konflikt był zażegnany i ten potężny meta-człowiek nie zagrażał już Ziemi. Młodego bohatera jednak wciąż coś trapiło. Nie miał pojęcia co to takiego, więc zrzucił to na zmęczenie. To było najracjonalniejsze wytłumaczenie.
Odpoczywał więc ile się dało. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż musiał chodzić do pracy i bronić Central City przed innymi meta-ludźmi. Flash nigdy nie schodził z posterunku. Taki już był.
Od pewnego czasu miewał dziwne sny. Domyślał się, że miały związek z ostatnimi wydarzeniami, bo wciąż śnił mu się Zolomon. Spotkanie z nim mocno wpłynęło na bruneta, więc właściwie nie dziwił się tym snom. Co prawda były coraz intensywniejsze i powoli, zamiast odpoczywać, zaczynał się nocami męczyć. Doszło do tego, że rozważał już albo niesypianie albo udział w jakiejś terapii. W ostateczności leki, ale tego Barry naprawdę chciał uniknąć.
Kiedy kolejnej nocy leżał w łóżku, patrząc tępo w sufit, zastanawiał się, co go tym razem czeka. Na co pozwoli mu sen? Jakoś nie sądził, że na wyspanie się.
W końcu jednak zasnął. Był nawet spokojny przez jakieś dwie godziny, ale w pewnym momencie się obudził. Nie kojarzył, żeby było to przez jakiś sen. Może go nie pamiętał? Coś mu po prostu kazało się obudzić. I jak się po chwili okazało bardzo słusznie. Na krześle przy biurku siedział mężczyzna. Nie kto inny, jak Zoom. Allen zaczął się zastanawiać, czy może nadal śni. Zdarza się przecież, że śni się nam, że się budzimy. Może jemu przydarzyło się właśnie to samo? A jeżeli to nie sen, to na pewno majaki. Mimo wszystko chciał się zerwać z łóżka, ale blondyn go powstrzymał, jakby czytając mu w myślach.
- Barry, nie. – Uniósł dłoń. – Nie chcę cię skrzywdzić.
Flash wpatrywał się w niego, zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.
- Ty...
- Nie żyję? – podsunął mężczyzna. Młody pokiwał tylko głową. Ciężko mu było zebrać myśli. Co za dziwaczny sen...
Hunter pokręcił głową na boki, jakby coś rozważał.
- To skomplikowane – odpowiedział w końcu. – Aczkolwiek naprawdę nie zrobię ci krzywdy, Barry. Nie po to tu jestem.
- A po co? – rzucił brunet. Zolomon odetchnął ciężko, splatając palce dłoni ze sobą.
- Zrobiłem tyle złego, Barry – powiedział, podnosząc wzrok na Allena. – Nawet nie wiem, od czego miałbym zacząć... – kontynuował. – Tyle istnień. Tylu potencjalnych przyjaciół. Może miłość. Jeżeli kiedykolwiek byłem w ogóle do niej zdolny... Tyle straconych szans. I żadnych możliwości, żeby to naprawić.
Allen patrzył na Zooma, nie mając kompletnie pojęcia, co się właściwie dzieje. Kto przez niego przemawiał? Po co to mówił? Jaki miał cel?
- Dlaczego mnie zwodzisz? – zapytał cicho Flash. – Po co to robisz? I tak ci nie wierzę.
- Nie zwodzę cię, Barry. To ja zostałem zwiedziony...
- Ty? – Młody mężczyzna uniósł pytająco brwi. – Czym?
- Mocą prędkości – odpowiedział blondyn, opierając się bardziej o krzesło. – Jej potęgą. Tym, że mogę być niezwyciężony. Tym, że dzięki niej będę miał wszystko. A tak naprawdę wszystko straciłem.
W pokoju na moment zapadła kompletna cisza. Brunet wpatrywał się w swojego nieoczekiwanego gościa i miał dziwne przeświadczenie, że mężczyzna mówi prawdę. I nagle zrobiło mu się przykro. Zaczął żałować swojego niegdysiejszego śmiertelnego wroga. Czy to w ogóle działo się naprawdę?
- Mogłem być taki jak ty, Barry – odezwał się ponownie Hunter. – Mogłem stać się taki. Dobry. Mogłem zostać kimś. Bohaterem. A ja to tak po prostu zmarnowałem. Może, gdybym spotkał cię wcześniej, byłbym innym człowiekiem. Ale tego już nie zmienię. Nie da się.
Barry cicho westchnął. To wszystko brzmiało tak prawdziwie. Gdzieś w głowie Allena paliło się czerwone światełko, ale ono powoli przygasało.
Podsunął się do brzegu łóżka, patrząc uważnie na Zolomona. Jakby rozmawiał z kimś zupełnie innym. Nie ze swoim dotychczasowym arcywrogiem, tylko jak z zagubionym człowiekiem, który popełnił w życiu parę błędów i po prostu potrzebuje pomocy.
- Da się – szepnął Flash. – Musisz tylko tego chcieć. Pragnąć zmiany jak nigdy niczego innego.
- Pragnę jej. Chcę. – Zoom podniósł się z krzesła i skierował w stronę młodego mężczyzny. Brunet spiął się, gotowy do ewentualnego ataku, ale blondyn po prostu przed nim ukucnął.
- Ale jest coś, czego pragnę bardziej – szepnął mężczyzna, patrząc na Barry'ego. Allenowi oczywiście mnóstwo odpowiedzi poprzychodziło do głowy. „Zabić cię", „zniszczyć świat", „zabić wszystkich twoich przyjaciół i kazać ci patrzeć na to, jak powoli będą umierać". Jeszcze parę innych opcji... Może kolidowałoby to z tym, co Hunter mówił wcześniej, ale Flash nie mógł nic na to poradzić, że takie właśnie myśli tłoczyły się w jego głowie.
Zolomon położył dłoń na kolanie młodego.
- A właściwie ktoś – odezwał się ponownie. – To ty, Barry. – Podniósł się z kucającej postawy, niemalże stykając się z brunetem ustami. Popchnął go niezbyt mocno na łóżko, samemu na nim klękając. – Chcę ciebie, Barry. Zawsze chciałem. Nie tylko twojej prędkości, ale ciebie całego. Dla siebie. Nie wiedziałem, że moim celem było posiąść cię. W jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Barry patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Nie docierało do niego to, co się właśnie działo. Zoom był blisko. Za blisko jak na normalną relację. Choć ich relacja nigdy normalna nie była. Byli przecież wrogami. A teraz coś takiego...
- Nie uciekaj mi, Barry – szepnął blondyn, pochylając się w stronę Allena. – Nie zrobię ci krzywdy – dodał, po czym powoli i zmysłowo go pocałował.
Flash odetchnął cicho, przymykając oczy. Zamiast uciekać, poddał się tym pocałunkom. Były... niesamowite. Jakby magiczne. Mężczyzna całował naprawdę nieziemsko.
Brunet powinien był się odsunąć. Uciec, wyrzucić Hunterowi, że oszalał. Zamiast tego zaczął mu odwzajemniać pocałunki. Nie mógł się przed tym powstrzymać. Poczuł, jak Zolomon nieco na niego napiera, więc położył się na łóżku. Wciąż czuł na ustach te pocałunki, które kompletnie odbierały mu możliwość myślenia. Nieśmiało uniósł ręce, obejmując Zooma za szyję. Dłonie blondyna wkradły się pod koszulkę Barry'ego, dotykając jego nagiej skóry. Allen cicho westchnął. Ten dotyk palił. W pozytywnym sensie z bardzo erotycznym podtekstem.
Nagle w pokoju dało się wyczuć pęd powietrza. Flash, nieco zdezorientowany tym i brakiem pocałunków, otworzył oczy. Spodziewał się, że może starszy mężczyzna zniknął, on jednak wciąż tu był. Z tym, że obecnie zupełnie nagi. Młody odetchnął cicho. Hunter był naprawdę ładnie zbudowany.
- Masz ładne ciało, Barry – odezwał się Zolomon.
- Co? – Brunet zerknął po sobie. Również był nagi. – Jak...
- Zapomniałeś? – Zbliżył się ponownie do niego. – Jestem najszybszym człowiekiem na Ziemi.
Barry westchnął cicho. Ich usta zaraz ponownie się spotkały. Dłonie Zooma zaczęły dużo pewniej badać ciało Allena, co ten przyjmował z kolejnymi pomrukami i westchnięciami. Sam przesunął dłońmi po plecach blondyna, rozkoszując się jego chłodną skórą.
- Bardzo cię pragnę, Barry. Jak nigdy nikogo – szepnął mężczyzna. Przesunął dłoń na jego podbrzusze, by chwilę później zacisnąć ją na jego członku.
Flash cicho jęknął.
- O właśnie tak. Jesteś taki seksowny. Chcę cię całego. Powoli, zmysłowo, przez całą noc – kontynuował swój szept, czym jeszcze bardziej podniecał chłopaka. – Czuję, że ty też mnie chcesz. Czuję to doskonale.
Brunet jęknął cicho, poruszając biodrami, jakby chciał się otrzeć o dłoń Huntera.
- Jesteś zniecierpliwiony. To takie seksowne – szepnął Zolomon, wpijając się w szyję Barry'ego. Poruszał dłonią bardzo powoli, zupełnie wbrew prędkości, którą tak uwielbiał. Teraz nie chciał, żeby to zbyt szybko się skończyło.
- Dotknij mnie, Barry – szepnął. Allen spojrzał mu głęboko w oczy i oderwał jedną dłoń od jego pleców. Przesunął ją po jego boku, docierając do męskości. Zacisnął na niej palce, zmuszając tym samym Zooma do gardłowego pomruku przyjemności.
- Czujesz, jak na mnie działasz, Barry? – wyszeptał pytanie blondyn.
- Czuję...
Mężczyzna przesunął swoją dłoń pomiędzy pośladki Flasha i ostrożnie naparł palcami na jego wejście.
- Tu mnie poczujesz. Mocno, ale powoli. Zmysłowo. Sprawię, że będziesz jęczał całą noc... – szepnął Hunter prosto do ucha chłopaka.
Brunet jęknął, wyginając nieco kręgosłup. Nie spodziewał się, że Zolomon potrafi rozbudzać zmysły poprzez same słowa. Nie sądził, że jest w tym taki dobry. Choć dobry to za mało powiedziane. Był cudowny. Mógłby pieścić Barry'ego samymi słowami, a on chyba i tak by doszedł... Niesamowite.
- Chcę tego. Chcę ciebie.
- Bardzo? – zapytał szeptem Zoom, przypatrując się Allenowi.
- Bardziej się już nie da... – odpowiedział cicho Flash. Wiedział gdzieś podświadomie, że nie powinien tego czuć, ale nie panował nad swoim ciałem. Był rozpalony i podniecony.
W końcu blondyn naparł mocniej na wejście młodego, co trochę zabolało, bo palec mężczyzny nie był nawilżony w żaden sposób. Brunet jęknął, zaciskając powieki. Podniecenie jednak nie minęło, co nieco zaskoczyło Barry'ego. Spodziewał się, że przez ból wszystko opadnie, ale nic takiego się nie stało.
- Rozluźnij się – szepnął zmysłowo Hunter, poruszając nieco swoim palcem. – Już bym cię wziął, ale jesteś taki ciasny... Mogę zrobić ci krzywdę... która właściwie też mogłaby być podniecająca. Nie uważasz, Barry?
Allen cicho jęknął, próbując zapanować nad przyspieszonym oddechem.
- Ciasny i tak bardzo rozpalony... – szepnął ponownie Zolomon. – Czuję to, Barry...
- Weź mnie – szepnął nagle Flash. – Teraz. Proszę, dłużej nie wytrzymam...
Zoom uśmiechnął się pod nosem, wycofując swój palec. Rozchylił bardziej uda chłopaka, usadawiając się pomiędzy nimi. Uniósł jego biodra, nakierowując swojego członka pomiędzy pośladki bruneta. Pchnął, niemalże przyprawiając Barry'ego o utratę przytomności. Allen poczuł jak mocno zakręciło mu się w głowie. Kompletnie pociemniało mu przed oczami, a wzdłuż kręgosłupa przeszła błyskawica bólu. Jęknął głośno, wyginając nieco ciało. Blondyn odczekał trochę nim pchnął, wchodząc głębiej. Wiedział, że chwilowo każdy ruch będzie sprawiał Flashowi ból.
- Boli... – szepnął młody, starając się wyrównać oddech. Po raz kolejny już.
- Mam przestać?
- Nie... nie – wyszeptał i rozchylił jeszcze odrobinę nogi, jakby to mogło dać mu jakąś ulgę.
Mężczyzna zaczął się poruszać. Powoli, zmysłowo. Tak jak zapowiadał. Brunet początkowo czuł tylko ból, co wycisnęło z jego oczu ze dwie łzy, ale w końcu zaczął odczuwać przyjemność z tych głębokich pchnięć. Zaczął nawet delikatnie drżeć. Zaciskał dłonie na plecach Huntera, drapiąc je co chwilę.
- Ciasny, rozpalony, seksowny... Barry... – zamruczał cicho Zolomon. – Bardzo mnie podniecasz.
- Czuję... – jęknął Barry.
- Wiem. Czujesz, jaki jestem twardy... Jak mocno w ciebie wchodzę. Jak bardzo chciałbym w tobie dojść...
Umysł Allena szalał od tych słów. W myślach doszedł już nieskończoną ilość razy. I czuł, że jego ciało bardzo pragnie tego samego. To uczucie nadchodziło powoli, czuł to mocno. Z każdym kolejnym ruchem Zooma był coraz bliżej. Jego wrażliwe wnętrze aż krzyczało o orgazm. Zmysłowe ruchy bioder blondyna doprowadzały go do szaleństwa. Wyginał ciało, chcąc sobie jakoś ulżyć, ale nic nie pomagało. To wszystko było takie wolne, wręcz nieznośnie wolne.
W końcu jęknął głośniej, napinając chyba każdy możliwy mięsień. Poczuł silną falę orgazmu i zaczął dochodzić. Mężczyzna jednak wciąż się w nim poruszał i to powodowało u Flasha zawroty głowy. Po chwili usłyszał nieco głośniejszy pomruk Huntera i poczuł jak w nim doszedł. To było bardzo intymne...
Poczuł jak Zolomon powoli i ostrożnie się z niego wysunął. Położył się nieco na boku, podpierając się na łokciu i spoglądając na chłopaka.
- Całą noc? – zapytał brunet, wciąż ciężko oddychając.
- Mhm. Odpocznij trochę, Barry. Dam ci parę minut. – Zoom zaczął gładzić go delikatnie po włosach. Barry uśmiechnął się, przymykając oczy. Chociaż na chwilę. Odpocznie i...
Otworzył powoli oczy. W pokoju było jasno, a on leżał w łóżku sam. Uniósł się nieco na łokciach, rozglądając się dookoła. W końcu usiadł.
- Co jest...? – szepnął sam do siebie. We flashowym tempie naciągnął na siebie jakieś bokserki i sprawdził cały dom. Na 100% był sam. Nigdzie ani śladu blondyna.
Allen wrócił do pokoju i opadł ciężko na łóżko.
- No to miałem sen... – mruknął. – Nawet się w nocy rozebrałem...
Odetchnął cicho. Nie czuł się obolały, więc tym bardziej odepchnął od siebie myśli, że to wszystko mogło wydarzyć się naprawdę. Nie wziął pod uwagę tego, że jego organizm zdecydowanie szybciej się regenerował.
Nagle kątem oka coś spostrzegł. Zmrużył oczy i sięgnął po niebieski materiał. Leżał na podłodze koło łóżka. Flash podniósł go i przyjrzał się uważnie. Koszulka.
- Ona nie jest moja... – szepnął.      

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro