Życie To Nie Bajka, Ale...
Maria Antonina Barrow dwa lata temu straciła swoją moc. Jako królowa i bardzo mądra kobieta, nie dopuściła by żal i rozpacz ją ogarnęła. Jednak była nieuważna i pozwoliła by złodzieje robili co chcieli i tak doprowadziła nie tylko do mojego upadku, ale i wiele innych ludzi.
♤
Byłam pod osłoną nocy gdy przekraczałam bramę główną.
- Witajcie! - naciągnęłam bardziej kaptur w geście przywitania.
- Witaj, Al - powiedzieli strażnicy w srebrnej zbroi.
Dobrze mnie tu znali, ponieważ to moje rodzinne miasto. Magmet. Jak i stolica, jak i piękne miejsce. Kamienice wysokie z oknami w drewnianych ramach. Ustawione w rzędy tworząc długie alejki. Pod mieszkaniami liczne knajpy, sklepy. Dotarłam do kwiaciarni Pani Bell. Przywiązałam do drewnianego kołka mojego konia i weszłam do środka.
Zdjęłam kaptur od peleryny.
- Ohayo!
- Ohayo, młoda damo! - liczne pasemka w koku, koloru siwego mówiły o jej wieku. Ubrana w fartuch, a w kieszeniach różnego rodzaju wstążki. Mnóstwo kwiatów na półkach w donicach i lustro na ścianie sprawiało, że pomieszczenie wydawało się większe.
- Och! Musisz być spragniona, poczekaj przyniosę coś do picia. - to prawda, chciało mi się pić.
- Jeśli to nie problem. - wyszła na zaplecze, ale dopiero po paru minutach przyniosła tacę z dwiema szklankami soku jabłkowego.
Mojego ulubionego.
- Dziękuję - powiedziałam gdy wypiłam do dna.
- Jak się masz? Opowiadaj, dawno cię tu nie było.
- Odwiedziłam kilka miast, pozwiedzałam. - nagle odezwała się moja klacz.
- I widzę, że z towarzyszem! - nie ukrywała zaskoczenia.
- Tak. Już nie sama, ale bardziej mnie interesuje co się działo przez ten niecały rok z królową.
- A! Jak najbardziej. Jak wiesz szybko uporała się z napadami na miasta i ludźmi, którzy za tym stali. Jednak jej przyczyna zniknięcia mocy dalej nie wyjaśniona. Zamknęła się w pałacu i cisza. - Hm. To już coś. Tyle informacji.
- Dziękuję bardzo Pani Bell, ale będę się zbierać. Do zobaczenia niedługo!
- Trzymaj się Mia!
Na mieście mieszkańcy wychodzili na ulicę. Lampiony dawały swoim światłem, pozpraszając mrok. Nagle zauważyłam, że ktoś przygląda się mojej klaczy.
- Ej! - Też miał peleryne i nie widziałam jego twarzy. - Co ty myślisz?! Nie należy do ciebie!
- Do ciebie pewnie też nie. - rzekł nieznajomy. Miał młodzieńczy głos.
- Phi! A co cię to interesuje?!
- Ta klacz jest z czystej krwi Albani. To z sąsiedniego królestwa. - wsiadłam na białego konia.
- I co jeszcze? Może zdradzę ci imię?
- powoli mnie wkurzał.
- To by było fajnie. - zdjął kaptur i ukazała się biała czupryna. Zdziwiłam się. Nietypowy kolor włosów.
- I na co się gapisz?! - walnęłam go w policzek. Boże, jak ja nienawidzę ich.
♤
A tej co? Kobieta goryl? Jechała spokojnie na klaczy tyłem do mnie. Chciałem być miły. Mam nadzieję, że jej już nie spotkam. Udałem się do biblioteki skoro jeszcze miałem czas zanim straż się zorientuje.
♤
- Witaj!
- Ohayo! Profesorze. - weszłam do pomieszczenia. To najwspanialsze miejsce. Jeden z największych zbiorów książek. Znajduje się w starym, ogromnym drzewie. Mnóstwo półek wyrzeźbionych w drewnie, a za blatem stał starzec w okularach ustawiając książki.
- Potrzebujesz czegoś? Czy raczej tradycyjnie?
- Jak dobrze mnie znasz. - uśmiechnął się.
- Mieliśmy lekkie porządki, więc twoje znajdują się piętro wyżej.
- Dziękuję, długo nie zastane.
- Nieprzejmuj się, możesz być ile chcesz.
Schodami w tunelu weszłam na okrągłe piętro. Wokół mnie półki z książkami, okrągłe okno nade mną dawało światło nocy i gwiazd.
Zaczęłam od lepszej pierwszej i powybierałam kilka. Zrobiłam stosy i zaczęłam czytać. Nagle usłyszałam kroki. Podniosłam wzrok znad książki i to był ten koleś spod kwiaciarni.
- Nani!? A ty czego tu?
- O, matko to ty? - strzeliłam focha i wróciłam do czytania. On też brał jakieś książki. Na co mu?Poczułam na sobie wzrok.
- Na co się gapisz, zboczeńcu - rzuciłam w niego książką i dostał w głowę.
- A ty co? Ja się staram być miły! A ty bijesz bez powodu! Byś się opanowała!
- Phi! Nikt mi nie mówi co mam robić.
- To masz dobrze. - głaskał się po głowie z powodu bólu. Ha? Co miał na myśli ?
- Już ta godzina, kurde - pobiegł na dół.
- Chwila, moment! - za bardzo mnie zaciekawiły jego słowa. Wyleciałam z biblioteki i wskoczyłam na moją klacz, Yuno. Niestety, zgubiłam go, więc udałam się w stronę pałacu, schowałam książki, które udało mi się złapać do torby na siodle. Westchnęłam głęboko i ruszyłam.
Z powodu późnej pory, ulice zaczęły być puste. Przed sobą miałam pałac.
Jak ich wiele. Kilka wież i mur obronny dookoła. Zapewne ogród wielki z tyłu, którym zajmuje się mnóstwo ogrodników. Słyszałam, że królowa potrzebuje kogoś kto będzie opiekował się jej zbiorem ksiąg.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro