Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Strażnik Marzeń.

Obudziłam się z uczuciem, że ktoś mnie dotyka. Ledwo co otworzyłam oczy i zobaczyłam jego białą czuprynę. Spał tu ze mną? No tak, byłam na maksa zmęczona i poszłam z nim do mojego pokoju, nie zwracając uwagi na gości. Ale był taki słodki. Przyznam cieszyłam się, że został jak go wtedy prosiłam. Nagle otworzył oczy.
- Cześć.- rzekł ospale.
- Hej.
Patrzyliśmy sobie w oczy gdy spytał.
- Jak myślisz, byliśmy dobrą parą gdybyśmy nie udawali? - jego słowa mnie zaskoczyły i podniosłam się gwałtownie.
- To znaczy...jak?
- Normalnie. Bo chyba. - niemożliwe.
On? Jednak? Lekko się zarumienił.
- Myślę...że tak. - odpowiedziałam niepewnie. Jego wzrok skierował się na mnie.
- Idę się umyć. - zawstydzona zostawiłam go w pokoju. Dopiero teraz złapałam powietrze. Oparłam się o zamknięte drzwi by nie upaść. Moje nogi były jak z waty. Mielibyśmy nie udawać już? Nie wiem. Nalałam do wanny ciepłej wody a potem stanęłam przed dużym lustrem. Wciąż ubrana w balową suknię, zawirowałam w miejscu wspominając taniec z nim. Chciałabym to jeszcze raz przeżyć. Nie wie, że wczoraj nie tylko był bal z okazji "uczczenia" naszego związku, ale i coś jeszcze.

Zamknęła się w pomieszczeniu naprzeciwko. Może byłem zbyt nachalny, ale przecież to ona mnie pocałowała wczoraj. No nic. Zabrałem swoje rzeczy i wróciłem do swojej komnaty by też wziąć kąpiel.
Wieczorem udałem się do biblioteki gdzie ona siedziała na brązowej drabinie układając książki. Nie miała zamiaru odpocząć. Królowa ogłosiła wolne dla wszystkich. Usiadłem na czerwonej kanapie.
- Co jest ? - spytała.
- Kiedy ty masz urodziny? - palnąłem.
- Ja mam dopiero za pół roku.
Była lekko zszokowana moim pytaniem. Zeszła z drabiny i podeszła do mnie.
- Miałam wczoraj. - rzekła gładząc swoją ranną, ale już z bliznami dłoń.
Co? Serio?
- I dopiero teraz mi to mówisz?
- Nie pytałeś. - no, tak miała rację, ale ja tak tego nie zostawię.
- To nie wybaczalne. Muszę spełnić choć jedno twoje życzenie. - wstałem i złapałem ją za dłonie. Lekko zarumieniła się.
- Nie, nie to zbyt wiele! - zrobiła krok do tyłu puszczając mnie.

Co on odwalał? Patyczku. Nie, nie mogę go prosić. To zbyt dużo. I może nie pasować jemu. Ale. Swoje zasady dawno złamałam i już ich nie przestrzegam.
- Proszę, cokolwiek. - mówił. Westchnęłam głęboko.
- Chciałabym...znów...z tobą zatańczyć - wydukałam. Zrobił oczy szerokie.
- I tylko tyle ?
- T...tak.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się lekko. - Za godzinę w mojej komnacie. - I wyszedł. Postanowiłam, że ubiorę tą sukienkę co miałam wczoraj.
Jego komnata była trochę daleko od mojej, ale nie spotkałam ani jednej żywej duszy. Ledwo co strażników widziałam. Gdy stanęłam przed jego srebrnymi drzwiami, wzięłam głęboki wdech. Mówił mi bym weszła bez pukania. To co ukazało się moim oczom, przechodziło moje wyobrażenie, a szczególnie moje życzenie. Wszędzie były palące się świece. Na oknach, kominku, półkach z książkami, stole. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Podszedł do mnie, ubrany był jak na balu. Tyle, że bez miecza i peleryny.
- Nie musiałeś. - szepnęłam.
- Ale to przyjemność. - podał mi dłoń, a ja ją ujęłam. Pociągnął na środek pokoju. Zaczęliśmy się bujać w te i w te. Wolniej i bliżej siebie niż jak przed tem. Czułam jak bije jego serce.
Czułam ciepło jego ciała, oddech na moich włosach. Jeszcze bardziej do niego przylgnęłam aż się zatrzymaliśmy.
- Mia. - rzekł cicho.
- Hm? - Patrzyłam mu prosto w niebieskie oczy, które błyszczały.
W tej ciszy słychać było ruch płomieni świec, a nawet jak krew płynie we mnie.
- Kocham cię.
Wszelkie zmartwienia odpłynęły, serce zabiło szybciej, zacinęłam pięści na jego mundurze. Z zaskoczenia pocałowałam go, jednak po chwili odwzajemnił to. Jego ręce splotły się z tyłu na moich plecach i podniósł mnie tak, że moje baleriny spadły na podłogę. Położył na łóżku, a jego ciało było nade mną. Czy byłam na to gotowa? Tak. Zdjął marynarkę i buty.
Znów jego usta przylgnęły do moich.
Poczułam jak rozpina zamek na plecach od sukienki. Momentalnie zostałam w czarnej bieliźnie.
Czułam jak palę się na twarzy.
Ostatecznie zdjął spodnie i też był tylko w spodenkach. Moje ręce wziął do góry. Dobrze, że ich nie związał, ale całował coraz bardziej namiętnie. Jego dłonie błądziły po moim ciele, a ja czułam rozkosz, której nigdy nie miałam okazji poznać. Przeszedł na moją szyję i jęknęłam bez otwierania ust. Następnie zaczął składać skromne pocałunki na mojej kladce piersiowej, na brzuchu i niżej. Gdzie ten Patykacz się tego nauczył? Na tą myśl uśmiechnęłam się lekko. Jednak szybko znów wrócił do moich warg, długo gdy poczułam jak delikatnie zdejmuje moją dolną część bielizny.
Uwolnił moje dłonie, a ja zatopiłam je w jego włosach. Po chwili złapał je i każde z osobna splotły się z jego dłońmi i wtedy poczułam jak we mnie wchodzi. Najpierw powoli, dalej całując mnie. Nie mogłam złapać powietrza. Jękałam w duszy swojej. Wręcz chciałam krzyczeć, ale jakby to było zakazane. Czułam się jakbym latała w obłokach dotykając motyli. Chciałam jego. Nawet nie byłam w stanie tego opisać jak go pragnęłam, a teraz oddał mi się cały, a ja jemu. Oplotłam go nogami i zaczął szybciej aż w końcu. Coś we mnie pękło. Nieodwracalnie. Oderwał się od moich ust i dopiero teraz łapaliśmy powietrze. Uśmiechaliśmy się do siebie. Położył się obok mnie gładząc mój policzek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro